Str 71.6 z 91 |
temat zamknięty | nowy temat | Regulamin |
Korba102 |
Post #1 Ocena: 0 2009-04-30 19:12:16 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
Polka wygrała proces o dyskryminację
Prawie 10 tys. funtów odszkodowania otrzyma polska kelnerka, której szef polecił poddanie się zabiegowi aborcji, sugerując, że w przeciwnym razie stanie się 'gruba i brzydka'.
Zamieszkała w Shotts (hrabstwo Lanarkshire) Monika K., nie miała jednak zamiaru poddać się zabiegowi – informuje bulwarówka 'The Sun'.
Polka zeznała przed Sądem Pracy w Glasgow, że w konsekwencji jej godziny zostały zredukowane z 35 do 12, co zmusiło ją do zrezygnowania z pracy we włoskiej restauracji Ravello'd w Shotts.
Jej szef, Jason Taylor miał jej także powiedzieć, że dziecko przeszkodzi jej w oszczędzaniu pieniędzy na powrót do Polski.
Wczoraj Sąd Pracy uznał jednak, że ciąża była decydującym powodem zwolnienia i zasądził kobiecie 9,436 funtów odszkodowania za dyskryminację ze względu na pleć.
“Jestem zadowolona z wyroku” komentowała po orzeczeniu sądu Monika K., której syn Samuel urodził się w lipcu zeszłego roku.
W zeszłym miesiącu były menadżer w Ravello’s otrzymał 13,196 funtów odszkodowania za to, że został poinformowany o zwolnieniu za pomocą SMS-a.
Tak trzymać w końcu nie tylko inne nacje maja prawo do odszkodowania z tytułu niechęci do nas.
Lecz jakby była to osoba z innego kontynentu to kwota była by przynajmniej 10 razy wyższa.
To tylko Polka dla sądu
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|
|
Korba102 |
Post #2 Ocena: 0 2009-04-30 19:32:28 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
Zakazane słowa
"The Guardian" wydał książkę, w której aktualizuje słownik, wymieniając "zakazane" wyrażenia
Każdy przybysz do Wielkiej Brytanii po jakimś czasie zauważa (jeśli się porządnie wgryzie w język angielski i otacza się brytyjskimi znajomymi), że powinien uważać na pewne określenia i sformułowania.
I wcale nie chodzi tu o wulgaryzmy, bo tych akurat wszędzie w Wielkiej Brytanii używa się chętnie i z wdziękiem, często zresztą mają one dużo lżejszy kaliber niż nam, przybyszom, się wydaje. Chodzi o słowa zakazane.
Społeczeństwo Wielkiej Brytanii jest społeczeństwem wielokulturowym. Spacer po Edgware Road w Londynie przypomina wędrówkę po wschodnim suku (bazarze), z pachnącymi przyprawami i przechodzącymi obok kobietami, których twarze zasłaniają chusty, a Southall z potężną świątynią sikhijską i mężczyznami w turbanach z długimi brodami wygląda jak małe Indie. Cieszące się złą sławą Brixton, nocami niekoniecznie najbezpieczniejsze na świecie, jeśli ktoś nie lubi oglądać zakuwania w kajdanki kapturowej młodzieży, w dzień jest barwnym skupiskiem ludności jamajskiej, karaibskiej itp. Mango i telefony komórkowe są tam tańsze niż gdziekolwiek indziej, te ostatnie jeszcze ciepłe. Istnieją zatem i słowa, których nie należy używać, określające narodowość i kolor skóry drugiego człowieka. To bardzo delikatna kwestia.
Czujność w czasie zeznań
Kiedyś wezwano mnie na policję, bo byłam świadkiem napadu z bronią (ale nie na Brixton) i składałam zeznania, które dotyczyły dwóch chłopców: jeden z nich miał rysy azjatyckie, drugi był czarny ("black"  . Słowo "czarny" policjant, który skrzętnie notował, jednocześnie opowiadając barwną historię swojego dzieciństwa, zastąpił "Afro-Caribbean". Po czym nagle zapytał mnie, czy jestem rasistką. Oczywiście czułam się urażona takim posądzeniem, jednak stróż prawa wyjaśnił, że właśnie takie pytanie padnie w sądzie, jeśli użyję niewłaściwego określenia i sam ów fakt może zostać skwapliwie wykorzystany przez adwokatów bandytów.
Mój pakistański przyjaciel wytłumaczył mi przed wielu laty kwestię słowa "Paki", którym go wówczas ktoś określił. Był bardzo tym dotknięty. Jest to słowo tak obraźliwe, jak powiedzenie o Polaku "Polaczek" ("Polack" – co zrobił raz na łamach "The Times" krytyk kulinarny Giles Coren – nigdy za to nie przeprosił, choć oczywiście powinien). Byłemu prezydentowi Bushowi zdarzyła się potężna gafa, kiedy na forum publicznym powiedział, że bardzo chce, żeby "Pakis" (dosł. "Pakistańcy"  i Hindusi ze sobą współpracowali. Musiał potem uprawiać akrobatykę apologetyczną.
On cierpi na (odpowiednie wstawić)
"The Guardian" wydał w 2007 roku książkę, w której między innymi aktualizuje słownik, wymieniając "zakazane" wyrażenia albo uwrażliwiając czytelnika na to, w jaki sposób charakteryzuje innych.
Wszelkie określenia dotyczące chorób i ułomności muszą być używane z dużą ostrożnością. I tak, nie powinno się opisywać kogoś jako np. "autystyka", zamiast tego można powiedzieć "osoba cierpiąca na autyzm". Podobnie rzecz się ma z innymi chorobami – nie "schizofrenik", ale "osoba cierpiąca na schizofrenię", o dzieciach z zespołem Downa pod żadnym pozorem nie można powiedzieć "Downy", ani że chorują na mongolizm. Zdecydowanie nie można określić osoby, która straciła wzrok, mianem "ślepa". Ktoś, kto jest niepełnosprawny w języku angielskim jest "disabled", a nie kaleki "crippled". Wynika to z tego, jak tłumaczą autorzy, że mamy do czynienia z chorobą zdiagnozowaną u człowieka, który w związku z tym nie staje się ani lepszy, ani gorszy, ani też przez tę chorobę jakoś określony, a już z pewnością nie powinien być napiętnowany.
