MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 74.2 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 73.2 | 74.2 | 75.2 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 74.2 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Post #1 Ocena: 0

2009-05-12 09:38:36 (16 lat temu)

Uczestnik nie jest zarejestrowany

Anonim

Usunięte

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2009-05-12 19:24:28 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Na Wyspach wzrośnie minimalna płaca
Kryzys nie powstrzymał rządu.

W Wielkiej Brytanii płaca minimalna wzrośnie o 7 pensów, do 5,8 funta za godzinę. Zmiana wejdzie w życie od października tego roku – zapowiedział brytyjski rząd.

Dla najmłodszych (stawka dla młodych ludzi od 18 do 21-roku życia) stawka wzrośnie o 6 p do 4,83 funta, a dla 16 i 17-latków będzie to 3,57 funta (wzrost o 4 pensy) - podaje BBC.

Firmy oczywiście nie są specjalnie zadowolone z tej sytuacji, niedawno wezwały nawet do tego, by płaca minimalna pozostała na obecnym poziomie w tym roku, gdyż gospodarcze realia nie są naWyspach zbyt dobre (znaczny deficyt budżetu, wzrost bezrobocia, spadek PKB).

Brytyjska Izba Handlowa (BCC) twierdzi wręcz, że płaca minimalna nie powinna być zwiększana w sytuacji gospodarczej zapaści. Tymczasem rząd oczekuje, że ok. miliona osób skorzysta z ogłoszonego wzrostu pensji (w tym wielu Polaków pracujących za najniższe stawki).
Jest jeszcze coś ważnego - rząd ogłosił również, że od października 2010, minimalne stawki dla osób dorosłych będą miały zastosowanie również dla 21-latków. Obecnie ich minimalne wynagrodzenia jest wciąż znacznie niższe niż dorosłych.

Najgorsze jest to, że wyjeżdżają ludzie młodzi
UK: Na Wyspach wzrośnie minimalna płaca! Kryzys nie powstrzymał rządu
Dobra wiadomość dla Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii.
W Wielkiej Brytanii płaca minimalna wzrośnie o 7 pensów, do 5,8 funta za godzinę. Zmiana wejdzie w życie od października tego roku – zapowiedział brytyjski rząd.

Dla najmłodszych (stawka dla młodych ludzi od 18 do 21-roku życia) stawka wzrośnie o 6 p do 4,83 funta, a dla 16 i 17-latków będzie to 3,57 funta (wzrost o 4 pensy) – podaje BBC.

Firmy oczywiście nie są specjalnie zadowolone z tej sytuacji, niedawno wezwały nawet do tego, by płaca minimalna pozostała na obecnym poziomie w tym roku, gdyż gospodarcze realia nie są na Wyspach zbyt dobre (znaczny deficyt budżetu, wzrost bezrobocia, spadek PKB).

Brytyjska Izba Handlowa (BCC) twierdzi wręcz, że płaca minimalna nie powinna być zwiększana w sytuacji gospodarczej zapaści. Tymczasem rząd oczekuje, że ok. miliona osób skorzysta z ogłoszonego wzrostu pensji (w tym wielu Polaków pracujących za najniższe stawki).

Jest jeszcze coś ważnego - rząd ogłosił również, że od października 2010, minimalne stawki dla osób dorosłych będą miały zastosowanie również dla 21-latków. Obecnie ich minimalne wynagrodzenia jest wciąż znacznie niższe niż dorosłych.
News z sieci

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 12-05-2009 19:27 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2009-05-12 19:30:13 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Cytat:

2009-05-12 09:38:36, ironiqus napisał(a):
Cytat:

2009-05-12 06:44:48, Korba102 napisał(a):
Winą można obarczyć polski rząd, ponieważ to rząd podpisując wszelkie umowy w UE: krajach członkowskich nie zadbał o interes przyszłych emigrantów
O akceptacji ich kalifikacji oraz kompetencji.

Istnieje NARIC ...
Cytat:

I dlatego inżynier sprząta i wynosi gruz na budowie a technicy jada na zmywakach lub zostają fachowcami od pasty Bullshit

Dlatego, ze ten pan inzynier: nie zna jezyka, nic nie umie, prawdziwa budowe to widzial jako pokaz slajdow na wykladzie i przez okno samochodu. Sam dyplom nie czyni z niego fachowca.

Istnieje wiem
www.naric.org.uk
08713307033;-)
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2009-05-13 06:58:09 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Szok! Zboczeńcy kupują dzieci dla seksu!
I to całkiem tanio. Niektóre transakcje kończą się jednak za kratkami.
Tak się stało w przypadku Kevina Moake - o czym informuje serwis Dallas News. Pewnego dnia ten 50-latek podjechał do restauracji w Dallas. Spotkał się tam z mężczyzną, który za dwa tysiące dolarów chciał sprzedać mu 9-letnią dziewczynkę.

Moake nie dysponował jednak taką kwotą. Ustalono więc, że tylko wynajmie dziecko na jedną noc - za sto dolarów.

Na nieszczęście dla miłośnika dzieci, sprzedawca okazał się być policjantem. Do transakcji nie doszło, zamiast tego Moake został aresztowany. Na laptopie, który miał w samochodzie, znaleziono sześćset zdjęć z dziecięcą pornografią.

Wczoraj sąd skazał go na dziesięć lat więzienia i wpisał na listę seksualnych przestępców.

Nie wszyscy jednak spośród tych marzących o małoletnim niewolniku seksualnym kończą tak źle. Tak naprawdę Moake okazał się po prostu niezbyt sprytny.

Wystarczyło polecieć na Haiti. Dziesięć godzin, sto dolarów - i mała dziewczynka jest jego. Za parę tysięcy dostałby nawet taką z papierami adopcyjnymi. Małoletnich niewolników jest tam trzysta tysięcy.

Ale dziećmi handluje się na całym świecie. Tak, w Stanach i Europie też - choć z pewnością na mniejszą skalę niż w Azji, gdzie dziecięcych niewolników są miliony. Aczkolwiek trafiają tam przede wszystkim do burdeli, nie do pojedynczych właścicieli.

Wydawać by się mogło, że skoro mamy dziś XXI wiek, prawa człowieka i wszystkie stojące na ich straży traktaty, organizacje i armie, to niewolnictwo powinno zniknąć. Tymczasem proceder ten ma się doskonale.

Może niewolników pracujących na plantacjach i w kopalniach jest mniej niż sto czy dwieście lat temu (choć wciąż sporo), ale za to niewolnictwo seksualne kwitnie. Czy świat poradzi sobie z nim kiedyś?

Będzie ciężko. Klientów, takich jak pan Moake, nie brakuje. A popyt, wiadomo, tworzy podaż.

News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

jolanta12

Post #5 Ocena: 0

2009-05-13 17:09:23 (16 lat temu)

jolanta12

Posty: 934

Kobieta

Z nami od: 28-11-2007

Skąd: Londyn

Cytat:

2009-03-08 13:14:07, Korba102 napisał(a):
Około 10 tys. Polek co roku usuwa ciążę w Londynie. W Królestwie, gdzie zabiegi są legalne i opłacane przez państwo, niespodziewanie rozkwitło podziemie aborcyjne
Torebkę z zielem na poronienie dostarczył Sebastian. Kupił u Hindusa, gdzieś między Hackney i Clapton w północno-wschodnim Londynie. Hindus sprzedawał trawkę chłopakom, którzy wynajmowali z Sebastianem mieszkanie. Zawsze miał dobry staf: dwa buchy gwarantowały miły, kilkugodzinny odjazd. Teraz, po tym, co się stało Agnieszce, chłopcy już tam nie kupują. Powiedzieli wszystkim w sortowni, że Broda (jak nazywali Hindusa) to oszust i że Agnieszka mało przez niego nie zeszła. Przez niego i trochę przez własną głupotę, bo mogła przecież kupić tabletkę u ginekologa. A jak nie miała kasy, to trzeba było iść po lekarstwo do przychodni. Jest poradnictwo rodzinne w Family Planning Center, wystarczy poprosić i dadzą. - Tylko że trzeba cokolwiek po angielsku rozumieć, a ja nic... - od czasu historii z hinduską zieleniną Agnieszka już czwarty raz zmieniła pracę. Jakby ją szczęście opuściło.

