MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 58.7 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 57.7 | 58.7 | 59.7 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 58.7 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

chinczyk

Post #1 Ocena: 0

2009-03-24 15:55:42 (16 lat temu)

chinczyk

Posty: 2935

Mężczyzna

Z nami od: 09-07-2008

Skąd: najpiekniejsze miasto na wyspach!!!!

Cytat:

2009-03-24 15:47:22, Korba102 napisał(a):

30% ludzi Brytyjczyków nie tknęło się żadnego zajęcia i to z reguły oni najgłośniej krzyczą
Lecz oni wszak są u siebie więc mogą.
Następnym w kolejce jest napływ ludzi z Afryki i Azji w prawie o możliwość ubiegania się o socjalną pomoc jest mowa że warunkiem jest – legalny status w UK osoba ubiegająca się o pomoc w postaci materialnej i finansowej musi spełnić najważniejszy warunek- musi być rezydentem kraju lub obywatelem, nie będę się rozpisywał, dodam tylko to że ludzie z tych ze krajów otrzymują więcej jak ci rodowici obywatele. Otrzymują domy o wartości kilku milionów funtów i do tego pełną gamę usług finansowych dając im do portfela po kilkadziesiąt tysięcy funtów rocznie. A nas traktuje się jak materiał dziwnie genetyczny i próbuje się nas pozbawić wszelkiej możliwości sięgania po tą pomoc.
My jako legalni rezydenci EUROPY mamy prawo do takiego samego godnego życia jak mieszkańcy kraju w którym zakotwiczyliśmy swoje statki. I my niestety ponosimy wyższe wydatki z tym związane, ponieważ musimy pracować za mniej a żyć za więcej.
Nikogo nie interesuje fakt pomocy nam lecz istotna sprawa jest w tym że pracujesz za grosz, wyrabiasz normę za dwóch a płacić za wszystko musisz jak za trzech.
Odnośnie zmian to mnie nie ziębi a tym bardziej nie grzeje. Ja nie pobieram lecz cieszy mnie fakt brania przez tych, co maja wszelkie ku temu predyspozycje.



ladnie i zgrabnie napisane.proponuje przetlumaczyc na lokalny jezyk i umieszczac w komentarzach angielskich artykulow
yyy

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Strona WWWNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2009-03-24 16:03:45 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Brytyjczycy zablokowali Polakom drogę do pracy
Kilkudziesięciu demonstrantów zablokowało o świcie główną bramę elektrowni na Isle of Grain, gdzie zamiast rodzimych biznesów do modernizacji obiektu wybrano dwie polskie firmy: Remak Opole i ZRE Katowice. - My nie możemy pracować, to wy też nie będziecie - krzyczeli do Polaków rozwścieczeni Brytyjczycy.
Już o szóstej nad ranem, mimo przejmującego zimna, 70-osobowa grupa demonstrantów zebrała się przed bramą elektrowni na półwyspie Isle of Grain, 80 km od Londynu. Cześć Brytyjczyków zagrzała się do boju alkoholem. Przy dźwiękach popularnej brytyjskiej przyśpiewki "We are the best" czekali na Polaków, którzy mieli zacząć pracę punktualnie o 7.00.
"To przez Was nie mamy pracy"
Gdy tylko protestujący zobaczyli w oddali białe busy z polskimi rejestracjami, ustawili się z transparentami na wjeździe do elektrowni. Polacy zmuszeni byli zatrzymać się i wysłuchać obelg, jakie padały pod ich adresem ze strony protestujących. - Wracajcie do tej pier******* Polski - krzyczeli Brytyjczycy. - Nie potrzebujemy was tutaj.Poradzimy sobie sami - wołali.
- Godzicie się na zaniżone stawki. To przez Was nie mamy pracy - wykrzyknął z tłumu w stronę Polaków rozwścieczony mężczyzna w odblaskowej kamizelce Godzicie się na zaniżone stawki. To przez Was nie mamy pracy - wykrzyknął z tłumu w stronę Polaków rozwścieczony mężczyzna w odblaskowej kamizelce
Uwięzieni w samochodach Polacy bali się nawet uchylić okno. Wyglądali na zdezorientowanych i przestraszonych. Jednak żaden z nich nie odmówił wykonywania swoich obowiązków, do czego agitował ich tłum. Kierowca ani myślał zawracać. - Cieszę się, że mam pracę. Nie mogę na nic narzekać. Jestem zadowolony z warunków, jakie mi zaoferowano - mówił portalowi Gazeta.pl szpakowaty 50-latek siedzący na przednim siedzeniu vana nazywany przez resztę grupy "Majstrem". - Całe to zamieszanie jest niepotrzebne - dopowiadali z tyłu jego młodsi koledzy
O co chodzi w tym proteście? Anglicy walczą z pracownikami z Opola i Katowic, którzy ze względu na niższe zarobki stanowią dla nich konkurencję na rynku pracy. Brytyjski związek zawodowy Unite dowodzi, że opolski Remak pracujący przy modernizacji elektrowni na Isle of Grain, złamał tamtejsze porozumienia o zarobkach w sektorze budowlanym. Zdobył umowę, z której wynika, że Polakom oferowano 10 funtów za godzinę zamiast 14.
"Nie chodzi o ksenofobię, a o sprawiedliwość"
Nie wiadomo, co mogło by się jeszcze stać, gdyby nie szybka interwencja policji, która rozproszyła tłum z drogi wjazdowej na dwie strony jezdni. Polski kierowca od razu wykorzystał moment i samochód zniknął za bramą elektrowni. Za nim przejechały następne.

