MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 75 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 74 | 75 | 76 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 75 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2009-05-17 09:25:00 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


Mądre rady Konfucjusza

Czy starożytna chińska filozofia może przydać się w wychowaniu współczesnych dzieci?

Kiedy Jim Knight, brytyjski minister do spraw szkół, ogłosił że w angielskich klasach powinno się nauczać konfucjanizmu, został wyśmiany. Czy dyrektorzy szkół będą teraz musieli nosić jedwabne szaty i zwisające wąsy, pytano? Czy egzaminy (jak za czasów mandarynów) będą trwały 72 godziny? Czy w szkolnych stołówkach Jamie Oliver będzie przyrządzał dania kuchni syczuańskiej?

Ale pomysł Kinghta opierał się na naprawdę robiących wrażenie wynikach badań statystycznych. Okazuje się, że ze wszystkich grup etnicznych w Wielkiej Brytanii to właśnie dzieci imigrantów z Chin najlepiej radzą sobie na wszystkich państwowych testach i egzaminach. 65 proc. z nich zdobywa najwyższe oceny (od A do C), którymi poszczycić się może tylko 44,3 proc. dzieci rdzennych Brytyjczyków. Jeśli zatem za ich sukcesami stoi konfucjański model wychowania, to może rzeczywiście powinniśmy sobie go przyswoić?

Jak licząca sobie 2,5 tysiąca lat filozofia może odnosić się do życia współczesnych ludzi? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć pani profesor Yu Dan z Pekińskiego Uniwersytetu Pedagogicznego. W ubiegłym miesiącu w Wielkiej Brytanii ukazała się jej książka "Confucius from the Heart: Ancient Wisdom for Today's World" ("Konfucjusz od serca: starożytna wiedza dla współczesnych";), która wywołała ogromne zainteresowanie konfucjanizmem. W Chinach sprzedano ją w 10 milionach egzemplarzy. Chińskie władze tworzą dziś na całym świecie Instytuty Konfucjańskie (na wzór British Council) i finansują powstanie filmu o Konfucjuszu. W rolę filozofa ma się wcielić Chow Yun-Fat, gwiazdor kina akcji znany z filmu "Przyczajony tygrys, ukryty smok".

– Konfucjanizm to podstawa chińskiej tożsamości narodowej i filozofii – tłumaczy Yu Dan. – Ale kiedy dorastałam w latach siedemdziesiątych, wokół szalała Rewolucja Kulturalna, a tradycyjna chińska kultura była negowana i niszczona. Moja babcia bała się posyłać mnie do szkoły, dlatego uczyła mnie w domu. Dzięki temu otrzymałam tradycyjną chińska edukację. Uczyłam się kaligrafii, studiowałam Dialogi Konfucjańskie…

Najważniejsza zasada głoszona przez Konfucjusza głosiła, że każdy powinien wydobyć z siebie przyrodzoną sobie cnotę, "realizować najlepszą możliwą wersję samego siebie". Człowiek powinien być wierny swoim ideałom i zawsze starać się czynić dobro innym. Jego głównym celem nie powinny być własne korzyści (cnota jest nagrodą sama w sobie!), ale dobro społeczności i państwa. Zgodnie z tą wizją edukacja nie polega wyłącznie na zdobywaniu kwalifikacji i wiedzy umożliwiającej zdobycie dobrze płatnej pracy, ale na uczeniu się jak najlepiej służyć społeczeństwu.

Sama profesor Yu Dan, w krótkiej spódnicy, kolorowych rajstopach i czarnych butach z klamerkami, zupełnie nie wygląda na apostołkę tradycjonalizmu. Choć uważa, że konfucjanizm może być odpowiedzią na "duchowe zagubienie" naszej materialistycznej kultury, zawsze podkreśla że musimy brać pod uwagę także to, jak wiele zmieniło się na świecie od czasów Konfucjusza. – Stworzenie szkoły ściśle realizującej jego zasady byłoby dziś zupełnie pozbawione sensu – tłumaczy. – Zawsze powtarzam moim studentom, żeby cieszyli się różnorodnością współczesnego świata: niech słuchają muzyki, chodzą ze sobą, dobrze się bawią.

