MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 60.6 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 59.6 | 60.6 | 61.6 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 60.6 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2009-04-03 07:42:08 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Brytania gotowa na czarnego premiera
Najobszerniejsza od 50 lat analiza porównawcza postaw amerykańskiego i brytyjskiego społeczeństwa w kwestiach rasowych wskazuje na zmniejszanie się uprzedzeń. Oznacza to, że Wielka Brytania prawdopodobnie byłaby już skłonna zaakceptować pierwszego w swojej historii czarnoskórego premiera.

Wspólne badania przeprowadzone przez uniwersytety Harvard i Manchester pokazały "wzrost poziomu tolerancji" zarówno wśród Amerykanów, jak i Brytyjczyków.

Ed Fieldhouse, współtwórca projektu i dyrektor Instytutu na rzecz Zmiany Społecznej w Manchesterze mówi: – Dobra wiadomość jest taka, że pod względem rzeczywistych postaw większości społeczeństwa Brytania wypada tak samo, jak USA. Czy chodzi tu o gotowość pracy dla czarnego szefa, czy przyjęcie do rodziny osoby o innym niż biały kolorze skóry, większość brytyjskiej opinii publicznej – podobnie jak i amerykańskiej – stopniowo staje się coraz bardziej tolerancyjna.

W zespole badawczym znaleźli się też Tom Clark z "Guardiana" i amerykański naukowiec Robert Putnam, autor książki "Bowling Alone", w której opisał spadek zaangażowania obywatelskiego w Ameryce oraz przedstawił jednostkowe i wspólnotowe korzyści z "kapitału społecznego" i sieci lokalnych.

Badacze zanalizowali wszelkie dostępne sondaże z obydwu krajów, w tym 50-letni cykl badań Gallupa oraz projekt "Brytyjskie Postawy Społeczne". Udało się ustalić, że odsetek białej ludności, która przyznaje się, że niechętnie widziałaby czarnoskórą osobę w swojej rodzinie, od lat 80. spada w obu krajach o około dwa punkty procentowe rocznie. Udział badanych, którzy nie chcieliby pracować dla czarnego szefa obniżył się w Wielkiej Brytanii od lat 80. o połowę z 20 do 10 procent; podobny spadek miał miejsce w Ameryce.

Choć nie ma wielu sondaży na temat postaw wobec czarnych polityków w Wielkiej Brytanii, badacze wskazują na wzrost liczby Amerykanów deklarujących gotowość głosowania na czarnoskórego kandydata – z 53proc. w 1967 roku do 94 proc. obecnie. Zważywszy, że trendy w przypadku innych zmiennych są podobne w USA i Brytanii, autorzy raportu sugerują, że Zjednoczone Królestwo może być już gotowe, by wybrać swojego pierwszego czarnego premiera.

Analiza potwierdza jednak obawy doświadczonych brytyjskich działaczy, na przykład Trevora Phillipsa, szefa komisji równości i praw człowieka, że na skutek braku wytyczonych ścieżek kariery politycznej dla czarnych kandydatów Wielka Brytania wciąż jest daleko za USA pod względem proporcji polityków czarnoskórych i z innych mniejszości etnicznych.

Putnam twierdzi, że Wielka Brytania nie przeszła jeszcze przez żaden z dwóch etapów, które Barack Obama określił mianem "pokoleń Mojżesza i Jozuego": generację Mojżesza tworzą czarni politycy reprezentujący głównie murzyńskie dzielnice, a pokolenie Jozuego to czarnoskórzy politycy działający w rejonach, gdzie czarni nie stanowią większości.

Putnam mówi: – Zmiany mają podobny charakter po obu stronach Atlantyku: tak samo jak w Stanach, pokolenie Brytyjczyków, którym nie podoba się, że kolorowi zajmują wysokie stanowiska i wchodzą w intymne relacje z białymi, stopniowo wymiera i ustępuje miejsca swemu bardziej tolerancyjnemu potomstwu.

– Należy jednak dodać, że niższa liczebność mniejszości w Brytanii, podobnie jak znacznie skromniejsza grupa czarnoskórych polityków i bardziej scentralizowane ścieżki karier nadal blokują rozwój reprezentacji politycznej czarnych w Wielkiej Brytanii.

Zanim Obama został wybrany na prezydenta, liczba czarnoskórych wybieralnych urzędników w USA rosła stale od kilkudziesięciu lat.

Choć raport wskazuje na pewną poprawę stopnia partycypacji mniejszości w polityce lokalnej w Wielkiej Brytanii (jej wskaźniki podwoiły się w stosunku do "bardzo niskiego poziomu lat 80.";), autorzy podkreślają, że ostatnio nastąpiła stagnacja.

Formułują oni wniosek: "Zastój ten wynika nie tyle z rasowych uprzedzeń, ile z utraty poparcia przez Partię Pracy. Ma ona sześć razy więcej radnych z mniejszości etnicznych niż konserwatyści, a w ostatnich wyborach lokalnych laburzyści na ogół tracili mandaty".
News z sieci
Mnie już w tym kraju nic nie zdziwi a może pakola ich też jest tu bardzo dużo.
Dajmy głodomorom szansę z Afryki i Azji i przyjmijmy ich pod nasze dachy. Za to grylowany was nie zabije w KONGO a szyita w krajach muzułmańskich nie urżnie ci głowy tępą piłą do metalu.
Nas już Nielubią, wiec zajmą nasze miejsce tęczki i grylowani!

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 03-04-2009 07:42 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2009-04-03 08:02:00 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Wspólny artykuł Kwaśniewskiego i Wałęsy w "GW" o broni jądrowej


"Gazeta Wyborcza": Spotkanie prezydentów Stanów Zjednoczonych i Rosji skłania nas do zabrania głosu w sprawie uwolnienia świata od broni nuklearnej - piszą w artykule zamieszczonym przez "Gazetę Wyborczą" Aleksander Kwaśniewski, Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa.
Podzielają oni pogląd, że skuteczny reżim nieproliferacji tak długo nie będzie możliwy, dopóki główne mocarstwa nuklearne, a zwłaszcza Stany Zjednoczone i Rosja, nie podejmą pilnych kroków zmierzających do nuklearnego rozbrojenia. Dysponują one łącznie blisko 25 tysiącami głowic nuklearnych, co stanowi 96 proc. globalnego arsenału jądrowego.

