MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 36.3 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 35.3 | 36.3 | 37.3 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 36.3 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2008-11-27 18:30:01 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Zestaw aborcyjny" dla nastolatek za 25 funtów
Czołowa brytyjska organizacja proaborcyjna oferuje szkołom film zachęcający do przerywania ciąży. Obrońcy życia są oburzeni - pisze "Rzeczpospolita".
Film nosi tytuł "Dlaczego aborcja?" i został nakręcony przez Stowarzyszenie Planowania Rodziny. Autorzy przekonują, że każda kobieta ma prawo do aborcji. Występujące w nim aktorki opowiadają, dlaczego odgrywane przez nie postacie zdecydowały się na zabieg. Jedna kobieta nie miała pieniędzy na wychowanie dziecka, inne obawiały się, że poród może popsuć ich relacje z rodzicami lub chłopakiem.
Wybory tych fikcyjnych postaci są następnie przedmiotem dyskusji grupy nastolatków z Irlandii Północnej, gdzie przerywanie ciąży jest nielegalne. Przeważają głosy poparcia dla decyzji kobiet. Młodzi ludzie nagrani na filmie argumentują, że aborcja jest całkowicie bezpieczna, a przywódcy religijni nie powinni "moralizować, a tym bardziej dyktować" kobietom tego, co mają robić.
W dołączonej do płyty DVD broszurze Stowarzyszenie Planowania Rodziny przekonuje, że przerwanie ciąży nie zawsze musi być przykrym doświadczeniem. A pogląd, że chirurgiczna aborcja może okaleczyć kobietę i uczynić ją bezpłodną, jest mitem.
"Kobiety mogą poczuć ulgę, mogą mieć mieszane uczucia lub być smutne. Jedynie niewielka ich część doświadcza długoterminowych problemów psychicznych. Kobiety te zresztą na ogół miały już podobne zaburzenia przed zajściem w ciążę" – napisano w cytowanej przez gazetę "Daily Telegraph" broszurce. Cały zestaw (DVD + podręcznik) szkoły mogą nabyć za 25 funtów.
– Nasze materiały przeznaczone są dla osób powyżej 14. roku życia. W brytyjskim społeczeństwie wiele osób nadal ma niewielkie pojęcie o aborcji i uważamy, że należy to zmienić. Szkoła jest doskonałym miejscem, by to robić – powiedział "Rzeczpospolitej" Adam Stevens ze Stowarzyszenia. – Chcemy, by młodzi ludzie mieli dostęp do informacji – dodał.
Film wzbudził protesty katolików i ostre reakcje brytyjskich obrońców życia. – To obrzydliwy materiał propagandowy. Stowarzyszenie Planowania Rodziny jest częścią wpływowego proaborycyjnego lobby. Tu chodzi o wielkie pieniądze, bo przerywanie ciąży to świetny interes – powiedział "Rzeczpospolitej" John Smeaton, szef Towarzystwa Obrony Dzieci Nienarodzonych.Według niego film bagatelizuje problem aborcji i zachęca młodych ludzi do rozwiązłości seksualnej. Smeaton podkreśla, że to tylko fragment szerszego "niepokojącego" zjawiska. Rząd Wielkiej Brytanii zapowiedział, że edukacja seksualna niedługo będzie obowiązkowa we wszystkich szkołach podstawowych.
Grające w filmie nastolatki twierdzą, że aborcja jest całkowicie bezpieczna
Rządowe Narodowe Biuro ds. Dzieci chciałoby, aby w szkołach średnich powstały "kliniki zdrowia seksualnego", gdzie dziewczynki powyżej 13. roku życia miałyby dostęp do środków antykoncepcyjnych, jak zastrzyki czy spirale.
– Niestety, rządząca lewicowa Partia Pracy jest wyjątkowo radykalna w sprawach społecznych. Premier Tony Blair był zdecydowanym zwolennikiem aborcji. Nawet kiedy przeszedł na katolicyzm, nie zmienił poglądów – podkreślił Smeaton.
– Obawiam się, że sprawy zaszły tak daleko, że nawet gdy władzę przejmie Partia Konserwatywna, będzie nam trudno powstrzymać seksualną indoktrynację, której są poddawane w szkołach nasze dzieci – dodał.
News z innego
Zacznijcie rodzić te niechciane dzieci , by dać możliwość adopcji dla związków HOMOSEKSUALNYCH

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 27-11-2008 18:31 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2008-11-27 19:07:47 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

W Londynie najłatwiej się zgubić
Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Nokię wśród 12,5 tys. respondentów z 13 krajów, 1 na 10 badanych miał problem z odnalezieniem się w Londynie – donosi brytyjskie 'Metro'.
Jak się okazuje, brytyjska stolica nie jest wcale pomocna, jeśli chodzi o zabłąkanych turystów. Jeden na trzech londyńczyków przyznaje, że specjalnie kieruje szukających drogi w złym kierunku.
Drugim po Londynie miejscem, w którym najłatwiej się zgubić jest Paryż – przynajmniej tak uważa 9 proc. badanych.
Następne w kolejce są: Bangkok (5 proc. badanych), Hong Kong (5 proc.)oraz Pekin (4 proc.).
Badanie wykazało również, że coraz więcej osób porzuca tradycyjne metody radzenia sobie w obcym mieście na rzecz osobistych urządzeń nawigacyjnych.
Ponad ¼ badanych polega obecnie na urządzeniach nawigacyjnych, a 13 proc. jako głównego narzędzia w znalezieniu drogi używa swojego telefonu komórkowego
News z sieci
Byliśmy parę razy w Paryżu i mogę powiedzieć tylko down może się zgubić a o Londynie nie wspomnę. Te dwa miasta są dobrze oznakowane i mają idealną topografię nie sposób po prostu się zgubić

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2008-11-28 07:14:32 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


Dlaczego wszyscy "przymykali oko"

W Wielkiej Brytanii prowadzone jest dochodzenie w sprawie obojętności służby zdrowia i opieki społecznej na los kobiet, które przez wiele lat były gwałcone przez swojego ojca.
Stało się to niemal natychmiast po zakończeniu procesu mężczyzny zwanego "angielskim Fritzlem". Został on skazanego na dożywocie.
Biciem i groźbami mężczyzna zmuszał swoje dwie córki do uprawiania seksu. Robił to od czasu kiedy dziewczynki skończyły osiem lat. W sumie, w ciągu 20 lat, obie zaszły z nim w ciążę 19 razy i urodziły dziewięcioro dzieci.
Obie wielokrotnie korzystały przy tym z usług służby zdrowia. Żaden z lekarzy nie zainteresował się jednak ich sytuacją, mimo iż liczne poronienia i śmierć dwóch noworodków mogły wskazywać na komplikacje genetyczne i kazirodztwo.
News z sieci
Zdziwienie? Nie, dlaczego? Prosta odpowiedź, około 80% personelu to konowały którzy może mają szkoły, lecz postępują według scenariusza narzucanego przez NHS ciąża do któregoś tygodnia nie jest objęta ochroną. To tak jest tylko w UK kiedyś w USA a o innych bardziej demokratycznych krajów nie będę wymieniał, drugim ważnym aspektem są Ci doktorzy z z dziwnych krajów,
których na pewno nie weryfikuje się. Szkoda słów Brytyjczycy po prostu przez swoją poprawność zapomnieli o swoich korzeniach.



Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2008-12-01 07:19:45 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Holandia zamyka sklepy z trawką
Amsterdam zamknie prawie jedną piątą popularnych coffee shopów , w których można kupić i na miejscu zażyć marihuanę, bo znajdują się zbyt blisko szkół. Taką decyzję podjęła rada miejska Amsterdamu, zgodnie z wytycznymi rządu.
W wytycznych napisano, że "nie może być coffee shopów w promieniu 200 metrów bezwzględnej odległości od szkół, a co najmniej 250 metrów dystansu rzeczywistego" - podały władze miejskie.
Z 228 sklepów znajdujących się w stolicy Holandii, 43 muszą być zamknięte do końca 2011 roku.
- Powinniśmy wprowadzić system, w którym będziemy wiedzieli, skąd pochodzą miękkie narkotyki - możemy przeczytać w oświadczeniu władz miasta.
Burmistrz umywa ręce Ciechanów oczyszczony z trawki
W Ciechanowie zatrzymano 26 dilerów marihuany. Policja ma nadzieję, że... czytaj więcej »
Job Cohen, burmistrz miasta, powiedział w radiu publicznym NOS, że dostosuje się do wytycznych, chociaż sam nigdy by nie wydał takiego zarządzenia, bo coffee shopy nie stwarzają w mieście żadnego problemu.
Ratusz zapowiedział jednak, że wytyczne zrealizuje tylko w szkołach, do których chodzą dzieci powyżej 12. roku życia, bo młodsze praktycznie nie palą marihuany.
Niektórzy Holendrzy obawiają się jednak, że jeśli zostanie zlikwidowanych zbyt wiele coffee shopów, w szkołach zaczną się pojawiać dilerzy narkotyków.
News z innego
A swoją drogą, to praktycznie, czy występuje? jak występuje to na jaką skale. W środowisku gdzie jakaś część społeczeństwa sięga po narkotyki to zawsze istnieje ryzyko w którym znajdą się Ci najmłodsi. A co z tymi,co jadą na zielonym? środkami mechanicznymi, chodzi o kierowców itd.
Swojego czasu widziałem film dok. gdzie za granicą państwa Holandii kontrolowano tych kierowców i mieli się z pyszna gdy dalej musieli opuścić miejsce za kółkiem i udostępnić je komuś kto myśli trzeźwo.

:-]:-]:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2008-12-02 07:17:36 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

"Londyńczycy" budzą niepokój
Serial "Londyńczycy” traci nie tylko widzów, ale także budzi protesty środowisk emigracyjnych. Stowarzyszenie Poland Street sprzeciwia się przedstawianiu przez film "nieprawdziwego obrazu Polaków, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii, aby polepszyć swój stan materialny".
Członkowie stowarzyszenia piszą, że serial ukazuje "Polaków tylko pod kątem patologii społecznej".

- Jak na razie nie ma w nim żadnego wątku ani sytuacji, która pokazywałaby pozytywny aspekt życia, lecz ukazuje nas jako osoby, którym zależy tylko na korzyściach finansowych – zaznacza Monika Tkaczyk, członek zarządu Poland Street. – Myślę, że niektóre historie są zmyślone. Proszę podać mi adres sklepu z bielizną, gdzie Polka pracuje jako ekspedientka w samej bieliźnie – osobiście to sprawdzę.

Tkaczyk zauważa, że Brytyjczycy pokazywani są w serialu tylko w pozytywnym świetle i powołując się na doniesienia prasowe cytuje słowa reżysera "Londyńczyków", który sam przyznał, że film nie stara się być obiektywny.

- Film jest tendencyjny i nieobiektywny. Polacy są bardzo często również ofiarami ataków na tle rasistowskim i ten pełny obraz polskiej "rzeczywistości" nie został przedstawiony – ocenia ostro Tkaczyk.

Poland Street jest zwłaszcza zaniepokojone rzekomymi planami wykupienia praw do serialu przez brytyjskie media. Jak donosi magazyn "Plejada", powołując się na dziennik "The Guardian", duża angielska stacja telewizyjna nosi się z zamiarem zakupienia pomysłu scenariusza serialu "Londyńczycy". Anglicy stwierdzili, że jest to pierwszy serial, który pokazuje prawdę o Polakach na emigracji. Doceniono fakt, że scenarzyści spędzili dużo czasu z imigrantami mieszkającymi w Finchley, uważnie słuchając opowieści o życiu Polaków w Wielkiej Brytanii.

- Prowadzimy rozmowy z kilkoma stacjami telewizyjnymi - powiedziała w rozmowie z "Plejadą" producentka filmu Dorota Kośmicka.

- Serialem interesuje się nie tylko Wielka Brytania, ale też i inne kraje. Na razie jesteśmy w trakcie bardzo poważnych negocjacji. Zobaczymy, co z tego wyniknie -dodaje.

- Jedno jest pewne, film ten nie przynosi niczego dobrego, wręcz przeciwnie – ocenia Tkaczyk i prosi o zainteresowanie tą sprawą inne organizacje polonijne, które protestują przeciw propagowaniu fałszywego obrazu polskiej emigracji w brytyjskich mediach.
News z sieci
Dla mnie ten obraz dodatniej koniunktury stracił wizję po II odcinku przestałem tą chałę śledzić, jako dowód na sukces Polskiej społeczności w UK. Jest to bardziej obraz Polaka cwaniaka.
Nie będę już nic komentował na temat filmu. Wypowiedź jest krótka, jak chcesz kopnąć polaka to zrób emisję w Brytyjskiej TV „Londyńczycy” (już widzę tłumy z pałami za Polakami)
To po prostu, kolejny gwoźdź do trumny, widać prasa Brytyjska ma rację, odnośnie imigracji z UE a konkretnie z polski, nie dziwcie się jak zaczną dawać cytaty z filmu, oryginalne świadectwo przeciwko POLAKOM. Zamiast podnieść polski image!
" Londyńczycy "szklana chała

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 02-12-2008 07:20 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2008-12-03 18:40:43 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Wojna wyjechanych z pozostałymi
Szpanują tym, że mieszkają na Wyspach, są światowcami i ciągle zadzierają nosa – mówią ci, którzy nie zdecydowali się na wyjazd za granicę
– Mieliśmy na tyle odwagi, żeby zmienić nasze życie, bo w Polsce byśmy zgnuśnieli – odparowują ci, którzy tu przyjechali. Wzajemne opinie popadają ze skrajności w skrajność. Najwyraźniej jesteśmy w stanie wojny domowej: emigracja kontra pozostali w kraju.
Wystarczy prześledzić wypowiedzi na portalach internetowych, żeby dojść do wniosku, że coś jest nie tak we wzajemnych relacjach Polaków znad Tamizy i znad Wisły. Nagle pojawiła się bariera, o którą zupełnie bez sensu rozbija się zdecydowana większość Polaków po obu jej stronach. Jedni zarzucają tym na Wyspach wywyższanie się i szpanowanie, a drudzy mają za złe tym, którzy zostali w kraju, że kierują nimi zazdrość i zawiść.

Klasyczna pyskówka na odległość

"Kibelek, zmywak i szczota, to odpowiednie dla nich zajęcie" – oto klasyczny internetowy wpis Polaka znad Wisły, rzucony w stronę "wyjechanych".

"A ja mam cię gdzieś. Wczorajsza nocka i 350 funi" – typowa odpowiedź emigranta. Potem rusza lawina...

"Ja, podobnie jak kolega z góry, też mam cię gdzieś. Prawdopodobnie jesteś zdesperowany, że gnijesz w tym śmiesznym kraju, jakim jest pl. Ja 45000 rocznie, praca w banku, wakacje kiedy i gdzie mam ochotę, mieszkanko przytulne..."

"Ten, kto pogardza ludźmi, którzy ciężko pracują, nie jest wart nawet splunięcia. Tego się nauczyliśmy na emigracji, miernoto polska. Ja jestem sprzątaczką i wcale się tego nie wstydzę. Mam 15 euro na godzinę i też mnie stać na godne życie. Wakacje dwa razy w roku to podstawa".
"A co jeszcze robisz za te 15 euro/h? Z tego, co wiem, to sprzątaczkom płacą dużo mniej".
"Pewnie sam to robisz, tępy buraku!" (...)

To, że ogromna grupa mieszkających w Wielkiej Brytanii rodaków wie wszystko lepiej, nie jest żadną nowością. To, że większość z nich nie ma pojęcia, o czym mówi i co krytykuje, też jest oczywiste. Dlaczego zatem tak się dzieje? Dlaczego jesteśmy wobec siebie tak pełni zawiści i dlaczego aż tyle w nas jadu? Dlaczego pojawiają się ironiczne opinie w rodzaju: "Każdy Polak mówi płynnym angielskim i ma wyższe wykształcenie. Każdy Polak pracuje w typowych angielskich pracach zarabiając minimum po 20 funtów na godzinę. Każdy Polak robi zakupy w najlepszych supermarketach, omijając Lidla i Aldiego szerokim łukiem. Każdy jeździ nowym modelem auta rocznik najdalej 2006. Każdy wynajmuje samodzielnie obszerny penthouse nad linią brzegową morza, minimum 3 bed. Każdy Polak często odwiedza kina, teatry, restauracje, często można ich spotkać w galeriach sztuki i muzeach. Rozprawmy się w końcu z mitem Polaka-zmywaka albo dresia Mariana, pokażmy, jak naprawdę żyje i co robi 95 proc. Polaków".

Zerwani z łańcucha

To, że ktoś zdecydował się na emigrację i pokazuje "tym w Polsce", że jest lepszy, wynika z kilku czynników. Okazuje się, że najczęściej robią to osoby o znacznej dysproporcji samooceny wobec opinii, jaką mieli o nich inni – w domu, w swoim rodzinnym mieście, w swoim środowisku. Myśleli o sobie, że są doskonali, ale inni uważali inaczej. Znaczącym czynnikiem jest też ocenianie otaczającego nas świata według własnych kryteriów. Krótko mówiąc, każdy, kto myśli inaczej, jest "zły". Dla wielu Polaków w Wielkiej Brytanii rywalizacja jest także ważniejsza od współpracy, co z założenia musi prowadzić do niepotrzebnych konfliktów. Co ciekawe, częściej nosa zadzierają mężczyźni niż kobiety.

– Nie bez znaczenia pozostaje także to, skąd kto pochodzi, a także dotychczasowa pozycja zajmowana w rodzinie i najbliższym gronie – mówi pedagog i terapeuta Bogumiła Salmonowicz. – Ludzie, którzy pochodzą z tak zwanej "prowincji", częściej muszą pokonywać różne bariery i kompleksy, a osiągany awans mierzą inną miarą. To, co dla kogoś z dużego miasta jest normą, dla osoby z małej miejscowości może być kosmosem. Jeśli do tego dochodzi stosunkowo niska pozycja w rodzinie, nagle może wyzwolić się postawa w stylu: "Ja wam pokażę" – dodaje.

Kompleksy, ale też niskie lub zawyżone poczucie własnej wartości również mają wpływ na jakość i styl wzajemnych relacji. Oczywiście, każdy potrzebuje i ma prawo myśleć o sobie w samych pozytywach, bo bez tego wszyscy by zwariowali. Ale jest też kilka innych wymiarów osobowości, które mogą przyczynić się do kształtowania negatywnych postaw wobec siebie.

– Jednym z wyznaczników jest tak zwane umiejscowienie kontroli – mówi Bogumiła Salmonowicz. – Tu pojawiają się dwie opcje: poczucie kontroli wewnątrz i umiejscowienie jej na zewnątrz siebie. Ludzie z poczuciem kontroli na zewnątrz siebie to najczęściej pesymiści, osoby z wysokim wskazaniem do reakcji lękowych, często reagujący bezradnością, uznający zależność swoich sukcesów i porażek głównie od okoliczności zewnętrznych. Kiedy doznają porażki, najczęściej stosują strategię ucieczkową.

Tego typu zachowanie zazwyczaj można zauważyć w szkołach, choć przenosi się ono i na dorosłe życie. Jeśli uczniowi coś nie idzie, wybiera wagary, chce zmieniać klasę albo nauczyciela. Tacy ludzie wychodzą z założenia, że nic od nich nie zależy. To wszyscy dookoła są do niczego, a zatem to oni są ofiarami i poszkodowanymi. Takie osoby sukces za granicą podświadomie przypisują zmianie miejsca zamieszkania, sytuacji, a przede wszystkim nowemu krajowi, w którym się znaleźli. Zdarza się zatem, że gardzą tymi, którzy pozostają w "gorszym miejscu". Nadmierna swoboda nie jest w takich przypadkach niczym nowym. Najczęściej objawia się ona w sytuacjach, kiedy przed przyjazdem do Wielkiej Brytanii dana osoba pozostawała pod stałą kontrolą innych. Takie ograniczenia mają podstawę zarówno rodzinną, środowiskową, prawną, moralną, jak i ekonomiczną.

– Pojawia się wtedy syndrom osoby "zerwanej z łańcucha". Najczęściej przejawia się on chełpieniem się tym, co teraz może zrobić, kiedy jest wreszcie "wolna" – dodaje terapeutka.

Tego typu sytuacje mają zastosowanie w obie strony. Zawiść, zazdrość, brak wiedzy, niska samoocena czy też brak empatii tak samo wpływają na opinie Polaków, niezależnie od tego, gdzie oni mieszkają.
Przestańcie wreszcie szpanować

Niezależnie od tego, czy darzymy się wzajemnym szacunkiem, czy też nie, jedno cały czas będzie przeszkadzało tym, którzy w Polsce pozostali: to, że "brytyjscy" Polacy ich zdaniem zadzierają nosa. 32-letnia Karolina planowała przyjechać do Londynu cztery lata temu. Okoliczności jednak zdecydowały, że pozostała w Polsce.

– Jestem ciekawa tego, co dzieje się na Wyspach, śledzę polskie portale internetowe w Wielkiej Brytanii, ale czasami mam serdecznie dość tego polskiego zadzierania nosa – mówi. – Zdecydowana większość z nich nie pozostanie tam na zawsze. Przyjechali popracować, bo im się tutaj nie układało. Gdybym miała się stać jedną z tych, którzy tak naprawdę niewiele osiągnęli, a robią z siebie alfę i omegę, to Bogu dziękuję, że nie wyjechałam.

Podobnego zdania jest 25-letni Marek, który planował wyjazd do Londynu w ubiegłym roku. – Celowo nie wyjechałem, kiedy otworzyły się granice. Nie chciałem. Wolałem poczekać, zobaczyć, jak się wszystko układa, jak ludzie reagują. Wielu z moich znajomych odbiło. A przecież są w Londynie zaledwie cztery lata. Już nie mają czasu na rozmowy, już nie mają czasu dla nikogo. I nie dlatego, że pracują, a wiem, że pracują ciężko i chwała im za to. Teraz na Gadu-Gadu albo w mailach dostaję krótkie informacje, że nie mogą rozmawiać, bo właśnie idą na otwarcie jakiejś wystawy, bo właśnie się spieszą na autobus do Soho na lunch ze znajomymi, bo właśnie czekają na telefon od nowych znajomych, którzy mają ich zabrać gdzieś na West End – mówi z żalem. – Ani Soho, ani West Endu nie będzie, jak wrócą do Polski. Będą ci sami mało znaczący teraz znajomi sprzed lat i trzeba będzie się znowu przyzwyczaić do tego, z czego się wyjechało. Wolność i wielki świat niektórym uderzyły do głowy i obawiam się, że powrót do rzeczywistości będzie dla wielu bardzo bolesny.

Podobnego zdania wydają się być ci, którzy w Wielkiej Brytanii nie zagrzali miejsca i po jakimś czasie wrócili do kraju. W takiej sytuacji są Damian i Monika, którzy mieszkali w Londynie tylko dwa lata. – Dłużej nie potrzebowaliśmy. Osiągnęliśmy cel i wróciliśmy do naszego rodzinnego miasta. Tam, w Londynie, otarliśmy się o wielu ludzi. Z wieloma z nich nigdy nie będziemy utrzymywać żadnego kontaktu, bo nie widzimy w tym sensu – mówi Damian.

Swoje opinie o Polakach mieszkających w Wielkiej Brytanii szybko wyrabiają sobie także ci, którzy przyjeżdżają tu jedynie w odwiedziny, na kilka dni. I nie są to miłe opinie. – Byłam u siostry tylko trzy dni. Miałam trochę czasu na to, żeby porozmawiać z jej współdomownikami. Przepraszam, ale "burak" to jedyna opinia, jaka mi przychodzi do głowy – opowiada Beata. – Każdy Polak jest tu tylko gościem, a większość zachowuje się, jak gdyby to państwo należało do nich. Wszystko im przeszkadza, wszyscy dookoła są beznadziejni, tylko oni są doskonali. Takich rasistów i homofobów, takiej nietolerancji i nienawiści nie ma nawet w Polsce. Owszem, Polska nie jest doskonała i jeszcze długo nie będzie, ale przynajmniej nad Wisłą wiemy, o czym mówimy. Tu wszyscy jesteśmy tacy sami. Niektórzy zachłysnęli się swobodą i zapomnieli przy okazji, że kultura anglosaska nigdy nie będzie ich udziałem. Oni wrócą do Polski. Tu tej swobody nie będzie. Tu są inne realia. Czy tak trudno o tym pamiętać? – pyta.

Korzystamy ze swobody, jak nam pasuje

Niektórzy Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii przyznają, że życie na obczyźnie pozwoliło im na znacznie więcej swobody, niż mieli w swoich rodzinnych domach i miastach.

– Robię to, na co mam ochotę – mówi Michał. – Mam tyle pieniędzy, ile mi potrzeba na życie i na przyjemności. Nigdy tego nie miałem w domu. Tu poznałem wolność, tu doświadczyłem swobody. Tu nauczyłem się, jak bardzo Polska jest do tyłu, jeśli chodzi o jakiekolwiek wolności obywatelskie. Czemu mam z nich nie korzystać, skoro tu mieszkam i płacę podatki?

Marek wychował się bez ojca w niewielkim mieście na wschodzie Warmii i Mazur. Skończył szkołę zawodową i kiedy pojawiła się możliwość, wyjechał do Londynu.

– Nie mam żadnych kompleksów. Robię, co lubię i na co mnie stać. Jeśli komuś się to nie podoba, to nie mój problem. Polacy w Polsce nam zazdroszczą. Komentują nasze zachowanie, ale nie mają pojęcia o tym, co robimy, gdzie chodzimy. Korzystamy ze swobody tak, jak nam pasuje. I nic nikomu do tego. Co z tego, że wrócę do domu za rok, za pół roku? To moja sprawa. Wrócę i będę znowu takim samym chłopakiem, jakim byłem przed wyjazdem. Na razie robię to, na co mam ochotę.

To, co historia w nas ukształtowała

W wielu przypadkach na wzajemne relacje Polaków w Wielkiej Brytanii i Polsce ma wpływ obowiązujący i praktykowany nad Wisłą od pokoleń model wychowania. Przez wiele lat utrwalały się w Polsce wzorce wychowania nieasertywnego. Te z kolei ukształtowały u młodych ludzi postawę albo uległą, albo agresywną. Ma to także związek z historią polskiego narodu, gdzie bez przerwy o coś trzeba było walczyć, czegoś bronić, komuś się podporządkowywać, a także ukrywać swoje prawdziwe poglądy, przekonania, potrzeby czy też preferencje. W efekcie nie ma żadnych wzorców ani tradycji do nabywania postaw asertywnych. Reagujemy albo agresją, albo biernością. Tylko po co...?
News z sieci
To jest nie nowina, Polactwo rozpycha się łokciami szpanując, a z wyglądu jak ze zwioski, bucior sprt biały koniecznie, spodnie jeans niebieski wytarte, bluza również, pod spodem sportowa z kapturem Adik lub Kicia itp. chód w lekkim rozkroku. Wiele innych atutów które podkreślają, jam z Polska.
Brakuje słomy tylko. A na nosie podróba GUCCI za piątaka. Rozmawiając przez tel ręka wysoko podniesiona łokieć na wysokości oczu. Tak prezentują się POLACZKI na wyspie, a w Polsce??? nie mam zielonego pojęcia, gdyż dawno już nie byłem w tym dziwnym kraju.
:-]:-]:-]:-]:-]:-]

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 03-12-2008 18:42 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2008-12-03 18:55:47 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Na emigracyjnym wozie
Uważaj na Polaków; nie pracuj w polskich firmach; w ogóle trzymaj się z daleka od tego piekiełka
Takie przestrogi to norma. Ci, którzy mają zagraniczne doświadczenia, niekoniecznie chcą straszyć nowych emigrantów. Mają wiele racji...
Sceptycznie podchodzę do wszelkich uogólnień. Lepiej samemu sprawdzić, wystarczy patrzeć. A co widzę? Wspierających się Żydów, Hindusów, przedstawicieli innych nacji. Pewnie, że nie zawsze, są przecież różni ludzie, ale generalnie mają oni świadomość, że żyjąc w obcym kraju, na obcej ziemi, będzie im łatwiej wzajemnie się wspierając. A Polacy? Ile razy czytaliśmy o ofiarach naciągaczy, oszustów, wyzyskiwaczy? To nie Anglicy za tym stali, bynajmniej. I odbywa się to nie tylko w prostacki sposób pod londyńską ścianą płaczu czy na Victorii.

Jakiś czas temu znajomy opowiadał mi jak zaciągnął się na budowę. Pierwsza praca w UK, po dwóch tygodniach szukania wreszcie światełko w tunelu. Mistrzem murarskim nie jest, z wykształcenia jest historykiem, ale swoje umie. I pracy się nie boi. Silny chłop, na pomocnika budowlanego się nadaje. Namiary na pana Wieśka znalazł gdzieś w gazecie.
Spotkali się w umówionym miejscu o szóstej rano. Wiesiek – tłusty facet z jasnymi włosami – wywiózł całą grupę kilkadziesiąt kilometrów za Londyn, na jakąś zabitą dechami wioskę. Tam zasuwali od rana do wieczora. Znajomy miał dostać 35 funtów. Nie dostał – podobnie jak murarz, któremu jako doświadczonemu fachowcowi obiecano okrągłą pięćdziesiątkę. Obaj panowie ze zdziwieniem dowiedzieli się, że szef z nich rezygnuje, bo podobno nie spodobali się Anglikowi, u którego przedsiębiorczy Wiesio jest podwykonawcą i dla którego werbuje ludzi. Te tłumaczenia okazały się bzdurą – Anglik w ogóle nie miał pojęcia o co chodzi, kiedy znajomy zadzwonił do niego pytając w czym rzecz.

Sprawa okazała się bardziej prozaiczna. Wiesiek niedawno kupił nowego merca, wypasiona maszyna. Podobno teraz ma długi, trzeba je jakoś spłacać. Tu uszczknie, tam uszczknie, dzisiaj zaoszczędzi 85 funtów, jutro kolejne – póki co polskich frajerów na Wyspach nie brakuje. I kółko się kręci.

Z kolei pan Kazik prowadzi własny biznes. Nieźle prosperuje, mówią, że buduje w kraju pływalnię albo coś w tym rodzaju. Garnitur, muszka. Prawdziwy pan, podobno zaczynał od stania za barem. Lubi powtarzać, że ciężko pracuje. Nic dodać, nic ująć – porządne panisko. W tym czasie jego polscy pracownicy harują od rana do nocy. I co mają? Najniższe stawki, jakie w tym kraju można mieć. Według standardów Londynu – nawet głodowe.

Takich Wieśków i Kazików nie brakuje. Tytułują się kierownikami, dyrektorami, prezesami. Liczą się ich merce, interesy i dobre samopoczucie. Ktoś na nich pracuje, a oni spijają śmietankę. A jeśli nawet łaskawie ci zapłacą, masz być za to wdzięczny. Bo przecież gdyby nie oni... Zawsze możesz wracać do kraju. Tyle że tam czekają inne Wieśki, Kaziki, albo... kuroniówka. Bo bezrobocie jak było, tak jest, podobnie jak zadowoleni decydenci, opowiadający jak to jest świetnie. Niektórzy mają się dobrze. Kapitalizm po polsku? III czy IV Rzeczpospolita? A może druga Irlandia?

Polskim organizacjom działającym w Anglii nie zawsze było po drodze. Ambicje działaczy, własne wizje. Powoli to się zmienia. Są coraz żywsze kontakty, plany wspólnych projektów. Niektórym dojście do tego zajęło więcej czasu, innym mniej. Miejmy nadzieję, że będą z tego wymierne korzyści – w końcu wszyscy jedziemy na tym samym, emigracyjnym wozie. Dobrze żeby uświadomiły to sobie różne Wieśki, Kaziki i im podobni. Bo łaska, niekoniecznie pańska, na pstrym koniu jeździ...
News z sieci
Niestety prawda...
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2008-12-04 19:01:32 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Polski na aucie
Problem zakazywania używania języka polskiego w brytyjskich firmach wciąż wraca
Po polsku tylko w domu lub na przerwie. Taką zasadę stosują niektóre firmy z Wysp Brytyjskich, które zabraniają pracującym tam emigrantom używania ojczystego języka.
Jedni się na to godzą, inni nie. Prawo i specjaliści są jednak jednoznaczni: to dyskryminacja, z którą trzeba walczyć.

Łamanie praw człowieka, problem nadgorliwego szefa czy może kwestia kultury osobistej. Ilu emigrantów tyle opinii. Nikt nie zaprzecza jednak, że takie przypadki mają miejsce. Odnotowuje je, chociażby raport "Sytuacja emigrantów ekonomicznych z Polski i innych krajów A8 w państwach członkowskich Unii Europejskich", który na zlecenie Rzecznika Praw Obywatelskich przygotował profesor J.R. Carby – Hall z Uniwersytetu w Hull.
Jeden z naszych rodaków tak opisał praktyki stosowane w firmie ISS Mediclean w Cambridge. - Zabroniono nam rozmawiać w naszym języku. Jeżeli kierownik usłyszy, jak ktoś mówi po polsku, to taka osoba straci 15 funtów tygodniowej premii – relacjonuje emigrant. Ponadto, dyrektor tego szpitala napisał w liście "Polskim pracownikom kategorycznie zabrania się mówić po polsku (…;). Jeśli ktokolwiek będzie używał tego języka, zostanie zwolniony dyscyplinarnie". Ta relacja znajduje się w rozdziale pod nazwą "Zastraszanie i inne".

Przerwa też praca?

Czy problem jest poważny? Według Kazimierza Anhalta z irlandzkiego związku zawodowego SIPTU widać tutaj nieznaczną poprawę. - Spotykamy się co jakiś czas z próbami zakazów podyktowanymi ignorancją menedżerów i potrzebą "orientacji co w trawie piszczy". Nie są to natomiast przypadki nagminne, choć nie znaczy to, że nie istnieją – mówi związkowiec. Dodaje, że jest lepiej ze względu na zawężenie rynku pracy. - Mówiąc prosto: mniej pracy, mniej chętnych do jej wykonywania co powoduje, że podejmuje się coraz częściej starania o zatrzymanie pracowników w jednym miejscu, a temu nie sprzyjają jakieś specjalne resentymenty i złe traktowanie – tłumaczy Kazimierz Anhalt. Związek stara się reagować na tego typu sytuacje.

