MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 57 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 56 | 57 | 58 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 57 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2009-03-18 10:10:39 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Po Bradford i Sheffield przyszedł czas na Londyn. Polska ambasada w Londynie ostrzega przed siatkami oszustów, którzy próbują zwerbować Polaków do fikcyjnej pracy w Wielkiej Brytanii. To właśnie tutaj - do polskiej ambasady - w ciągu ostatniego miesiąca, zgłosiło się ponad 30 oszukanych osób.

Znalazłam ogłoszenie w ogólnopolskiej gazecie praca: pracownik fizyczny do pakowania artykułów wędkarskich. Podany był angielski numer telefonu. Zadzwoniłam, odebrał pan, który był bardzo konkretny- praca 6 dni w tygodniu, stawka za godzinę 8 funtów – opowiada Ewa, która wraz z przyjaciółmi wybrała się na Wyspy. – Wylądowaliśmy na Stansted gdzie miał nas ktoś odebrać. Nikt tam jednak na nas nie czekał. Po telefonie do naszego pośrednika okazało się, że musimy dojechać na Heathrow, gdzie czekaliśmy kolejne 3 godziny. Po czym kolejny telefon, że jednak mamy wziąć taksówkę i jechać pod podany adres – relacjonuje Ewa. – Pod domem czekaliśmy 40 minut. Było zimno, a my okropnie zmęczeni. W końcu zjawił się Polak, który mówi, najpierw kasa, a później wejście do domu. Mówimy, że miało być odwrotnie. On dzwoni do faceta, z którym cały czas się kontaktowałam, rozmowa jest tak skonstruowana, byśmy nie mogli się zorientować co się dzieje. Poszliśmy pod dom, daliśmy pieniądze i facet znikł. Miejsce spotkania było ciemne i niebezpieczne. Wokół kręcili się dziwni ludzie. Ewa wraz ze znajomymi uciekli, ale o zwrocie pieniędzy za bilet lotniczy, transport, mieszkanie już nawet nie marzą.

- Straciliśmy razem 1200 funtów. Na szczęście mieliśmy kasę i znamy angielski, inaczej nie wiem jak byśmy sobie poradzili – dodaje Ewa.

Podobna sytuacja spotkała Jędrzeja. Znalazł ofertę pracy w Gazecie Wyborczej. Skusił go zarobek 8 funtów za godzinę i zakwaterowanie.

- Ogłoszenie dotyczyło pakowania ryżu, bez znajomości języka angielskiego. Podany był brytyjski numer komórki. Miła pani tłumaczyła, że mogę przyjechać w ciągu kilku dni – opowiada Jędrzej. Kupił bilet i przyleciał do Londynu. Na start zabrał ze sobą pieniądze, by mieć do pierwszej wypłaty. Pośrednika widział raz - w momencie wręczenia mu pieniędzy. Jędrzej, dzięki pomocy rodziny, która kupiła mu bilet, wrócił do Polski. Według danych ambasady, to najbardziej typowy schemat oszustwa. W ciągu ostatniego miesiąca do Ambasady RP w Londynie zgłosiło się ponad 30 oszukanych osób. Dyplomaci przewidują, że skala oszustw będzie się poszerzała w związku z kryzysem panującym na Wyspach, a co z a tym idzie brakiem pracy.

- Radzimy, by osoby wybierające się do pracy na Wyspach były ostrożne przy korzystaniu z usług agencji pośrednictwa pracy. Można sprawdzić osoby oferujące pracę czy rzeczywiście są pracownikami danej firmy. Ponadto nie oddawać pieniędzy w nieznane ręce. Jeśli jesteśmy umówieni na lotnisku z daną osobą, a ona nie zjawia się, to już powinno budzić nasze podejrzenie - mówi Dariusz Adler, radca w wydziale konsularnym Ambasady RP. – Nie należy także traktować poważnie ofert, gdzie podany jest wyłącznie numer telefonu komórkowego, czy też wysoka stawka godzinowa – dodaje Dariusz Adler.

W 2007 roku w okolicach Luton, doszło do masowych oszustw. Dzięki organizacjom polonijnym działającym na tamtym terenie oraz pomocy policji i Ambasady RP udało się zlikwidować większość grup przestępczych. Dyplomaci apelują, by nie dać się zbyć takiej sytuacji. – Należy zgłosić na policję każde oszustwo. Tylko wtedy będziemy mogli podjąć odpowiednie działania, by zapobiec takim sytuacjom – stwierdza na zakończenie Dariusz Adler, radca w wydziale konsularnym Ambasady RP.

News z sieci
Na despotyzm i cwaniactwo nie ma lekarstwa, a jedyną radą to, to że należy trzymać się na baczności, kuszący łatwy i wysoki zarobek- taka uwaga powinna dać dużo do rozważenia czy aby nie jesteś w trakcie przeróbki na konia?
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2009-03-19 07:51:00 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Tłumacz potrzebny od zaraz
Policja z Suffolk ujawniła dane dotyczące kosztów, jakie każdego roku ponosi zatrudniając tłumaczy, którzy potrzebni są przy obsłudze językowej świadków, ofiar, jak i przestępców - informuje Goniec.com.
Przypuszcza się, że zapotrzebowanie na tłumaczy wzrośnie o około 18 procent, ponieważ wciąż przybywa obcokrajowców, nie znających języka angielskiego. Obecnie policja w Suffolk zatrudnia tłumaczy aż 40 języków i dialektów.

W ciągu jednego miesiąca policja wydaje blisko 20 tysięcy funtów. Tym samym, odnotowano niezwykły wzrost zapotrzebowania na tłumaczy. Od 1 kwietnia ubiegłego roku skorzystano z ich usług aż 808 razy. Na przełomie lat 2007/2008 ich usługi kosztowały policję nieco ponad 16 tysięcy funtów miesięcznie.

Najpopularniejszym językiem w Suffolk okazał się polski. Polskich tłumaczy proszono o pomoc aż 281 razy. Zaraz za polskim plasuje się litewski (103 przypadki korzystania z usług tłumaczy). Na dalszych miejscach znalazły się języki: rosyjski, portugalski, kurdyjski, a także turecki, słowacki i rumuński.

