Choć w Anglii trwa dyskusja na temat żywienia najmłodszych, jej realnych efektów wciąż nie widać. Telewizyjny kucharz Jamie Oliver od lat namawia szkoły, by sięgały po zdrowe i smaczne przepisy, a do jego programu przystępują kolejne placówki. Jednak wciąż sporo pozostało do zrobienia – zaledwie kilka miesięcy temu jedna z uczennic stworzyła blog, na którym prezentowała swoje szkolne obiady – artykuł wraz ze zdjęciami posiłków można zobaczyć
tutaj. Królowały lody, ciasta, lasagne i symboliczne porcje warzyw. Jej obserwacje potwierdzają oficjalne dane: 22,5 proc. szkół nie zapewnia uczniom codziennej porcji warzyw, tylko 12 proc. każdego dnia ma w menu owoce, a połowa regularnie serwuje pizzę i inne niezdrowe przekąski przygotowywane na głębokim tłuszczu.
Rząd prosi o pomoc
To dlatego Mekretarz Edukacji Michael Gove poprosił ostatnio założycieli sieci zdrowych restauracji Leon o ocenę szkolnego jadłospisu młodych Brytyjczyków i zaproponowanie planu naprawczego. W ocenie restauratorów zbyt dużo szkół miało „niedostatecznie dobre” menu. Zaproponowali oni zwiększenie kontroli nad szkolnymi stołówkami i kontynuację tego, co w ostatnich latach udało się osiągnąć Jamiemu Oliverowi.
Równać szanse
Wbrew pozorom kwestia szkolnych obiadów ma duże znaczenie dla rozwoju dzieci. Jak pokazują ostatnie dane Kids Company, niektórzy mali Brytyjczycy dostają w domu tylko 10 posiłków tygodniowo, a milion nie wie, kiedy i czy dostanie kolejną porcję pożywienia. Niedożywione dzieci wolniej rosną i mogą mieć gorsze wyniki w nauce i sporcie, co uniemożliwia im równe szanse w konkurencji z najedzonymi rówieśnikami. Odpowiedzią na ten problem mogłyby być zdrowe i smaczne szkolne obiady dla wszystkich dzieci.
Sonia Grodek, MojaWyspa.co.uk