Chociaż teraz w sumie jest nieźle - opiekuje się starszą Greczynką w Shepherd's Bush, 10 km od centrum i tyle samo od polskiego Ealing. Babcia sama od niedawna na Wyspach, angielskiego nie zna, więc porozumiewają się gestami. Zresztą starowinka głównie śpi. Wtedy Agnieszka magluje pościel. Za dodatkową kasę. Poszwy i prześcieradła przywozi wnuk. Ładny chłopak, no, może trochę nadto cukierkowy. Pół Grek, pół Angol. Agnieszka nazywa go "cacykiem". Maszyna do maglowania stoi na wannie. Trzeba podawać szmaty na klęcząco, ale całe to badziewie ma marmurową podstawę i Agnieszka sama nie dźwignie. Mogłaby poprosić chłopaków od Sebastiana, dźwiganie ciężarów to w końcu ich fach w UK. Tylko że wnuk i jego żona sześć razy powtarzali: nie wolno nikogo obcego wpuszczać. Wejdą chłopaki, babcia się obudzi, zobaczy i tygodniówkę szlag trafi.
Pomogę w transporcie

Agnieszka ma 25 lat i jasne włosy spięte w mysi ogonek. W trampkach, dżinsach i jasnej wiatrówce wygląda jak chłopczyk, szczególnie przy rozłożystych Murzynkach, które stoją obok nas w wagoniku Central Line pędzącym na Ealing. Wysiadamy na Ealing Broadway, idziemy coś zjeść na Uxbridge. Agnieszka ma jeszcze godzinę wolnego, potem zmiana ciuchów i powrót do Shepherd's.

Że jest w ciąży, zorientowała się jakoś tak w lipcu. Akurat rzuciła pracę dla Avona, kompletnie jej nie szło - znajome Polki skąpiły pięciu funtów na zakupy, a do innych przecież nie pójdzie bez języka. Z koleżanką, też łodzianką, wynajmowały wtedy pokój od Sebastiana, głównego najemcy. W piętrowym domku z ogródkiem wielkości koca mieszkali: on sam z dziewczyną, czterech jego kolegów i one - Agnieszka i Agata. - Na co dzień każdy latał do pracy albo za pracą, a w niedzielę imprezowaliśmy w pubie na ulicy obok. Zawsze się przyłączali Polacy z sąsiedztwa.

Jeden z nich, sympatyczny rudzielec, został ojcem dziecka Agnieszki. - Chciał, żebyśmy wynajęli coś razem, ale nie chciałam się wiązać. Rozwoził kanapki na budowach - dzisiaj w pracy, jutro bez pracy. Nawet nie o to chodzi, że mało pieniążków, tylko że... niepoważny z niego był mężczyzna. Nic go nie martwiło, a wypić, przypalić to zawsze chętny. Wieczny dzieciak taki. Miałam wrażenie, że uciekł do Londynu przed mamą. Ale milutki był, miał coś takiego, że się wahałam. I za długo przemyśliwałam. Przyszedł trzeci miesiąc czy już czwarty nawet, kiedy w końcu powiedziałam o kłopocie Sebastianowi. On jest poważniejszy, pracuje na cichej taksówce, myślałam: wielu ludzi zna...Cicha taksówka to popularna wśród Polaków usługa. Wystarczy samochód z kierownicą po prawej stronie i prawo jazdy. Ogłosić można się w internecie albo w którymś z kilkunastu polskich tygodników. Hasło: "Pomogę w transporcie". Płatność gotówką. Sebastian jeździ butelkowym mondeo już trzeci rok i faktycznie - ludzi poznał mnóstwo. Niczym dawny warszawski taksówkarz wie, po ile mieszkania, gdzie kto z Polaków jaki nowy interes otwiera, kogo się wystrzegać, bo oszukuje, gdzie uczciwie płacą i ile.

Najpierw miał załatwić tabletki poronne tureckie, ale Polak, który to obiecał, coś ściemniał, cenę zmieniał, bo nie tureckie, tylko egipskie, niepoważny facet. Ostatecznie Sebastian zamówił specyfik u Brody. Hindus sprzedał za 150 funtów saszetkę dziesięć gramów i zalecił rozpuszczenie w gorącej wodzie i picie przed snem. - Jak to zalałam wrzątkiem, już sam widok był nieciekawy - Agnieszka pochyla się nad makaronem z warzywami. - Jakby zalać majeranek plus okruchy ze stołu zebrane. I jeszcze taka biała obwódka na szklance była. Ale wypiłam na dwa razy, człowiek wódkę bez popitki wypije, to wszystko wypić można. Torsje przyszły po kwadransie. A miały być skurcze. - Sebastian się poczuł. Krzyczał: "Sk... brodaty, łeb mu odp...!", i wypalił pół paczki papierosów. O trzeciej w nocy miał kurs na lotnisko w Gatwick, zamówiony wcześniej, co było robić? Pojechał. A ja się kulałam po łóżku. Agata od zmysłów przy mnie odchodziła, usiłowała gdzieś dzwonić, herbaty mi parzyła zielone, żółte, maść wietnamską dawała do wąchania. Tak do rana zeszło. Poszłam do koleżanki, która trochę mówi, i pojechałyśmy do przychodni. Dalej to już nie ma o czym opowiadać. W szpitalu zrobili mi zabieg.

Tabletki, które znajomy Polak miał dostarczyć Sebastianowi, to mizoprostol. Lek sprzedawany w Anglii na receptę - pod kilkoma nazwami - stosuje się m.in. przy chorobach żołądka. Skutecznie wywołuje poronienie do dziewiątego tygodnia. Dla Polki ubezpieczonej i choć trochę znającej angielski uzyskanie recepty to żaden problem. Kupienie tabletek w aptece - w najgorszym wypadku sto funtów. - Ale trzeba przełamać strach i pójść, a dziewczyna, która często po roku w Londynie mówi tylko kilka słów, sama tego nie zrobi. Ona by chciała załatwić wszystko z Polakami - Dorota Bawołek, dziennikarka BBC, pisząc dla "Gońca Polskiego" tekst o londyńskim podziemiu aborcyjnym, kupiła tabletki poronne u Chińczyka i dała do analizy. Specyfik okazał się mieszaniną suszonych chwastów, włosów (najpewniej ludzkich), piasku i bliżej niezidentyfikowanej trutki. - Chińczyk, jak mi to sprzedawał, zalecał jeszcze połączyć branie z akupunkturą!

Redaktor Bawołek odnalazła też rodaka handlującego tureckimi tabletkami. Nagrała go ukrytą kamerą. Zapis spotkania na Ealingu:Dorota: - Skąd to masz? Robert: - Zamawiam przez znajomego z Polski. Lek jest z Turcji albo z wysp Fidżi. Wiesz, w tych krajach jest jak za komuny, zawsze można kogoś przekupić. Te leki są przesyłane do Polski, a potem kurier przywozi mi je tutaj po prostu w bagażu. Wiesz, na co lek naprawdę jest? Na wrzody. A jedyną wadę ma, że kobieta w ciąży nie powinna go brać. Czasami podają go kobietom na przyspieszenie porodu zamiast zastrzyków. Widzisz, jakbyś miała aborcję w szpitalu, to zawsze mogą być jakieś skutki uboczne, a przy tym nie ma żadnych. Jedyne to poronienie i biegunka. Gdy obudzisz się następnego dnia, będziesz się czuła, jakbyś miała okres. Wiesz, to będzie wyglądało jak taka galaretka... chyba nie muszę ci tego wyjaśniać? Dorota: - Słuchaj, a czy inne Polki też od ciebie brały i wszystko było OK? Robert: - Nie masz pojęcia, ile ich było...
Marie Stopes

Liczby Polek poddających się aborcji w Londynie nie sposób dokładnie określić. W całym Zjednoczonym Królestwie z legalnych zabiegów korzysta 150-200 tys. kobiet rocznie, z tego od 30 do 50 tys. przypada na stolicę. Polki - z innymi imigrantkami zza dawnej żelaznej kurtyny - ujęte są w statystykach jako "Wschodnioeuropejki". W ubiegłym roku legalnie przerwało ciążę około 10 tys. kobiet z tej grupy. Według danych British Pregnancy Advisory Service (BPAS) 80 proc. z nich to Polki. Znakomita większość pacjentek mieszka w Anglii, niewielka część przylatuje na zabieg z kraju.

