W ciągu trzech lat do NHS wpłynęły 332 skargi od otyłych pacjentów, którzy skarżyli się na złe traktowanie przez pracowników służby zdrowia. Chodzi o fat-shaming, czyli wprowadzanie w zakłopotanie lub upokarzanie osób, cierpiących na otyłość.
- To niewybaczalne, aby jakikolwiek pracownik służby zdrowia używał tego rodzaju języka w jakimkolwiek momencie - skomentował Tam Fry, rzecznik National Obesity Forum - Ale absolutnie konieczne jest, aby niektórzy pacjenci nie mieli wątpliwości, że będąc tak grubymi, mogliby stracić nogę, oślepnąć lub umrzeć - dodaje Fry. Jego zdaniem lekarze powinni tłumaczyć otyłym pacjentom o ryzyku nadwagi i otyłości.
Tu część wypowiedzi pod artykułem na fanpage MW
Komentarz drugiej strony
Zdajecie sobie sprawę, że otyłość nie wynika tylko i wyłącznie z obżarstwa i lenistwa? Wiecie, że istnieje coś takiego, jak choroby tarczycy, cukrzyca, hiperprolaktynemia? Że kompulsywne obżarstwo prowadzące do otyłości może być objawem depresji?
Jasne, łatwo jest się pośmiać z grubasa. Ale już zastanowić się nad tym, czemu ten człowiek jest, jaki jest to już trochę trudniej.
I jeszcze... Gdyby Tobie się tak działo, zrobiłbyś wszystko, żeby z tego wyjść... A skąd wiesz, że ci grubi ludzie nie robią wszystkiego? Wszystkiego, na co w danej chwili mają możliwości, motywację, warunki?
Z jednej strony mamy problem, bo otyłość jest groźna i jest plagą XXI wieku. Prowadzi do wielu chorób, ale czy rzeczywiście najlepszą metodą jest hejtowanie osób otyłych? Wyzywanie ich? Nazywanie w sposób dosadny? Opluwanie i szykanowanie?
Pewnie wszystko zależy od indywidualnej osoby, ale w ilu przypadkach jest to rzeczywiście lenistwo i zamiłowanie do jedzenia a w ilu bardziej złożony problem, z którym ktoś nie potrafi sobie poradzić sam?
Czy dobry dietetyk wystarczy? Gdzie znaleźć naprawdę dobrego fachowca a nie szarlatana z Koziej Wólki? Gdzie jeszcze szukać pomocy? Ktoś przechodził i jest w stanie podzielić się uwagami jak sobie z tym problemem poradzić? Od czego zacząć?