MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 51.3 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 50.3 | 51.3 | 52.3 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 51.3 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2009-02-22 22:30:52 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Muzułmańskie szkoły w Wielkiej Brytanii uczą nienawiści
Zgwałcona kobieta jest współwinna przestępstwu, a czytanie książek o Harrym Potterze powinno być zakazane – takie informacje mogą znaleźć brytyjscy uczniowie, wchodząc na strony internetowe szkół muzułmańskich - podaje dziennik "Rzeczpospolita".
Jeszcze niedawno na witrynach tych szkół – które działają w Wielkiej Brytanii – znajdowało się wiele odsyłaczy do stron islamskich fundamentalistów. Część z nich już zamknięto. Pozostałe znajdą się pod obserwacją resortu ds. dzieci, szkół i rodziny.

Jak pisze "Rzeczpospolita", po otwarciu niektórych linków uczniowie podstawówek mogli bowiem przeczytać, że oddawanie się rozrywkom, takim jak granie w chińczyka, szachy czy warcaby, równe jest maczaniu rąk w świńskiej krwi. Innym razem, że rolą kobiety jest siedzenie w domu. Na stronie Feversham College w Bradford znalazł się nawet odnośnik kierujący do strony islamskich ekstremistów wzywających do świętej wojny – dżihadu.

- Nie twierdzimy, że nauczyciele muzułmańskich szkół nawołują do terroru. Jeśli jednak uczeń widzi, że wszystko co reprezentuje islam jest dobre, a co zachodnie kojarzone jest ze złem i diabłem, to jak takie dziecko ma się odnaleźć w brytyjskim społeczeństwie? – pyta w "The Daily Telegraph" Denis MacEoin, autor raportu ministerstwa o stronach internetowych. Eksperci alarmują, że promowanie takich treści przez szkoły może działać na dzieci destrukcyjnie i prowadzić do segregacji oraz tworzenia gett.

Z decyzją nie zgadzają się dyrektorzy muzułmańskich szkół. - Wbrew temu, co stwierdza raport, tysiące uczniów w naszych szkołach ma zapewniony najwyższy poziom nauczania – zapewnia w "The Daily Telegraph" dr Mohamed Mukadam, szef Stowarzyszenia Muzułmańskich Szkół na Wyspach
News z sieci
To co Pisza to wszyscy wiedza w UK tyle że dżihad to wysiłek dokonany przez muzułmanina czy muzułmankę a nie wojna, do dżihadu można zaliczyć np. rzucenie palenia lub tez ciężki poród przez kobietę no jeszcze wyciagnięcie zawleczki z granatu a nie walka z innowiercami to nie jest wysiłek a utopia w wierze islamskiej.

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Adacymru

Post #2 Ocena: 0

2009-02-22 23:45:11 (16 lat temu)

Adacymru

Posty: n/a

Konto usunięte

NIech sie Rzeczpospolita zajmie tym co sie dzieje w polskich szkolach. Wg powiedzenia: pilnuj swojego pod nosem, a nie czyjego pod lasem....
Ada

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

vitek

Post #3 Ocena: 0

2009-02-23 00:46:22 (16 lat temu)

vitek

Posty: 3922

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 19-06-2007

Skąd: Yorkshire

W Australii to jest raj lekarz i inżynier mogą zarobić 16,000 zł czyli £3,000
za takie pieniądze w UK nie wstali by z łóżka :-)
The Mythbuster

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Strona WWW

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2009-02-23 07:08:57 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Brytyjczycy zamykają się na pracę obcych
Chodzi głównie o przybyszy spoza Unii Europejskiej.
Imigranci spoza UE nie powinni podejmować wykwalifikowanej pracy w Wielkiej Brytanii, chyba, że na ofertę nie odpowiedział wcześniej żaden brytyjski pracownik – twierdzą tamtejsi urzędnicy.- Rząd musi kontrolować przepływ zagranicznej siły roboczej i dopasowywać ją do aktualnych okoliczności gospodarczych - twierdzi Jacqui Smith z brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych.
BBC podaje, że jest to odpowiedź na coraz poważniejsze problemy, z jakimi boryka się rynek pracy na Wyspach.

Skala problemu jest znaczna - liczba pracowników urodzonych poza Wielką Brytanią sięga już 3,8 milionów.
News z sieci
Tak oni nawet w nocy myślą kto tu jest nielegalnie. Pamiętam że parę lat temu pamiętam debatę w Brytyjskim Parlamencie by umożliwić wjazd z krajów Północnej Afryki i Południowej Azji około 80 tyś imigrantów by mieszali kary gdyż ta narodowa potrawa zasługuje na szczególną uwagę Dopiero po ataku Konserwatystów obalono ten chory projekt Liberałów podają statystyki iż ludzie z tych krajów co niby wcześniej napłynęli do ULK w ogóle nie kwapili się do pracy a wręcz przeciwnie wystawili ręce po pieniądze i stworzyli ogromne ścieżki do council po domy a nie mieszkania. Chodziło głównie o ludzi z Somali Pakistanu itp. Teraz się okaże na ile skutecznie oni będą wprowadzali te ID dla Emigrantów z poza Unii Europejskiej.
Jak znam życie to umrze naturalną śmiercią, za dużo tych imigrantów pracuje w publicznych i ważnych resortach kraju.
:-]:-]:-]

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 23-02-2009 20:47 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2009-02-23 21:17:03 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Wystawią czeki brytyjskim bankom
Bank Anglii zamierza w najbliższym czasie wspomóc brytyjskie banki większą ilością gotówki. Bank przystapi do drukowania pieniędzy, choć i Bank Anglii, i rząd w Londynie wyjaśniają to inaczej.
Gubernator Banku Anglii - Mervyn King - już wcześniej sygnalizował, że jeśli nie poskutkują cięcia stopy procentowej, może uruchomić dodatkowy dopływ gotówki na rynek. Dziennikarze podchwycili to jako zapowiedź puszczenia w ruch pras drukarskich i zalania rynku funtami. Mervyn King dementował te uproszczenia, mówiąc o "quantative easing", czyli "uwalnianiu pieniądza".

Miałoby to polegać na wypisywaniu bankom czeków w zamian za przejęcie ich - często wątpliwych - aktywów. Sekretarz stanu w brytyjskim ministerstwie skarbu, Stephen Timms, wystawiany regularnie na żer mediom, powiedział BBC, że rząd prowadzi obecnie rozmowy z niezaleznym Bankiem Anglii jak tego dokonać.