Na liście potrzeb policji w Suffolk znalazły się także tak rzadkie odmiany języków, jak Wolof (używany w Senegalu), Tigrinya (Etiopia) i Tagalog (Filipiny).

- Naszym celem jest zapewnienie wszystkim mieszkańcom usług na jak najwyższym poziomie. Chcemy, aby każdy z kim się kontaktujemy, miał pewność, że został dokładnie wysłuchany i zrozumiany – mówi rzecznik komendy policji w Suffolk. - Wzrost kosztów, jakie ponosimy, oznacza m.in. że stale rośnie liczba obcokrajowców, którzy wymagają naszej pomocy – dodaje.

Tłumacze zatrudniani przez tamtejszą policję zarabiają 33,83 funta za godzinę pracy w dni powszednie. Za pracę w nocy i w soboty dostają 50,75 funta za godzinę, a w niedziele i dni ustawowo wolne od pracy stawka ta wzrasta do 67,66 za godzinę pracy.
News z sieci
Dziwne te informacje że my jesteśmy jedynymi najliczniejszymi imigrantami którzy maja największe konflikty z prawem i właśnie to nas najwięcej napadają i to my jesteśmy tymi, co nie znają j. angielskiego. Z drugiej strony według prawa osoba poszkodowana ma prawo do tłumacza i to tłumacza przysięgłego ponieważ, tylko te źródła mogą być brane pod uwagę przez sąd. Pomimo tego i tak dla mnie jest to niewiarygodna informacja ponieważ jak już kiedyś wspominałem w podobnym komentarzu, w TV Brytyjskiej poruszali problemy o ludności z Azji i Afryki którzy przebywają tu w UK zupełnie nie znając j. urzędowego .
Instytuty opiekujące się ta ludnością ponoszą sromotna klęskę ponieważ te osoby tych kultur nie mogą uczyć się od obcych a tym bardziej innowierców, spotkałem się z faktem zamykania kobiety z dziećmi we flatach by ustrzec je przed grzesznikami:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2009-03-19 08:19:40 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Poradnik dla imigrantów
"England People Very Nice" to obowiązkowa opowieść dla każdego imigranta

Opowiedziana na deskach teatru komedia "England People Very Nice" to przewrotna historia o czterech pokoleniach imigrantów. Wszyscy przyjechali do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu lepszego życia.

Francuskich Hugenotów, Irlandczyków, Żydów czy emigrantów z Bangladeszu łączy o wiele więcej niż się to może początkowo wydawać. Wartka, zaskakująca akcja spektaklu przenosi nas do Bethnal Green, biednej i nieco zepchniętej w niepamięć dzielnicy Londynu, gdzie krzyżują się losy wszystkich imigrantów.

"England People Very Nice" pozwala przyjrzeć się nieco z boku poszukiwaniom pracy, kłótniom o zarobki czy mieszkanie. Jak się okazuje historia imigrantów nie zmieniła się za wiele od XVII wieku...

Kiedy: piątek i sobota (21 i 22 marca 2009 r.), start o 19.30
Gdzie: National Theatre, South Bank, Londyn
Za ile: bilety już od 10 funtów
Więcej informacji: 020 7452 3400

News z sieci8-)
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2009-03-19 18:44:49 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Zakaz palenia jednak działa? 400 tys. Brytyjczyków rzuciło!
Jednym z argumentów przeciw zakazowi palenia jest wskazywanie na jego nieskuteczność. Najnowsze badania dotyczące palaczy na Wyspach go obalają.
Obowiązujący od roku w Wielkiej Brytanii zakaz palenia pubach, restauracjach i innych miejscach publicznych pomógł rzucić aż 400 tysiącom osób, donosi "Daily Mail". Gazeta powołuje się na badania, które mają zostać zaprezentowane podczas UK National Smoking Cessation Conference w Birmingham.

Z ankiety wynika, że w ciągu 9 miesięcy poprzedzających wprowadzenie zakazu palenie rzuciło 1,6% osób. W ciągu kolejnych 9 miesięcy uczyniło to kolejne 5,5% palaczy. Pytany przez "Daily Mail" ekspert, zajmujący się badaniami nad wpływem palenia na raka, prof. Robert West, jest tymi liczbami zachwycony.

Jak mówi, jest to dobitny dowód na skuteczność zakazu. Oczywiście, nie ma pewności, że wszyscy ci, którzy rzucili, w swoim postanowieniu wytrwają. Ale najważniejsze, że jest postęp. Według profesora, przy odpowiedniej kampanii ze strony władz, da się się doprowadzić do sytuacji, w której 15% palaczy porzuci nałóg.

Pozytywny trend z prezentowanego przez "Daily Mail" badania potwierdzają inne opracowania na ten temat. Brytyjski Departament Zdrowia podaje, że z rządowego programu pomagającemu w rzuceniu palenia w ciągu ostatniego roku skorzystały 234 tysiące ludzi. To o 22% więcej niż rok wcześniej.

Wygląda na to, że wraz z zakazem przyszła na Wyspach moda na niepalenie. Podobny trend wcześniej miał miejsce w Stanach Zjednoczonych. Palacz powoli przestaje być wyluzowanym gościem ze starych reklam, za którym szaleją wszystkie laski. Staje się człowiekiem, który przeszkadza innym w spokojnej egzystencji. Ci zaś, przy wsparciu obowiązującego prawa, bezlitośnie egzekwują swoje prawo do życia bez dymu.

Kiedy obserwuję podobne sytuacje za granicą, zwykle sobie myślę, że w Polsce to i tak nierealne. Ale zaraz potem przypominam sobie, że przecież 50 lat temu dym był wszędzie. Co drugi film przekonywał, że palenie jest cool, a reklamy papierosów wyglądały tak:



Następnie sobie przypominam, że w żadnym kraju zakaz palenia nie został wprowadzony bezboleśnie - zarówno w USA, jak i w Wielkiej Brytanii czy Francji wolność od dymu jeszcze niedawno wydawała się pomysłem rodem z kosmosu. I myślę, że czasy, w których palący Polacy przestaną bezmyślnie truć niepalących, nie są już tak odległe.

