MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 78.2 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 77.2 | 78.2 | 79.2 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 78.2 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2009-05-26 21:11:52 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Pracowałam w nielegalnym przedszkolu
Przez lata dziwiłam się, jak to możliwe, że w praworządnej Szwajcarii szefowa nigdy nie miała do czynienia z policją

Jest takie miejsce w jednym z dużych miast słynącej z praworządności Szwajcarii, gdzie od 20 lat zatrudnia się nielegalnie emigrantów z całego świata. Pracowałam tam od kwietnia 2007 r. do lutego 2009 r.

To prywatna instytucja zorientowana na dzieci do czwartego roku życia, prowadzona przez 55-letnią Żydówkę.

Posadę znalazłam przez internet. Nagłówek: "Dobrze płatna praca w...". O ile na początku szokowało mnie to miejsce, o tyle z czasem weszło mi w krew, nie widziałam już ani przekrętów, ani oszustw.

Przedszkole znajduje się w najdroższej dzielnicy. Pracują tam dziewczyny z całego świata, zmieniając się co parę miesięcy, często są zwalniane, rotacja jest bardzo intensywna. Właścicielka nie wyrabia potrzebnych w Szwajcarii pozwoleń na pobyt i pracę, to praca na czarno, o dziwo, w miejscu publicznym, powszechnie dostępnym dla każdego.
To przedszkole jest teoretycznie dla dzieci angielskojęzycznych, ale przychodzą także inne. Swoje dzieci zapisują tu obcokrajowcy z całego świata, przebywający w okolicy na stałe lub czasowo – z powodu pracy czy choćby urlopu; ale także Szwajcarzy, ludzie, którzy zawsze żyją w zgodzie z prawem, niemający zielonego pojęcia, że całe to przedszkole działa nielegalnie.

Show u drzwi

Najważniejsza czynność opiekunki to show u drzwi. Trzeba być niesłychanie miłym dla rodziców i dzieci, kiedy ktokolwiek z rodziców jest w środku. Później drzwi są zamykane. I nikt już nie dba o nic.

Otwieramy o siódmej. Kończymy o szóstej. Podczas tych 11 godzin nie ma przerw. Jeśli chcę jeść, biorę cokolwiek z lodówki, ale jeść muszę poza kuchnią, bo może akurat jakiś dwulatek bije niemowlęta. Do przedszkola codziennie przychodzi 25-30 dzieci, bywa, że i więcej. Mój rekord to 38. Jest co robić.

Moja żydowska szefowa oraz koleżanka ( – Nigdy nie mów, że pracujesz dla mnie, mów, że pracujesz ze mną – powtarza) wpadła na genialny pomysł: otóż możesz tu przyprowadzić dziecko o dowolnej porze w godzinach otwarcia, na jak długo chcesz i bez zapowiedzi. Przyjmuje wszystkich, w każdym wieku. – To jest biznes – mówi. Świetna definicja. Biznes. Nie przedszkole.
Przedszkole jest duże, cztery pomieszczenia dla dzieci, mnóstwo zabawek, wiele z nich dostajemy od rodziców, którzy się wyprowadzają ze Szwajcarii. Dwie łazienki, kuchnia, sypialnia dla maluchów, dwa przedpokoje i pokój, w którym mieszkam. Gdy po godz. 18 wszyscy idą do domu, mam swoje ładne, nowe mieszkanie z balkonem. Nasza szefowa uwielbia antyki i blaszane obrazki na ścianę. Gust nie jest jej mocną stroną. Zresztą wystarczy na nią spojrzeć, ubiera się zawsze w biały podkoszulek i dżinsy. Od nas wymaga podobnego ubioru, ale tego nie przestrzegamy.

Posiłki dla starszych dzieci są o 11.30 i 14.30, niemowlęta karmimy na żądanie. Co jedzą starszaki? Ma to piękną nazwę: tuna salad – najtańszy makaron, do którego szefowa dodaje tuńczyka z puszki, spaghetti – makaron z ketchupem, gulasz – ryż z gulaszem z puszki, meat salad – ryż z posiekaną najtańszą, śmierdzącą nieziemsko kiełbasą. Wilk jest syty i owca cała – rodzice mają wspaniałe złudzenie, a szefowa oszczędza pieniądze. Lunch: chleb z nutellą lub dżemem. Kilkudniowy. Nigdy świeży. Nierzadko smarowałam zielone ze starości kromki dla naszych międzynarodowych bogatych dzieci.

A dzieci są zewsząd: Azja, Europa, Afryka, Australia, wszystkie kraje, egzotyka wliczona – Surinam na przykład, ale 40% to dzieci Żydów.
Jeśli nie pada i zimą nie ma dużego mrozu, wychodzimy z dziećmi na plac zabaw. Jedna opiekunka i sześcioro-ośmioro dzieci w środku wielkiego miasta, dla mnie zawsze duży stres. Wyprowadzamy tylko te maluchy, które umieją mówić. Reszcie smarujemy błotem buciki, spodnie, kurtki i wciskamy bujdy rodzicom, że ich dziecko było na spacerze, o tak, kilka godzin na świeżym powietrzu, a jakże, świetnie się bawiło. Rodzice nie posiadają się ze szczęścia.

Nadgodziny
W naszym przedszkolu możesz się spóźnić po dziecko, ile tylko chcesz. Możesz je przyprowadzić o czwartej i odebrać o ósmej. Któraś z dziewczyn będzie musiała zostać. To płatne ekstra 20 franków za godzinę, jeśli masz wtedy dwoje dzieci z dwóch różnych rodzin, zarabiasz podwójnie, zapłacą ci gotówką do ręki. Inna sprawa, że po 11-godzinnym dniu harówy jesteś już tak zmęczona, że padasz na twarz.
Wiesz, jak się pilnuje tych dzieci? Nikt tego nie widzi, więc pozwalasz sobie na wiele. Jesteś w przedszkolu sama, a drzwi są zamknięte. Surfujesz po internecie. Gotujesz obiad. Idziesz wziąć prysznic. A niemowlęta drą się w wózkach. Ciebie już to nie obchodzi. Ile możesz znieść?

Rachunki są wysyłane rodzicom pocztą i pieniądze wpływają do banku na konto szefowej. Miesięcznie ok. 40 tys. franków, podejrzałam kiedyś rachunki. Zresztą policzyć łatwo, cena dnia dla dziecka, które przebywa u nas pięć godzin i dłużej, to 80 franków, dla reszty 15 za godzinę.
Nigdy nie używam słowa boss. Właścicielka to moja koleżanka. I rzeczywiście pracuję z nią, nie dla niej. Dostaję co miesiąc gotówkę do ręki. Mieszkam w mieszkaniu zarejestrowanym na nią. Sama. Zakupy robi ona. Ja kupuję tylko ekstra rzeczy, których mi brakuje. Jesteśmy bardzo nisko opłacane. Gdybym brała 20 franków na godzinę, tak jak za nadgodziny, zarobiłabym moją pensję w kilka dni. Za 11 godzin dziennie, 55 tygodniowo, dostaję tyle, ile zarabia przeciętna au pair z 30-godzinnym tygodniem pracy, opiekująca się jednym, dwojgiem dzieci.
Nikt dotąd nie sprawdzał w żadnych instytucjach, skąd moja szefowa ma tyle pieniędzy i na jakich zasadach zarabia. A przecież to Szwajcaria, kraj, gdzie wszystko musi być zgodnie z prawem.
Widać pod latarnią najciemniej.
Dziewczyny
Przedszkole istnieje 20 lat. Sama pracowałam tam dwa. W końcu uciekłam, tak jak Amanda, Brazylijka, z którą pracowałam około sześciu miesięcy, moja największa przyjaciółka i podpora, tak jak Aga, Polka, jak Cristine, pół-Angielka, pół-Meksykanka, która również wpadła w kłopoty zdrowotne z powodu przepracowania, wycieńczenia i niedożywienia. Wiele dziewczyn zostało zwolnionych, Sarah, Kanadyjka, była zbyt powolna, tam trzeba pracować szybko i wydajnie, to nie tylko opieka nad dziećmi, ale i codzienne sprzątanie po posiłkach, odkurzanie, czyszczenie łazienek, pieluchy, smarki, mocz oddawany na podłogę przez dzieci oduczane noszenia pampersów.
Malutkie dzieci są jak psy. Jedno zaczyna płakać, dołączają kolejne, myślą, że coś złego się dzieje. Kiedy jeden pies zaczyna wyć, inne natychmiast dołączają. Trzeba to wytrzymać.
Andrea, Węgierka, została zwolniona, Sylvia, też Węgierka, odeszła sama, Barbara, Czeszka, po dwóch latach zrezygnowała, Aga, Polka, odeszła.
Nasza żydowska szefowa to postać równie kontrowersyjna, co charyzmatyczna i fascynująca. Nigdy nie potrafiłam jej jednoznacznie ocenić. Jedno jest pewne: nie da się jej nie zauważyć. Mimo 55 lat (nikt nie zna jej wieku, tylko ja podpytałam drugą żonę jej byłego szwajcarskiego męża, który dał jej papiery i pozwolenie na pobyt, żeniąc się z nią) wygląda na 35, ma długie czarne włosy, przepiękną twarz, jej ciało pokrywają tatuaże, które zasłaniają blizny po wypadku samochodowym. Była w śpiączce przez rok. Zawsze uważałam, że dano jej drugie życie. Ona tak właśnie żyje, jakby każdy dzień miał być ostatni. Weekendy spędza w barach, tańczy, śpiewa, pije wino.
Dla nas jest bardzo surowa. Cóż, dba o swój biznes. Wrzeszczy, kiedy popełniamy błędy, ale zawsze można z nią pogadać o kłopotach. Szuka nam mężów i umawia na randki.
Wiele razy rozmawiałyśmy z dziewczynami o tej instytucji, każda z nas dziwiła się, jak to możliwe, że tak długo nasza szefowa nie miała do czynienia z policją, nie było też żadnych kontroli. Byłyśmy w tej dziedzinie przeszkolone: nikomu nie mów, gdzie pracujesz, na pytania odpowiadaj, że jesteś turystką i odwiedzasz mnie, a ja jestem twoją znajomą. Jak długo tu jesteś? Dwa tygodnie.
Ale sąsiedzi mnie znają, mam tu wielu znajomych. Widzą mnie codziennie od wielu miesięcy.
Nigdy się nie bałam, że wpadnę. Nawet nie byłam szczególnie ostrożna. Po prostu pracowałam tam, żyłam, miałam znajomych, dom.

Szkoła życia
Poznałam wiele historii dziewczyn z całego świata. Połączyło nas przedszkole. Każda z nas dostała tam wielką szkołę życia. Pewnie teraz tam pracują nowe dziewczyny. Show must go on. Szefowa plus dwie pracownice, plus około trzydzieściorga dzieci, w tym półroczniaki. Zanim oddasz dzieciaka w ręce obcych, dobrze się najpierw zastanów.
Do dziś nie wiem, na ile nas szefowa wykorzystywała, na ile nam pomagała. Nas, dziewczyny, łączyło to, że pochodziłyśmy z ubogich krajów, każda miała kłopoty finansowe i każda podreperowała budżet w tej placówce. Naszą pracą postawiłyśmy szefowej ogromny dom w Izraelu ( – To moje bezpieczeństwo – powtarzała zawsze, wiadomo, w końcu może wpadnie), widziałam zdjęcia, właśnie ów dom wykańcza, za poduszki do pokoju gościnnego na poddaszu zapłaciła pół mojej miesięcznej pensji. Dzięki nam szefową stać na wynajmowanie 200-metrowego mieszkania w nowiusieńkim bloku w rozrywkowej dzielnicy... i mieszkanka w mieście dla drugiej pracownicy oraz na płacenie rachunków za przedszkole.
Pamiętam nagłówek w internecie: "Dobrze płatna praca...".
I nadal nie wiem, czy bardziej moją szefową kocham, czy jej nienawidzę.
News z sieci
Kiedyś był program o tych przedszkolach i żłobkach i tu w UK to norma
Tu większa część działających firm jest nielegalna i one też są zatrudniane w NHS i te późniejsze zaginięcia danych w różnych instytucjach.



[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 26-05-2009 21:13 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2009-05-27 20:50:27 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Anglia: aresztowano kolejnego geja-kanibala!
W domu Anthony'ego Francisa Morleya (35) w Yorkshire znaleziono częściowo zjedzone zwłoki Damiana Oldfielda (33). Morley wpadł przez... głupie uwagi w restauracji. Ich treść zaniepokoiła obługę, która zawiadomiła policję.
Ciału Oldfielda brakowało kawałka prawej nogi. Pokrojone w kostkę mięso znaleziono w rondelku na kuchence. Morleya zatrzymano pod zarzutem morderstwa. Policja zwróciła się do społeczności gejowskiej z prośbą o pomoc w ustaleniu okoliczności spotkania ofiary z mordercą.

Nie jest to pierwszy głośny przypadek kanibalizmu wśród gejów.

W roku 2001 wielkiego szumu narobiła sprawa Armina Meiwesa (44), który zabił i zjadł Bernda-Jürgena Brandesa. Brandes pozwolił się zjeść dobrowolnie. Mężczyźni spotkali się poprzez stronę internetową "The Cannibal Cafe", poświęconą fetyszowi kanibalizmu.

Meiwes wpadł, gdyż po spożyciu około 10 kilogramów Brandesa chwalił się tym w internecie, by przyciągnąć więcej ofiar. Zespół Rammstein poświęcił temu wydarzeniu piosenkę "Mein Teil" z płyty "Reise, Reise" z roku 2004. Uznając przypadek Meiwesa za naturalną konsekwencję paranoi konsumpcyjnego stylu życia. Meiwes odsiaduje obecnie wyrok dożywocia.

Kolejny przypadek miał miejsce również w Niemczech, w roku 2005. Ralf M. zabił swego partnera, rozczłonkował i zamroził do dalszego spożycia. W tym samym roku inny Niemiec, Thomas S., udusił i zjadł swą młodszą kuzynkę.

