Trener Andrea Anastasi „czuł pismo nosem” mówiąc przed meczem, że obawia się porażki. Jego przewidywania się sprawdziły, bo polskim siatkarzom wyraźnie nie szło. Wyraźnie brakowało im werwy i fantazji, którą tak imponowali jeszcze miesiąc temu w lidze światowej, wygrywając ją w cuglach.
W środowy wieczór na parkiecie Earls Court One grał jednak zupełnie inny zespół niż wówczas i zupełnie inny niż ten, który w tym samym miejscu, jeszcze kilka dni temu wygrał z
Włochami i
Argentyną. Jakkolwiek
porażkę z Bułgarią można było potraktować jak nieszczęśliwy przypadek, to przegraną ze znacznie niżej notowaną, lecz ambitną Australią należało uznać za ostrzeżenie.
Chimeryczna gra?
Polscy siatkarze
po klęsce z Australijczykami zapowiadali, że mecz z trudnym przeciwnikiem, czyli z Rosją zmobilizuje ich do pokonania jej. Niestety, na boisku nie tej mobilizacji widać nie było. Psucie zagrywek, fatalny odbiór i dziurawe bloki lub ich brak, musiały się zemścić i kilka udanych zagrań Kurka, Bartmana czy Żygadły nie mogły tego zmienić. Polacy mogli jednak wygrać to spotkanie, gdyby nie chimeryczna gra, mieli bowiem przebłyski dobrej gry. Zawiodła koncentracja, której brak słusznie wytykał trener Anastasi. Przegrana polskich siatkarzy to również zawód dla naszych kibiców, którzy w liczbie około ośmiu tysięcy przybyli na ten mecz, by dopingować swoją drużynę.
Polska – Rosja 0:3 (17:25, 23:25, 21:25)
jm, MojaWyspa.co.uk