To nie brzmi jak metoda na doskonałe wyniki na egzaminach… Profesor Yu przyznaje, że z dużą rezerwą podchodzi do tak cenionej chińskiej etyki pracy. – Nasze dzieci ciężko pracują, bo są do tego nieustannie zachęcane i zmuszane przez rodziców i dziadków – mówi. – To niejako część naszej narodowej tożsamości. Kiedy mały Chińczyk uczy się angielskiego, pierwsze słowa jakie poznaje brzmią "ciężka praca", podczas gdy w Wielkiej Brytanii kładzie się większy nacisk na to, że powinno się cieszyć życiem i lubić swoją pracę. Moim zdaniem my, Chińczycy, podchodzimy do wszystkiego zbyt poważnie. Dzieci są tylko dziećmi, powinny mieć czas na zabawę i cieszenie się dzieciństwem.

Jednym z podstawowych problemów naszej "epoki informacji" jest właśnie to, że uczniowie muszą przyswoić sobie ogromne ilości wiedzy. Konfucjusz napisał: "Kiedy miałem 15 lat, oddałem się nauce". Innymi słowy dopiero w wieku dorastania uczniowie powinni rozpoznawać swoje życiowe cele i pracować, aby je osiągnąć.

Dziś jednak już od chińskich pięciolatków wymaga się znajomości liczby pi czy uczenia się na pamięć całych poematów. To – zdaniem Yu Dan – stwarza niebezpieczeństwo, że ich mózgi zaczną przypominać twarde dyski komputerów, pełne biernej wiedzy, która w żaden sposób nie przyczynia się do samodoskonalenia. "Jeśli uczysz się od innych, ale nie myślisz, szybko stracisz orientację" – mówił Konfucjusz. Ta maksyma wydaje się szczególnie adresowana do uczniów, którzy bezmyślnie kopiują z internetu gotowe referaty…

Konfucjusz szczególnie źle oceniał ludzi skłonnych do rywalizacji, nazywając ich "małostkowymi". Czy to znaczy, że nasze politycznie poprawne szkoły dobrze robią, starając się maksymalnie ograniczać rywalizację między uczniami? – Myślę, że rywalizacja jest potrzebna – odpowiada profesor Yu. – Ale często tak płytko ją rozumiemy… Zapominamy, że prawdziwym wyzwaniem jest nieustanne przekraczanie siebie samego i swoich ograniczeń. Tylko tak można zbudować pewność siebie. Wśród absolwentów mojej uczelni największe sukcesy zawodowe osiągnęli wcale nie ci, którzy mieli najlepsze stopnie – ale ci, którzy pozostali wierni własnym zasadom i dobrzy dla ludzi wokół siebie. To oni tak naprawdę wygrywają w rywalizacji…

News z sieci
Tak największa utopia to stworzenie idealnego świata hmm to trzeba było by zacząć od likwidacji religii, ponieważ to ona właśnie jest tym konfliktem miedzy narodami, ale czy wierzący w swoje bóstwa i bogów ludzie zgodzą się na odstępstwo?
Religia dla niektórych prymitywów jest czynnikiem dającym wole przetrwania i pchającym w czeluści śmierci w obronie właśnie jej, co niektóre nacje potrafią poświęcić siebie ba nawet ludzkość by zwyciężyła właśnie ta ich religia a nie inna, o która toczą lub toczyliby wojnę.

Chiny izolowały się od świata nawet budowały mór by chronić swój lud przed dostępem obcych i ich opływu na lud Państwa Środka. Wprowadzili uniformy dla idealnego wg ich świata i co zawsze społeczeństwie znajdą się równi i równiejsi, komunizm tez częściowo opierał się na tych tezach i co padł na ryj gdyż z pustego to i Salomon nie przeleje a komuna myślała, że jakoś się da to czymś innym zastąpić.
Kurawa już jadę kopać studnię w Sudanie…
IDEALNY ŚWAIT to Bullshit!
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2009-05-17 09:34:24 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

UK: 66-letnia kobieta będzie matką
66-latka z Suffolk będzie najstarszą Brytyjką, która urodzi dziecko - informuje "The Guardian".
Elizabeth Adeney, 66-letnie właścicielka firmy odzieżowej, jest w ósmym miesiącu ciąży. Cały czas pracuje, cieszy się doskonałym zdrowiem i z niecierpliwością oczekuje dziecka. Adeney jest o cztery lata starsza od poprzedniej rekordzistki.

Do zapłodnienia doszło metodą In Vitro. Zabieg przeprowadzono na Ukrainie, ponieważ brytyjskie kliniki nie przeprowadzają takich zabiegów u kobiet, które skończyły 50 lat.

News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2009-05-18 06:14:19 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Nie daj się naciągnąć
Do akcji ruszyła cała armia naciągaczy polujących na naiwne ofiary

W czasach kryzysu wizja łatwych i szybkich pieniędzy wydaje się bardziej kusząca niż kiedykolwiek wcześniej.

Grupy broniące praw konsumentów w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych ostrzegają przed nowym zalewem oszukańczych piramid finansowych, których siła przekonywania wzmacniana jest przez wykorzystanie internetu. Stare jak świat przekręty ubierane są w nowoczesne opakowanie i reklamowane przy wsparciu serwisu przeglądarki Google, nagrań na YouTube i kuszących wizją świetlanej finansowej przyszłości stron internetowych. Bo oto mamy do czynienia z oszustwami ery cyfrowej.

Kilka dni temu Office of Fair Trading – państwowa agencja kontrolująca uczciwość działalności gospodarczej – poinformowała, że dokonano aresztowania ośmiu kobiet w związku z oszustwem opartym o model piramidy finansowej, które wyłudziły 18 milionów funtów. Nielegalne przedsięwzięcie działało na terenie południowej Walii. Biuro ostrzega, że wraz z pogłębianiem się recesji będziemy obserwować odradzanie się tego typu przestępstw.

Office of Fair Trading oświadczyło, że zlikwidowana piramida nastawiona była głównie na kobiety. Od maja zeszłego roku wciągnięto do niej tysiące osób, które wpłacały po trzy tysiące funtów wpisowego, zobowiązując się jednocześnie do rekrutacji dwóch nowych członków.

Piramidy finansowe są nielegalne. Ich założyciele oferują wysoki dochód osobom, które wpłacą wpisowe i przyprowadzą nowych chętnych – jednak wypłacane "zyski" pochodzą z kolejnych wpisowych, a kiedy piramida nie jest już w stanie przyciągnąć nowych członków – upada. Ludzie, którzy w porę z niej nie odejdą, zostają bez grosza.

Oszuści często wybierają sobie za cel określone grupy, takie jak kongregacje kościelne, stowarzyszenia, czy grupy znajomych i przyjaciół. Wciągają w sidła swoje ofiary przedstawiając się jako fundacje zbierające środki na szczytny cel albo organizacje samopomocy społecznej.

W Ameryce Better Business Bureau (BBB) – społeczna organizacja promujące uczciwą działalność gospodarczą – wydała ostrzeżenie o ponownym pojawianiu się piramid finansowych. Naciągacze wykorzystują rodziny, które z trudem wiążą koniec z końcem. BBB oświadczyło, że według danych z TubeMogul – firmy analizującej nagrania w sieci – obecnie na samym portalu YouTube znajdują się 22 974 filmiki reklamujące piramidy finansowe. Oglądano je już 50 192 963 razy.

– Nie tylko Bernie Madoff wykorzystywał schemat piramidy – powiedział rzecznik BBB, odnosząc się do osoby skompromitowanego naciągacza działającego w Nowym Jorku, który przyznał się do oszustwa inwestycyjnego na 65 miliardów dolarów, największego w historii. – Internet jest pełen ofert obiecujących duży zysk w zamian za mały wkład pracy, a to bardzo kuszące dla milionów ludzi, z trudem dających sobie radę w obecnej sytuacji ekonomicznej. Każdy, kogo nęcą reklamy obiecujące gotówkę za nic, powinien szybko uciekać jak najdalej od nich, albo stanie się kolejną osobą obrabowaną z pieniędzy przez piramidę.

Współcześni wyrafinowani naciągacze wykupują reklamy korzystając z technologii Google. Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę termin "cash-gifting" (upominek gotówkowy), otrzymamy dziesiątki linków sponsorowanych do stron opisujących jak szybko zdobyć majątek.

– Oszuści przystosowują się do nowych okoliczności i wabią ludzi w trudnej sytuacji fałszywą nadzieją zdobycia łatwych pieniędzy – mówi Heather Clayton, dyrektorka do spraw ochrony konsumentów w Office of Fair Trading. – Niestety, zaangażowanie się w piramidę finansową koniec końców tylko pogarsza sytuację majątkową uczestników.

Office of Fair Trading szacuje, że oszustwa kosztują Brytyjczyków 420 milionów funtów rocznie. Ofiarami przekrętów pada co roku na Wyspach około 480 tysięcy osób. Pracownicy biura z Birmingham ostrzegają, że naciągacze werbują kobiety z tej właśnie okolicy, obiecując im zysk 21 tysięcy funtów w kilka tygodni.

Chris Neville, szef działu standardów handlu rady miasta Birmingham mówi, że przypomina mu to piramidę o nazwie Women Empowering Women (Kobiety wspierają kobiety), która w latach 2001 – 2003 wyciągnęła od setek ludzi nawet po trzy tysiące funtów. – W obecnym klimacie gospodarczym szansa zarobienia takich pieniędzy wydaje się bardzo atrakcyjna – przyznaje.