W zeszłym roku Luis Calva Zepeda, biseksualny mężczyzna z Meksyku, wraz ze swym partnerem zamordował i spożył swą byłą dziewczynę. Wywołało to wielką dyskusję na temat propagowania w internecie ekstremalnych fetyszy seksualnych.

Najdrastyczniejszym przykładem tego zjawiska jest niewątpliwie Dolcett - legendarny grafik, skrzętnie ukrywający swą tożsamość. Publikuje on w internecie rysunki swych nieprawdopodobnie wręcz drastycznych fantazji seksualnych. Są one za to jak najbardziej heteroseksualne. W jego świecie kobiety ofiarują się jako pożywienie dla mężczyzn.

Miłośnicy twórczości Dolcetta bronią jego trudnych do zaakceptowania, krańcowo sadystycznych wizji za pomocą argumentów o swobodzie wyrazu artystycznego. Podkreślają też, że jego twórczość to czysta fantazja, która nie ma nic wpólnego z rzeczywistością. Podobnie jak makabryczne filmy w rodzaju "Piły" czy "Hostelu".

Jednak z przypadków wiernego adaptowania tych wzorców w życiu rzeczywistym można wnosić, że pozornie nieszkodliwe fantazje mogą się stać inspiracją dla przerażających zbrodni. Co więc z odpowiedzialnością za twórczość, którą się upublicznia?

Oczywiście najłatwiej jest wykreślić te przypadki ze świadomości jako przejawy obłędu, eliminującego sprawców ze zdrowego społeczeństwa. Jednak czy to nie łatwizna? Ostatecznie, wszyscy skazani ostatnio przez sądy kanibale byli jak najbardziej poczytalni.

Współczesna cywilizacja medialna gloryfikuje przemoc, epatuje makabrą, usprawiedliwia wojny i wyznacza podwójne standardy wobec cierpienia. Czy nie jest przez to choć po części winna rodzeniu się podobnego "obłędu" w podatnych umysłach?

I czy nie ponosi też pewnej odpowiedzialności ta najzupełniej "normalna" publiczność, dla której kręci się wciąż kolejne, wciąż bardziej makabryczne, sadystyczne i krwawe części "Piły"?

Czy granica między fantazją a rzeczywistością nie staje się dziś zbyt cienka, byśmy mogli udawać, że nas, "normalnych", to wszystko nie dotyczy?

****************************************************************
Kanibalizm
Krótki wstęp i zarys terminologii

Kiedy w 1992 roku paleoantropolog z University of California w Berkeley - Tim White - opublikował wyniki badań kości odnalezionych w osadzie Anasazi, w stanie Colorado, raport wywołał falę protestów wielu naukowców. Ludzkie szczątki z XII wieku nosiły ślady świadczące o tym, że co najmniej siedem osób zostało w tym miejscu ugotowanych i zjedzonych przez nieznanych osobników. Co bardziej konserwatywni naukowcy twierdzili, że nacięcia na kościach, świadczące o usuwaniu z nich tkanek miękkich oraz obecność mioglobiny (białka występującego wyłącznie w ludzkich mięśniach) w odnalezionym niedaleko skamieniałym kale, nie jest wystarczającym dowodem na to, że zostali oni zjedzeni. Z biegiem czasu do literatury i prasy fachowej przenikało coraz więcej odkryć o podobnej wymowie, z Etiopii, Francji czy Chorwacji. Sugerowały one, że proceder zjadania ludzkiego mięsa pojawiał się już od czasów człowieka neandertalskiego.

Kanibalizm to bardzo rozpowszechniona w świecie zwierząt praktyka, polegająca na spożywaniu mięsa osobników tego samego gatunku. Występuje u pajęczaków, owadów, ryb, ptaków a nawet nielicznych ssaków. Termin "kanibalizm" początkowo faktycznie dotyczył tylko ludzi, jednak jego definicja szybko rozprzestrzeniła się na inne żywe stworzenia. Prawdopodobnie po raz pierwszy nazwa ta pojawiła się w dziennikach marynarzy, którzy wraz z Krzysztofem Kolumbem wyprawili się do Wschodnich Indii. Przypuszcza się, że ekspedycja miała styczność z plemieniem Karibów - uprawiającym praktyki rytualnego pożywania ludzkiego mięsa - i omyłkowo przekręciła jego nazwę, określając tym samym jego członków jako "kanibów", terminem brzmieniowo zbliżonym do hiszpańskiego słowa "canibales"- spragniony, okrutny.

Badania nad kanibalizmem doprowadziły jednak do pojawienia się innego terminu, który zasięgiem swym obejmował tylko gatunek ludzki. Antropofagia, gdyż o tym terminie mówię, to zbitka dwóch słów pochodzących z języka greckiego: anthropos - człowiek, phagein – pożerać. O antropofagii mówić możemy tylko wtedy, kiedy dochodzi do sytuacji, w której jeden człowiek spożywa mięso innego człowieka. Odmianą antropofagii jest również nekrofagia (gr. nekros - martwy), polegająca na zjadaniu przez człowieka ludzkiego mięsa, pochodzącego od osób martwych.

Dla uporządkowania terminologii dotyczącej kanibalizmu przydatne są jeszcze dwa określenia, istotne zwłaszcza dla antropofagii uprawianej przez plemiona pierwotne. Są to "egzokanibalizm", czyli kanibalizm zewnętrzny, występujący wtedy, gdy dane plemię, kultura czy narodowość spożywa mięso ludzkie pochodzące od osobników z innego plemienia, kultury czy narodowości; oraz "endokanibalizm", czyli kanibalizm wewnętrzny, gdy osobniki pochodzące z danej wspólnoty terytorialnej czy kulturowej, spożywają ludzkie mięso pochodzące od osobników tej samej grupy.

Rodzaje antropofagii

Pomimo wielkiego sceptycyzmu części antropologów, znaleźli się naukowcy, którzy poświęcili wiele czasu badaniu zagadnienia ludzkiego kanibalizmu. Wynikiem ich pracy jest wyodrębnienie kilku rodzajów kanibalizmu stale powtarzającego się w historii ludzkości.

Kanibalizm religijny lub rytualny występuje wtedy, gdy spożywanie ludzkiego mięsa wynika z przekonań religijnych, wierzeń lub uprawianych przez grupę kanibali różnorakich rytuałów, zwykle dotyczących sfery życia pozagrobowego. Kulturą, która przez współczesnych najczęściej identyfikowana jest z antropofagią, są starożytni Aztekowie. Według wierzeń Aztekowie (właściwie Mexikowie, Aztekowie to nazwa potoczna) to lud, który przybył przed wiekami na tereny dzisiejszego Meksyku z mitologicznej krainy zwanej Aztlan (termin Azteca oznaczał pierwotnie "ludzi z Aztlan" i odnosił się do jednego plemienia, które w XIII wieku przybyło na Płaskowyż Meksykański, i podbiło oraz zasymilowało mieszkającą tam ludność). Kanibalizm Azteków wynikał z ich wierzeń religijnych - uważali oni, że składanie ludzi w ofierze oraz ich zjadanie wiąże się z zachowaniem równowagi pomiędzy światem ludzi a kosmosem. Prawdą jest, że w azteckiej kulturze ludzkie ofiary i kanibalizm uprawiano na wielką skalę, niektórzy naukowcy twierdzą nawet, że rocznie Aztekowie poświęcali w ten sposób tysiące osób, zwykle młodych, sprawnych mężczyzn. Gdyby jednak na ołtarzu bogom oddawano wszystkich osobników mogących zapewnić kulturze przetrwanie, Aztecy szybko zakończyliby swój żywot. Dlatego też większość ofiar stanowili jeńcy wzięci do niewoli podczas wojen z sąsiednimi plemionami (często zdarzało się nawet, że dwa plemiona celowo "umawiały się" na wojnę, aby zapewnić sobie nawzajem odpowiednią ilość ofiar). Taki rodzaj antropofagii nosi nazwę kanibalizmu wojennego i, po Aztekach, uprawiało go jeszcze wiele kultur.

Jedną z nich było, nie mniej słynne w tej dziedzinie, plemię Irokezów, jedna z najbardziej rozwiniętych cywilizacyjnie kultur Indian Ameryki Północnej. Nazwa plemienia pochodzi od algonkińskiego (rodzina językowa w Ameryce Północnej posługująca się językiem algonkin), które oznacza "wąż" lub "przerażający człowiek". Podczas toczonych przez Irokezów wojen plemię zjadało schwytanych jeńców wierząc, że zaspokoi to boga wojny. Indianie ci wierzyli również, że spożywanie mięsa wrogów prowadzi do zaabsorbowania fizycznych i psychicznych cech ofiary. Jeśli zatem martwy jeniec odznaczył się w wojnie wyjątkowym męstwem, zjadające go osoby przejmowały, według wierzeń, część jego odwagi i siły. Prawdopodobnie tego typu kanibalizm wojenny uprawiany był przez plemiona papuaskie (Nowa Gwinea), nawet podczas II wojny światowej. Poza rytualnym i religijnym wymiarem takich praktyk, pomagał on również w prosty sposób pozbyć się ciał jeńców, oraz zapewnić sobie dostatek pożywienia na długi czas.

Jak widzimy na powyższych przykładach, kanibalizm zewnętrzny (wojenny) był powszechnie praktykowany przez kultury pierwotne. Mimo to, wśród plemion, funkcjonował także kanibalizm wewnętrzny, najczęściej przyjmujący formę tzw. antropofagii pogrzebowej. Kultura preinkaskich plemion Wari z amazońskich lasów tropikalnych, prawdopodobnie pierwszych mieszkańców Ameryki Południowej, miała w zwyczaju zjadać zmarłych z własnej kultury. Praktyka ta poparta była przekonaniem, że konsumpcja zmarłego członka rodziny czy grupy prowadzi do tego, że jego duch jest przejmowany przez członków społeczności i na zawsze pozostaje wśród bliskich. Uważano również, że jest to najbardziej godny szacunku sposób postępowania ze zmarłymi członkami plemienia. Dopiero rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa i misji ewangelizacyjnych, oraz pojawienie się chorób związanych z praktyką zjadania ludzkiego mięsa (Kuru - choroba mózgu przypominająca chorobę Creutzfeldta-Jakoba, wywoływana przez priony spożywane wraz z mięsem człowieka zakażonego), przyczyniło się do znacznego ograniczenia, egzo- i endokanibalistycznych praktyk religijnych oraz rytualnych plemion na całym świecie.

Jeść, aby przeżyć

Zgoła odmiennym rodzajem kanibalizmu zanotowanym przez naukowców jest tzw. kanibalizm surwiwalowy (lub kanibalizm w celu przetrwania). Występuje on w sytuacjach, w których podczas klęsk głodowych brakuje pożywienia, gdy jedynym sposobem na przeżycie jest spożywanie mięsa pochodzącego od martwych osobników tego samego gatunku. Historia kanibalizmu notuje wiele przypadków tego typu praktyk, sam wiek XX obfituje w kilkanaście przypadków, w których ludzie doprowadzeni do skrajności przez panujące warunki uprawiali antropofagię.

Zacznę jednak od roku 1846, kiedy to grupa złożona z przedstawicieli dwóch rodzin - Donnerów i Reedów - prowadzona przez George’a Donnera, zdecydowała się wyemigrować przez góry Sierre-Nevada, do stanu Kalifornia. Grupa liczyła około setki osób (źródła podają różne liczby, najczęściej powtarzającą się jest - 89) i miała ze sobą około 20 pojazdów, w tym jeden wagon kolejowy. Kiedy podczas przeprawy przez góry, nieoczekiwanie zmieniła się pogoda, podróżnicy zmienili trasę na dłuższą. W trakcie podróży zaczął sypać śnieg i w rezultacie grupa Donnera utknęła w samym centrum zamieci, nie mogąc się cofnąć ani iść dalej. Kiedy podróżnikom skończyły się zapasy, postanowili pożywiać się ciałami zmarłych z głodu i wycieńczenia towarzyszy. Nadmienię tylko, że spośród wszystkich członków ekspedycji (złożonej z dorosłych, starców i dzieci), ocalało tylko 46 osób.

Podobnie w sytuacji ekstremalnego głodu na Ukrainie w latach 30tych, ofiarą kanibalizmu surwiwalowego padło kilkaset tysięcy osób (niektórzy naukowcy mówią nawet o kilku milionach!). Radziecki polityk, I Sekretarz KC KPZR, Nikita Chruszczow wspominał nawet, że jeszcze w latach 40tych XX wieku obserwował na Ukrainie matki robiące przetwory z własnych dzieci, jednak trudno dać wiarę tym przesłankom, nie popartym żadnymi dowodami. Równie hipotetyczne, ale jak dotąd jednak nieodrzucone, są wypowiedzi jakoby podczas wielkiego głodu w Chinach w latach 1959-1961, rodziny wymieniały się dziećmi, aby nie musieć zjadać własnych. Te makabryczne historie nie zmieniają faktu, że do praktykowania kanibalizmu w celu przetrwania niewątpliwie tam dochodziło.

Jednak najsłynniejszym przypadkiem tego typu kanibalizmu jest na pewno historia urugwajskich rugbistów, którzy w 1972 roku wraz z grupą krewnych i przyjaciół, lecieli samolotem z Argentyny do Chile (w sumie 45 osób). W trakcie lotu nad Andami samolot podróżujących uległ awarii w wyniku, której piloci zmuszeni byli posadzić go na samych szczytach zaśnieżonych gór. Podczas katastrofy zginęło 13 pasażerów, a ci, którzy przeżyli zmuszeni byli, z braku jakichkolwiek zapasów, zjeść ich ciała. Rozbitkowie przebywali w górach przez 72 dni, a kiedy w końcu zostali odnalezieni, do domów wróciło jedynie 16 osób.