Swoje doświadczenia w tej kwestii na forum gazeta.pl opisuje jedna z emigrantek.- U mnie też jest zakaz rozmawiania po polsku, nawet jeśli dwie osoby z Polski są same. Rozmawiać możemy po polsku tylko w czasie przerw. Wiadomo, ze często się tego nie przestrzega, bo w niektórych sytuacjach jest to zwyczajnie bez sensu – tłumaczy. Dodaje także, że z tą praktyką związany jest również inny zakaz wprowadzony w jej firmie. - Polka nie może pracować z Polką (...) Zawsze muszą być to pary mieszane, to znaczy Irlandka z Irlandką może, natomiast Polka z Polką nie – relacjonuje.

Przy kliencie nie, przy koledze tak

Według Pawła Grabczaka z Wydziału Komunikacji Społecznej Biura Rzecznika Praw Obywatelskich ten problem należy rozpatrywać w dwóch płaszczyznach. - W pierwszej chodzi o sferę komunikowania się między pracownikami (m. in. w szatni, na stołówce, podczas przerw), a w drugiej – o komunikowanie się pracowników z przełożonymi (managementem) oraz z klientami – mówi. W tym drugim przypadku, wątpliwości nie ma: Polacy – jeżeli nie ma tłumacza – muszą operować językiem kraju, w którym podjęli zatrudnienie. - Nie można wymagać od zagranicznego pracodawcy lub klienta, aby w kraju, którego są obywatelami, posługiwali się językiem dla nich obcym – podkreśla reprezentant Rzecznika Praw Obywatelskich.

Inaczej sprawa wygląda jeżeli chodzi o rozmowy między samymi pracownikami. Zwłaszcza jeżeli są toczone w czasie przerwy, na stołówce, w szatni czy w okolicznościach niezwiązanych z wykonywaniem czynności służbowych. - Pracownicy mogą się porozumiewać w dowolnie wybranym przez siebie języku. Nie ma powodów, dla których nie mógłby być to język inny niż kraju w którym pracują (np. język polski w Wielkiej Brytanii), zwłaszcza, gdy pracownicy należą do jakiejś grupy mniejszości narodowej – mówi Paweł Grabczak. Zakazywanie tego – według Rzecznika Praw Obywatelskich – należy uznać za dyskryminację, na która reagować powinny organy władzy Wielkiej Brytanii.

Wychowanie jedno, zakaz drugie

Podobnie patrzą na sprawę sami emigranci. - Mimo wszystko to kwestia grzeczności i dobrego wychowania, ja nigdy nie rozmawiam przy "innych" w naszym języku, tak samo zwracam uwagę innym jeżeli rozmawiają np. po hindusku, bo to po prostu nie jest grzeczne – uważa Wojtek, czytelnik Onet.eu. Pada argument o grzeczności, ale także o zakłopotaniu, jakie u angielskich klientów może wywołać dwóch sprzedawców porozumiewających się ze sobą po polsku.

Niebagatelne jest również to, że wiele podobnych sytuacji wynika po prostu z nieznajomości angielskiego, a co za tym idzie nierozumienia zasad panujących w danej instytucji. To oczywiste, są jednak sytuacje, które - także w tym kontekście – naprawdę ciężko zrozumieć. Mówi kolejny internauta. - Pracuje w jednej z największych instytucji finansowych w Irlandii i mam zakaz mówienia po polsku z polskimi klientami. Argument jest taki, że to oczywiste, że obcokrajowcy którzy prowadzą biznes w Irlandii i korzystają z usług irlandzkich instytucji finansowych, mówią biegle po angielsku i nie ma potrzeby rozmawiania w języku ojczystym – tłumaczy.

Emigranci mówią także o tym, że zakaz używania języka polskiego, pojawia się w agencjach pośrednictwa pracy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że właśnie tam "po obu stronach lady" pojawiają się właśnie Polacy. Często zaraz po przyjeździe, zdezorientowani, szukający pracy z bardzo marną znajomością języka Wyspiarzy. Szef patrzy, więc obsługujący ich Polak może użyć tylko angielskiego. Efekty są i komiczne, i tragiczne.

