MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 64 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 63 | 64 | 65 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 64 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2009-04-11 13:54:21 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Stulatek walczył ze złodziejem
101-letni Polak, weteran II wojny światowej, został okradziony w swym domu w Oksfordzie. Nie oddał jednak pieniędzy bez walki.

Kazimierz Michalski, który przeżył zesłanie do rosyjskiego gułagu, podkreślił, że jeszcze kilka lat temu zbiłby napastnika na kwaśne jabłko.

Złodziej zaproponował emerytowi, że naprawi w jego domu nieszczelny dach. Gdy zaskarbił sobie zaufanie staruszka, wykorzystał moment nieuwagi i wyciągnął portfel z wiszącej w przedpokoju kurtki. W środku było 400 funtów. Leciwy Polak wyjaśnił gazecie "Oxford Mail", że miał je przekazać na stypendia dla polskich studentów.
Zażywny staruszek, nie myśląc ani chwili, rzucił się w pogoń za złodziejem. "Nie mogłem go dogonić, w końcu mam 101 lat" - mówił dziennikowi. Jak dodał, jeszcze kilka lat wcześniej dobrałby się przestępcy do skóry, gdyż w młodości był bokserem.

Oksfordzka Polonia jest zaszokowana atakiem na weterana
News z sieci
Właśnie to jest zdrowe drzewo ze zdrowym rodowodem. Dobrze że już nieład rady go złapać gdyż gdyby to uczynił, i zrobił samosąd to jeszcze poszedł by na małą odsiadkę znając absurdalne prawo w GB
Nieraz dobrze jest nie bronić się jak to ma miejsce w wielu krajach, w krajach gdzie prawo może obrócić się przeciwko ofierze – POPRAWNOŚC POLITYCZNA !!!
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2009-04-11 13:56:48 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


Kazimierz Michalski


Stanął przed sądem za obrabowanie 101-latka

Mężczyzna, który próbował obrabować 101-letniego polskiego weterana wojennego z Oxford, Kazimierza Michalskiego, stanął dzisiaj przed sądem.

46-letni Stephen Gilespie z Goose Greek Close (Wolvercote) został oskarżony o kradzież w domu weterana polskiego pochodzenia w Summertown.

Wydarzenie miało miejsce 10 marca. Gilespie zaproponował emerytowi, że naprawi w jego domu nieszczelny dach. Gdy zaskarbił sobie zaufanie staruszka, wykorzystał moment nieuwagi i wyciągnął portfel z wiszącej w przedpokoju kurtki. W środku było 400 funtów. Leciwy Polak wyjaśnił gazecie "Oxford Mail", że miał je przekazać na stypendia dla polskich studentów.

Sąd zatrzymał mężczyznę w areszcie do rozprawy, która odbędzie się 1 czerwca, kiedy to zostaną mu przedstawione zarzuty.
News z sieci

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 11-04-2009 13:57 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2009-04-11 14:05:54 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Znalazłeś wymarzoną nieruchomość - co dalej?
Po znalezieniu oferty, która spełni nasze oczekiwania, należy jak najszybciej sporządzić umowę przedwstępną (dla bezpieczeństwa lepiej to zrobić w formie notarialnej).
Podczas jej podpisywania należy sprzedającemu wpłacić zaliczkę lub zadatek, których wysokość to zwykle 10% wartości transakcji. Proszę zwrócić uwagę, że zaliczka i zadatek to dwie różne rzeczy. W przypadku zadatku, gdy rozwiązanie umowy nastąpi z winy kupującego, wówczas przepada wpłacona kwota natomiast, jeśli do transakcji nie dojdzie z winy zbywcy, kupujący otrzymuje dwukrotność wpłaconego zadatku (w przypadku zaliczki zwraca tylko tyle ile wpłacono).

Następnie wraz z umową przedwstępną należy udać się do banku lub doradcy finansowego po kredyt. W większości przypadków wszystkie formalności może załatwić za nas pełnomocnik, istnieją także przedstawiciele doradców finansowych w Wielkiej Brytanii oraz Irlandii. Formalności związane z załatwieniem kredytu trwają od 4 do 6 tygodni. Po otrzymaniu od banku zgody na kredyt należy niezwłocznie podpisać umowę końcową w formie aktu notarialnego.
W przypadku kupna mieszkania od dewelopera cały proces wygląda podobnie, z tym że kredyt jest wypłacany przez bank zgodnie z harmonogramem wpłat transzy ustalonym przez dewelopera w umowie.

Umowa przedwstępna i ostateczna

Zarówno przy kupnie nieruchomości na rynku pierwotnym, jak i wtórnym podpisujemy dwie umowy - na początku umowę przedwstępną, która jest dokumentem, w którym deklarujemy chęć zakupu oraz wpłacamy pewną kwotę w formie zaliczki (lub pierwszej transzy na rynku pierwotnym). Od tej umowy każda ze stron może odstąpić, co jednak wiąże się z karami finansowymi (patrz: zadatek i zaliczka). Oczywiście można rozwiązać umowę za porozumieniem stron, bez konsekwencji finansowych, w praktyce jednak takie sytuacje zdarzają się niezmiernie rzadko.
Umowa końcowa, zwana powszechnie aktem notarialnym jest dokumentem, który przenosi wszelkie prawa do nieruchomości na nabywcę. Dokument ten poświadcza, że faktycznie staliśmy się właścicielami.

News z sieci

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 11-04-2009 14:14 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2009-04-11 21:07:49 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Żaryn: Toczy się walka o wizję historii
Sprawa Lecha Wałęsy jest tylko pretekstem. Prawdziwa walka prowadzona przez pokolenie, które ma dziś władzę, jest walką o wizję historii - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" odwołany szef Biura Edukacji Publicznej IPN Jan Żaryn.

W wywiadzie dla TOK FM Żaryn skrytykował decyzję IPN o przyznaniu w 2005 r. Wałęsie statusu pokrzywdzonego; kilka godzin później został odwołany ze stanowiska.