Jest to metoda sprawdzona w latach 90. w Japonii, gdy nie poskutkowało tam obniżenie stopy procentowej do zera. Podobna sytuacja rysuje się dziś w Wielkiej Brytanii, gdzie gospodarka ani drgnęła pomimo obniżenia stopy procentowej z 5 do 1 procenta.
News z sieci
Londyńskie City słynie z premii. Według obliczeń Centre for Economics and Business Research w ciągu ostatnich czterech lat brytyjscy bankierzy otrzymali ekstra nagrody w wysokości ponad 31 mld funtów! Po to wystawia czeki dla Angielskich banków a one będą miały z czego wypłacić Bonusy swoim menagerom.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2009-02-24 06:59:00 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Chcemy polskiej rewolucji na Wyspach
Co do poprawy, co do zmiany, czego Brytyjczycy mogliby się od nas nauczyć?

Pracowitości, dbania o rodzinę, oszczędności i większej higieny, zwłaszcza miejsc publicznych. Tego waszym zdaniem mieszkańcy Wysp mogliby się nauczyć od Polaków. Problem jednak w tym, że Brytyjczycy wcale nie garną się do nauki.

Co zmieniłbyś na Wyspach? Czego mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa mogliby się nauczyć od setek tysięcy polskich emigrantów? Z odpowiedzią na takie pytania, nie mieliście większych problemów. Gorzej z adresatami tych oczekiwań. - Nie jestem przekonana czy Brytyjczycy mogą się czegoś od nas nauczyć, bo chyba taką nauką wcale nie są zainteresowani – mówi Katarzyna, dziennikarka od 5 lat mieszkająca na Wyspach. Są też i inne opinie. Maciek, muzyk od trzech sezonów pracujący w Irlandii, podkreśla że do zauważenia potrzeby nauki, konieczna jest zmiana mentalności, a na to jednak nie ma co liczyć. - Przecież oni się w ogóle niczym nie interesują oprócz życia gwiazd ekranu no i piłki nożnej – tłumaczy. Być może jednak u nas samych też nie jest lepiej.

Anglia do wymiany, Anglicy do szkół

Zawsze jednak warto próbować, ponieważ "lista życzeń" skierowanych do Anglików, Szkotów, Walijczyków i Irlandczyków, jest naprawdę długa. Zacznijmy od rodziny. - Jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie i relacje rodzinne to są to pola do dyskusji – uważa Joanna. - Jest tu mnóstwo starych samotnych ludzi, którymi nie zajmuje się rodzina, tylko raczej patrzą w stronę państwa, jeśli trzeba im pomocy. Bardzo wielka samotność, siedzą całymi dniami w tych małych bunkierkach, patrząc w telewizor i pięć razy na dzień karmiąc kota. Tak latami czekają na śmierć – dodaje.

O szeroko rozumianych tradycjach rodzinnych, mówi wielu emigrantów. Na przykład Monika, pracująca w jednej z organizacji polonijnych. - Rodziny brytyjskie nie mają takich tradycji w jakich my Polacy zostaliśmy wychowani. Na przykład rodziny nie spędzają razem za wiele czasu. Szczerze to nawet nie interesują się rozwojem rodzinnym, często nawet nie wiedzą gdzie podziewają się ich pociechy – wylicza. W tym temacie pada wiele argumentów: o małej gościnności (Wyspiarze raczej nie zapraszają do swoich domów), o świętach bez... świątecznej atmosfery (tylko zakupy i wizyty w pubach), o braku zdrowych relacji międzyludzkich (sąsiedzi z jednej ulicy często nawet się nie znają).

Trafiają się jednak kamyczki, wrzucane także do własnego ogródka. Mówi Marcin, na Wyspach wraz z rodziną od prawie pięciu lat. - Popatrzmy na inne narody: Chińczycy, Hindusi, Ukraińcy, Węgrzy. Znam osoby z każdej tej nacji i widzę jak się zachowują. Pomagają sobie zupełnie bezinteresownie podczas gdy my dosłownie wbijamy sobie nóż w plecy żeby przypadkiem ktoś nie miał lepiej od nas. Nie mówię oczywiście o wszystkich, ale zdecydowana większość z nas, tak postępuje.

Bez wątpienia denerwuje nas podejście angielskich gospodarzy do pracy. - Tutaj po prostu brakuje zdrowego podejścia do pracy – uważa Zbyszek, budowlaniec, od kilku lat mieszkający w Wielkiej Brytanii. - Zdrowego, czyli poważnego, bo z tego co widzę to trochę jest tak, że Anglikom to bez różnicy czy są, czy ich nie ma, czy leżą czy stoją – dodaje. - No to nie jest ich mocna strona. Tutaj jest trochę jak na południu Europy, tylko im jeszcze sjesty brakuje – uważa Maciek. Z kolei Marcin wiąże to z dwoma – jego zdaniem jedynymi - cechami, których Brytyjczycy mogą się od nas nauczyć: punktualności i lojalności. - Zgadza się, jesteśmy pracowici. Nie można tego ukryć bo pomimo kryzysu, coraz większej niechęci do zatrudniania obcokrajowców z Europy Wschodniej, nadal jesteśmy drugą po Anglikach siłą napędową gospodarki. Pracujemy, płacimy podatki, czasami wydajemy pieniądze. Wiem to po sobie. Firma, w której pracuje zatrudnia około 15 osób, w tym mnie jako jedynego obcokrajowca. Szef mnie kocha, daje podwyżki, około trzech na rok i jest zadowolony, że zawsze na czas przyjeżdżam do pracy – podsumowuje. W łańcuszku tych cech często pojawia się także oszczędność. Nasi rozmówcy podają wiele przykładów na to w jaki sposób Brytyjczycy marnują swój czas, a przede wszystkim pieniądze (bezsensowne zakupy, przerost zatrudnienia, marnotrawienie materiałów).
Polska: niech nas zobaczą

To czego oczekujemy, czego chcielibyśmy Brytyjczyków nauczyć jak w zwierciadle odbija się w tym co chcielibyśmy na Wyspach zmienić. Te sprawy, wzajemnie się przenikają. - Irytująca może być taka udawana grzeczność wielu Brytyjczyków i ich poprawność polityczna. Teraz w dobie kryzysu gospodarczego, dopiero wychodzi prawdziwe oblicze Brytyjczyków i dopiero teraz otwarcie mówią co sądzą o emigrantach, ot choćby z Polski.

Pewnie gdyby nie fakt, że jest tutaj nieciekawa sytuacja gospodarcza, pewnie nadal przyglądalibyśmy się ich megahipokryzji – uważa Katarzyna. Schodzimy do spraw przyziemnych. - Przydałaby się zmiana podejścia co do czystości. Mam tu na myśli problemy począwszy od wyrzucania śmieci na higienie kończąc. Warunki w szpitalach, całej służbie zdrowia, restauracjach czy butikach z żywnością pozostawiają wiele do życzenia. Nie ma tu żadnej odpowiedzialności za wszelkie błędy, a nawet krzywdy, wystarczy powiedzieć "sorry" – mówi Monika. Kończymy na sprawach przyziemnych, w bardzo dosłownym tego znaczeniu: angielscy kierowcy. - Spędzam codziennie najmniej 2-3 godziny za kółkiem i pomimo że jestem tutaj już tyle czasu to nie obejdzie się bez parunastu przekleństw, omdleń oraz ataków białej gorączki na to jak jeżdżą – ocenia ich umiejętności Marcin.