Przeciwnicy rozbrojenia nuklearnego twierdzili, że realizacja tego celu nie jest możliwa, ponieważ nie ma skutecznego systemu kontroli i weryfikacji. Jednak dziś wspólnota międzynarodowa dysponuje właściwymi środkami kontroli - oceniają autorzy.

Na porządku dziennym stoi dziś potrzeba uruchomienia procesu stopniowego rozbrojenia nuklearnego - apelują byli prezydenci i pierwszy niekomunistyczny premier RP. Podkreślają, że proces ten nie przyniesie rezultatów z dnia na dzień. Jednak wyznaczy kierunek i stworzy szansę umacniania mechanizmów nieproliferacji i ustanowienia globalnego opartego na współpracy nienuklearnego systemu bezpieczeństwa.
Dwóch panów z „turnieju łgarzy” zaczynają razem współpracować może jeszcze napiszą książkę w formie poradnika- IPN 1100 i 1 pomysłów na obalenie dowodów historycznych.
W końcu brakuje tam do grona gen. Jaruzelskiego powstała by wielka trójka.
„Prezydenci RP mity i rzeczywistość” ten ostatni wyraz zostanie
usunięty

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 03-04-2009 08:04 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2009-04-03 19:10:05 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

treść
poruszające: ludzie mówią o "synu wałęsy"
nie udało się studentowi historii, udało "gazecie pomorskiej". ludzie pod nazwiskiem opowiadają o młodości lecha wałęsy.
gazeta publikuje duży reportaż z popowa, rodzinnej wsi przywódcy "solidarności". rozmówcy "gp" potwierdzają jedną z tez ostatniej biografii lech wałęsy: że miał syna, do którego się miał nie przyznawać. obalają przy okazji historię, że wałęsa miał kogoś dźgnąć nożem. nie wałęsa, tylko jego brat. i nie dźgnął, tylko drasnął.
historycy kłamią jak to określił były prezydent a jeszcze jeden były prezydent który słynął z prawdy również określił ipn warsztat a może kuźnia kłamców za publiczne pieniądze!!!
powinni byli prezydenci założyć wcześniej związek partnerski solidarnoŚĆ

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 03-04-2009 19:13 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2009-04-03 19:51:59 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Seks to fundament cywilizacji!
Wszystko, co osiągnęliśmy jako ludzkość, zawdzięczamy męskiemu pragnieniu zaimponowania przedstawicielkom przeciwnej płci. I chęci zaciągnięcia ich do łóżka. Przynajmniej, jeśli wierzyć niektórym naukowcom.
Co czyni mężczyznę atrakcyjnym? Pieniądze - odpowie wiele osób. W tym uczeni, którzy udowodnią nawet, że ilość orgazmów u kobiety zależy od zasobności męskiego portfela.

Tylko czy odpowiedź rzeczywiście jest taka prosta? Kasa, Misiu, kasa - jak mawia były selekcjoner naszych piłkarzy, lubiący sobie na rauszu pojeździć po torach tramwajowych - i wszystko jasne?

Niekoniecznie. Bardziej wyczerpujących wyjaśnień udziela w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" dr Bogusław Pawłowski, antropolog z Uniwersytetu Wrocławskiego:

O atrakcyjności mężczyzny decyduje status i zasoby materialne.

Nie są to, rzecz jasna, dwie odrębne sprawy. Można by więc ująć to lepiej: status - w tym zasoby materialne. A także takie rzeczy, jak miejsce mężczyzny w społecznej hierarchii, uznanie, jakim się cieszy, czy po prostu sława. Przy czym z wymienionymi w poprzednim zdaniu atrybutami poziom zamożności jest zazwyczaj ściśle związany. Sławni, podziwiani i ważni mężczyźni są najczęściej bogaci. Więc atrybuty męskości też są przede wszystkim materialne:

Kobiety zawsze oczekiwały od mężczyzn, by byli męscy, cokolwiek to miało znaczyć. Z czym innym kojarzono męskość w epoce jaskiniowej, z czym innym kojarzona jest teraz. Kiedyś przynosili zwierzynę, teraz pieniądze. Kiedyś latali z włóczniami, teraz z kartami kredytowymi.

Ale tak, jak niegdyś stawali się mniej pociągający, gdy nie szło im na polowaniach, tak dziś są tracą atrakcyjność wraz z utratą pieniędzy czy władzy. Ot, natura. Naturalne jest również, jak twierdzi dr Pawłowski (i nie on jeden), że:

Atrakcyjność fizyczna żony stanowi bardzo miarodajne kryterium pozycji męża. Szybko rosnące dochody i wpływy mężczyzny podbijają jego akcje na rynku seksualnym. Awansując - może liczyć na coraz młodsze i ładniejsze partnerki.

A co jeśli nie chce wciąż nowych kobiet, bo tak bardzo zakochany jest w swojej wybrance? Czy wtedy status nie ma już znaczenia? Bynajmniej! Tylko jedna na sto kobiet, której mężem jest mężczyzna z finansowej elity, znajduje sobie kochanka. Podczas, gdy statystycznie co trzecia żona zdradza swojego małżonka.

Co z tego wszystkiego wynika? Cóż, jedni i tak nie uwierzą, inni wzruszą ramionami i powiedzą, że niewiele. Znajdą się jednak i tacy, którzy uznają to za sprawę fundamentalną dla losów ludzkiej cywilizacji.

Przypomina się w tym miejscu dialog z filmu Testosteron. Tretyn rozmawia ze Stavrosem o tym, jak wyglądałby świat bez kobiet. Przede wszystkim mężczyźni by się nie zabijali, tłumaczy bohater grany przez Macieja Stuhra, bo nie mieliby powodów. Nie byłoby na świecie nic ciekawego, o co warto byłoby walczyć. Nikt nie wymyśliłby komórek, a nawet:

- Nie byłoby piłki nożnej!
- Jak to by nie było?!
- A dla kogo grają piłkarze?
- Grają dla kibiców.
- I pan w to wierzy?
- Dla sławy. Dla pieniędzy.
- A po co im ta sława i te pieniądze?
- Żeby sobie kupować fajne i szybkie bryki!
- A po co im te fajne i szybkie bryki?
- Żeby...