Financial Services Authority, podlegająca ministerstwu skarbu instytucja regulująca usługi finansowe w kraju, prowadzi śledztwo w sprawie pięciu innych oszustw na szeroką skalę. Jej dyrektor, pani Margaret Cole, informuje, że wyłudzenia mogłyby sięgnąć w sumie nawet kwoty 170 milionów funtów.

– Ze względu na obecną atmosferę ekonomiczną spodziewam się, że w dalszym ciągu będziemy natrafiać na tego typu nielegalne przedsięwzięcia. Podwajamy właśnie liczbę pracowników zajmujących się problematyką nielegalnej działalności gospodarczej i tworzymy specjalny wydział do walki z nią – oświadczyła.

News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2009-05-18 06:18:52 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

"Do Polski wracają najbardziej zdesperowani"
Nie spełniły się przepowiednie, że kryzys gospodarczy spowoduje masowe powroty emigrantów do Polski. Z najnowszych badań, do których dotarł "Dziennik", wynika że na spakowanie walizek i powrót do Polski zdecydowało się zaledwie 200 tys. osób, czyli co dziesiąty emigrant.
- "Reszta te ciężkie czasy woli przeczekać za granicą. Nawet ci, którzy wrócili, w zdecydowanej części planują ponowny wyjazd" - mówi autorka raportu prof. Krystyna Iglicka.

Polacy nie wracają przede wszystkim dlatego, że - jak mówią - w Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Hiszpanii o wiele łatwiej jest przetrwać kryzys niż w Polsce.

Do kraju wracają jedynie najbardziej zdesperowani emigranci. - "To ci, którzy na emigracji kompletnie nie dawali sobie rady. I nie chodzi bynajmniej o chwilową utratę pracy czy inne problemy" - tłumaczy prof. Iglicka. Z jej raportu wynika, że spora część powracających ląduje w kraju na zasiłku dla bezrobotnych. W urzędach pracy zarejestrowało się w ostatnich miesiącach 12 tys. emigrantów.
News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2009-05-18 21:03:44 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

UK: baza danych z informacjami o dzieciach
Baza danych, która docelowo będzie zawierać dane wszystkich brytyjskich dzieci zostanie w najbliższym czasie uruchomiona w północno-zachodniej Anglii - informuje BBC.
Pomysł stworzenia systemu, który nazwano ContactPoint powstał po zabójstwie Victorii Adjo Climbié, która została zamordowana przez opiekunów w 2000 roku w Londynie. Zawarte w nim dane mają być dostępne dla osób, które zawodowo zajmują się opieką nad dziećmi - między innymi pracowników socjalnych oraz pediatrów.

System kosztował ponad 200 mln funtów. Jego wdrożenie ma przede wszystkim zapewnić lepszą koordynację służb odpowiedzialnych za opiekę nad dziećmi oraz uszczelni system pozwalając sprawniej reagować w sytuacjach, w których dochodzi do znęcania się. Dostęp do danych dzieci będzie miało 390 tys. osób. Jego wdrożenie było już dwukrotnie odkładane w związku z obawami o bezpieczeństwo znajdujących się w nim danych.

Początkowo system będzie dostępny w 17 okręgach północno-zachodniej Anglii. Docelowo ma objąć cały kraj. Dane części dzieci mają zostać ukryte.

- Oceniamy, że ContactPoint pozwoli zaoszczędzić około pięć milionów godzin pracy osób związanych z opieką nad dziećmi - powiedziała Delyth Morgan, podsekretarz stanu odpowiedzialna za ochronę dzieci.

Liberalni demokraci wzywali do porzucenia projektu, który uznali za zbyt mocno wkraczający w sferę prywatności. Torysi wyrażali zaniepokojenie o bezpieczeństwo danych zgromadzonych w systemie
News z sieci
A już myślałem, że będę w szoku i ci biedni TUBYLCZAKI ni zagubia już żadnych danych a tu taka skucha zaczną gubić te

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 18-05-2009 21:05 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2009-05-19 06:11:28 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Jadą po głosy Polonii
Kandydaci na europosłów rozpoczęli walkę o głosy Polaków mieszkających za granicą - pisze "Rzeczpospolita".
Polscy obywatele mogą głosować w wyborach do PE na tych samych zasadach jak w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Jak informuje "Rzeczpospolita" poseł PiS Arkadiusz Mularczyk spotkał się z Polonią w Stanach Zjednoczonych.