To tylko kwestia społecznej świadomości. Której nam jeszcze brakuje. Jeszcze.
News z sieci
To już jakiś sukces, a przyznam że sam rzuciłem palenie ponad dwa lata temu.
Jest lepsze samopoczucie i zniknął zapach popielniczki.
8-)
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2009-03-20 07:36:29 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Dlaczego AIG nie może upaść?
Grupa ubezpieczeniowa AIG otrzymała od rządu amerykańskiego (a właściwie od amerykańskiego podatnika) łączną pomoc w wysokości ponad 170 mld dolarów. Dla porównania budżet całej Polski na 2009 rok odpowiada około 90 mld dolarów. Jak widać kwota jest gigantyczna i wystarczyłaby na niemal dwa lata wydatków dla naszego kraju i stąd rodzi się pytanie czemu AIG po prostu nie może upaść?

Trzeba od razu powiedzieć, że spółka tak naprawdę powinna zbankrutować już dawno temu zgodnie z wymogami zasad wolnego rynku. Takie opinie są coraz głośniejsze wraz z wypływającymi z firmy informacjami o bonusach i nagrodach dla pracowników (165 mln dolarów). Jak oznajmił wczoraj rozwścieczony prokurator generalny stanu Nowy Jork Andrew Cuomo aż 73 pracowników AIG otrzymało co najmniej po milionie dolarów premii. Zresztą ten sam proceder niedawno odkrył też w uratowanym przed bankructwem przez przejęcie banku inwestycyjnym Merril Lynch, który po cichu także wypłacił swoim ludziom sowite bonusy. Czy w takim razie nie należałoby rozgonić to całe niezbyt moralne towarzystwo zainteresowane napychaniem kabzy bez względu na okoliczności?

Wszystko tłumaczy się tak zwanym ryzykiem systemowym związanym przede wszystkim z instrumentami pochodnymi powstałymi na bazie kredytów hipotecznych, czyli tak zwanymi CDSami (Credit Default Swaps). Przy bankructwie Lehman Brothers nagle powstała wielka dziura i zapanował wielki chaos – przypomnijmy sobie październikową falę spadkowa, gdy WIG20 stacił niemal 1000 punktów lecąc w dół z rejonów powyżej 2400 punktów do dna poniżej 1500. Podobną wyprzedaż, szczególnie wśród akcji instytucji finansowych obserwowaliśmy rzecz jasna na całym świecie, także w USA skąd rozprzestrzenił się ten wirus.

Dlaczego tak się stało? Po prostu przy okazji powstaje efekt domina, powodujący, że problem jednej strony transakcji na papierach pochodnych staje się kłopotem nawet nie tyle wyłącznie drugiej strony, ale wręcz całej grupy podmiotów i obserwujemy efekt przewracającego się domku z kart (zainteresowanych bardziej szczegółowym wyjaśnieniem odsyłam do artykułu w linku). Tego obawiają się amerykańscy regulatorzy w panice pompujący setki miliardów do kulejących firm (AIG wkrótce dostanie kolejną transzę 30 mld dolarów).

Co ciekawe, dzięki takiemu rozumowaniu AIG musiało się wywiązać ze swoich transakcji zawartych nie tylko z bankami amerykańskimi jak Goldman Sachs (ponad 12 mld dolarów), ale także europejskimi czyli Deutsche Bank czy Credit Suisse, co wzbudziło kolejne pomruki gniewu Amerykanów, którzy protestują przeciw faktycznemu ratowaniu banków z Europy za ich pieniądze. Z drugiej strony popatrzmy na sprawę od strony praktycznej.

Jeżeli ktoś wierzy, że w ten sposób rynki zostaną jakimś cudem utrzymane w bieżącym kształcie, to głównymi beneficjentami staną się prawdopodobnie akcje przecenionych banków. Przykładowo wspomniany Goldman Sachs otrzymał ostatnio za swoje derywaty nie tylko ich teoretyczną wartość rynkową, ale dodatkowo ponad 5 mld dolarów od rządu uzupełniającego różnicę z ceną nominalną. Gdyby rzeczywiście fala zwyżki była kontynuowana i indeksy wyszły nad poważne opory (umowne 800 punktów na S&P500) także nasza GPW chcąc nie chcąc ruszyłaby na północ ciągnięta przez akcje banków naśladując wydarzenia z innych parkietów.

Niestety jednoznacznie nie da się odpowiedzieć czy szalony dodruk pieniądza i sztucznie niskie stopy procentowe pobudzą coś więcej poza gwarantowaną wyższą inflacją w dłuższym terminie. Ciekawe, że filozofia „za duży, aby upaść” stosowana wobec największych banków gorąco popierana przez Alana Greenspana po krachu w 1987 roku przyniosła wtedy pozytywny skutek i gdyby historia zatoczyła wielkie koło indeks S&P500 mógłby w czarnym scenariuszu ruszyć w kierunku tamtych poziomów. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale takiej możliwości niestety nie można zdecydowanie wykluczyć.



Treści przedstawione w artykule są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansówz dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715).
News z sieci
Wszystkim jest wiadome jak można za plecami podatników obracać ich pieniędzmi. Przykładem jest WB i inwestycje pieniędzy publicznych w bankach Islandii. My zwykli śmiertelnicy tylko domniemamy po części jakie to fortuny przewalają na giełdach poza naszymi plecami. Jeżeli ktoś gra milionami to może zyskać również miliony a jak niema już czym zagrać ponieważ wsadził żywą kasę nie w to co potrzeba, to co w tedy?
Okrzyk recesja zajrzy nawet w ucho głuchego i z tych co wypinali pierś do przodu zaczynają się robić wieszaki, pokazując sprawcę który pożarł nasze inwestycje łasimy się koło rządu o pomoc finansową, z reguły to pomaga co było widoczne w USA jak i UK a tu zamiast zatrzymać potężne dotacje dajemy sobie bonusy, bonusy nie małe gdysz większa część z tych pieniędzy to milionowe sumy. Radości niema końca wszak dostali i rozdali, a to nie są pieniądze z kieszeni ministra finansów, a nasze podatników. Uśmiech na twarzach bankierów a rozpacz ciułaczy gdyż to tylko pieniądze, taka polityka jest wszędzie zarządzać pieniędzmi cudzymi jest łatwo. „ easy come easy go”
i jeszcze to troszeczkę z innego wymiaru:-]:-Z


Kilka tysięcy osób kupiło nielegalnie wyemitowane obligacje Rentier.dk - informuje "Puls Biznesu". Śledczy badają teraz czy nie zostali oszukani.

Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że kilkanaście dni temu w wypadku samochodowym zginął Waldemar K., prezes i jedyny właściciel firmy Rentier.dk. Wcześniej prokuratura postawiła mu zarzut publicznego proponowania nabycia obligacji bez zgody KNF.

Jak pisze "PB" obligacje sprzedawano w formie marketingu sieciowego. Kupiło je ponad 2 tys. osób inwestując w nie 6 milionów złotych. Obawy budzi fakt, że z każdych 2 tys. zł (tyle kosztowała jedna 10-letnia obligacja) nawet 1250 zł rozchodziło się w struktury sieci w formie prowizji.

Właściciel firmy - w wywiadzie udzielonym tuz przed wypadkiem - tłumaczył "Pulsowi Biznesu", że pieniądze zainwestował w nieruchomości, a oprócz gwarantowanych 3 proc. zysku rocznie do obligatoriuszy ma trafiać 25 proc. zysku z zainwestowanego kapitału.

Tymczasem jak dowiedział się "PB" Waldemar K. zainwestował pieniądze z obligacji w firmę, która ma zamiar opatentować metodę, która pozwoli zbudować 150-metrowy dom w stanie surowym za zaledwie 20 tys. zł.

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 20-03-2009 10:24 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2009-03-20 07:48:51 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Strzeż dziecko w sieci
Rodzice dzieci, które odwiedzały jego gabinet, nie mogą zrozumieć. Jak on mógł?

Robert Manley był lekarzem jakich mało. Prawdziwy profesjonalista, dbający o pacjentów, zawsze pomocny i przychylny – tak mówią o nim ci, którzy go znają. Nawet po tym, jak został namierzony przez polską policję i aresztowany za posiadanie dziecięcej pornografii.

Heanor to małe miasteczko nieopodal Derby. Jedno z tych, gdzie wszyscy wszystkich znają i wszystko o sobie wiedzą. Przynajmniej w teorii, bo jak się okazało, o doktorze Bobie wiedziano niewiele. – On był pierwszym moim lekarzem – mówi Katharine. – Zajmował się mną, odkąd tylko przyszłam na świat. Słysząc tę historię jestem zaszokowana i wściekła – dodaje.

Podobne i jeszcze bardziej skrajne nastroje udzielają się także innym pacjentom doktora. Jedni wciąż nie mogą uwierzyć i starają się go rozgrzeszyć, inni – wściekli, że zawiódł ich zaufanie – wprost mówią o linczu.

Sekrety doktora

Mniej więcej w połowie lutego brytyjscy policjanci zastukali do drzwi niczego się nie spodziewającego lekarza z Derbyshire. Wiedzieli czego mają szukać, gdy tylko weszli do środka. Dowody znajdowały się na twardym dysku jego komputera. Sześć tysięcy pornograficznych zdjęć dzieci – tyle znaleźli od razu. Wystarczyło, żeby tego dnia Manley zamiast do swojej przychodni, poszedł do więzienia.

Po dochodzeniu prowadzonym przez brytyjską policję postawiono Manleyowi dwa zarzuty. Pierwszy to posiadanie zdjęć z dziecięcą pornografią i ich dystrybucja przez łącza internetowe. Drugi jest poważniejszy i dotyczy „tworzenia dziecięcej pornografii”. Nie wiadomo jednak do końca, czy dr Manley fotografował nieletnich, czy też modyfikował istniejące zdjęcia metodami elektronicznymi. Dla brytyjskiego prawa jednak różnica jest niewielka.

Jak informuje rzecznik policji z Derby, dochodzenie w sprawie Manley’a nie jest jeszcze zakończone, a policjanci spodziewają się znaleźć więcej fotografii. Jak sądzą, mogą być ich dziesiątki tysięcy. Te już znalezione, zgodnie z brytyjskim prawem zostały podzielone na kategorie od 1 do 5, gdzie „jedynka” oznacza materiały o najmniejszej szkodliwości, a „piątka” – przeciwny koniec tej skali. Doktor z Derbyshire miał w swoich archiwach wszystkie możliwe typy dziecięcej pornografii.

Polacy wpadli na trop

Ujęcie brytyjskiego pedofila wzięło swój początek grubo ponad 1000 kilometrów od spokojnego miasteczka, w którym mieszkał – w katowickiej komendzie policji. Tamtejsi spece od przestępstw internetowych, monitorując sieć przy użyciu nowoczesnego oprogramowania, namierzyli w niej pedofilskie treści. – To oprogramowanie umożliwia monitoring tzw. połączeń peer 2 peer, nawiązywanych pomiędzy poszczególnymi komputerami, i jednocześnie uzyskanie ich adresów IP – tłumaczy Karol Jakubowski z biura prasowego Komendy Głównej Policji.

Akcja pod kryptonimem „Simone” była jedną z kilku, jakie polscy policjanci przeprowadzili w ostatnim czasie przeciwko internetowym pedofilom. Ich scenariusze zazwyczaj są podobne. Najpierw policjanci uzyskują adresy IP komputerów, na których mogą być przechowywane pedofilskie treści, potem ustalają miejsca, gdzie są one podłączone do sieci, a następnie konfiskują sprzęt i zatrzymują jego właścicieli. Potrzeba tu jednak dobrej koordynacji czasowej, bowiem w środowisku pedofilów wieści o zatrzymaniach rozchodzą się lotem błyskawicy. Trzeba więc „zwinąć” całą, często rozsianą po całym kraju siatkę w tym samym czasie. – 140 zatrzymanych osób w całej Polsce – podsumowuje żniwo operacji „Simone” Karol Jakubowski. Ta liczba dotyczy jednak tylko Polski, a niejako przy okazji policjanci wytropili też adresy internetowe komputerów z zagranicy. W sumie było to 14 krajów, a około 100 komputerów pochodziło z terenu Wielkiej Brytanii.