Do czego służą fajne i szybkie bryki wyjaśnia dr Pawłowski:

Z ewolucyjnego punktu widzenia takie BMW niczym nie różni się od 10 krów, które ma Buszmen czy Kypsygis. Drogi samochód w Europie jest tym samym, co stado bydła w Afryce czy pole ryżu w Azji. Wyznacznikiem możliwości mężczyzny lub po prostu... wabikiem.

Pomyślmy więc, co by się działo, gdyby kobiety jednak były na świecie, ale nie znajdowałyby absolutnie nic atrakcyjnego w statusie mężczyzny. Gdyby nie robiłby na nich najmniejszego wrażenia szacunek, jakim dany mężczyzna cieszy się w społeczności, ani jego możliwość wpływania na innych. Gdyby większy kawałek mamuta, nowe stado krów i limuzynę kwitowały wzruszeniem ramion.

Czy jaskiniowcowi chciałoby się zrobić coś ponad zdobycie ilości mięsa niezbędnej do przetrwania, wystarczająco grubego futra i groty, w której za bardzo nie pada na głowę?

Przecież od ilości zgromadzonych dóbr, czy od tego, jak fajną ma jaskinię, nie zależałby dostęp do najatrakcyjniejszych kobiet - i do seksu z nimi. Czyli czynności sprawiającej mu największą frajdę.

Skoro miałby w grocie tę samą kobietę, niezależnie od tego, czy wymyśliłby narzędzia ułatwiające polowanie, czy też nie - po co się wysilać? Po co ryzykować dalekie wyprawy na niezbadane terytoria w celu znajdowania lepszych kamieni, czy nowych gatunków zwierzyny? Po co szukać wygodniejszego schronienia dla plemienia, skoro wyrazy uznania nie przekładają się na więcej kobiet i więcej seksu?

Jeżeli przyjąć pogląd podzielany od dekad przez wielu naukowców - że popęd seksualny jest najważniejszą motywacją w życiu człowieka - wyszłoby nam, że bez kobiecego pociągu do sławy i bogactwa, wciąż mieszkalibyśmy w jaskiniach, żywiąc się głodowymi racjami mięsa i ubierając w poprzecierane futra.

Nie przeklinajmy więc niewieściego zamiłowania do statusu. Gdyby nie ono, być może nadal biegalibyśmy z dzidami w poszukiwaniu mamuta na kolację.

Co podnieca kobiety? Pieniądze!
Badania, o których pisze "The Times", potwierdziły starą jak świat tezę: przedstawicielkom płci pięknej chodzi wyłącznie o kasę. Do tego stopnia, wyjaśnia psycholog Thomas Pollet z Uniwerystetu Newcastle, że:

Częstotliwość orgazmów u kobiety zależy od wysokości zarobków partnera.

Co wynika z ewolucyjnej adaptacji, twierdzi badacz, prowadzącej do wybierania partnera na zasadzie widocznych oznak jego statusu. Wpisuje się to dobrze w teorie tzw. psychologii ewolucyjnej, sugerującej, że mężczyźni i kobiety są genetycznie zaprogramowani do poszukiwania partnerów posiadających atuty zapewniające największą szansę przetrwania ich genów.

Żeński orgazm często staje się tematem badań uczonych, którzy próbują rozstrzygnąć, czemu właściwie ma służyć (z naukowego punktu widzenia, oczywiście). Bo do tego, żeby mieć potomstwo jest niepotrzebny - kobieta może zajść w ciążę niezależnie od osiąganego poziomu seksualnej przyjemności.

Pollet podpisuje się pod tezą przedstawioną przez profesora psychologii Davida Bussa, autora książki Ewolucja Pożądania, twierdzącego:

Orgazmy dają kobiecie sygnał, że oto trafił się wartościowy mężczyzna, i pomagają budować z nim emocjonalną więź.

Teoria profesora Bussa do nas przemawia. Jednakże co do prostej zależności: im więcej pieniędzy ma mężczyzna, tym więcej orgazmów u kobiety - mamy wątpliwości.

Nie chcemy wątpić w wyniki tysięcy ankiet wskazujące, że kobiety związane z bogatszymi mężczyznami częściej zadowolone są ze swojego życia seksualnego. Może nie jest to jednak bezpośrednia zależność.

Może istnieje jakieś inne wyjaśnienie. Na przykład takie, że określone cechy posiadane przez mężczyznę wpływają na jego sukcesy zarówno finansowe, jak i łóżkowe. Dajmy na to: pewny siebie, zdecydowany i wierzący we własne umiejętności facet ma predyspozycje do, równocześnie, zarabiania większych pieniędzy i bycia lepszym kochankiem.

News z sieci
No cóż może coś jest jednak w tym?:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2009-04-05 08:14:17 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Polacy nie lubią siebie nawzajem...
Polacy na emigracji najbardziej nie lubią siebie nawzajem. Wyniki ostatniego badania potwierdziły to jednoznacznie. W sumie trudno się temu dziwić. Wystarczy spojrzeć, jak patrzą na siebie sąsiedzi, jak w autobusie inni nadstawiają uszy i komentują otwarcie, gdy tylko usłyszą coś po polsku.

Nie czujemy się dobrze w towarzystwie innych Polaków, bo oni analizują (bo rozumieją, co mówimy) każde nasze słowo. Wyłapują rodzinne problemy, o których rozmawiamy przez telefon, każde nasze kłopoty w pracy czy z partnerem. No i najważniejsze – bardzo ich interesuje, ile mamy w portfelu, ile mamy na godzinę, ile płacimy za mieszkanie i jakie rachunki mamy.
Generalnie gumowe ucho na całego. Czasami nawet usta szeroko otwierają, jak się zapomną. I jak tu się czuć komfortowo? Jeśli dodamy do tego sąsiadów, którzy uśmiechają się do nas, gdy chcą pożyczyć pieniądze albo przysyłają dzieci, żeby rozejrzały się, jak żyjemy – trudno znaleźć osobę, która lubi być w takiej sytuacji.