"Jestem gotów się założyć, że wśród Polonii amerykańskiej zainteresowanie wyborami będzie większe niż w Polsce. Oni żyją polskimi sprawami" - relacjonuje swoje wrażenia Mularczyk.

O głosy amerykańskiej Polonii zabiega też Libertas. Ugrupowanie Declana Ganleya wśród warszawskich kandydatów do PE umieściło emeryta z Chicago Edwarda Cyronia. Do głosowania na warszawską listę eurosceptyków rodaków z Nowego Jorku przekonywał na początku maja Tomasz Sommer, redaktor naczelny "Najwyższego czasu" i "jedynka" Libertasu w Gdańsku.

Lewica chce natomiast walczyć o poparcie na Wyspach. Wojciech Olejniczak - kandydat SLD - UP do Parlamentu Europejskiego wybiera się do Londynu, wcześniej w Wielkiej Brytanii wyborców przekonywał do niego Ryszard Kalisz.

Więcej - w "Rzeczpospolitej".
News z sieci
Zastanawiam się poco tu pchają swoje tyłki pawiany z polski przecież my żyjemy tu w UK I na tych gamoni powinniśmy głosować dla polski jesteśmy "straconym pokoleniem", więc wara od polaków emigrantów

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 19-05-2009 06:12 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2009-05-19 06:26:23 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Wybuchowy region
Codzienna walka o przetrwanie zabiera im resztki energii

Według najnowszych raportów w Glasgow działa ponad 170 gangów młodzieżowych, a w niektórych dzielnicach średnia długość życia jest niższa niż we wschodnioafrykańskiej Erytrei. Mieszkańcom najuboższego regionu w Wielkiej Brytanii ani w głowie protesty.

Ryan Huges drżącą ręką otwiera drzwi do Cottage Bar, jednej z wielu mordowni, jakich nie brakuje przy Shettleston Street w okręgu East Glasgow. Mężczyzna ma na sobie szarą, ortalionową kurtkę i poszarpane tenisówki. (...) Huges opowiada, że rano zdążył się pokrzepić kilkoma piwami. Teraz przyszedł do baru, żeby „zatankować” więcej. Cottage Bar jest znany w okolicy z niskich cen gorzałki i rozgrywanego co wieczór turnieju pokera. Główną nagrodą jest butelka wódki.

Tak wygląda zwykły dzień Ryana Hugesa, żyjącego z zasiłku w wysokości 60 funtów, czyli 66 euro tygodniowo. Mężczyzna spędza cały dzień na bezcelowej włóczędze i piciu alkoholu. Najważniejszym wydarzeniem jest telewizyjna transmisja meczu drużyny Celtic F. C. Huges potrząsa przecząco głową na pytanie o pracę. Wygląda na dobrze po pięćdziesiątce, choć ma dopiero 39 lat. – I tak nie dostanę żadnej roboty – uważa. A urząd pracy? Po raz ostatni był tam kilka miesięcy temu. Urzędnik wyrzucił Hugesa za drzwi, bo cuchnął alkoholem. – To jest mi nawet na rękę – zawodowy spawacz wzrusza ramionami z rezygnacją.

W okręgu East Glasgow, najuboższym zakątku Wielkiej Brytanii ludzie pokroju Ryana Hugesa nie są wyjątkami. Można powiedzieć, że region został dotknięty katastrofą społeczną, a poczucie beznadziejności jest chlebem powszednim dla 123 tys. mieszkańców. Istniejące problemy dodatkowo zaostrzyła recesja, spowalniając rozwój drugiej co do wielkości gospodarki europejskiej. W East Glasgow jak w soczewce skupiają najgorsze „izmy” współczesnej Wielkiej Brytanii – fatalizm, pesymizm, alkoholizm. W Calton – najuboższej dzielnicy Glasgow długość życia mężczyzn wynosi zaledwie 53,9 lat. Według danych ONZ nawet mieszkańcy wschodnioafrykańskiej Erytrei żyją o 24 miesiące dłużej. Politycy zwracają uwagę, że w Calton znajduje się wiele ośrodków opiekuńczych dla uzależnionych mężczyzn i fałszują obraz danych statystycznych. Mimo to w okręgu East Glasgow średnia długość życia dla mężczyzn wynosi nieco ponad 70 lat i wypada znacznie poniżej brytyjskiej średniej.