Lista potencjalnych zmian jest długa. Jedzenie (Joanna: raczej niedobre i niezdrowe, warzywa bardzo drogie i mięso sztuczne), pogoda (Karolina, od ponad 4 lat na emigracji: tęsknie za gorącym latem jakie mamy na południu Polski skąd pochodzę. Tęsknie też za śniegiem i sportami zimowymi. Wiosna też jest w Polsce przepiękna i zawsze wprawia mnie w euforyczny nastrój), służbą zdrowia (Maciek: strach przed otruciem, złą diagnozą, po prostu dr Quinn), a nawet miary (Marcin: O zgrozo, ja wiem i rozumiem że cala ich unikatowość polega na tych właśnie różnicach, ale goncie Europę! Nie można tak ciągle operować w tych swoich archaicznych miarach). Czuć, że bez wątpienia mamy ochotę na polską, obyczajową rewolucję na brytyjskiej ziemi.

A czy jesteśmy w stanie nauczyć ich... siebie, naprawdę przekonać do Polski i Polaków? Tego chciałaby Beata, mieszkająca od 15 lat na Wyspach dziennikarka i działaczka organizacji polonijnych. - Marzy mi się, żeby w UK rozkwitała polska kultura, żebyśmy zaistnieli tutaj nie tylko jako dobrzy budowniczy, hydraulicy, pracownicy fabryk i farm, ale także jako ludzie twórczy, reprezentujący ciekawą opcję kulturową. Chciałabym, żebyśmy odnaleźli się tutaj i potrafili wykazywać się twórczo; w muzyce, sztuce i innych dziedzinach. Chciałbym też, żeby Anglicy zainteresowali się nami - żeby uczyli się polskiego jako języka obcego, żeby chodzili do polskich restauracji i żeby jeździli do Polski na wakacje, chodzili do kina na nasze filmy – mówi. Czy jej marzenie ma kiedykolwiek szanse się spełnić?
News z sieci
Co tu zmienić? Moim zdaniem nic, to jest niemożliwe, to jakby Polakowi odebrać bigos czy flaki. Anglia nie zasługuje na zmiany tu trzeba tylko zmienić tok rozumowania. A tego się nie zmieni, mentalność pozostaje mentalnością. Nawyk wprowadzania absurdów w życie bez zgody ludzi – demokracja na swój sposób, niedemokratyczny styl demokracji.
Coś w rodzaju demokracji socjalistycznej. Wszyscy mogą stanowić prawo ale tymi wszystkimi mogą być wyłącznie wybrani.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2009-02-24 15:47:36 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Bezrobotni imigranci będą musieli opuścić Wielką Brytanię?
Ostatnie protesty przeciwko sprowadzaniu robotników z zagranicy w rafinerii ropy Lindsey doprowadziły do publicznej debaty nad zatrudnianiem imigrantów zamiast brytyjskich robotników w czasach kryzysu ekonomicznego. Brytyjska minister spraw wewnętrznych Jacqui Smith oznajmiła, że należy wprowadzić nowe prawa dla pracujących imigrantów - informuje elondyn.co.uk.
Według nowych zasad bezrobotne rodziny imigrantów być może będą musiały opuścić Wielką Brytanię, jeśli nie będą chciały podjąć pracy - pisze elondyn.co.uk powołując się na publikację w "The Daily Mail". Wyspiarze mają pretensje do rządu, zarzucając premierowi Gordonowi Brownowi, że nie robi nic, aby jego obietnica "brytyjskich miejsc pracy dla Brytyjczyków" znalazła swoje odbicie w rzeczywistości. Właśnie dlatego też minister spraw wewnętrznych Jacqui Smith zasugerowała zaostrzenie przepisów imigracyjnych, które z pewnością ograniczą napływ imigrantów spoza Unii Europejskiej.

Według nowych zasad, jeśli rodzina imigrantów spoza Unii Europejskiej nie będzie odpowiednio przygotowana do tego, by podjąć pracę na Wyspach, wówczas może zostać zmuszona do opuszczenia terenu Wielkiej Brytanii.

Jacqui Smith zmieniła nieco treść obietnicy Gordona Browna, która jej zdaniem powinna brzmieć: "To, co jest najlepsze dla brytyjskiej gospodarki, jest najlepsze dla brytyjskich pracowników".

Jak podaje elondyn.co.uk, w ubiegłym roku pozwolenie na pracę w Wielkiej Brytanii otrzymała rekordowa liczba imigrantów – 151 tysięcy osób. Jeśli nowe przepisy wejdą w życie imigranci spoza UE będą mogli przyjechać na Wyspy, jeśli będą posiadać odpowiednio wysokie kwalifikacje, które niekoniecznie będą potrzebne do podjęcia danej pracy. Odpowiednimi kwalifikacjami będzie trzeba wykazać się jeszcze przed przyjazdem na Wyspy. Już od kwietnia przybysze spoza Unii Europejskiej, aby dostać pozwolenie na przyjazd i pracę, będą musieli wykazać się wyższym wykształceniem: magistrem lub licencjatem, a także będą musieli w swoim rodowitym kraju zarabiać, w przeliczeniu, co najmniej 20 tysięcy funtów rocznie.

Ostatni warunek będzie bardzo trudny do spełniania, dlatego szacuje się, że dzięki takim zaostrzeniom przepisów imigracyjnych liczba osób spoza UE chcących podjąć pracę w Wielkiej Brytanii spadnie co najmniej o połowę. To jednak nie wszystko, brytyjscy pracodawcy zanim będą mogli zaoferować swoje etaty imigrantom, najpierw będą musieli się ogłaszać i poszukiwać pracowników wśród obywateli Wysp. Dopiero, gdy nie będzie chętnych osób na dane stanowisko, będą mogli oferować swoją pracę poza Unią Europejską.

- Migracja jest bardzo ważna dla tego kraju, ale w momencie, kiedy tak wiele osób poszukuje pracy w Wielkiej Brytanii, z ekonomicznego punktu widzenia mamy prawo do tego by decydować o tym kto będzie mógł tu przyjechać – powiedziała Smith.

Jacqui Smith wytłumaczyła, że nie chodzi o żadne uprzedzenia, lecz o dbanie o dobro brytyjskiej gospodarki i brytyjskich pracowników.