Oczywiście jest też druga strona medalu. Podejrzewam, że każdy spotkał na swojej drodze rodaka, któremu wydawało się, że jest jedyną osobą, która zna język polski. Komentarze poniżej krytyki, obleśne odzywki i przekleństwa, do których nawet w Polsce trudno się przyzwyczaić.
Kiedy rodak krzyczy w twarz dziewczynie innej narodowości, że jest wieśniarą i jest gruba jak beczka (oczywiście po polsku, bo po angielsku tylko "hello";) widać jak inni Polacy kryją lub odwracają głowy i najchętniej zapadliby się pod ziemię. Gdyby ktoś ich wtedy zapytał, skąd są i czy rozumieją, co ten gość mówi, najchętniej wyparliby się polskości.

Wstydzimy się za innych Polaków. Wstydzimy się, bo później w pracy Irlandczycy mówią: "a słyszałeś, że ten czy tamten Polak zrobił to i to?". a to znowu stawia nas w niekomfortowej sytuacji uogólnienia i porównania do wszystkich, którzy oszukują, wyłudzają, kradną. Na dodatek próbujemy się tłumaczyć, że nie wszyscy są tacy, że my jesteśmy inni.

Chyba niepotrzebnie bierzemy na barki cudze winy. Warto w takich sytuacjach przypomnieć sobie mądre zdanie: "Niech się wstydzi ten co robi, a nie ten co widzi". Każdy odpowiada za swoje czyny i każdy reprezentuje samego siebie… również poza granicami Polski.

W Polsce nie przyjmujemy tak na siebie wszystkich morderstw, kradzieży i rozbojów. Dlaczego robimy to w Irlandii? Fajnie byłoby, żeby wszyscy utożsamiali nas tylko z wizerunkiem dobrego pracownika. Natura ludzka jak wiadomo nie jest prosta. To, że ktoś w pracy jest rzetelny i uczciwy, wcale nie przeszkadza w tym, żeby w życiu prywatnym był zwykłym burakiem. Warto jednak pamiętać, również na emigracji, że skoro nie lubimy siebie nawzajem, trudno oczekiwać, żeby lubili nas inni.
News z sieci

To bez komentarza
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2009-04-05 08:21:22 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Polak – nie da się ukryć!
"Where are you from?"
to chyba jedno z najczęstszych pytań w Londynie i niezobowiązujący początek rozmowy. Zazwyczaj zadajemy je jedynie pro forma, aby potwierdzić nasze typowanie. Raz udaje nam się trafić, innym razem jesteśmy zaskoczeni. Jednak swoich rodaków rozpoznajemy niemal bezbłędnie. Jak się to dzieje i skąd w nas tyle nieodpartej chęci gry w ten osobliwy quiz?

Wybieram się z przyjaciółką na spacer do parku, rozmawiamy o wszystkim i o niczym, niedzielny relaks. Widzimy z daleka grupę młodych ludzi, a ona rzuca: "Patrz, to na pewno Polacy". Mijamy ich, a jej przypuszczenie się potwierdza, napotkani ludzie faktycznie mówią po polsku. "Mieli polskie ciuchy" dodaje moja przyjaciółka, jakby tłumacząc swoją pewność. Jednak nie w tym rzecz. Z tamtej odległości nie było widać metek, a jednak od razu można rozpoznać, że "nasi".
Po powrocie piszę maila do kuzynki, która od ponad 20 lat mieszka w Berlinie. Wyjechała z Polski jako dziecko, świetnie mówi po niemiecku i nie ubiera się raczej w polskich sklepach, a jednak przyznaje, że czasem Niemcy rozpoznają w niej obcokrajowca. Jak?

Typowa Polka

Jest taki mit o blondynkach z niebieskimi oczami. To prawda, sporo dziewczyn znad Wisły można opisać w ten sposób, ale podobnie jest z większością Szwedek, Brytyjek, Czeszek czy Niemek.

Oglądam zdjęcia znajomych Polek – każda inna! Są blondynki, ale też rude i brunetki, karnacje cery od bladych po oliwkowe, różne style ubierania i typy figury. A co ciekawe, każda opowiada, że ludzie raczej nie mają większego problemu z rozpoznaniem ich narodowości.

"W tej praktyce – którą z zawodowego punktu widzenia sam musiałem opanować – jest coś głęboko atawistycznego i pierwotnego. To wyszukiwanie nie tylko współplemieńców w miejskiej dżungli, ale szukanie fizycznych, biologicznych cech wyróżniających przybyszy znad Wisły od reszty, w celu łatwiejszej kategoryzacji świata społecznego i grup ludzi" – wyjaśnia zjawisko antropolog Michał Garapich.

"Można bez końca spekulować na temat przyczyn tego zjawiska. Przede wszystkim mam wrażenie, że to rodzaj testu na wtopienie się w otoczenie. Niektórych Polaków poznajemy, gdyż wyróżniają się na tle odmiennego, kolorowego tłumu; osoby, na które byśmy nie zwrócili uwagi w Warszawie nagle odstają. To z kolei każe nam zadać pytanie, czy aby i my w podobny sposób nie odstajemy, czy aby przypadkiem i my nie podzielamy tych fizycznych cech z daleka zdradzających, skąd jesteśmy. Skoro on i ja to Polak, to znaczy, że i mnie można tak poznać na oko" – dodaje dr Garapich.

Polska twarz

Nowi emigranci lub turyści często są zaskoczeni, że ktoś nieznajomy ich "rozszyfrował". Brat koleżanki nie mógł się otrząsnąć po tym, gdy opuszczając lotnisko Stansted, został zaczepiony przez młoda dziewczynę pytaniem "Masz ognia?", zadanym pewnym tonem, po polsku. Skąd wiedziała, że zrozumie?