Pytany, czy żałuje swych słów, Żaryn mówi: "Mogę tylko powiedzieć, że nie kłamałem i nie zamierzałem kłamać w przyszłości. Być może jednak nie zawsze należy mówić prawdy głośno, bo może to narazić także instytucje takie jak IPN. Więcej powiedzieć nie mogę. Może opiszę to w pamiętnikach".
Żaryn dodaje, że jego istnienie w Instytucie jest "bez wątpienia" mniejszą wartością niż istnienie IPN jako instytucji, a o to toczy się walka


inna beczka

Wałęsa nie jest "pokrzywdzonym"? "Ręce opadają"
Ręce opadają - w ten sposób szef klubu PO Zbigniew Chlebowski odniósł się do wypowiedzi dyrektora Biura Edukacji Publicznej IPN Jana Żaryna, według którego Lech Wałęsa dostał bezprawnie status pokrzywdzonego. Zapowiedział też, że w ciągu 2 tygodni do Sejmu trafi nowela ustawy o IPN.

Żaryn powiedział w środę w radiu TOK FM: - Jest pewna zaszłość, która zdarzyła się za czasów prof. Leona Kieresa (poprzedniego prezesa IPN). Wałęsa otrzymał wtedy status pokrzywdzonego. Otrzymał go w sytuacji niewyjaśnionej, jeśli chodzi o życiorys. W kontekście obowiązującej wówczas ustawy status pokrzywdzonego mogli otrzymać tylko ci, wobec których nie było żadnego śladu, który wskazywałby, że w jakimś okresie życia dana osoba była zarejestrowana jako tajny współpracownik.

- Ręce opadają, kiedy słucham pracowników Instytutu Pamięci Narodowej, którzy w ten sposób kwestionują wyrok niezawisłego sądu. Sąd prowadził postępowanie w sprawie Lecha Wałęsy i uznał, że jest on osobą pokrzywdzoną - powiedział Chlebowski.

W listopadzie 2005 r. Wałęsa otrzymał od IPN status pokrzywdzonego przez aparat bezpieczeństwa PRL. Przed wyborami prezydenckimi w 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb specjalnych PRL.

Zdaniem szefa klubu PO, wypowiedź Żaryna, to "przykład brnięcia w skandaliczne oświadczenia pracowników IPN". - One tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że trzeba bardzo szybko dokonać daleko idących zmian - podkreślił.

Chlebowski zapowiedział, że w ciągu 2 tygodni nowela ustawy o IPN - która ma uniemożliwić politykom zasiadanie w kolegium IPN - trafi do marszałka Sejmu.

- Podstawowe zmiany w naszym projekcie dotyczą Kolegium IPN. Chcemy, aby wzmocnione merytorycznie Kolegium przejęło na siebie ciężar odpowiedzialności za kierowanie tą instytucją - powiedział Chlebowski.

Wiadomo, że Platforma nie będzie domagała się odwołania prezesa IPN Janusza Kurtyki ze stanowiska - zapowiedział to w sobotę premier Donald Tusk

News z sieci
W Polsce Poprawność Polityczna –znaczy milczeć lub pomijać ważne aspekty historii. Zbyt głośne pokrząkiwanie w stronę jakiegoś polityka może przynieść nie obracalny obieg sprawy do zwolnienia włącznie.
Brak autocenzury w toku myślenia również IPN uzależniony??? psst...
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2009-04-11 21:46:11 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Mieszkania socjalne nie dla imigrantów
Setki tysięcy Polaków oraz imigrantów z innych krajów Europy Wschodniej, którzy osiedlili się w Wielkij Brytanii w ostatnich dwóch latach stanowi jedynie 1 procent osób korzystających z mieszkań socjalnych – informuje “The Guardian”.

W środę 16 stycznia 2008 roku odbyło się forum rządu brytyjskiego poświęcone problemom imigracji. Na spotkaniu rozmawiano między innymi o tym, że ponad 90 procent osób przybyłych w ciągu ostatnich dwóch lat do Wielkiej Brytanii, żyje w zatłoczonych mieszkaniach wynajmowanych od prywatnych właścicieli, często w bardzo trudnych warunkach.

Według raportu autorstwa Joanne Roney z rady miejskiej w Sheffield wynika, że wielu imigrantów, zwłaszcza tych którzy przybyli do UK na krótki okres, zgadza się na życie w bardzo trudnych warunkach mieszkaniowych, ponieważ otrzymują oni minimalne pensje i oprócz tego muszą wysyłać pieniądze do domu.

Na terenach rolniczych wielu przybyszy z Europy Wschodniej mieszka po prostu w przyczepach kampingowych, w warunkach, które pozostawiają wiele do życzenia.

40 procent pracowników, którzy pracują ponad 48 godzin tygodniowo, mieszka w lokalach zapewnionych przez pracodawców. Oznacza to, że bardzo często nie mogą oni odmówić pracy po godzinach.

Na forum, któremu przewodniczył minister do spraw imigracji Liam Byrne, ustalono, że lokalne władze muszą stworzyć programy pomocy nowo przybyłym imigrantom.

Z powodu aktualnych przepisów imigranci mają utrudniony dostęp do mieszkań socjalnych. Z raportu wynika, że obcokrajowcy stanowią jedynie 5 procent osób korzystających z mieszkań socjalnych, z czego 1 procent to imigranci z Europy Wschodniej. Dane te zaprzeczają powszechnie panującej opinii, że imigranci żyją na koszt państwa.

Milan Horvat, imigrant ze Słowacji, jest jedną z osób mających problemy z właścicielami wynajmowanych mieszkań. „Płaciłem czynsz w wysokości 220 funtów co dwa tygodnie, ale właściciel powiedział, że jest to nieprawdą, ponieważ nie mam na to potwierdzenia” – mówi Milan Horvat. Nieporozumienie z właścicielem mieszkania sprawiło, że Słowak wraz ze swoją rodziną znalazł się na bruku.

Polacy oraz inni imigranci z Europy Wschodniej nie mogą ubiegać się o mieszkanie socjalne w ciągu pierwszego roku pobytu w Wielkiej Brytanii. Przeciętny koszt wynajmu mieszkania to około 100 funtów tygodniowo, często więc imigranci zmuszeni są do życia w zatłoczonych mieszkaniach u znajomych czy rodziny.

