Emerytury z OFE wypłacane przez ZUS bis, a świadczenia zarówno z I, jak i II filaru wyliczane według nowych tablic uwzględniających wydłużające się życie – takie propozycje radykalnej przebudowy systemu emerytalnego zaproponuje premierowi Rada Gospodarcza pod kierownictwem Jana Krzysztofa Bieleckiego. Oznaczają one, że emerytury mogą być niższe, niż zakładano.
W projekcie rada odchodzi od poprzedniej koncepcji wypłaty świadczeń z II filaru. Rząd w zawetowanej przez prezydenta w styczniu 2009 r. ustawie przewidywał, że miały to robić konkurujące ze sobą zakłady emerytalne. Miały za to dostawać 3,5 proc. prowizji, a podwyżka świadczeń zależałaby od osiąganych przez nie zysków. Nie byłoby waloryzacji.
Koncepcja wypłat emerytur autorstwa Rady Gospodarczej zupełnie odwraca dotychczasową logikę w tej sprawie. Nawet rząd PiS nie szedł tak daleko w ich monopolizacji przez państwo. Koncepcja rady przewiduje bowiem, że:
- ubezpieczony po osiągnięciu wieku emerytalnego przeniesie pieniądze z OFE do specjalnego subfunduszu w ZUS – o jego kapitał nie będą więc konkurować zakłady emerytalne;
- ZUS ustali wysokość świadczenia (ma to też dotyczyć emerytury z I filaru) na podstawie specjalnych tablic trwania życia, które uwzględnią, że żyjemy coraz dłużej – kapitał na emeryturę będzie więc dzielony przez większą liczbę lat;
- ZUS zleci zarządzanie przekazanymi mu pieniędzmi zewnętrznym firmom, a osiągnięte przez nie zyski trafią z powrotem do subfunduszu w ZUS – rynkowe zachęty do osiągania ponadprzeciętnych zysków mogą być słabe;
- emerytura kapitałowa, tak jak świadczenie z I filaru, będzie waloryzowana.
Rada wychodzi z założenia, że taka koncepcja oznacza niższe koszty dla emerytów
Rada, podobnie jak minister pracy Jolanta Fedak, wychodzi z założenia, że taka koncepcja oznacza niższe koszty dla emerytów. Czyli w efekcie wyższe świadczenia. Proponowane wcześniej zakłady emerytalne miały pobierać 3,5-procentową prowizję. – Trzeba jednak pamiętać, że wypłata świadczeń przez ZUS też kosztuje – mówi prof. Marek Góra, współtwórca reformy emerytalnej. Dodaje, że te koszty są mniej widoczne, ale nie znaczy, że ich nie ma.
Na zagrożenia wynikające z koncepcji Rady zwraca też uwagę Paweł Pelc, ekspert ubezpieczeniowy i były wiceprezes Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. Według niego istnieje duże ryzyko, że politycy, gdy zabraknie pieniędzy, wykorzystają środki na emerytury do innych celów. – Spójrzmy, co stało się w tym roku z Funduszem Rezerwy Demograficznej. Rząd wykorzystał te 7,5 mld zł w pierwszym możliwym terminie – mówi.