Wielka Brytania raczej w Europie
W podobny sposób ujarzmiono geografię. Nie powinno się w rozmowie z Brytyjczykami mówić, że w Europie coś dzieje się czy robi inaczej niż w Wielkiej Brytanii. Wielka Brytania bowiem leży w Europie, czy chcemy, czy nie. Naturalnie sami Brytyjczycy często używają sformułowania "kontynent" vs "Wyspy", ale oni mogą, bo to bezpośrednio ich dotyczy. Częstym błędem Polaków jest mówienie o Wielkiej Brytanii "Anglia". Wtedy można obrazić Szkotów, Walijczyków i wszystkich lojalistów z Irlandii Północnej. "The Guardian" radzi, by w odniesieniu do tego ostatniego regionu nigdy nie używać słowa "prowincja", co się niektórym Brytyjczykom zdarza. Miasto w Irlandii Północnej, które nazywa się Londonderry, dla katolików jest zawsze "Derry". Dlatego BBC, by uszanować specyfikę miejsca, kiedy relacjonuje wydarzenia z Londonderry ma nakaz najpierw użyć pełnej nazwy miasta, potem skróconej i tak naprzemiennie.
Poprawność polityczna dla prawicy
Poprawność polityczna (samo sformułowanie – uwaga – jest potępione w przewodniku językowym "The Guardian", ponieważ, zdaniem lewicowych Brytyjczyków, jest "ohydnym prawicowym zwrotem używanym tylko po to, by mówiący je mógł się lepiej poczuć"  może jednak prowadzić do absurdu, z czego zdają sobie sprawę i jej piewcy. Niejednokrotnie kpiono z określeń, które krążą wokół jakiegoś zjawiska, nie oddając istoty rzeczy albo, co gorsza, ją ośmieszając. Takim idealnym przykładem jest określenie osoby z kiepską cerą (czy też po prostu z trądzikiem) jako "dermatologically challenged" (tłumaczenie z grubsza – "osoba z poważnym wyzwaniem dermatologicznym"  czy kogoś kompletnie pijanego – "perpendicularly challenged" ("osoba, dla której szczególnym wyzwaniem jest utrzymanie pozycji pionowej"  .
Krytycy PC (political correctness) uważają ją za formę cenzury, entuzjaści – za narzędzie służące do ochrony różnych mniejszości (etnicznych, narodowych, religijnych, seksualnych). Być może jednak to tak w istocie kwestia wrażliwości mówiącego. A że nie wszyscy są wrażliwi, może lepiej pokazać im i przypominać, że coś, co mówią, może kogoś urazić czy skrzywdzić. Oczywiście przesada w żadną stronę nie jest zalecana.
News z sieci
Świat zchodzi na psy
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|
Korba102 |
Post #3 Ocena: 0 2009-05-01 20:39:16 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
UK: policja częściej przeszukuje czarnych i Azjatów
Azjaci i czarni są znacznie częściej niż biali zatrzymywani i przeszukiwani przez brytyjską policję w związku z przepisami o zwalczaniu terroryzmu - poinformował "The Guardian".
Ujawnione statystyki pokazują, że wzrost ilości dokonywanych na podstawie przepisów o zwalczaniu terroryzmu przeszukań nieproporcjonalnie bardziej dotknął przedstawicieli mniejszości etnicznych. Liczba przeszukiwanych osób o czarnym kolorze skóry wzrosła o 322%, przeszukano o 277% więcej Azjatów i o 185% więcej białych.
Większości przeszukań, których liczba wzrosła z 37,197 w latach 2006/2007 do 117,278 w 2007/2008 dokonała Metropolitan Police. Ich liczba gwałtownie wzrosła po alarmie bombowym, do którego doszło w 2007 roku w związku z bombą pozostawioną w samochodzie przed jednym z popularnych londyńskich klubów na Picadilly Haymarket.
Statystyki pokazują także, że brytyjska policja w ubiegłym roku osiem razy częściej zatrzymywała i przeszukiwała czarnych niż białych.
Co czwarty brytyjski więzień jest przedstawicielem mniejszości etnicznych. 7% zatrudnionych w policji to przedstawiciele mniejszości. Według spisu z 2001 roku 92% mieszkańców Wysp to biali, ok. 8% zalicza się do różnych mniejszości rasowych. Obecnie szacuje się, że na skutek imigracji odsetek białych Brytyjczyków w populacji spadł do ok. 80%.
Przy czym w Londynie odsetek mniejszości to ok. 30%, a w Leicester ok. 37%.
News z sieci
W końcu ktoś zaczyna mówić jak ja.
Darmozjady próbują wprowadzać swoje nawyki na salony Europy
Bieganie z maczeta i zabijanie w imię honoru.
W końcu zaczynają się im dobierać do samego środka
Wystarczyło by zmienić troszeczkę prawo za posiadanie narkotyków i handel nimi po dwukrotnym udowodnieniu zarzutów deportować z blokadą wjazdu do dziesięciu lat.
Tak samo postępować w przypadkach rozboju z bronią i napady.
Za szmaty i wypad na swój kontynent.
Tu jest cywilizacja a nie las tropikalny.
[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 02-05-2009 10:44 ] Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|
Korba102 |
Post #4 Ocena: 0 2009-05-02 19:51:06 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
Dlaczego nie jestem poprawny politycznie?
Ponieważ dziwna organizacja o nazwie „Conflictsforum” kierowana przez b.agenta Alistin Crooc, ta organizacja jest jakby językiem propagandowym lewicowców oraz islamistów. I właśnie ta organizacja daje leprze światło dla takich ugrupowań jak między innymi Hezbollah jako niby demokratyczna i zreformowana.
