Ben chwycił nóż i z okrzykiem: „Zabiję cię” stanął pomiędzy Viktorią a Perełką. Ja zamiast odebrać mu owo narzędzie jąłem się zastanawiać, do kogo była skierowana ta groźba – język angielski ma bowiem tę przypadłość, że „you” może oznaczać „ciebie” albo „was”. Na wypadek, gdyby Ben miał na myśli liczbę mnogą, oddaliłem się o jakieś dwa metry - jak już ktoś ma zejść z tego świata, to niech to nie będę ja. Trochę się wstydziłem mojej tchórzliwej reakcji, ale z drugiej strony - lepiej być żywym tchórzem niż martwym bohaterem. Niestety miałem też świadomość, że jeśli Perełka przeżyje, to nigdy mi tego nie zapomni. Codziennie do końca życia, przy byle okazji, będę wysłuchiwał: „Jesteś zerem, a nie mężczyzną, nie stanąłeś w mojej obronie, gdy groziła mi śmierć”.
Oczywiście, gdyby Perełka przeżyła, to zawsze mógłbym odpowiedzieć, że widocznie nie groziła jej śmierć skoro nadal żyje i stąd też żadna moja interwencja nie była potrzebna. Mówiąc jednak serio – nie zareagowałem, bo wiedziałem, że Ben tego nie zrobi, chciał po prostu postraszyć skaczące sobie do oczu, kobiety i akurat postanowił postraszyć je nożem. Odebrałem mu go zresztą po chwili. Oddał bez najmniejszego oporu. Tymczasem obie panie nadal obsypywały się wyzwiskami, a stroną dominującą była Viktoria, której nawet udało się uderzyć Perełkę. Nie był to jakiś mocny cios – raczej szturchnięcie, ale na szturchniętej zrobiło to poważne wrażenie. Ben wepchnął wówczas Viktorię brutalnie do pokoju i kazał jej milczeć. Jednak ta co chwilę wyskakiwała, wygrażając pięścią Perełce i obrzucając ją kolejną porcją wyzwisk. Przerwałem tę awanturę, udając się do swojego i pokoju zabierając Perełkę.
Przeczytaj również:
W naszym angielskim domu cz I
Jak przestałem być Clooney'em
Żelki w dekolcie
Co czuje kobieta, gdy ma mężczyznę w łapach
Jeszcze nie przekroczyliśmy progu, a Perełka – jak słusznie się spodziewałem - wyzwała mnie od najgorszych. Stwierdziła, że mężczyzna to ze mnie żaden, bo nie broniłem jej przed Benem. Ja natomiast – zgodnie z prawdą – wyjaśniłem, że nie było takiej potrzeby, bo sam fakt, że ktoś wziął nóż do ręki i straszył, że zabije, nie jest równoznaczne ze spełnieniem gróźb. No tak, ale jak wytłumaczyć to Perełce, która od mężczyzn oczekuje rycerskości? Szczerze mówiąc trochę mi przykro, że nie jestem taki, jakiego widziała mnie w marzeniach, ale przecież nie mogę udawać, że jestem kimś, kim nie jestem. Kilka godzin później dostałem esemesa od Viktorii o następującej treści: „ Nigdy nie byłeś moim przyjacielem, jesteś fałszywy! Pier.... się!”.
Od tego czasu nasze relacje z sąsiadami przyjęły charakter lodowaty. Miało to wyłącznie dobre strony, bo przestali nas nawiedzać i dzięki temu mogliśmy trochę odetchnąć. Perełka codziennie wypominała mi moją haniebną postawę, ale mnie już to nie drażniło - kiedy zaczynała coś mówić wyłączałem się i myślałem o czymś przyjemnym.
***
Od pewnego czasu obserwuję wzmożony napływ rodaków na Wyspy. Oznacza, że w Polsce jest jednak coraz gorzej i nie zmieni tego fakt, iż rząd chwali się rosnącym - „mimo wszystko” - PKB. Będąc kilka razy na Victoria Station zwróciłem uwagę na tłumy Polaków, szczególnie młodych. Przyznam, że budzi to we mnie przerażenie – ci ludzie, od których zależy przyszłość naszego kraju, powinni w Polsce mieć pracę i dach nad głową, tam się rozwijać, tam widzieć sens swojego życia. Wyjazdy za granicę też rozwijają, ale rzecz w tym, żeby później z tego rozwoju korzystała Polska, tymczasem z rozmów, które przeprowadziłem na Victorii wynika, że ci młodzi ludzie nie mają najmniejszego zamiaru wracać. Nigdy! Rafał siedzi na bagażach i czeka na przyjaciół, którzy mają go odebrać ze stacji. Z nudów rysuje coś w szkicowniku - wyłapuje z tłumu co ciekawsze postacie i kilkoma kreskami portretuje je. Pewność z jaką operuje ołówkiem i efekty jakie pojawiają się na kartkach nie pozostawiają wątpliwości, że Rafał jest uzdolniony plastycznie.
-Wolę rysować, niż robić zdjęcia, ale moją pasją jest malowanie.
Pochodzi z niewielkiej miejscowości położonej między Poznaniem a Łodzią. Od dziecka zdradzał zdolności artystyczne. Rysował, malował, rzeźbił w drewnie. Chciał po gimnazjum uczyć się w liceum plastycznym, a później studiować na ASP, ale w domu bieda, więc zamiast kształcić się w wymarzonym kierunku, wylądował w zawodówce handlowej Chodził do zawodówki handlowej, pracował w sklepie, później zrobił jeszcze kurs lakiernika, bo tylko to było dostępne w pobliskiej powiatowej mieścinie, do której dojeżdżał rowerem. Sklep zbankrutował, a na lakiernika go nigdzie nie chcieli, bo nie ma doświadczenia i tak wylądował w Londynie. Wierzy, że jak się tu trochę urządzi, to będzie miał możliwość realizowania swojej pasji.