News z sieci
Ja to tak nazywam: jaka jest różnica miedzy emigrantem rezydentem a emigrantem jako emigrant?.
Rezydent emigrant to my ludzie z UE przybyliśmy tu ponieważ no bo tak, każdy powód jest podstawą która legalizuje nas w każdym zakątku UE lecz to nie znaczy ze otrzymamy wszelakie przywileje jakie powinniśmy otrzymać.
Emigrant jako emigrant to człowiek który wtargnął tu z zewnątrz z poza UE, ja nazywam ich najeźdźcami oni otrzymują właśnie to co powinno nam się należeć.
W przepisach jak już niejednokrotnie wspominałem jest napisane
Status ubiegającego się o cokolwiek w GB musi być LEGALNY – rezydent lub czasowy rezydent
Nie wiza studencka, turystyczna, biznesowa, tylko rezydencja daje prawo do przywilejów.
A tu taka skucha, od nas wymagają przestrzegania przepisów tego kraju_- Wchodząc do Rzymu zachowuj się jak Rzymianin powiadają ,a ci najeźdźcy? nic nie musza wystarczy im tu być jak pasożyt i chłonąc wszystko bez względu na sens.
Paranoja

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 11-04-2009 21:48 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2009-04-11 22:05:43 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Mieszkania komunalne!
O Council Housing mogą ubiegać się osoby, które na stałe zamieszkują Wielką Brytanię, pracują etatowo lub prowadzą swoją działalność gospodarczą oraz nie są właścicielami żadnych nieruchomości.

Kto ma pierwszeństwo?
Większość urzędów miejskich (council) używa systemu punktowania, bądź głosowania (system locata) na wybrane lokum, analogicznie – im więcej otrzymasz punktów, tym większe szanse na otrzymanie mieszkania. Są sytuacje, w których Council dodaje dodatkowe punkty (extra priority), jeśli np. starasz się o mieszkanie w dzielnicy, w której mieszkasz już od dłuższego czasu. Osoby, które zaś mają ciężką sytuację życiową i potrzebują mieszkania, mają pierwszeństwo do takiej pomocy np.:

osoby, które mieszkają w ciężkich warunkach mieszkaniowych. Np. jeśli w twoim obecnym domu panuje przeludnienie, pomieszczenie które zajmujesz z rodziną jest za małe, bądź jeśli nie ma pomieszczeń sanitarnych w zajmowanym lokalu, jeśli warunki mieszkaniowe mają wpływ na pogorszenie twojego zdrowia;
jeśli jesteś narażony na przemoc ze strony osób z którymi mieszkasz w tym samym budynku, bądź wynajmujesz razem z nimi mieszkanie;
jeśli stałeś się ofiarą przemocy na tle rasowym bądź seksualnym w swojej dzielnicy;
jeśli grozi ci utrata mieszkania i stanie się osoba bezdomną;
Jeśli sprawujesz opiekę nad krewnym, osobą chorą lub niepełnosprawną i potrzebujesz mieszkać blisko niej.
W takiej sytuacji przedstawiciel z Councilu może odwiedzić takie mieszkanie, zanim podejmie decyzję – jak złe warunki panują w naszym mieszkaniu.

Są również czynniki, które mają negatywny wpływ na ilość przyznanych punktów, jakimi mogą być nasze problemy z prawem, złamanie zasad umowy o wynajem mieszkania, czyli (tenancy agreement).

Podsumowując, jeśli wiesz, że masz pierwszeństwo do otrzymania lokum komunalnego, musisz uargumentować i podać jak najwięcej informacji, które mogą mieć wpływ na ilość przyznanych punktów.

Jakie dokumenty?
Aplikacje o Council Housing możesz dostać w każdym councilu. Są one także dostępne na ich stronie internetowej. Ważne jest, aby mieć przepracowany przynajmniej rok na terenie Wielkiej Brytanii. Często wymaganym dokumentem do udokumentowania swojego statusu jest rezydentura (tymczasowa lub stała). Jeśli pracujesz na umowę o pracę (employed) musisz mieć przeprowadzoną rejestrację pracowniczą w Home Office. Osoby zatrudnione będą musiały wykazać swoje zarobki, okazując ostatnie pay slipy lub PIT P60. U osób samozatrudniających się będzie to roczne rozliczenie i książka rachunkowa (invoice book).

Dodatkowymi dokumentami jest Insurance Number, paszporty wszystkich osób uwzględnionych w aplikacji, wydruki comiesięczne z konta bankowego oraz informujące o stanie oszczędności. Jeśli masz dzieci, będą potrzebne ich akty urodzenia.

Dobrze jest sobie przypomnieć wszystkie nasze poprzednie adresy zamieszkania w przeciągu ostatnich pięciu lat.

Oczekiwanie na rozpatrzenie aplikacji?

Czynniki wpływające na szansę otrzymania mieszkania i na okres oczekiwania na nie:

Ile jest dostępnych lokali w dzielnicy, w której się starasz o mieszkanie;
Jakiego typu i jakiej wielkości mieszkania poszukujesz (np. w wielu dzielnicach jest niewielka ilość wielopokojowych mieszkań);
Ile osób miało większą ilość punktów niż ty. Jeśli uważasz, że nie została ci przyznana wystarczająca ilość punktów, można poprosić o jeszcze jedno rozpatrzenie aplikacji.
Jednakże, jeśli twoja sytuacja jest naprawdę poważna i nie możesz czekać długo na decyzję, Council może przydzielić ci zakwaterowanie tymczasowe (np. hostel), dopóki nie znajdzie odpowiedniego dla ciebie mieszkania.

Warto wiedzieć

W aplikacji możesz uzasadnić, gdzie i na którym piętrze chciałbyś mieszkać – np. na parterze, ponieważ poruszasz się na wózku inwalidzkim. Możesz również wybrać inną dzielnicę – „mniej popularną”, w której możesz mieć większe szanse na otrzymanie lokum.
News z sieci
8-):-Z:-?
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2009-04-11 22:46:47 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London



Kryzys po norwesku


W zależności od pory roku w Norwegii pracuje 80-120 tys. Polaków. Mimo kryzysu niewielu naszych rodaków zamierza wracać do kraju. Są jeszcze branże, w których czekają na nich setki wakatów.