Po IP do Manley’a

Centralny Zespół do walki z Handlem Ludźmi i Pedofilią, który koordynował operację „Simone”, ściśle współpracuje ze swoimi odpowiednikami w innych krajach. Tą drogą właśnie informacja o pedofilach trafiła do Child Exploitation and Online Protection Centre w Wielkiej Brytanii, która sprawę przekazała tutejszej policji. Jednym z adresów IP, które otrzymano od polskich policjantów, był ten należący do Manleya.

Najważniejsze pytanie, jakie zadają sobie mieszkańcy Heanor brzmi, czy ich lekarz tylko oglądał zdjęcia i przesyłał je innym, czy też zaspokajał swe popędy także inaczej.

– Moje córki i wnuki były pacjentami tej kliniki – mówi jeden z mieszkańców Heanor o miejscu, gdzie Manley praktykował. – Zawsze uważałem go za wysokiej klasy profesjonalistę - dodaje.

Gdzieś w tle wszystkich internetowych komentarzy pobrzmiewa jednak nutka niepewności co do tego, czy aby działalność lekarza ograniczała się jedynie do zdjęć.

Jeden z ciążących na Manley’u zarzutów dotyczy tworzenia dziecięcej pornografii. Pod tym pojęciem prawo brytyjskie rozumie jednak nie tylko robienie zdjęć czy kręcenie filmów, ale również modyfikowanie istniejących materiałów za pomocą metod elektronicznych w taki sposób, że ich treść staje się obsceniczna. Na rozprawie przed sądem w Derby Manley przyznał się m.in. do tego zarzutu, jednak według zapewnień miejscowej policji, nie ma żadnych dowodów na to, że doktor wykorzystywał kogokolwiek seksualnie.

Niebezpieczne rewiry

Posiadanie na twardym dysku dziecięcej pornografii jest zakazane w większości cywilizowanych krajów. Internet nie ma jednak granic, stąd tego typu treści w nim nie brakuje. – Mimo że wiele służb na całym świecie traktuje ten problem serio, nie da się w 100 procentach monitorować globalnej sieci – mówi Jakubowski.

Na przypadkowy kontakt z dziecięcą pornografią, a także grasującymi po internecie pedofilami najbardziej narażone są oczywiście dzieci, szczególnie zaś te, dla których internet to coś nowego.

To, czego dzieci polskich imigrantów nie miały w Polsce, w Wielkiej Brytanii jest rzeczą najzupełniej naturalną i powszechnie dostępną. Jedną z takich rzeczy jest komputer, a wraz z nim dostęp do internetu.

- Moja ośmioletnia córka czuje się przed monitorem komputera jak ryba w wodzie – mówi Grzegorz, który sprowadził żonę i dziecko po roku samotnego życia w Londynie. – Szczerze mówiąc, nie rozmawiałem z nią o zagrożeniach w internecie, nie stosuję blokad na niebezpieczne strony i nie kontroluję gdzie wchodzi, bo wydaje mi się, że na to w jej wieku jeszcze za wcześnie.

Jak twierdzą specjaliści - to błąd. Nawet niewinne poszukiwanie stron www w Googlach dotyczących serii znanych lalek dla dziewczynek może sprowadzić dziecko w niebezpieczne rewiry. – Tak naprawdę jedynym skutecznym sposobem chronienia dzieci przed pedofilią są ich rodzice. Ich aktywność, wyobraźnia i uwaga, jaką poświęcają temu, co dziecko robi w sieci, to często jedyna i najlepsza gwarancja bezpieczeństwa ich pociech – mówi Karol Jakubowski.

Pedofilia – karać czy leczyć?

Rozmowa z Grażyna Czubińską, terapeutką z Polskiego Centrum Zdrowia Seksualnego w Londynie.

Goniec Polski: Andrzej Samson, słynny psycholog, który okazał się pedofilem, napisał w więzieniu książkę o tym właśnie zjawisku. Postulował w niej, że karać powinno się za czyny, nie zaś za same skłonności czy np. posiadanie zdjęć. Miał rację?

Grażyna Czubińska: - Raczej tak, bo pedofilia ponad wszelką wątpliwość jest chorobą. Choroby trzeba leczyć, a naganne czyny karać – nie odwrotnie. Choć chcę podkreślić, że pedofilia jest jednym z najbardziej szkodliwych i krzywdzących zjawisk. Głównie dlatego, że jej obiektem są dzieci, które po pierwsze nie mogą się bronić, a po drugie ufają dorosłym i często nie wiedzą nawet, jak ocenić to, co się z nimi dzieje.

Czyli jednak karać też?

Zdecydowanie tak, bo pedofilia jest potworną krzywdą. Przeciwko dzieciom i samej istocie dzieciństwa, czyli niewinności. Szkody, które powoduje wykorzystywanie seksualne w dzieciństwie, pozostają w człowieku na zawsze i często determinują jego życie seksualne i psychospołeczne. Np. wielu pedofilów to ludzie, którzy sami byli ofiarami wykorzystywania seksualnego. Trzeba jednak pamiętać, że samo izolowanie takiego człowieka to strzał kulą w płot, bo to nic nie zmienia i ani trochę nie chroni naszych dzieci. Wcześniej czy później ktoś taki wróci do społeczeństwa i znów będzie stanowił zagrożenie dla dzieci.

Zatem co? Kastracja, elektrowstrząsy, kara śmierci?

Terapia i budowanie w tym człowieku samoświadomości. To długi i trudny proces, ale jedyny skuteczny sposób, żeby pozbyć się zagrożenia dla naszych dzieci.

Wielu ludzi oburzy to, co tu przeczytają…

Wiem i dlatego podkreślam: pedofilia jest tragiczną w skutkach krzywdą i takie czyny trzeba karać. Ale trzeba im także zapobiegać w przyszłości i dlatego tych ludzi trzeba leczyć.

Skoro jednak jest to choroba, to czy człowiek rodzi się z takimi skłonnościami, czy nabywa je w jakimś momencie życia?

Ludzie nie rodzą się pedofilami ani się tym nie zarażają. Najczęściej grają tu rolę czynniki środowiskowe, w których dorastają, czasem pedofile są też ofiarami przemocy lub wykorzystywania seksualnego. Tych czynników jest wiele, a każdy przypadek ma inną przyczynę – dlatego właśnie nie ma prostej recepty na rozwiązanie tego problemu i potrzebna jest terapia.

Skuteczna, dodajmy. Ale czy to w ogóle możliwe?

Tak, choć trudne i czasochłonne. Ale wielu ludzi udaje się „wyprowadzić” z pedofilii. Niektórzy z nich z własnej woli angażują się potem w ściganie pedofilów, pomagając w tym policji.

***

Jak brytyjskie prawo ściga dziecięcą pornografię?

Już samo posiadanie zdjęć lub filmów prezentujących dziecięcą pornografię jest surowo karane. Dotyczy to zarówno materiałów ukazujących żywe osoby, jak i filmów rysunkowych oraz wszelkich ilustracji zmodyfikowanych elektronicznie. Oczywiście te drugie są traktowane jako mniej szkodliwe, niemniej jednak wciąż są nielegalne.

Materiały z dziecięcą pornografią podzielono na pięć grup pod względem zagrożenia, jakie niosą. Kara dla pedofilów zależy m.in. od ilości oraz grupy, do której należą posiadane przez niego materiały, a także od ich przeznaczenia. Okolicznością łagodzącą jest m.in. to, że podsądny posiada je wyłącznie na własny użytek. Obciąża go o wiele bardziej, jeśli zajmuje się również ich dystrybucją, szczególnie odpłatną.

Sąd może uznać winę posiadacza dziecięcej pornografii tylko w dwóch przypadkach. Jeśli oskarżenie udowodni, że osoby na zdjęciach lub filmach pornograficznych miały poniżej 18 roku życia w momencie nagrania lub zrobienia zdjęcia, albo jeśli ich młody wiek nie budzi żadnych wątpliwości. Znacznie niższe kary grożą posiadaczom zdjęć dzieci w wieku 16-17 lat, surowsze sankcje stosuje się wobec tych, którzy kolekcjonują materiały dotyczące dzieci poniżej 13 roku życia.

Kontrowersję wzbudza ocena materiałów pochodzących z internetu, gdzie tożsamość ofiar pozostaje nieustalona. Pomijając przypadki oczywiste, czasem niezwykle trudno jest ocenić faktyczny wiek dziecka.
Poza orzeczoną karą więzienia lub grzywny, sąd zwykle wydaje w stosunku do pedofilów zakaz wykonywania prac związanych z opieką nad dziećmi.

***

10 rad dla rodziców na temat bezpiecznego korzystania z internetu przez dzieci

1. Odkrywaj internet razem z dzieckiem.

Bądź pierwszą osobą, która zapozna dziecko z internetem. Odkrywajcie wspólnie jego zasoby, próbując znaleźć w nich to, co najbardziej zainteresuje twoją pociechę. Jeśli dziecko porusza się po sieci sprawniej niż ty sam, nie zrażaj się – poproś, by było twoim przewodnikiem po wirtualnym świecie.

2. Naucz dziecko podstawowych zasad bezpieczeństwa w sieci.

Uczul na niebezpieczeństwa związane z nawiązywaniem nowych znajomości, podkreśl, że nie można bezgranicznie ufać osobom poznanym w internecie ani też wierzyć we wszystko, co o sobie mówią. Ostrzeż dziecko przed ludźmi, którzy mogą chcieć zrobić im krzywdę. Rozmawiaj z dzieckiem o zagrożeniach czyhających w internecie i sposobach ich unikania.

3. Rozmawiaj z dziećmi o ryzyku umawiania się na spotkania z osobami poznanymi w sieci.

Dorośli powinni zrozumieć, że dzięki internetowi dzieci mogą nawiązywać przyjaźnie. Jednakże spotykanie się z nieznajomymi poznanymi w sieci może okazać się bardzo niebezpieczne. Dzieci muszą mieć świadomość, że mogą spotykać się z nieznajomymi wyłącznie po zgodzie rodziców i zawsze w towarzystwie dorosłych lub przyjaciół.

4. Naucz swoje dziecko ostrożności przy podawaniu swoich prywatnych danych.

Dostęp do wielu stron internetowych przeznaczonych dla najmłodszych wymaga podania prywatnych danych. Ważne jest, aby dziecko wiedziało, że podając takie informacje, zawsze musi zapytać o zgodę swoich rodziców. Dziecko powinno zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie może przynieść ujawnienie swoich personaliów. Ustal z nim, żeby nigdy nie podawało przypadkowym osobom swojego imienia, nazwiska, adresu i numeru telefonu.

5. Naucz dziecko krytycznego podejścia do informacji przeczytanych w sieci.

Wiele dzieci używa internetu w celu rozwinięcia swoich zainteresowań i rozszerzenia wiedzy potrzebnej w szkole. Mali internauci powinni być jednak świadomi, że nie wszystkie znalezione w sieci informacje są wiarygodne. Naucz dziecko, że trzeba weryfikować treści, korzystając z innych dostępnych źródeł (encyklopedie, książki, słowniki).

6. Bądź wyrozumiały dla swojego dziecka.

Często zdarza się, że dzieci przypadkowo znajdują się na stronach adresowanych do dorosłych. Bywa, że w obawie przed karą, boją się do tego przyznać. Ważne jest, żeby dziecko ci ufało i mówiło o tego typu sytuacjach; by wiedziało, że zawsze, kiedy poczuje się niezręcznie, coś je zawstydzi lub przestraszy, może się do ciebie zwrócić.

7. Zgłaszaj nielegalne i szkodliwe treści.

Każdy musi wziąć odpowiedzialność za niewłaściwe czy nielegalne treści w internecie. Twoje działania w tym względzie pomogą likwidować np. zjawisko pornografii dziecięcej szerzące się przy użyciu stron internetowych, chatów, e-maila itp. Nielegalne treści można zgłaszać na policję lub do współpracującego z nią punktu kontaktowego ds. zwalczania nielegalnych treści w internecie – Child Exploitation and Online Protection Centre (www.ceop.gov.uk). CEOP kooperuje również z operatorami telekomunikacyjnymi i serwisami internetowymi w celu doprowadzenia do usunięcia nielegalnych materiałów z sieci.