Wertuję internet. A tam, o zgrozo! Polacy sami na sobie nie zostawiają suchej nitki! Wąsy, plecaki i przestraszone "oczka" to najczęściej powtarzające się "znaki rozpoznawcze". Polki mają szarobure pasemka i przesadzają z solarium – komentarze są pełne agresji, wręcz furii. Uciekam z tych stron pośpiesznie, burzą mój obraz Słowian – otwartych i serdecznych.

Polaków zazwyczaj identyfikuje się po powierzchownych symbolach statusu. Chodzi tutaj o ubrania, zarost, uzębienie bądź zachowanie związane ze stereotypami etnicznymi, ale które też identyfikuje pochodzenie klasowe – nadużywanie alkoholu i używanie wulgaryzmów.

W tej grze identyfikacji jest oczywiście sporo narzucania hierarchii, oceniania z góry osób o niższej pozycji klasowej i chęci dominacji. Stąd gra "poznaj Polaka" jest stałym poszukiwaniem fizycznych markerów klasowych, nie etnicznych. Nie chodzi o znalezienie partnera do rozmowy, ale raczej dowodu własnej wyższości, wskazówki własnego awansu, lub dominacji. Może też być tak, że poznajemy się z czystej sympatii, ale jakoś w to nie chce mi się wierzyć.

Podobnie trudno mi kupić przekonanie niektórych, że naprawdę jest coś w "twarzy" polskiej... Wyznawcy takiej opinii to nieświadomi rasiści, przekonani, że ludzie naprawdę podzieleni są na łatwo oddzielone od siebie grupy narodowe charakteryzujące się biologicznymi cechami – wyjaśnia dalej dr Garapich.

Przystojni Polacy

Dostaję maila zwrotnego od kuzynki, która twierdzi, że Polacy mają z reguły inny kształt czaszki, bardziej okrągły. A jednak! Poruszając temat fizycznych różnic faktycznie łatwo zahaczyć o rasizm. Lidka, która jest ponad 4 lata w Anglii, nie ukrywa, że Polaków również poznaje po rysach twarzy.

Ale, dodaje, że to też cała tradycja gestów. Polacy poruszają się specyficznie i w cokolwiek by się nie ubrali, nie da się ukryć, że to Polacy. Ale nie widzi w tym nic złego. "Fajnie jest popatrzeć na przystojnych Polaków i zadbane Polki, jak na ich twarzach maluje się chęć poznawania świata i różnych kultur, kiedy nie przemawia przez nich ksenofobia i agresja" – mówi.


News z sieci
8-)...
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2009-04-05 08:30:26 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Ważą razem 527 kg i żyją z zasiłków!!!

Historia brytyjskiej rodziny, otyłych i bezrobotnych Chawnersów odbiła się echem nawet w polskich gazetach. Oto czteroosobowa rodzina nie jest zdolna podjąć żadnej pracy, bo są zbyt grubi. Od lat żyją na zasiłkach, a ich największą atrakcją jest oglądanie telewizji
Co jest dzisiaj w Wielkiej Brytanii większym zmartwieniem? Rosnące bezrobocie czy chorobliwie otyli lub zdołowani obywatele, którzy nie są w stanie funkcjonować jak normalni, aktywnie pracujący ludzie?
Okazuje się, że raczej złośliwie opisywana przez media rodzina grubych Chawnersów nie należy do wyjątków. Osiem milionów Brytyjczyków jest nieaktywnych ekonomicznie, z tego aż 2,5 miliona pobiera zasiłki tzw. incapacity benefit zaliczając się do grupy osób niezdolnych do pracy. Ponad 2 000 za przyczynę swojej niesprawności zawodowej podaje otyłość, ponad 1 000 żyje na koszt państwa z powodu bezsenności, 4 000 wymiguje się od pracy bólami głowy, prawie 400 Brytyjczyków zaległa na sofie z powodu hemoroidów, a ponad pół miliona nie pracuje, bo cierpi na przewlekłą depresję. Według danych z narodowego instytutu Health and Work jedno z pięciu dzieci w brytyjskich szkołach pochodzi z rodziny, w której żadne z rodziców nie pracuje. Są to dane z zeszłego roku, kiedy jeszcze na brytyjskim rynku pracy wolnych etatów nie brakowało i ponad pół miliona miejsc pracy czekało na chętnych.
W tej sytuacji hasła głoszone przez British National Party o tym, że Somalijczycy, Rumuni, Chińczycy czy Polacy kradną pracę rodowitym Brytyjczykom nijak mają się do rzeczywistości. Ponad 80% emigrantów pracuje za mniej niż 25 000 funtów rocznie w sektorach, które nie cieszą się popularnością wśród rodowitych Anglików. Rodzina Chawnersów od lat nie interesuje się tym, co dzieje się na rynku pracy lub w pobliskim Job Center.

Pan, pani Chawners i ich dwie córki tłumaczą się tym, że są zbyt grubi, aby pracować. Razem cała czwórka waży 527 kilogramów, od 11 lat żadne z nich nie zainteresowało się pracą, siedzą na zasiłkach (roczny dochód rodziny to nieco ponad 22 000 funtów) i od rana do wieczora oglądają telewizję drzemiąc od czasu do czasu, bo jak sami przyznają oglądanie seriali też może zmęczyć.
W tym czasie, tylko w zeszłym roku, warte 13 milionów funtów owoce i warzywa nie zostały zerwane, bo rolnicy nie mogli znaleźć chętnych do pracy. Córki Chawnersów 21-letnia Samantha i 19-letnia Emma są oczywiście zbyt grube, aby zrywać truskawki. Rodzice panienek co tydzień kupują 18 paczek czipsów i kilkanaście paczek ciastek, bo jak sami przyznają lubią podjadać podczas oglądania telewizji. Na pytanie czemu nie pracują, nie odpowiadają, że z powodu chorobliwego obżarstwa i lenistwa, lecz dlatego, że ze względu na dodatkowe kilogramy są niepełnosprawni i tym samym dyskryminowani na rynku pracy. Według nich każdy jest winny ich niesprawności – rząd, imigranci, – ale nie oni sami.

