MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 35.9 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 34.9 | 35.9 | 36.9 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 35.9 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2008-11-26 07:30:02 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Katowizja
TVP zwiększa czas programów katolickich
Kierownictwo TVP pada na kolana przed zwierzchnością kościelną. Zgadza się nawet, by to Sekretariat Konferencji Episkopatu Polski kształtował jesienną ramówkę TVP.
Pod wpływem hierarchów zdecydowano, że już nie 20, ale aż 60 minut będą trwać tygodniowe programy katolickie w regionalnych oddziałach telewizji publicznej. Jak ujawnił tygodnik "Newsweek'', takie polecenie na piśmie wydał dyrektorom regionalnych ośrodków TVP jej wiceprezes Sławomir Siwek. Treść programów zalecił uzgadniać z miejscowym biskupem! Ustalono to w umowie, jaką kierownictwo TVP zawarło z Sekretariatem Konferencji Episkopatu Polski.
To kolejny skandaliczny przykład uprzywilejowanego traktowania Kościoła katolickiego przez instytucję publiczną. Programy TVP są wręcz przesycone audycjami katolickimi zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci, nadawanymi przy tym w porze najlepszej oglądalności. Także w wielu programach, które powstają niebezpośrednio pod szyldem redakcji katolickiej, upowszechniane są treści i poglądy o charakterze religijnym.

Trzykrotne wydłużenie czasu antenowego dla programów katolickich oznacza konieczność znacznego zwiększenia przeznaczanych na to środków finansowych, sprzętu oraz liczby realizujących je dziennikarzy. Tymczasem oglądalność religijnych audycji jest słaba i nie przyciągają one reklamodawców. Taki dodatkowy wydatek jest tym bardziej nieuzasadniony, że istnieje katolicka telewizja Trwam, która zaspokaja oczekiwania widzów o takich potrzebach. Religijny charakter ma też powszechnie dostępna telewizja Puls. Ponadto z kwietniowego sprawozdania telewizji publicznej wynika, że programy religijne zajmują dwukrotnie więcej czasu antenowego niż spektakle Teatru Telewizji i koncerty muzyki poważnej.

Decyzja wiceprezesa Siwka jest skandalicznym nadużyciem zawartych kiedyś przez państwo porozumień z Kościołem, w tym ustawy o stosunkach między państwem a Kościołem, a także konkordatu. Siwek powołuje się nawet na Porozumienia Sierpniowe z 1980 r. i postanowienia Okrągłego Stołu. Jest to śmieszne, ponieważ porozumienia te nie precyzują ilości czasu antenowego dla audycji kościelnych, jak również nie zakładają jego systematycznego zwiększania. Ponadto formacja polityczna, która postawiła wiceprezesa Siwka na jego obecnym stanowisku, czyli PiS, kwestionuje ustalenia Okrągłego Stołu, zatem nie bardzo wypada mu powoływać się na nie.

Ostentacyjne faworyzowanie jednej instytucji, Kościoła katolickiego, przez publiczną telewizję jest wyjątkowo skandaliczne, zwłaszcza wobec całkowitej w niej nieobecności treści innych wyznań religijnych, a także innych nurtów światopoglądowych występujących w życiu publicznym, w tym także np. ateistów. Jeśli kierownictwo telewizji publicznej zmusza niekatolików i niewierzących do współfinansowania - poprzez abonament - treści katolickich, niech także Kościół katolicki i katoliccy odbiorcy programów religijnych współfinansują obecność przedstawicieli innych wyznań i ateistów na antenie.

* * *
KATARZYNA PIEKARSKA, wiceprzewodnicząca SLD:

Niech ktoś w końcu powie "nie''

To jest niedopuszczalne, zwłaszcza że istnieją rozbudowane media katolickie i nadawanie takich programów w telewizji publicznej jest nieporozumieniem. To przejaw pazerności Kościoła katolickiego. Są przecież w Polsce inne także wyznania i ludzie o innych światopoglądach. Przykro, że środki na to idą z naszego abonamentu w sytuacji, gdy skąpi się środków na Teatr Telewizji. Mam nadzieję, w końcu ktoś powie "nie''. I to jest też przesłanka do tego, aby odwołać obecne władze TVP.

prof. WIESŁAW GODZIC, medioznawca:

Narzucanie z góry

To absurdalne. Byłem szereg lat w radach programowych mediów i nigdy nie zdarzyło się, by za jakichkolwiek rządów odgórnym dekretem zwiększono ilość czasu dla jakiegoś programu. Zadziwiające jest, że w ogóle góra narzuca ośrodkom regionalnym tego rodzaju decyzje. Jeśli społeczności lokalnej potrzebny jest taki program, to powinien powstać, ale nie tędy droga. Wszelkie próby przydzielania, nakazywania obrócą się przeciwko tym programom. To dziwaczny pomysł i zastanawiam się, kto za tym stoi.