Zabić, aby jeść

Najbardziej makabryczne i kontrowersyjne przypadki antropofagii, do dziś stanowiące zagadkę dla psychiatrów i ekspertów od kryminalistyki, dotyczą jednak tzw. kanibalizmu przestępczego. Kiedy jedna osoba zabija drugą, w celu spożycia jej mięsa, lub dokonuje mordu z innego powodu, lecz towarzyszy temu proceder kanibalistyczny, możemy niewątpliwie mówić o kanibalizmie kryminalnym (przestępczym). O ile poprzednimi dwoma rodzajami kanibalizmu zajmują się głównie antropolodzy i psychiatrzy, o tyle ten znajduje się głównie w sferze zainteresowań kryminalistyki i psychologii kryminalistycznej. Naukowcy z tych dziedzin zdołali wyselekcjonować cztery główne podtypy tego typu praktyk:
kanibalizm seksualny, traktowany jako zaburzenie psychofizyczne, w którym zjadaniu ludzkiego mięsa towarzyszy satysfakcja seksualna, bądź też rozładowanie frustracji seksualnej;
kanibalizm będący formą agresji, wynikający z wielkiej potrzeby dominacji i kontroli nad drugą osobą i ekspresji tej potrzeby;
kanibalizm epikurejski (lub odżywczy), gdy głównym powodem spożywania ludzkiego mięsa są jego wartości odżywcze i zamiłowanie do jego smaku;
kanibalizm przestępczo-rytualny, związany głównie z przestępstwami popełnianymi przez osoby deklarujące praktyki satanistyczne;
Kanibalizm seksualny uznawany jest za najbardziej odrażający ze wszystkich czterech zjawisk i dotyczy przestępców, którzy kojarzą konsumpcję ludzkiego mięsa z seksem, bądź też osiągają wtedy satysfakcję seksualną (taką jak podczas normalnego stosunku seksualnego). Często, jak na przykład w przypadku Alberta Fisha - amerykańskiego malarza pokojowego i dekoratora wnętrz - kanibalizm wiąże się z innym zaburzeniem, jakim jest pedofilia. Fish, który od lat 20tych zamordował i zjadł kilkoro dzieci, otwarcie przyznawał się psychiatrze sądowemu - dr Frederickowi Werthamowi - że doświadczał wielkiej satysfakcji seksualnej podczas fantazjowania na temat zjadania ludzkiego mięsa, a jego zbrodnicza działalność była tylko realizacją owych marzeń. Ofiarami rekordzisty w dziedzinie kanibalizmu seksualnego, słynnego Rzeźnika z Rostova (Ukraina), Andrieja Chikatilo, padały głównie młodzi chłopcy i dziewczęta. Chikatilo, z zawodu nauczyciel, zamordował, okaleczył i zjadł, co najmniej 44 osoby. Osiągał on satysfakcję seksualną nie tylko podczas znęcania się nad swoimi ofiarami, lecz także podczas ich jedzenia. Najsmaczniejszymi częściami ciała, według Chikatilo, są piersi, genitalia i wewnętrzne narządy płciowe.

Edward Gein, farmer z Plainfield (Wisconsin, USA), który w 1957 roku został oskarżony o zabicie 3 osób (prawdopodobnie zabił ich znacznie więcej- w jego domu znaleziono szczątki 15 kobiet, chociaż Gein twierdził, że są to pozostałości po zwłokach, które skradł z pobliskiego cmentarza), był główną inspiracją dla scenarzysty i reżysera słynnego Milczenia owiec. Gein zamordował swego brata oraz właścicielki dwóch pobliskich sklepów. Odbywał także stosunki seksualne ze zwłokami i, podobnie jak filmowy Buffalo Bill, ćwiartował ciała swoich ofiar i obdzierał je ze skóry, z której szył później damskie ubrania, w których zwykł chodzić w domu. Związek pomiędzy nekrofilią a kanibalizmem wykazuje także Jeffrey Dahmer, homoseksualista, który w 1992 roku oskarżony został o seksualne molestowanie, okaleczanie i zabicie 17 młodych chłopców (o kanibalizm Dahmer nie został oskarżony, gdyż w większości systemów prawnych nie istnieją żadne zapisy dotyczące takich praktyk). Wiemy, że odbywał on wielokrotne stosunki seksualne ze swoimi ofiarami przed i po śmierci, a ich ciała ćwiartował i przechowywał w wielkich plastikowych beczkach i w lodówkach.

Na pograniczu kanibalizmu seksualnego i epikurejskiego plasuje się słynna sprawa Armina Meiweza, informatyka z Rotenburga (Niemcy), który w 2002 roku zabił i zjadł 42-letniego inżyniera Bernda Brandesa. Sprawa Meiweza okazała się być precedensowa dla niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, a to dlatego, że Brandes przed śmiercią nagrał film, w którym przyznał, że z własnej nieprzymuszonej woli zgadza się na to, by zostać zabitym i zjedzonym. Zarówno Meiwez jak i Brandes znani byli z tego, że należą do internetowej społeczności zrzeszającej ludzi o kanibalistycznych zainteresowaniach. Poznali się, gdy Meiwez zamieścił na forum jednego z serwisów internetowych dla kanibali ogłoszenie o poszukiwaniu osoby, która zgodziłaby się zostać przez niego zjedzona. Zgłosił się Brandes. Niejako "na próbę" Meiwez obciął koledze (z którym notabene bardzo się zaprzyjaźnił) penisa, którego wspólnie upiekli i zjedli, po czym zabił Brandesa, poćwiartował, a fragmenty jego ciała długo przechowywał i sukcesywnie zjadał. Gdyby nie fakt, że po jakimś czasie opublikował drugie tego typu ogłoszenie, sprawa pewnie w ogóle nie wyszłaby na jaw.

Kanibalizm jako forma agresji, to najbardziej powszechna odmiana antropofagii przestępczej. Główną motywacją, którą kierują się przestępcy tego typu, jest manifestacja władzy i kontroli nad ofiarą, przejawiająca się poprzez znęcanie się, torturowanie i jedzenie ludzkiego ciała. Zwykle kanibalizm agresywny wiąże się z seksualnym, jak było w przypadku Edmunda Kempera, amerykańskiego mordercy swojej matki i jej przyjaciółki, dziadków i sześciu młodych kobiet. Niektóre ofiary Kemper gwałcił przed i po śmierci, mimo to głównym motywem zabójstw było uczucie gniewu wobec rodziny (głównie matki) i chęć odwetu na niej. Dowiadujemy się tego z ust samego Kempera podczas procesu. Morderca, zanim zaczął zabijać, wielokrotnie fantazjował nad zabiciem, znęcającej się nad nim psychicznie, matki i zjedzeniem jej. Marzenie to, jak sam twierdził, zmotywowało go do wcielenia swoich fantazji w życie.

Najrzadziej występującą odmianą kanibalizmu przestępczego, jest antropofagia epikurejska. Występuje ona wtedy, kiedy morderca zabija człowieka powodowany wiarą w specjalne, odżywcze właściwości ludzkiego mięsa, bądź też z zamiłowania do jego smaku. W 1981 roku mieszkający we Francji Japończyk Issei Sagawa dał upust swoim fantazjom, mordując przyjaciółkę, która odrzuciła jego zaręczyny. Dopuścił się także wielokrotnego gwałtu na zwłokach, po czym oddzielił od zwłok piersi i pośladki, które potem, z ciekawości jak smakują, zjadł. Uznany za niepoczytalnego, został zatrzymany na rok w szpitalu psychiatrycznym, po czym wrócił do Japonii, gdzie zdobył nawet pewnego rodzaju (pozytywną!) sławę. Z kolei w 1994 roku, Francuz Nicolas Claux, pracownik dziecięcego prosektorium, zamordował przypadkową osobę. Wielokrotnie wcześniej wykradał z prosektorium fragmenty ciał, aby je potem zjeść, tym razem jednak chciał spróbować świeżego ludzkiego mięsa. Był jednym z niewielu kanibali, którzy jedli ludzkie mięso na surowo.

Skąd kanibalizm? - hipoteza

Istnieje bardzo wiele hipotez na temat pochodzenia kanibalizmu i jego podłoża psychologicznego. Część z nich zdaje się być zupełnie niedorzeczna, inne, przez stopień ich skomplikowania, nieco niezrozumiałe. Przytoczę tutaj tylko jedną z nich – tą, która wydaje mi się najbardziej prawdopodobna i poparta wystarczająco dużą ilością dowodów.

W świecie zwierzęcym kanibalizm jest zjawiskiem powszechnym, ale dokładne dane dotyczące pochodzenia kanibalizmu wśród ludzi, są dla naukowców tajemnicą. Niemniej jednak archeolodzy są zgodni, co do tego, że ludzie praktykowali kanibalizm już od neolitu - końcowej fazy epoki kamienia. Istnieją również dowody świadczące o tym, że także człowiek neandertalski miał w zwyczaju zjadać swoich ziomków. Świadczy to o tym, że kanibalizm jest prastarym zjawiskiem, niemal od samych początków towarzyszącym gatunkowi homo sapiens.

W artykule wspomniałam również o wywoływanej przez priony chorobie mózgu zwanej Kuru. Badania nad plemionami Papuasów w Nowej Gwinei dowiodły, że 80% populacji związanej z niegdysiejszymi praktykami kanibalistycznymi, posiada dziś mutację genetyczną uodparniającą na choroby prionowe. Podobną mutację zaobserwowano u 3-4% ludzkości żyjącej na wszystkich kontynentach świata. Nasi przodkowie prawdopodobnie byli kanibalami, a my posiadamy po prostu antropofagię w genach.

Popkultura

Na zakończenie chciałam jeszcze wspomnieć o specyficznej "modzie na kanibali", panującej od lat 80tych, głównie w filmie. Pierwszym obrazem filmowym, w którym kanibalizm odgrywał główną rolę był Antropofagus, powstały we Włoszech w 1980 roku. Podobnej tematyki dotykał jego sequel z 1982, zatytułowany Absurd. Od tamtej pory obserwujemy istny wysyp filmów o kanibalach, że wspomnę tylko o Ravenous - filmie inspirowanym rzeczywistymi wydarzeniami, których centralną postacią jest niejaki Alfred Packer (patrz: Ciekawostki), Milczeniu Owiec, gdzie poszukiwany przez agentkę Buffalo Bill nosi cechy seryjnego mordercy Edmunda Kempera, czy Dramacie w Andach - filmie z 1993 roku, ekranizującego opisany w artykule przypadek kanibalizmu surwiwalowego z 1972 roku. Lista filmów z elementem antropofagicznym jest obszerna, a chętnych do zapoznania się z nimi odsyłam do poszukiwań własnych.

Ciekawostki:

plemiona Papuasów z Nowej Gwinei praktykowały kanibalizm do lat 60tych XX wieku, kiedy to został on prawnie zakazany;
pierwszym człowiekiem skazanym w Ameryce za kanibalizm (1886), był Alfred Packer, autor słynnego zdania: "the breasts of man...are the sweetest meat I ever tasted" ("Ludzka pierś... to najsłodsze mięso jakie kiedykolwiek próbowałem";);
w 1996 roku, podczas wojny domowej w Liberii, zanotowano przypadki jedzenia przez żołnierzy serc wrogów. Charles Taylor - premier Liberii - został również oskarżony o założenie organizacji "Top 20", w której wysoko postawieni i bogaci obywatele kraju oddawali się rytualnym praktykom kanibalistycznym;
w 1999 roku zanotowano kilka przypadków kanibalizmu, związanego z kultem Szatana. Najsłynniejsze z nich wydarzyły się w Helsinkach i w Kijowie;
w Niemczech funkcjonuje około 800 stron internetowych dla kanibali;
w latach 90tych w Chinach pracownice kliniki Sin Hua i Luo Hu w Hongkongu uprawiały tzw. kanibalizm aborcyjny, polegający na spożywaniu ludzkich płodów, pobranych podczas zabiegów usunięcia ciąży;
Nicolas Claux, francuski kanibal, jest już od kilku lat na wolności i prowadzi jeden z modniejszych salonów tatuażu w Paryżu;
W latach 70tych dyktator Ugandy Imi Amin pozbawił życia około 300 tysięcy opozycjonistów, ciała wielu z nich zjadając;
w polskim prawie nie istnieje zapis o kanibalizmie.


Kalendarium wydarzeń zawartych w artykule:

1864: Grupa Donnera;
lata 20te: Albert Fish;
lata 30te: Głód na Ukrainie;
II wojna światowa: Papuasi zjadają ciała japońskich przeciwników;
1957: Edward Gein;
1959-1961: Głód w Chinach;
lata 60te: prawny zakaz praktyk kanibalistycznych w Papui;
lata 70te: Imi Amin, Uganda;
1981: Issei Sagawa;
lata 90te: kanibalizm aborcyjny w Chinach;
1991: Jeffrey Dahmer;
1992: Andriej Chikatilo;
1994: Nico Claux;
1996: "Top 20";
1999: kanibalizm satanistyczny;
2001: Armin Meiwes.

Autor: squirel
News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2009-05-27 21:31:54 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Skandaliczne przeoczenie polskich posłów
Za kilkanaście miesięcy Polsce grożą ogólnopolskie wybory uzupełniające w celu wyłonienia jednego europosła ustalił serwis internetowy tvp.info. Nasz kraj utracił też prawo do dodatkowego obserwatora w europarlamencie. A wszystko przez przeoczenie parlamentarzystów.
Nikt nie przewidział takiej sytuacji, bo przy uchwalaniu ordynacji było wielkie zamieszanie tłumaczy Andrzej Grzyb (PSL), szef sejmowej komisji ds. UE.

Nowa kadencja europarlamentu będzie wyjątkowa. W jej trakcie prawdopodobnie wejdzie w życie Traktat z Lizbony, w związku z czym niektórym krajom wzrośnie liczba przysługujących deputowanych. Europejscy przywódcy zabiegają, by proces ratyfikacji dokumentu zakończył się w przyszłym roku.

W związku z tym kraje, którym w trakcie kadencji zwiększy się liczba deputowanych, wybiorą "nadprogramowych" europosłów już podczas najbliższych wyborów. Do wejścia w życie traktatu będą oni jednak mieli status obserwatorów. Oznacza to prawo do uczestnictwa we wszystkich posiedzeniach, ale bez prawa do głosowania. Jeśli nowe przepisy wejdą w życie, obserwatorzy automatycznie staną się deputowanymi.

