MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

08/06/2013 08:46:00

Niedokończony gwałt na Perełce

Niedokończony gwałt na PerełceRzadkie picie skraca życie. Ben i boczny wątek przedszkolny. Straszne skutki rozchylonego szlafroka. Niedokończony gwałt na Perełce. Melanż ze zmieloną twarzą.

Trochę mnie niepokoi to, że rzadko piję i wcale nie chodzi tu wodę mineralną, kawę czy herbatę, lecz o alkohol niestety. Jeśli ktoś pije rzadko, to znaczy, że kres jego jest bliski, a jeśli w ogóle nie spożywa, to znaczy, że już nie żyje albo jest... niepijącym alkoholikiem. „Niepijący alkoholik” - też coś! Przecież to gorsze niż pijący, a nawet nieżywy!


Długo myślałem nad tym dlaczego tak się dzieje i wreszcie doszedłem do wniosku, że nie mam z kim pić. Perełka niby nie całkiem stroni, ale przecież tego nie można nazwać piciem – wchłonie pół szklaneczki i natychmiast zasypia. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby i mnie nie ograniczała do tak nikczemnej ilości, bo czy ja jestem jakimś Włochem, Hiszpanem albo innym Grekiem, który zadowoli się dwiema lampkami wina, a po szklance czegoś mocniejszego śpi dwa dni? Ja jestem, przynajmniej pod tym względem, prawdziwym Polakiem. Gdyby jeszcze zasnęła nie chowając przedtem butelki, w jakimś, trudnym do odkrycia, miejscu, ale ona tak potrafi zabunkrować, że nawet sama nie potrafi jej później znaleźć. Nie, to jednak nie to, że dlatego rzadko piję, bo nie mam z kim – przecież gdyby nie chowała, to piłbym sam ze sobą. Nie wiem, może dlatego, że Perełka nie jest brzydka? Ale poprzednia współlokatorka też nie była, a mimo to wypijaliśmy -bywało - po 0,7 na głowę. Muszę to jeszcze przemyśleć.

***

Był późny wieczór, Perełka już zaczęła coś marudzić na temat spania, kiedy z korytarza dały się słyszeć głośne kroki, jakieś głosy – męski i kobiecy, a po chwili ktoś załomotał do drzwi. Otworzyłem i zobaczyłem uśmiechniętego Bena, który pomachał mi przed oczami dużą butelką Jacka Danielsa. Za Benem, nieco mniej uśmiechnięta, stała Viktoria. Doskonale wiedziałem dlaczego ona jest mniej entuzjastycznie nastawiona od swojego fatyganta – całkiem po prostu znała ciąg dalszy. Wiedziała, że – i tak już nieźle podpity Ben – narąbie się jeszcze bardziej i nie będzie już mowy o słodkim tet-a-tet, bo on, w takim stanie, bardziej woli towarzystwo innych osób. W sumie się mu nie dziwię, bo o czym tu gadać z kimś, z kim się jest już ponad trzy lata?

Przeczytaj również:
W naszym angielskim domu cz I
Jak przestałem być Clooney'em
Żelki w dekolcie
Co czuje kobieta, gdy ma mężczyznę w łapach

Ilekroć Ben się pojawiał, zawsze było tak, że natychmiast po przyjściu kierował swe kroki do mojego pokoju i spędzał ze mną po kilka godzin. Ale było też tak, że nie startowaliśmy z równych pozycji – mój gość miał już za sobą parę szklanek, a ja byłem trzeźwy, jak wieprz. Po trzech pierwszych kolejkach ja zaczynałem łapać obroty, tyle, że kiedy już zaczynałem dochodzić do poziomu swojego współtowarzysza, on przechodził w stadium agonalne. Czasem jednak zdarzało się, iż dotrzymywał mi towarzystwa dość długo, ale tak bywało tylko wówczas, kiedy wcześniej nawciągał się chłopina, koksu. Tym razem też był na koksie, a nie wróżyło to nic dobrego – pijany i naćpany „bojfrend” Viktorii, był strasznie upierdliwy i pobudzony pyscho-motorycznie. Pałętał się wtedy pomiędzy moim, a sąsiadki pokojem, będąc przy tym tak diabelnie mamrotliwy, że nie sposób było go zrozumieć.