Z drugiej strony ja jeszcze nie spotkałem islamistę, który dałby się zreformować.
Między innymi tam gimnastykuje się Hazzan AlTamim aktywista muzułmański, wspaniały bożyszcze lewicy i zwolennik zamachów.
Nic w tym dziwnego by nie było gdyby nie fakt, że raporcik AlTamiego przygotowany był i finansowany przez Unię Europejską
Myślę, że ta organizacja ciągnie fundusze z UE
Pod zieloną flagęNigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|
Korba102 |
Post #5 Ocena: 0 2009-05-03 09:42:44 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
Jak uratować rodzinę
Młode matki uzależnione od narkotyków – jeśli tylko mają siłę do podjęcia walki z nałogiem – mogą liczyć na pomoc
"Sally" (imię zmienione) zarabiała na życie na ulicach romantycznego Ipswich jako prostytutka przez siedem lat, zanim zmobilizowała się do walki z nałogiem w roku 2004.
– Mam szczęście – podsumowuje krótko swoje doświadczenia matka sześciorga mieszkających z nią teraz dzieci. – Odzyskałam moje pociechy. Niezłe z nich urwisy, to prawda – ale mam poczucie, że życie biegnie z powrotem właściwym torem.
Sally naprawdę może mówić o szczęściu. Tylko w ciągu ostatniego roku matkom w Wielkiej Brytanii odebrano 1120 niemowląt liczących mniej niż miesiąc ze względu na zagrożenie ich zdrowia lub życia. Ich szanse, by wrócić do rodziny, są bardzo niewielkie, co zwykle wywołuje efekt odwrotny do oczekiwanego: zdesperowane matki zaczynają starać się o kolejne dzieci. W kronikach sądowych odnotowany jest przypadek matki, której odebrano kolejnych czternaścioro dzieci.
Przerwanie tego rodzaju błędnego koła jest prawdziwym wyzwaniem dla ustawodawców i wychowawców. Wśród tych, którzy usiłują mu sprostać, znalazło się Iceni – niezależna organizacja dobroczynna i ośrodek pracy z osobami uzależnionymi z siedzibą w Ipswich, który pomaga już ponad 20 osobom, będącym w sytuacji Sally, a w politycznie poprawnym języku współczesnej pomocy socjalnej określanych mianem "sex workers". Ośmiu z tych kobiet odebrano już dzieci, w przypadku kolejnych ośmiu opieki podjęli się dziadkowie lub dalsi krewni.
– Musimy ich zrozumieć. Wyjście z nałogu wymaga zwykle znacznie więcej czasu, niż są w stanie zaoferować standardowe "pogotowia rodzinne" – deklaruje Anne Rawcliffe, jedna z animatorek projektu. – Sześć miesięcy to ogromnie wiele w życiu małego dziecka. Matki, które chcą wrócić do swej naturalnej roli i przejąć odpowiedzialność za dziecko, pragnęłyby to uczynić jak najszybciej; tymczasem w przypadku wychodzenia z uzależnienia narkotykowego nie sposób mieć nadziei na natychmiastową poprawę.
Czy urzędy działają zbyt szybko, nie dając młodym mamom szansy na wyjście na prostą? Mamy do czynienia z wyjątkowo skomplikowanym konfliktem racji. – Większość dzieci, które trafiają na ścieżkę adopcyjną liczy sobie blisko rok, nie zaś miesiąc. To pokazuje, jak długo czekamy na poprawę sytuacji w rodzinnym domu – tłumaczy Barbara Hutchinson, kierująca Brytyjskim Stowarzyszeniem Adopcyjnym, która podkreśla, że dla wielu maluchów możliwie prędka adopcja jest sprawą kluczową. – Bardzo zależy nam na tym, by dwumiesięczne dziecko, które trafia do ośrodka opieki, zostało zaadoptowane w ciągu roku, o ile to możliwe – jeszcze przed swymi pierwszymi urodzinami – zapewnia. – Czasem zdarza nam się na to czekać nawet cztery lata – co oznacza, że ogromna większość życia dziecka upływa w niepewności i na czekaniu. To niedopuszczalne.
Barbara Hutchinson może na poparcie swojego stanowiska sięgnąć po wyniki badań socjologów z Bristol University, którzy zbadali 386 przypadki adopcji 682 dzieci, znajdujących się pod opieką władz lokalnych. – Nie ma dowodów na jakiekolwiek przypadki nadużywania przez władze swych uprawnień i dążenia do przyspieszenia terminu adopcji – zapewnia aktywistka ruchu adopcyjnego. – Większość rodzin już w przeszłości dała dowody, że nie radzi sobie z opieką nad swymi dziećmi, więcej, że wyrządza im krzywdę. 90 proc. rodziców naturalnych z tego grupy zostało notowanych przez miejscowe urzędy ds. rodziny, blisko połowa – w ciągu ostatnich pięciu lat.
Stowarzyszenie Adopcyjne w Manchester od kilku lat jako pierwsze podjęło działania znane jako "rodzicielstwo towarzyszące" (concurrent planning): dzieci umieszczane są w rodzinach zastępczych, które zainteresowane są ich adopcją, możliwą jednak tylko w przypadku, jeśli nie powiodą się próby "przywrócenia" dziecka rodzinie biologicznej. Opiekunowie zobowiązani są – nawet wbrew swym pragnieniom – do wspierania wszelkich wysiłków rodziców, którzy starają się odbudować swą rodzinę. Najważniejsze w tych staraniach jest dziecko, a organizatorzy programu nade wszystko pragną uniknąć sytuacji, w której krąży ono między kolejnymi rodzinami zastępczymi czekając, aż zostaną podjęte decyzje dotyczące jego przyszłości. – Ryzyko „odrzucenia” dzieci przez nie dających sobie rady ze swymi obowiązkami rodziców jest bardzo wysokie – nie pozostawia złudzeń Janet Thomas, kierująca pracą Goodman Team z Manchester. Jej zdaniem, szanse na powrót do rodziny wynoszą w najlepszym razie 10 do 13 procent.