Norwegia jawi się Polakom jako spokojna przystań na kryzysowym europejskim rynku pracy. Niestety nawet tutaj sytuacja w niektórych branżach uległa znacznemu pogorszeniu. Jest jednak szansa na szybką poprawę sytuacji.

- Pomimo zwolnień w norweskich firmach nie można mówić o gwałtownym wzroście bezrobocia - mówi Małgorzata Mrozińska-Kruk z wydziału ekonomicznego polskiej ambasady w Oslo. - Według ostatnich prognoz, wyniesie ono na koniec roku 4-4,5 proc. Sytuacja ma się zacząć poprawiać już na początku przyszłego roku. Wskaźniki te na tle innych krajów Europy wyglądają bardzo optymistyczne. Dostrzegają to nasi rodacy przyjeżdżający tu z Wielkiej Brytanii i Irlandii.

Zdecydowana większość Polaków zatrudniona jest w przemyśle ciężkim i budownictwie

W zależności od pory roku w Norwegii pracuje 80-120 tys. Polaków. Mimo kryzysu niewielu naszych rodaków zamierza wracać do kraju. Są jeszcze branże, w których czekają na nich setki wakatów.

Norwegia jawi się Polakom jako spokojna przystań na kryzysowym europejskim rynku pracy. Niestety nawet tutaj sytuacja w niektórych branżach uległa znacznemu pogorszeniu. Jest jednak szansa na szybką poprawę sytuacji.

- Pomimo zwolnień w norweskich firmach nie można mówić o gwałtownym wzroście bezrobocia - mówi Małgorzata Mrozińska-Kruk z wydziału ekonomicznego polskiej ambasady w Oslo. - Według ostatnich prognoz, wyniesie ono na koniec roku 4-4,5 proc. Sytuacja ma się zacząć poprawiać już na początku przyszłego roku. Wskaźniki te na tle innych krajów Europy wyglądają bardzo optymistyczne. Dostrzegają to nasi rodacy przyjeżdżający tu z Wielkiej Brytanii i Irlandii.

Rośnie liczba pozwoleń

W roku 2008 pozwolenie na pracę w Norwegii otrzymało 52289 Polaków. Z czego 29887 dostało je po raz pierwszy, a 28302 przedłużyło po raz kolejny. Najwięcej zezwoleń wydano Polakom w Oslo. Nasi rodacy odebrali ponad połowę wszystkich pozwoleń wydanych imigrantom w 2008 roku. Do wspomnianych wyżej liczb należy doliczyć jeszcze kilkadziesiąt tysięcy pracowników sezonowych pracujących w Norwegii przeważnie na czarno.

- Zdecydowana większość Polaków zatrudniona jest w przemyśle ciężkim i budownictwie, a więc w sektorach najbardziej dotkniętych kryzysem. Najgorzej jest w branży budowlanej gdzie nastąpił całkowity zastój w inwestycjach prywatnych. Sytuacja ta będzie wymagać od naszych rodaków przebranżowienia - mówi Małgorzata Mrozińska-Kruk. - Nie spodziewamy się, aby w wyniku trudności gospodarczych nasi rodacy zaczęli masowo opuszczać Norwegię. Większość z nich przyjechała tu na stałe i nie zamierza wracać do Polski.

Załamanie w budownictwie

Według danych Stowarzyszenia Producentów Mieszkań Boligprodusentenes forening, sprzedaż nowych nieruchomości spadła w ostatnim kwartale ubiegłego roku do rekordowo niskiego poziomu. Norwegowie kupili w tym czasie o 70 proc. mniej mieszkań niż w analogicznym okresie 2007 roku. Najgorsza sytuacja jest w Oslo i na północy Norwegii, gdzie sprzedaż nowych mieszkań została niemal zupełnie zahamowana.

Zdaniem analityków z DnB NORD, pracę w sektorze prywatnym może stracić nawet 100 tys. osób, najwięcej w branży budowlanej. Do pracowników najbardziej zagrożonych bezrobociem należą dekarze, zbrojarze, operatorzy maszyn budowlanych, hydraulicy, elektrycy i architekci. Według danych Norweskiego Urzędu Pracy (NAV), teraz na zatrudnienie czeka około 100 tys. bezrobotnych. Liczba Polaków zarejestrowanych oficjalnie w urzędach pracy wzrosła w ostatnim czasie do 1700. W Norwegii bez pracy jest teraz ponad 11 tys. cudzoziemców. W stosunku do ubiegłego roku bezrobocie wśród imigrantów wzrosło o 2,5 tys.

Pieniądze na walkę z kryzysem

Pogarszająca się sytuacja gospodarcza zmusiła rząd Norwegii do działania. Władze w Oslo uruchomiły program mający na celu pobudzenie norweskiej gospodarki. Jest on finansowany z pieniędzy pochodzących z funduszu majątkowego, na którym gromadzone są zyski ze sprzedaży ropy. Pomoc trafia do sektorów najbardziej zagrożonych kryzysem, przede wszystkim do budownictwa.

Ze środków pochodzących z funduszu rząd planuje uruchomić inwestycje infrastrukturalne, budowę dróg i budynków użyteczności publicznej. Zajęcie przy realizacji tych projektów znajdą też nasi rodacy tracący zatrudnienie w sektorze prywatnym. Polacy będą pracować także przy remontach szkół, urzędów i domów opieki.

Pracy nie zabraknie

- W obecnej sytuacji gospodarczej największe szansę na pracę w Norwegii mają polscy kucharze, pracownicy służby zdrowia i opiekunowie. Zatrudnienie znajdą też kierowcy, pracownicy odnowy biologicznej, masażyści i kosmetyczki - mówi Aleksandra Cygańska doradca Eures w norweskim urzędzie pracy NAV. - Niestety nie posiadamy żadnych ofert dla budowlańców. Wiele firm z tej branży przeprowadza teraz redukcję zatrudnienia.