Shettleston Street główna ulica w East Glasgow emanuje smutkiem i ubóstwem. Otyłe matki wbite w różowe spodnie dresowe odciągają marudzące dzieci od zagraconych wystaw. Na drzwiach wielu sklepów wisi kartka „To Let” – do wynajęcia. Skromna oferta handlowa ogranicza się do supermarketu Coop i sklepu z częściami samochodowymi, prezentującego chromowane felgi i wypasione komplety spoilerów. Swoje usługi oferują najróżniejsze solaria zachęcając do wejścia plakatami przedstawiającymi śródziemnomorskie plaże. W obskurnej budce z jedzeniem tłoczy się grupka nastolatków i wcina tłuste frytki. Przy nogach jednego z chłopaków szczerzy kły pies rasy bojowej – symbol statusu członków młodzieżowych gangów.

– Nie da się ukryć, że borykamy się z wielkimi problemami, a kryzys gospodarczy jeszcze bardziej zaostrza sytuację – potwierdza John Mason, krzepki 51-latek wbity w opięty garnitur. Poseł z ramienia Szkockiej Partii Narodowej (SNP) ma biuro w samym centrum biedy. Mason rezyduje wśród biurek z laminatu i plastikowych krzeseł niczym urzędnik oddziału kasy chorych. Na ścianie, za plecami polityka wisi szkocka flaga z białym krzyżem świętego Andrzeja.

John Mason słynie z ciętych, lakonicznych wypowiedzi. Okoliczni mieszkańcy cenią jego zaangażowanie na rzecz dzielnicy. Odwiedzają biuro poselskie, aby zasięgnąć rady polityka w różnych sprawach życiowych. Najczęściej mają kłopoty z długami i zaległościami w płaceniu czynszu. Mason stał się dla nich kimś w rodzaju pracownika socjalnego. Latem ubiegłego roku byłemu księgowemu udało się pokonać Margaret Curran, kandydatkę Partii Pracy w wyborach uzupełniających do Izby Gmin. Było to historyczne zwycięstwo SNP w bastionie Partii Pracy. Od dziesiątków lat labourzyści cieszyli się w regionie tak mocnym poparciem, że premierowi Gordonowi Brown w dalekim Londynie nawet przez myśl nie przeszła możliwość porażki.

Okazuje się, że w ręce szkockich nacjonalistów wpadło nawet „podwórko Browna”, jak napisał liberalny „Guardian” czyniąc aluzję do biedy panującej w East Glasgow. Po wygranych wyborach SNP utworzyła w szkockiej stolicy Edynburgu lokalny rząd i nie pozostawia cienia wątpliwości, że rozwój gospodarczy Szkocji widzi w odłączeniu kraju od Zjednoczonego Królestwa. – Przez wiele lat Partia Pracy nie spełniła pokładanych oczekiwań i wyborcy wystawili jej za to rachunek – uważa Mason. Podobny proces rozpadu starych struktur politycznych miał miejsce w innych regionach Europy, jak choćby w niemieckim Zagłębiu Ruhry. Tradycyjne partie socjaldemokratyczne tracą dotychczasowy, wierny elektorat, a dumna i świadoma swego znaczenia klasa robotnicza staje się wymierającym gatunkiem.

Mason zabiega przede wszystkim o głosy zdeklasowanych społecznie wyborców, wegetujących na dnie brytyjskiego społeczeństwa. Ludzie ci są zmęczeni i otępiali. Nie wznoszą płonących barykad, aby walczyć z przeznaczeniem. Są wśród nich rodziny, gdzie obydwoje rodzice jeszcze nigdy nie skalali rąk pracą, a status bezrobotnego przechodzi niejako z pokolenia na pokolenie. Wprawdzie oficjalny wskaźnik bezrobocia wynosi w Glasgow tylko około siedmiu procent, ale statystki nie uwzględniają pokaźnej grupy mieszkańców Glasgow żyjących na zasiłku, którzy dawno pożegnali się z myślą o podjęciu stałej pracy.

Istotnie, około połowa tutejszych mieszkańców zdolnych do pracy nie ma regularnego zajęcia, a prawie 40 procent dzieci dorasta w rodzinach bez stałego źródła dochodów. Dziennik „Times” napisał, że East Glasgow to „najbardziej wybuchowy i najuboższy region w Wielkiej Brytanii”. – Partia Pracy już dawno się stąd ulotniła – uważa poseł Szkockiej Partii Narodowej. Zatem nic dziwnego, że w East Glasgow poniósł sromotną kleskę model Nowej Partii Pracy lansowany przez Tony’ego Blaira, poprzednika Browna. Były premier liczył, że nowoczesny sektor usług stworzy wystarczającą ilość miejsc pracy, a problemy społeczne rozwiążą się same.