A jednak – jest o co zabiegać, nawet kosztem ogromnego wysiłku. – Nasi ochotnicy pracują z rodzicami równie intensywnie, co z dziećmi. W naszej pracy podkreślamy, że należy zrobić wszystko, co jest możliwe – i w żadnym przypadku nie przymykać oczu ani na problemy dorosłych z uzależnieniem od narkotyków, ani z uciekaniem się do przemocy domowej. To wymagająca, niewdzięczna, czasem niemiła praca – ale wiemy, dlaczego ją podejmujemy – deklaruje Janet Thomas. Dodaje, że praca ta zawsze daje jakieś owoce: nawet, jeśli – w dziewięciu przypadkach na dziesięć! – nie uda się odbudować biologicznej rodziny, rodzice są przynajmniej w stanie oswoić się ze stratą i zdać sobie sprawę ze swojej za nią odpowiedzialności. A czasem, nieoczekiwanie, przychodzi sukces: – Z dziewięciorga dzieci, które udało nam się przywrócić rodzinom, żadne nie miało potrzeby powrotu do ośrodka opieki. Dziewięć razy dzieciństwo – rozpromienia się Thomas.
News z sieci
No tak jeszcze jak matka nie nadużywa w okresie ciąży alkoholu czy narkotyków to te dzieci mogą być spoko, lecz w przypadku, gdy alkohol lub narkotyki były argumentem najważniejszym to ja nawet gdyby mi płacili tysiące to warzywa bym nie wziął.
Szkoda słów ktoś powie to nie ludzkie tak pisać a czy ludzkie jest świadomie zatruwać dziecko w łonie to lepiej dokonać aborcji i podwiązać jajniki.
Tu krąg się zamyka matka nadużywająca alkoholu rodzi dzieci, które później postępują identycznie to jest patologia społeczna.
Ten problem występuje we wszystkich kulturach świata.
 Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|
|
Korba102 |
Post #6 Ocena: 0 2009-05-03 10:08:16 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
Szansa dla Polaków z Wysp na zmianę pracy na lepszą
W związku z nadchodzącym tygodniem edukacji dla dorosłych - Adult Learners' Week, The Careers Advice Service zachęca Polaków do poprawienia ich kwalifikacji zawodowych i wykorzystania ich potencjału, informuje londynek.net.
Wielu Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii pracuje znacznie poniżej ich kwalifikacji zawodowych i wykształcenia. Pokazują to min. wyniki badań przeprowadzone przez PBI w zeszłym roku. Wskazują one, że ponad 40 proc. Polaków przebywających na Wyspach ma wyższe wykształcenie.
Adult Learners’ Week 2009 będzie miał miejsce od 9 do 15 maja 2009. Cała akcja wspierana jest przez The Careers Advice Service, który zapewnia doradztwo zawodowe dla Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Infolinia The Careers Advice Service pozwala Polakom porozmawiać z doradcą zawodowym po polsku i uzyskać informacje na temat różnorodnych kursów, od nauki angielskiego po kursy zawodowe.
Polska infolinia The Careers Advice Service czynna jest od poniedziałku do piątku, w godzinach od 9.00 do 17.00 pod bezpłatnym numerem telefonu: 0800 093 1114
The Careers Advice to program rządowy stworzony w celu wyrównania szans dla nowoprzybyłych emigrantów.
Więcej informacji na temat tygodnia szkoleń znajdziecie na stronie Adult Learners' week 2009.
News z sieci
Ciekawy jestem jak to ma się w rzeczywistości, czy aby niebyły to następne słowa na puszczy.
Wiele się mówi, lecz nie wiele czyni, nie omieszkam zadzwonić tam i wyciągnąć wnioski z rozmowy a które to na pewno opiszę w MW.
Dziwnym sposobem managements w GB uważa, że nasze wykształcenie jest gorsze i odbiegające od Brytyjskiego a może być również zagrożeniem zagrożeniem?
 [ Ostatnio edytowany przez: Korba102 03-05-2009 10:42 ] Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|
Korba102 |
Post #7 Ocena: 0 2009-05-03 12:25:09 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
Polacy na demonstracji na Trafalgar Square
4 maja Polacy będą mieli okazje przemawiać do ponad 10 tysięcy Londyńczyków zgromadzonych na Trafalgar Square.
Zespół kampanii „Polacy Głosują” zaprasza, by wybrać się z flagami polskimi i europejskimi na marsz imigrantów organizowany przez London Citizens. Kampania ma zachęcać do uczestnictwa w głosowaniu w wyborach do Parlamentu Europejskiego oraz wypromować społeczność Polaków w UK jako POLISHed Citizens.

London Citizens lobbuje za uregulowaniem statusu prawnego nielegalnych imigrantów w Wielkiej Brytanii tak, aby osoby mające pozytywny wkład w tutejsze społeczeństwo dostały szansę legalnego pobytu w tym kraju. Polacy przed wstąpieniem do UE też często pracowali w UK nielegalnie i mieli ograniczone prawa. Dlatego zespół kampanii „Polacy Głosują” solidaryzuje się z obecną sytuacją imigrantów z innych krajów i popiera regulacje proponowane przez London Citizens. Więcej informacji można znaleźć na stronie <a href="http://www.strangersintocitizens.org.uk/the-campaign.htm" target="_blank" target="_new">http://www.strangersintocitizens.org.uk/the-campaign.htm</a>
Marsz jest popierany przez Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii.
Osoby chcące spędzić 4 maja nietypowo, zaproszone są do dołączenia do grupy podczas marszu. Organizatorzy rozdadzą polskie oraz unijne flagi i zachęcają do dobrej zabawy w wielokulturowym tłumie.
Spotkanie o 11.15 am przy stacji metra St James’s Park
Więcej informacji również na www.polacyglosuja.org.uk
NEWS Z SIECI
Dziwię się, że ludzie z POLSKI nie potrafią skojarzyć faktów.