Pomimo to, że Norwegia od lat poszukuje wyspecjalizowanych informatyków, nadal w sektorze IT pracuje niewielu Polaków. W zeszłym roku naszym komputerowcom wydano zaledwie siedemdziesiąt pozwoleń. Aby zachęcić rodaków do przyjazdu, norweski rząd i pracodawcy chcą podjąć współpracę z polskimi uczelniami. Na stronach internetowych szkół miałyby się pojawiać aktualne oferty pracy z tej branży. Setki ofert zatrudnienia czekają też na Polaków w gastronomii i hotelarstwie. W tym ostatnim sektorze jesteśmy drugą najchętniej zatrudnianą grupą cudzoziemców, zaraz po Szwedach. Od kandydatów na stanowiska pracodawcy wymagają doświadczenia w zawodzie i komunikatywnej znajomości języka angielskiego.

Ach ten język

W dobie kryzysu piętą achillesową naszych rodaków jest brak znajomości języka norweskiego, który nie tylko utrudnia im znalezienie pracy, ale też stanowi barierę uniemożliwiającą awans zawodowy. Zdają sobie z tego sprawę władze Norwegii, które rozważają dofinansowanie jego nauki na poziomie podstawowym. Dotychczas panowało przekonanie, że obowiązek ten powinien spoczywać na pracodawcach.

Jako wzór może im posłużyć program pilotażowy wprowadzony przez gminę Larvick, która we współpracy z lokalnym urzędem pracy NAV uruchomiła kursy językowe dla pracujących imigrantów oraz ich rodzin. Na czas zajęć matka ma zapewnioną opiekę nad dziećmi. Na potrzebę znajomości podstaw norweskiego zwracają też uwagę polskie agencje rekrutujące rodaków do pracy w tym kraju. Większość z nich wysyła pracowników na krótkie kursy uwzględniające naukę słownictwa zawodowego. Te kilka tygodni szkolenia wystarczy by kierowca sprzedający bilety w autobusie mógł bez problemu obsłużyć pasażera.
News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2009-04-12 09:27:33 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


Wylęgarnie przestępców

Wiadomo, że młodzież staje się coraz bardziej agresywna. Wiadomo też, że wymiar sprawiedliwości coraz gorzej radzi sobie z "przestępcami w krótkich spodenkach". Wiadomo wreszcie, że mamy w Polsce kilkadziesiąt poprawczaków. Czy spełniają swoje zadanie?
Pierwszy poprawczak powstał w Polsce, kiedy nie tylko młodzieńcy prowadzili się niezbyt poprawnie, ale i nierzadko ich ojcowie nie słynęli z kindersztuby i kulturalnego zachowania. Rubaszna Polska Szlachecka była wówczas u szczytu sarmackiego rozbuchania, nic więc dziwnego, że pierwszy zakład poprawczy w Warszawie założyło Bractwo... Niemieckie. Niestety niewiele wiemy dziś o metodach wychowawczych stosowanych w tej placówce, choć można się domyślać, że na przykład kar cielesnych w niej nie żałowano.

W 1736 roku, a więc na długo przed powstaniem Konstytucji 3 maja, biskup rostowski otworzył w stolicy kolejny dom poprawczy. Podstawowym zadaniem placówki było poskramianie i poprawa złych i swawolnych ludzi - czytamy w jednym z opracowań historycznych na temat zakładów poprawczych w Polsce.

Módl się i pracuj!

… to hasło przyświecało zakładowi biskupa rostowskiego. Wychowankowie byli objęci obowiązkiem pracy i praktyk religijnych pod nadzorem duchownego. Modlitwa powinna była skłaniać do refleksji nad sobą. Praca za murami miała przygotować do zawodu, który - choćby i prosty - miał wychowankom zapewnić uczciwy zarobek i zawrócić ich ze złej drogi.

Minęło kilkadziesiąt lat. Zniknęła Rzeczpospolita, zniknęli pijani, rozzuchwaleni chuligani zwani szlachtą, rozbijający kolejne sejmy. Polska przeżyła nieudane powstania i nadal nie było jej na mapie, ale zakłady poprawcze jak trwały, tak trwały. W 1862 roku utworzono poprawczak dla chłopców na Mokotowie. Żeby się do niego dostać, trzeba było w cyrkule (ówczesnym komisariacie) wsławić się następującymi "zasługami": otrzymać karę policyjną lub sądową, przejawiać złe skłonności w postępowaniu lub być pozbawionym opieki rodziców. Celem działalności zakładu było skłonienie do poprawy, rozbudzenie uczuciowości, nauczanie pisania i czytania i budzenie pozytywnych zainteresowań.

A środki do tego celu? Każdy, kto czytał o losach Davida Copperfielda w "normalnej" szkole w wiktoriańskiej Anglii albo był kiedykolwiek we współczesnym poprawczaku, może wyobrazić sobie warunki, jakie panowały w XIX-wiecznym zakładzie na Mokotowie.

Dziś wiemy, że dyscyplina w tym zakładzie była trzymana żelazną ręką. Rodzice ani krewni nie mogli odwiedzać swoich dzieci zamkniętych w jego murach. W ciągu dnia chłopcy w wieku od sześciu (sic!) do szesnastu lat uczyli się i pracowali (a pewnie i po kryjomu dokazywali) wspólnie. Na noc rozdzielano ich do poszczególnych cel. Dzieci musiały nosić na mundurkach numery, nazwiska były niejawne. Rzekomo miało je to ustrzec przed ostracyzmem...

Możemy się tylko domyślać, co działo się z delikwentami, którzy nie podporządkowali się tym rygorom. Z drugiej strony anioły tam nie trafiały.

Poprawczak jak rodzina

Nadchodzi rok 1871, w Studzieńcu na Mazowszu powstaje Towarzystwo Osad Rolnych i Przytułów Rzemieślniczych oparte na wzorach francuskich. W rzeczywistości to poprawczak; zresztą zakład poprawczy istnieje tam do dziś. Przyjmuje tylko chłopców, widocznie dziewczyny nie były jeszcze tak niegrzeczne jak dzisiaj.