Jednak, gdy do wjazdu zbliżał się w białej skodzie Octavii, Aleksander Panaś, jeden z dyrektorów Remaku, wśród tłumu znów zawrzało. - Nie masz za grosz wstydu - wrzeszczeli protestanci. - Mam dwoje dzieci i pożyczkę do spłacenia - krzyczał wąsaty mężczyzna. Poranna blokada bramy spowodowała ogromny korek na ulicy prowadzącej do elektrowni. Część kierowców, ku uciesze demonstrantów, zdecydowało się zawrócić z drogi.

Pomimo burzliwych nastrojów, związkowcy wciąż przekonywali, że protesty nie są wymierzone w Polaków. - To nie są strajki przeciwko obcokrajowcom. Chodzi nam o sprawiedliwy podział miejsc pracy i należyte wynagrodzenia dla Polaków, którym płaci się mniej niż powinno - mówi Neil Willoughby, regionalny przedstawiciel brytyjskiego związku zawodowego Unite. - Wywalczyliśmy podwyżki dla polskich pracowników, którzy zamiast 14 funtów na godzinę zarabiali tylko 10 - tłumaczył. - Liczymy, że któregoś dnia dołączą do strajków. Mężczyzna wręczył Polakom kilkadziesiąt ulotek o ich prawach pracowniczych, które zostały przygotowane specjalnie dla nich w języku polskim.
Wałęsa wzorem brytyjskich demonstrantów?Podobnego zdania byli też niektórzy protestujący. - Nie mamy nic przeciwko Polakom, a jedynie domagamy się, aby nas nie omijano przy rekrutacji, jak zrobiły to dwie polskie firmy. Nie jesteśmy ignorantami, wiemy, jaka jest Polska. Pamiętamy o strajkujących w stoczni Gdańskiej i Lechu Wałęsie. I tak jak polscy stoczniowcy domagamy się swoich praw - mówili.

Na Isle of Grain nie obeszło się bez aresztowań. Policjanci zatrzymali demonstranta, który stanął tuż pod bramą, aby wyciągnąć ulotki z bagażnika. Policjanci uznali, że takie zachowanie może stanowić zagrożenie i natychmiast zaprowadzili mężczyznę do radiowozu. To jeszcze bardziej rozjuszyło demonstrantów. Rozległy się gwizdy, a chwilę później oklaski uznania dla aresztowanego. Strajk zakończył się tuż przed godz. 11. Kolejną demonstrację związkowcy planują już na najbliższą sobotę, tym razem w stolicy.
News z sieci
Z jedne strony fakt że Brytyjczycy mają rację lecz prawne możliwości są inne
I niestety UE daje możliwość pracy w każdym zakątku krajów zrzeszonych
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2009-03-24 19:02:03 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Cytat:

2009-03-24 15:55:42, chinczyk napisał(a):
Cytat:

2009-03-24 15:47:22, Korba102 napisał(a):

30% ludzi Brytyjczyków nie tknęło się żadnego zajęcia i to z reguły oni najgłośniej krzyczą
Lecz oni wszak są u siebie więc mogą.
Następnym w kolejce jest napływ ludzi z Afryki i Azji w prawie o możliwość ubiegania się o socjalną pomoc jest mowa że warunkiem jest – legalny status w UK osoba ubiegająca się o pomoc w postaci materialnej i finansowej musi spełnić najważniejszy warunek- musi być rezydentem kraju lub obywatelem, nie będę się rozpisywał, dodam tylko to że ludzie z tych ze krajów otrzymują więcej jak ci rodowici obywatele. Otrzymują domy o wartości kilku milionów funtów i do tego pełną gamę usług finansowych dając im do portfela po kilkadziesiąt tysięcy funtów rocznie. A nas traktuje się jak materiał dziwnie genetyczny i próbuje się nas pozbawić wszelkiej możliwości sięgania po tą pomoc.
My jako legalni rezydenci EUROPY mamy prawo do takiego samego godnego życia jak mieszkańcy kraju w którym zakotwiczyliśmy swoje statki. I my niestety ponosimy wyższe wydatki z tym związane, ponieważ musimy pracować za mniej a żyć za więcej.
Nikogo nie interesuje fakt pomocy nam lecz istotna sprawa jest w tym że pracujesz za grosz, wyrabiasz normę za dwóch a płacić za wszystko musisz jak za trzech.
Odnośnie zmian to mnie nie ziębi a tym bardziej nie grzeje. Ja nie pobieram lecz cieszy mnie fakt brania przez tych, co maja wszelkie ku temu predyspozycje.



ladnie i zgrabnie napisane.proponuje przetlumaczyc na lokalny jezyk i umieszczac w komentarzach angielskich artykulow