Jednak Damian Green uważa, że jeśli minister do spraw wewnętrznych chce kontrolować liczbę przybywających na Wyspy nowych imigrantów, wówczas powinna wprowadzić limity. Z kolei, aby ograniczyć napływ nielegalnych imigrantów powinna bardziej skoncentrować się na uszczelnieniu brytyjskich granic.

W ubiegłym tygodniu opublikowano dane na temat zatrudnienia imigrantów spoza Unii Europejskiej. Okazało się, że tacy imigranci zajmują ponad 3,8 mln etatów - to największy wyniki w historii Wielkiej Brytanii - pisze elondyn.co.uk.
News sieci
Ciekawe na ile oni to będą realizować?
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2009-02-24 18:13:55 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Najgłupsze pytania zadawane w łóżku

O tym, że mężczyźni są głupsi od kobiet, wiadomo od dawna. Mają oni niezrozumiały zwyczaj chełpienia się popełnianymi głupstwami, domagają się hołdów, ewentualnie współczucia zaraz po ich popełnieniu. Uwielbiają także opowiadać, w jaki to idiotyczny sposób zmarnowali sobie życie, pozbyli się ukochanej kobiety lub stracili okazję do zarobienia wielkich pieniędzy.
Każdemu wolno kochać?
Człowiek może zwątpić w tę odwieczną prawdę wyrażoną w słowach starej piosenki, kiedy obserwuje mężczyzn, których los obdarzył wyglądem, pieniędzmi i koneksjami, lecz zupełnie pozbawił rozumu. Ludzie ci, gdy zdarzy im się wejść w jakieś bliższe relacje z kobietą, próbują zdobyć ją opowieściami o swojej pozycji, o pozycji tatusia w konsorcjum produkującym meble lub o jakichś innych pozycjach. Pokazują swoje samochody i mieszkania w loftach - które kupił dla nich wspomniany wyżej tatuś - oczekując przy tym, że kobieta legnie przed nimi bez czucia i wyszepce: "jestem twoja", albo jakąś inną podobną głupotę. Kiedy nic takiego nie następuje, obrażają się lub szukają jakichś nowych, jeszcze bardziej idiotycznych sposobów, by zaimponować nieszczęśnicy, na której spoczął ich mętny wzrok. Gdy już zdarzy im się usłyszeć wyrażoną wprost rezygnację z ich towarzystwa, w ogóle nie rozumieją, co zostało powiedziane, i udają, że to tylko takie żarty, a kobieta, którą rzekomo uwielbiają, to głupia gęś nie mająca pojęcia, o czym rozmawia się z mężczyzną i jak się go traktuje. Potrafią nachalnie dzwonić do drzwi przez cały tydzień, a nawet domagać się przeprosin za doznaną zniewagę. Mężczyźni są bowiem przekonani o tym, że nikt, a już na pewno nie kobieta, nie może ot tak po prostu wystawić ich na margines życia. Taki właśnie jest pierwszy punkt na liście głupstw popełnianych przez mężczyzn. Pycha i krótkowzroczność, która nakazuje nie dostrzegać niczego, co znajduje się poza końcem ich dość krótkiego nosa. Nie jest to jednak głupstwo największe. Mężczyzna może zrobić jeszcze kilka znacznie gorszych rzeczy, a niektóre z nich wiążą się ze sferą seksualną.
Jaki byłem?
Pytania, które mężczyźni zadają kobietom w łóżku, to cała seria głupstw dyskwalifikujących każdego faceta właściwie z miejsca. Poza nachalnym domaganiem się pochwał za rzeczywisty lub rzekomy orgazm, którego jeden albo drugi był sprawcą, mężczyzna potrafi samym tylko mówieniem uczynić łóżkowe sprawy zupełnie nieznośnymi. Jeśli na dodatek jest fatalnym kochankiem, to już prawdziwa klęska. Nie wiadomo, co z takim zrobić. Samo gadanie da się jeszcze jakoś wytrzymać, o ile inne sprawy nie leżą całkiem odłogiem - ale też niezbyt długo. Mężczyźni mają bowiem brzydki zwyczaj wypytywania kobiety o jej dawnych kochanków. Lubią przy tym dociekać szczegółów, z których wynikałoby niezbicie, że ich potencjał seksualny oraz emocjonalny jest o niebo większy niż tych wcześniejszych chłopców, którzy zresztą także o to samo pytali. Mężczyźni chcieliby także usłyszeć z ust kobiety tysiączne zapewnienia o swojej wyjątkowości. Potrafią domagać się, by kobieta opowiedziała im, co najbardziej lubi, jaki seks preferuje. Wtedy oni szybciutko się wyszkolą w tym domowym zadaniu, przemyślą całą sprawę i już będzie jak w raju. Infantylizm takich zachowań nie wymaga komentarza. Najgorzej, że zachowują się w ten sposób nie tylko młodzi i niedoświadczeni chłopcy, ale także faceci z pewnym stażem, którzy na pierwszy rzut oka wydawali się normalni. Nie do zniesienia są także tacy, którzy "biorą sprawy w swoje ręce", czyli uważają, że jeśli nie będą zwracać uwagi na to, czego oczekuje partnerka, i na jej delikatne sugestie, tylko po prostu ją zerżną jak prawdziwy macho, to wtedy dopiero sprawią kobiecie przyjemność. Niestety nie sprawią jej wtedy nawet sobie, chyba że mają jakieś sadystyczne inklinacje.
Bądź jak matka
Osobnym zbiorem głupstw popełnianych przez mężczyzn jest porównywanie kobiety, którą aktualnie ma się u swego boku do innych kobiet, w tym do rodzonej matki. Tego nie zniesie żadna, nawet najbardziej cierpliwa istota, nawet dziewczyna zakochana bez pamięci, gotowa na wszelkie poświęcenia dla swojego mężczyzny. Uwagi dotyczące kuchni, sposobu ubierania się lub urządzania mieszkania i ocenianie tego, co robi kobieta, w porównaniu z tym, jak analogiczne sprawy załatwiała matka, jest bardziej dyskwalifikujące niż domaganie się pochwał po stosunku. Najgorzej zaś, gdy mężczyzna porównuje sposoby przyrządzania posiłków. Gotowanie, nawet jeśli nie potrafimy tego robić, jest dla nas, kobiet, bardzo ważne i deprecjonowanie naszych osiągnięć na tym polu to skandal. Mężczyzna opowiadający o tym, jak tęskni do zupek gotowanych przez mamę, zasługuje na to, by waza z gorącym rosołem wylądowała mu na głowie. Gorzej jest tylko wtedy, kiedy mówi o krzywo zaprasowanych koszulach i zadaje pytania w rodzaju: a dlaczego nie wyprasowałaś mi skarpetek?
Bywają mężczyźni, u których głupota ma miąższość, tak jak gleba. Sięga owa głupota warstw mózgu, poza którymi nie ma już zupełnie nic poza bezpostaciową magmą. Ci bez żenady i skrępowania porównują swoje kobiety do innych kobiet, z którymi spotykali się przed laty. Potrafią też bez zahamowań opowiadać o tym, jak było im z tamtymi w łóżku, w jaki sposób one się ubierały, jak pachniały i jak się poruszały, a wszystko po to, by skłonić aktualną partnerkę do choć częściowego naśladowania tych pań. Mężczyzna, który zaczyna mówić takie rzeczy, jest z miejsca skreślony i najlepiej nie pozwolić mu dokończyć frazy, tylko od razu wyrzucić go za drzwi. Kobiety jednak bywają zbyt łagodne wobec takich durniów i trzymają ich "na stanie" o wiele za długo. Liczą bowiem na to, że facet się opamięta i nie będzie snuł swych opowieści w nieskończoność. To błąd, bo nagle, ni stąd ni zowąd, może okazać się, że jego tęsknoty za poprzednimi partnerkami są zbyt silne. Porównania obecnej z byłą wypada zaś w ich oczach na tyle niekorzystnie dla obecnej, że sami postanawiają się zmyć.
Faceci domagają się od kobiety czegoś, co umownie można nazwać ciepłem - chodzi o całkowite poświęcenie im swojego czasu i swoich emocji, tak, żeby nie zostało już nic dla kobiety. Próbują osiągnąć to rozmaitymi pokrętnymi sposobami, z reguły nieskutecznymi. Kiedy wszystkie z nich zawiodą, mężczyźni próbują metod siłowych i to jest już ostateczne głupstwo, które popełniają wobec kobiet i którego niczym usprawiedliwić się nie da. Historia męskiej brutalności to jednak materiał na zupełnie inny felieton.


Zdrada - jak się zemścić


Nie ma człowieka, który nie zastanawiałby się poważnie nad tym, co zrobi, kiedy znajdzie pod szafą lub w łóżku niezbite dowody zdrady swojej partnerki lub partnera. Lista czynności, które można wykonać w takiej sytuacji, może być długa, ale na pierwszym miejscu zawsze jest jedno i to samo: rewanż.
Jak Kuba Bogu…
Z wielkim wzruszeniem i powściągliwością słuchałem zawsze ludzi, którzy rozwodzili się nad tym, jak to po stwierdzeniu zdrady postanowili za wszelką cenę walczyć o utrzymanie związku, nawet jeśli nie było to małżeństwo, jak starali się być dla partnerki lub partnera znów atrakcyjnym, jakie karkołomne działania podejmowali, byle tylko "uratować tę miłość" - tak się bowiem owe czynności nazywają w żargonie kiepskich psychologów i słabych tekściarzy. Nikt z tych nieszczęśników nie zadał sobie prostego pytania: po co? A to jest najważniejsze, gdy zostaliśmy wystawieni do wiatru i już nic nie możemy zrobić poza owym nieszczęsnym "ratowaniem związku". Czy aby na pewno nic? Ejże, rozejrzyjmy się bacznie dookoła! Zanim jednak to zrobimy, musimy opracować sposób reakcji na ową straszną wiadomość, jaką jest zdrada ukochanej kobiety. Kiedy kobieta mówi nam, że ma kogoś, to w ogóle nie mamy się nad czym zastanawiać, bo w następnej sekundzie pakuje walizki i wyprowadza się do swojego nowego misia-pysia. Chodzi nam o sytuację, kiedy ona mieszka z nami, jak gdyby nigdy nic, a przedpołudniami i w co drugi weekend wyskakuje gdzieś na jakieś niesłychanie ważne spotkania biznesowe lub ma towarzyskie obowiązki wobec koleżanek z podstawówki. Oczywiście coś podejrzewamy, po kilku tygodniach sprawa musi się rypnąć, czyli musi okazać się, kto tak naprawdę jest przyczyną owych nie cierpiących zwłoki wyjść z domu i pracy. Zwykle o zdradzie dowiadujemy się z przeczytanego przypadkiem esemesa, kiedy ona, zapominając o grze, którą prowadzi, mówi do nas: kochanie, sprawdź kto do mnie dzwonił. My sprawdzamy i przez przypadek, rzecz jasna, odczytujemy esemesa, pięciolinijkowy list od kolegi Waldka, który w słowach wulgarnych i aroganckich opiewa tak dobrze znane nam ciało. Musimy zachować całkowity spokój, nie możemy cisnąć komórką w ogień buzujący w kominku ani podeptać jej obcasem. To wykluczone. Powinniśmy się uśmiechnąć najłagodniejszym ze swych uśmiechów, obnażającym jedynie jedną piątą górnych jedynek. Potem mówimy jej, kto dzwonił i kontynuujemy naszą grę. Ona nie może zorientować się, że coś wiemy (o podejrzeniach nie ma już mowy). Przez jakiś czas przyglądamy się okiem znawcy całej sytuacji i co dwa lub trzy dni sprawdzamy, co tam nowego wypisał w komóreczce pan Waldeczek, znany w okolicy ogier i łamacz serc. Kiedy mamy już tego dość, bo nam się to nudzi, decydujemy się na rewanż, ale nie robimy tego pochopnie z pierwszą lepszą, która nam się nawinie. I nie daj panie Boże nie opowiadamy tej, którą wybierzemy, jak to zostaliśmy skrzywdzeni przez ukochaną nad życie kobietę.
Z kim do łóżka?
Z najlepszą przyjaciółką naszej ukochanej - to przecież oczywiste i jasne jak słonko na czerwcowym niebie. Ona tyle razy bywała u nas w domu i siadywała naprzeciwko nas, zakładając nogę na nogę, i rozmawiała z nami z takim wyrazem głębokiego smutku i zrozumienia w oczach, że bylibyśmy wsiowymi głupkami, gdybyśmy nie skorzystali z tej najprostszej i najlepszej okazji, by się zemścić. Wiemy ponadto, że jest owa najlepsza przyjaciółka osobą niezwykle elokwentną i otwartą, co w praktyce oznacza, że żaden sekret jej powierzony nie obiega kuli ziemskiej w czasie dłuższym niż półtorej doby.
Gdzie zaaranżować spotkanie? Oczywiście u nas w domu! Przecież zależy nam na tym, aby postępki nasze były transparentne i łatwo zauważone przez jak największą rzeszę ludzi, a w szczególności przez naszą niewierną kochankę lub żonę. Musimy więc zaprosić przyszłą kochankę i najlepszą przyjaciółkę niewiernej w nasze skromne progi w czasie, kiedy niewierna będzie u Waldeczka albo gdzieś indziej. To, po co ją zapraszamy, jest jasne od samego początku, możemy więc oszczędzić sobie wstępów i rozmaitych niepotrzebnych historii, zwanych nie wiadomo dlaczego grą wstępną. Musimy koniecznie sobie przypomnieć, jak to było, kiedy debiutowaliśmy łóżkowo, wyedukowani przez starszego brata i jego kolegów, naładowani wiedzą ze specjalistycznych podręczników seksu i świadomi tego, czym jest wulgarna erotyka, czego z kolei dowiedzieliśmy się z filmów z Teresą Orlowsky w roli głównej. Wszystkie te rzeczy będą nam potrzebne po to, by nasza nowa kochanka nie czuła się zawiedziona rutyną i pewnym schematyzmem, który - nie oszukujmy się - na pewno wkradł się w nasze intymne życie. Z wiekiem człowiek bowiem obojętnieje na pewne sprawy i nie chce mu się robić tego wszystkiego, co robił dawniej.
Jeśli się postaramy, nasza zemsta będzie słodka jak owoc granatu pożerany w słoneczny poranek na stoku winnicy. Kobieta, którą podstępnie sprowadziliśmy do swego mieszkania, aby nakłonić ją do czynów lubieżnych, będzie z początku nieco zaskoczona naszą obcesowością, ale potem na pewno wpadnie w zachwyt. Sama zacznie się roztkliwiać nad naszym losem, wie ona bowiem doskonale już od dawna, z kim zdradza nas żona i dlaczego to robi. Tyle że my daliśmy właśnie niezbity dowód na to, że do zdrady nie ma powodu, a jeśli jest, to na pewno nie ten, który został przedstawiony. Zdziwiona i zniesmaczona postawą naszej małżonki najlepsza jej przyjaciółka wprost z pościeli pobiegnie na miasto, by tam opowiedzieć innym przyjaciółkom o tym, że nasza Jadźka ma źle w głowie i to, co mówiła o nas, to wszystko kłamstwa, o czym jej najlepsza przyjaciółka może zaświadczyć i jeszcze nawet złożyć uroczystą przysięgę.
Po czymś takim pozostaje nam już tylko czekać. Na co? Oczywiście na to, by ustawiła się przed naszymi drzwiami cała kolejka przyjaciółek, które zechcą na własnej skórze sprawdzić, czy Jadźka łże, czy nie.
Gdy ona sama wpadnie na nas jak burza ze łzami w oczach, łkając i wygrażając nam zaciśniętym kułakiem, my najspokojniej w świecie odbieramy jej telefon i dzwonimy do kolegi Waldeczka. Składamy mu najserdeczniejsze życzenia z okazji nowego roku i pytamy, czy dobrze mu się sypia z naszą kobietą. Nie daj Bóg nie krzyczymy na biednego Waldka i nie wyzywamy go od najgorszych. Cieszymy się przecież wraz z nim, że w końcu udało mu się odnaleźć szczęście


Męskie prostytutki

Według badań opublikowanych przez "Dziennik" mężczyźni trudniący się prostytucją są w wieku od 24 do 30 lat, nie mają wyższego wykształcenia, a czasem wręcz nie mają żadnego wykształcenia i nie znają języków. Wystarczy jednak wpisać w wyszukiwarkę słowa "mężczyzna do wynajęcia", żeby przekonać się, że jest zupełnie inaczej.
Facet na poziomie?
Mężczyźni reklamujący swoje usługi w internecie przedstawiają się z zupełnie innej strony. Seks interesuje ich jako uzupełnienie intymnych, kulturalnych wieczorów wypełnionych rozmowami i jedzeniem rozmaitych przysmaków. Seks, jeśli do niego dojdzie, będzie taki, jakiego oczekuje kobieta, i będzie można o tym porozmawiać wcześniej i wyjaśnić sobie wszystkie wątpliwości dotyczące pragnień i oczekiwań klientki. Mężczyzna do wynajęcia jest kulturalny, wykształcony, delikatny i nie narzuca się swojej klientce. Ona musi się przy nim dobrze poczuć i mieć pewność, że dobrze wydała swoje pieniądze. A nie będą to małe pieniądze, gdyż godzina z męską prostytutką kosztuje od 100 do 250 złotych.
- Możesz te głupoty włożyć między bajki - mówi Irek, student, który trudnił się męską prostytucją. - Te prezentacje to element gry wstępnej. Musisz być świadom jednego: kobieta marzy o tym, by ją oszukiwać. Ona się wręcz tego domaga i czuje się źle, gdy tego nie robisz. Babki, które dzwonią pod twój numer, będą się mizdrzyć i ględzić o jakichś subtelnościach, a tak naprawdę chodzi im o to, by ktoś je zerżnął porządnie i nie zawracał potem głowy. Po wszystkim wykąpią się, naleją sobie drinka i obejrzą coś w telewizji, a za dwa dni znów zadzwonią. Oczywiście są i takie klientki, które potrzebują cię do towarzystwa, chcą iść na kolację lub na jakieś biznesowe spotkanie, ale wszystko i tak skończy się w łóżku, gdzie ona zażąda od ciebie, żebyś ją przeleciał w masce na twarzy. Takie są kobiety i tego nie zmienisz.
Mężczyźni reklamujący się w sieci nie pokazują swoich twarzy, widać co najwyżej upozowaną sylwetkę przystojniaka z długimi włosami à la Jakimowicz, w garniturze i krawacie, albo odwróconego tyłem mięśniaka, który napina się jak struna i pręży muskuły.
- Weź przestań - śmieje się Irek. - Traktujesz to poważnie? A kiedy widzisz reklamówki agencji towarzyskich wtykane za wycieraczki samochodów, to także myślisz, że te dziewczyny tam wyglądają jak na zdjęciach z ulotki? No co ty. Chłopaki w branży są różni i różnie się stylizują, ale żeby tam były jakieś wielkie przystojniaki, to nie powiedziałbym. Wielu się tatuuje i ozdabia jakimś złomem powpinanym w różne miejsca, kobiety to lubią. Ci faceci nie są zbyt rozgarnięci, ale nie tego się po nich oczekuje. Mają zachować jakiś standard przyzwoitości - nie smarkać w palce, nie bekać przy stole, umieć posługiwać się nożem i widelcem. Poza tym powinni mieć solidne męskie wyposażenie, bo to jest najważniejsze.

Czego pragną kobiety?

