Corocznie w Wielkiej Brytanii rodzi się ponad 20 tys. polskich dzieci. Pobierają one edukację w szkołach brytyjskich i w soboty w polskich szkołach uzupełniających. Tylko w londyńskich społecznych szkołach brytyjskich pobiera edukację 30 tys. młodych Polaków. Zasmucają statystyki pochodzące ze szkół polskich, według których tylko około 19 tys. polskich dzieci uczęszcza na zajęcia do szkół sobotnich w całej Wielkiej Brytanii.
To prawda, że szkół brakuje, ale też powstają nowe, bo te które istnieją dysponują ograniczoną ilością miejsc. – Przybywa polskich szkół sobotnich. Większość rejestruje się w Macierzy, gdyż widzi przynależność do tak sprawdzonej organizacji oświatowej, jako coś bardzo pozytywnego. Coraz więcej szkół docenia działalność PMS i płaci składki do organizacji, które wynoszą 1 funta od dziecka w rodzinie na cały rok szkolny - mówiła Aleksandra Podhorodecka, prezes Macierzy, podczas 22 Zjazdu PMS, który miał miejsce w niedzielę 24 kwietnia w Londynie.
Zapisać, czy nie?
– Nie ma się nad czym zastanawiać, dzieci na emigracji do szkół polskich powinny uczęszczać – twierdzą nauczyciele szkół sobotnich, którzy naukę w polskiej szkole uważają za obowiązek zarówno rodzica, aby skutecznie motywował i wspierał dziecko, jak i ucznia. Ich zdaniem polska szkoła to wspólnota, grupa wsparcia, namiastka polskości na emigracji i oczywiście edukacja.
Mimo tego nie wszyscy rodzice przykładają wagę do edukacji rodzimego języka i nie posyłają dzieci do szkół sobotnich, nie wiedząc lub zapominając, że dzięki m.in. przygotowaniom w polskich szkołach, dzieci i młodzież zdają egzaminy z języka polskiego na poziomie GCSE i A-level. O zachowanie tego ostatniego egzaminu właśnie z inicjatywy Polskiej Macierzy Szkolnej zebrano ponad 50 tysięcy podpisów wśród Polonii brytyjskiej. Kampania trwała kilka miesięcy i zaledwie kilka dni temu przyszła
informacja ze strony brytyjskiego ministerstwa edukacji, że egzamin A-level z języka mniejszościowego, jakim jest język polski zostaje zachowany, a nasze polskie dzieci, będąc dziećmi emigrantów zyskują szansę na lepszą przyszłość. Wyniki uzyskane podczas egzaminów mają znaczenie na dalszej drodze edukacji zarówno na rynku polskim, jak i brytyjskim. Nie bez znaczenia jest przecież ilość i jakość wyuczonych przez dziecko języków obcych, a język polski jest kolejnym z nich. Mimo tego, to jednak wydaje się być niekoniecznie mocny argument przemawiający za tym, że edukacja w polskich szkołach ma znaczenie kluczowe i nie powinna być traktowana z ignorancją.
Jak wybrać dobrą szkołę, nie jakąkolwiek...
W rejestrze Polskiej Macierzy Szkolnej znajduje się 130 polskich szkół uzupełniających, które funkcjonują na Wyspach Brytyjskich. Wszystkie są autonomicznymi jednostkami, utrzymującymi się z opłat wnoszonych przez rodziców za edukację swoich pociech w placówce oraz z niewielkiej ilości grantów, o które dyrekcje i zarządy szkół muszą napisać projekty we własnym zakresie. Polskie szkoły mimo, że jak twierdzą ich zarządy, powstały we wspólnym celu – nauczania języka polskiego jako drugiego na obczyźnie, religii, historii, geografii, kultury polskiej, patriotyzmu i poszerzania pojęcia polskości wsród dzieci i młodzieży na Wyspach, jednak różnią się od siebie znacznie. Rzecz dotyczy wybranych podstaw programowych, podręczników, zakresu innych świadczonych usług w zakresie edukacji, dodatkowych ofert skierowanych do uczniów i rodziców, gamy zajęć dodatkowych, opłat, rodzajów wydawanych świadectw, wewnętrznych systemów funkcjonowania, cyklu cosobotnich zajęć oraz co najważniejsze: wykształcenia i kompetencji kadry, począwszy od osób, które szkołę założyły. – Mało kto wie, że szkołę może założyć każdy rodzic, który niekoniecznie posiada ku temu kompetencje i kwalifikacje. Stąd mamy nowe szkoły, gdzie dyrektorami i założycielami placówek, których nazwiska widnieją w Company House lub Charity Commision są osoby, które nie posiadają nie tylko kierunkowego wykształcenia, ale bywa i tak, że nie mają wykształcenia w ogóle – twierdzą nauczyciele polonijni.
Ich zdaniem szkoły kierowane i nadzorowane przez osoby, które nie mają w tym kierunku kwalifikacji, istnieją. – Szkoła istnieje, wynajmuje pomieszczenia od placówki brytyjskiej, opłaca ubezpieczenie, które często jest odgórnym wymogiem ze strony zarządcy szkoły brytyjskiej, ogłasza zapisy dla nowych uczniów, pobiera opłaty, rodzice zapisują dzieci i tylko z pozoru wydawałoby się, że wszystko odbywa się zgodnie z ustalonym kanonem – wyjaśniają pedagodzy, wyrażając obawę, że jakość świadczonych usług i poziom edukacji, kształcenie, nadzorowane przez osoby, które nie powinny takiego nadzoru, będzie miało ujemne skutki w kształtowaniu tożsamości polskich dzieci. – To tak, jakby zamiast chodzić do lekarza, szukać porad w internecie i leczyć się w domu, albo świadczyć usługi prawne, nie będąc prawnikiem, korzystając z dostępnych publikacji, kodeksów itp. Czy w myśl tej maksymy, każdy może wykonywać określony zawód niekoniecznie mając ku temu poparte dokumentami kwalifikacje? - podsumowują.