Polska o tym jednak zapomniała, choć po ewentualnym wejściu traktatu w życie liczba naszych eurodeputowanych wzrośnie z 50 do 51. Siłą rzeczy nie skorzystamy też z prawa do wysłania obserwatora do PE. Gdy była przyjmowana nowelizacja ordynacji wyborczej, nikt nie przewidział takiej sytuacji. Przyznam, ze było wtedy spore zamieszanie mówi Andrzej Grzyb (PSL), szef sejmowej komisji ds. UE.

- Szkoda, że Polacy przegapili taką szansę. Taki obserwator od początku bierze udział w pracach i nie musi się później wdrażać, ani uczyć wszystkich procedur. Byłby o wiele skuteczniejszym posłem, niż osoba, która dopiero co trafia do europarlamentu zaznacza europosłanka Genowefa Grabowska (SDPL), która w komisji konstytucyjnej PE pracowała nad zapisami dotyczącymi obserwatorów.

Większym problemem może być jednak wyłonienie dodatkowego eurodeputowanego. Niewykluczone, że aby wybrać jednego posła, będzie trzeba przeprowadzić ogólnopolskie wybory uzupełniające. Po prostu wejdzie następny kandydat z listy pociesza się Waldy Dzikowski (PO). Jego optymizm studzi jednak Państwowa Komisja Wyborcza. Obecna ordynacja nie przewiduje takiej możliwości. Ustawodawcy zapisali co robić w przypadku, gdy europoseł zrezygnuje z mandatu, nie ma jednak ani słowa o dodatkowym miejscu. Nie może wejść następny poseł z listy. To nie jest takie proste wyjaśnia Lech Gajzler z PKW.

- To będzie problem, który trzeba będzie rozwiązać w najbliższym czasie przyznaje Grzyb. Nie wyobrażam sobie, by dla jednego europosła robić osobne wybory. Trzeba będzie zmienić prawo dodaje. I przypomina, że dodatkowego europosła nie będzie można wybrać np. przez parlament, jak to zrobiono po naszym wejściu do UE, gdy nominowani deputowani pracowali w PE przez dwa miesiące do wyborów i rozpoczęcia się nowej kadencji. To była tylko jednorazowa możliwość mówi Grzyb.

Jednak sama działająca wstecz nowelizacja ordynacji już po wyborach może nie wystarczyć. Powód? Trybunał Konstytucyjny ograniczył możliwość nowelizacji prawa wyborczego. Uznał, że można to robić nie później, niż na pół roku przed wyborami. Trudno uwierzyć, że uzna nowelizację dokonaną już po wyborach.
News z sieci
. Kilka setek tyś. Pójdzie ekstra z kieszeni podatnika tak mała gafa
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Post #4 Ocena: 0

2009-05-27 22:08:14 (16 lat temu)

Uczestnik nie jest zarejestrowany

Anonim

Usunięte

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2009-05-27 22:55:21 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Z Romanem Konikiem, autorem książki "Obrona Świętej Inkwizycji", rozmawia Sebastian Reńca

Przeciętny katolik wie o inkwizycji tyle, ile zobaczył w filmie "Imię róży". Inkwizycja kojarzy mu się ze stosami, torturami i sadystami, a jak było naprawdę?

Obraz ten przystaje do inkwizycji w sposób znikomy. Oskarżanie inkwizytorów choćby o stosy jest nieporozumieniem. Stosy były wymysłem prawodawstwa rzymskiego. Instytucja inkwizycji znana jest przede wszystkim z literatury popularnonaukowej, która wiele czerpie z dziedzictwa oświeceniowego. Sztandarowym przykładem jest postać Bernarda Gui, inkwizytora Toledo, którego opisał Umberto Eco w powieści "Imię róży". Jeszcze gorzej przedstawiono go w filmie na podstawie tej książki. Jawi się on jako geriatryczny mnich, którego jedyną rozrywką jest grzanie rąk przy płonących stosach. Bernard Gui jako rzeczywista postać historyczna był inkwizytorem Toledo i przez 16 lat, kiedy pełnił tę posługę, orzekł winę w stosunku do 913 osób, a tylko 42 osoby jako groźnych rebeliantów (recydywistów, pedofili, kryminalistów) przekazał władzy świeckiej. Nie było to wcale jednoznaczne z karą śmierci dla nich. Nowatorstwo Gui polegało na tym, że jako jeden z pierwszych inkwizytorów analizował podejrzanych o herezję pod kątem choroby psychicznej, a gdy ją stwierdzał, rezygnował z dalszych przesłuchań. U protestantów osoby te trafiłyby niechybnie na stos. Jednak stworzony przez Eco mit działa mocniej niż prawda historyczna.

Czarna legenda inkwizycji rozpoczęła się w Oświeceniu?

Wtedy w imię ideologii zaczęto atakować Kościół. W walce z nim przekłamywano prawdy historyczne. Klinicznym przykładem nienawiści do Kościoła i manipulacji było wiszące w Muzeum Narodowym w Budapeszcie płótno przedstawiające izbę tortur, zatytułowane w katalogu jako "Inkwizycja". Po wielu protestach historyków, że obraz ewidentnie przedstawia scenę tortur w sądzie świeckim, zmieniono jego tytuł na "Izba tortur". Niestety, do legendy inkwizycji przyłożył rękę sam Kościół. Jednak kiedy w 2000 r. z okazji Wielkiego Jubileuszu zorganizowano konferencję dotyczącą inkwizycji, powszechne było oczekiwanie przeprosin. Jednak słowo przepraszam po konferencji nie padło. Jan Paweł II powiedział, że do tak delikatnego zagadnienia jak inkwizycja trzeba podejść z punktu widzenia ówczesnej epoki, zbadać okoliczności, a dopiero potem wydawać werdykty.

Na czym polegało, jak pan powiedział, przekłamywanie historii?

Choćby na tym, że nie mówiono o Europie protestanckiej Lutra, kiedy to właśnie wtedy zapłonęły masowo stosy. Kto pamięta, że Hiszpania, gdzie działalność inkwizycji kościelnej była połączona ze świecką, była jedynym krajem wolnym od polowań na czarownice? Działo się tak dlatego, że tamtejsza inkwizycja wydała dekret mówiący o tym, że ktokolwiek wierzy, m.in. w sabaty czarownic, podlega sądom inkwizycyjnym.

Twierdzę, że w obiegowej opinii synonimem inkwizycji są tortury.

W tym czasie sądy świeckie powszechnie stosowały tortury, np. jako formę dodatkowej kary przed straceniem. W sądach inkwizycyjnych tortury, o ile były stosowane, to tylko w celu uzyskania ważnych zeznań. Stosowanie tortur w prawodawstwie średniowiecznym było powszechne, a sądy inkwizycyjne przejęły je w znacznie złagodzonej formie. Jak na tamte czasy było to nowatorskie podejście. Zabraniały torturować kobiet w ciąży, dzieci i ludzi w podeszłym wieku. Grupy te nie były wyłączone w sądach świeckich z możliwości stosowania tortur. Pospolici przestępcy, złapani za gwałt lub kradzież, często tłumaczyli swe zbrodnie motywami religijnymi. Chodziło im o to, żeby przejść pod sąd inkwizycyjny.

Z czego to wynikało?

Z prawa oskarżonego do obrony i adwokata z urzędu. Inkwizycja gwarantowała w miarę rzetelny proces, który był w pewnym sensie zbliżony do dzisiejszych rozpraw. Po inkwizycji odziedziczyliśmy poręczenie majątkowe czy zwolnienie za poręczeniem autorytetu lub areszt domowy. Sądy inkwizycyjne zniosły więzienia koedukacyjne. Ponadto wniosły sąd łaski. Gdy ogłaszano przyjazd inkwizytora, można było skorzystać z mniejszej kary. Akt skruchy znają również dzisiejsze sądy.

Jednak przyzna pan, że sądy inkwizycyjne stosowały tortury.

Oczywiście. Trzeba tylko pamiętać, że zeznania uzyskane za pomocą tortur nie mogły stanowić materiału dowodowego i musiały być potwierdzone w ciągu doby przez oskarżonego. Nie można było też poddawać torturom dwukrotnie tej samej osoby. Zastosowanie tortur musiało być podjęte przez aklamację całego składu sędziowskiego, łącznie z obrońcą. Trzeba było uzyskać zgodę miejscowego biskupa i niezależnego konsultanta. Tortury były stosowane rzadko. We Francji, gdzie trwała walka z sektą Albigensów, w ciągu 200 lat zdecydowano trzykrotnie o użyciu tortur! Najczęściej stosowaną torturą było morzenie głodem przy całkowitym odosobnieniu.

Skąd czerpał pan źródła do swojej publikacji?

W latach 90. studiowałem we Włoszech i pracowałem w Watykanie. Dlatego miałem możliwość korzystania ze zbiorów tamtejszych bibliotek. Mam tysiące kopii dokumentów, uzbierało się ich ok. 27 kg. Kiedy skonfrontuje się obiegowe opinie o inkwizycji z suchymi faktami, to można być rozczarowanym w stosunku do tej wizji, którą serwuje nam popularna literatura czy filmy. Choć z drugiej strony nie ukrywam, że z instytucją jaką była inkwizycja jest związanych wiele negatywnych postaci, które sprzeniewierzyły się jej ideom.

Czy duchowni sięgają po książkę?

Na pewno. Jednak podczas licznych spotkań autorskich nie spotkałem księdza. Książkę trudno też znaleźć w księgarniach diecezjalnych.
Za www.polskatimes.pl
Tomasz Panek
News z sieci
Religie świata zawsze dążyły do celu od mrocznej strony droga miecza czy szpady a wszystko w imię Boga Rzymskokatolicka wiara jak i Muzułmańska razem z Judaistyczną zawsze przekonywały o swojej wyższości od ilości przelanej krwi.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2009-05-28 16:10:40 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Oszustwa imigracyjne; "naiwne" Home Office

Proces oszustów, którzy pomagali nielegalnym imigrantom dostać się do i pozostać w Wielkiej Brytanii ujawnił nieszczelność systemu kontrolującego napływ ludzi spoza Unii Europejskiej na Wyspy - informuje BBC.
Przed Isleworth Crown Court stanęło troje oskarżonych Rakhi Shahi i Naleem Sharma z Southall otrzymali między innymi zarzuty oszustw związanych z procedurami imigracyjnymi. Oprócz tej dwójki na ławie oskarżonych zasiadł także 44-letni mąż Rakhi Shahi, którego nagrano ukryta kamerą, gdy chwalił się możliwościami załatwienia legalnego pobytu w UK.

Sharma wpadł, gdy zaoferował reporterowi zakup dyplomu jednej z brytyjskich uczelni za 4 tys. funtów. Dziennikarz usłyszał od oszusta, że ubieganie się o pozwolenie na pracę może być bardzo ryzykowne i o wiele lepiej skorzystać z programu przeznaczonego dla wysoko wykwalifikowanych specjalistów.

W biurze firmy zajmującej się doradztwem imigracyjnym, którą prowadzili oskarżeni znaleziono ponad 90 tys. różnych dokumentów. Wśród nich fałszywe dyplomy uniwersytetów, zaświadczenia o przebiegu studiów, wyciągi bankowe i "pay slipy". W czasie rozprawy jeden z byłych pracowników firmy zeznał, jak w jednej z uczelni zapłacił 64 tys. funtów za plik dyplomów.
Prokurator Francis Sheridan powiedział, że zebrane dowody pokazują "haniebne" błędy Home Office. - System Home Office został stworzony tak, by działać w oparciu o zaufanie. Okazało się, że to było naiwne i nie nadążało za rzeczywistością - dodał.
News z sieci.
Takim przykładem mogą być pseudo lekarze których się tu zatrudnia nie sprawdzając dokładnie autentyczności posiadanych dyplomów,to może wyjaśniać dlaczego bez badania przepisują tylko i wyłącznie paracetamol:-Y

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 28-05-2009 19:37 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2009-05-29 19:11:27 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Francja. Polki i Rumunki pracowały w niewolniczych warunkach
We Francji, w nieludzkich warunkach, zbierały truskawki i szparagi.
W miejscowości Brumath w Alzacji panowały warunki pracy niczym z "innej epoki". To było prawdziwe niewolnictwo - twierdzi największa francuska centrala związkowa CGT.
W nieludzkich warunkach pracowały nie tylko Polki, ale też Rumunki.
Kobiety otrzymywały tylko kilka eurocentów za kilogram zbiorów szparagów czy truskawek. Niektóre z nich za 10 dni pracy otrzymywały 6 euro zapłaty - oświadczyło CGT.
Polki i Rumunki mieszkały też w budynkach, jak twierdzi GTC, przypominających klatki z sanitariatami, na ogrodzonym terenie.

O wykorzystywaniu Polek i Rumunek wie już francuska inspekcja pracy, a policja wszczęła śledztwo.
News z sieci
Chytrości nigdy za wiele dziwnym trafem zawsze tymi współczesnymi wyzyskiwanymi muszą być, co za grosza dadzą sobie ogolić nawet tępą żyletką.
Nie chciało się nosić teczki to teraz dźwigamy woreczki.



[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 29-05-2009 19:25 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2009-05-29 20:21:53 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


Czy pomoc Afryce ma sens?
Od dziesiątków lat kraje rozwinięte ładują - bo tak to trzeba nazwać - ogromne sumy w rozwój Czarnego Lądu. W pomoc Afryce angażują się wszyscy, z artystami rockowymi, takimi jak Bono czy Bob Geldof, włącznie. A Afryka? No cóż, Afryka jest nadal biedna i nadal głoduje
Tradycja i nowoczesność

Na czym polega absurd pomocy dla Afryki, ilustruje przykład z Ghany, choć właściwie mógłby być to przykład z dowolnego regionu tego kontynentu. Wielkie obszary Czarnego Lądu przeznaczone są od dawien dawna pod hodowlę bydła. Krowy są dla mieszkańców Afryki wyznacznikiem prestiżu, bogactwa, przedmiotem kultu, a nieraz nawet członkami rodziny - wszystkim, tylko nie tym, czym są one dla Europejczyka, tzn. dostarczycielami mleka i mięsa. W niektórych afrykańskich krajach właściciele ogromnych stad bydła wędrują wiele kilometrów do ośrodków rozdzielających pomoc po to, by otrzymać tam kilkanaście puszek wyprodukowanego w Europie mleka. O tym, by mogli sami wydoić krowę i wypić jej mleko, nie można nawet myśleć, bo krowa nie jest przecież do tego stworzona. Miliardowa pomoc dla Afryki wsiąka w glebę jak mleko z rozbitej po drodze puszki, nie zmienia mentalności Afrykańczyków i niczego ich nie uczy poza jednym: nie wolno nic zmieniać, bo wtedy pomoc może nie przyjechać i trzeba będzie samemu coś wymyślić.