Tylko trzy szpitale w polskiej dzielnicy Ealing przeprowadziły 2 tys. aborcji, drugie tyle - kliniki zrzeszone w sieciach jak BPAS i Marie Stopes International. Resztę zabiegów zrobiono w pojedynczych prywatnych placówkach. No i jeszcze część - nieujętą w statystykach - w podziemiu. Do BPAS jedziemy najpierw. Szara trzypiętrowa kamienica na Bedford Square w centrum Londynu, mała mosiężna tabliczka z ledwo widocznym logo instytucji, domofon. Wchodzimy szybko za parą Polaków, którzy najwyraźniej byli umówieni. Próbujemy ich zaczepić w korytarzu, ale nie chcą rozmawiać. Ona - bardzo zdenerwowana - idzie schodami na pierwsze piętro, on razem z nami - do poczekalni. Recepcjonistka ogląda nasze legitymacje i stanowczo odmawia wpuszczenia nas dalej. Wypisuje nam telefon do pani menedżer Laury Riley. Dzwonimy. Asystentka obiecuje przekazać informację szefowej. Laura Riley nie oddzwania. Jedziemy do Marie Stopes.

W odróżnieniu od BPAS - agencji organizującej i finansującej zabiegi w ramach ubezpieczenia socjalnego - Marie Stopes International to przedsięwzięcie półprywatne. Coś jak polska fundacja. Najpopularniejsza wśród Polek klinika tej sieci mieści się na Ealingu przy Mattock Lane. Dwupiętrowy domek w starym ogrodzie. Tym razem mamy więcej szczęścia. Menedżerką jest Polka - Ewa. Nie dziwi się, że w BPAS odesłano nas z kwitkiem.- Tu są wszyscy w służbie zdrowia, jeżeli chodzi o prasę, bardzo, no... jak to się mówi po polsku... carefully? - Ostrożni.- Tak, ostrożni. Polska ma opinię kraju dużych restrykcji dla kobiet. Ja też nie powinnam z wami rozmawiać. Możecie napisać, że jestem pro choice, i wystarczy. Jest biuro prasowe Marie Stopes. - Pani długo na Wyspach?- Oj, długo - 40-letnia z wyglądu Ewa śmieje się. - Można powiedzieć: stara emigracja. - A w klinice?- To moja trzecia.- Jak wiele Polek korzysta z aborcji?- W Londynie... duża większość pacjentek to Polki. - Mieszkające tutaj czy z kraju?- I jedne, i drugie. Ale ja wam nie mogę danych podawać, od tego jest biuro.- No, już idziemy, idziemy... Polskich pacjentek raczej przybywa czy ubywa?- Przybywa.

Ceny zabiegów w Marie Stopes zależą od zaawansowania ciąży i wahają się od 500 do 1,5 tys. funtów. Gdy kobieta ma skierowanie z przychodni albo od osobistego lekarza (GP Doctor), klinika nie bierze pieniędzy od pacjentki, tylko - w uproszczeniu - od państwa brytyjskiego. Darmowe są też wszystkie badania oraz - w razie powikłań - dalsza opieka. Sam zabieg trwa od kwadransa do paru godzin. Jeżeli ciąża jest zaawansowana (19.-24. tydzień), wizyty są dwie. Podczas pierwszej kobieta wypełnia ankiety, przechodzi badania potrzebne do czekającego ją nazajutrz pełnego znieczulenia i - teoretycznie - rozmawia o ewentualnej adopcji. Iwona może nam powiedzieć tyle, że z nią nikt nie rozmawiał, bo nie mówi po angielsku. Druga wizyta - ta, podczas której straciła ciążę - trwała niecałą godzinę. Cena - 700 funtów - dla Brytyjki nie stanowi problemu. Tyle kosztuje weekend w hotelu. Ale Iwona zarabia 350 funtów tygodniowo, z czego odkłada 200, jak się spręży. Już półtora roku pracuje w kuchni w tureckiej restauracji. Oczywiście ma wyrobiony National Insurance Number (NIN), bo bez niego Turek by jej nie dał roboty. Mogłaby skorzystać z aborcji w szpitalu, ale nie chciała czekać trzech tygodni na rozmowę w przychodni. A rozmowa - i to z dwoma doktorami - musi poprzedzić zabieg, jeśli ma za niego zapłacić ubezpieczenie. - Mówiąc prawdę, najpierw czekałam za długo, a potem dopiero zaczęło mi się spieszyć.

Spotykamy się w Starbucksie przy stacji Oxford Circus. Siąpi wiosenny deszczyk, mimo to londyńczycy piją kawę na zewnątrz - w środku nie wolno palić. Nie siedzimy jeszcze dwudziestu minut, a Iwona kończy już drugiego papierosa i znowu sięga do paczki. W ciążę zaszła z Pakistańczykiem, kelnerem. - Śliczny chłopak był, chciał, żebym z nim poleciała do Karaczi. Tylko im większy miałam brzuszek, tym mniej się rozumieliśmy. Ja tu czwarty miesiąc ciąży, a on zmienia pracę. No, fajnie. Dostał lepszą, bo w Kensington, znaczy bliżej City, i rozumiecie... nagle przestał telefon odbierać. Pojechałam do niego na Hyde Park, a tam jakaś Mulatka po niego przychodzi. Ja czekam, a oni się witają. Jakby mnie bynajmniej nie było. I on mi nagle mówi: siostra moja. Czy ja jestem głupia, że nie odróżnię Arabki od Murzynki?! Napisałam mu SMS-a, że tysiąc funtów ma mi na lekarza dać i good bye.- Dał? - A czy on łaskę zrobił? W tym lokalu z napiwków ma tysiąc tygodniowo, ja się już trochę na takich przynajmniej rzeczach poznałam.

Zresztą nie chodzi o pieniążki. Dziecka szkoda. Mogłoby się urodzić. Tylko co ja mam, powiedzcie, tu z nim zrobić? Z trzema kumpelami na pokoju mieszkamy. Myślałam: adopcja może? Ale mi dziewczyny poradziły: do lekarza i koniec, póki brzuszek jeszcze mały. W tej Marie Stopes opiekuńczo naprawdę. Tu trzeba przed zabiegiem dwie rozmowy, wiecie... Więc była pielęgniarka tylko i jeszcze babeczka jedna, na polski przynajmniej wszystko wyjaśniła, zapytali, czy jestem zdecydowana. Jak jestem, dostałam do wypełnienia kilka kwitów, Polka pomogła napisać. I wtedy od razu do poczekalni. Dali mi polską broszurkę, żebym sobie wszystko przejrzała, nie zdążyłam przeczytać, już był gabinet dla mnie otwarty.

Iwona mieszkała w 10-tysięcznym miasteczku, województwo śląskie. Chodziła do liceum, ale przerwała. Pracowała "w plastikach". - Takie tam wytłaczarki. Głupia praca. Wyjechałam z czterema kumpelami, jedna wróciła, z resztą dotąd się razem trzymamy. One mnie przynajmniej pocieszają. Trosk nie brakuje człowiekowi. Ada zaszła z Albańczykiem, a ona przecież męża zostawiła w Pol... Ups... - Iwona zasłania dłonią usta. Zaciąga się dwa razy. - Ja muszę już naprawdę lecieć, sorki.