Riccardo Mosca z biura prasowego Komisji Europejskiej, który zajmuje się m. in. problematyką wolności i sprawiedliwości podkreśla, że nie mają kompetencji ingerowania w konkretne przypadki, także związane z opisywanym zakazem. Monitorują natomiast przestrzeganie prawa, także pod kątem dyskryminacji. - Wszyscy członkowie Unii Europejskiej muszą używać legalnych instrumentów w celu zagwarantowania praw mniejszością narodowym. Władze tych krajów muszą zwalczać wszelkie przejawy rasizmu, ksenofobii, totalitaryzmu, chuligaństwa i przemocy – tłumaczy Riccardo Mosca. Czy do tej listy można dopisać zakaz dotykający Polaków?
News z innego
"- Z naszych doświadczeń wynika, ze instytucje powołane do pomocy ofiarom przestępstw na tle rasowym (np. Policja, Victim Support, Community Support Team) nie są wystarczająco logistycznie przygotowane do udzielenia pomocy białym przybyszom z Europy. Jesteśmy pewni, ze jeśli problem nie zostanie zauważony, będzie nadal niebezpiecznie narastał. Jesteśmy realistami i nie oczekujemy, że nienawistne emocje znikną z naszego życia całkowicie. Zbyt głębokie są ich korzenie oraz satysfakcje, jakich różnym osobom i grupom dostarcza ich kultywowanie i podsycanie. Chcemy jednak dążyć do tego przynajmniej dlatego, że pewnych sów, zniewag i argumentów nie wolno używać. Pragniemy też, aby każdy obywatel Unii Europejskiej mógł żyć, mieszkać i pracować godnie i bezpiecznie, w miejscu wybranym przez siebie - napisali założyciele Unitas-u w liście do Konsulatu w Wielkiej Brytanii, który jest jedną z nielicznych placówek, które (w zakresie swoich obowiązków) pomagają w podobnych przypadkach Polakom. - Konsulat Generalny RP w Londynie podjął współpracę z grupą obywateli polskich zamieszkałych w Southampton, którzy padli ofiarą przestępstwa na tle rasowym (narodowościowym) i postanowili założyć stowarzyszenie, które będzie świadczyć pomoc obywatelom polskim w tego rodzaju sytuacjach. Mamy nadzieję, że wspomniane stowarzyszenie, które aktualnie jest w fazie organizacji, podejmie ścisłą współpracę z Commission for Racial Equality, a jego działalność zwróci uwagę na przejawy wrogości narodowościowej, której przypadki ciągle niestety się zdarzają - mówi Konsul Generalny RP "
"Problem rasizmu i szowinizmu okazywanego wobec kogokolwiek, w tym przypadku wobec Polaków przebywających na terenie Wielkiej Brytanii, wymaga dokładnego zbadania. Unitas ma zatem na celu zdobycie i spopularyzowanie wiedzy o skali, źródłach i charakterze zjawisk, z którymi będzie się zmagać. Ważne przy tym będzie rejestrowanie i dokumentowanie przejawów rasizmu, antysemityzmu i ksenofobii w mediach, w edukacji, w księgarniach, w propagandzie stronnictw politycznych i w innych obszarach życia publicznego, a także akty werbalnej i fizycznej agresji wobec osób odróżniających się wyglądem, językiem czy wyznaniem. Ale także nie mniej uważnie odnotowywane będą zachowania pozytywne i godne upowszechnienia.
Przede wszystkim bowiem należy budzić wrażliwość ludzi, środowisk i instytucji zezwalających na tego rodzaju działalność na swoim terenie i legitymizujących ją. Założyciele Unitas-u planują także zmierzać do tego, aby zebrania dyskusyjne towarzystwa owocowały opracowaniami, które będą dostępne tak dla ich uczestników, jak i dla wszystkich zainteresowanych. - Chcielibyśmy i apelujemy o to do wszystkich chętnych działania w naszej organizacji, aby członkami naszego stowarzyszenia byli dziennikarze, pracownicy społeczni, duchowni, ludzie różnych zawodów, różnego wieku i różnych politycznych orientacji, złączeni przekonaniem o potrzebie działania powstrzymującego antysemityzm i agresywną niechęć do obcych oraz popularyzującego wzory poszanowania praw człowieka i różnorodności kultur. Stowarzyszenie jest otwarte dla wszystkich podzielających to przekonanie. Jego zdolność do działania i do rozwoju zależeć będzie od tego, czy członkowie gotowi będą poświęcić jego pracom jakąś cząstkę swojego czasu, zainteresowania i energii. Od wkładu wszystkich członków zależeć będzie szybkie okrzepnięcie organizacyjne stowarzyszenia i sprawność jego funkcjonowania - apelują Violetta i Zbigniew Liszka."
" Podstawową tego typu placówką jest Citizen Advice Bureau, organizacja posiadająca na terenie Wielkiej Brytanii przeszło 3000 biur, w których można uzyskać nieodpłatnie pomoc prawną i informację o możliwościach rozwiązywania różnorakich problemów. Informacje te udzielane są w języku angielskim, warto więc przez umówieniem się na wizytę, zadbać o możliwie bezproblemowy kontakt, m.in. poprzez obecność osoby posługującej się językiem angielskim w sposób komunikatywny. CAB, wewnątrz której działa przeszło 20 tysięcy osób, nie pobiera opłat, ponieważ jest instytucja dobroczynną, a jej mottem jest hasło: The charity for your community. Ich pomoc zawiera się w zakresie, począwszy od kwestii doradztwa, poprzez wypełnianie dokumentów, a na pomocy prawnej i reprezentowaniu klienta skończywszy. Placówki CAB znajdują się w większości brytyjskich miejscowości.
Jego odpowiednikiem, w którym można uzyskać poradę w języku polskim jest East European Advice Centre. Jest to niezależna instytucja, w której można uzyskać porady i informacje w zakresie prawnym, opieki zdrowotnej, prawa imigracyjnego i mieszkaniowego, zadłużeń etc. Jest to placówka działająca z przeszło 20-letnim doświadczeniem, której petentami są osoby z Europy Wschodniej i Centralnej. Z uwagi jednak na dużą liczbą zgłaszanych spraw na odpowiedź w EEAC czeka się nawet do dwóch tygodni.
Warto podkreślić, iż podobnie jak w przypadku poważnego naruszenia prawa, czego niestety, doświadczają na własnej skórze nasi Rodacy, takim naruszeniem, z którym możemy się zwrócić także do powyższych instytucji, są tez wszelkie akty dyskryminacji w miejscu pracy. Począwszy od słownych utarczek i obrażania ze strony współpracowników i przełożonych, a na sprawie mobbingu skończywszy.
Świadomość praw i obowiązków"
"Na Wyspach Brytyjskich można więc równie dobrze upominać się o wszelką pomoc, jak choćby opieki Policji i Victim Suport, Racial Equality Adviser oraz miejscowych Civic Centre. Można jednak - i należy o tym wiedzieć – w skrajnych przypadkach domagać się także odszkodowania za urazy psychiczne i fizyczne od CICA (Criminal Compensation). Ale również odszkodowań za wszelkie przestępstwa popełnione przez wspomnianych pracodawców oraz pośredników, których ofiarami wciąż padają Polacy. A pomoc w tym celu organizacji do tego powstałych jest więc godna naszego wsparcia.
Mimo stosunkowo innej świadomości Polaków dotyczącej swoich praw i obowiązków problem ten będzie stale obecny w przypadku tak licznej społeczności emigracyjnej, jaką tworzą Polacy w Wielkiej Brytanii. Najważniejsze jest w tym przypadku jednak to, iż po trzech latach od wejścia do Unii Europejskiej i rozpoczęcia licznej fali emigracyjnej na Wyspy Brytyjskie, zaczęliśmy proces tworzenia organizacji, instytucji i struktur, które, w oparciu o obecnie funkcjonujące, będą spełniały ważną rolę w życiu przyszłej Polonii brytyjskiej. A placówki pomocy (także prawnej) są w tym przypadku podstawowymi instytucjami, z jakimi zetknie się jeszcze wielu z nas. Warto więc mieć wiedzę, na kogo można (będzie) liczyć."
Obywatel polski, który padnie ofiarą każdego rodzaju przestępstwa (w tym pobicia) powinien zgłosić niezwłocznie ten fakt brytyjskiej policji. Radzimy by zanotował numer, który policja nada sprawie, tak by ułatwić dalsze kontakty z policją. W przypadku gdyby odniósł wrażenie, iż działania policji są opieszale, czy też sprawa nie jest traktowana z należytą powagą istnieje możliwość podjęcia interwencji w instytucji o nazwie Independent Police Complaint Commission (www.ipcc.gov.uk) bądź też zwrócić się do naszego urzędu o interwencje w jego sprawie.
W przypadku, gdy osoba pokrzywdzona odniosła wrażenie, iż padła ofiara przestępstwa ze względu na swą narodowość (tzw. hate crime) sugerujemy także powiadomienie o sprawie instytucji o nazwie Commision for Racial Equality (www.cre.gov.uk ). Jest to organizacja, która m.in. zapobiega i walczy z przejawami rasizmu oraz nietolerancji wobec obcokrajowców. Ofiara przestępstwa ma również prawo ubiegać się o odszkodowanie wypłacane z rządowego funduszu o nazwie Criminal Injuries Compensation Authority (www.cica.gov.uk).
Obok w/w instytucji pomoc ofiarom przestępstw w Wielkiej Brytanii świadczy również m.in. organizacja Victim Support (www.victimsupport.org.uk)


Adresy instytucji świadczących pomoc:

Stowarzyszenie „UNITAS”:
unitas4you@yahoo.co.uk
violetta.liszka@yahoo.co.uk

Stowarzyszenie "NIGDY WIECEJ":
PO Box 6, 03-700 Warszawa 4
tel. 0601 36 08 35
redakcja@nigdywiecej.org
http://www.nigdywiecej.org

POLICJA:
nr 999
www.met.police.uk

Biuro Porad Prawnych Citizen Advice Bureau:
www.citizensadvice.org.uk.