W obliczu rosnącego bezrobocia i bezradności do niedawna przychylny imigrantom rząd Gordona Browna zaczyna obwiniać ich za to, że zabierają pracę Brytyjczykom. Pojawiła się nawet propozycja, aby imigranci spoza Unii Europejskiej płacili dodatkowe 50 funtów na sektor publiczny, w ramach podatków. Takie postępowanie miałoby zniechęcić imigrantów do chęci zarabiania w funtach. To posunięcie raczej nie powstrzyma imigrantów do pracy, ale na pewno pomoże BNP nakręcać propagandę o złych i nikomu niepotrzebnych imigrantach, którzy nie tylko wykonują pracę, którą brzydzą się Brytyjczycy, ale także dzięki swoim kwalifikacjom są w stanie zapełnić luki, chociażby w budownictwie czy w służbie zdrowia. Tylko w 2008 r. prawie 15% pracujących w szpitalach i domach opieki to obcokrajowcy.

Łatwo zrzucić winę na imigrantów za rosnące bezrobocie i recesję. Wielkim wyzwaniem natomiast jest poradzenie sobie z milionami rodzin w stylu Chawnersów. To jednostki nie tylko kierujące się w życiu wyuczoną bezradnością, obwiniające za swoje nieprzystosowanie i lenistwo wszystkich, tylko nie siebie. To również rzesza obywateli, którzy w swoich genach zwyczajnie nie mają poczucia obowiązku pracy.


News z sieci
Ludzie o obliczu trzody otaczają nas, oni toczą swoje wielkie cielska trzęsące się jak galareta Hipopotam i Słoń to w porównaniu do nich to baletnice!!!
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2009-04-05 08:43:26 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Sojusz polsko-brytyjski 70 lat temu

W soim dziale historycznym, dotyczącym drugiej wojny światowej, Telegraph.co.uk opublikował informację sprzed 70 lat.


2 kwietnia 1939 roku brytyjski minister ogłosił w Parlamencie, że Wielka Brytania zobowiązała się do obrony Polski przeciwko wszelkim atakom. Zadeklaorwał, że Warszawa została o tym zapewniona.

Francuski rząd – dodał premier – upoważnił go, aby wyraził jasno, iż stoją oni po tej samej stronie, co Rząd Królewski. Jednocześnie zapewniano, że nie ma żadnych ideologicznych przeszkód pomiędzy Wielką Brytanią i Sowietami.

Dalsze szczegóły na temat anglo-polskiego sojuszu militarnego, miały być ustalone po przyjeździe polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka w następnym tygodniu.

W tamtym niespokojnym okresie ten układ miał służyć jako przyklad dla podobnych paktów pomiędzy Wielką Brytanią a innymi państwami, takimi jak Rumunia. Już tydzień wcześniej, "The Telegraph" informował o częściowym uzbrajaniu polskiej armii.

Do spotkania oraz omówienia szczegółów doszło. Oto fragment zapisu przemówienia mnistra Józefa Becka, wygłoszonego w maju 1939 roku w polskim Parlamencie:

Z jednymi państwami kontakt nasz stał się głębszy i łatwiejszy, w innych wypadkach powstały poważne trudności. Biorąc rzeczy chronologicznie, mam tu na myśli w pierwszej linii naszą umowę ze Zjednoczonym Królestwem, z Anglią.
Po kilkakrotnych kontaktach w drodze dyplomatycznej które miały na celu określenie zakresu naszych przyszłych stosunków, doszliśmy przy okazji mej wizyty w Londynie do bezpośredniej umowy, opartej o zasady wzajemnej pomocy w razie zagrożenia bezpośredniego lub pośredniego niezależności jednego z naszych państw.
Formuła umowy znana jest panom w deklaracji premiera Neville Chamberlaina z dn. 6 kwietnia, deklaracji, której tekst został uzgodniony i winien być uważany za układ zawarty miedzy obydwoma Rządami. Uważam za swój obowiązek dodać tu, że sposób i forma wyczerpujących rozmów, przeprowadzonych w Londynie, dodają umowie wartości szczególnej.
Pragnąłbym, aby polska opinia publiczna wiedziała, że spotkałem ze strony angielskiej mężów stanu nie tylko głębokie zrozumienie ogólnych zagadnień polityki europejskiej , ale taki stosunek do naszego państwa, który pozwolił mi z cała otwartością i zaufaniem przedyskutować wszystkie istotne zagadnienia, bez niedomówień i wątpliwości.
Cytat z " Przemówienia ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, wygłoszonego na plenarnym posiedzeniu Sejmu RP, w dniu 5 maja 1939, w odpowiedzi na mowę kanclerza Rzeszy A. Hitlera z dnia 28.04 1939".


News z sieci
Ten szacunek i sposób dbania o Polack,a widać i daje się spoko odczuć miedzy innymi w UE
Może faktycznie to wina polskiej dyplomacji Premier i Prezydent może powinni występować w kagańcach z zakneblowanymi ustami, ostatnio ich tendencje robienia sobie jaj z oblicza naszego kraju sięga zenitu, w końcu jaki pan taki kram?
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2009-04-05 09:01:11 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Walka o wyższe wynagrodzenie!!!

Spośród wszystkich państw Europy Zachodniej, Anglia jest na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o najniższe zarobki pracowników hoteli. Oczywiście nie chodzi tu o kadrę zarządzającą, lecz o tzw. "fizycznych", od których wymaga się wysokiego standardu pracy, lecz w zamian oferuje się najniższy standard płacy.

Obywatelska organizacja London Citizens (LC) i związki zawodowe Unite prowadzą kampanię, której celem jest zmiana stosunku do ludzi zatrudnionych w hotelach. Chodzi o wyższe stawki, możliwość podnoszenia kwalifikacji i awansu, współpracę ze związkami zawodowymi, pomoc w stworzeniu możliwości nauki języka angielskiego i równe prawo do rozwoju zawodowego tak dla sprzątaczki, jak i dla pani z hotelowego biura.
Stawka na życie

W środę, 25 marca, w brytyjskim parlamencie, członkowie Unite i London Citizens ogłosili raport "Rooms for Change", którego założenia mają być zrealizowane do 2012 roku, tak by Londyn rzeczywiście zasłużył sobie na miano Miasta Olimpijskiego. Autorzy raportu uznali, że przywilej organizowania największego święta etycznej, sportowej rywalizacji, stanowi dla miasta rodzaj nobilitacji. A póki co, Londyn na nią nie zasługuje, właśnie z tego względu, że za wytworną fasadą ekskluzywnych hoteli, kryje się zaplecze ludzi ledwo wiążących koniec z końcem.