Broszurka rozdawana w klinikach Marie Stopes International (w samym Londynie jest ich pół tuzina) nazywa się "Twój poradnik antykoncepcji". 30-stronicową książeczkę po polsku współfinansował koncern farmaceutyczny Bayer. Metody zapobiegania niechcianej ciąży - od plastra, poprzez tabletkę "dzień po", aż do sterylizacji. Druga broszura - już tylko po angielsku - omawia metody aborcji. Od wczesnoporonnych do later surgical abortion - dla kobiet w piątym i szóstym miesiącu ciąży. Angielskie prawo aborcyjne obowiązujące nieprzerwanie od 40 lat należy do najbardziej liberalnych w Europie. Zabiegi dopuszczalne są do 24. tygodnia włącznie, powodem zabiegu może zaś być - oprócz zagrożenia płodu - uszczerbek na "fizycznym lub mentalnym zdrowiu matki". W praktyce oznacza to, że wystarcza deklaracja o fatalnym samopoczuciu psychicznym spowodowanym ciążą. Warunek formalny to odbycie dwóch rozmów, podczas których lekarze upewniają się, że decyzja kobiety jest przemyślana.

Kobieta ma do wyboru kilka ścieżek. Pierwszą jest pójście do szpitala albo kliniki typu walk--in (otwarte dla wszystkich). Jedyne, czego tam potrzeba, to numer ubezpieczenia socjalnego (może też być NIN męża, rodzeństwa, rodziców). Brytyjczycy dostają go automatycznie, tak jak Polacy PESEL. Imigranci muszą się zwrócić o wydanie. Trzeba najczęściej pokazać jakieś zaświadczenie o zamieszkaniu w Anglii - może być nawet rachunek za gaz w nieformalnie wynajętym lokum. Zaświadczenie o pracy nie jest wymagane. Atut "szpitalnego" (najpopularniejszego wśród Polek) rozwiązania problemu: kobieta nic nie płaci. Mankament: procedury rejestracji są czasochłonne, coraz częściej zdarzają się kolejki. - Znakomita większość pań nie chce przecież czekać, z oczywistych względów - Kasia Kopacz, młoda naczelna "Gońca Polskiego", przyjmuje nas w redakcji, sto metrów od stacji metra Ealing Broadway. - Jeżeli już decydujesz się przerwać ciążę, to nie chcesz jej zbyt długo nosić, prawda? Idą więc do Marie Stopes albo innej prywatnej kliniki, bo 500 funtów za zabieg to nie jest problem dla kogoś, kto ma pracę. To jest właśnie druga ścieżka.
Londyński ginekolog

Jak sobie radzą Polki przylatujące na zabiegi z kraju? - pytamy.- Teoretycznie można by tu wynająć mieszkanie na dwa tygodnie, wystarać się o NIN i iść do szpitala na zabieg darmowy, ale nie słyszałam o takim przypadku. Która z pań z Polski by się chciała rejestrować w social? Często zresztą Polki z kraju są lepiej przygotowane niż te z Londynu. Tutaj panuje straszna niewiedza. Sporo listów charakterystycznych dostajemy. Panie pytają: gdzie iść, ile kosztuje, czy jest legalne? Pisze na przykład osoba spod Coventry. Zaszła z Murzynem, on żonaty, zażądał aborcji, a ona chciała rodzić. Teraz już nie chce, bo mężczyzna przychodzi pod jej dom i straszy. Często są to czytelniczki zupełnie bezradne. Jak bardzo - można się przekonać, wchodząc na popularne wśród Polek fora internetowe. Na przykład Kafeteria.pl. Pisze "Gadzik": Miałabym być w 4., 5. miesiącu, miałam wszystkie objawy ciąży, brzuszek mi się powiększał, dziś zauważyłam jakąś dziwną brązową wydzielinę, strasznie się przestraszyłam... jeżeli poroniłabym, to co mam zrobić????? Tylko proszę, nie piszcie o lekarzu, bo teraz to niemożliwe... trzeba przeprowadzić jakąś operację, zabieg???
"Zadziwiona bardzo": Nie jesteś pod opieką lekarza?! Gadzik": Boję się iść do lekarza... Nie jestem pewna w 100%, czy jestem w ciąży, robiłam na początku test, wyszedł negatywny, ale chyba zrobiłam go za wcześnie... Czy to możliwe, że do 4. miesiąca ma się miesiączkę, będąc w ciąży??? Jestem za granicą, teraz do lekarza raczej nie będę mogła iść... "Misiaczkowa": Jesteś prawie w 5. miesiącu i nie masz pewności?!"Valeriana": Gdzie jesteś za granicą? Jak w UK, to NATYCHMIAST wezwij karetkę albo idź do najbliższego szpitala, gdzie mają walk-in clinic. Nie potrzebujesz żadnych dokumentów, ubezpieczeń ani nawet paszportu. Sama przez to przeszłam. "Gadzik": No właśnie jestem w UK... Valeriana, ile to kosztuje?? Można iść do obojętnie jakiego szpitala?? Co to walk-in clinic? Zrobią mi jakieś badania? Będę musiała długo czekać? Zarejestrować się itp.?

- Szokująca niedojrzałość, niewiedza o Anglii, zagubienie. Tu przybywają często dwudziestoparoletnie dzieci, które w Polsce mieszkały z rodzicami w swoim miasteczku, a teraz nagle znajdują się w środku gigantycznej metropolii, bez języka - Alex Piotrowska, psycholożka-terapeutka, przyjmuje nas w gabinecie na granicy Fulham i West Brompton. - W kraju, gdzie antykoncepcja jest darmowa, gdzie opieka nad kobietą w ciąży jest zorganizowana, jak się patrzy, Polki korzystają z usług jakichś oszustów, bo nie potrafią pójść do lekarza. Gdyby nie ignorancja, nieznajomość angielskiego, w takim kraju jak Anglia żadne podziemie aborcyjne nie mogłoby istnieć. Ale istnieje. Miałam już kilka pacjentek po takich przejściach. Kobieta w ciąży poszła do lekarki z ogłoszenia w polskiej gazecie. Chciała porady, a ta przekonała ją w pół godziny do aborcji i od razu ją przeprowadziła. W domu, na kanapie! Pacjentka tak się dała skołować, że nawet się nie skontaktowała z ojcem dziecka. Potem kłamała, wpadła w depresję. Leczy się u mnie już pół roku.

Ginekolog z ogłoszenia w polskiej prasie albo w internecie (Londynek.net; Mojawyspa.co.uk; Londyn.net.pl) to kolejna ścieżka, którą może podążyć kobieta. Reklamujących się lekarzy jest kilkudziesięciu na samym tylko Ealingu. Plus tej oferty: nie trzeba znać języka, nie ma kolejki. Minus: można trafić na oszusta. Jak Jola, która ofertę "londyńskiego ginekologa" wyszukała w rubryce "zdrowie - uroda" między "superpazurkami" (metoda żelowa, także stopy) a "elektropresurą ". Londyński ginekolog oferował "antykoncepcję, zabiegi, także na miejscu" i podawał adres skrzynki e-mailowej. Był też telefon komórkowy - nikt nie odbierał, ale miły kobiecy głos zachęcił Jolkę do nagrania się na skrzynkę. Tak zrobiła. Mężczyzna, który oddzwonił, przedstawił się jako lekarz położnik z wieloletnim stażem. Zaproponował zabieg w domu, cena - 400 funtów.