Na pewnym etapie imprezowania, ujawniały się u Bena jakieś dziwne skłonności – osobnik ten – najzwyczajniej w świecie - próbował do mnie dobierać. Seksualnie zresztą. Pewnego razu zaszedł mnie „od zaplecza” i pocałował namiętnie w szyję łapiąc mnie przy tym za pierś, niejeden raz próbował uszczypnąć mnie w tyłek, lub dobrać się do pewnych części ciała usytuowanych z przodu w tzw. przestrzeni międzynożnej (przepraszam za te „niesmaczności” , ale czynię to w ramach kronikarskiego obowiązku). Kiedy wspomniałem Perełce o dziwnych inklinacjach Bena, nie chciała wierzyć. No tak, pomyślała pewnie, że fantazjuję – gdzieżby taki młody mężczyzna, jak on, który na dodatek ma piękną i młodą dziewczynę, czepiał jakiegoś starucha. Po pierwsze nie jestem „jakimś” staruchem, po drugie - w ogóle nie jestem staruchem, po trzecie: jeśli podoba mu się młoda i piękna Viktoria i podobam mu się ja, więc to oznacza, że również jestem piękny i młody. Proste! Perełka, była właśnie świeżo po kąpieli, więc przeprosiła Bena za strój - miała na sobie szlafrok, który, nawiasem i oględnie mówiąc, nie wszystko zakrywał dokładnie, w szczególności to, co zazwyczaj się zakrywa (fakt ten będzie miał później istotne znaczenie). Ben odrzekł, że nie ma sprawy i usiadł na tapczanie koło, na pół-leżącej, Perełki. Przystąpiliśmy do spożywania. Ben jak zwykle mieszał Jacka z colą, czego ja nie znoszę, bo uważam to za „marnację”. Nie, żebym był jakimś smakoszem i np. cola zaburzała mi smak, zapach itp., chodzi jedynie o to, że rozcieńczany trunek, poprzez swoją słabość opóźnia pożądane efekty. Perełka też ma podobną opinię, w tej kwestii – przynajmniej w tym jesteśmy zgodni. Alkohol oprócz wielu bezsprzecznych zalet ma jedną fatalną, najgorszą z możliwych, wadę i nie jest nią – wbrew pozorom – kac, lecz to, że zawsze się kończy. Mam tę niemiłą przypadłość, że muszę sporo wypić, żeby się upić, i drugą – jeszcze gorszą – szybko trzeźwieję. Od czasu, do czasu zdarza mi się też mieć kaca w tym samym momencie, w którym zaczynam pić, czyli -jak widać – łatwo nie jest. Dopóki w butelce coś było, dopóty mogłem słuchać opowieści Bena, choć prawdę mówiąc raczej przynudzał. Głównie przechwalał się, z jakich to opresji wychodził bez draśnięcia, z opresji czyli bójek. Z jego relacji wynikało, że przytrafiały mu się kilka razy dziennie, a napastników zawsze było od dziesięciu w górę. Ostatni raz takie gadki słyszałem w przedszkolu, sam zresztą też, ale jako dziecko, się przechwalałem zmyślając bijatyki, w których kładłem pokotem kilku przeciwników za jednym zamachem. I zapewne długo jeszcze bym się chełpił wyimaginowanymi czynami, gdyby nie mój przedszkolny kolega Stasio K od początku sceptycznie nastawiony do moich opowieści. Otóż Stasio postanowił zweryfikować moje przechwałki i uczynił to w sposób bardzo prosty – najzwyczajniej w świecie obił mi ryja, a ja nie zdążyłem palcem kiwnąć. Niestety, po tej nauczce nie przestałem być chwalipiętą, nie opowiadałem już jednak o swoich heroicznych czynach, przenosząc swoją mitomanię na inne płaszczyzny. Opowiadałem np. w tymże przedszkolu, że mój ojciec jest komandosem, piłkarzem, milicjantem, a raz nawet, że jest muzykiem i umie grać na akordeonie. Przypadkiem usłyszała to wychowawczyni i bardzo się ucieszyła, bo akurat szykowała się zabawa choinkowa i potrzebny był ktoś, kto przygrywałby dzieciom do tańca. Zapewniłem panią bezczelnie, że tatuś zrobi to z przyjemnością, tak się jednak – nieszczęśliwie - składało, że po pierwsze: mój rodziciel nie miał akordeonu, po drugie: gdyby nawet od kogoś pożyczył, to nie zagrałby na nim, bo nie umiał. Jedno jest pewne: ojciec mógłby - od biedy - być komandosem, milicjantem, piłkarzem, lub nawet cyrkowym akrobatą, ale na pewno nie muzykiem, miał bowiem słuch absolutny, czyli absolutnie nic nie słyszał – jeśli już cokolwiek zaśpiewał, to wszystkie piosenki na jedną melodię, fałszując przy tym niemiłosiernie. Moje kłamstwo o ojcu-akordeoniście wydało się kiedy zadzwoniła do niego wychowawczyni. Ojciec zgłupiał i – jak później opowiadała mojej mamie jego sekretarka – słuchawka wypadła mu z ręki. W domu zostałem przesłuchany na tę okoliczność i ukarany aresztem domowym na tydzień, ale - jak udało mi się podsłuchać - cała ta akcja z akordeonem, niesłychanie rodziców rozbawiła, a najbardziej mamę, która jeszcze długo powtarzała zanosząc się śmiechem: - Ja nie mogę, on i akordeon! - kładąc nacisk na „on”. Oddaliłem się od tematu, ale długoletni czytelnicy mojej kroniki, są już chyba przyzwyczajeni, a nowi niech się przyzwyczają, bo nie potrafię opanować wchodzenia w boczne wątki.


 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska