MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 78 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 77 | 78 | 79 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 78 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2009-05-26 06:21:06 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

NHS gubi dane pacjentów
NHS w ciągu zaledwie kilku miesięcy zgubiło dane dziesiątek tysięcy pacjentów - informuje Press Association powołując się na "The Independent".
Między styczniem a kwietniem b. r. w NHS zarejestrowano 140 wycieków poufnych danych.

Wśród najbardziej jaskrawych przypadków złamania procedur bezpieczeństwa wymieniono między innymi działania jednej z przychodni w której zgrano dane 10 tys. pacjentów na niezabepieczony laptop, który został później skradziony z domu jednego z lekarzy. Inny opisywany przypadek to zgubienie pendrive'a zawierającego dane 6 tys. pacjentów. W tym wypadku dane były zaszyfrowane, jednak na pendrivie naklejono karteczkę z hasłem umożliwiającym dostęp do nich.

Brytyjski Information Commisioner Richard Thomas nakazał pilne sprawdzenie procedur bezpieczeństwa ochrony danych w placówkach służby zdrowia.
News z sieci
zaczyna się potop informacji o zaginaniu prawa a nie zaginięciu danych
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2009-05-26 20:23:34 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Ważny komunikat Ambasady RP w Londynie
W związku z wprowadzeniem nowego systemu przyjmowania wniosków paszportowych ambasada RP informuje, że w przypadku ubiegania się o paszport dla dziecka (także dziecka urodzonego w Wielkiej Brytanii) konieczne będzie przedstawienie polskiego aktu urodzenia.
Konsul będzie mógł wydać pierwszy paszport dla dziecka poniżej 1 roku życia w oparciu o brytyjski zupełny (certified copy) akt urodzenia jeśli uwzględniono w nim występowanie w imionach oraz nazwisku dziecka oraz w danych rodziców polskich znaków diaktrycznych (ą,ć,ę,ł,ń,ó,ś,ź,ż).

W przypadku, gdy ojciec dziecka jest nieznany, niezbędne będzie, w przypadku wnioskowania o każdy paszport, okazanie polskiego zupełnego odpisu aktu urodzenia dziecka.

Więcej informacji o tym, jak uzyskać polski akt urodzenia można znaleźć pod adresem <a href="http://www.londynkg.polemb.net/index.php?document=31" target="_blank" target="_new">http://www.londynkg.polemb.net/index.php?document=31</a>.

Jednocześnie ambasada informuje, że:

- w brytyjskim urzędzie stanu cywilnego - Register Office - można poprosić o uwzględnienie polskich znaków w imionach i nazwisku dziecka oraz w danych rodziców. W związku z powyższym należy uwzględnić prawidłową pisownię imion i nazwisk dzieci oraz rodziców w trakcie rejestracji urodzenia dziecka w brytyjskim Register Office.

- w Register Office można także poprosić o odręczne wystawienie aktu urodzenia dziecka, w którym uwzględnione zostaną polskie znaki diaktryczne.
news z sieci
jak nieznany"W przypadku, gdy ojciec dziecka jest nieznany, niezbędne będzie, w przypadku wnioskowania o każdy paszport, okazanie polskiego zupełnego odpisu aktu urodzenia dziecka."
Faktycznie nieraz polki nie kontrolują z kim współżyją "kobiety
lubia brąz"

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 26-05-2009 20:34 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2009-05-26 21:11:52 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Pracowałam w nielegalnym przedszkolu
Przez lata dziwiłam się, jak to możliwe, że w praworządnej Szwajcarii szefowa nigdy nie miała do czynienia z policją

Jest takie miejsce w jednym z dużych miast słynącej z praworządności Szwajcarii, gdzie od 20 lat zatrudnia się nielegalnie emigrantów z całego świata. Pracowałam tam od kwietnia 2007 r. do lutego 2009 r.

To prywatna instytucja zorientowana na dzieci do czwartego roku życia, prowadzona przez 55-letnią Żydówkę.

Posadę znalazłam przez internet. Nagłówek: "Dobrze płatna praca w...". O ile na początku szokowało mnie to miejsce, o tyle z czasem weszło mi w krew, nie widziałam już ani przekrętów, ani oszustw.

Przedszkole znajduje się w najdroższej dzielnicy. Pracują tam dziewczyny z całego świata, zmieniając się co parę miesięcy, często są zwalniane, rotacja jest bardzo intensywna. Właścicielka nie wyrabia potrzebnych w Szwajcarii pozwoleń na pobyt i pracę, to praca na czarno, o dziwo, w miejscu publicznym, powszechnie dostępnym dla każdego.
To przedszkole jest teoretycznie dla dzieci angielskojęzycznych, ale przychodzą także inne. Swoje dzieci zapisują tu obcokrajowcy z całego świata, przebywający w okolicy na stałe lub czasowo – z powodu pracy czy choćby urlopu; ale także Szwajcarzy, ludzie, którzy zawsze żyją w zgodzie z prawem, niemający zielonego pojęcia, że całe to przedszkole działa nielegalnie.

Show u drzwi

Najważniejsza czynność opiekunki to show u drzwi. Trzeba być niesłychanie miłym dla rodziców i dzieci, kiedy ktokolwiek z rodziców jest w środku. Później drzwi są zamykane. I nikt już nie dba o nic.

Otwieramy o siódmej. Kończymy o szóstej. Podczas tych 11 godzin nie ma przerw. Jeśli chcę jeść, biorę cokolwiek z lodówki, ale jeść muszę poza kuchnią, bo może akurat jakiś dwulatek bije niemowlęta. Do przedszkola codziennie przychodzi 25-30 dzieci, bywa, że i więcej. Mój rekord to 38. Jest co robić.

Moja żydowska szefowa oraz koleżanka ( – Nigdy nie mów, że pracujesz dla mnie, mów, że pracujesz ze mną – powtarza) wpadła na genialny pomysł: otóż możesz tu przyprowadzić dziecko o dowolnej porze w godzinach otwarcia, na jak długo chcesz i bez zapowiedzi. Przyjmuje wszystkich, w każdym wieku. – To jest biznes – mówi. Świetna definicja. Biznes. Nie przedszkole.
Przedszkole jest duże, cztery pomieszczenia dla dzieci, mnóstwo zabawek, wiele z nich dostajemy od rodziców, którzy się wyprowadzają ze Szwajcarii. Dwie łazienki, kuchnia, sypialnia dla maluchów, dwa przedpokoje i pokój, w którym mieszkam. Gdy po godz. 18 wszyscy idą do domu, mam swoje ładne, nowe mieszkanie z balkonem. Nasza szefowa uwielbia antyki i blaszane obrazki na ścianę. Gust nie jest jej mocną stroną. Zresztą wystarczy na nią spojrzeć, ubiera się zawsze w biały podkoszulek i dżinsy. Od nas wymaga podobnego ubioru, ale tego nie przestrzegamy.

Posiłki dla starszych dzieci są o 11.30 i 14.30, niemowlęta karmimy na żądanie. Co jedzą starszaki? Ma to piękną nazwę: tuna salad – najtańszy makaron, do którego szefowa dodaje tuńczyka z puszki, spaghetti – makaron z ketchupem, gulasz – ryż z gulaszem z puszki, meat salad – ryż z posiekaną najtańszą, śmierdzącą nieziemsko kiełbasą. Wilk jest syty i owca cała – rodzice mają wspaniałe złudzenie, a szefowa oszczędza pieniądze. Lunch: chleb z nutellą lub dżemem. Kilkudniowy. Nigdy świeży. Nierzadko smarowałam zielone ze starości kromki dla naszych międzynarodowych bogatych dzieci.

A dzieci są zewsząd: Azja, Europa, Afryka, Australia, wszystkie kraje, egzotyka wliczona – Surinam na przykład, ale 40% to dzieci Żydów.
Jeśli nie pada i zimą nie ma dużego mrozu, wychodzimy z dziećmi na plac zabaw. Jedna opiekunka i sześcioro-ośmioro dzieci w środku wielkiego miasta, dla mnie zawsze duży stres. Wyprowadzamy tylko te maluchy, które umieją mówić. Reszcie smarujemy błotem buciki, spodnie, kurtki i wciskamy bujdy rodzicom, że ich dziecko było na spacerze, o tak, kilka godzin na świeżym powietrzu, a jakże, świetnie się bawiło. Rodzice nie posiadają się ze szczęścia.

Nadgodziny
W naszym przedszkolu możesz się spóźnić po dziecko, ile tylko chcesz. Możesz je przyprowadzić o czwartej i odebrać o ósmej. Któraś z dziewczyn będzie musiała zostać. To płatne ekstra 20 franków za godzinę, jeśli masz wtedy dwoje dzieci z dwóch różnych rodzin, zarabiasz podwójnie, zapłacą ci gotówką do ręki. Inna sprawa, że po 11-godzinnym dniu harówy jesteś już tak zmęczona, że padasz na twarz.
Wiesz, jak się pilnuje tych dzieci? Nikt tego nie widzi, więc pozwalasz sobie na wiele. Jesteś w przedszkolu sama, a drzwi są zamknięte. Surfujesz po internecie. Gotujesz obiad. Idziesz wziąć prysznic. A niemowlęta drą się w wózkach. Ciebie już to nie obchodzi. Ile możesz znieść?

Rachunki są wysyłane rodzicom pocztą i pieniądze wpływają do banku na konto szefowej. Miesięcznie ok. 40 tys. franków, podejrzałam kiedyś rachunki. Zresztą policzyć łatwo, cena dnia dla dziecka, które przebywa u nas pięć godzin i dłużej, to 80 franków, dla reszty 15 za godzinę.
Nigdy nie używam słowa boss. Właścicielka to moja koleżanka. I rzeczywiście pracuję z nią, nie dla niej. Dostaję co miesiąc gotówkę do ręki. Mieszkam w mieszkaniu zarejestrowanym na nią. Sama. Zakupy robi ona. Ja kupuję tylko ekstra rzeczy, których mi brakuje. Jesteśmy bardzo nisko opłacane. Gdybym brała 20 franków na godzinę, tak jak za nadgodziny, zarobiłabym moją pensję w kilka dni. Za 11 godzin dziennie, 55 tygodniowo, dostaję tyle, ile zarabia przeciętna au pair z 30-godzinnym tygodniem pracy, opiekująca się jednym, dwojgiem dzieci.
Nikt dotąd nie sprawdzał w żadnych instytucjach, skąd moja szefowa ma tyle pieniędzy i na jakich zasadach zarabia. A przecież to Szwajcaria, kraj, gdzie wszystko musi być zgodnie z prawem.
Widać pod latarnią najciemniej.
Dziewczyny
Przedszkole istnieje 20 lat. Sama pracowałam tam dwa. W końcu uciekłam, tak jak Amanda, Brazylijka, z którą pracowałam około sześciu miesięcy, moja największa przyjaciółka i podpora, tak jak Aga, Polka, jak Cristine, pół-Angielka, pół-Meksykanka, która również wpadła w kłopoty zdrowotne z powodu przepracowania, wycieńczenia i niedożywienia. Wiele dziewczyn zostało zwolnionych, Sarah, Kanadyjka, była zbyt powolna, tam trzeba pracować szybko i wydajnie, to nie tylko opieka nad dziećmi, ale i codzienne sprzątanie po posiłkach, odkurzanie, czyszczenie łazienek, pieluchy, smarki, mocz oddawany na podłogę przez dzieci oduczane noszenia pampersów.
Malutkie dzieci są jak psy. Jedno zaczyna płakać, dołączają kolejne, myślą, że coś złego się dzieje. Kiedy jeden pies zaczyna wyć, inne natychmiast dołączają. Trzeba to wytrzymać.
Andrea, Węgierka, została zwolniona, Sylvia, też Węgierka, odeszła sama, Barbara, Czeszka, po dwóch latach zrezygnowała, Aga, Polka, odeszła.
Nasza żydowska szefowa to postać równie kontrowersyjna, co charyzmatyczna i fascynująca. Nigdy nie potrafiłam jej jednoznacznie ocenić. Jedno jest pewne: nie da się jej nie zauważyć. Mimo 55 lat (nikt nie zna jej wieku, tylko ja podpytałam drugą żonę jej byłego szwajcarskiego męża, który dał jej papiery i pozwolenie na pobyt, żeniąc się z nią) wygląda na 35, ma długie czarne włosy, przepiękną twarz, jej ciało pokrywają tatuaże, które zasłaniają blizny po wypadku samochodowym. Była w śpiączce przez rok. Zawsze uważałam, że dano jej drugie życie. Ona tak właśnie żyje, jakby każdy dzień miał być ostatni. Weekendy spędza w barach, tańczy, śpiewa, pije wino.
Dla nas jest bardzo surowa. Cóż, dba o swój biznes. Wrzeszczy, kiedy popełniamy błędy, ale zawsze można z nią pogadać o kłopotach. Szuka nam mężów i umawia na randki.
Wiele razy rozmawiałyśmy z dziewczynami o tej instytucji, każda z nas dziwiła się, jak to możliwe, że tak długo nasza szefowa nie miała do czynienia z policją, nie było też żadnych kontroli. Byłyśmy w tej dziedzinie przeszkolone: nikomu nie mów, gdzie pracujesz, na pytania odpowiadaj, że jesteś turystką i odwiedzasz mnie, a ja jestem twoją znajomą. Jak długo tu jesteś? Dwa tygodnie.
Ale sąsiedzi mnie znają, mam tu wielu znajomych. Widzą mnie codziennie od wielu miesięcy.
Nigdy się nie bałam, że wpadnę. Nawet nie byłam szczególnie ostrożna. Po prostu pracowałam tam, żyłam, miałam znajomych, dom.

Szkoła życia
Poznałam wiele historii dziewczyn z całego świata. Połączyło nas przedszkole. Każda z nas dostała tam wielką szkołę życia. Pewnie teraz tam pracują nowe dziewczyny. Show must go on. Szefowa plus dwie pracownice, plus około trzydzieściorga dzieci, w tym półroczniaki. Zanim oddasz dzieciaka w ręce obcych, dobrze się najpierw zastanów.
Do dziś nie wiem, na ile nas szefowa wykorzystywała, na ile nam pomagała. Nas, dziewczyny, łączyło to, że pochodziłyśmy z ubogich krajów, każda miała kłopoty finansowe i każda podreperowała budżet w tej placówce. Naszą pracą postawiłyśmy szefowej ogromny dom w Izraelu ( – To moje bezpieczeństwo – powtarzała zawsze, wiadomo, w końcu może wpadnie), widziałam zdjęcia, właśnie ów dom wykańcza, za poduszki do pokoju gościnnego na poddaszu zapłaciła pół mojej miesięcznej pensji. Dzięki nam szefową stać na wynajmowanie 200-metrowego mieszkania w nowiusieńkim bloku w rozrywkowej dzielnicy... i mieszkanka w mieście dla drugiej pracownicy oraz na płacenie rachunków za przedszkole.
Pamiętam nagłówek w internecie: "Dobrze płatna praca...".
I nadal nie wiem, czy bardziej moją szefową kocham, czy jej nienawidzę.
News z sieci
Kiedyś był program o tych przedszkolach i żłobkach i tu w UK to norma
Tu większa część działających firm jest nielegalna i one też są zatrudniane w NHS i te późniejsze zaginięcia danych w różnych instytucjach.



[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 26-05-2009 21:13 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2009-05-27 20:50:27 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Anglia: aresztowano kolejnego geja-kanibala!
W domu Anthony'ego Francisa Morleya (35) w Yorkshire znaleziono częściowo zjedzone zwłoki Damiana Oldfielda (33). Morley wpadł przez... głupie uwagi w restauracji. Ich treść zaniepokoiła obługę, która zawiadomiła policję.
Ciału Oldfielda brakowało kawałka prawej nogi. Pokrojone w kostkę mięso znaleziono w rondelku na kuchence. Morleya zatrzymano pod zarzutem morderstwa. Policja zwróciła się do społeczności gejowskiej z prośbą o pomoc w ustaleniu okoliczności spotkania ofiary z mordercą.

Nie jest to pierwszy głośny przypadek kanibalizmu wśród gejów.

W roku 2001 wielkiego szumu narobiła sprawa Armina Meiwesa (44), który zabił i zjadł Bernda-Jürgena Brandesa. Brandes pozwolił się zjeść dobrowolnie. Mężczyźni spotkali się poprzez stronę internetową "The Cannibal Cafe", poświęconą fetyszowi kanibalizmu.

Meiwes wpadł, gdyż po spożyciu około 10 kilogramów Brandesa chwalił się tym w internecie, by przyciągnąć więcej ofiar. Zespół Rammstein poświęcił temu wydarzeniu piosenkę "Mein Teil" z płyty "Reise, Reise" z roku 2004. Uznając przypadek Meiwesa za naturalną konsekwencję paranoi konsumpcyjnego stylu życia. Meiwes odsiaduje obecnie wyrok dożywocia.

Kolejny przypadek miał miejsce również w Niemczech, w roku 2005. Ralf M. zabił swego partnera, rozczłonkował i zamroził do dalszego spożycia. W tym samym roku inny Niemiec, Thomas S., udusił i zjadł swą młodszą kuzynkę.

W zeszłym roku Luis Calva Zepeda, biseksualny mężczyzna z Meksyku, wraz ze swym partnerem zamordował i spożył swą byłą dziewczynę. Wywołało to wielką dyskusję na temat propagowania w internecie ekstremalnych fetyszy seksualnych.

Najdrastyczniejszym przykładem tego zjawiska jest niewątpliwie Dolcett - legendarny grafik, skrzętnie ukrywający swą tożsamość. Publikuje on w internecie rysunki swych nieprawdopodobnie wręcz drastycznych fantazji seksualnych. Są one za to jak najbardziej heteroseksualne. W jego świecie kobiety ofiarują się jako pożywienie dla mężczyzn.

Miłośnicy twórczości Dolcetta bronią jego trudnych do zaakceptowania, krańcowo sadystycznych wizji za pomocą argumentów o swobodzie wyrazu artystycznego. Podkreślają też, że jego twórczość to czysta fantazja, która nie ma nic wpólnego z rzeczywistością. Podobnie jak makabryczne filmy w rodzaju "Piły" czy "Hostelu".

Jednak z przypadków wiernego adaptowania tych wzorców w życiu rzeczywistym można wnosić, że pozornie nieszkodliwe fantazje mogą się stać inspiracją dla przerażających zbrodni. Co więc z odpowiedzialnością za twórczość, którą się upublicznia?

Oczywiście najłatwiej jest wykreślić te przypadki ze świadomości jako przejawy obłędu, eliminującego sprawców ze zdrowego społeczeństwa. Jednak czy to nie łatwizna? Ostatecznie, wszyscy skazani ostatnio przez sądy kanibale byli jak najbardziej poczytalni.

Współczesna cywilizacja medialna gloryfikuje przemoc, epatuje makabrą, usprawiedliwia wojny i wyznacza podwójne standardy wobec cierpienia. Czy nie jest przez to choć po części winna rodzeniu się podobnego "obłędu" w podatnych umysłach?

I czy nie ponosi też pewnej odpowiedzialności ta najzupełniej "normalna" publiczność, dla której kręci się wciąż kolejne, wciąż bardziej makabryczne, sadystyczne i krwawe części "Piły"?

Czy granica między fantazją a rzeczywistością nie staje się dziś zbyt cienka, byśmy mogli udawać, że nas, "normalnych", to wszystko nie dotyczy?

****************************************************************
Kanibalizm
Krótki wstęp i zarys terminologii

Kiedy w 1992 roku paleoantropolog z University of California w Berkeley - Tim White - opublikował wyniki badań kości odnalezionych w osadzie Anasazi, w stanie Colorado, raport wywołał falę protestów wielu naukowców. Ludzkie szczątki z XII wieku nosiły ślady świadczące o tym, że co najmniej siedem osób zostało w tym miejscu ugotowanych i zjedzonych przez nieznanych osobników. Co bardziej konserwatywni naukowcy twierdzili, że nacięcia na kościach, świadczące o usuwaniu z nich tkanek miękkich oraz obecność mioglobiny (białka występującego wyłącznie w ludzkich mięśniach) w odnalezionym niedaleko skamieniałym kale, nie jest wystarczającym dowodem na to, że zostali oni zjedzeni. Z biegiem czasu do literatury i prasy fachowej przenikało coraz więcej odkryć o podobnej wymowie, z Etiopii, Francji czy Chorwacji. Sugerowały one, że proceder zjadania ludzkiego mięsa pojawiał się już od czasów człowieka neandertalskiego.

Kanibalizm to bardzo rozpowszechniona w świecie zwierząt praktyka, polegająca na spożywaniu mięsa osobników tego samego gatunku. Występuje u pajęczaków, owadów, ryb, ptaków a nawet nielicznych ssaków. Termin "kanibalizm" początkowo faktycznie dotyczył tylko ludzi, jednak jego definicja szybko rozprzestrzeniła się na inne żywe stworzenia. Prawdopodobnie po raz pierwszy nazwa ta pojawiła się w dziennikach marynarzy, którzy wraz z Krzysztofem Kolumbem wyprawili się do Wschodnich Indii. Przypuszcza się, że ekspedycja miała styczność z plemieniem Karibów - uprawiającym praktyki rytualnego pożywania ludzkiego mięsa - i omyłkowo przekręciła jego nazwę, określając tym samym jego członków jako "kanibów", terminem brzmieniowo zbliżonym do hiszpańskiego słowa "canibales"- spragniony, okrutny.

Badania nad kanibalizmem doprowadziły jednak do pojawienia się innego terminu, który zasięgiem swym obejmował tylko gatunek ludzki. Antropofagia, gdyż o tym terminie mówię, to zbitka dwóch słów pochodzących z języka greckiego: anthropos - człowiek, phagein – pożerać. O antropofagii mówić możemy tylko wtedy, kiedy dochodzi do sytuacji, w której jeden człowiek spożywa mięso innego człowieka. Odmianą antropofagii jest również nekrofagia (gr. nekros - martwy), polegająca na zjadaniu przez człowieka ludzkiego mięsa, pochodzącego od osób martwych.

Dla uporządkowania terminologii dotyczącej kanibalizmu przydatne są jeszcze dwa określenia, istotne zwłaszcza dla antropofagii uprawianej przez plemiona pierwotne. Są to "egzokanibalizm", czyli kanibalizm zewnętrzny, występujący wtedy, gdy dane plemię, kultura czy narodowość spożywa mięso ludzkie pochodzące od osobników z innego plemienia, kultury czy narodowości; oraz "endokanibalizm", czyli kanibalizm wewnętrzny, gdy osobniki pochodzące z danej wspólnoty terytorialnej czy kulturowej, spożywają ludzkie mięso pochodzące od osobników tej samej grupy.

Rodzaje antropofagii

Pomimo wielkiego sceptycyzmu części antropologów, znaleźli się naukowcy, którzy poświęcili wiele czasu badaniu zagadnienia ludzkiego kanibalizmu. Wynikiem ich pracy jest wyodrębnienie kilku rodzajów kanibalizmu stale powtarzającego się w historii ludzkości.

Kanibalizm religijny lub rytualny występuje wtedy, gdy spożywanie ludzkiego mięsa wynika z przekonań religijnych, wierzeń lub uprawianych przez grupę kanibali różnorakich rytuałów, zwykle dotyczących sfery życia pozagrobowego. Kulturą, która przez współczesnych najczęściej identyfikowana jest z antropofagią, są starożytni Aztekowie. Według wierzeń Aztekowie (właściwie Mexikowie, Aztekowie to nazwa potoczna) to lud, który przybył przed wiekami na tereny dzisiejszego Meksyku z mitologicznej krainy zwanej Aztlan (termin Azteca oznaczał pierwotnie "ludzi z Aztlan" i odnosił się do jednego plemienia, które w XIII wieku przybyło na Płaskowyż Meksykański, i podbiło oraz zasymilowało mieszkającą tam ludność). Kanibalizm Azteków wynikał z ich wierzeń religijnych - uważali oni, że składanie ludzi w ofierze oraz ich zjadanie wiąże się z zachowaniem równowagi pomiędzy światem ludzi a kosmosem. Prawdą jest, że w azteckiej kulturze ludzkie ofiary i kanibalizm uprawiano na wielką skalę, niektórzy naukowcy twierdzą nawet, że rocznie Aztekowie poświęcali w ten sposób tysiące osób, zwykle młodych, sprawnych mężczyzn. Gdyby jednak na ołtarzu bogom oddawano wszystkich osobników mogących zapewnić kulturze przetrwanie, Aztecy szybko zakończyliby swój żywot. Dlatego też większość ofiar stanowili jeńcy wzięci do niewoli podczas wojen z sąsiednimi plemionami (często zdarzało się nawet, że dwa plemiona celowo "umawiały się" na wojnę, aby zapewnić sobie nawzajem odpowiednią ilość ofiar). Taki rodzaj antropofagii nosi nazwę kanibalizmu wojennego i, po Aztekach, uprawiało go jeszcze wiele kultur.

Jedną z nich było, nie mniej słynne w tej dziedzinie, plemię Irokezów, jedna z najbardziej rozwiniętych cywilizacyjnie kultur Indian Ameryki Północnej. Nazwa plemienia pochodzi od algonkińskiego (rodzina językowa w Ameryce Północnej posługująca się językiem algonkin), które oznacza "wąż" lub "przerażający człowiek". Podczas toczonych przez Irokezów wojen plemię zjadało schwytanych jeńców wierząc, że zaspokoi to boga wojny. Indianie ci wierzyli również, że spożywanie mięsa wrogów prowadzi do zaabsorbowania fizycznych i psychicznych cech ofiary. Jeśli zatem martwy jeniec odznaczył się w wojnie wyjątkowym męstwem, zjadające go osoby przejmowały, według wierzeń, część jego odwagi i siły. Prawdopodobnie tego typu kanibalizm wojenny uprawiany był przez plemiona papuaskie (Nowa Gwinea), nawet podczas II wojny światowej. Poza rytualnym i religijnym wymiarem takich praktyk, pomagał on również w prosty sposób pozbyć się ciał jeńców, oraz zapewnić sobie dostatek pożywienia na długi czas.

Jak widzimy na powyższych przykładach, kanibalizm zewnętrzny (wojenny) był powszechnie praktykowany przez kultury pierwotne. Mimo to, wśród plemion, funkcjonował także kanibalizm wewnętrzny, najczęściej przyjmujący formę tzw. antropofagii pogrzebowej. Kultura preinkaskich plemion Wari z amazońskich lasów tropikalnych, prawdopodobnie pierwszych mieszkańców Ameryki Południowej, miała w zwyczaju zjadać zmarłych z własnej kultury. Praktyka ta poparta była przekonaniem, że konsumpcja zmarłego członka rodziny czy grupy prowadzi do tego, że jego duch jest przejmowany przez członków społeczności i na zawsze pozostaje wśród bliskich. Uważano również, że jest to najbardziej godny szacunku sposób postępowania ze zmarłymi członkami plemienia. Dopiero rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa i misji ewangelizacyjnych, oraz pojawienie się chorób związanych z praktyką zjadania ludzkiego mięsa (Kuru - choroba mózgu przypominająca chorobę Creutzfeldta-Jakoba, wywoływana przez priony spożywane wraz z mięsem człowieka zakażonego), przyczyniło się do znacznego ograniczenia, egzo- i endokanibalistycznych praktyk religijnych oraz rytualnych plemion na całym świecie.

Jeść, aby przeżyć

Zgoła odmiennym rodzajem kanibalizmu zanotowanym przez naukowców jest tzw. kanibalizm surwiwalowy (lub kanibalizm w celu przetrwania). Występuje on w sytuacjach, w których podczas klęsk głodowych brakuje pożywienia, gdy jedynym sposobem na przeżycie jest spożywanie mięsa pochodzącego od martwych osobników tego samego gatunku. Historia kanibalizmu notuje wiele przypadków tego typu praktyk, sam wiek XX obfituje w kilkanaście przypadków, w których ludzie doprowadzeni do skrajności przez panujące warunki uprawiali antropofagię.

Zacznę jednak od roku 1846, kiedy to grupa złożona z przedstawicieli dwóch rodzin - Donnerów i Reedów - prowadzona przez George’a Donnera, zdecydowała się wyemigrować przez góry Sierre-Nevada, do stanu Kalifornia. Grupa liczyła około setki osób (źródła podają różne liczby, najczęściej powtarzającą się jest - 89) i miała ze sobą około 20 pojazdów, w tym jeden wagon kolejowy. Kiedy podczas przeprawy przez góry, nieoczekiwanie zmieniła się pogoda, podróżnicy zmienili trasę na dłuższą. W trakcie podróży zaczął sypać śnieg i w rezultacie grupa Donnera utknęła w samym centrum zamieci, nie mogąc się cofnąć ani iść dalej. Kiedy podróżnikom skończyły się zapasy, postanowili pożywiać się ciałami zmarłych z głodu i wycieńczenia towarzyszy. Nadmienię tylko, że spośród wszystkich członków ekspedycji (złożonej z dorosłych, starców i dzieci), ocalało tylko 46 osób.

Podobnie w sytuacji ekstremalnego głodu na Ukrainie w latach 30tych, ofiarą kanibalizmu surwiwalowego padło kilkaset tysięcy osób (niektórzy naukowcy mówią nawet o kilku milionach!). Radziecki polityk, I Sekretarz KC KPZR, Nikita Chruszczow wspominał nawet, że jeszcze w latach 40tych XX wieku obserwował na Ukrainie matki robiące przetwory z własnych dzieci, jednak trudno dać wiarę tym przesłankom, nie popartym żadnymi dowodami. Równie hipotetyczne, ale jak dotąd jednak nieodrzucone, są wypowiedzi jakoby podczas wielkiego głodu w Chinach w latach 1959-1961, rodziny wymieniały się dziećmi, aby nie musieć zjadać własnych. Te makabryczne historie nie zmieniają faktu, że do praktykowania kanibalizmu w celu przetrwania niewątpliwie tam dochodziło.

Jednak najsłynniejszym przypadkiem tego typu kanibalizmu jest na pewno historia urugwajskich rugbistów, którzy w 1972 roku wraz z grupą krewnych i przyjaciół, lecieli samolotem z Argentyny do Chile (w sumie 45 osób). W trakcie lotu nad Andami samolot podróżujących uległ awarii w wyniku, której piloci zmuszeni byli posadzić go na samych szczytach zaśnieżonych gór. Podczas katastrofy zginęło 13 pasażerów, a ci, którzy przeżyli zmuszeni byli, z braku jakichkolwiek zapasów, zjeść ich ciała. Rozbitkowie przebywali w górach przez 72 dni, a kiedy w końcu zostali odnalezieni, do domów wróciło jedynie 16 osób.

Zabić, aby jeść

Najbardziej makabryczne i kontrowersyjne przypadki antropofagii, do dziś stanowiące zagadkę dla psychiatrów i ekspertów od kryminalistyki, dotyczą jednak tzw. kanibalizmu przestępczego. Kiedy jedna osoba zabija drugą, w celu spożycia jej mięsa, lub dokonuje mordu z innego powodu, lecz towarzyszy temu proceder kanibalistyczny, możemy niewątpliwie mówić o kanibalizmie kryminalnym (przestępczym). O ile poprzednimi dwoma rodzajami kanibalizmu zajmują się głównie antropolodzy i psychiatrzy, o tyle ten znajduje się głównie w sferze zainteresowań kryminalistyki i psychologii kryminalistycznej. Naukowcy z tych dziedzin zdołali wyselekcjonować cztery główne podtypy tego typu praktyk:
kanibalizm seksualny, traktowany jako zaburzenie psychofizyczne, w którym zjadaniu ludzkiego mięsa towarzyszy satysfakcja seksualna, bądź też rozładowanie frustracji seksualnej;
kanibalizm będący formą agresji, wynikający z wielkiej potrzeby dominacji i kontroli nad drugą osobą i ekspresji tej potrzeby;
kanibalizm epikurejski (lub odżywczy), gdy głównym powodem spożywania ludzkiego mięsa są jego wartości odżywcze i zamiłowanie do jego smaku;
kanibalizm przestępczo-rytualny, związany głównie z przestępstwami popełnianymi przez osoby deklarujące praktyki satanistyczne;
Kanibalizm seksualny uznawany jest za najbardziej odrażający ze wszystkich czterech zjawisk i dotyczy przestępców, którzy kojarzą konsumpcję ludzkiego mięsa z seksem, bądź też osiągają wtedy satysfakcję seksualną (taką jak podczas normalnego stosunku seksualnego). Często, jak na przykład w przypadku Alberta Fisha - amerykańskiego malarza pokojowego i dekoratora wnętrz - kanibalizm wiąże się z innym zaburzeniem, jakim jest pedofilia. Fish, który od lat 20tych zamordował i zjadł kilkoro dzieci, otwarcie przyznawał się psychiatrze sądowemu - dr Frederickowi Werthamowi - że doświadczał wielkiej satysfakcji seksualnej podczas fantazjowania na temat zjadania ludzkiego mięsa, a jego zbrodnicza działalność była tylko realizacją owych marzeń. Ofiarami rekordzisty w dziedzinie kanibalizmu seksualnego, słynnego Rzeźnika z Rostova (Ukraina), Andrieja Chikatilo, padały głównie młodzi chłopcy i dziewczęta. Chikatilo, z zawodu nauczyciel, zamordował, okaleczył i zjadł, co najmniej 44 osoby. Osiągał on satysfakcję seksualną nie tylko podczas znęcania się nad swoimi ofiarami, lecz także podczas ich jedzenia. Najsmaczniejszymi częściami ciała, według Chikatilo, są piersi, genitalia i wewnętrzne narządy płciowe.

Edward Gein, farmer z Plainfield (Wisconsin, USA), który w 1957 roku został oskarżony o zabicie 3 osób (prawdopodobnie zabił ich znacznie więcej- w jego domu znaleziono szczątki 15 kobiet, chociaż Gein twierdził, że są to pozostałości po zwłokach, które skradł z pobliskiego cmentarza), był główną inspiracją dla scenarzysty i reżysera słynnego Milczenia owiec. Gein zamordował swego brata oraz właścicielki dwóch pobliskich sklepów. Odbywał także stosunki seksualne ze zwłokami i, podobnie jak filmowy Buffalo Bill, ćwiartował ciała swoich ofiar i obdzierał je ze skóry, z której szył później damskie ubrania, w których zwykł chodzić w domu. Związek pomiędzy nekrofilią a kanibalizmem wykazuje także Jeffrey Dahmer, homoseksualista, który w 1992 roku oskarżony został o seksualne molestowanie, okaleczanie i zabicie 17 młodych chłopców (o kanibalizm Dahmer nie został oskarżony, gdyż w większości systemów prawnych nie istnieją żadne zapisy dotyczące takich praktyk). Wiemy, że odbywał on wielokrotne stosunki seksualne ze swoimi ofiarami przed i po śmierci, a ich ciała ćwiartował i przechowywał w wielkich plastikowych beczkach i w lodówkach.

Na pograniczu kanibalizmu seksualnego i epikurejskiego plasuje się słynna sprawa Armina Meiweza, informatyka z Rotenburga (Niemcy), który w 2002 roku zabił i zjadł 42-letniego inżyniera Bernda Brandesa. Sprawa Meiweza okazała się być precedensowa dla niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, a to dlatego, że Brandes przed śmiercią nagrał film, w którym przyznał, że z własnej nieprzymuszonej woli zgadza się na to, by zostać zabitym i zjedzonym. Zarówno Meiwez jak i Brandes znani byli z tego, że należą do internetowej społeczności zrzeszającej ludzi o kanibalistycznych zainteresowaniach. Poznali się, gdy Meiwez zamieścił na forum jednego z serwisów internetowych dla kanibali ogłoszenie o poszukiwaniu osoby, która zgodziłaby się zostać przez niego zjedzona. Zgłosił się Brandes. Niejako "na próbę" Meiwez obciął koledze (z którym notabene bardzo się zaprzyjaźnił) penisa, którego wspólnie upiekli i zjedli, po czym zabił Brandesa, poćwiartował, a fragmenty jego ciała długo przechowywał i sukcesywnie zjadał. Gdyby nie fakt, że po jakimś czasie opublikował drugie tego typu ogłoszenie, sprawa pewnie w ogóle nie wyszłaby na jaw.

Kanibalizm jako forma agresji, to najbardziej powszechna odmiana antropofagii przestępczej. Główną motywacją, którą kierują się przestępcy tego typu, jest manifestacja władzy i kontroli nad ofiarą, przejawiająca się poprzez znęcanie się, torturowanie i jedzenie ludzkiego ciała. Zwykle kanibalizm agresywny wiąże się z seksualnym, jak było w przypadku Edmunda Kempera, amerykańskiego mordercy swojej matki i jej przyjaciółki, dziadków i sześciu młodych kobiet. Niektóre ofiary Kemper gwałcił przed i po śmierci, mimo to głównym motywem zabójstw było uczucie gniewu wobec rodziny (głównie matki) i chęć odwetu na niej. Dowiadujemy się tego z ust samego Kempera podczas procesu. Morderca, zanim zaczął zabijać, wielokrotnie fantazjował nad zabiciem, znęcającej się nad nim psychicznie, matki i zjedzeniem jej. Marzenie to, jak sam twierdził, zmotywowało go do wcielenia swoich fantazji w życie.

Najrzadziej występującą odmianą kanibalizmu przestępczego, jest antropofagia epikurejska. Występuje ona wtedy, kiedy morderca zabija człowieka powodowany wiarą w specjalne, odżywcze właściwości ludzkiego mięsa, bądź też z zamiłowania do jego smaku. W 1981 roku mieszkający we Francji Japończyk Issei Sagawa dał upust swoim fantazjom, mordując przyjaciółkę, która odrzuciła jego zaręczyny. Dopuścił się także wielokrotnego gwałtu na zwłokach, po czym oddzielił od zwłok piersi i pośladki, które potem, z ciekawości jak smakują, zjadł. Uznany za niepoczytalnego, został zatrzymany na rok w szpitalu psychiatrycznym, po czym wrócił do Japonii, gdzie zdobył nawet pewnego rodzaju (pozytywną!) sławę. Z kolei w 1994 roku, Francuz Nicolas Claux, pracownik dziecięcego prosektorium, zamordował przypadkową osobę. Wielokrotnie wcześniej wykradał z prosektorium fragmenty ciał, aby je potem zjeść, tym razem jednak chciał spróbować świeżego ludzkiego mięsa. Był jednym z niewielu kanibali, którzy jedli ludzkie mięso na surowo.

Skąd kanibalizm? - hipoteza

Istnieje bardzo wiele hipotez na temat pochodzenia kanibalizmu i jego podłoża psychologicznego. Część z nich zdaje się być zupełnie niedorzeczna, inne, przez stopień ich skomplikowania, nieco niezrozumiałe. Przytoczę tutaj tylko jedną z nich – tą, która wydaje mi się najbardziej prawdopodobna i poparta wystarczająco dużą ilością dowodów.

W świecie zwierzęcym kanibalizm jest zjawiskiem powszechnym, ale dokładne dane dotyczące pochodzenia kanibalizmu wśród ludzi, są dla naukowców tajemnicą. Niemniej jednak archeolodzy są zgodni, co do tego, że ludzie praktykowali kanibalizm już od neolitu - końcowej fazy epoki kamienia. Istnieją również dowody świadczące o tym, że także człowiek neandertalski miał w zwyczaju zjadać swoich ziomków. Świadczy to o tym, że kanibalizm jest prastarym zjawiskiem, niemal od samych początków towarzyszącym gatunkowi homo sapiens.

W artykule wspomniałam również o wywoływanej przez priony chorobie mózgu zwanej Kuru. Badania nad plemionami Papuasów w Nowej Gwinei dowiodły, że 80% populacji związanej z niegdysiejszymi praktykami kanibalistycznymi, posiada dziś mutację genetyczną uodparniającą na choroby prionowe. Podobną mutację zaobserwowano u 3-4% ludzkości żyjącej na wszystkich kontynentach świata. Nasi przodkowie prawdopodobnie byli kanibalami, a my posiadamy po prostu antropofagię w genach.

Popkultura

Na zakończenie chciałam jeszcze wspomnieć o specyficznej "modzie na kanibali", panującej od lat 80tych, głównie w filmie. Pierwszym obrazem filmowym, w którym kanibalizm odgrywał główną rolę był Antropofagus, powstały we Włoszech w 1980 roku. Podobnej tematyki dotykał jego sequel z 1982, zatytułowany Absurd. Od tamtej pory obserwujemy istny wysyp filmów o kanibalach, że wspomnę tylko o Ravenous - filmie inspirowanym rzeczywistymi wydarzeniami, których centralną postacią jest niejaki Alfred Packer (patrz: Ciekawostki), Milczeniu Owiec, gdzie poszukiwany przez agentkę Buffalo Bill nosi cechy seryjnego mordercy Edmunda Kempera, czy Dramacie w Andach - filmie z 1993 roku, ekranizującego opisany w artykule przypadek kanibalizmu surwiwalowego z 1972 roku. Lista filmów z elementem antropofagicznym jest obszerna, a chętnych do zapoznania się z nimi odsyłam do poszukiwań własnych.

Ciekawostki:

plemiona Papuasów z Nowej Gwinei praktykowały kanibalizm do lat 60tych XX wieku, kiedy to został on prawnie zakazany;
pierwszym człowiekiem skazanym w Ameryce za kanibalizm (1886), był Alfred Packer, autor słynnego zdania: "the breasts of man...are the sweetest meat I ever tasted" ("Ludzka pierś... to najsłodsze mięso jakie kiedykolwiek próbowałem";);
w 1996 roku, podczas wojny domowej w Liberii, zanotowano przypadki jedzenia przez żołnierzy serc wrogów. Charles Taylor - premier Liberii - został również oskarżony o założenie organizacji "Top 20", w której wysoko postawieni i bogaci obywatele kraju oddawali się rytualnym praktykom kanibalistycznym;
w 1999 roku zanotowano kilka przypadków kanibalizmu, związanego z kultem Szatana. Najsłynniejsze z nich wydarzyły się w Helsinkach i w Kijowie;
w Niemczech funkcjonuje około 800 stron internetowych dla kanibali;
w latach 90tych w Chinach pracownice kliniki Sin Hua i Luo Hu w Hongkongu uprawiały tzw. kanibalizm aborcyjny, polegający na spożywaniu ludzkich płodów, pobranych podczas zabiegów usunięcia ciąży;
Nicolas Claux, francuski kanibal, jest już od kilku lat na wolności i prowadzi jeden z modniejszych salonów tatuażu w Paryżu;
W latach 70tych dyktator Ugandy Imi Amin pozbawił życia około 300 tysięcy opozycjonistów, ciała wielu z nich zjadając;
w polskim prawie nie istnieje zapis o kanibalizmie.


Kalendarium wydarzeń zawartych w artykule:

1864: Grupa Donnera;
lata 20te: Albert Fish;
lata 30te: Głód na Ukrainie;
II wojna światowa: Papuasi zjadają ciała japońskich przeciwników;
1957: Edward Gein;
1959-1961: Głód w Chinach;
lata 60te: prawny zakaz praktyk kanibalistycznych w Papui;
lata 70te: Imi Amin, Uganda;
1981: Issei Sagawa;
lata 90te: kanibalizm aborcyjny w Chinach;
1991: Jeffrey Dahmer;
1992: Andriej Chikatilo;
1994: Nico Claux;
1996: "Top 20";
1999: kanibalizm satanistyczny;
2001: Armin Meiwes.

Autor: squirel
News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2009-05-27 21:31:54 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Skandaliczne przeoczenie polskich posłów
Za kilkanaście miesięcy Polsce grożą ogólnopolskie wybory uzupełniające w celu wyłonienia jednego europosła ustalił serwis internetowy tvp.info. Nasz kraj utracił też prawo do dodatkowego obserwatora w europarlamencie. A wszystko przez przeoczenie parlamentarzystów.
Nikt nie przewidział takiej sytuacji, bo przy uchwalaniu ordynacji było wielkie zamieszanie tłumaczy Andrzej Grzyb (PSL), szef sejmowej komisji ds. UE.

Nowa kadencja europarlamentu będzie wyjątkowa. W jej trakcie prawdopodobnie wejdzie w życie Traktat z Lizbony, w związku z czym niektórym krajom wzrośnie liczba przysługujących deputowanych. Europejscy przywódcy zabiegają, by proces ratyfikacji dokumentu zakończył się w przyszłym roku.

W związku z tym kraje, którym w trakcie kadencji zwiększy się liczba deputowanych, wybiorą "nadprogramowych" europosłów już podczas najbliższych wyborów. Do wejścia w życie traktatu będą oni jednak mieli status obserwatorów. Oznacza to prawo do uczestnictwa we wszystkich posiedzeniach, ale bez prawa do głosowania. Jeśli nowe przepisy wejdą w życie, obserwatorzy automatycznie staną się deputowanymi.

Polska o tym jednak zapomniała, choć po ewentualnym wejściu traktatu w życie liczba naszych eurodeputowanych wzrośnie z 50 do 51. Siłą rzeczy nie skorzystamy też z prawa do wysłania obserwatora do PE. Gdy była przyjmowana nowelizacja ordynacji wyborczej, nikt nie przewidział takiej sytuacji. Przyznam, ze było wtedy spore zamieszanie mówi Andrzej Grzyb (PSL), szef sejmowej komisji ds. UE.

- Szkoda, że Polacy przegapili taką szansę. Taki obserwator od początku bierze udział w pracach i nie musi się później wdrażać, ani uczyć wszystkich procedur. Byłby o wiele skuteczniejszym posłem, niż osoba, która dopiero co trafia do europarlamentu zaznacza europosłanka Genowefa Grabowska (SDPL), która w komisji konstytucyjnej PE pracowała nad zapisami dotyczącymi obserwatorów.

Większym problemem może być jednak wyłonienie dodatkowego eurodeputowanego. Niewykluczone, że aby wybrać jednego posła, będzie trzeba przeprowadzić ogólnopolskie wybory uzupełniające. Po prostu wejdzie następny kandydat z listy pociesza się Waldy Dzikowski (PO). Jego optymizm studzi jednak Państwowa Komisja Wyborcza. Obecna ordynacja nie przewiduje takiej możliwości. Ustawodawcy zapisali co robić w przypadku, gdy europoseł zrezygnuje z mandatu, nie ma jednak ani słowa o dodatkowym miejscu. Nie może wejść następny poseł z listy. To nie jest takie proste wyjaśnia Lech Gajzler z PKW.

- To będzie problem, który trzeba będzie rozwiązać w najbliższym czasie przyznaje Grzyb. Nie wyobrażam sobie, by dla jednego europosła robić osobne wybory. Trzeba będzie zmienić prawo dodaje. I przypomina, że dodatkowego europosła nie będzie można wybrać np. przez parlament, jak to zrobiono po naszym wejściu do UE, gdy nominowani deputowani pracowali w PE przez dwa miesiące do wyborów i rozpoczęcia się nowej kadencji. To była tylko jednorazowa możliwość mówi Grzyb.

Jednak sama działająca wstecz nowelizacja ordynacji już po wyborach może nie wystarczyć. Powód? Trybunał Konstytucyjny ograniczył możliwość nowelizacji prawa wyborczego. Uznał, że można to robić nie później, niż na pół roku przed wyborami. Trudno uwierzyć, że uzna nowelizację dokonaną już po wyborach.
News z sieci
. Kilka setek tyś. Pójdzie ekstra z kieszeni podatnika tak mała gafa
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Post #6 Ocena: 0

2009-05-27 22:08:14 (16 lat temu)

Uczestnik nie jest zarejestrowany

Anonim

Usunięte

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2009-05-27 22:55:21 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Z Romanem Konikiem, autorem książki "Obrona Świętej Inkwizycji", rozmawia Sebastian Reńca

Przeciętny katolik wie o inkwizycji tyle, ile zobaczył w filmie "Imię róży". Inkwizycja kojarzy mu się ze stosami, torturami i sadystami, a jak było naprawdę?

Obraz ten przystaje do inkwizycji w sposób znikomy. Oskarżanie inkwizytorów choćby o stosy jest nieporozumieniem. Stosy były wymysłem prawodawstwa rzymskiego. Instytucja inkwizycji znana jest przede wszystkim z literatury popularnonaukowej, która wiele czerpie z dziedzictwa oświeceniowego. Sztandarowym przykładem jest postać Bernarda Gui, inkwizytora Toledo, którego opisał Umberto Eco w powieści "Imię róży". Jeszcze gorzej przedstawiono go w filmie na podstawie tej książki. Jawi się on jako geriatryczny mnich, którego jedyną rozrywką jest grzanie rąk przy płonących stosach. Bernard Gui jako rzeczywista postać historyczna był inkwizytorem Toledo i przez 16 lat, kiedy pełnił tę posługę, orzekł winę w stosunku do 913 osób, a tylko 42 osoby jako groźnych rebeliantów (recydywistów, pedofili, kryminalistów) przekazał władzy świeckiej. Nie było to wcale jednoznaczne z karą śmierci dla nich. Nowatorstwo Gui polegało na tym, że jako jeden z pierwszych inkwizytorów analizował podejrzanych o herezję pod kątem choroby psychicznej, a gdy ją stwierdzał, rezygnował z dalszych przesłuchań. U protestantów osoby te trafiłyby niechybnie na stos. Jednak stworzony przez Eco mit działa mocniej niż prawda historyczna.