Coraz częściej przebijające się do zbiorowej świadomości głosy domagające się ograniczenia pomocy dla Afryki ścierają się z pełnymi emocji gwałtownymi okrzykami ludzi wychowanych na koncertach takich jak Live Aid. Nikt nie chce uwierzyć, że bilion dolarów pomocy wpompowanych w Afrykę w ciągu ostatnich 25 lat nie przyniósł żadnego efektu. Oczywiście poza wypromowaniem kilku muzyków i kilkunastu płyt na Zachodzie.

Głosy o wstrzymaniu akcji pomocowej coraz częściej pochodzą z samej Afryki. Nawet one jednak są traktowane z podejrzliwością przez zawodowych pomagierów, którzy z pośredniczenia w dostarczaniu pieniędzy i żywności uczynili sposób na życie. Na swoje własne życie oczywiście.

Śmierć Afryce

Po jednej stronie mamy więc ludzi takich jak Bono i Geldof - amatorów, dyletantów, którzy bez przerwy nakręcają spiralę emocji. Po drugiej stronie stoją ekonomiści, coraz więcej z nich pochodzi z samej Afryki. Oni z kolei wskazują na kompletną nieskuteczność dotychczasowych form pomocy. Ostatnio furorę w kręgach ekonomistów robi książka ekonomistki z Zambii Dambisy Moyo pod tytułem Dead Aid. Jest to właściwie antologia tez głoszących, że pomoc dla Afryki tak naprawdę Afrykę zabija. - Nie pomagajcie nam - mówi Moyo. - Nie róbcie tego, bo przyczyniacie się jedynie do pogłębiania nędzy. Argumenty, których używa Moyo i inni fachowcy, są jednak trudno zrozumiałe dla gwiazd muzyki takich jak obydwaj Irlandczycy. Nieść pomoc potrzebującym oznacza dla nich jedno: trzeba dawać im pieniądze.

Idea pomocy dla Czarnego Lądu narodziła się tuż po wojnie, kiedy znakomitymi efektami zakończył się plan wspomagania zrujnowanej Europy amerykańskimi kredytami. Pomysłodawcy założyli, że podobny sukces można osiągnąć gdzie indziej. Nie wzięli przy tym pod uwagę tego, że Europa miała za sobą epokę przemysłową i tysiąc lat wspólnoty kulturowej, że instytucje i przemysł europejski trzeba było odbudować, a nie stworzyć z niczego, jak to miało miejsce na wielkich obszarach Afryki. Idea wydawała się jednak tak piękna, że nie sposób było ją porzucić. W praktyce okazało się jednak, że pomoc dla krajów na Czarnym Lądzie grzęźnie w bagnie lokalnych wojen, plemiennych obyczajów, niezrozumienia samej idei przez władze nowo powstających państw afrykańskich. Pomoc ta służyła, jakże często, wspieraniu lokalnych reżimów, "dokarmianiu" rozbuchanego aparatu urzędniczego i propagandy politycznej. Najgorzej z jej wykorzystywaniem było w latach zimnej wojny, kiedy Afryka stała się polem rywalizacji między USA i ZSRR. Pomoc przeznaczona na zakup żywności dla najbiedniejszych była otwarcie wykorzystywana do utrzymania przy władzy prezydentów i rządów sprzyjających jednej lub drugiej stronie.

Zachód vs Chiny

Krytyka pomocy płynącej z Zachodu ma jeszcze jeden aspekt, który bardzo wiele mówi o oczekiwaniach Afrykańczyków. Przy widocznej aż nazbyt dobrze klęsce europejskiego altruizmu jasno błyszczy coraz częstszy w Afryce chiński pragmatyzm. Dambisa Moyo w swojej książce otwarcie nawołuje do postawienia na Chiny. Kraj ten poszukuje coraz więcej surowców potrzebnych w dynamicznie rozwijającym się przemyśle. Chiny rozglądają się także za ziemią uprawną, której nie mają zbyt wiele. Te wszystkie dobra Afryka posiada w nadmiarze. Są one w dalszym ciągu słabo wykorzystane. Chińczycy mają poza tym jeszcze jeden atut, który wróży im zwycięstwo nad białymi: nigdy nie byli kolonistami. Oni nie czują się winni wobec Afryki i nie kierują nimi emocje. To ważne, bo tylko w takiej atmosferze można robić interesy. Nie trzeba się przy tym powoływać na jakieś skomplikowane teorie ekonomiczne. Stare jak świat porzekadło, że dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło, wystarczy.

Altruistyczny Zachód musi przegrać z pragmatycznym Wschodem. To Chińczycy, a nie Amerykanie czy Brytyjczycy dźwigną Afrykę z kolan. Już teraz warto się zastanowić, co Europa i kraje naszego kręgu kulturowego powinny zrobić, gdy ów moment nastąpi.

Kto zwycięży

Afryce potrzebna jest przede wszystkim infrastruktura, a tej nie zbudują ani lokalne plemiona, ani przyjeżdżający tu z koncertami irlandzcy piosenkarze. Muszą to zrobić zespoły ludzi, które potrafią mierzyć się z wielkimi wyzwaniami i są świadome swych interesów. Odkąd kilka lat temu Chińczycy wybudowali najwyżej położoną linię kolejową na świecie prowadzącą z Pekinu do Lhasy w Tybecie, nikt już nie może mieć wątpliwości, kto naprawdę ucywilizuje dzikie obszary wokół równika. Na pewno nie stanie się to od razu, ale najprawdopodobniej jeszcze za naszego życia. Spośród wielkich światowych graczy tylko Chiny są zainteresowane wzmacnianiem Afryki jako potencjalnego rynku zbytu dla ich produktów i wielkiego rezerwuaru surowców. Dla Zachodu najlepiej byłoby, aby Czarny Ląd pozostał tym, czym jest od setek lat: pełną niebezpieczeństw i malowniczą krainą, gdzie mieszkają biedni ludzie, którym można podarować miskę ryżu i zaśpiewać piosenkę. Niczym więcej. Taka wizja jednak już dziś jest przeszłością
News sieci
Głodomory zawsze będą myślami wokół jedzenia. Oni przyzwyczaili się jak świnia do taczki.
W okresie międzywojennym w Afryce żyło około 150 mil ludności a w chwili obecnej jest ich ponad 850 mil ludności, więc cóż wniosek sam się podsuwa dali sami sobie radę, więc, po co pomagać wysłać im najlepiej broń i łopaty do kopania grobów oraz studni.

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 29-05-2009 21:48 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2009-05-29 21:17:53 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


17,000 ofiar honorowej przemocy, każdego roku, tylko w UK


Oficjalne dane brytyjskiej policji mówią o 500 przypadkach honorowej przemocy, najczęściej związanej z przymusowymi małżeństwami. W praktyce jednak takich przypadków jest znacznie więcej, gdyż młode muzułmanki nie zgłaszają swoich przypadków, bo hmm... wiedzą jak to by się dla nich skończyło (przykład 1, przykład 2, przykład 3, przykład 4, przykład 5, przykład 6, przykład 7). Organizacje muzułmańskie oczywiście pojękują, że domniemana liczba 17,000 przypadków rocznie jest przejawem islamofobii, czym utwierdzają mnie w przekonaniu, że są cynicznymi skurwysynami którzy wolą pierdolić o islamofobii, zamiast pomagać swoim siostrom w wierze (m.in. chroniąc je przed rządnymi krwi rodzinami).
Up to 17,000 women in Britain are being subjected to "honour" related violence, including murder, every year, according to police chiefs.

And official figures on forced marriages are the tip of the iceberg, says the Association of Chief Police Officers (ACPO).

It warns that the number of girls falling victim to forced marriages, kidnappings, sexual assaults, beatings and even murder by relatives intent on upholding the "honour" of their family is up to 35 times higher than official figures suggest.

The crisis, with children as young as 11 having been sent abroad to be married, has prompted the Foreign and Commonwealth Office to call on British consular staff in Bangladesh, India and Pakistan to take more action to identify and help British citizens believed to be the victims of forced marriages in recent years.

The Home Office is drawing up an action plan to tackle honour-based violence which "aims to improve the response of police and other agencies" and "ensure that victims are encouraged to come forward with the knowledge that they will receive the help and support they need". And a Civil Protection Bill coming into effect later this year will give courts greater guidance on dealing with forced marriages.

Commander Steve Allen, head of ACPO's honour-based violence unit, says the true toll of people falling victim to brutal ancient customs is "massively unreported" and far worse than is traditionally accepted. "We work on a figure which suggests it is about 500 cases shared between us and the Forced Marriage Unit per year," he said: "If the generally accepted statistic is that a victim will suffer 35 experiences of domestic violence before they report, then I suspect if you multiplied our reporting by 35 times you may be somewhere near where people's experience is at." His disturbing assessment, made to a committee of MPs last week, comes amid a series of gruesome murders and attacks on British women at the hands of their relatives.

Marilyn Mornington, a district judge and chair of the Domestic Violence Working Group, warned that fears of retribution, and the authorities' failure to understand the problem completely, meant the vast majority of victims were still too scared to come forward for help. In evidence to the home affairs committee, which is investigating the problem, she said: "We need a national strategy to identify the large number of pupils, particularly girls, missing from school registers who have been taken off the register and are said to be home schooled, which leads to these issues. Airport staff and other staff need to be trained to recognise girls who are being taken out of the country.

"We are bringing three girls a week back from Islamabad as victims of forced marriage. We know that is the tip of the iceberg, but that is the failure end. It has to be part of education within the communities and the children themselves."

Women who have been taken overseas to be married against their will are now being rescued on an almost daily basis. The Government's Forced Marriage Unit (FMU) handled approximately 400 cases last year – 167 of them leading to young Britons being helped back to the UK to escape unwanted partners overseas. And it is not just women who are affected. Home Office figures show that 15 per cent of cases involve men and boys.

In an attempt to crack down on the crimes being committed in the name of honour, police are to introduce a new training package that will give all officers instructions on handling honour cases. In addition, detectives are believed to be conducting a "cold case" style review of previous suicides amid suspicions that cases of honour killings are more common than previously thought.

Almost all victims of the most extreme crimes are women, killed in half of cases by their own husbands. Sometimes murders are carried out by other male relatives, or even hired killers. The fear that many thousands are left to endure honour violence alone may be supported by the disturbing details of the incidence of suicide within the British Asian community. Women aged 16 to 24 from Pakistani, Indian and Bangladeshi backgrounds are three times more likely to kill themselves than the national average for women of their age.

A report published last week by the Centre for Social Cohesion found that many women felt unable to defy their families and therefore "suffer violence, abuse, depression, anxiety and other psychological problems that can lead to self-harm, schizophrenia and suicide". James Brandon, co-author of Crimes of the Community: Honour-based Violence in the UK, said: "The Government is still not taking honour crime seriously. Until this happens, the ideas of honour which perpetuate this violence will continue to be passed on through generations. Religious leaders, local authorities and central government must work together to end such abuses of human rights."

The human cost of honour crime was vividly captured in a haunting video message from murdered Banaz Mahmood, who revealed how her own father had tried to kill her after she abandoned her arranged marriage and fell in love with another man. In the grainy message she told how he plied her with brandy – the first time she had ever drunk alcohol – pulled the curtains and asked her to turn around.

The 19-year-old fled, but less than a month after making the grainy video on a mobile phone, Banaz was dead. Her naked body was found buried in a yard in Birmingham in 2006, more than 100 miles from her London home. She had been raped and tortured by men hired by her uncle to kill her. Mahmood's father, uncle and one of her killers were sentenced to a total of 60 years in jail for the murder.

And the fatal potential of honour disputes was laid bare last month when a coroner said he was convinced that a Muslim teenager who feared she was being forced into an arranged marriage by her parents had suffered a "vile murder." Ian Smith said the concept of an arranged marriage was "central" to the circumstances leading up to the death of 17-year-old Shafilea Ahmed, whose decomposed body was discovered on the banks of the River Kent at Sedgwick, Cumbria, four years ago. After running away from home in February 2003, Shafilea told housing officers: "My parents are going to send me to Pakistan and I'll be married to someone and left there." The tragic story of the bright teenager who wanted to go to university and study law is far from the only example of the anguish suffered by British teenagers in recent years.

Toafiq Wahab, British consul in Dhaka, Bangladesh, recalls a "rescue mission" to recover a 17-year-old who called his office from Sylhet. "We had to track her down and 36 hours from taking that call, we had turned up at her house with an armed police escort," he said. "The house was filled with over 20 of her relations, most of whom were from Britain and stunned to see me. They obviously did not want her to leave. We simply asked her if she wanted to leave and go back to the UK in the presence of all her family and she agreed. I then spoke to the family and explained what we were doing and tried to make them understand. In the end, we had to get the police to assist in helping us to leave."

W Indonezji i w Afryce mają swój drastyczny pomysł na to, żeby kobieta była pobożna, czysta, wierna i zdrowa psychicznie. Okaleczają jej narządy rodne. W muzułmańskiej Indonezji aż 97 procent kobiet poddanych zostaje zabiegowi obrzezania. Najczęściej pomiędzy 4. a 8. rokiem życia.

Na dzień przed uroczystością obrzezania kobiety z fundacji sprzątają w szkole. Wystarczy zsunąć dwie ławki, a potem przykryć je materacem i kawałkiem płótna. Ważne, żeby było przytulnie. Poczekalnia jest na korytarzu, a oddziały zabiegowe dla chłopców i dziewczynek są zawsze w oddzielnych skrzydłach budynku. Uroczystość rozpoczyna się następnego dnia rano. Wtedy też przyjeżdżają pierwsi goście. To rzadka okazja, aby rozrzucona po kraju rodzina mogła się spotkać. Rodzice zostawiają gości w domu i odprowadzają najedzone dziecko do szkoły. A tam z nożykami w dłoniach czekają już starsze, doświadczone kobiety.

Uroczystość obrzezania urządzana jest przez fundację Assalaam. To największe muzułmańskie stowarzyszenie w Indonezji. Co roku w kilkudziesięciu szkołach na terenie całego kraju muzułmanie mogą za darmo obrzezać swoje dziecko. Rytuał przypomina nieco katolicką Pierwszą Komunię Świętą. Na głównych bohaterów w domu czekają babcie, ciocie i wujkowie. Oczywiście wszyscy z prezentami. I oczywiście wszyscy za suto zastawionym stołem. Ale w odróżnieniu od Pierwszej Komunii obrzezanie boli.

Rytuał obrzezania jest obowiązkowy dla wszystkich muzułmańskich mężczyzn. Nie budzi on wątpliwości islamskich prawników, bo mówi o nim jeden z wersetów Koranu. Jednak w przypadku kobiet sprawa jest bardziej skomplikowana. O tym, że Mahomet popierał obrzezanie dziewczynek (ale go nie nakazywał), mówi jeden z hadisów, czyli krótkich historii o życiu proroka. Hadisy nie są dla muzułmanów słowem objawionym i podlegają rozmaitym interpretacjom, a nawet selekcji. Tylko jedna z czterech głównych szkół prawa islamskiego uważa zapis o obrzezaniu dziewczynek za wiążący. To szkoła szaficka, która jest rozpowszechniona wśród muzułmanów zamieszkujących Sudan, państwa Rogu Afryki, Jemen i właśnie Indonezję

Znajdź korelację: 87% mieszkańców Indonezji to muzułmanie. 97% Indonezyjek jest obrzezanych.
Szarijat w Europie ( szariat islam prawo islamskie )
Szariat stosowany teraz w Wielkiej Brytanii jest prozaiczny i dotyczy głównie małżeństw, rozwodów i sporów finansowych. Jednak wyroki sądów religijnych nie mają żadnego oparcia w prawie obowiązującym na Wyspach i wiążą tylko tych, którzy zgadzają się być im posłuszni. Żyjący tam muzułmanie, jeśli zależy im na przestrzeganiu islamu, mają więc dylemat. Ponieważ islamskie małżeństwo nie jest uznawane przez prawo, wiele par decyduje się na dwie uroczystości – cywilną dla państwa i religijną dla wiary.

Jeśli zechcą się rozwieść, muszą starać się o rozwód zarówno cywilny, jak i islamski. Siwobrody szejk, doktor Suhaib Hasan, od ponad 25 lat przewodniczący sądom szariackim w Zjednoczonym Królestwie, uważa, że brytyjskie prawo cywilne skorzystałoby na włączeniu do niego pewnych aspektów prawa islamskiego, dzięki czemu na przykład rozwody byłyby automatycznie zatwierdzane. Tak, jak to jest w przypadku par żydowskich, które udają się przed sąd Beth Din, a ich rozwód jest uznawany przez świeckie sądy państwowe.

Hasan twierdzi, że Islamska Rada Szariatu ma pełne ręce roboty. Rozpatruje około 50 spraw rozwodowych miesięcznie i codziennie odpowiada nawet na 10 maili z prośbami o fatwę – orzeczenie w kwestii religijnej. Hasan, który jest również rzecznikiem Rady Muzułmanów Brytyjskich do spraw szariatu, twierdzi, że na Zachodzie panuje wielkie niezrozumienie tego zagadnienia. – Ilekroć ludzie słyszą słowo "szariat", przychodzi im na myśl chłosta, kamienowanie na śmierć i obcinanie dłoni – mówi z uśmiechem.

Jego zdaniem muzułmańscy przywódcy w Wielkiej Brytanii są zainteresowani integracją wyłącznie prawa cywilnego. – Prawo karne należy do kompetencji państwa muzułmańskiego, żadna publiczna instytucja w rodzaju naszej nie może go egzekwować. Stosuje je tylko muzułmański rząd, który wierzy w islam. Tak więc nie ma mowy o próbach wprowadzania religijnego prawa karnego w Wielkiej Brytanii, to wykluczone.

Mimo to dr Hasan otwarcie popiera surowe kary wymierzane w krajach, gdzie obowiązuje prawo szariatu. – Chociaż obcinanie dłoni i stóp lub chłostanie pijaków i cudzołożników wydaje się mocno odrażające, gdy się je już wprowadzi, są skutecznym środkiem odstraszającym dla całego społeczeństwa. To dlatego na przykład w Arabii Saudyjskiej, gdzie stosuje się takie metody, poziom przestępczości jest bardzo, bardzo niski – dodaje.

W filmie dokumentalnym zatytułowanym "Rozwód według szariatu", który zostanie wyemitowany przez Channel 4, Hasan idzie jeszcze dalej, opowiadając się za szariatem dla Brytanii. – Jeżeli będziecie stosować prawo szariatu, możecie zmienić ten kraj w oazę spokoju, bo gdy utnie się złodziejowi rękę, nikt już nie będzie chciał kraść – mówi. – Gdy raz, tylko jeden raz, ukamienuje się cudzołożnika, nikt potem już w ogóle nie popełni tego przestępstwa. Chcemy to zaoferować brytyjskiemu społeczeństwu. Jeżeli się zgodzą, wyjdzie im to tylko na dobre, a jeżeli nie, będą potrzebowali coraz więcej więzień.

Takie poglądy i ogromna kulturowa przepaść, jaką obrazują, wielu ludzi na Zachodzie napawają trwogą. Dotykają samego sedna debaty na temat skali integracji mieszkających w Wielkiej Brytanii muzułmanów i akceptowania przez nich brytyjskich wartości. Na korzyść Hasana na pewno nie przemawia to, że ośrodek Policy Exchange ujawnił w grudniu jego powiązania z meczetem Al-Tawhid w Leyton we wschodnim Londynie, oskarżonym o propagowanie ekstremistycznej literatury – choć dowody na to zostały później podważone.

Wielu ludziom nie podoba się pomysł zintegrowania prawa szariatu z brytyjskim prawem cywilnym. Niedawno Michael Nazir-Ali, biskup Rochester, pisał w "Sunday Telegraph": "Zdarzają się próby narzucania pewnym rejonom »islamskiego« charakteru. Jest wyraźna presja na wprowadzenie elementów szariatu do prawa cywilnego Wielkiej Brytanii. Do pewnego stopnia to już się dokonało, wraz z powstaniem banków przestrzegających szariatu, ale czy wzięto w pełni pod uwagę dalekosiężne konsekwencje tego posunięcia?".

Inne kłopoty wiążą się z islamskim podejściem do równości i praw człowieka, przez co integracja z brytyjskim prawem byłaby problematyczna i kontrowersyjna.

Szariaccy sędziowie na Wyspach Brytyjskich zajmują się głównie rozwodami. Według islamskiego prawa mąż może rozwieść się z żoną w obecności dwóch świadków, bez potrzeby oficjalnego zgłaszania sprawy. Może wręcz po prostu wycedzić słowo "talaq" – oznaczające "wypuścić" – by otrzymać rozwód, bez względu na to, czy żona się na to zgadza, czy nie. Kobieta nie ma takiego prawa, a żeby sama dostać rozwód, musi przejść przez cały proces określony przez szariat i ubłagać o to sędziów.

– Kwestia wprowadzenia prawa szariatu w Zjednoczonym Królestwie rodzi skomplikowane pytania, ponieważ część jego podstawowych założeń jest niezgodna z fundamentalnymi zasadami liberalnej demokracji oraz Powszechną Deklaracją Praw Człowieka – twierdzi baronessa Cox, czołowa aktywistka praw człowieka. – Nie ma równości kobiety i mężczyzny oraz muzułmanina i nie-muzułmanina przed prawem, nie ma też wolności wyboru i zmiany wyznania.

Ibrahim Mogra, prezes Rady Muzułmanów w brytyjskiej komisji międzywyznaniowej, przyznaje, że pewne prawa dotyczące kobiet nie-muzułmanom mogą wydawać się surowe. Na przykład kobieta będąca jedną z kilku żon swego męża może być źle traktowana. Mogra upiera się jednak, że szariat jest sprawiedliwym systemem. – Być może jest tak, że zamężna kobieta zgodnie z islamskim prawodawstwem nie ma żadnych ustawowych praw, ale mąż jest za to zobowiązany do płacenia za wszystko w małżeństwie, a w przypadku rozwodu kobieta może zatrzymać swoje osobiste rzeczy.

Szejk Mogra uważa, że szariat w Wielkiej Brytanii dałby kobietom więcej praw. – Muzułmanin zgodnie z prawem szariatu może sobie wziąć drugą żonę i traktować ją jak chce, wiedząc, że nie przysługują jej w Brytanii żadne prawa. Oznacza to, że będzie traktowana co najwyżej jak kochanka i on może ją porzucić, kiedy mu się podoba.

Krytycy ostrzegają jednak, że nadając elementom prawa szariatu oficjalny status, Wielka Brytania utożsamiłaby się z systemem nie do zaakceptowania z punktu widzenia zachodnich wartości. Profesor John Marks, autor książki "Zachód, islam i islamizm", wskazuje, że odstępców od islamu spotykają surowe kary, nawet honorowe zabójstwa. – Notuje się coraz więcej przypadków przemocy w stosunku do osób, które odeszły od islamu – mówi.

Ankieta Policy Exchange pokazała, że według 36 procent młodych brytyjskich muzułmanów były wyznawca islamu, który zmienił religię na inną, powinien zostać "ukarany śmiercią". – To jest w oczywisty sposób sprzeczne z prawem naszego kraju. Jeżeli przyjeżdżają tu i chcą tu żyć, powinni postępować zgodnie z naszymi zasadami – twierdzi profesor Marks.

Haras Rafiq, dyrektor generalny rady Muzułmanów Sufickich, zauważa, że muzułmanie są podzieleni w kwestii właściwej interpretacji prawa szariatu. Szczególnie krytycznie odnosi się do tych, którzy popierają surowe prawo karne. – Praktyki takie jak kamienowanie są stosowane jako środek odstraszający, ale to jest sztywna i ekstremalna reinterpretacja Koranu, mijająca się z duchem tego, co jest tam napisane.

Być może najsilniejszy argument za jakąś formą uznania szariatu przez Wielką Brytanię jest taki, że pomogłoby to uregulować system funkcjonujący obecnie poza prawem.

Rząd w Londynie jest zaniepokojony działalnością imamów wykorzystujących Koran do usprawiedliwiania nielegalnych na Wyspach fatw. Przywódcy czterech większych grup brytyjskich muzułmanów opublikowali w 2006 roku zaaprobowany przez rząd raport, w którym stwierdzili, że wielu imamów nie jest kompetentnych, by być przewodnikami duchowymi młodych, wyalienowanych osób. Ustalono, że powstanie organizacja zwalczająca ekstremizm i monitorująca meczety, jednak Yunes Teinaz, były doradca Centralnego Meczetu Londyńskiego, ostrzega, iż jednym z największych problemów są imamowie przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii bez znajomości angielskiego i ignorujący brytyjskie prawo. (…;)

Nakazy prawa szariatu:

Przykłady przepisów obowiązkowych:

- Zarobki muszą być zdobywane zgodnie z prawem

- Jedzenie musi być halal (to, co dozwolone – przyp. Onet)

- Standard higieny osobistej musi być bardzo wysoki

- Pary po stosunku muszą dokładnie wykąpać się w bieżącej wodzie

- Należy zakrywać ciało i ubierać się skromnie

- Modlitwę trzeba odmawiać pięć razy dziennie

- Wierzący muszą pościć podczas ramadanu

Zalecane zasady:

- Należy umyć dłonie po obudzeniu się (bo człowiek nie wie, gdzie były jego ręce podczas snu)

- Wierzący powinni obmyć się wodą po wizycie w toalecie

- Jeść należy na siedząco

- Prawa ręka winna być używana do jedzenia, a lewa do mycia się

- Ludzie powinni kłaść się na prawym boku, gdy idą spać

- Najpierw należy zakładać prawy but, a dopiero potem lewy

- Trzeba zakrywać nos i usta, kiedy się ziewa lub kicha

- Nie powinno się jeść gorącego jedzenia, lecz poczekać, aż trochę ostygnie


Trzecia Rzesza i Legion Wolnych Arabów

Po upadku powstania arabskiego w Iraku Arabowie, którzy dalej chcieli walczyć po stronie państw Osi, zostali ewakuowani przez Niemców i Włochów na terytorium Syrii należącej do Francji Vichy. Wkrótce dołączyli do nich także Palestyńczycy — dezerterzy i jeńcy z armii brytyjskiej. Przetransportowano ich do obozu szkoleniowego w mieście Sunion nieopodal Aten. Początkowo wszyscy ochotnicy zostali zebrani w zbiorową jednostkę pod nazwą Sztab Specjalny Felmy (Sonderstab F), od nazwiska niemieckiego oficera i jej koordynatora, gen. Helmutha Felmy’ego. Dowodził on LXVIII Korpusem Armijnym (niemieckim), który stacjonował w Grecji.