Kobiety przede wszystkim nie chcą być samotne, a jeśli już mają towarzystwo, domagają się, by mężczyzna był niekłopotliwy i spełniał wszystkie ich wymagania. Najlepiej jednak, by owe wymagania odgadywał, bo intymność to nie jakaś tam umowa najmu, tylko poważna sprawa, gdzie w grę wchodzą emocje. Kobiety mimo tego, że kupiły sobie faceta na wieczór, chcą, by zachowywał się tak, jakby był ich wymarzonym partnerem. Tego samego domagają się faceci od dziewczyn w agencjach towarzyskich.
- Powiem ci, że one są dosyć marudne - mówi Irek. - To nie jest tak, że wskakujesz na taką, robisz swoje i już cię nie ma. Miałem kiedyś taki przypadek, że moja klientka, która przez telefon umówiła się ze mną na określone pieniądze, kiedy przyszło co do czego, zaczęła udawać, że nie rozumie, o co chodzi. Przewróciłem ją na łóżko i zerżnąłem, bo pomyślałem sobie, że jeśli tego nie zrobię, to będę nieprofesjonalny. Miałem rację, była po wszystkim bardzo zadowolona. Gdybym dał się na to nabrać, mógłbym stracić także inne klientki, bo w tej branży wiadomości przenoszone są pocztą pantoflową.

Kogo kręcą napakowani chłopcy?
Wielu mężczyzn po prostu nie potrafi zaspokoić swoich kobiet i nawet o tym nie wie. Sposób, w jaki pary komunikują się w sprawach intymnych, jest kaleki i niedoskonały. Pragnienia żadnej ze stroną nie są często zaspokajane, stąd właśnie bierze się popyt na usługi męskich prostytutek. Sfrustrowane kobiety pomiędzy 30. a 50. rokiem życia mają dość oczekiwania na to, że ich partner odgadnie wreszcie, o co im chodzi w łóżku. Często mają także dosyć szukania nowej, wielkiej miłości, która najczęściej okazuje się wielkim rozczarowaniem. Lepiej wynająć sobie kogoś na godzinę lub dwie albo na wieczór. To oczywiście kosztuje, ale z usług panów na godziny nie korzystają kobiety biedne, tylko bogate i nieszczęśliwe. To największa grupa klientek.
- Ja zawsze mam takie szczęście, że trafiają do mnie panie, które wykładają na wyższych uczelniach - śmieje się Irek. - Pewnie dlatego, że nigdy nie ogłaszałem się, że jestem studentem, zawsze podawałem się za kogoś innego, najczęściej jednak nie było potrzeby mówienia, kim się jest. Kobiety z wyższym wykształceniem są niezłe i łatwo nawiązują kontakt, przeważnie też wiedzą, czego chcą. To dobre i uczciwe klientki. Najgorsze są biznesmenki, nie wszystkie, ale trafiają się prawdziwe zołzy. Jeszcze żadna co prawda nie domagała się rabatu za to, że miała na sobie koronkową bieliznę, ale sądzę, że takie myśli snuły im się po głowach.
Kolejną grupą dzwoniących do męskich prostytutek są kobiety samotne, które zostały opuszczone przez mężów lub takie, których mężowie wyjechali do pracy za granicą. Niewierne żony to spory odsetek klienteli korzystającej z usług takich mężczyzn jak Irek. - Tak, niewierne żony... - Irek uśmiecha się pod nosem. - Zanim je przelecisz, musisz się nasłuchać o tym, jakim skurczybykiem jest ich mąż i dlaczego muszą go zdradzać za pieniądze. Mogłyby to robić za darmo, ale jest ryzyko, że jakiś facet się przyczepi i będzie potem za nimi łaził, jeszcze mąż się dowie i co? A one przecież nie chcą zostawiać męża ani tym bardziej być przez niego zostawione. One chcą się trochę zabawić i żeby znów było jak dawniej. Musi być do tego jednak jakiś pretekst. I ja przez pół godziny przed stosunkiem muszę wysłuchiwać tych rozbudowanych mocno pretekstów. Pół biedy, jeśli w pokoju jest piwo i papierosy, ale jeśli nie ma, to można przysnąć na kanapie.
Najmniej wśród Irkowej klienteli jest młodych dziewczyn, ale i takie się zdarzają. Dlaczego korzystają z usług męskiej prostytutki? To jedna z wielu zagadek kobiecej duszy. Mogłyby przecież zrobić to normalnie z jakimś sympatycznym chłopcem.
- Kiedyś miałem taką jedną - głos Irka traci pewność. - Miała może z 23 lub 25 lat. Nie chciało mi się wierzyć, że mi zapłaci, bo dmuchnąłbym ją nawet za darmo, ale zapłaciła. Zapytałem oczywiście na koniec: Why?! Dlaczego, dobra kobieto, dajesz i płacisz, skoro mogłabyś oszczędzić te dwie i pół stówki!? Nie odpowiedziała mi. Nie wiem do dziś, co o tym myśleć.

News z sieci
:-]:-]:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2009-02-25 06:58:22 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Powroty Polaków do kraju zrujnują brytyjską gospodarkę
Masowe powroty Polaków do kraju mogą zniszczyć brytyjską gospodarkę, donosi "The Daily Telegrach". Polscy pracownicy przynoszą bowiem Wielkiej Brytanii prawie 2 miliardy funtów rocznie - informuje Goniec.com.
Najbardziej zagrożoną kłopotami branżą jest budownictwo, które jeszcze do niedawna przeżywało swój złoty wiek właśnie za sprawą wysokiej klasy specjalistów z Polski, którzy godzili się pracować za niższe stawki – pisze londyński dziennik.

Jak podaje Goniec.com, wg. ostatnich danych pochodzących z Narodowego Biura Statystyk, liczba osób przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii z nowych krajów Unii w celach zarobkowych spadła do 10 tysięcy miesięcznie. Winna jest temu recesja na Wyspach a także słaby kurs brytyjskiej waluty, sprawiający, że wyjazdy zarobkowe tracą na atrakcyjności.

Statystyki donoszą również, że napływ wschodnioeuropejskich imigrantów do UK utrzymuje tendencję spadkową od trzeciego kwartału 2007 roku. Wtedy na Wyspy Brytyjskie przyjechało 57 tysięcy nowych pracowników. Dla porównania, w ostatnim kwartale 2008 roku było to już tylko 30 tysięcy.

"The Daily Telegrach" kończy swą analizę obawą, że nasze masowe wyjazdy drogo będą kosztować brytyjską gospodarkę, bowiem przynosimy Skarbowi Państwa ok. 1,9 miliarda funtów rocznie. Dziennik nie precyzuje jednak jak te dane mają się do popularnych w ostatnim czasie opinii o negatywnych gospodarczych skutkach masowego napływu emigrantów ze wschodu Europy - czytamy na stronach Goniec.com.

Minister ds. imigracji Phil Woolas określił natomiast spadek liczba podań ze wszystkich ośmiu krajów wschodnioeuropejskich jako "dramatyczny". - Rząd robi wszystko dla zagwarantowania, że imigranci pracują dla brytyjskiego rynku pracy i całego kraju - oświadczył. Jednocześnie jednak zapewnił Brytyjczyków o pierwszeństwie w zdobywaniu posady.

Minister ds. imigracji tłumaczył, że zmniejszenie liczby przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii wiąże się z surowszymi przepisami imigracyjnymi i innymi czynnikami światowej gospodarki, w tym masowymi unijnymi inwestycjami budowlanymi w Polsce.