Od dziewięciu lat London Citizens walczy o wprowadzanie przez korporacje minimalnej stawki płacy, ale obliczanej specjalnie dla Londynu, ponieważ koszty życia są tutaj większe niż w innych miastach Wielkiej Brytanii. Stawce gwarantowanej ustawowo (National Minimum Wage) LC przeciwstawiło stawkę London Living Wage, która obecnie wynosi 7,45 funta za godzinę. Co roku oblicza ją urząd burmistrza Londynu, który zresztą w pełni popiera walkę organizacji o przestrzeganie Living Wage.

Z raportu "Rooms for Change" wynika, że porównując średnie zarobki pracowników hoteli opłacanych oczywiście stawką National Minimum Wage, bo na większą na ogół nie mogą liczyć, zarabiają około 917 funtów miesięcznie. Tymczasem, przeliczając wciąż na funty, zatrudnieni w hotelach w Norwegii zarabiają dwa razy więcej – około 1900 na rękę. Lepiej płaci się w Niemczech, Finlandii i wyjeżdżając poza Europę: w Australii. Przy czym stolica Wielkiej Brytanii wciąż przoduje w kosztach utrzymania.

Ludzie tacy jak ty

Ekskluzywne hotele w centrum Londynu, są uzależnione od serwowania swoim pracownikom płacy najniższej z legalnie możliwych. Można to zmienić tylko dzięki osobistemu zaangażowaniu ludzi, których ten problem dotyczy. Zaledwie 4% pracowników hotelowych to członkowie związków zawodowych. Jest to najniższy odsetek spośród wszystkich grup zawodowych. I również z tego względu jest to grupa pracowników najbardziej wykorzystywanych. Zwłaszcza jeśli są to ludzie zatrudniani przez agencje. Paulina Sagan jest członkiem związku Unite. Była jedną z osób, która wystąpiła podczas inauguracji raportu. – Pracowałam dla agencji Central London Facility w Kensington Close Hotel na West Endzie. Którejś niedzieli supervisor pół godziny spóźnił się z listą pokoi do posprzątania.

Zdecydowałyśmy więc z dziewczynami, że nie podejmujemy pracy, a w poniedziałek wszystkie zapisałyśmy się do związków zawodowych. Dziesięć osób, same Polki. Część z nich się jednak wykruszyła, a teraz jest nawet tak, że pracą nad zmianami w warunkach zatrudnienia interesuję się tylko ja. Bo chcę coś osiągnąć i nie pozwolę na to, żeby nas oszukiwano i mówiono tak, jak powiedział menedżer agencji: "ja się nie martwię o głupie Polki, bo znajdę sobie tanie w utrzymaniu Rumunki".

Po prostu działać

Osoby, które działają na rzecz poprawy warunków pracy w hotelach, to nie tylko pracownicy London Citizens czy związku Unite, lecz również wolontariusze, tacy jak Omosefe, emigrantka z Nigerii. Od piętnastu lat sprząta hotelowe pokoje, bez szans na awans. Przez te lata dorobiła się stawki 6,30 funta za godzinę. Zapisała się do związków po tym, jak pracodawca nie podwyższał jej pensji przez cztery lata. Jest również bardzo aktywna w swojej społeczności, jako liderka Women’s Group przy swoim kościele.

Podobnie Monika Tkaczyk, która na co dzień pracuje jako pokojówka, a kończąc pracę o godzinie 13.00 angażuje się w działalność stowarzyszenia Poland Street. "Jak wyglądałoby moje życie, gdybym zarabiała stawkę Living Wage? Gdyby było to tysiące funtów więcej, mogłabym snuć wielkie plany, ale Living Wage pozwoliłoby mi po prostu na nieco więcej wydatków. Mogłabym zabrać syna do kina, albo kupić mu coś nowego do ubrania, może odłożyć coś na wakacje" – mówi Monika.

Efekty

Pierwsza z wytycznych raportu "Rooms for Change" mówi o skłonieniu zarządu najdroższych londyńskich hoteli do wprowadzenia stawki Living Wage, jako podstawowej dla wszystkich swoich pracowników. Od miesięcy prowadzone są starania o spotkanie z głównym menedżerem hotelu Andaz z sieci Hyatt. Trwają już za to rozmowy z siecią Hilton. Otworzyła się na negocjacje z London Citizens po trzech latach od momentu pierwszego listu z propozycją spotkania.


News z sieci
Niestety znam ludzi co pracują w Hotelach 6 dni w tygodniu po 14 godz. Za 40 Pounds dniówka. Rzeczywistości nie da się ukryć. Wielka Brytania a właściwie wszystkie instytucje Rządowe w kraju nad Thames wiedzą o wyzyskiwaniu ludzi w niektórych branżach, że ci pracownicy pracują poniżej średniej zasadniczej płacy i tak naprawdę udają że ten problem ich nie dotyczy, ponieważ niejeden z tych ludzi zatrudnia również w swoich firmach Black Workers na najniższych stawkach.

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 05-04-2009 09:04 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2009-04-05 09:16:18 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Wypadki przy pracy
Praca może szkodzić Twojemu zdrowiu. Według statystyk Health & Safety Executive tylko w zeszłym roku, w Wielkiej Brytanii zanotowano
274 000 wypadków przy pracy, w tym 240 śmiertelnych. Jak wynika ze statystyk, tylko w 2007 roku z powodu chorób i urazów będących wynikiem wykonywanej pracy, zostało utraconych 36 milionów dni pracy. Zakłada się, że około połowa wszystkich wypadków zdarzyła się w pracy. Znacznie więcej wypadków nigdy nie zostaje zgłoszonych.
Obecnie pracodawcy muszą stosować się do wielu ścisłych przepisów regulujących zasady bezpieczeństwa i higieny pracy. Przykładowo, pracodawcy są zobligowani do zadbania o należyty stan maszyn, urządzeń, narzędzi i sprzętu oraz o porządek i ład w miejscu pracy. Są oni zobowiązani do przeprowadzenia odpowiedniego przeszkolenia w zakresie wykonywanej pracy, włącznie z ręcznym przemieszczaniem ciężkich przedmiotów.