PO PIERWSZE!
Polacy nie są IMIGRANTAMI NIELEGALNYMI, którzy muszą walczyć o legalizację pobytu na WYSPACH!!! Jesteśmy rezydentami tego kraju, o czym BRYTYJCZYCY nie wiedzą i nie chcą wiedzieć!
PO DRUGIE!
Dlaczego właśnie my mamy wspierać tych, co tu w UK są w szarej Strefie!!! To dzięki działalności ludzi w OFFICE z Afryki i Azji mamy utrudnienia w pozyskiwaniu podstawowej pomocy socjalnej.
PO TRZECIE!
Dlaczego nie nawołują BRYTYJCZYKÓW do udziału w tym marszu!!!
To jest bardziej BRYTYJSKI kraj a nie nasz!
To BRYTYJCZYCY stworzyli sami sobie kajdany niewolnictwa na swoich rękach, czy my mamy być kolejnymi kozłami ofiarnymi???
PO CZWARTE!
Czy my musimy sprzątać bałagan POPRAWNOŚCI POLITYCZNEJ?!!
Jak sami sobie nawarzyli PIWA to niech sami je piją?!!
Dziwię się Zjednoczeniu Polskiemu, że tak łatwo daje sobą manipulować, jaki mają w tym cel? Czy Afrykańczyk to POLAK? Czy Azjata to POLAK?
Oni – Zjednoczenie Polskie nie potrafią zadbać o interes POLAKA na WYSPACH a z całej siły popierają inne społeczności!
W wyniku tego uczestnictwa można się spodziewać:
Agresji na POLSKĄ SPOŁECZNOŚĆ!!!
To nasze pisma odrzuca się - Polish social out cast
Społeczności Afryki i Azji dostają wszystko bez znaczenia, czy przebywają, NIELEGALNIE lub LEGALNIE!!!
W efekcie uczestnictwa możemy my sami sobie ukręcić bat na plecy.
Media później na nasza społeczność wskażą, że my popieramy tych nielegalnych ba nawet będą wstanie udowadniać innym, że to przez POLSKIE poparcie jest tylu nielegalnych imigrantów z Krajów AFRYKI AZJI
Zwróćcie uwagę, jakie flagi będą rozdawać –POLSKIE i UE a gdzie Brytyjskie???
Polak jak cielak zarżnięty w kulcie HALAL
BULLSHIT
" Sam Londyn stał się jedną ze światowych stolic, w której można spotkać ludzi każdej narodowości. 1/3 jego mieszkańców to emigranci, to nawet większa proporcja niż w Nowym Yorku. Problemem jest fakt, że na zasiłkach pozostaje 700 tys. londyńczyków. „Praca w Wielkiej Brytanii dla Brytyjczyków” – to hasło ukazuje dokładną odwrotność sytuacji w Wielkiej Brytanii. Prawdą jest, że większość nowych miejsc pracy zabrali Brytyjczykom emigranci. W związku z tym można zaobserwować nowy trend, o którym praktycznie się nie mówi – Brytyjczycy szukają pracy za granicą. Kanada i Australia to kraje, do których udają się w poszukiwaniu za pracą najczęściej. Dane te potwierdza rząd. W latach 2005/06 aż 75 tys. Brytyjczyków wyprowadziło się z kraju."
  [ Ostatnio edytowany przez: Korba102 03-05-2009 13:35 ] Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|
Korba102 |
Post #8 Ocena: 0 2009-05-04 08:59:16 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
Bez rejestracji nie ma zasiłku
Jeszcze przez dwa lata Polacy pracujący na Wyspach będą musieli rejestrować się w Home Office
Pomimo nacisków Unii Europejskiej, taką decyzję podjął minister ds. imigracji Phil Woolas. – Restrykcje utrudnią nadużywanie prawa do zasiłków – powiedział.
Obowiązek rejestracji w systemie WRS (Worker Registration Scheme) miał być zniesiony już 30 kwietnia tego roku. Został jednak przedłużony o dwa kolejne lata i będzie obowiązywał do 30 kwietnia 2011. Nadal dotyczyć będzie pracowników z ośmiu krajów, które dołączyły do Unii Europejskiej w maju 2004 roku, czyli Polski, Czech, Węgier, Estonii, Litwy, Łotwy, Słowenii i Słowacji. Pracownikom z Rumunii i Bułgarii bronią dostępu do brytyjskiego rynku pracy odrębne przepisy.
Nie złościć bezrobotnych
Na zniesienie rejestracji naciskała Unia Europejska twierdząc, że nie jest ona zgodna z zasadą o swobodzie zatrudnienia i przepływu obywateli państw członkowskich. Brytyjski rząd postanowił jednak utrzymać obowiązujący system przez kolejne lata.
Znany z kontrowersyjnych wypowiedzi brytyjski minister ds. imigracji Phil Woolas ogłosił, że Wielka Brytania utrzyma system rejestracji pracowników WRS. – Z przyjemnością informuję, że zachowamy restrykcje, które umożliwiają nam oszacowanie, ile osób z Europy środkowo-wschodniej przyjeżdża do pracy, i które utrudnią im nadużywanie prawa do zasiłków – powiedział. Minister Woolas wyjaśniając decyzję zasugerował, że przepisy te ograniczają dostęp do zasiłków i pozwalają oszacować, ile osób napływa z krajów "nowej Unii". Zgodnie z programem WRS, imigranci z grupy krajów A8 zyskują prawo pełnego dostępu do systemu pomocy społecznej po przepracowaniu co najmniej 12 miesięcy w Wielkiej Brytanii.
Część brytyjskich ekspertów twierdzi, że powód przedłużenia obowiązku rejestracji leży gdzie indziej. - Rząd nie chce jeszcze bardziej rozzłościć tych brytyjskich pracowników, którzy twierdzą, że Polacy zabierają im pracę - komentują. Krytycy uważają jednak, że przedłużenie działania WRS to "polityczny teatr".