- Mamy tam do czynienia z olbrzymią przebudową, częściowo związaną z sytuacją gospodarczą, a częściowo ze zmieniającym się kursem funta wobec złotego i innych walut - twierdzi Woolas.

Związki zawodowe w Wielkiej Brytanii, która boryka się z recesją i bezrobociem, oskarżają rząd o to, że nie wspiera brytyjskich pracowników w obliczu rywalizacji z imigrantami.

Premier Gordon Brown jest zdania, że pracownicy z zagranicy wnieśli ogromny wkład do brytyjskiej gospodarki, i nie chce wprowadzać ograniczeń wobec imigrantów.
News z sieci

Z jednej strony kopią a z drugiej? Nikt nie rozważa problemu pomówienia odbijającego się na polskim społeczeństwie, porównać to można do psa ogrodnika sam nie zje i nikomu nie da, zupełnie jak Anglicy oni nie będą podejmować pracy u siebie gdyż pieniądze za wykonaną pracę są zbliżone do pieniędzy które otrzymują jako pomoc socjalną, lecz to jest powód by kopać tych co chcą i mało tego opłaca się im podejmować to zajęcie. To tak jak by chciano zmusić muzułmanina do pracy w chlewni – jak myślicie czy podjoł by się tego zajęcia? jak anglik normalnego?

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 25-02-2009 07:06 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2009-02-26 12:15:00 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Cytat:

2009-02-25 06:58:22, Korba102 napisał(a):
Powroty Polaków do kraju zrujnują brytyjską gospodarkę
Masowe powroty Polaków do kraju mogą zniszczyć brytyjską gospodarkę, donosi "The Daily Telegrach". Polscy pracownicy przynoszą bowiem Wielkiej Brytanii prawie 2 miliardy funtów rocznie - informuje Goniec.com.
Najbardziej zagrożoną kłopotami branżą jest budownictwo, które jeszcze do niedawna przeżywało swój złoty wiek właśnie za sprawą wysokiej klasy specjalistów z Polski, którzy godzili się pracować za niższe stawki – pisze londyński dziennik.

Jak podaje Goniec.com, wg. ostatnich danych pochodzących z Narodowego Biura Statystyk, liczba osób przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii z nowych krajów Unii w celach zarobkowych spadła do 10 tysięcy miesięcznie. Winna jest temu recesja na Wyspach a także słaby kurs brytyjskiej waluty, sprawiający, że wyjazdy zarobkowe tracą na atrakcyjności.

Statystyki donoszą również, że napływ wschodnioeuropejskich imigrantów do UK utrzymuje tendencję spadkową od trzeciego kwartału 2007 roku. Wtedy na Wyspy Brytyjskie przyjechało 57 tysięcy nowych pracowników. Dla porównania, w ostatnim kwartale 2008 roku było to już tylko 30 tysięcy.

"The Daily Telegrach" kończy swą analizę obawą, że nasze masowe wyjazdy drogo będą kosztować brytyjską gospodarkę, bowiem przynosimy Skarbowi Państwa ok. 1,9 miliarda funtów rocznie. Dziennik nie precyzuje jednak jak te dane mają się do popularnych w ostatnim czasie opinii o negatywnych gospodarczych skutkach masowego napływu emigrantów ze wschodu Europy - czytamy na stronach Goniec.com.

Minister ds. imigracji Phil Woolas określił natomiast spadek liczba podań ze wszystkich ośmiu krajów wschodnioeuropejskich jako "dramatyczny". - Rząd robi wszystko dla zagwarantowania, że imigranci pracują dla brytyjskiego rynku pracy i całego kraju - oświadczył. Jednocześnie jednak zapewnił Brytyjczyków o pierwszeństwie w zdobywaniu posady.

Minister ds. imigracji tłumaczył, że zmniejszenie liczby przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii wiąże się z surowszymi przepisami imigracyjnymi i innymi czynnikami światowej gospodarki, w tym masowymi unijnymi inwestycjami budowlanymi w Polsce.

- Mamy tam do czynienia z olbrzymią przebudową, częściowo związaną z sytuacją gospodarczą, a częściowo ze zmieniającym się kursem funta wobec złotego i innych walut - twierdzi Woolas.

Związki zawodowe w Wielkiej Brytanii, która boryka się z recesją i bezrobociem, oskarżają rząd o to, że nie wspiera brytyjskich pracowników w obliczu rywalizacji z imigrantami.

Premier Gordon Brown jest zdania, że pracownicy z zagranicy wnieśli ogromny wkład do brytyjskiej gospodarki, i nie chce wprowadzać ograniczeń wobec imigrantów.
News z sieci

Z jednej strony kopią a z drugiej? Nikt nie rozważa problemu pomówienia odbijającego się na polskim społeczeństwie, porównać to można do psa ogrodnika sam nie zje i nikomu nie da, zupełnie jak Anglicy oni nie będą podejmować pracy u siebie gdyż pieniądze za wykonaną pracę są zbliżone do pieniędzy które otrzymują jako pomoc socjalną, lecz to jest powód by kopać tych co chcą i mało tego opłaca się im podejmować to zajęcie. To tak jak by chciano zmusić muzułmanina do pracy w chlewni – jak myślicie czy podjoł by się tego zajęcia? jak anglik normalnego?

[ Ostatnio edytowany przez: <i>Korba102</i> 25-02-2009 07:06 ]







Apartheid na posterunku w Londynie? Scotland Yard oskarżony
Osobne samochody dla czarnych, Azjatów i innych "kolorowych". Groźby, przemoc i bicie bezdomnych na ulicach. Londyński policjant Asad Said oskarżył białych kolegów z jednostki o rasizm - pisze "Dziennik". Chodzi o posterunek Belgravia w centrum Londynu.
Według zeznań Saida jeden z białych oficerów wyrzucił ciemnoskórą koleżankę ze swojego samochodu i kazał jej wsiąść do "czarnego samochodu". Co więcej, biali funkcjonariusze regularnie grozili swoim kolegom, mającym korzenie poza Wyspami - pisze "Dziennik".

Po licznych przesłuchaniach dyscyplinarnych Said został zwolniony z pracy. Jednak, gdy odwołał się od wyroku, pozwolono mu wrócić na posterunek. Z kolei jego adwersarze zrezygnowali ze służby wkrótce po oskarżeniu ich o "poważne naruszenia prawa" - czytamy w "Dzienniku
News z sieci.

I tutaj widać kto coraz liczniej zasila szeregi Brytyjskiej Policji,dochodzi do tego że angole(ci biali)sami zwalniają się z pracy,do tego doprowadza ta ich polityczna poprawność
:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 51.3 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 50.3 | 51.3 | 52.3 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,