System wychowawczy w Studzieńcu był jak na swoje czasy nowatorski. Chłopcy tworzyli kilkuosobowe "rodziny" kierowane przez wychowawców. Każda grupa mieszkała w osobnym domu, co miało pomóc wychowawcy w zapanowaniu nad nią, a jednocześnie sprzyjało wzajemnemu dobremu oddziaływaniu.

Drugim elementem systemu był podział pobytu w ośrodku na klasy. Zaczynał się od pierwszej, a kończył na czwartej. Im wyższa klasa, tym większe uprawnienia, a nawet przywileje. Nagrody przyznawano temu, który w zgodnej opinii "rodziny" okazał się najlepszy i najbardziej wzorowy oraz godny naśladowania. Jednocześnie łatwo było za karę zostać zdegradowanym do niższej klasy.

Wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości rozpoczęło się tworzenie zrębów polskiego systemu prawnego: ustaw, kodeksów. W 1932 roku uchwalony zostaje kodeks karny, który zasadniczo zmienia kształt zakładów wychowawczych i sprawia, że konieczne staje się powołanie do życia nowych placówek. Na rok przed wybuchem II wojny światowej istnieje w Polsce już 8 poprawczaków dla chłopców i 3 dla dziewcząt.

Wylęgarnia przestępców?

Po wojnie początkowo władzę nad zakładami poprawczymi przejęło osławione Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego (dopiero później Ministerstwo Sprawiedliwości). Można się domyślać, jaki panował tam porządek i metody. Z biegiem lat istnienia PRL liczba poprawczaków systematycznie wzrastała, jakby przecząc powszechnie głoszonym sloganom, że w państwie ludowym zjawisko przestępczości (również u młodocianych) samoistnie się zmniejsza, szczególnie w porównaniu z nieludzkim kapitalistycznym Zachodem. W 1956 roku jest już 20 poprawczaków, a pod koniec lat 70. - 40.

Dziś działają w Polsce 34 zakłady poprawcze i - jak pisze na łamach "Wprost 24" Paulina Kaczanow - Poprawczaki w naszym kraju kształcą kryminalistów. Zakłady poprawcze to szkoły zbrodni, będące zarazem najdroższymi w kraju placówkami edukacyjnymi. Miesięczne utrzymanie wychowanka kosztuje podatników nawet 7 tys. zł. Za te pieniądze złodziej doskonali się u złodzieja, morderca dokształca mordercę. Resocjalizacja jest fikcją. Pracownicy zakładów poprawczych coraz częściej idą do pracy z obawą, czy uda im się wrócić do domu. W ubiegłym roku w każdym polskim zakładzie poprawczym osadzeni średnio trzykrotnie atakowali wychowawców. Kilkunastu pracowników zostało trwale okaleczonych. Największe siedliska agresji to zakłady w Ostrowcu Świętokrzyskim, Koronowie, Witkowie i Kcyni. Takiej demoralizacji nie ma w żadnej placówce dla pełnoletnich przestępców. Dlaczego zakłady, które mają wychowywać i przygotowywać do dorosłego życia, stały się jednymi z najbardziej niebezpiecznych miejsc w kraju?

W jednym z raportów Ministerstwa Sprawiedliwości na temat tzw. wydarzeń nadzwyczajnych w zakładach dla nieletnich odnotowano, że tylko w 2000 roku prawie co drugi mieszkaniec brał udział w ucieczkach, rozbojach, gwałtach, napaściach na wychowawców, kradzieżach. Wygląda na to, że współcześnie, podobnie jak w XIX stuleciu, w poprawczakach anioły bynajmniej nie siedzą.

W opisywanym przez raport okresie w trzech placówkach pracownikom udało się nie dopuścić do ucieczek - na 300 wspomnianych "wydarzeń nadzwyczajnych". Oto kilka ciekawszych przykładów: dwaj wychowankowie podejrzani o kradzieże i rozboje zbiegli z zakładu w Nowem nad Wisłą, kraty w oknie przecinając... palnikiem gazowym. Dwóch 17-latków z domu poprawczego w Ignacewie podczas szkolnych warsztatów najzwyczajniej w świecie wyszło przez bramę. Podejrzany o zabójstwo aptekarki z Suwałk uciekł z poprawczaka o zaostrzonym rygorze w Barczewie. Podobno trudniej do niego wejść niż z niego wyjść.

Ludzie i cwele w poprawczaku

Inną chorobą nękającą polskie zakłady poprawcze jest agresja wychowanków wobec wychowawców i wobec siebie nawzajem. Nie jest tajemnicą, że w poprawczaku od dziesiątek lat obowiązuje zapożyczony z prawdziwego kryminały podział na "grypserę" i "frajerów". Cały czas jestem bity - na korytarzu, w szkole, na warsztatach. Piorę ich rzeczy, majtki, skarpety. Jak się sprzeciwię, to biją. Chcą mnie wykorzystać seksualnie, rozmawiałem z wychowawcą, ale on niewiele może - to relacja jednego z wychowanków zanotowana przez wizytatorów Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

I jeszcze jeden problem, którego nie widać przez mury poprawczaka. Kwestia przygotowania do zawodu i pracy w zakładzie wychowawczym. Jak twierdzi Paweł Włodkowic, autor wielu publikacji na temat zakładów dla nieletnich, jest z tym kiepsko: wychowawcy dają im najczęściej nożyczki i każą wycinać serwetki.

Wychowankowie kształcą się najczęściej w najprostszych zawodach, takich jak murarz, stolarz, palacz. W dodatku brakuje nauczycieli, ponieważ przy obecnych zarobkach pedagogów trzeba być prawdziwym entuzjastą, by zdecydować się na pracę z młodzieżą, która nie dość, że jest trudna, to nierzadko potrafi zaatakować nauczyciela lub wychowawcę.