Jolanta spotyka się z nami na dworcu Paddington - podkreśla, że tylko na prośbę naszego wspólnego znajomego, i to niechętnie.- ...ale jestem mu winna przysługę. Wysoka, bardzo zgrabna, mądre oczy, blada cera. Około 30 lat. Nie daje się zaprosić ani na herbatę, ani na kanapkę. Mówi cicho, krótko, niechętnie. Na swój temat może zdradzić dwie rzeczy: pochodzi z Katowic, a w Londynie podaje kawę w biurze bukmacherskim. Z kontekstu rozmowy wnioskujemy, że nigdy nie miała w ręku "Gazety Wyborczej" i postrzega nas jako łowców sensacji tropiących źle prowadzące się Polki. Tłumaczenia na niewiele się zdają. - A po co się w ogóle tym zajmujecie?- Bo to nowe zjawisko. W Polsce aborcja jest praktycznie zakazana, więc kobiety przylatują tutaj na zabiegi. A do tego dużo Polek zachodzi...- I co chcecie? Żeby w UK też zakazali? - Przecenia pani możliwości naszej gazety. Chcemy tylko napisać, jak jest.- Jest tak, jak powinno być. Tylko Polacy z różnych powodów nie korzystają tutaj z możliwości. - Co pani ma na myśli?- Że się czeszesz u polskiego fryzjera, chodzisz do polskiego dentysty i skrobiesz się też po polsku.- Złości się pani...- Co właściwie chcecie wiedzieć?- Jak było w pani przypadku?- Wziął pieniądze z góry, ale się wywiązał. Finish. - Przeprowadził zabieg...- Bez zarzutu. I bez znieczulenia - Jola chwilę milczy, patrząc nad naszymi głowami na tablicę, gdzie wyświetlają się informacje o odjazdach metra. - Dał tabletkę przeciwbólową, ale i tak bolało.- Komplikacji nie było?- Nie. A czemu?- Czytaliśmy w "Polish Express" o takim wypadku...- A, to wiem, mówiła mi... Nieważne. Chyba mam kolejkę zaraz.

Kłopoty Pani Kowalskiej

Opisany w "Polish Express" wypadek to historia rzekomego doktora Jerzego Zakrzewskiego. Czytelnik gazety poznał tego mężczyznę na imprezie towarzyskiej. Krótka rozmowa wystarczyła, aby przekonać się, że "doktor Zakrzewski" ma blade pojęcie o medycynie. Co - jak sprawdzili dziennikarze "Expressu" - nie przeszkadza mu reklamować usług ginekologiczno-położniczych w portalach Dublinek.net, Londynek.net i paru innych. Z ogłoszeń wynika, że lekarz specjalista jest posiadaczem kilku klinik w różnych częściach kraju, a jego główna specjalność to aborcje na życzenie.

Reporterka, udając ciężarną, której zależy na dyskrecji, zadzwoniła na numer podany w anonsie.- Doskonale rozumiem pani sytuację - rzekł "Zakrzewski". - Może pani oczywiście odbyć zabieg drogą oficjalną, ale będzie to wymagało krępujących konsultacji lekarskich. Ja nie zapytam pani nawet o imię. Możemy się umówić, że jest pani "panią Kowalską". Dziennikarka i rzekomy medyk umówili się na 350 funtów za zabieg ze znieczuleniem miejscowym. "Doktor" zapewnił, że ma 16-letnie doświadczenie i wskazał link do Kliniki Czajkowskich w Piasecznie (www.zylaki.waw.pl/ginekologia.html). Rzeczywiście - w podwarszawskiej lecznicy praktykuje Jerzy Zakrzewski, położnik. Redakcja "Expressu" poinformowała autentycznego lekarza, że ktoś się pod niego podszywa, i złożyła doniesienie na policję w Londynie. Oszust złapany nie został, w internecie odezwało się natomiast wiele pacjentek rzekomego Zakrzewskiego.

Jedna z relacji: „Moja przyjaciółka zdecydowała się na usunięcie ciąży, więc zaczęłyśmy szukać polskiego ginekologa. Wystarczyło wpisać w wyszukiwarce » polski ginekolog uk «, by trafić na ogłoszenie Zakrzewskiego. Zaproponował tabletkę poronną za 180 funtów, a gdyby nie zadziałała, zabieg aborcji mechanicznej za 350. Spotkaliśmy się pod szpitalem St George na Tooting Broadway. Transakcja odbyła się z ręki do ręki. Zapowiedziane krwawienie nie wystąpiło, zadzwoniłyśmy więc do mężczyzny i umówiłyśmy się na metodę mechaniczną. Dwa tygodnie później stawiłam się z przyjaciółką pod wskazanym adresem. Miejsce zabiegu okazało się prywatnym mieszkaniem. Rzekomy lekarz położył na kanapie ręcznik, usadził na nim moją przyjaciółkę. Z teczki wyjął wziernik ginekologiczny oraz szczypce i zabrał się do wykonywania zabiegu. Moją uwagę zwrócił leżący na podłodze kot. Zwierzę miało założony wokół szyi specjalny kołnierz, co znaczy, że musiało być chore. Operacja trwała pięć minut. Po zabiegu on pokazał trzymaną w szczypcach małą, różową, galaretowatą rzecz. Poszedł do łazienki, wrzucił to do toalety i spuścił wodę. Zapewnił, że zabieg się powiódł. Po opublikowaniu w » Polish Express «artykułu o oszuście moja przyjaciółka udała się do prawdziwego gabinetu ginekologicznego. Okazało się, że nadal jest w ciąży. Na szczęście oszust nie narobił żadnych szkód. Ani płód, ani organy wewnętrzne nie zostały uszkodzone”.

Po powrocie do Polski rozmawiamy z Wandą Nowicką, szefową Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Właśnie przyleciała z Anglii. Wie, że liczba Polek usuwających tam ciążę rośnie z miesiąca na miesiąc. - ...rzekłabym: w sposób lawinowy - mówi. - Tendencja się nie zmieni, dopóki nasze prawo będzie takie restrykcyjne. Kilka lat temu popularne były wyjazdy aborcyjne do Niemiec, Holandii i Czech. Od czasu wielkiej emigracji Anglia stała się kierunkiem najczęściej wybieranym. W Polsce zabieg kosztuje 3-4 tys. zł i jest nielegalny. Kobieta ryzykuje więzieniem i zdrowiem, bo nie wiadomo, czy ginekolog z podziemia zapewni ochronę. No i dochodzi presja społeczna. W Anglii ciążę można usunąć bezpiecznie, zgodnie z prawem i taniej. - Jak się okazuje, tam też podziemie działa - opowiadamy Nowickiej, czego się dowiedzieliśmy w Londynie. - No cóż... - wzdycha. - Można złośliwie powiedzieć, że nasi rodacy ciągną za sobą problemy, od których tak pragnęliby uciec. Oszuści byli zawsze. Ale to nie zmienia faktu, że w Wielkiej Brytanii kobiecie nie grozi nazwanie morderczynią. A to też jest ważne. - Ile Polek - powiedzmy, miesięcznie - leci do Londynu na zabieg?- Nie mamy dokładnych danych. Mogę powiedzieć tyle, że ta grupa rośnie. Do "tej grupy" należy Danuta. Starsza od naszych wcześniejszych rozmówczyń o dobre dziesięć lat. Mężatka. Mają z mężem własny dom. Decyzję podjęli we dwoje. Robert od razu zaproponował Londyn. Dwa lata tam pracował na kontrakcie, wcześniej rok w Dublinie. Wrócił w ubiegłym roku.

- Niechciana ciąża w domu starszych państwa... - Danuta połową ust się uśmiecha, a połową krzywi. Ciemna blondynka o świetnie utrzymanej cerze: krem z brokatem, delikatny makijaż. - Poleciałam na dwa dni. Wszystko załatwiłam z Polski, przez londyńską agencję. Jest takich kilka - załatwiają noclegi w Anglii, pracę, przeprowadzki. Sami Polacy tam pracują. Wystarczyło powiedzieć, że interesuje mnie wizyta ginekologiczna. Zabieg zrobili dwaj lekarze w Marie Stopes - drugim był anestezjolog. Młody Polak na kontrakcie próbnym. Przed zabiegiem i po nim trochę sobie nawet porozmawiali o lekarskich zarobkach na Wyspach i w kraju. - Bo moja kuzynka jest lekarką, radiologiem, to się trochę w szpitalnej siatce płac orientuję.- Jednym słowem, zabieg sielanka... - dolewamy rozmówczyni kawy. Siedzimy w bistro na stacji benzynowej. Danuta zgodziła się spotkać bez wiedzy męża, w drodze z Łodzi do Trójmiasta. - Niezupełnie sielanka. Życzliwa opieka lekarska to jedno. Sam czyn... drugie - kobieta, intensywnie wpatrując się w swój telefon, wygładza końcem paznokcia zadrapanie na perłowej obudowie. - Żeby było jasne: ja aborcji nie pochwalam. Tylko że mam już 40 lat i dwójkę dorosłych synów. Starszy niedługo sam może być ojcem, narzeczoną ma w maturalnej klasie. Do tego mój Robert jest ode mnie starszy i zdecydowanie nie chciał już... Powiedział, że mnie trzeci raz nie obciąży, że nie ma więcej... - jej jasnooliwkowa skóra w kilka sekund czerwienieje nad policzkami. - Przepraszam, muszę skorzystać z toalety.