Od momentu przybycia na Bałkany, czyli mniej więcej od czerwca 1941 do stycznia 1942 roku, trwało szkolenie i organizowanie ochotników arabskich w zwartą jednostkę. Przez cały czas prowadzono akcje i działania propagandowe w celu pozyskania jak największej liczby ochotników spośród jeńców z armii brytyjskiej i francuskiej oraz jednostek liniowych. Na początku 1942 roku sformowano pierwszy batalion, nazwany niemiecko-arabskim batalionen szkoleniowym (Deutsch-Arabische Lehr Abteilung). Już wkrótce wszystkie jednostki arabskie po stronie III Rzeszy były zwyczajowo określane mianem Korpusu Wolnych Arabów (Freies Arabien Korps) lub w skrócie nazywane Wolnymi Arabami (Freies Arabien). We wrześniu tego samego roku batalion został wysłany na Kaukaz, aby wraz z armią niemiecką wziąć udział w ataku na Persję i kraje arabskie. W czasie tej kampanii jednostka uczestniczyła w walkach przeciw regularnym siłom Armii Czerwonej. W listopadzie została przeniesiona do Włoch w okolice Palermo, gdzie dołączyli kolejni ochotnicy. W styczniu 1943 roku uzupełniony batalion wysłano do Tunezji w okolice Hammamet
W przeprowadzonym na osiedlu mieszkaniowym Gulf Oasis Western w Riyadh w Arabii Saudyjskiej jednym z najbardziej przerażających ataków wymierzonych przeciwko przybyszom z Zachodu, zamachowcy – samobójcy zamordowali ponad 100 i ranili około 200 pracowników kompanii naftowej i członków ich rodzin. W czasie, gdy biurokraci prowadzili do niczego nie prowadzące rozmowy, agent specjalny Ronald Fleury (JAMIE FOXX) i jego zespół – ekspert ds. materiałów wybuchowych Grant Sykes (CHRIS COOPER), zajmująca się gromadzeniem dowodów i medycyną sądową Janet Mayes (JENNIFER GARNER) oraz analityk wywiadu Adam Leavitt (JAMES BATEMAN) – udali się na tajną pięciodniową wyprawę do Arabii Saudyjskiej, aby odnaleźć sterującego zamachami bombowymi szaleńca i powstrzymać go przed kolejnym atakiem.

Po wylądowaniu na pustyni, Fleury i jego zespół szybko odkrywają, że stosunek władz saudyjskich do Amerykanów zajmujących się śledztwem w sprawie tego, co Saudyjczycy uważają za lokalną sprawę, jest bardzo nieprzyjazny. Blokowani przez protokół dyplomatyczny – i zdający sobie sprawę z szybko mijającego czasu – agenci FBI nie są w stanie posunąć się w śledztwie bez pomocy swoich saudyjskich partnerów, którzy jednak zamierzają odnaleźć terrorystę zgodnie z własnymi zasadami.

W trakcie śledztwa Fleury’emu udaje się zyskać sprzymierzeńca w pułkowniku Al Ghazi (ASHRAF BARHOM), który ma za zadanie ochraniać Amerykanów podczas ich pobytu w Arabii. Podczas, jednak gdy Al Ghazi pomaga ekipie Fleury’ego uporać się z restrykcyjną polityką królestwa i odkryć tajemnice miejsca zbrodni, okazuje się, że ekstremista planuje kolejne zamachy, których celem mają się stać między innymi oni sami. Działania agentów doprowadzają ostatecznie do zapierającej dech w piersiach konfrontacji na śmierć i życie.
Zostań świadkiem paraliżującej intrygi, w której stawką jest życie tysięcy niewinnych osób. Wszystko zaczyna się od niespodziewanej wizyty islamskiego inżyniera Hassana w domu Sayeeda i Fridy Choudhury, dawnych przyjaciół, którzy wyemigrowali z Pakistanu dobrych kilka lat temu. Przyjazne rozmowy szybko zamieniają się w ostrą wymianę poglądów, która pozwala Sayeed’owi przypuszczać, że Hassan nie przyjechał do USA z czystko towarzyskich powodów. Jak się okazuje mężczyźnie powierzono samobójczą misję podłożenia ładunków wybuchowych na najsłynniejszym dworcu w Nowym Jorku, Grand Central Station. Czy przeżywający kryzys wiary Sayeed będzie w stanie powstrzymać przyjaciela nim będzie za późno?

Some 50 percent of anti-Semitic incidents on the European continent are connected to radical Islamic elements, according to a senior European Commission official.

The figure comes from European Commissioner for Justice, Freedom and Security Franco Frattini, who is responsible in the EU for combating racism and anti-Semitism in Europe. Frattini mentioned it in a conversation with Minister for Diaspora Affairs Isaac Herzog last week, and said it was based on European Union reports.

Frattini was in Israel last week for the Second European Union-Israel Seminar for Combating Racism and Anti-Semitism at the Foreign Ministry in Jerusalem.

Herzog, who is responsible for coordinating government activities in combating anti-Semitism at the cabinet level, told The Jerusalem Post that it was "not new that Frattini relates a large percentage of anti-Semitic incidents to radical Islam, and it's important to say, not Islam as such."

According to Herzog, European governments are responding to this "aggressively," including educating Muslim imams throughout the continent on "European values, principles of democracy, the rights of women and the like."

Besides dealing with the radical Islamic source of a large part of anti-Semitic activity in Europe, European and international institutions are beginning to respond to anti-Semitic discourse through education, according to the minister. The Jerusalem Post


Historia Sadii Scheikh: kto pomoże młodym muzułmankom?
Policja po trzech miesiącach poszukiwań ujęła w czwartek sprawcę zabójstwa brata dziewczyny. Do tragedii doszło w październiku 2007 r., kiedy 20-letnia Sadia Scheikh przyszła do domu swych rodziców. To tam jej cztery lata starszy brat Mudusar strzelił do niej trzy razy. Dziewczyna przez kilka dni walczyła o życie, zmarła w szpitalu.

Sadia studiowała prawo, miała belgijskiego chłopaka, ale rodzina postanowiła wydać ją za pakistańskiego krewnego i szykowała ślub w Pakistanie. Dziewczyna na kilka miesięcy przed śmiercią uciekła z domu, mieszkała u koleżanki. Przyjaciele ze studiów tak piszą o niej na blogu, który założyli po jej śmierci: "Rozstanie z rodziną było dla niej bolesne. To dlatego, a także dlatego, że sama rodzina bardzo na to nalegała, zdecydowała się ich odwiedzać". Właśnie podczas tych odwiedzin padły śmiertelne strzały.

Po zabójstwie belgijska policja założyła członkom rodziny podsłuchy telefoniczne. To na ich podstawie ustaliła, że mocodawcą zabójstwa był ojciec Sadii, który został aresztowany w grudniu. Teraz zatrzymano także wykonawcę morderstwa, czyli jej brata. Przyznał się do zabójstwa, lecz jak twierdził "zrobił to pod wpływem emocji".

Rodziny pochodzenia azjatyckiego często nie mogą pogodzić się z tym, że ich córki prowadzą zachodni styl życia lub co gorsza wchodzą w związki z Europejczykami. Zgodnie z liczącą tysiące lat tradycją wielu plemion taką plamę na honorze rodzina może zmyć jedynie, zabijając kobietę.

W Wielkiej Brytanii, Szwecji, Francji czy Niemczech już nieraz dochodziło do tzw. honorowych zabójstw. W Belgii jest to jednak pierwszy tak głośny przypadek.

Nikt nie jest w stanie dokładnie policzyć, ile małżeństw wśród emigrantów mieszkających w zachodniej Europie jest aranżowanych. Maria Miguel-Sierra, szefowa brukselskiej organizacji Głos Kobiet, opowiada: - Dzwonią do nas nauczyciele, którzy podejrzewają, że ich uczennice zostaną wydane za mąż. Zaledwie kilka dni temu dzwonił nauczyciel pewnej 15-latki pakistańskiego pochodzenia.

Działacze innej organizacji, Centrum na rzecz Równości Szans, mówią, że dzwonią także same dziewczęta, szczególnie przed wakacjami: - Mają po 17, 18 lat i obawiają się, że tym razem wakacyjna podróż do kraju rodziców nie będzie tylko przyjemną wycieczką.

W Belgii niedawno przyjęto ustawę, która przewiduje karę do dwóch lat więzienia dla osób zmuszających do małżeństwa. Prawo umożliwia też anulowanie małżeństw, i to nie tylko na życzenie któregoś z małżonków, lecz także z powództwa publicznego. Kobieta, która wzięła ślub pod presją rodziny, zwykle obawia się wystąpić o jego anulowanie.

- Ale nie wystarczy przyjąć ustawy, trzeba jeszcze faktycznie pomagać tym kobietom, by nie było to martwe prawo - mówi Maria Miguel-Sierra. Szczególnie, że Sadia przed śmiercią zwracała się do organizacji walczącej z przemocą w rodzinie.

Po zabójstwie w spokojnej dotąd Belgii pojawiły się głosy oburzenia skierowane przeciw imigrantom. "Gdy ci ludzie będą respektować prawa człowieka i naszą demokrację, wtedy my przestaniemy być rasistami. Do tego czasu zamknijmy nasze granice dla tego rodzaju barbarzyńców" - pisze jeden z użytkowników na forum belgijskiej telewizji RTL. Źródło: Gazeta Wyborcza

Byłem ekstremistą islamskim

Jest wiecznie w rozjazdach, opowiada Brytyjczykom i nie tylko im, o niebezpieczeństwach, jakie czyhają na młodych, rozdartych tożsamościowo, radykalizujących się muzułmanów.

Ed Husain, w książce "The Islamist. Why I joined radical Islam in Britain, what I saw inside and why I left" (Penguin, 2007) opisuje własną historię, drogę od mistycznego islamu, jaki wyznawano w jego rodzinie, do wojującego dżihadyzmu, organizacji Hizb-ut-Tahrir, nadal działającej w Wielkiej Brytanii po lekkich jedynie zmianach kosmetycznych swojej ideologii.

Igranie z ogniem

Ed Husain to wyciszony, skromny pisarz. Pracuje nad doktoratem z nauk politycznych na School of Oriental and African Studies. Na spotkania z nim ściągają tłumy. Pisze do The Guardian, Daily Telegraph, The Times, występuje w BBC, CNN, jak ów syn marnotrawny, który wrócił na łono rodziny. Przeszedł burzliwą młodość, wpadając w odmęty radykalnego islamu, spotykając ludzi związanych z najbardziej ekstremistycznymi organizacjami, a teraz uczula innych muzułmanów i nie muzułmanów, jak łatwo i niepostrzeżenie można wpaść w sidła socjotechnicznych manipulacji.

Jego odejście od islamizmu, opisane w książce, szeroko dyskutowane w Wielkiej Brytanii, miało bardzo ponure konsekwencje – pogróżki, do których musiał się przyzwyczaić. Kiedy spotykam się z Edem, przed moimi oczami staje niewysoki, uśmiechnięty skromnie człowiek. Ubrany zwyczajnie, w beżowy garnitur, ciemne buty. Uderza jego skromność, może nawet nieśmiałość.

Islam a islamizm

Rozmawiamy najpierw o podobieństwach między chrześcijaństwem a islamem (jest to temat szczególnie wdzięczny, muzułmanie głównego nurtu żywią prawdziwy sentyment do katolików).

Ed pochodzi z rodziny sufich. Sufi to mistycy islamscy, skoncentrowani na Bogu, na rytuałach i oddaleni od polityki, choć oczywiście mogą się nią interesować, ale rzadko ją czynnie uprawiają. Ich interesuje samodoskonalenie się i ciężka praca nad własnymi słabościami, co sami nazywają wdzięcznie dżihadem an-nasf, czyli walką z samym sobą.

– Byłem ekstremistą islamskim. Nie zdawałem sobie sprawy wówczas z tego, że islamizm nie stworzył niczego prócz terroryzmu. Połączyłem islamizm z islamem – powiedział Ed, kiedy padło pierwsze pytanie, czym różni się islam od islamizmu. – Islamizm widzi świat w dwóch barwach – czarnej i białej. Kultywuje podział na "my – oni". "Oni" to wszyscy ci, którzy nie popierają utworzenia państwa islamskiego, reprezentują inne systemy, czyli – w przypadku Wielkiej Brytanii – ci, którzy współpracują aktywnie z rządami "niewiernych", czyli policja, nauczyciele, służby specjalne, innowiercy. Ideologia (islamizm) w opozycji do religii (islamu).

– Jak zatem zdefiniujemy fundamentalizm? – pytam. – Każdy, kto wierzy, jest w pewnym sensie fundamentalistą, niezależnie od religii, bo zwraca się ku fundamentom – mówi Ed. – Wiara w prawdę jest fundamentem religii. W takim sensie jestem fundamentalistą. Ale kiedy w sferze publicznej narzuca się komuś wiarę w coś, to nie jest już fundamentalizmem, to przymus, który nie ma nic wspólnego z religią, której wyznawcą jestem. Islamizm też opiera się na fundamentalizmie, ale spaczonym. Walczę z narzucaniem systemu religijnego komukolwiek. Islamizm może nie być nacechowany przemocą. Znam takich ludzi, którzy nią gardzą, ale ich cel będzie zawsze ten sam – utworzenie państwa islamskiego, czy opozycja wobec istniejących systemów. Islamizm chce zniszczenia państwa Izrael, pragnie obalić wszystkie obecne rządy arabskie. Co więcej, w islamistycznej literaturze można bez problemu znaleźć przyzwolenie na to, by zabijać tych, który są przeciwko "nam", w tym także muzułmanów.

Nie ma państwa islamskiego

Ed wcześnie, choć potajemnie, by nie zranić rodziców, odszedł od sufizmu. Jego rodzice wierzyli w islam przekazywany ustnie, uważali też, że jest on wewnętrzną sprawą każdego człowieka. Po raz pierwszy natknął się na koncepcję nieistniejącej instytucji państwa islamskiego.

– Większość ideologów islamizmu uważa, że nie istnieje w tej chwili na ziemi takie państwo, nie ma w żadnym z nich systemu prawdziwie islamskiego, są różne hybrydy – mówi Ed.

– Mam na myśli też te kraje, które pretendują do miana islamskich, jak Arabia Saudyjska czy Iran. Arabia Saudyjska jest postrzegana przez ekstremistów jako marionetka USA, a Iran, państwo szyickie, jako kraj heretyków.

Lektury ideologów islamistycznych otworzyły mu oczy. Zaczął się zastanawiać, dlaczego jego rodzice nigdy nie zajmowali się polityką, jednocześnie unikając tematów społecznych. W rozmowach z synem ojciec fanatycznie wręcz potępiał wahhabizm, importowany pseudoislam z Arabii Saudyjskiej, czy wszelkie akty przemocy, do których dochodzi pod rzekomą egidą islamu.