- Osoby samozatrudnione nie muszą się rejestrować w tym systemie, więc nie spełnia on żadnej roli ograniczającej liczbę napływających do kraju imigrantów – podkreślił Damian Green, minister ds. imigracji w politycznym gabinecie cieni Partii Konserwatywnej.
Z kolei brytyjskie związki zawodowe krytykują pomysł twierdząc, że WRS powinien być natychmiast zlikwidowany. – System ten nie był wprowadzony po to, by ograniczyć liczbę pracowników z państw A8 napływających do UK. Utrzymywanie go niczego nie zmieni – stwierdził przedstawiciel centrali związkowej TUC.
Polacy mają dość WRS
Sami imigranci twierdzą, że rejestracja WRS znacznie utrudnia im życie. Spora część osób po przyjeździe na Wyspy nawet nie wie, że taki obowiązek istnieje. Kolejna grupa twierdzi, że nie stać jej na opłacenie WRS. Dodatkowo nie wszyscy pracodawcy wymagają przedstawienia certyfikatu w momencie zatrudnienia, nawet wiedząc, że kandydat pracował wcześniej w Wielkiej Brytanii dłużej niż trzy miesiące. Zdarza się, że Polacy pracują nawet po kilka lat, nieświadomi, że nie dopełnili obowiązku. Nieznajomość prawa nie zwalnia jednak od jego konsekwencji. Problem powstaje w przy ubiegania się o zasiłki czy decyzji o powrocie do Polski. Polskie urzędy skarbowe domagają się przedstawienia potwierdzenia legalnego zatrudnienia na terenie Wielkiej Brytanii.
Tymczasem liczba pracowników rejestrujących się w WRS systematycznie spada. W ostatnich trzech miesiącach roku 2008 było takich osób 29 tysięcy, podczas gdy w takim samych okresie roku 2007 było ich 53 tys. Dane zebrane m.in. dzięki WRS wskazują, że z ponad miliona osób mieszkających w Wielkiej Brytanii i pochodzących z nowych krajów członkowskich aż 200 tys. pobiera pomoc materialną od państwa. Zdaniem ekspertów ogromna liczba imigrantów, szczególnie tych pracujących sezonowo, w ogóle nie spełniła wymogu rejestracji.
Tysiące starających się o zasiłki
Z danych Home Office wnioski wyciąga dziennik "Financial Times" i donosi, że coraz większa ilość przybyłych z Polski emigrantów stara się o brytyjskie zasiłki. Według "FT", do biur pośrednictwa pracy zgłasza się coraz więcej Polaków proszących o poradę, jak przetrwać recesję w Wielkiej Brytanii. Ma to być dowód na to, że przybysze znad Wisły zdecydowali się przetrwać ciężkie czasy nad Tamizą.
Z informacji, jakich udzielił dziennikowi Home Office wynika, że w ciągu ostatniego kwartału 2008 roku o świadczenia starało się 4049 obywateli państw przyjętych do Unii Europejskiej w 2004 roku (kraje grupy A8). Większość z nich stanowili obywatele polscy. Dla porównania rok wcześniej w tym samym okresie podania o zasiłek złożyło 2488 osób. Gazeta podaje jednak, że większość wniosków jest odrzucana.
Tymczasem z tekstu opublikowanego na łamach "Daily Mail" czytamy już, że "tysiące polskich imigrantów składają podania o brytyjskie zasiłki". Obok tekstu zamieszczona jest tabelka, w której porównane są wszystkie zasiłki i zapomogi, jakie należą się obywatelom w obydwu krajach. Porównanie wypada na niekorzyść polskiego systemu opieki społecznej. Wynika z niej na przykład, że bezrobotny na Wyspach dostaje ponad trzykrotnie większą pomoc niż w Polsce.
Gazeta zamieszcza również wypowiedź sir Andrew Greena. Szef organizacji Migration Watch stwierdza, że te wieści są... ostrzeżeniem dla rządu przed planowanym na 2011 rok całkowitym zniesieniem obostrzeń dotyczących dostępu do brytyjskiego systemu opieki społecznej dla obywateli krajów A8
News z sieci
No cóż utopia jest prostsza, utrudniania oraz poprzeczki musza być Ciekawy jestem czy sniole i grylowani też posiadają takie utrudnienia.
Zapomniałem o POPRAWNOŚCI POLITYCZNEJ – Afrykańczycy oraz Azjaci
No cóż, lecz choćby miksowali się z polkami nawet sto pokoleń to i tak w rodowodzie będzie pochodzenie z Azji lub Afryki
Zapomniałem, że oni z reguły są tu biznesmenami i dla tego nie można ich spotkać jako sprzątaczy na ulicach chodzi o azjatów.
.JPG)  Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|
Korba102 |
Post #9 Ocena: 0 2009-05-04 14:59:29 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
Bunt stewardessy
Ministerstwo Spraw Zagranicznych radzi kobietom, by przebywając w Arabii Saudyjskiej w miejscach publicznych nosiły strój "konserwatywny"
Jako "dumna Angielka" Lisa Ashton nie zgodziła się na żądania stawiane przez pracodawcę: arabską szatę i podporządkowanie wobec mężczyzn.
Lisa Ashton była stewardessą w liniach lotniczych BMI, gdzie zarabiała 15 tysięcy rocznie. Powiedziano jej, że w miejscach publicznych w Arabii Saudyjskiej będzie zobowiązana nosić czarną szatę, tak zwaną abaję, zakrywającą wszystko oprócz twarzy, stóp i dłoni. Nakazano jej także, by chodziła z tyłu na kolegami, bez względu na zajmowane przez nich stanowisko.
Pani Ashton (lat 37), która niepokoiła się zagrożeniem terrorystycznym w tym arabskim kraju, odmówiła lotu twierdząc, że powyższe instrukcje mają charakter dyskryminacyjny. W kwietniu została zwolniona przez BMI.