Dość milczenia

Wpis Beaty z Poznania znaleźliśmy na www.doscmilczenia.blogspot.com. To strona z blogiem "o bólu tych, co podjęły kiedyś trudną decyzję, która zaważyła na ich całym życiu". Beata napisała, że do Londynu wyjechała prosto po studiach."...tam też poznałam chłopaka, z którym dalsze moje losy będą powiązane. Najpierw broniłam się przed tą znajomością, jednak po pewnym okresie czasu zaczęłam się z nim spotykać. Do tej pory nie wiem, jak to się stało. On był moim szefem, był innej wiary i na dodatek był żonaty. W grudniu 2006 zdecydowałam się, że wrócę do Polski. Przyjechałam i myślałam, że już zostanę w kraju. Stało się jednak inaczej. Codzienne telefony, e-maile. Poczułam, że tęsknię za nim. Pojechałam do niego na weekend. Nie minęło dużo czasu i znowu byłam w Londynie. Zaszłam w ciążę. Nie wiedziałam, jak mu o tym powiedzieć. Byliśmy zaskoczeni. Nieprzemyślana decyzja i strata dziecka. Mogłam tego uniknąć, ale tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego, co robię. Byłam za słaba, bałam się panicznie mojej rodziny. Może gdybym więcej na ten temat wiedziała, gdybym naradziła się z kimś - nie doszłoby do tego..."

- Gdzie pani zrobiono zabieg? - pytamy.- W Marie Stopes, w Londynie.- I lekarz się z panią nie naradzał?- Byłam jak w transie, skołowana... Nawet wszystkiego dokładnie nie pamiętam - 30-letnia brunetka robi długie przerwy między zdaniami. - Była rozmowa z pracowniczką. Chyba socjalną. Raczej nie lekarką. Wtedy to by zresztą nic nie zmieniło. Bałam się rodziny. Za bardzo się bałam.- Czego?- Pokazać się w Polsce z dzieckiem. On, mój partner, był z Azji. Rodzina by tego nie uniosła. Ale teraz wiem, że tak nie można... Potem do mnie dotarło.Parę miesięcy po zabiegu żyłam tak, jakby nie docierało nic. Po londyńsku. Znajomości, praca, imprezy. A potem, nagle, zaczęłam płakać. Na blogu Beata pisze: "Nie było chyba dnia, żebym nie płakała. Wstawałam, bo musiałam iść do pracy, gdy miałam wolne, mogłam przeleżeć pół dnia bezczynnie. Moim jedynym ukojeniem był płacz. Nic już nie było takie jak dawniej (...). Wróciłam do Polski. Zamierzam zostać tutaj. Jeżeli chodzi o tego chłopaka, wysłałam mu ostatniego SMS-a...".Alex, psychoterapeutka z Fulham, diagnozuje przypadek Beaty od razu: depresja.

- Sytuacja Polek w Londynie szalenie sprzyja psychicznym zapaściom - tłumaczy. - Dużo stresu wywołanego obcym, najczęściej nieznanym językiem, konieczność funkcjonowania w nieznanym środowisku, w dużym pędzie i skali. Do tego alkohol, narkotyki, przelotność związków i poczucie tymczasowości wszystkiego. Mnóstwo nietrwałych relacji. Jeżeli efektem jest ciąża, na sprawną aborcję można tu oczywiście liczyć. Ale zabieg to często nie koniec, tylko początek problemów. Tyle że to już chyba nie jest temat panów pracy, tylko raczej mojej.
News z sieci
Więc jak juz zdecydujesz Sie na pójście do łóżka z przygodnym partnerem to pomyśl o następstwach, ciąża to efekt nie przemyślenia i niedbalstwa ale nieodpowiedzialnością jest fakt ze ten Twój partner może być nosicielem HIV czy innej jakiejś choroby przenoszoną drogą płciową, I co gorsze to nie wszawica którą możesz pozbyć się po przez zgolenie włosów. Co miało miejsce ostatnio w Chanal 4 w Brytyjskiej TV gdzie poruszano problemy wszawicy oraz z jakiego środowiska ona ma swoje korzenie( w 80% to zjawisko obejmuje ludzi z kręgu Afrykańskiego jak pluskwy w środowisku Azjatyckim)

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2009-05-13 20:05:54 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Cóż czas na refleksję???8-)
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2009-05-15 21:52:13 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

"Efekty homoseksualizmu są godne pożałowania"
Tak twierdzą polscy profesorowie w swoim liście otwartym.

Uczeni sprzeciwiają się próbom ograniczenia wolności akademickiej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie przez media i grupki politycznych aktywistów. W liście otwartym wyrażają nadzieję, że podobna sytuacja nigdy już nie przyniesie wstydu żadnemu z polskich ośrodków naukowych - pisze serwisie gazeta.pl.

Protest uczonych to odpowiedź na odwołanie konferencji na temat homoseksualizmu, którą przygotowało jedno z kół naukowych UKSW. W spotkaniu miał uczestniczyć, m.in. dr Paul Cameron - kontrowersyjny psycholog, który walczył w USA o zakaz homoseksualizmu.
Sygnatariusze podkreślają, że dziwią się odwołaniu konferencji na UKSW, bo przecież miała się ona odbyć na uczelni katolickiej. Oburzeni naukowcy tłumaczą to jednak tym, że skłonność środowiska polityczno-medialnego do terroryzmu ideologicznego nie wygasła. A mieli jej właśnie doświadczyć studenci, którzy ośmielili się zorganizować politycznie niepoprawną konferencję.

Mieli na niej pojawić się Ci, którzy ośmielają się badać homoseksualizm, przedstawiając także jego uboczne, godne pożałowania efekty - motywują uczeni w wystosowanym liście.

Naukowcy piszą, że homoseksualizm jest "godny pożałowania"
Polscy naukowcy wystosowali list otwarty w sprawie ograniczania wolności badań na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Profesorowie zgłosili zdecydowany sprzeciw wobec "prób ograniczenia wolności uniwersyteckiej przez media i grupki politycznych aktywistów" i wyrazili nadzieję, że podobna sytuacja nigdy już nie przyniesie wstydu żadnemu z polskich ośrodków naukowych.
Protest jest związany z odwołaniem pod wpływem ataków medialnych na uczelnię konferencji na temat "Homoseksualizm z naukowego i religijnego punktu widzenia".

Geje żyją krócej, są pedofilami

Konferencję na temat homoseksualizmu przygotowało studenckie Koło Myśli Politycznej i Prawnej UKSW. Studenci mieli debatować m.in. o tym, że geje żyją krócej, a co trzeci sprawca molestowania seksualnego dziecka jest homoseksualistą. Jednym z gości miał być kontrowersyjny amerykański psycholog dr Paul Cameron znany m.in. z walki o wprowadzenie w USA zakazu praktyk homoseksualnych. Po publikacjach prasowych na ten temat władze UKSW ogłosiły, że konferencja się nie odbędzie. Decyzja, jak tłumaczyli, "została podjęta dla dobra uczelni". Mówiono też o "względach bezpieczeństwa".