W zależności od charakteru wykonywanej pracy pracodawca jest obowiązany nieodpłatnie dostarczyć pracownikowi środki ochronne zabezpieczające przed działaniem szkodliwych i niebezpiecznych dla zdrowia czynników występujących w środowisku pracy oraz informować go o sposobach posługiwania się tymi środkami.

Pracodawca jest zobowiązany dostarczyć pracownikowi nieodpłatnie odzież i obuwie robocze. Pracodawca jest obowiązany zapewnić, aby stosowane środki ochrony indywidualnej, odzież oraz obuwie robocze posiadały właściwości ochronne i użytkowe. Ponadto istnieją odpowiednie przepisy regulujące prace na wysokościach, na placu budowy, w kontakcie z chemikaliami.

Jeśli przepisy te są łamane, pracownikowi przysługuje roszczenie o naprawienie szkody wyrządzonej przez pracodawcę. Nawet, gdy wypadek nastąpił z winny Twojego współpracownika warto wspomnieć, iż pracodawca ponosi także odpowiedzialność za zachowanie swoich pracowników i szkody przez ich zaniedbanie wyrządzone.

Niestety, wiele osób, które poniosły wypadek w pracy, nigdy nie występują o odszkodowanie – wskaźniki mówią, że na 10 osób tylko 1 występuje z roszczeniem odszkodowawczym. Wiele osób nie występuje o przysługujące mu odszkodowanie z powodu mylnie pojętej lojalności wobec swojego pracodawcy albo ze strachu przed konsekwencjami swojego działania.

Każdy pracodawca jest zobligowany, według obowiązującego prawa, do posiadania ubezpieczenia. W znacznej większości przypadków to firma ubezpieczeniowa, a nie pracodawca bezpośrednio, zajmują się prowadzeniem sprawy. Pracodawca nie powinien utrudniać wykonywania swojemu pracownikowi pracy, tylko dlatego, że wystąpił z roszczeniem odszkodowawczym.

Oto kilka praktycznych wskazówek, które pomogą Ci w przypadku wypadku w miejscu pracy:
1.Upewnij się, że wypadek został zgłoszony i odnotowany. Twój pracodawca jest zobligowany przez obowiązujace prawo do udostępnienia książki wypadków. Jeśli Twój wypadek jest poważny, pracodawca obowiązkowo musi zgłosić wypadek to organu rządowego – Health and Safety Executive. Poproś o wgląd do raportu wypadku, bądź jednak ostrożny i nie podpisuj niczego w języku, którego nie rozumiesz. Upewnij się, że raport jest zgodny z okolicznościami wypadku i poproś o kopie.
2.Poproś o pomoc medyczną nawet, jeśli uważasz, że nie jesteś bardzo poważnie ranny. W miejscu pracy, powinna znajdować się odpowiednio przeszkolona osoba, gotowa udzielić pierwszej pomocy. W przypadku poważniejszych obrażeń, zgłoś się do lekarza pierwszego kontaktu (GP), bądź do szpitala. Aby wystąpi z roszczeniem odszkodowawczym, należy wykazać rozmiar obrażeń, dlatego bardzo pomocne będzie jeśli udasz się do lekarza w dzień wypadku.
3.Weź dokładne dane, adresy i numery telefonów świadków wypadku. Świadkiem nie musi być koniecznie osoba, która widziała wypadek, ale może być to ktoś, kto przebywał w pomieszczeniu obok, czy ktoś, kto widział cię zaraz po wypadku lub ktoś, kto posiada informacje na temat okoliczności wypadku. Ktoś kto był ofiarą podobnego wypadku, również może być bardzo pomocny.
4.Jeśli to możliwe, natychmiast zrób zdjęcia miejsca wypadku. Jeśli Twój wypadek był bardzo poważny, oczywiście w pierwszej kolejności zgłoś się po pomoc lekarską. Twój prawnik będzie potrzebować dokładne informacje na temat wypadku, więc także zdjęcia zrobione później mogą być przydatne.
5.Niektórzy pracodawcy próbują dojść do porozumienia z pracownikiem. Bądź uważny i nie przyjmuj żadnych pieniędzy od pracodawcy bez zasięgnięcia uprzednio opinii prawnika. Zwykle pracodawcy licząc na jak najszybsze i jednocześnie ciche zakończenie sprawy, proponują kwoty pieniężne, które są z reguy znacznie niższe niż realna wartość odszkodowania. Przyjmując pieniądze, znacznie utrudniasz możliwość wystąpienia z roszczeniem odszkodowawczym.
6.Nawet jeśli uważasz, że jesteś częściowo winny, nadal możesz ubiegać się o rekomensate za poniesione obrażenia. Obowiązujące prawo jest bardzo surowe i jest ustanowione tak, aby chronić pracowników przed wypadkami nawet, jeśli są oni nieostrożni czy też nie przykładają należytej uwagi. Jeśli wypadek był spowodowany przez niedbałość, nie wyklucza to możliwości ubiegania się o rekompensatę z tytułu poniesionych obrażeń.
7.Najważniejsze, to aby skorzystać ze specjalistycznej pomocy prawnej. Roszczenia odszkodowawcze ulegają przedawnieniu po upływie 3 lat od dnia w którym roszczenie stało się wymagalne. Jednak im szybciej się zgłosisz po poradę prawną, tym lepiej, albowiem świadkowie mogą nie pamiętać wszystkich szczegółów, dokumenty mogą zaginąć, a miejsce pracy oraz sprzęt mogą ulec zmianie. Nawet jeśli obrażenia są poważne i przewidywany jest długi proces rekonwalescencji, lepiej zacząć badanie sprawy bez zbędnych opóźnień.
News z sieci
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 60.6 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 59.6 | 60.6 | 61.6 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,