Kolejny problem związany z poprawczakami - tym razem prawny - to fakt, że młodociany nie jest przestępcą, a jego pobyt w zakładzie poprawczym to nie kara, tylko działanie wychowawcze. Zatem morderca skazany na poprawczak wychodzi na wolność jako niekarany. Może zostać np. ochroniarzem. Poza tym ponad połowa wychowanków po uzyskaniu pełnoletności i tak trafia do więzień. Rośnie też lawinowo przestępczość nieletnich na wolności, a obniża się wiek małolatów popadających w konflikt z prawem. W ubiegłym roku prawie 3 tys. nieletnich zatrzymano za udział w pobiciu. To prawie dwa razy więcej niż w 2002 roku. Rośnie też liczba skazań. W 1999 roku sądy wydały 33 tys. wyroków na młodocianych, a w 2007 - już 47 tys. Dlatego pewnie powstał w ubiegłym roku kontrowersyjny pomysł Platformy Obywatelskiej, aby drastycznie zaostrzyć kary wobec nieletnich. Nowe prawo dotyczące karania nieletnich to efekt wieloletnich prac w Ministerstwie Sprawiedliwości. Gotowy projekt ma zastąpić przestarzałą ustawę z 1982 roku. Według twórców projektu zmian za przestępców będą uznawani już 10-latkowie; mają oni przebywać w poprawczakach do 18 roku życia (teraz do 21). Wprowadzona ma być też możliwość skazywania nieletnich w wieku od 15 do 18 lat nawet na 25 lat więzienia za najcięższe przestępstwa. Nowe przepisy popiera Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Karać czy wychowywać?

Problem przestępczości nieletnich wzbudza od dawna gorące spory i kontrowersje w społeczeństwie. Coraz młodsi przestępcy napędzają nam coraz większego stracha i budzą oburzenie. W rozlicznych opracowaniach, artykułach, audycjach telewizyjnych i na forach dyskusyjnych roi się od setek wypowiedzi. Oto tylko garść z nich:

- Powinno się ich zamykać w poprawczaku, ale w sumie potem wychodzą z niego jeszcze gorsi. A gdy uciekają, to z powrotem, a nie, że się czują potem bezkarni i wiedzą, że jeśli uciekną, to im nic nie zrobią (Iskra).
- Dodatkowo przydałoby się jeszcze przywrócić kary cielesne. I nie mówię tu o klapsach. 30 batów i cały dzień w dybach na miejskim rynku każdego nauczyłoby szacunku do prawa (Scipio).
- Mam dwóch synów w poprawczaku; byli już wszędzie i jadą na zaostrzone rygory. To, co się dzieje w tych poprawczakach, jest szokiem, jak wychowawcy traktują tych małolatów, chamy i nic więcej. Co tu dużo mówić - banda debili chce resocjalizować trudną młodzież. Sami powinni się resocjalizować (brak podpisu)
- Dzisiaj dzieci edukują się same dzięki większemu dostępowi do mediów, internetu, gdzie bez trudu można znaleźć prawa dziecka i sposoby, jak z tych praw skorzystać. Do tego rodzice gonią za pieniądzem i harują całymi dniami, żeby mieć co do gara włożyć. To nie dzieci są złe, ale dorośli, którzy je otaczają, i świat, w jakim przyszło im żyć.

News z sieci
Wiem z góry że wam się moja wypowiedź nie spodoba- powinni młodych ludzi jak i starszych z recydywą wyroków i za ciężkie przestępstwa usypiać, normalnie dokonywać eutanazji.
Ktoś powie ze to nie humanitarne! a czy ktoś wytłumaczy fakt postępowania takich ludzi ,
co za każdym razem dokonują coraz to cięższe przestępstwa. Czy to jest humanitarne?
Strata powietrza i pieniędzy publicznych. Taniej jest uśpić delikwenta.


Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2009-04-13 08:50:05 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Rosyjski sąd: Katyń nie był zbrodnią
Po raz trzeci rosyjski Wojskowy Sąd Najwyższy podtrzymał decyzję o umorzeniu śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej. Rosyjscy prawnicy reprezentujący rodziny 10 ofiar bestialskiej egzekucji wnosili o uchylenie postanowienia o umorzeniu śledztwa. Według adwokatów Polaków Rosja szykuje się na batalię sądową w Strasbourgu
"Federacja Rosyjska buduje linie obronne przed batalią w Strasburgu" - tak skomentował czwartkowe orzeczenie Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego Rosji Roman Karpiński, jeden z adwokatów reprezentujących przed rosyjskimi sądami rodziny 10 ofiar mordu NKWD na polskich oficerach w 1940 roku. Według Karpińskiego sąd przedstawił argumenty, których Moskwa będzie bronić przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Moskwa "będzie do końca negować oczywiste fakty" - powiedział Karpiński.

Kolegium utrzymało w mocy werdykt Moskiewskiego Okręgowego Sądu Wojskowego (MOSW), który orzekł, że zgodnie z kodeksem karnym z 1926 roku (przyjętym po drządami Józefa Stalina) zbrodnia katyńska jako przestępstwo pospolite uległa przedawnieniu. Według rosyjskiego sędziego Władimira Chomczika wznowienie śledztwa katyńskiego byłoby niezgodne z prawem. Sędzia wyjaśnił, że mord na polskich jeńcach nie przedawniłby się, gdyby był "przestępstwem kontrrewolucyjnym".

"To było żałosne, śmieszne i groteskowe" - tak Aleksandr Gurianow z Memoriału stowarzyszenia dokumentującego stalinowskie zbrodnie, ocenił wywód sądu na temat przedawnienia i fakt, że sąd tę kwestię rozstrzygał na podstawie stalinowskiego kodeksu karnego z 1926 roku. Także adwokat Karpiński nie zostawia na argumentacji sądu suchej nitki. "Jeśli zbrodnia katyńska uległa przedawnieniu, to na jakiej podstawie prawnej w 1990 wszczęto śledztwo? Na jakiej podstawie prawnej było ono prowadzone do 2004 roku? Gdzie wtedy były normy prawne, na które powołał się sąd?" - pytał rosyjski adwokat.