Myślę że nie mam takiej potrzeby by tłumaczyć materiałów tych które sam umieszczam, ponieważ Brytyjczycy doskonale sobie radzą z tym problemem. Ja nie będę im pomocny w tym i niech troszeczkę pracy sami w to włożą i z ich strony troszeczkę potu w umyśle, im się właśnie przyda. W końcu inwigilują wszystkich i wszystko co się rusza w UK i dobrze że nie maja dostępu do naszych umysłów, pomyśl co by się działo w tym przypadku. 8-)
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2009-03-25 09:06:18 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Emigranci są straconym pokoleniem
Na bilans migracji zarobkowej po wejściu Polski do Unii Europejskiej składają się niewykorzystane w pełni możliwości okresu transformacji, stracone pokolenie emigrantów i długofalowe problemy demograficzne - powiedziała prof. Krystyna Iglicka, demograf i ekonomistka z Centrum Stosunków Międzynarodowych w Warszawie, która we wtorek wygłosiła wykład na University College w Londynie.
Za poważne zjawisko społeczne uważa Iglicka to, że duża grupa ludzi urodzonych w okresie demograficznego boomu wczesnych lat 80., którzy wyjechali do pracy za granicą w ostatnich pięciu latach, żyła w Polsce na społecznym marginesie, a po wyjeździe na Zachód do pracy znów wylądowała na marginesie.
Ma na myśli tych, którzy w Polsce byli bezrobotni, bądź też studiowali na modnych w latach 90. lecz w praktyce mało przydatnych na rynku pracy kierunkach, takich jak zarządzanie, marketing, czy administracja, zaś za granicą pracowali poniżej kwalifikacji, bez możliwości wybicia się.
Iglicka nazywa to zjawiskiem podwójnej marginalizacji.
"Niektórzy z nich próbują wrócić, ale jeśli w CV mają pracę w barze, lub opiekę nad dzieckiem, to wygląda to źle. To jest ta migracyjna pułapka dużego segmentu polskiego społeczeństwa" - dodaje. Wyprowadza stąd wniosek, że długofalowo najbardziej stratni na migracji będą sami emigranci.
Jak wynika z przeprowadzonych ostatnio w pięciu polskich miastach lecz niepublikowanych jeszcze badań, emigranci, którzy wrócili do Polski, dzielą się na dwie grupy: tych, co wrócili, bo zarobili oraz tych, którzy wrócili, ponieważ ponieśli życiową porażkę. Połowa wracających deklaruje powrót na stałe, a druga połowa myśli o reemigracji.
W wykładzie na stanowiącym część uniwersytetu londyńskiego University College, po stronie pozytywów emigracji Iglicka wskazała na spadek bezrobocia w Polsce, wzrost przelewów pieniężnych z zagranicy, możliwość wejścia na rynek pracy za granicą dla osób pozbawionych jej w kraju.
Zauważyła zarazem, iż zjawisko największej w Polsce migracji od lat 50., szacowanej na ponad 2,1 mln osób, nastąpiło w czasie spadku dynamiki przyrostu ludności i spotęgowało go. Zaostrzył się w związku z tym problem starzenia się ludności i utrzymania wydolności systemu emerytalnego w dłuższym okresie.
"W 2025-30 r. Polska będzie w tragicznej sytuacji demograficznej" - zaznaczyła Iglicka.
Problemy społeczne na tle emigracji to m.in. rozpad więzów społecznych, zjawisko tzw. eurosierot (10-15 tys. dzieci porzuconych przez emigrantów), uzależnienie gospodarstw domowych od transferu gotówki z zagranicy i spadek aktywności zarobkowej tych, którzy je otrzymują.
Wysokie bezrobocie w Polsce połączone z brakiem rąk do pracy prof. Iglicka tłumaczy częściowo nieudaną reformą oświaty z lat 90., likwidującą wiele szkół zawodowych i techników, a wprowadzającą mało w praktyce przydatne studia na prywatnych uczelniach na kierunkach zarządzania, marketingu, czy administracji.
Z punktu widzenia Polski, kraju wysyłającego imigrantów, bilans migracji już teraz jej zdaniem jest negatywny. W ostatecznym rachunku będzie jednak zależał od tego, ilu imigrantów wróci, z jakimi kwalifikacjami i w jakim okresie czasu. Strumień osób wracających do kraju jak dotąd jest według niej nieduży

News z sieci

Dziwnym sposobem nikt nie widzi problemu ze strony państwa. Zauważmy że państwa takie jak np. Niemcy, UK , Francja itd. Maja szeroko rozwinięta pomoc socjalna, która to wręcz stoi w obronie każdego obywatela. Jak można sponiewierać obywateli kraju, pozbyć ich tożsamości a zatem godnego życia. Czy państwo to organ który ściągać ma tylko podatki i wystawiać ID card dla swoich obywateli? W celu rejestracji tych że obywateli.
Kim to jest obywatel IV Rzeczypospolitej Polskiej? - niechcianym bękartem ustroju, gdzie większa część elity rządzącej nie chroni biednego obywatela tylko pogrąża go w ubóstwie i wyzysku. Ważne cele dla obywateli kraju zostały pogrzebane razem z idea socjalizmu i demokracji. Nawyki byłych działaczy komunistycznych weszły w życie w komórkach SOLIDARNOŚCI co za różnica kto kradnie PRAWICA, LEWICA złodziej jest złodziejem.
:-Y
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2009-03-25 19:26:35 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Zakaz rozmawiania za atak na Polaka
Trzech nastolatków, którzy latem ubiegłego roku zaatakowali i pobili dwóch Polaków, zostali skazani przez Sąd Koronny w Gloucester. Dostali zakaz wychodzenia wieczorem z domu i… rozmawiania ze sobą. Jeden z Polaków ma poważnie uszkodzone oko - informuje Goniec.com.
Do zdarzenia doszło pod koniec maja ubiegłego roku w Newent. Robert Chalinoniuk wybrał się do sklepu na High Street, gdzie zauważył kilkuosobowa grupkę młodych ludzi. Był wśród nich 19 letni George Bradley i osiemnastolatek Jake Griffin. Robert znał ich, bo już wcześniej zaczepiali go i grozili mu pobiciem. Gdy skończył zakupy i chciał wyjść ze sklepu, Polak został otoczony a napastnicy najpierw go popychali a potem zaczęli bić. Po kilku ciosach Chalinoniuk wyrwał się z opresji i zaczął uciekać w stronę domu.