Ostatecznie konferencję przeniesiono>> Czytaj więcej. Podczas niej doszło do przepychanek. Zobacz wideo

"Nauka nie boi się tabu"

Profesorowie w liście otwartym wyrażają zdziwienie faktem, że polscy naukowcy ustępują z postulatu wolności badań naukowych pod wpływem gazet, cenzurując swoje obiekty badawcze i przyjmując istnienie pozanaukowych, ideologicznie uwarunkowanych tematów "tabu".

Sygnatariusze podkreślają, że dziwią się tym bardziej, że stało się to na uczelni katolickiej, którą "religijny punkt widzenia" kwestii homoseksualnej powinien szczególnie interesować z racji wyrazistego zdania w tej sprawie Magisterium Kościoła katolickiego.
"Polacy, ocalcie świat przed tyranią homoseksualizmu"
Taki apel usłyszeli studenci KUL.

Wy jesteście Polakami, przez "Solidarność" przełamaliście sowieckie imperium. Mam nadzieję, że z taką samą siłą będziecie w stanie przełamać to imperium homoseksualne w nauce, w środowisku akademickim! Wy wszyscy tutaj nie jesteście homoseksualistami! Jesteście intelektualistami! I mam nadzieję, ze Polska znów ocali świat od tyranii! - mówił wczoraj na KUL dr Paul Cameron.

Za tę wypowiedz amerykański kontrowersyjny badacz homoseksualizmu dostał rzęsiste brawa od około 200 osób, które słuchały wykładu w
Auli Katolickiej.

W swoim wykładzie pt. "Homoseksualiści: jednostki nieproduktywne przyczyniające się do kryzysu demograficznego" Cameron przekonywał także, że homoseksualiści znacznie częściej molestują dzieci.

Prelegent został przedstawiony na otwarciu wykładu, zorganizowanego przez studentów KUL z Akademickiego Klubu Myśli Społeczno-Politycznej Vade Mecum, jako "jeden z dziesięciu najwybitniejszych badaczy społecznych na świecie"
News z sieci

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2009-05-16 08:39:00 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Odznaczenie niepoprawne politycznie

Krzyż Św. Trójcy, ustanowiony przez królową Elżbietę II, został uznany ze niezgodny z prawem

Decyzja zapadła po skardze środowisk islamskich i hinduistycznych, które poskarżyły się, że chrześcijańska nazwa oraz insygnia krzyża są dla nich obraźliwe.

Krzyż Św. Trójcy został ustanowiony 40 lat temu przez królową dla uhonorowania męstwa i wiernej służby dla dobra byłej brytyjskiej kolonii – Trynidadu i Tobago. Otrzymały go do tej pory 62 osoby, w tym krykieciści Garfield Sobers i Brian Lara, pisarz-noblista V.S. Naipaul i wielu czołowych polityków i dyplomatów.

Tajna Rada (Privy Council) – ciało doradcze królowej – uznało odznaczenie za niekonstytucyjne, ponieważ dyskryminuje osoby wyznania innego niż chrześcijańskie. Pięciu lordów prawa (lordowie prawa, zasiadający w Izbie Lordów, są w brytyjskim systemie prawnym ostatnią instancją sądowniczą – przyp. Onet) oświadczyło, że łamie ono zasadę równości oraz prawa do wolności sumienia i wyznania. Obecnie prawnicy kancelarii premiera, nadzorującej system państwowych odznaczeń, badają implikacje tego orzeczenia dla innych brytyjskich orderów. – Przyjęliśmy wyrok do wiadomości i monitorujemy sytuację – oświadczył rzecznik kancelarii.

Już wcześniejsza parlamentarna rewizja brytyjskich odznaczeń zakończyła się rekomendacją, by unowocześnić system nowymi tytułami, które nie miałby odniesienia do chrześcijańskich świętych i symboli. Krzyż Św. Trójcy ustanowiono w 1969 roku. (…;) Wybór jego nazwy i insygniów poprzedziło sześć lat konsultacji i badań państwowych odznaczeń w innych krajach. Nawet wówczas poddawano w wątpliwość otwarcie chrześcijański charakter słów "Święta Trójca" i "Krzyż", a także użycie insygniów krzyża – który to wybór doprowadził do odmowy przyjęcia orderu przez kilka nominowanych do niego osób.

Lord Hope of Craighead, lord prawa i członek Tajnej Rady, powiedział, że Krzyż Św. Trójcy "był postrzegany przez hindusów i muzułmanów mieszkających na Trynidadzie i Tobago jako demonstracyjnie chrześcijański symbol, zarówno pod względem nazwy, jak i istoty". Dodał, że łamie on konstytucję wysp z 1976 roku.

Lordowie prawa odmówili nadania swej decyzji mocy wstecznej, co oznacza, że dotychczasowi uhonorowani nie zostaną pozbawieni odznaczenia. Na drogę prawną w sprawie kontrowersyjnego krzyża wystąpiła grupa reprezentująca muzułmańską i hinduską społeczność Trynidadu i Tobago, stanowiąca około 30 procent liczącej 1,3 miliona populacji kraju.

Wysoki Trybunał Trynidadu i Tobago orzekł w 2004 roku, że odznaczenie dyskryminuje osoby wyznania innego niż chrześcijańskie, ale stwierdził też, że nie ma mocy unieważnienia królewskiego rozporządzenia. Sąd apelacyjny podtrzymał wyrok. Rząd wysp ustalił już, że nazwa najwyższego odznaczenia państwowego powinna brzmieć: Order Republiki Trynidadu i Tobago. Zapowiedzieli też zmianę plastyczną: krzyż zastąpiony zostanie formą medalu.

Wyspy, które zyskały niepodległość w 1962 roku, są jednym z cieszących się największym dobrobytem państw karaibskich. Królowa odwiedzi je w listopadzie przy okazji szczytu szefów rządów Brytyjskiej Wspólnoty Narodów.

Przegląd brytyjskiego systemu odznaczeń, dokonany w 2004 roku przez komisję do spraw administracji publicznej Izby Gmin, zaowocował rekomendacją, by ograniczyć ich liczbę z 12 do 4. Nowe proponowane tytuły miały nie zawierać odniesień do krzyża i chrześcijańskich świętych. Paul Flynn, członek komisji z ramienia Partii Pracy, powiedział: – Tytuły straciły swoje znaczenie, są jedynie pozostałością pewnej minionej epoki i nie sądzę, by miały jakąkolwiek chrześcijańską wymowę.

Komisja nie rozpatrywała kwestii dyskryminacji wyznaniowej. Najwięcej kontrowersji budziło natomiast używanie słowa "Imperium" w tytułach odznaczeń oraz powikłany i archaiczny charakter całego systemu. Benjamin Zephaniah, czarnoskóry poeta, w 2003 roku publicznie odrzucił odznaczenie, argumentując, że nazwa "Order Imperium Brytyjskiego" sugeruje supremację rasy białej.

W zeszłym roku Christine Grahame, posłanka do szkockiego parlamentu ze Szkockiej Partii Narodowej opisała Medal Jerzego – jedno z najwyższych cywilnych odznaczeń za odwagę – jako "w oczywisty sposób anglocentryczny" i niestosowny dla Szkotów. Zasugerowała zastąpienie go jakimś narodowym wyróżnieniem, na przykład medalem Św. Andrzeja (Św. Andrzej jest patronem Szkocji, podczas gdy Św. Jerzy – patronem Anglii
NEWS z SIECI
BULLSHIT

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 16-05-2009 09:03 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2009-05-17 09:25:00 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


Mądre rady Konfucjusza

Czy starożytna chińska filozofia może przydać się w wychowaniu współczesnych dzieci?

Kiedy Jim Knight, brytyjski minister do spraw szkół, ogłosił że w angielskich klasach powinno się nauczać konfucjanizmu, został wyśmiany. Czy dyrektorzy szkół będą teraz musieli nosić jedwabne szaty i zwisające wąsy, pytano? Czy egzaminy (jak za czasów mandarynów) będą trwały 72 godziny? Czy w szkolnych stołówkach Jamie Oliver będzie przyrządzał dania kuchni syczuańskiej?