Stowarzyszenia Memoriał zwróciło też uwagę, że "sąd popełnił poważny błąd, mówiąc, że w trakcie ekshumacji w 1943 roku nikt z tej dziesiątki nie został zidentyfikowany". "To nieprawda - trzy osoby zostały wtedy zidentyfikowane: Wołk, Rodowicz i Milecki. Są na to dowody. Leżą w rosyjskich archiwach. Nie są utajnione" - powiedział Gurianow, który w Memoriale kieruje sekcją polską.

"W śledztwie nie zrobiono nic, aby ustalić, kogo rozstrzelano. A teraz każda instancja sądowa mówi, że jeśli nie zidentyfikowano, to znaczy nie rozstrzelano. Nieważne, że znaleziono górę trupów. Rozstrzelano tylko 22 osoby. Co z pozostałymi, to nikogo nie interesuje i interesować już nie będzie" - zgadza się z nim Anna Stawicka, druga prawniczka reprezentująca Polaków.

Po błyskawicznej, 40-minutowej rozprawie i krótkiej naradzie Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego Rosji oddaliło zażalenia rosyjskich adwokatów. Reprezentujący rodziny 10 ofiar mordu NKWD na polskich oficerach w Katyniu w 1940 roku prawnicy domagali się uchylenia postanowienia Głównej Prokuratury Wojskowej Rosji z 21 września 2004 roku o umorzeniu śledztwa w sprawie tej zbrodni i umożliwienia ich klientom zapoznania się z tym dokumentem, co wymagałoby jego odtajnienia. Dziś zapowiedzieli, że zaskarżą niekorzystną decyzję sądu do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu."W ciągu godziny nie da się przygotować takiego uzasadnienia, jak to, które odczytał sędzia. Dla mnie jest oczywiste, że zostało przygotowane wcześniej" - powiedziała Anna Stawicka. "Jesteśmy jednak zadowoleni, gdyż teraz wreszcie będziemy mogli skierować skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka" - dodała.

Wcześniej sędzia Władimir Chomczik podjął decyzję, że postępowanie toczyć się będzie przy drzwiach zamkniętych. Polscy dziennikarze musieli wyjść z sali rozpraw.

W przypadku uchylenia postanowienia o umorzeniu śledztwa zostałoby ono odtajnione, co umożliwiłoby rodzinom zamordowanych zapoznanie się z tym dokumentem. Prawnicy reprezentujący Polaków żądali też formalnego uznania rodzin pomordowanych za poszkodowanych. Wówczas krewni zabitych mogliby występować do sądu o pośmiertną rehabilitację krewnych, a także - w wypadku wznowienia dochodzenia - składać wnioski dowodowe.

To już trzecia nieudana walka rodzin ofiar pomordowanych w Katyniu z rosyjskimi sądami. Poprzednio - 16 i 25 grudnia 2008 roku - kolegium odraczało rozpatrzenie zażalenia reprezentujących Polaków prawników na wniosek przedstawicieli Prokuratury Generalnej Rosji i Głównej Prokuratury Wojskowej. Sędzia zgodził się wtedy z argumentacją GPW, która twierdziła, że upublicznienie jej postanowienia o umorzeniu śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej jest niemożliwe, gdyż zawiera ono informacje stanowiące tajemnicę państwową i mogłoby zagrozić interesom bezpieczeństwa narodowego Rosji.

Przedstawiciele prokuratury argumentowali też, że potrzebują czasu na zapoznanie się ze złożonym przez Stawicką i Karpińskiego uzupełnieniem do skargi kasacyjnej, informującym, że Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu przyjął już do rozpatrzenia podobną skargę obywateli polskich. Ale Anna Stawicka kwituje te wyjaśnienia śmiechem. "Prokuratorzy przez 1,5 miesiąca nie mogli przeczytać dwóch kartek naszego uzupełnienia do skargi. Dzisiaj żaden z prokuratorów nawet słowem nie odniósł się do tych dwóch kartek. Potwierdza to, że postępowanie odraczano, by poznać punkt widzenia rządu" - twierdzi prawniczka.

Do strasburskiego sądu pozwali Rosję krewni Jerzego Janowca i Antoniego Trybowskiego, którzy zostali rozstrzelani w Charkowie. W czwartek mija termin wyznaczony Rosji przez Trybunał na odpowiedź w tej sprawie. Trybunał wnioskował m.in. właśnie o przedstawienie mu postanowienia GPW o umorzeniu śledztwa katyńskiego.

News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2009-04-13 09:01:00 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Pożar zabił 18 osób w Kamieniu Pomorskim
Spłonął hotel. Bilans ofiar ciągle rośnie.

Pożar wybuchł około godziny pierwszej w nocy. W trzypiętrowym budynku w Kamieniu Pomorskim (Zachodniopomorskie), który pełnił funkcję hotelu socjalnego dla osób bez mieszkań, przebywało 77 osób - także dzieci.

Nie wiadomo, czy wszystkim udało się opuścić płonący budynek. Strażacy wciąż przeczesują zgliszcza. Wiadomo już, że co najmniej 18 osób nie żyje.

Rannych przewieziono do szpitali. Wiele osób ma połamane kończyny - ludzie skakali przez okna uciekając przed płomieniami.
Strażacy łapali dzieci wyrzucane przez rodziców z okien, dopiero później ich opiekunowie sami wyskakiwali - opowiadał w TVN24 Daniel Kopaliński, rzecznik komendanta straży pożarnej w Kamieniu Pomorskim.

Strażacy byli wstrząśnięci rozmiarami pożaru. Gdy przybyli na miejsce w ogniu stały całe dwa najwyższe piętra hotelu.

Na miejsce tragedii wybiera się premier Donald Tusk

News z sieci

Jeszcze jeden dowód na to ze w Polsce nie przestrzega się nowe przepisy Przeciw Pożarowe.
Z rozmów z osobami wynika że być może budynek mógł zostać podpalony ewentualne ogień został zaprószony.
Podejrzewam że przepisy od 2000 roku nakreślają restryktywnie warunki adaptacji pod hotele
Efekt zaniedbania ze strony służb komunalnych w Kamieniu Pomorskim
Znając poprawność polityczna sprawie łeb ukręcą tak jak to miało miejsce w pożarze W Norwegii

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 13-04-2009 09:02 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 64 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 63 | 64 | 65 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,