Przez długi czas Glasgow zawdzięczało dynamiczny rozwój przemysłowi stalowemu, zaopatrującemu duże stocznie rozlokowane wzdłuż rzeki Clyde. Bez zbytniej przesady można powiedzieć, że miasto było kuźnią potęgi Imperium Brytyjskiego. (...) Po drugiej wojnie światowej budowę statków przeniesiono do Azji i tak rozpoczął się upadek znaczenia Glasgow. W 1976 roku wygasły ostatnie piece hutnicze. Wprawdzie pod koniec lat osiemdziesiątych władzom miasta udało się doprowadzić do budowy ogromnego centrum handlowego na terenach dawnej stalowni Parkhead Forge, jednak nie zdołano zahamować rosnącego bezrobocia. Cóż, stwardniałe ręce hutników nie nadają się do obsługi kas fiskalnych.

Skutki nabrzmiewających problemów społecznych można zobaczyć kilka kilometrów od biura Masona na obskurnym osiedlu Easterhouse. Lokalne władze samorządowe wybudowały tu w latach sześćdziesiątych mieszkania socjalne. W zamierzeniach Easterhouse miał być wizytówką nowoczesnego East Glasgow. Po latach czynszówki stały się miejscem narastających problemów społecznych: wysmarowane graffiti klatki schodowe są areną walk młodocianych gangów o narkotyki albo urażoną godność.

Piekarz Craig McPhie nazywa młodych ludzi „straconym pokoleniem” i doskonale zadaje sobie sprawę z tego, o czym mówi. 45-letni mężczyzna prowadzi małą cukiernię w East Glasgow. Może dlatego jest znany w całej dzielnicy, ponieważ należy do nielicznych przedsiębiorców, którym udało się odnieść sukces. Craig McPhie zatrudnia 20 pracowników. Płaci od sześciu do dziewięciu funtów za godzinę. To przyzwoita stawka.

Mistrz piekarski zamierza dalej rozwijać firmę. Niedawno wystartował z nową ofertą – sprzedażą firmowych sandwiczy z dostawą do domu. Pilnie rozgląda się za zaangażowanymi pracownikami. Kwalifikacje nie są najważniejsze, bo każdego można przyuczyć do tego zajęcia. Jedynym wymaganiem stawianym przez właściciela jest odpowiednia motywacja. – Problem polega na tym, że nie udało mi się znaleźć nikogo chętnego, a jeśli chodzi o tutejszą młodzież szanse są znikome – narzeka Craig McPhie. Nie raz przekonał się, że wystarczy wieczorny mecz piłki nożnej, aby nowi pracownicy nie pojawili się następnego dnia w pracy. – Ludzie pozostają w domu i leczą kaca – stwierdza przedsiębiorca. Zatem nie miał innego wyjścia i zatrudnił trzy Gruzinki do pieczenia bułek i ciastek.

– Dawny etos pracy legł w gruzach – przyznaje George Redmond. Mimo to przedstawiciel labourzystów we władzach miasta, a prywatnie kierownik filii kasy oszczędnościowej w East Glasgow nie zamierza „popadać w marazm”. Zwraca uwagę, że w minionych latach przeznaczono duże środki finansowe na rewitalizację zaniedbanych czynszówek. W East Glasgow nie brakuje nowych, porządnie wyposażonych szkół. – Ludzie są zaprawieni w walce z przeciwnościami losu i powoli odzyskują wiarę we własne siły – uważa Redmond.

Polityk wiąże duże nadzieje z Igrzyskami Wspólnoty Narodów (Commonwealth Games) organizowanymi w Glasgow w 2014 roku. Z pewnością także East Glasgow odniesie korzyści z imprezy sportowej. Polityk komunalny opowiada o budowie nowej autostrady i areny sportowej. Przy tym wszystkim przemilcza najistotniejszą rzecz: jest mało prawdopodobne, aby rozwój gospodarczy miasta poprawił sytuację życiową mieszkańców, którzy już dawno znaleźli się na dnie drabiny społecznej. Nadal będą żyli z zasiłku i przesiadywali całymi dniami w podrzędnych knajpach przy Shettleston Street.

News z sieci
Gangi są wszędzie bez różnicy, jaki kraj to jest styl i moda w środowiskach młodzieżowych.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2009-05-19 19:33:55 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Koniec "wojny z terrorem"
Zamiast tego pojawią się "zagraniczne operacje kryzysowe".