W Arabii Saudyjskiej prawo wcale nie przewiduje, że kobieta musi chodzić za mężczyzną, ani nosić abaję, a ja nie pozwolę się traktować jak obywatel drugiej kategorii – oświadczyła w zeszłym tygodniu Lisa Ashton. – To skandal. Jestem dumną Angielką i nie chcę, by nakładano na mnie takie ograniczenia.
Firmy rekrutujące kobiety do pracy w Arabii Saudyjskiej oraz eksperci od regionu potwierdzają, że "mitem" jest, jakoby zachodnie kobiety musiały poruszać się po mieście krok za mężczyznami. Nie ma także wymogu noszenia abaji, chociaż wiele osób tak właśnie uważa.
Na początku tego roku sąd pracy w Manchesterze orzekł, że linia BMI miała prawo narzucić załodze "zasady obowiązujące w innym kręgu kulturowym" i oddalił powództwo o dyskryminację płci. Pani Ashton skonsultowała się jednak z organizacją broniącą praw człowieka Liberty i być może wystąpi z wnioskiem o kontrolę sądową wyroku.
Lisa Ashton zaczęła pracować dla BMI w marcu 1996 roku. Latała z Manchesteru na Karaiby, do Stanów Zjednoczonych i do Indii. Latem 2005 roku poinformowano ją, że linia otwiera połączenie z Arabią Saudyjską i być może zostanie oddelegowana właśnie na te loty.
W owym czasie ministerstwo spraw zagranicznych ostrzegało przed zagrożeniem atakiem terrorystycznym w tym kraju. Stewardessa nie chciała tam polecieć ze względów bezpieczeństwa, ale także dlatego, gdyż poczuła się urażona zasadami wydanymi dla załóg podróżujących do regionu.
W okólniku BMI rozprowadzonym wówczas wśród pracowników, czytamy: "Oczekuje się, że żeńska część załogi będzie w miejscach publicznych, takich jak lotnisko, chodziła za swoimi męskimi odpowiednikami, bez względu na zajmowane stanowisko".
Stewardessom rozdano także abaje i nakazano zakładać je w chwili opuszczania samolotu. Związki zawodowe stwierdziły, że te stroje stanowią część umundurowania i odmowa ich założenia może prowadzić do postępowania dyscyplinarnego.
Zainteresowana nie chciała latać do Arabii Saudyjskiej, ale pragnęła w dalszym ciągu pracować na dotychczasowych dalekich trasach. Pracodawca uznał, że może zostać przeniesiona na trasy krótkie, co oznacza jednak około 20-procentową obniżkę zarobków. Odmówiła.
Dnia 13 czerwca 2007 roku poinformowano ją, że znajduje się na liście załogi rejsu z Londynu do Arabii Saudyjskiej. Została następnie zwolniona za odmowę lotu oraz za odmowę późniejszego podróżowania do Arabii Saudyjskiej.
W piśmie informującym ją o rozwiązaniu stosunku pracy linia BMI napisała, że nakazanie pracownicom chodzenia za kolegami jest "stosownym posunięciem", wynikającym z poszanowania saudyjskiej kultury. Pracodawca bronił także instrukcji noszenia abaji przez żeńską część personelu.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych radzi kobietom, by przebywając w Arabii Saudyjskiej w miejscach publicznych nosiły strój "konserwatywny", ale nie wspomina o konieczności ubierania akurat abaji. Nie przytacza też zasady nakazującej zachodnim kobietom poruszania się po mieście krok z tyłu za mężczyzną.
W 2002 roku pułkownik armii amerykańskiej, Martha McSally, zaskarżyła rozkaz nakazujący Amerykankom służącym w wojsku noszenie abaji w Arabii Saudyjskiej w miejscu publicznym – podczas gdy nie wymagano tego od kobiet zatrudnionych w dyplomacji ani od żon wojskowych. W efekcie Senat USA przegłosował akt prawny, zabraniający nakazywania żeńskiemu personelowi militarnemu noszenie abaji.
Decyzja sądu pracy w sprawie pani Ashton uzasadniona została tym, że nie ma dowodu, iż wymóg noszenia abaji i chodzenia z tyłu za mężczyznami zostałby potraktowany przez kobiety jako "wpływający niekorzystnie na ich położenie". W efekcie powództwo oddalono.
Linia BMI oświadczyła, że wyrok sądu jest jednoznaczny i nie będzie więcej komentować sprawy. Po odejściu z BMI Lisa Ashton zaczęła karierę w branży muzycznej. Mówi, że jedna z jej pierwszych piosenek "Shame, Shame, Shame" (Wstyd), wykonywana przez zespół Looby, została zainspirowana właśnie przez byłego pracodawcę.
News z sieci
I tak jeden z wielu absurdów POPRAWNOŚCI POLITYCZNEJ w UK i nie tylko
Narzucanie woli ponieważ może to urazić uczucia religijne prymitywnych kultur.
Więc wchodząc do Rzymu zachowaj się jak Rzymianin to dotyczy wszystkich lecz tylko w jedną stronę.
Kultury Bliskiego jak i Dalekiego wschodu włącznie z Middle Asia
Kobiety są niczym jak i kultury do których się udaje Szejk ze swoją świtą
Łamie się prawo gdyż poprawność tak nakazuje.
kultura zasługująca na uwagę
 [ Ostatnio edytowany przez: Korba102 04-05-2009 15:16 ] Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|
Korba102 |
Post #10 Ocena: 0 2009-05-04 16:14:54 (16 lat temu) |
 Posty: 1331
Konto zablokowane Z nami od: 16-02-2008 Skąd: London |
Czarne bliźnięta dla białej pary
Pojawia się niepokój o "niedbałe podejście" do tysięcy brytyjskich par, które zgłaszają się po pomoc do klinik leczenia niepłodności
Niedawno wyszło na jaw, że jeden z najsłynniejszych londyńskich szpitali, Guy's and St Thomas, dopuścił się na początku tego roku kilku poważnych błędów: komórki jajowe kobiet leczących tam niepłodność zostały zapłodnione spermą pochodzącą od niewłaściwych mężczyzn.