Na pomoc wybiegł mu ojciec, Marek Chalinoniuk, który chciał powstrzymać napastników. Niestety dostało się i jemu. Napastnicy kopali go oraz bili pięściami po twarzy. Świadkami tej sceny stali się dwaj policjanci, którzy przerwali bijatykę i zatrzymali napastników.

Bradley i Griffin przyznali się do napaści na Polaków a sąd uznał ich winnymi. Kontrowersje budzić może jedynie rodzaj i wysokość zasądzonej im kary. Bandyci dostali co prawda po 9 miesięcy więzienia, ale sąd zawiesił wykonanie kary na rok. Dodatkowo orzekł również, że obydwaj nie mogą opuszczać domu między 7 rano a 7 wieczorem, mają też zakaz kontaktowania się ze sobą przez okres najbliższych dwóch lat.

Jak donosi lokalna prasa, jeden z pobitych mężczyzn, cierpi w wyniku ataku na uszkodzenie gałki ocznej.
News z sieci
Dziwne kary w UK, jaki kraj takie kary

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 25-03-2009 19:27 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2009-03-25 20:16:50 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Era legalnych narkotyków?
Legalne specyfiki sprzedawane w internecie, stanowiące alternatywę dla kokainy, ecstasy i amfetaminy, to najnowsza generacja środków pobudzających, która może zmienić oblicze rynku narkotykowego w Wielkiej Brytanii. Są one dostępne dla każdego, kto ma adres emailowy i konto w PayPal.

Jako że są one dozwolone, a cały czas produkowane są kolejne podobne substancje, krajowi grozi nowa fala narkomanii, jak wynika z badań przeprowadzonych przez DrugScope, niezależny ośrodek zajmujący się informowaniem o narkotykach. Ludzie, którzy testowali jeden ze środków, mówią o odczuciach podobnych, jak w przypadku nielegalnych specyfików klasy A.

W internecie toczą się już dyskusje o nowych dopalaczach, a zwłaszcza o dwóch środkach: mefedronie, zwanym w skrócie "mefem" i metylenie. Ten pierwszy kosztuje około 14 funtów za jeden gram, który wystarcza na pięć doustnych dawek. Daje on podobne efekty, co MDMA (ecstasy), amfetamina i kokaina, a zażywające go osoby twierdzą, że wywołuje euforię, gadatliwość i zwiększa wrażliwość czuciową. Wskazuje się, że "pod względem chemicznym nieznacznie różni się" on od MDMA i metamfetaminy, a jeszcze bliżej spokrewniony jest z katynonem, aktywnym składnikiem czuwaliczki jadalnej.

Produkowany w chińskich laboratoriach narkotyk jest legalnie importowany do Wielkiej Brytanii i sprzedawany w internecie na brytyjskich i austriackich stronach WWW oraz w sklepach z akcesoriami takimi jak fifki czy bibułki. Na stronach internetowych często oferowany jest jako "pożywka dla roślin". Jak donosi najnowszy numer "Druglink", magazynu wydawanego przez DrugScope, jedna z brytyjskich stron informuje, że właśnie sprowadziła 2 kilogramy mefedron.

Eksperci zwracają uwagę na potencjalną szkodliwość tych narkotyków, zażywanych nieraz dość lekkomyślnie. Dr John Ramsey, toksykolog z St George’s University w Londynie, a zarazem dyrektor Tic Tac Communications, organizacji badającej uzależniające substancje psychoaktywne, twierdzi, że konsumpcja nowych specyfików to problem zdrowia publicznego.

Powiedział on "Druglink": "Działają one bardzo podobnie do narkotyków, których są pochodnymi. Na pogotowie trafiają zarówno ludzie biorący nielegalne dopalacze, jak i przyjmujący nowe środki chemiczne. Ich bezpośrednie efekty są praktycznie nie do odróżnienia od działania MDMA czy amfetaminy. Nie wiemy jednak nic o ich toksyczności, ponieważ jeszcze do niedawna nie były traktowane jako używki, więc nie prowadzono formalnych badań. Znamy jedynie relacje ludzi, którzy w chat roomach czy grupach dyskusyjnych opisują swoje doświadczenia, albo właśnie trafiają na pogotowie".

W maju zeszłego roku w rzeczach zmarłego duńskiego nastolatka znaleziono mefedron, ale raport toksykologiczny nie ustalił jednoznacznie przyczyny jego śmierci.

Jednym ze skutków działania mefedronu może być kompulsywne dawkowanie, zwane "głodem": uzależniona osoba chce wziąć małą działkę narkotyku, ale szybko zużywa cały swój zapas. "Wziąłem osiem gram mefu w weekend – donosi jedna osoba. – Serce wciąż mi dziwnie bije i całkowicie zeszła mi skóra z ust". Ramsey uważa, że środki te rozpowszechniły się na skutek delegalizacji przez rząd klasy substancji opartych na BZP (benzylopiperazynie).

– Zawsze na horyzoncie znajdzie się coś, czego nie obejmie prawo – mówi Ramsey. – Nie nadąża ono za tym, co dzieje się na ulicy. Musimy ostrzec zażywających te specyfiki ludzi, na jakie ryzyko są narażeni.

Rzecznik Home Office podkreśla: – Jeżeli pojawią się poważne argumenty za dodaniem jakiegokolwiek "legalnego dopalacza" do listy kontrolowanych substancji, wskazujące, że w myśl ustawy o nadużywaniu narkotyków z 1971 roku stwarza on poważny problem społeczny i zdrowotny, niezwłocznie zwrócimy się do parlamentu o zgodę na takie kroki, rzecz jasna po wydaniu opinii przez Radę Doradczą ds. Nadużywania Narkotyków.

News z sieci
Na początku pedalstwo z przymrużenia oka a teraz czas na narkotyki
Współczuje tym co musza i wciskają sobie ciemnotę że nie są uzależnieni
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2009-03-26 08:38:02 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

USA: Obama oskarżony o "zdradę";!!!
Były oficer amerykańskiej armii włączył się w sprawę ustalenia miejsca urodzenia Baracka Obamy, którą podjął wczoraj Sąd Najwyższy i Departament Sprawiedliwości. Były wojskowy wniósł kryminalny pozew przeciwko prezydentowi USA w sądzie W Tennessee – informuje serwis worldnetdaily.com.
Portal Onet.pl poinformował wczoraj, że Amerykański Sąd Najwyższy i Departament Sprawiedliwości oświadczyły, że zajmą się sprawą kontrowersji dotyczących miejsca urodzenia Baracka Obamy.

Emerytowany oficer marynarki wojennej Walter Francis Fitzpatrick III, który od 20 lat prowadzi kampanię mającą na celu "ujawnienie kryminalnej aktywności w wojsku", oskarżył prezydenta USA o "zdradę".
Wojskowy napisał w złożonym pozwie do prezydenta, że "od dwudziestu lat obserwuje ataki na konstytucję dokonywane przez wojskowo-politycznych arystokratów".

"Dostałeś się do Białego Domu dzięki stosowaniu siły, kombinowaniu, zatajaniu prawdy, zarozumiałości, fałszowi i podstępowi. Udając prezydenta i głównodowodzącego armii pozbawiłeś siły zbrojne cywilnego nadzoru nad militarnym establishmentem" – napisał Fitzpatrick.

Jak przykład łamania prawa przez Obamę, wojskowy podał ćwiczenia, w ramach których rozmieszczono sił zbrojne USA w miasteczku Samson w Alabamie.

"Teraz się policzymy. Oskarżam ciebie i twoich kryminalnych wojskowo-politycznych współpracowników o zdradę. Nazywam ciebie twoich współpracowników zdrajcami. Twoje kryminalne czyny stanowią zagrożenie. Zasadniczo zmieniłeś formę naszego rządu. Konstytucja została naruszona" – precyzuje były wojskowy.

"Identyfikuję cię jako urodzonego za granicą wewnętrznego wroga Stanów Zjednoczonych" – podkreśla Fitzpatrick.

Jak podkreslił, zaraz po tym jak złożył pozew został odwiedzony w domu przez agentów Secret Service, służby zajmującej się ochroną prezydenta. Po krótkiej rozmowie agenci uznali, że Fitzpatrick nie stanowi zagrożenia dla prezydenta i opuścili jego dom.

Były wojskowy stwierdził także, iż nie wykonałby żadnego rozkazu wydanego mu przez Baracka Obamę, który według konstytucji jest także głównodowodzącym sił zbrojnych USA.

Wczoraj Sąd Najwyższy USA zdecydował, ze rozpatrzy dokumenty przekazane przez organizację Defend Our Freedom, która domaga się, by sędziowie wyjaśnili kwestię certyfikatu urodzenia Baracka Obamy. Sprawę dokumentu prowadzi Orly Taitz, która publicznie domagała się ujawnienia certyfikatu. Jak na razie, certyfikat ten pokazano tylko raz – w formie zdjęcia, umieszczonego w internecie. Jeśli okazałoby się, że Obama nie urodził się na terytorium USA, to zostałby pozbawiony urzędu prezydenta USA. Dzisiejsza decyzja Sądu Najwyższego o rozpatrzeniu sprawy to przełom, z uwagi na fakt, że jego sędziowie nie chcieli wcześniej się nią zajmować.

Pozew Fitzpatricka to druga sprawa, którą w związku z pochodzeniem Obamy, rozpatrzy amerykański wymiar sprawiedliwości
News z sieci
I stało się czyżby szykował się wielki kryzys polityczny na Amerykańskim kontynencie?
Burak może się okazać oszustem jak wielu z około 10% obywateli USA którzy zostali wklejeni w życiorys tego kraju.
Leprze certyfikaty kosztują około 10tyś dolarów, ciekawe ile dał Czarny Burak???

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 26-03-2009 09:05 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2009-03-26 17:41:30 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Council tax od kwietnia w górę
Od kwietnia "council tax" podrożeje w Anglii średnio o 3 proc. Za nieruchomość z tzw. "Band D" (wartość od 68 do 88 tys. funtów) w roku podatkowym 2009/2010 trzeba będzie zapłacic 1414 funtów.
Posunięcie rządu krytykują Torysi. Caroline Spelman, minister w konserwatywnym gabinecie cieni, mówi: "w czasach, gdy miliony pracowników zmagają się z zamrożeniem płac i bezrobociem, podwyżki opłat o kolejne 41 funtów rocznie, to kolejny cios w ludzi."

Lejburzyści tłumaczą, że i tak zrobili wszystko by zminimalizować wysokość podwyżek, ale samorządy borykają się z problemami finansowymi i potrzebują dodatkowych środków
News z sieci
Były propozycje o zamrożeniu na parę miesięcy, a tu taka nowina.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2009-03-27 23:25:13 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Najgorszy sen
Zwykły piątek w Coventry

Co robić, kiedy drzwi do twojego domu wylatują z hukiem i do środka wpada banda pijanych barbarzyńców wydzierających się: "Wracajcie do swojego domu, pieprzeni Polacy!"? Takiej możliwości staramy się nie dopuszczać do naszej świadomości. Czasem jednak najgorszy sen staje się jawą.

To był taki sam piątek wieczorem jak tysiące innych. Nie było jeszcze dziewiątej. Jacek przysypiał na łóżku, Aneta właśnie się kąpała, a Filip, Anita, Paula i Tamara, zużywając resztki nagromadzonej energii biegały po całym mieszkaniu. Za oknem wydzierała się jakaś banda pijanych idiotów, ale tak tu się zaczyna każdy weekend. Aneta zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że niektórzy mieszkańcy Coventry lubią w ten sposób świętować zakończenie kolejnego tygodnia. Na parterze pod ich mieszkaniem jest sklep, do którego ściągali z całej okolicy miłośnicy czegoś mocniejszego. Zresztą z powodu tych wieczorowych pielgrzymek jego właścicielowi groziło odebranie licencji. Tym razem jednak okrzyki wcale nie cichły. W pewnym momencie dziewczyny wiedzione ciekawością otworzyły okno i wtedy usłyszały już bardzo wyraźnie. "Sp... do domu, polska ku...!" Na dole stała kilkunastoosobowa grupa pijanych dwudziestolatków. W pewnym momencie w stronę ich okna zaczęły lecieć kamienie. To już nie wyglądało jak zwykły piątek wieczorem.

Facet z ostrzem między palcami

- Jak zaczęli rzucać w okno tymi kamieniami, to dzieciaki je zamknęły i przybiegły po mnie. Ja nic nie słyszałam, bo byłam w wannie– wspomina piątkowy horror Aneta, która natychmiast kazała zgasić światło. - Myślałam, że się po prostu znudzą, ale oni byli coraz bardziej agresywni. Kiedy w kierunku ich okna poleciał kolejny kawał cegłówki, Aneta złapała za telefon i zadzwoniła na policję. W tym czasie wydarzenia nabrały takiego tempa, że lokatorom mieszkania nad sklepem monopolowym wydają się być jedną chwilą. Napastnicy zmienili taktykę i całą swoją agresję skierowali ku znajdującym się od strony podwórka drzwiom wejściowym.

- Dzieci mnie obudziły krzycząc, że oni są już w domu, że wykopali drzwi, no i generalnie była histeria – opowiada Jacek. O te drzwi już wcześniej były kłótnie z landlordem. Strasznie były liche i Jacek od dawna domagał się, żeby wymienić je na coś mocniejszego. Jak się okazało, praktycznie nie stanowiły dla agresorów żadnej przeszkody i pękły na pół już po pierwszym kopnięciu. Kiedy obudzony przez dzieciaki Jacek zbiegał po schodach na dół, pierwsze co zobaczył, to właśnie strzępy drzwi i stojącego w wejściu obcego faceta. - Potem to się już szybciutko potoczyło - mówi.

Napastnicy początkowo widząc, że ktoś wybiega im naprzeciw, rzucili się do ucieczki. Po chwili jednak zorientowali się, że ich przewaga wynosi jakieś 15:1, dopiero wtedy rzucili się na Jacka i zaczęli go okładać.

- Oni byli przygotowani na tę rozróbę. To nie było tak, że ci ludzie się tu zatrzymali przypadkiem. Jeden miał pałkę. Ten najbardziej agresywny koleś miał takie małe ostrze między palcami. Jak je zobaczyłem, to stwierdziłem, że muszę użyć jakichś cięższych argumentów – wspomina.

- Jacek się tam na dworze zaraz przewrócił, a oni go kopali. Był zamroczony. Gdy wszedł do domu, był cały zakrwawiony. Krew leciała mu z szyi, z głowy, kolana miał całe pozdzierane. Wyglądało to strasznie, przecież mogli go zabić – wspomina Aneta.

Kiedy Jacek wycofał się do domu, jego dziesięcioletni syn Filip włożył mu do ręki młotek. Mężczyzna ścisnął narzędzie i usiadł na schodach w oczekiwaniu na dalsze ataki. Na szczęście w tym momencie na miejscu pojawiła się policja i agresorzy rzucili się do ucieczki.

Trauma niewinnych dzieciaków

Jeszcze tej samej nocy w areszcie znalazło się pięciu bandziorów. W sumie dzięki zbiorowej akcji sąsiadów, którzy nie dość, że zaczęli dzwonić po pomoc, to jeszcze na bieżąco robili zdjęcia i nakręcili całe zajście kamerą wideo. Sam Jacek był w stanie rozpoznać tylko jednego z nich.

- Tej nocy dzieci bały się spać w domu. Chciały ją spędzić w samochodzie i zaraz rano wyjechać – opowiada Aneta. Najmłodszy Filip ma dziesięć lat, najstarsza Tamara – trzynaście.

Najciężej było przez pierwszy tydzień. Właściwie dopiero w następny piątek dziewczyny z Filipem wyszły pierwszy raz przed dom. Ale piątek to był przecież ten dzień, kiedy to się wydarzyło. Kiedy wieczorem na ulicy dało się słyszeć zwiastujące początek weekendu głosy pijanych przechodniów, powróciły lęki. Paula zwierzyła się Anecie, że wciąż się boi. Dzieci zawsze teraz sprawdzają, czy drzwi są zamknięte. Są wyczulone na dźwięki z ulicy. Do szkoły Jacek odwozi je samochodem. Nie chcą iść same.

- Ja sama jestem przerażona. Mieszkam tu już tyle lat, a jeszcze nigdy mnie coś takiego nie spotkało. Z Anglikami nie miałam do tej pory żadnych problemów. Zawsze uważałam, że to przemili ludzie – mówi Aneta. Rodzina nie zamierza pozostawać w mieszkaniu nad sklepem dłużej niż to będzie konieczne. - Coventry mi już nie leży. Ja wiem, że mi się to już nigdy więcej nie przytrafi, ale nie umiem o tym zapomnieć - mówi.

Miasto emigrantów

Coventry swój okres prosperity przeżyło w latach 50. i 60. Przez ten czas miasto nazywane było "brytyjskim Detroit". Z taśm tutejszych fabryk zjeżdżały tysiącami modele takich marek jak Jaguar, Triumph, Hilman-Chrysler, Talbot i Peugeot. Cała Wielka Brytania i pół Europy jeździło samochodami z Coventry. Populacja miasta wystrzeliła z 220 tys. w 1945 roku do 335 tys. 25 lat później. Dzisiaj z tamtego czasu świetności pozostało Muzeum Transportu położone w centrum miasta i struktura demograficzna. Jedną czwartą mieszkańców miasta stanowią przyjezdni. Głównie Hindusi, którzy w latach motoryzacyjnego boomu ściągali tu, żeby znaleźć zatrudnienie w tutejszych fabrykach. Niestety, rok 1970 był ostatnim z tłustych lat. Jedna po drugiej zaczęły w mieście upadać kolejne firmy. Bezrobocie sięgnęło 20 procent. W świat w poszukiwaniu nowego zajęcia wyruszył co dziewiąty mieszkaniec miasta. Populacja Coventry zmniejszyła się o 35 tys. osób.

Taka trauma musiała pozostać w zbiorowej pamięci miasta. Jacek i Aneta przyznają, że piątkowy napad nie jest pierwszym przejawem rasizmu, z jakim się spotkali. - Zaczepki w stosunku do dzieci zdarzały się już wcześniej. Filipowi w klasie dokuczało dwóch kolegów. Nie jakiś margines. Jeden z nich jest synem nauczycielki. Dzieci są złośliwe. Przeważnie zresztą powtarzają to, co usłyszały w domu. Ale do tej pory to były tylko słowne zaczepki – mówi Jacek. Niedaleko ich domu stoją dwa bloki komunalne. Dziewczyny nigdy nie lubiły tamtędy przechodzić.

- Tam mieszka kilku takich dwunasto-, trzynastolatków. Pewnego dnia zaczęli je gonić, wyzywać. Wykrzykiwać rasistowskie hasła – opowiada Aneta. Przyznaje, że informowali o tym policję, jednak stróże prawa nie są w stanie z tym cokolwiek zrobić. Najbardziej agresywny z nastolatków ma nawet kuratora, ale nic sobie z tego nie robi. - Sama, kiedy przechodzę koło tych bloków, wolę iść drugą stroną ulicy – mówi Aneta.

Nieprzyjemne przygody zdarzały się zresztą również innym. Kiedy znajoma Jacka wyszła jakiś czas temu przed dom i poprosiła urzędujących na ulicy osobników, żeby zachowywali się ciszej, bo w domu śpią jej dzieci, została ciężko pobita.

- Kopali ją po twarzy. Ona też usłyszała, co myślą o Polakach – opowiada Jacek.

Źle się zaczyna dziać

Złych wiadomości dociera z brytyjskiej prowincji coraz więcej. Łukasz Hubner z kancelarii prawnej Quick Claim przyznaje, że jego firma do niedawna zajmowała się głównie sprawami czysto kryminalnymi. - Narodowość naszych klientów nie miała zazwyczaj żadnego wpływu na przebieg wydarzeń - mówi. Przed mniej więcej dwoma miesiącami do jego kancelarii zaczęły zgłaszać się osoby, które padły ofiarą napaści na tle rasistowskim. Jak przyznaje Hubner, duża część tych przypadków to ataki na młodzież. - Przed szkołą czy po lekcjach polskie dzieci są atakowane przez swych kolegów. Czasem wydarzenia obierają naprawdę niebezpieczny obrót. Jednemu z moich klientów napastnicy wybili cztery zęby - mówi. Oprócz spraw cięższego kalibru zdarzają się również przypadki mniej drastyczne, jednak dla osób, które padły ich ofiarą, ciągle są uciążliwe i nieprzyjemne. - Dużo wydarzeń to przypadki wandalizmu. Samochody na polskich numerach są rysowane, ktoś wybija im szyby – mówi prawnik.

Domy, w których mieszkają Polacy, łatwo jest namierzyć dzięki zamontowanym na ścianach antenom satelitarnym z charakterystycznym logo Cyfry+ lub Polsatu. - Naszym klientom wybijane są okna. Sąsiedzi tego w ogóle nie widzą albo nie chcą widzieć, a policja nie bierze tego zbyt poważnie – dodaje prawnik.