Czarna legenda inkwizycji rozpoczęła się w Oświeceniu?

Wtedy w imię ideologii zaczęto atakować Kościół. W walce z nim przekłamywano prawdy historyczne. Klinicznym przykładem nienawiści do Kościoła i manipulacji było wiszące w Muzeum Narodowym w Budapeszcie płótno przedstawiające izbę tortur, zatytułowane w katalogu jako "Inkwizycja". Po wielu protestach historyków, że obraz ewidentnie przedstawia scenę tortur w sądzie świeckim, zmieniono jego tytuł na "Izba tortur". Niestety, do legendy inkwizycji przyłożył rękę sam Kościół. Jednak kiedy w 2000 r. z okazji Wielkiego Jubileuszu zorganizowano konferencję dotyczącą inkwizycji, powszechne było oczekiwanie przeprosin. Jednak słowo przepraszam po konferencji nie padło. Jan Paweł II powiedział, że do tak delikatnego zagadnienia jak inkwizycja trzeba podejść z punktu widzenia ówczesnej epoki, zbadać okoliczności, a dopiero potem wydawać werdykty.

Na czym polegało, jak pan powiedział, przekłamywanie historii?

Choćby na tym, że nie mówiono o Europie protestanckiej Lutra, kiedy to właśnie wtedy zapłonęły masowo stosy. Kto pamięta, że Hiszpania, gdzie działalność inkwizycji kościelnej była połączona ze świecką, była jedynym krajem wolnym od polowań na czarownice? Działo się tak dlatego, że tamtejsza inkwizycja wydała dekret mówiący o tym, że ktokolwiek wierzy, m.in. w sabaty czarownic, podlega sądom inkwizycyjnym.

Twierdzę, że w obiegowej opinii synonimem inkwizycji są tortury.

W tym czasie sądy świeckie powszechnie stosowały tortury, np. jako formę dodatkowej kary przed straceniem. W sądach inkwizycyjnych tortury, o ile były stosowane, to tylko w celu uzyskania ważnych zeznań. Stosowanie tortur w prawodawstwie średniowiecznym było powszechne, a sądy inkwizycyjne przejęły je w znacznie złagodzonej formie. Jak na tamte czasy było to nowatorskie podejście. Zabraniały torturować kobiet w ciąży, dzieci i ludzi w podeszłym wieku. Grupy te nie były wyłączone w sądach świeckich z możliwości stosowania tortur. Pospolici przestępcy, złapani za gwałt lub kradzież, często tłumaczyli swe zbrodnie motywami religijnymi. Chodziło im o to, żeby przejść pod sąd inkwizycyjny.

Z czego to wynikało?

Z prawa oskarżonego do obrony i adwokata z urzędu. Inkwizycja gwarantowała w miarę rzetelny proces, który był w pewnym sensie zbliżony do dzisiejszych rozpraw. Po inkwizycji odziedziczyliśmy poręczenie majątkowe czy zwolnienie za poręczeniem autorytetu lub areszt domowy. Sądy inkwizycyjne zniosły więzienia koedukacyjne. Ponadto wniosły sąd łaski. Gdy ogłaszano przyjazd inkwizytora, można było skorzystać z mniejszej kary. Akt skruchy znają również dzisiejsze sądy.

Jednak przyzna pan, że sądy inkwizycyjne stosowały tortury.

Oczywiście. Trzeba tylko pamiętać, że zeznania uzyskane za pomocą tortur nie mogły stanowić materiału dowodowego i musiały być potwierdzone w ciągu doby przez oskarżonego. Nie można było też poddawać torturom dwukrotnie tej samej osoby. Zastosowanie tortur musiało być podjęte przez aklamację całego składu sędziowskiego, łącznie z obrońcą. Trzeba było uzyskać zgodę miejscowego biskupa i niezależnego konsultanta. Tortury były stosowane rzadko. We Francji, gdzie trwała walka z sektą Albigensów, w ciągu 200 lat zdecydowano trzykrotnie o użyciu tortur! Najczęściej stosowaną torturą było morzenie głodem przy całkowitym odosobnieniu.

Skąd czerpał pan źródła do swojej publikacji?

W latach 90. studiowałem we Włoszech i pracowałem w Watykanie. Dlatego miałem możliwość korzystania ze zbiorów tamtejszych bibliotek. Mam tysiące kopii dokumentów, uzbierało się ich ok. 27 kg. Kiedy skonfrontuje się obiegowe opinie o inkwizycji z suchymi faktami, to można być rozczarowanym w stosunku do tej wizji, którą serwuje nam popularna literatura czy filmy. Choć z drugiej strony nie ukrywam, że z instytucją jaką była inkwizycja jest związanych wiele negatywnych postaci, które sprzeniewierzyły się jej ideom.

Czy duchowni sięgają po książkę?

Na pewno. Jednak podczas licznych spotkań autorskich nie spotkałem księdza. Książkę trudno też znaleźć w księgarniach diecezjalnych.
Za www.polskatimes.pl
Tomasz Panek
News z sieci
Religie świata zawsze dążyły do celu od mrocznej strony droga miecza czy szpady a wszystko w imię Boga Rzymskokatolicka wiara jak i Muzułmańska razem z Judaistyczną zawsze przekonywały o swojej wyższości od ilości przelanej krwi.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2009-05-28 16:10:40 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Oszustwa imigracyjne; "naiwne" Home Office

Proces oszustów, którzy pomagali nielegalnym imigrantom dostać się do i pozostać w Wielkiej Brytanii ujawnił nieszczelność systemu kontrolującego napływ ludzi spoza Unii Europejskiej na Wyspy - informuje BBC.
Przed Isleworth Crown Court stanęło troje oskarżonych Rakhi Shahi i Naleem Sharma z Southall otrzymali między innymi zarzuty oszustw związanych z procedurami imigracyjnymi. Oprócz tej dwójki na ławie oskarżonych zasiadł także 44-letni mąż Rakhi Shahi, którego nagrano ukryta kamerą, gdy chwalił się możliwościami załatwienia legalnego pobytu w UK.

Sharma wpadł, gdy zaoferował reporterowi zakup dyplomu jednej z brytyjskich uczelni za 4 tys. funtów. Dziennikarz usłyszał od oszusta, że ubieganie się o pozwolenie na pracę może być bardzo ryzykowne i o wiele lepiej skorzystać z programu przeznaczonego dla wysoko wykwalifikowanych specjalistów.

W biurze firmy zajmującej się doradztwem imigracyjnym, którą prowadzili oskarżeni znaleziono ponad 90 tys. różnych dokumentów. Wśród nich fałszywe dyplomy uniwersytetów, zaświadczenia o przebiegu studiów, wyciągi bankowe i "pay slipy". W czasie rozprawy jeden z byłych pracowników firmy zeznał, jak w jednej z uczelni zapłacił 64 tys. funtów za plik dyplomów.
Prokurator Francis Sheridan powiedział, że zebrane dowody pokazują "haniebne" błędy Home Office. - System Home Office został stworzony tak, by działać w oparciu o zaufanie. Okazało się, że to było naiwne i nie nadążało za rzeczywistością - dodał.
News z sieci.
Takim przykładem mogą być pseudo lekarze których się tu zatrudnia nie sprawdzając dokładnie autentyczności posiadanych dyplomów,to może wyjaśniać dlaczego bez badania przepisują tylko i wyłącznie paracetamol:-Y

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 28-05-2009 19:37 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2009-05-29 19:11:27 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Francja. Polki i Rumunki pracowały w niewolniczych warunkach
We Francji, w nieludzkich warunkach, zbierały truskawki i szparagi.
W miejscowości Brumath w Alzacji panowały warunki pracy niczym z "innej epoki". To było prawdziwe niewolnictwo - twierdzi największa francuska centrala związkowa CGT.
W nieludzkich warunkach pracowały nie tylko Polki, ale też Rumunki.
Kobiety otrzymywały tylko kilka eurocentów za kilogram zbiorów szparagów czy truskawek. Niektóre z nich za 10 dni pracy otrzymywały 6 euro zapłaty - oświadczyło CGT.
Polki i Rumunki mieszkały też w budynkach, jak twierdzi GTC, przypominających klatki z sanitariatami, na ogrodzonym terenie.

O wykorzystywaniu Polek i Rumunek wie już francuska inspekcja pracy, a policja wszczęła śledztwo.
News z sieci
Chytrości nigdy za wiele dziwnym trafem zawsze tymi współczesnymi wyzyskiwanymi muszą być, co za grosza dadzą sobie ogolić nawet tępą żyletką.
Nie chciało się nosić teczki to teraz dźwigamy woreczki.