W efekcie embriony należące do trzech par musiały zostać zniszczone, a cykl terapii pacjentek – przerwany. Z powodu innej pomyłki, do jakiej doszło w 2007 roku, pewnej pacjentce umieszczono w macicy nie ten zarodek.
Specjaliści do spraw płodności ostrzegają, że powyższe błędy, wraz z podobnymi pomyłkami popełnianymi przez inne placówki, wywołują poważne wątpliwości co do sposobu, w jaki zarządzane są kliniki zajmujące się zapłodnieniem pozaustrojowym. Uważają, że Human Fertilisation and Embryology Authority (HFEA – agenda ministerstwa zdrowia, odpowiedzialna za nadzór klinik oferujących zapłodnienie in vitro – przyp. Onet) nie radzi sobie z poważnymi problemami
Pojawia się niepokój o "niedbałe podejście" do 37 tysięcy brytyjskich par, które co roku zgłaszają się po pomoc do klinik leczenia niepłodności. W raportach po kontroli szpitala Guy's and St Thomas w 2007 i 2008 roku czytamy, iż placówka ta dopuszcza ryzykowne procedury podczas przygotowywania próbek spermy do zapłodnienia.
Raport HFEA z lutego 2007 roku wykazywał, że embriologowie ze szpitala mogą pomylić próbki nasienia pochodzące od różnych mężczyzn, ponieważ przygotowują je w tym samym pojemniku. Tymczasem na początku tego roku doszło do takiej właśnie pomyłki. Jeden z ostatnich przypadków został odkryty, kiedy embriolog zdała sobie sprawę, że wykorzystała próbkę nasienia od nie tego mężczyzny do dokonanego niedawno zapłodnienia komórki jajowej pacjentki.
Po kilku dniach specjaliści przeprowadzający badania mające na celu stwierdzić, czy zarodek nie ma genetycznych chorób dziedzicznych, znaleźli w nim geny potwierdzające, że nie mógł on pochodzić od pary, która miała zostać jego rodzicami. Dwa lata temu innej pacjentce Guy and St Thomas wszczepiono zły embrion. Zabieg nie zakończył się jednak donoszoną ciążą, a embriolodzy odkryli potem, że umieścili w macicy kobiety słaby zarodek, chociaż mieli do swej dyspozycji silniejszy, który dawał większe szanse udanej ciąży i urodzenia.
"The Sunday Times" dotarło do dokumentów dotyczących serii błędów popełnianych w innych klinikach, które skutkowały wydaniem ogólnego ostrzeżenia. Jeden z opisanych incydentów dotyczył przypadku, kiedy zastępczej matce umieszczono w macicy zarodek pochodzący od pary o nazwisku brzmiącym podobnie do nazwiska pary, która wynajęła kobietę. Próba zapłodnienia nie powiodła się. HFEA ostrzegła kliniki o tym typie błędu jeszcze w 2007 roku, ale opinia publiczna nie została powiadomiona o incydencie.
W innej, nieujawnionej z nazwy klinice, kobietę zapłodniono przy użyciu embrionów pochodzących od pary o takim samym nazwisku – znowu nie upubliczniono tego faktu. Wspomniana ciąża zakończyła się poronieniem. Mniej więcej w tym samym czasie cykl terapii dwóch innych par musiał zostać przerwany ze względu na pomieszanie embrionów.
– To zatrważające, że tego typu informacje ukrywa się przed społeczeństwem – powiedziała Josephine Quintavalle z organizacji Comment on Reproductive Ethics. – Nie zdawałam sobie sprawy z rozmiaru tego zjawiska. Taka niedbałość jest niedopuszczalna.
Sue Avery, konsultantka embriologii w szpitalu chorób kobiecych w Birmingham oraz była prezes Stowarzyszenia Embriologów Klinicznych, przyznała, że niedopatrzenia przy przechowywaniu nasienia w szpitalu Guy’s and St Thomas kwalifikowały się jako "bardzo poważne". Dodała, że jest rozczarowana tym, że kliniki nie wyciągnęły wniosków ze wcześniejszych błędów, które doprowadziły w 2002 roku do urodzenia się białej parze z Leeds czarnych bliźniąt.
Pomimo powtarzających się problemów w londyńskiej placówce HFEA nie zdecydowała się na przeprowadzenie formalnego dochodzenia. – Należałby się spodziewać, że w przypadku powtarzających się błędów HFEA powinna wkroczyć i doprowadzić do wprowadzenia satysfakcjonujących procedur w Guy’s and St Thomas – powiedziała doktor Avery.
Oddział zapłodnień pozaustrojowych szpitala wydał oświadczenie, w którym czytamy, że przeprowadzono tam dogłębne postępowanie wyjaśniające, a HFEA była informowana zarówno o jego wynikach, jak i o wszelkich nieprawidłowościach. Human Fertilisation and Embryology Authority z kolei stwierdziła, że zapłodnienie in vitro to niezmiernie delikatny zabieg, a całkowite wyeliminowanie ludzkiego błędu jest nierealne. Pomimo to, jedynie 0,5 procenta wszystkich zabiegów kończy się problemami.
"HFEA traktuje wszystkie incydenty niezmiernie poważnie – czytamy. – Kiedy incydent jest nam zgłaszany, prowadzimy dochodzenie i – jeśli jest to konieczne – podejmujemy działania. Ryzyko pomylenia materiału genetycznego stanowi przedmiot troski pacjentów, klinik i samej HFEA".
News z sieci
Żarcik) Tata dlaczego ja jestem czarny a mamusia jest biała i ty również???
Pyta dziecko tatusia…
Odpowiada- Tata: zamilcz szczeniaku masz szczęście że nie szczekasz- gdybyś Ty wiedział jaka w tedy była balanga…
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz
|
 
|

 
|
|