Sprawcami przeważnie są grupki młodych Anglików. Jak zaznacza Łukasz Hubner te przypadki rozkładają się mniej więcej równomiernie po terenie całego Zjednoczonego Królestwa. - Ludzie dzwonią do nas z Luton, z Manchesteru i z wielu innych miejsc - potwierdza. O tym, że w miarę pogarszania się stanu brytyjskiej gospodarki będą się nasilały przypadki, rasizmu na początku roku ostrzegało Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii.

- Niestety, tego można było się spodziewać. W okresie recesji ludzie zazwyczaj szukają kozła ofiarnego. Polacy są największa grupą spośród przyjezdnych z krajów, które przystąpiły do Unii w 2004. Siłą rzeczy jesteśmy więc obwiniani o zabieranie Brytyjczykom miejsc pracy. Oczywiście jest to nonsens – mówi prezes ZPwWB Jan Mokrzycki. Jego zdaniem, winić za zaistniałą sytuację należy przede wszystkim skrajną brytyjską prawicę. Jego zdaniem to ona, poprzez swoją nieodpowiedzialną działalność, podsyca antypolskie nastroje. - Musimy się przed tym bronić. Szczęśliwie mamy za sobą rząd, policję i związki zawodowe.

News z sieci
Dzięki nagonce mediów mamy pogrom. Tylko my biali możemy być dyskryminowani, a niektórzy krajanie potrafią jeszcze obstawać za grylowanymi czy siniolami o nich prasa nie pisze źle, gdyż co kolorowe nawet jak śmierdzi to pachnie. Jedni pracują i nie jest im dane brać, a drudzy tylko biorą gdyż nie umieją pracować.
To do naszego fraka kwiatek angole przypinają, robiąc z nas pośmiewisko i idiotów a w następstwie stajemy się przeciętnymi ofiarami linczu.
:-Y

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 28-03-2009 07:57 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2009-03-28 08:11:05 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Polacy oficjalnie trzecią mniejszością w Wielkiej Brytanii


Polacy są trzecią pod względem wielkości grupą etniczną w Wielkiej Brytanii – wynika z danych rządowego biura statystycznego (Office for National Statistics). Wyprzedzają nas tylko Hindusi i Irlandczycy - informuje Goniec.com.
Biuro Statystyk Narodowych (ONS) opublikowało raport zatytułowany "Population Trends". Dane, na jakich opiera się dokument, zostały ujawnione w sierpniu ubiegłego roku. Dopiero teraz jednak rządowi statystycy opracowali ich pełną analizę. Wynika z nich, że w latach 2004 – 2007 w Wielkiej Brytanii osiedliło się ponad milion przybyszy z zagranicy. Wśród nich najliczniejsza grupę stanowili Polacy.

Jak podaje Goniec.com, jeszcze w 2004 roku do polskiego pochodzenia przyznawało się 90 tys. mieszkańców Wielkiej Brytanii. Plasowało to polska diasporę na 12. miejscu na liście mniejszości narodowych. Po zaledwie trzech latach było nas już 405 tys. i awansowaliśmy na trzecie miejsce. Pierwsze miejsce na liście od lat zajmują Hindusi (613 tys.), na drugim znaleźli się przybysze z Republiki Irlandii (420 tys.).

Ze statystyk wynika również, że po przystąpieniu Polski do Unii nasi rodacy wyruszyli tłumnie na podbój brytyjskiej prowincji. Przed rokiem 2004 prawie 60 procent polskich emigrantów mieszkało w Londynie. W tym samym czasie we wschodniej Anglii mieszkało zaledwie 8 tys. Polaków. Trzy lata później liczba ta wzrosła do 41 tys. i staliśmy się najliczniejszą mniejszością narodową w tym regionie detronizując Irlandczyków. Podobna sytuacja miała miejsce w Szkocji. W roku 2007 już tylko co trzeci Polak był londyńczykiem.

Zmieniła się również nasza struktura wiekowa. Według danych z 2004 27% brytyjskich Polaków to osoby powyżej 65 roku życia. Była to głównie stara emigracja z czasów II wojny światowej. W momencie, kiedy przed obywatelami nowo przyjętych do Unii państw otworzył się brytyjski rynek pracy, żołnierze generała Andersa zostali przytłoczeni przez falę młodych, którzy ruszyli w świat w poszukiwaniu lepszego życia. W 2007 najstarsze pokolenie stanowiło już jedynie 5 proc. Polonii, natomiast aż 54 proc. to ludzie w wieku 16-29 lat.

Według danych, jakimi dysponują urzędnicy z ONS najliczniej zasiedlonym przez emigrantów miejscem na Wyspach jest Londyn. Co trzeci mieszkaniec stolicy Zjednoczonego Królestwa urodził się za granicą. W roku 2005 dzielnica Westminster stała się pierwszym miejscem w Wielkiej Brytanii, w którym Brytyjczycy stali się mniejszością. Rok później taki sam los spotkał Brent. Najliczniej zasiedlone przez Polaków londyńskie dzielnice to Richmond upon Thames, Hammersmith and Fulham, Croydon i Havering - czytamy na stronach Goniec.com
News z sieci
To i tak nie zmieni toku myślenia tubylczaków, gdyż kiedyś chłopcem do bicia był Irlandczyk a teraz Polak, zawsze znajdzie się tylko ta biała nacja, by właśnie ją obciążać za wszelkie niepowodzenia. Krajanie jesteśmy w kolejce baz zmiany w saloniku.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 58.7 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 57.7 | 58.7 | 59.7 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,