Ale pomysł Kinghta opierał się na naprawdę robiących wrażenie wynikach badań statystycznych. Okazuje się, że ze wszystkich grup etnicznych w Wielkiej Brytanii to właśnie dzieci imigrantów z Chin najlepiej radzą sobie na wszystkich państwowych testach i egzaminach. 65 proc. z nich zdobywa najwyższe oceny (od A do C), którymi poszczycić się może tylko 44,3 proc. dzieci rdzennych Brytyjczyków. Jeśli zatem za ich sukcesami stoi konfucjański model wychowania, to może rzeczywiście powinniśmy sobie go przyswoić?

Jak licząca sobie 2,5 tysiąca lat filozofia może odnosić się do życia współczesnych ludzi? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć pani profesor Yu Dan z Pekińskiego Uniwersytetu Pedagogicznego. W ubiegłym miesiącu w Wielkiej Brytanii ukazała się jej książka "Confucius from the Heart: Ancient Wisdom for Today's World" ("Konfucjusz od serca: starożytna wiedza dla współczesnych";), która wywołała ogromne zainteresowanie konfucjanizmem. W Chinach sprzedano ją w 10 milionach egzemplarzy. Chińskie władze tworzą dziś na całym świecie Instytuty Konfucjańskie (na wzór British Council) i finansują powstanie filmu o Konfucjuszu. W rolę filozofa ma się wcielić Chow Yun-Fat, gwiazdor kina akcji znany z filmu "Przyczajony tygrys, ukryty smok".

– Konfucjanizm to podstawa chińskiej tożsamości narodowej i filozofii – tłumaczy Yu Dan. – Ale kiedy dorastałam w latach siedemdziesiątych, wokół szalała Rewolucja Kulturalna, a tradycyjna chińska kultura była negowana i niszczona. Moja babcia bała się posyłać mnie do szkoły, dlatego uczyła mnie w domu. Dzięki temu otrzymałam tradycyjną chińska edukację. Uczyłam się kaligrafii, studiowałam Dialogi Konfucjańskie…

Najważniejsza zasada głoszona przez Konfucjusza głosiła, że każdy powinien wydobyć z siebie przyrodzoną sobie cnotę, "realizować najlepszą możliwą wersję samego siebie". Człowiek powinien być wierny swoim ideałom i zawsze starać się czynić dobro innym. Jego głównym celem nie powinny być własne korzyści (cnota jest nagrodą sama w sobie!), ale dobro społeczności i państwa. Zgodnie z tą wizją edukacja nie polega wyłącznie na zdobywaniu kwalifikacji i wiedzy umożliwiającej zdobycie dobrze płatnej pracy, ale na uczeniu się jak najlepiej służyć społeczeństwu.

Sama profesor Yu Dan, w krótkiej spódnicy, kolorowych rajstopach i czarnych butach z klamerkami, zupełnie nie wygląda na apostołkę tradycjonalizmu. Choć uważa, że konfucjanizm może być odpowiedzią na "duchowe zagubienie" naszej materialistycznej kultury, zawsze podkreśla że musimy brać pod uwagę także to, jak wiele zmieniło się na świecie od czasów Konfucjusza. – Stworzenie szkoły ściśle realizującej jego zasady byłoby dziś zupełnie pozbawione sensu – tłumaczy. – Zawsze powtarzam moim studentom, żeby cieszyli się różnorodnością współczesnego świata: niech słuchają muzyki, chodzą ze sobą, dobrze się bawią.

To nie brzmi jak metoda na doskonałe wyniki na egzaminach… Profesor Yu przyznaje, że z dużą rezerwą podchodzi do tak cenionej chińskiej etyki pracy. – Nasze dzieci ciężko pracują, bo są do tego nieustannie zachęcane i zmuszane przez rodziców i dziadków – mówi. – To niejako część naszej narodowej tożsamości. Kiedy mały Chińczyk uczy się angielskiego, pierwsze słowa jakie poznaje brzmią "ciężka praca", podczas gdy w Wielkiej Brytanii kładzie się większy nacisk na to, że powinno się cieszyć życiem i lubić swoją pracę. Moim zdaniem my, Chińczycy, podchodzimy do wszystkiego zbyt poważnie. Dzieci są tylko dziećmi, powinny mieć czas na zabawę i cieszenie się dzieciństwem.

Jednym z podstawowych problemów naszej "epoki informacji" jest właśnie to, że uczniowie muszą przyswoić sobie ogromne ilości wiedzy. Konfucjusz napisał: "Kiedy miałem 15 lat, oddałem się nauce". Innymi słowy dopiero w wieku dorastania uczniowie powinni rozpoznawać swoje życiowe cele i pracować, aby je osiągnąć.

Dziś jednak już od chińskich pięciolatków wymaga się znajomości liczby pi czy uczenia się na pamięć całych poematów. To – zdaniem Yu Dan – stwarza niebezpieczeństwo, że ich mózgi zaczną przypominać twarde dyski komputerów, pełne biernej wiedzy, która w żaden sposób nie przyczynia się do samodoskonalenia. "Jeśli uczysz się od innych, ale nie myślisz, szybko stracisz orientację" – mówił Konfucjusz. Ta maksyma wydaje się szczególnie adresowana do uczniów, którzy bezmyślnie kopiują z internetu gotowe referaty…

Konfucjusz szczególnie źle oceniał ludzi skłonnych do rywalizacji, nazywając ich "małostkowymi". Czy to znaczy, że nasze politycznie poprawne szkoły dobrze robią, starając się maksymalnie ograniczać rywalizację między uczniami? – Myślę, że rywalizacja jest potrzebna – odpowiada profesor Yu. – Ale często tak płytko ją rozumiemy… Zapominamy, że prawdziwym wyzwaniem jest nieustanne przekraczanie siebie samego i swoich ograniczeń. Tylko tak można zbudować pewność siebie. Wśród absolwentów mojej uczelni największe sukcesy zawodowe osiągnęli wcale nie ci, którzy mieli najlepsze stopnie – ale ci, którzy pozostali wierni własnym zasadom i dobrzy dla ludzi wokół siebie. To oni tak naprawdę wygrywają w rywalizacji…

News z sieci
Tak największa utopia to stworzenie idealnego świata hmm to trzeba było by zacząć od likwidacji religii, ponieważ to ona właśnie jest tym konfliktem miedzy narodami, ale czy wierzący w swoje bóstwa i bogów ludzie zgodzą się na odstępstwo?
Religia dla niektórych prymitywów jest czynnikiem dającym wole przetrwania i pchającym w czeluści śmierci w obronie właśnie jej, co niektóre nacje potrafią poświęcić siebie ba nawet ludzkość by zwyciężyła właśnie ta ich religia a nie inna, o która toczą lub toczyliby wojnę.

Chiny izolowały się od świata nawet budowały mór by chronić swój lud przed dostępem obcych i ich opływu na lud Państwa Środka. Wprowadzili uniformy dla idealnego wg ich świata i co zawsze społeczeństwie znajdą się równi i równiejsi, komunizm tez częściowo opierał się na tych tezach i co padł na ryj gdyż z pustego to i Salomon nie przeleje a komuna myślała, że jakoś się da to czymś innym zastąpić.
Kurawa już jadę kopać studnię w Sudanie…
IDEALNY ŚWAIT to Bullshit!
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2009-05-17 09:34:24 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

UK: 66-letnia kobieta będzie matką
66-latka z Suffolk będzie najstarszą Brytyjką, która urodzi dziecko - informuje "The Guardian".
Elizabeth Adeney, 66-letnie właścicielka firmy odzieżowej, jest w ósmym miesiącu ciąży. Cały czas pracuje, cieszy się doskonałym zdrowiem i z niecierpliwością oczekuje dziecka. Adeney jest o cztery lata starsza od poprzedniej rekordzistki.

Do zapłodnienia doszło metodą In Vitro. Zabieg przeprowadzono na Ukrainie, ponieważ brytyjskie kliniki nie przeprowadzają takich zabiegów u kobiet, które skończyły 50 lat.

News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 74.2 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 73.2 | 74.2 | 75.2 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,