Biuro Porad Prawnych dla Osób z Europy Wschodniej East European Advice Centre:
020-87411288 (pon-pt 10.00 - 15.00)
info@eeac.org.uk

Ponadto, porady prawne:
Law for All
www.lawforall.org.uk
0208 600 3100

ACAS porady z zakresu prawa pracy, rozwiązywanie sporów:
www.acas.org.uk
08457 474747

Ofiary przestępstw:
Victim Support
0845 3030 900

Samarytanie:
www.samaritans.org.uk
0845 790 9090

Rasizm, prześladowania ze względu na kraj pochodzenia:
Komisja d/s równości rasowej
www.cre.gov.uk
0207 939 0178

Numer antyterrorystycznej infolinii:
0800 789 321

W sprawach przemocy (np. domowej):
National Domestic Violence
bezplatna infolinia 0808 2000 247

National Child Protection Helpline
0800 800 500

Womans Aid
www.womansaid.org.uk
0808 2000 247

Refuge
www.refuge.org.uk
0808 2000 247

Foyle Womens Aid
www.foylewomensaid.org
08009171414 pomoc dla ofiar przemocy domowej m.in w akomodacji i psychologa

Bezdomni:
Homeless Link
www.homeless.org.uk,
organizacja "parasol" skupiająca organizacje zajmujące się walką z bezdomnością, agencje, centra, org.charytatywne , tel. 02079603010

W Londynie
The Upper Room, ośrodek dla bezdomnych 02087405688 , St Saviour's with St.Mary's Church, Cobbold Road W12 9LN, Prowadza project UR4 JOBS
Broadway Project, 14 Market Lane off Goldhawk Road, Shepperds Bush W12 8EZ , tel 02087355800

Organizacja Shelter (sprawy mieszkaniowe i bezdomności)
www.shelter.org.uk

Pozwoliłem sobie na cytaty które mam jako materiały art.
My nie możemy, lecz oni tak!


8-)
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2008-12-04 19:13:51 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Będzie trudniej dostać brytyjskie obywatelstwo
Zmienią się zasady przyznawania imigrantom brytyjskiego obywatelstwa - informuje londyn.gazeta.pl.
Imigranci nie będą już dostawać brytyjskich paszportów tylko dlatego, że mieszkali na Wyspach przez sześć lat. Ci, którzy nie integrują się z lokalnym społeczeństwem, będą musieli dłużej poczekać na przyjęcie do grona Brytyjczyków. Przedstawiony dziś projekt ustawy zakłada, że imigranci będą musieli "zarobić" na prawo do brytyjskiego paszportu.

Żeby dostać brytyjskie obywatelstwo, trzeba będzie:

- wykazać się dobrą znajomością języka angielskiego;

- udowodnić znajomość brytyjskich zwyczajów i tradycji;

- pracować charytatywnie na rzecz kraju.

Osoby, które nie będą chciały pracować jako wolontariusze, poczekają na paszport dłużej - nawet 8 lat. Bezrobotni zostaną poproszeni o opuszczenie Wielkiej Brytanii. Skazani za poważne przestępstwa nie będą mogli w ogóle liczyć na obywatelstwo, a przestępcy "mniejszego kalibru" dostaną paszporty z kilkuletnim opóźnieniem
News z innego
Jam mniemam dotyczy to białych gdyż ci tęczowi posądza ich o dyskryminację i segregację rasową oraz intelektualną:-D
:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2008-12-04 19:21:16 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Bat na oszustów wyłudzających zasiłki
Wielka Brytania idzie na wojnę z wyłudzaczami zasiłków socjalnych. Wkrótce wszystkie urzędy na Wyspach zainstalują wykrywacze kłamstw, by wyeliminować oszustów - pisze "Rzeczpospolita".
Takie wykrywacze stosowane są od roku w 25 miastach, m.in. w Birmingham i Durham. A ponieważ eksperyment się sprawdził, brytyjski rząd postanowił rozszerzyć go na cały kraj. Jako przykład podaje Harrow na północ od Londynu. Tylko w ciągu trzech miesięcy wykrywacze kłamstw pozwoliły zaoszczędzić tam 300 tysięcy funtów.

Pomysł jest prosty. Wykrywacz, zainstalowany na linii telefonicznej, rejestruje rozmowę z osobą, która zgłasza się po zasiłek, po czym analizuje jej głos. Jest w stanie wychwycić każde drgnięcie wywołane np. stresem, który może się pojawić, gdy ktoś podaje fałszywe informacje. Maszyna z reguły porównuje głos z początku i z końca rozmowy. I choć czasem może się mylić, dla urzędnika będzie to pierwszy sygnał, że coś jest nie tak. W takiej sytuacji urzędnik może nawet odwiedzić delikwenta w domu.

Dzięki temu w ubiegłym roku wyszło na jaw, że kłamie jedna trzecia osób ubiegających się o zasiłek w Edynburgu. Spośród 75 rozmów telefonicznych 25 uznano za podejrzane. Jedna z mieszkanek została potem skazana na 150 godzin prac publicznych za próbę wyłudzenia 11 tysięcy funtów. Chciała zasiłku dla bezrobotnych, a okazało się, że pracowała. W Edynburgu ruszyła wtedy kampania informacyjna, która ostrzegała, że z powodu wyłudzaczy zasiłków każde gospodarstwo domowe w Wielkiej Brytanii traci rocznie 36 funtów. W ubiegłym roku takie oszustwa kosztowały brytyjskich podatników 400 milionów funtów.

Wykrywacz kłamstw nie jest równoznaczny z podsłuchem. Każda osoba na początku rozmowy jest informowana o tym, że jest poddawana testowi. Potem musi odpowiedzieć na szereg prostych pytań, np. o adres lub dochód, bo – jak się okazuje – wiele osób kłamie już na tym etapie.

Wykrywacze kłamstw sprawdziły się już w systemie ubezpieczeniowym. Teraz mają być stosowane m.in. w przypadku tzw. zasiłku mieszkaniowego (Housing Benefit) i podatku lokalnego (Council Tax Benefit). Przy bardzo niskich dochodach całej rodziny zasiłek mieszkaniowy może pokryć nawet wszystkie koszty związane z utrzymaniem mieszkania. Również podatek lokalny jest zależny m.in. od wartości mieszkania, lokalizacji, a także od dochodów. W przypadku niskich dochodów można się starać o bardzo dużą zniżkę.

Rząd Gordona Browna chce też karać osoby bezrobotne, które unikają podjęcia pracy i np. nie stawiają się na wyznaczone spotkania. W takiej sytuacji bezrobotni – jak pisze "Daily Telegraph" – mieliby wykonywać prace społeczne, np. zbierać śmieci lub dbać o komunalną zieleń. Dziś w Wielkiej Brytanii z zasiłków korzysta 2,6 miliona ludzi. 900 tysięcy pobiera zasiłek dla bezrobotnych.
News z sieci
:-D
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 36.3 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 35.3 | 36.3 | 37.3 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,