[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 29-05-2009 19:25 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2009-05-29 20:21:53 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


Czy pomoc Afryce ma sens?
Od dziesiątków lat kraje rozwinięte ładują - bo tak to trzeba nazwać - ogromne sumy w rozwój Czarnego Lądu. W pomoc Afryce angażują się wszyscy, z artystami rockowymi, takimi jak Bono czy Bob Geldof, włącznie. A Afryka? No cóż, Afryka jest nadal biedna i nadal głoduje
Tradycja i nowoczesność

Na czym polega absurd pomocy dla Afryki, ilustruje przykład z Ghany, choć właściwie mógłby być to przykład z dowolnego regionu tego kontynentu. Wielkie obszary Czarnego Lądu przeznaczone są od dawien dawna pod hodowlę bydła. Krowy są dla mieszkańców Afryki wyznacznikiem prestiżu, bogactwa, przedmiotem kultu, a nieraz nawet członkami rodziny - wszystkim, tylko nie tym, czym są one dla Europejczyka, tzn. dostarczycielami mleka i mięsa. W niektórych afrykańskich krajach właściciele ogromnych stad bydła wędrują wiele kilometrów do ośrodków rozdzielających pomoc po to, by otrzymać tam kilkanaście puszek wyprodukowanego w Europie mleka. O tym, by mogli sami wydoić krowę i wypić jej mleko, nie można nawet myśleć, bo krowa nie jest przecież do tego stworzona. Miliardowa pomoc dla Afryki wsiąka w glebę jak mleko z rozbitej po drodze puszki, nie zmienia mentalności Afrykańczyków i niczego ich nie uczy poza jednym: nie wolno nic zmieniać, bo wtedy pomoc może nie przyjechać i trzeba będzie samemu coś wymyślić.

Coraz częściej przebijające się do zbiorowej świadomości głosy domagające się ograniczenia pomocy dla Afryki ścierają się z pełnymi emocji gwałtownymi okrzykami ludzi wychowanych na koncertach takich jak Live Aid. Nikt nie chce uwierzyć, że bilion dolarów pomocy wpompowanych w Afrykę w ciągu ostatnich 25 lat nie przyniósł żadnego efektu. Oczywiście poza wypromowaniem kilku muzyków i kilkunastu płyt na Zachodzie.

Głosy o wstrzymaniu akcji pomocowej coraz częściej pochodzą z samej Afryki. Nawet one jednak są traktowane z podejrzliwością przez zawodowych pomagierów, którzy z pośredniczenia w dostarczaniu pieniędzy i żywności uczynili sposób na życie. Na swoje własne życie oczywiście.

Śmierć Afryce

Po jednej stronie mamy więc ludzi takich jak Bono i Geldof - amatorów, dyletantów, którzy bez przerwy nakręcają spiralę emocji. Po drugiej stronie stoją ekonomiści, coraz więcej z nich pochodzi z samej Afryki. Oni z kolei wskazują na kompletną nieskuteczność dotychczasowych form pomocy. Ostatnio furorę w kręgach ekonomistów robi książka ekonomistki z Zambii Dambisy Moyo pod tytułem Dead Aid. Jest to właściwie antologia tez głoszących, że pomoc dla Afryki tak naprawdę Afrykę zabija. - Nie pomagajcie nam - mówi Moyo. - Nie róbcie tego, bo przyczyniacie się jedynie do pogłębiania nędzy. Argumenty, których używa Moyo i inni fachowcy, są jednak trudno zrozumiałe dla gwiazd muzyki takich jak obydwaj Irlandczycy. Nieść pomoc potrzebującym oznacza dla nich jedno: trzeba dawać im pieniądze.

Idea pomocy dla Czarnego Lądu narodziła się tuż po wojnie, kiedy znakomitymi efektami zakończył się plan wspomagania zrujnowanej Europy amerykańskimi kredytami. Pomysłodawcy założyli, że podobny sukces można osiągnąć gdzie indziej. Nie wzięli przy tym pod uwagę tego, że Europa miała za sobą epokę przemysłową i tysiąc lat wspólnoty kulturowej, że instytucje i przemysł europejski trzeba było odbudować, a nie stworzyć z niczego, jak to miało miejsce na wielkich obszarach Afryki. Idea wydawała się jednak tak piękna, że nie sposób było ją porzucić. W praktyce okazało się jednak, że pomoc dla krajów na Czarnym Lądzie grzęźnie w bagnie lokalnych wojen, plemiennych obyczajów, niezrozumienia samej idei przez władze nowo powstających państw afrykańskich. Pomoc ta służyła, jakże często, wspieraniu lokalnych reżimów, "dokarmianiu" rozbuchanego aparatu urzędniczego i propagandy politycznej. Najgorzej z jej wykorzystywaniem było w latach zimnej wojny, kiedy Afryka stała się polem rywalizacji między USA i ZSRR. Pomoc przeznaczona na zakup żywności dla najbiedniejszych była otwarcie wykorzystywana do utrzymania przy władzy prezydentów i rządów sprzyjających jednej lub drugiej stronie.

Zachód vs Chiny

Krytyka pomocy płynącej z Zachodu ma jeszcze jeden aspekt, który bardzo wiele mówi o oczekiwaniach Afrykańczyków. Przy widocznej aż nazbyt dobrze klęsce europejskiego altruizmu jasno błyszczy coraz częstszy w Afryce chiński pragmatyzm. Dambisa Moyo w swojej książce otwarcie nawołuje do postawienia na Chiny. Kraj ten poszukuje coraz więcej surowców potrzebnych w dynamicznie rozwijającym się przemyśle. Chiny rozglądają się także za ziemią uprawną, której nie mają zbyt wiele. Te wszystkie dobra Afryka posiada w nadmiarze. Są one w dalszym ciągu słabo wykorzystane. Chińczycy mają poza tym jeszcze jeden atut, który wróży im zwycięstwo nad białymi: nigdy nie byli kolonistami. Oni nie czują się winni wobec Afryki i nie kierują nimi emocje. To ważne, bo tylko w takiej atmosferze można robić interesy. Nie trzeba się przy tym powoływać na jakieś skomplikowane teorie ekonomiczne. Stare jak świat porzekadło, że dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło, wystarczy.

Altruistyczny Zachód musi przegrać z pragmatycznym Wschodem. To Chińczycy, a nie Amerykanie czy Brytyjczycy dźwigną Afrykę z kolan. Już teraz warto się zastanowić, co Europa i kraje naszego kręgu kulturowego powinny zrobić, gdy ów moment nastąpi.

Kto zwycięży

Afryce potrzebna jest przede wszystkim infrastruktura, a tej nie zbudują ani lokalne plemiona, ani przyjeżdżający tu z koncertami irlandzcy piosenkarze. Muszą to zrobić zespoły ludzi, które potrafią mierzyć się z wielkimi wyzwaniami i są świadome swych interesów. Odkąd kilka lat temu Chińczycy wybudowali najwyżej położoną linię kolejową na świecie prowadzącą z Pekinu do Lhasy w Tybecie, nikt już nie może mieć wątpliwości, kto naprawdę ucywilizuje dzikie obszary wokół równika. Na pewno nie stanie się to od razu, ale najprawdopodobniej jeszcze za naszego życia. Spośród wielkich światowych graczy tylko Chiny są zainteresowane wzmacnianiem Afryki jako potencjalnego rynku zbytu dla ich produktów i wielkiego rezerwuaru surowców. Dla Zachodu najlepiej byłoby, aby Czarny Ląd pozostał tym, czym jest od setek lat: pełną niebezpieczeństw i malowniczą krainą, gdzie mieszkają biedni ludzie, którym można podarować miskę ryżu i zaśpiewać piosenkę. Niczym więcej. Taka wizja jednak już dziś jest przeszłością
News sieci
Głodomory zawsze będą myślami wokół jedzenia. Oni przyzwyczaili się jak świnia do taczki.
W okresie międzywojennym w Afryce żyło około 150 mil ludności a w chwili obecnej jest ich ponad 850 mil ludności, więc cóż wniosek sam się podsuwa dali sami sobie radę, więc, po co pomagać wysłać im najlepiej broń i łopaty do kopania grobów oraz studni.

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 29-05-2009 21:48 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 78 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 77 | 78 | 79 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,