Hormony i rekrutacja

To były lata dziewięćdziesiąte. Trudne lata, kiedy dorastało drugie pokolenie emigrantów indyjskich, pakistańskich, z Bangladeszu. Ludzie szukający tożsamości i swego miejsca, a znajdujący się w szczególnym położeniu – w domach praktykowało się lokalne zwyczaje i pielęgnowało lokalną tradycyjną religijność, w szkołach i na ulicy panowała charakterystyczna dla Wielkiej Brytanii szalona wolność, kojarzona z trudnym hormonalnie okresem nastolatków.

– Chciałem być lepszym muzułmaninem. Zawsze chciałem być lepszym muzułmaninem.

Znalazł się w potrzasku. W tym samym czasie jak grzyby po deszczu wyrastały lokalne albo importowane organizacje islamizujące tych, którzy się wahali, jaki styl życia wybrać. Co więcej, przynależność do nich była w pewnych kręgach nobilitująca. Ed zaczął zatem powoli gardzić swoimi "biernymi" rodzicami, za to, że w pogoni za rytuałem, zapomnieli o, jego zdaniem, najważniejszym aspekcie, islamu – o państwie rządzonym tylko podług jego reguł.

Jednym z kluczowych momentów jego życia była wojna w byłej Jugosławii. Do Wielkiej Brytanii dotarły filmy pokazujące tragiczne i okrutne losy bośniackich muzułmanów. Młodzi ludzie zaczynali mieć pretensje do rodziców, że ci nie buntują się przeciwko temu, co dzieje się w Palestynie czy Bośni. Ich gniew usłyszeli członkowie Jammat-e-Islami i Hizb-ut –Tahrir.

Milczenie większości

Kiedy ojciec Eda kazał mu wybierać pomiędzy domem a islamizmem, Ed nie wierzył własnym uszom. Wahał się. Ale kiedy członkowie Jammat-e Islami postawili przed nim wybór: albo islam, albo rodzina, która – ich zdaniem – nie tylko odwracała jego uwagę od istoty rzeczy, ale w dodatku najwyraźniej nie była specjalnie islamska według kryteriów organizacji, więc Ed zniknął z domu na kilka tygodni. Rodzice wpadli w czarną rozpacz.

– Problem z takimi jak ja polega na tym, że społeczność muzułmańska nie chce występować przeciwko nim. Umiarkowani muzułmanie nie mają na to ochoty, bo ich islam jest umiarkowany i nie zajmuje się upolitycznianiem. Ta milcząca większość jest tym, co teraz chciałbym aktywizować. Milczący muzułmanie, którzy widzą, co się dzieje wokół nich. I z ich dziećmi.

Aktywne życie radykała

Ed zajął się rekrutacją ludzi podobnych do siebie. Rozwinął działalność poza swoją dzielnicę, meczet, poznawał innych braci w islamizmie, produkował i roznosił ulotki, wygłaszał płomienne przemówienia polityczne. Otwarcie propagował wojnę z Ameryką, niepodejmowanie żadnej współpracy z brytyjską policją (bo reprezentowała rząd niewiernych), ziszczenie Izraela, obalenie rządu w Arabii Saudyjskiej (za to, że współpracuje ze Stanami Zjednoczonymi).

– Działaliśmy bez większych problemów, nie musieliśmy się kryć. Rząd brytyjski bał się nam przeciwstawić, żeby nie poszło za tym odium nietolerancji. Oczywiście służby specjalne wiedziały, co robimy, ale dały nam zielone światło, uważając, że wtedy będą nas mogły pilnować, bo nie zejdziemy do podziemia.

Ed poznał Omara Bakriego, głównego ideologa Hizb-ut-Tahrir i od niego uczył się, jak umiejętnie prowadzić dyskusje, by niezależnie od omawianego tematu zawsze wrócić do potrzeby założenia kalifatu.

– Mówił nam, że nawet gdybyśmy omawiali kwestię kurczaków na fermie kurzej, mamy to robić tak, żeby wynikała z tego sprawa państwa islamskiego.

Mniej modlitwy, więcej wojny

Bóg Eda przestał być sympatycznym, miłosiernych Bogiem, o którym z miłością mówili jego rodzice. Zaczął być gniewnym mścicielem. Poznawał konwertytów na islam, którzy, urzeczeni Hizb-ut-Tahrir, omotani argumentacją o upadającym świecie, który może zostać zbawiony tylko przez wojujący islam, z radością zasilali szeregi ekstremistów.

Modlitwa przestała być ważna, ważne były wiece i polityka. Potępiano demokrację – rządy ludu? Lud nie może rządzić. Nie wolno delegować władzy w ręce człowieka, to zbrodnia przeciwko Bogu, to apostazja, jak uczono Eda. Jedynie Bóg może rządzić, ale by tak się stało, musi mieć narzędzia. Należało przygotować się do nieuchronnej wojny – szkolić się fizycznie, przygotowywać mentalnie, by każdy, kto nie był muzułmaninem, był postrzegany jako niewierny, a zatem wróg. Tak bowiem zakłada islamizm, nie islam.

Rasa Mystica - Piotr Ibrahim Kalwas
„Rasa mystica” to efekt moich podróży do Indii i świadectwo fascynacji tym krajem. Próba opisania – wzorem mistrzów: Kapuścińskiego, Bubera i Levinasa – innej kultury i człowieka, który w istocie jest taki sam, jak ty i ja. Tylu już było wędrowców zauroczonych Indiami, odurzonych hipnotycznie oddziałującym, niewiarygodnym światem. Nawet na mnie, doświadczonym wszak podróżniku, żadne z poznanych miejsc nie wywarło tak piorunującego wrażenia. Indie mnie wciągnęły, omotały, naznaczyły. Tam spotkałem Innego, zbliżyłem się do niego, dotknąłem go lekko i nieśmiało.

Wiem dobrze: wielu z tych, którzy o Indiach piszą i mówią, myli się. Ja też się mylę, bo żaden opis nie odda tej pulsującej, mistycznej, prastarej hinduskiej rzeczywistości, tamtego „tu i teraz w Indiach".

Islamskie fatwy - sposób na całe życie
Interaktywne fatwy, wszechobecne w telewizji i przede wszystkim w internecie, to olbrzymi rynek w muzułmańskim świecie. Muzułmanie mają teraz nowy sposób, by rozwiać swoje wątpliwości na temat tego, co wypada, a co nie: mogą w tym celu zadzwonić na specjalną gorącą linię. To lepiej niżby mieli zwracać się ze swymi pytaniami do islamskich fundamentalistów. Ale czy rzeczywiście o wszystkich aspektach życia powinna decydować religia?

Czy podczas Ramadanu można przyjmować syrop na kaszel? Czy sny erotyczne są grzechem? Czy moje dziecko może wziąć udział w urodzinach chrześcijanina? Aby uzyskać odpowiedź na te i inne pytania, te ważne i te frywolne, Egipcjanie nie muszą już konsultować się z imamem w najbliższym meczecie.

Od pięciu lat wystarczy zadzwonić na islamską gorącą linię El-Hatef el-Islami i otrzymać specjalnie spersonalizowane fatwy, czyli wskazówki muzułmańskiego teologa rozwiązujące sporne kwestie religijne. „Odpowiadamy na każde pytanie, z wyłączeniem tych dotyczących polityki” – uściśla założyciel gorącej linii Szerif Abdel-Meguid, syn byłego sekretarza generalnego Ligi Państw Arabskich, roztropnego biznesmena, który potrafił w odpowiednim momencie wyjść naprzeciw rosnącemu w Egipcie zapotrzebowaniu na tego typu religijne usługi.

Podczas Ramadanu odnotowuje się średnio tysiąc zgłoszeń dziennie, czyli dwa razy więcej niż w pozostałe miesiące. Dzwonią głównie ludzie młodzi, przede wszystkim kobiety. Zasada jest prosta: aby zachować anonimowość, dana osoba nagrywa swoje pytanie na sekretarkę, po czym dostaje osobisty kod – dzięki niemu będzie mogła odsłuchać następnego dnia odpowiedź imama. Wszyscy eksperci współpracujący z El-Hatef wywodzą się z prestiżowej medresy – Uniwersytetu Al-Azhar, najsłynniejszej muzułmańskiej uczelni świata. „Lepiej, żeby młodzi otrzymywali porady od nas niż od bardziej konserwatywnych szejków, którzy nie przekazują prawdziwej istoty islamu” – zapewnia Abdel-Moaty Bajumi, były dziekan wydziału teologii.

El-Hatef to tylko niewielki fragment olbrzymiego rynku interaktywnych fatw, wszechobecnych w telewizji i przede wszystkim w internecie. W islamskim świecie sieć stała się uprzywilejowanym miejscem wyrażania swoich poglądów. Tu rozgrywa się „dżihad nowoczesnej ery”, jak twierdzi fundamentalistyczny egipski kaznodzieja Jusef al-Karadaoui, wypowiadający się jako autorytet na stronie islamonline.com, inicjator kampanii „pro-hidżab” przeciwko zakazowi noszenia islamskich chust we francuskich szkołach. Liczne radykalne portale internetowe, zwłaszcza salafistyczne, rozpowszechniają wsteczną i sekciarską interpretację islamu.

Z kolei na małym ekranie pojawiają się telekoraniści w rodzaju Amra Khaleda i Khaleda el-Gendy’ego. Zwracają się do muzułmanów wiodących życie w zachodnim stylu i starają się godzić religijność z pewną nowoczesnością. „Egipcjanie coraz częściej zwracają się do nas, zaniepokojeni nasilającym się nurtem laicyzacji” – mówi Khaled el-Gendy, także współpracownik El-Hatef. W zeszłym miesiącu Hassan Hanafi, profesor filozofii na uniwersytecie w Kairze wywołał w Egipcie oburzenie porównując Koran do „supermarketu, z którego każdy bierze, co chce, a odrzuca to, co mu się nie podoba”.

Chaima jest częstym gościem El-Hatef. Dla tej pani adwokat zajmującej się światem biznesu, o twarzy przysłoniętej elegancką woalką wydzwanianie na gorącą linię stało się niemal naturalnym odruchem. „Zanim się coś zrobi, lepiej najpierw upewnić się, czy nie jest to wbrew regułom podyktowanym przez Boga” – wyjaśnia ta młoda kobieta, określająca islam jako „podręcznik zarządzania życiem i stosunkami między ludźmi”.

Każdy aspekt codziennego życia musi zostać zweryfikowany z religijnego punktu widzenia, nie pozostawiając miejsca na udział wolnej woli. „Ludzie zamiast refleksji wolą gotowe przepisy” – skarży się reformatorski myśliciel Gamal al-Banna. Ten erudyta, brat Hassana al-Banny, założyciela organizacji Bracia Muzułmańscy, jest jednym z niewielu, którzy uważają, że aby odnaleźć „ducha religii”, należy nabrać dystansu do tekstu.

„Koran jest dla wiernych przewodnikiem, ale nie dosłowna nauką” – uważa Gama. I ma za złe islamistom oraz innym instytucjom religijnym, takim jak Uniwersytet Al-Azhar, że chcą „dosłownie wcielić w życie islam wymyślony ponad tysiąc lat temu”, kierując się głównie hadithami (opowieściami o słowach i czynach proroka Mahometa, nie zawsze uznanymi za autentyczne). „Tysiące takich opowieści zostało sfabrykowanych na przestrzeni wieków, aby służyć interesom religijnym i politycznym. Powoływanie się na nie w celu znalezienia odpowiedzi na nurtujące nas dzisiaj pytania nie ma żadnego sensu” – twierdzi Gamal al-Banna opowiadający się za ponowną interpretacją Koranu.

Jego zdaniem zakaz palenia podczas Ramadanu jest nieuzasadniony, ponieważ tytoń nie był znany w czasach Proroka. Z tego samego powodu, uważa Gamal, nie ma powodu, by kobiety nosiły chusty: „Koran nie każe im zakrywać twarzy, mówi tylko, że nie powinny pokazywać piersi”. Ale taka dyskusja budzi w Egipcie kontrowersje i można ją prowadzić tylko dyskretnie. A w obliczu kwitnącego rynku fatw słowa Gamala al-Banny to coraz częściej głos wołającego na pustyni. Le Figaro
News z sieci
To dla poprawnych politycznie
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2009-05-30 22:50:01 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Alarmujący raport WHO: tytoń zabije miliard ludzi
Jeśli ludzie będą nadal palili tyle tytoniu, co obecnie, do końca stulecia umrze na naszej planecie wskutek tego nałogu miliard ludzi - prognozuje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO).
Według ogłoszonej w sobotę w Genewie prognozy WHO, do 2030 roku nałóg palenia zabije 175 milionów osób na całym świecie.

Obecnie tytoń zabija rocznie 5,4 miliona ludzi, to jest jedną osobę co sześć sekund. Palenie jest przyczyną co dziesiątego zgonu.

W obchodzonym 31 maja Światowym Dniu bez Papierosa WHO rozpoczyna całoroczną kampanię ostrzegawczą. Na paczkach papierosów pojawią się nowe ostrzeżenia przed chorobami, które sprowadza na człowieka nikotynizm.

Organizacja chce zahamować wzrost liczby osób uzależnionych od nałogu m.in. za pomocą nowych haseł ostrzegawczych i drastycznych zdjęć umieszczanych na paczkach papierosów.

Producenci papierosów dokonali analizy rynku. Doszli do wniosku, że w związku ze wzrostem świadomości w krajach rozwiniętych co do szkodliwych następstw palenia, należy nasilić kampanię reklamowania papierosów w biednych krajach.

Według danych WHO, doprowadzi to do tego, że 80 proc. zgonów w wyniku chorób spowodowanych nałogiem palenia papierosów nastąpi w krajach rozwijających się.

Na przykład w Bangladeszu najbiedniejsze rodziny wydają na papierosy dziesięć razy więcej niż na edukację dzieci. W Indonezji najbiedniejsi przeznaczają na papierosy 15 proc. swych dochodów.

Palacze w 50 proc. umierają wskutek palenia tytoniu.
News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 78.2 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 77.2 | 78.2 | 79.2 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,