8. Zapoznaj dziecko z netykietą - kodeksem zachowania w internecie.

Przypominaj dzieciom o zasadach dobrego wychowania. W każdej dziedzinie naszego życia, podobnie więc w internecie obowiązują takie reguły: powinno się być miłym, używać odpowiedniego słownictwa itp. (zasady netykiety znajdziesz na stronie www.sieciaki.pl) Twoje dzieci powinny je poznać (nie wolno czytać nie swoich e-maili, kopiować zastrzeżonych materiałów itp.).

9. Poznaj sposoby korzystania z internetu przez twoje dziecko.

Przyjrzyj się, jak twoje dziecko korzysta z sieci, jakie strony lubi oglądać i jak zachowuje się surfując. Staraj się poznać znajomych, z którymi dziecko koresponduje za pośrednictwem internetu. Ustal zasady korzystania oraz sposoby postępowania w razie nietypowych sytuacji.

10. Pamiętaj, że pozytywne strony internetu przeważają nad jego negatywnymi stronami.

Internet jest doskonałym źródłem wiedzy, jak również dostarczycielem rozrywki. Pozwól swojemu dziecku w świadomy i bezpieczny sposób w pełni korzystać z oferowanego przez sieć bogactwa.
News z sieci
O tym nieraz ja pisałem i nawet mości Krakn
Problem, problem, lecz to nie jest już mój problem, w końcu jest demokracja i każdy robi to co chce lecz tragedia może lecz nie musi dotknąć każdego z nas oprócz mnie i mojego dziecka. Wszystkich tych co zwracają uwagę i monitorują o ostrożność nazywacie frustratami
Fakt nie moja małpa nie mój cyrk. Pedofilia to chyba następny krok do legalizacji skoro pedał ma prawo to pedofil również będzie pod ta tęczową banderą.

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 21-03-2009 07:55 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2009-03-20 08:49:37 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Islamski duchowny poślubił 12-latkę

43-letni indonezyjski duchowny pojął za żonę 12-letnią dziewczynkę, wybraną w "konkursie" spośród 20 innych nieletnich - podała prasa dżakarcka.

Mułła Pujianto Cahyo Widianto jest właścicielem islamskiej szkoły z internatem w Semarangu na Jawie. Jak podaje dziennik "Jakarta Post", w sierpniu poślubił on 12-latkę w czasie nieoficjalnej ceremonii religijnej. Natychmiast po ślubie wyjechał na miesiąc miodowy do Singapuru wraz z dziewczynką i swą pierwszą żoną.

Sprawa wywołała powszechne oburzenie, a indonezyjska komisja obrony praw nieletnich zażądała wystąpienia o ekstradycję mułły z Singapuru i postawienia go przed sądem. Zgodnie z prawem może mu grozić do 15 lat więzienia i wysoka grzywna. Indonezyjska policja nie wszczęła jednak jak do tej pory żadnych działań w sprawie, twierdząc iż nadal prowadzi śledztwo.

Przedstawiciele komisji chroniącej prawa dzieci podali, iż z przeprowadzonego przez nich dochodzenia wynika, że Widianto wybrał dwunastolatkę spośród dwudziestu innych dziewczynek ze względu na jej "inteligencję i dojrzałość". Zapowiedział też, że podobnie jak prorok Mahomet ze skonsumowaniem małżeństwa poczeka aż dziecko dojrzeje. Takie porównanie wywołało oburzenie przedstawicieli islamskiego establishmentu w Indonezji.

Indonezja jest najludniejszym krajem islamskim świata - islam wyznaje tu 80 proc. z około 220 mln mieszkańców.
News z sieci
Dodam tylko tyle że pedofilia ma różne oblicze i między w tej religii ma ono jedno ze swoich twarzy.

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2009-03-20 08:52:53 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Islamskie Oświecenie
Poznajemy kultury Wschodu, tym razem Bliskiego. Mało kto zdaje sobie sprawę, że w przeciwieństwie do TVP czy TVN telewizje w takim Iraku emitują programy naukowe i edukacyjne, pracowicie potem tłumaczone przez MEMRI i linkowane przez Alkuda. O czym dyskutuje się w takich programach? Ano na przykład o kształcie naszej planety - o ile w ogóle to planeta:

Jak widać Koran stawia sprawę jasno: Ziemia jest płaska. A że naukowcy twierdzą inaczej - tym gorzej dla naukowców. Tylko patrzeć, a przemiły Króliczek z programów dla najmłodszych mieszkańców Palestyny (jeszcze bardziej od Iraku oświecony kraj arabski) wezwie, by bluźniercom poderżnąć gardło lub pożreć ich żywcem, co zresztą całkiem niedawno zalecał w stosunku do Duńczyków:
News z sieci
Tak ziemia jest płaska i do tego wspierana jest na żółwiach. I za to nasze panie kochają swoich szejków, no może nie wszyscy są szejkami ale zawsze mogą nimi zostać wszak nie zawsze pada jabłko daleko od jabłoni.

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 20-03-2009 09:01 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2009-03-20 19:39:56 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Nie masz matury? Ucz w Wielkiej Brytanii!
Mieszkasz w Wielkiej Brytanii? Nie masz wykształcenia i nie mówisz dobrze po angielsku? To nie przeszkoda w szukaniu pracy w brytyjskiej szkole. Brytyjski system nauczania przeżywa poważny kryzys. Poziom nauczania drastycznie spada, spada też liczba zainteresowanych nauczaniem.
Propozycje pokonania trudności, takie jak rządowy plan ekspresowego przekwalifikowania tracących pracę bankierów na nauczycieli, budzą śmiech. Rozsądnych rozwiązań wciąż brakuje.

Od lat zainteresowanie zawodem nauczyciela maleje. Trzynaście tygodni wakacji, jeden dzień wolny w tygodniu na przygotowanie planu zajęć oraz pensja zaczynająca się od 25 tys funtów okazują się niewystarczające, aby przyciągnąć uwagę młodych Brytyjczyków. W efekcie nauczaniem zajmują się często ludzie przypadkowi, którym zdesperowany rząd ułatwia drogę do zdobycia kwalifikacji.