Według Fox News administracja Obamy chce nazwać walkę z islamskim ekstremizmem zgodnie z zasadami poprawności politycznej. Zamiast "wojny z terrorem" demokraci będą mówić o "zagranicznej operacji kryzysowej", a sformułowanie "atak terrorystyczny" zastąpi "katastrofa spowodowana przez człowieka". Sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego Janet Napolitano wyjaśnia, że ma to na celu "odejście od polityki strachu na rzecz polityki, przygotowanej po prostu na każde
ryzyko, które może się pojawić".Specjaliści od marketingu politycznego nie zostawiają na tym pomyśle suchej nitki. "Przypuszczalnie chcą po prostu zmylić opinię publiczną" - wyjaśnia założyciel New Media Strategies Pete Snyder. Zauważył też, że polityka w zakresie bezpieczeństwa narodowego Obamy nie różni się znacząco od tej prowadzonej przez Busha.

Barack Obama próbuje wprowadzić obowiązek politycznej poprawności w sferze tak delikatnej, że nie wróżę mu powodzenia. Tam, gdzie terroryzm jest i śmierć, ludzie o tym doskonale wiedzą. Obłuda autora takich stwierdzeń jak "zagraniczne operacje kryzysowe" jest więc zbyt widoczna, by taka strategia mogła się okazać sukcesem - skomentował dla "Rzeczpospolitej" dr Wojciech Jabłoński, ekspert od marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego.
News z sieci
Ciekawe kidy zmienią zdanie

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 19-05-2009 19:35 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Post #9 Ocena: 0

2009-05-19 19:43:41 (16 lat temu)

Uczestnik nie jest zarejestrowany

Anonim

Usunięte

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2009-05-19 20:48:41 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


PiS żąda dymisji prokuratora krajowego
Edward Zalewski zaprzecza, by wydał SB zgodę na przesłuchanie niepełnosprawnego opozycjonisty.

Według "Superwizjera" TVN "Zalewski w latach 80. wydał zgodę oficerowi Służby Bezpieczeństwa Zbigniewowi G., okrytemu złą sławą, na przesłuchanie aresztowanego, niepełnosprawnego opozycjonisty Stanisława Śniega, lidera podziemnej Solidarności w Lubinie".

Esbek próbował szantażem wymusić na nim współpracę z bezpieką - wynika z ustaleń "Superwizjera".

Śnieg - zdaniem dziennikarzy - był prześladowany przez SB, wielokrotnie aresztowany, zatrzymywany i pobity.
Zalewski, za pośrednictwem swojej rzeczniczki, natychmiast wydał oświadczenie, że nigdy nie prowadził w PRL żadnych spraw politycznych.

Minister sprawiedliwości Andrzej Czuma jeszcze nie skomentował sprawy.

PiS natycmiast zażądał dymisji prokuratora krajowego. Jak powiedział poseł Arkadiusz Mularczyk, premier Donald Tusk i szef MSWiA Grzegorz Schetyna powinni wyjaśnić, dlaczego na tak ważne stanowisko została powołana osoba odpowiedzialna za oskarżanie opozycjonistów w PRL.
Premier Donald Tusk i wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna powinni wyjaśnić powołanie na tak ważne stanowisko osoby odpowiedzialnej za oskarżanie opozycjonistów w PRL i doprowadzić do jego odwołania - stwierdził Mularczyk. - Premier Donald Tusk jeszcze we wtorek poprosi o wyjaśnienia w sprawie prokuratora krajowego Edwarda Zalewskiego - zapowiedział szef gabinetu premiera Sławomir Nowak
Według "Superwizjera" TVN obecny prokurator krajowy Edward Zalewski w latach 80. wydał zgodę oficerowi Służby Bezpieczeństwa Zbigniewowi G., okrytemu wyjątkowo złą sławą, na przesłuchanie aresztowanego, niepełnosprawnego opozycjonisty Stanisława Śniega, lidera podziemnej Solidarności w Lubinie. W czasach PRL Śnieg był prześladowany przez SB, wielokrotnie aresztowany, zatrzymywany i pobity. Esbek próbował szantażem wymusić na nim współpracę z bezpieką - wynika z ustaleń "Superwizjera".
News z sieci
A ilu jeszcze jest tych byłych aktywnych działaczy Wydziału Bezpieczeństwa w szeregach elit rządzących tego nikt nie wie a ilu z wielkich działaczy PZPR’u będący wielkimi hamulcami postępu chlubiący się w okresie prężnej komuny lat 80 ilu jeszcze ich zasiada na stanowiskach instytucji społecznych lub uspołecznionych tego tez nikt nie wie i nie będzie wiedział gdyż o tym milczą ci, co rządzą, chociaż wiedzą o tym to czekają na wścibskich, którzy ujawnią tych zawsze przecież można powiedzieć, że nie wiedzieli o przeszłości
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 75 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 74 | 75 | 76 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,