Zostać nauczycielem jest łatwo. Wystarczy mieć skończone studia. Jakie? Oczywiście najlepiej nauczycielskie, ale nic nie szkodzi jeśli jest to dyplom księgowego lub chemika. Jeśli mamy tzw. degree, wystarczy nam rok podyplomowych studiów i możemy zaczynać karierę, np. w szkole podstawowej.

Wielka Brytania to również raj dla nauczycieli innych narodowości, którzy najczęściej pracują jako tzw. supply teachers, po polsku mówiąc - nauczyciele przychodzący na zastępstwo. Tak pracujący nauczyciel zarabia nawet do 150 funtów dziennie. Największa grupa nauczycieli pracujących w ten sposób to Australijczycy, którzy przyjeżdżają do Europy najczęściej na dwa lata, bo tylko na tyle pozwala im wiza. Za cel pobytu w UK rzadko obierają ciężką pracę, częściej są to podróże i zabawa. Ponieważ australijski system kształcenia, podobnie zresztą jak angielski, pozwala na otrzymanie dyplomu w wieku lat dwudziestu dwóch, szkoły pełne są dwudziestolatków, którzy czasem przychodzą do pracy prosto z imprezy.

I tak nie jest źle, bo Australijczycy przynajmniej mówią po angielsku. Otwarte granice i wielkie zapotrzebowanie na nauczycieli, sprawiają, że każdy kto trzyma w ręku dyplom nauczyciela, może pracować, nawet jeśli przyjechał do Wielkiej Brytanii wczoraj. Jeśli takiego nauczyciela nie zatrudni szkoła, to na na pewno znajdzie się na liście pracowników agencyjnych.

Agencje, nastawione na zysk, nie odmawiają nikomu, a każda szkoła w Londynie korzysta z usług przynajmniej jednej agencji. Kadra agencyjna to przybysze z całej Europy, wśród nich również my - Polacy. Zdarza się, że tacy nauczyciele nie mówią dobrze po angielsku, ale, w obliczu kryzysu, i tak są wysyłani do szkół na zastępstwa.

W każdej klasie, oprócz nauczyciela pracuje tzw. teaching assistant, czyli asystent nauczania. Asystent nie bierze udziału w przygotowaniu lekcji, jednak w pełni współuczestniczy w jej prowadzeniu, zdarza się, że prowadzi zajęcia samodzielnie. W angielskiej szkole dzieci dzielone są na grupy mniej lub bardziej zdolnych uczniów. Nauczyciel i asystent pracują niezależnie z poszczególnymi grupami, często wymieniają się rolami. Dla dzieci różnica między nauczycielem a asystentem bywa nierozpoznawalna. Dziecko wie tyle, że ma dwóch nauczycieli w klasie.

Aby zostać asystentem, nie potrzebujemy żadnych kwalifikacji. Agencje oraz same szkoły organizują kursy wewnętrzne dla tych, którzy nie mają przygotowania do pracy w szkole. Jedyny dokument, który dyskwalifikuje kandydata na takie stanowisko to kryminalna kartoteka. Jeśli byliśmy karani, nasze szanse na pracę z dziećmi oraz w edukacji w ogóle są przekreślone. Dobrze natomiast jeśli mieliśmy już styczność z dziećmi w przeszłości. Asystenci to byłe szkolne sprzątaczki, nianie, matki dzieci uczących się w szkole, a od jakiegoś czasu przybysze ze wschodniej Europy, bywa, że są to osoby z dyplomem magistra takich nauk jak psychologia czy pedagogika.

Asystenci z wyższym wykształceniem to duży zastrzyk intelektualny dla brytyjskich szkół, w których kadra wspomagająca nie musi mieć nawet wykształcenia na poziomie A level (odpowiednik polskiej matury). Z drugiej strony fakt, że edukacja młodych Brytyjczyków leży w rękach angielskich analfabetów oraz wykształconych obcokrajowców, którzy jednak nie władają poprawnie angielskim, może i chyba powinna martwić.

News z sieci
Nie dziwie się wcale że ja dostaje propozycje pracy w jako wykładowca Wykształcenie jakie posiadamy w większości jest na wyższym poziomie jak u Tubylczaków.
Wystarcza chęci i z jako taką znajomością języka angielskiego
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2009-03-22 07:49:51 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Zwolniony za dyskryminację nieznających angielskiego
Pochodzący ze Sri Lanki 40-letni Deva Kumarasiri, prowadzący usługi pocztowe w Sneinton na przedmieściach angielskiego Nottingham i odmawiający obsługiwania imigrantów nie władających dostatecznie angielskim, stracił pracę - donosi BBC.
Lokalne kierownictwo poczty w Nottingham uznało, że taki stosunek do klientów zaszkodzi obrotom i odebrało mu koncesję.

Miejscowi muzułmanie zbierali podpisy pod petycją w sprawie zwolnienia Kumarasiriego. Według BBC, urząd pocztowy prowadzony przez Lankijczyka bojkotowali imigranci z Polski.

Kumarasiri ściągnął na siebie krytykę Rady ds. Równości Ras i miejscowego laburzystowskiego posła Johna Heppella, który wytknął mu dyskryminowanie turystów.

Kumarasiri, który osiadł w Anglii przed 17 laty twierdzi, że znajomość języka jest wyrazem szacunku dla tradycji kraju, w którym się mieszka. Uważa się za brytyjskiego patriotę - jego dom zdobi flaga państwowa, a obie córki znają na pamięć słowa brytyjskiego hymnu.

Mężczyzna argumentował, że jego pracownicy są sfrustrowani tym, że imigranci nie potrafią się wysłowić, a on sam, nie wiedząc z czym przychodzą, nie może ich obsłużyć.

Kumarasiri spolaryzował miejscową opinię. Część nieprzychylnie nastawiona do imigrantów chwaliła go za śmiałość wypowiedzi i odważne poruszenie tematu-tabu. Inni wskazywali, że wprowadza społeczne podziały tam, gdzie ich nie powinno być.

W wypowiedzi dla BBC Kumarasiri przyznał, że odprawił z kwitkiem sześć osób, sugerując im, by wrócili na pocztę, gdy nauczą się angielskiego lub by przyszli z tłumaczem.
News z sieci
A nas się potępia za dyskryminację,a tu cała prawda
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 57 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 56 | 57 | 58 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,