MICHAŁ SYSKA, wiceprzewodniczący SdPl:

Dajcie czas ateistom
Religia katolicka i tak ma w mediach publicznych nieporównywalnie lepszą pozycję niż wyznawcy innych religii, a już w szczególności niewierzący. Zamiast zwiększać czas antenowy dla audycji katolickich telewizja publiczna powinna dać jakikolwiek dostęp środowiskom świeckim, w tym ateistom i agnostykom.

JAN BARAŃSKI, szef partii Racja Polskiej Lewicy:

Klerykalizacja mediów

To kolejny przykład ofensywy Kościoła w mediach publicznych, przejaw klerykalizacji życia medialnego. Tymczasem od dawna organizacje lewicy pozaparlamentarnej nie mają do nich dostępu, zresztą do komercyjnych także nie. Nas tam nie ma i można odnieść wrażenie, że polska scena społeczno-polityczna została zamknięta i ograniczona do czterech partii.
News z innego
Religia w mediach to jak islamista z granatem w kieszeni w tłumie. Dlaczego wszyscy muszą wierzyć w bzdurne teorie.
To jak życie w środowisku gejowskim, zawsze może się zdarzyć tak, że poczujesz palca w odbycie a jednocześnie, będzie Ciebie ten ktoś, trzymał za ramiona dwoma rękami.
:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2008-11-26 17:32:49 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Święta są odwołane
Wielu budowlańców poważnie myśli dziś o zmianie zawodu
Nadeszły wyjątkowo trudne czasy dla robotników budowlanych w Wielkiej Brytanii.
Darren, 35-letni robotnik budowlany z Bedford, pracował na różnych budowach przez ostatnie 20 lat. Kiedy kończyła się jedna robota, szedł zwykle na kolejną budowę i od razu dostawał pracę. Obecny kryzys bardzo mocno jednak uderzył w sektor budowlany i znalezienie pracy dla budowlańca jest dziś praktycznie niemożliwe.

– Źle zaczęło się dziać już pod koniec zeszłego roku – mówi Darren. – Teraz jest tak, że gdzie się nie pójdzie, nie można dostać pracy. Pracuję na budowach od czasu, gdy skończyłem szkołę, ale w tej chwili nikogo nie potrzebują.
Darren martwi się o utrzymanie swoich dwóch synów, w wieku 10 i 12 lat, i o przetrwanie świąt. – Święta są właściwie odwołane – mówi. – Na poprawę się nie zanosi i będzie dobrze, jeśli coś znajdę przed latem przyszłego roku. Codziennie martwię się o każdego pensa.

Darren nie może już szukać roboty chodząc po budowach, ponieważ większość z nich została wstrzymana. Niewiele firm rozpoczyna budowę nowych domów, ponieważ nie ma na nie popytu, a liczne przedsiębiorstwa musiały ograniczyć liczbę miejsc pracy, żeby nie upaść.

– Wszystkie firmy zwalniają ludzi. Jedna z nich pozbyła się 50 pracowników i nie przyjmuje się nikogo nowego, bo sytuacja jest trudna – opowiada. Bezrobotnego od ośmiu miesięcy Darrena skierowano do ośrodka szkoleniowego TNG w Bedford, gdzie już piąty tydzień uczy się on na kursie komputerowym.

Darren ma kłopoty ze znalezieniem pracy, ponieważ zna się tylko na budowlance, ale ośrodek pomaga mu zdobyć nowe umiejętności, aby mógł szukać pracy w innych sektorach. – Zaczynam myśleć o przejściu do innej branży, dopóki budownictwo nie stanie znów na nogi – mówi. – Kurs, który teraz robię, daje wszystko, czego potrzeba, żeby znaleźć pracę, na przykład: korzystanie z internetu, pomoc fachowców, informacje o stażach. To jest szansa na zmianę zawodu.
News z sieci
Widać dobry fachowiec, że dostał kopa, może bardziej pomocnik jak fachowiec
:-]:-]

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 26-11-2008 17:34 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2008-11-26 17:51:58 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Pozwolę sobie na małą korektę w sprawie ID w UK i jak zdążyłem zauważyć, nie wszyscy czytają ze zrozumieniem i dążą do uzasadnienia, że mają rację . Dowód na to jest, to o czym, pisałem niejednokrotnie. Ludzie zacznijcie czytać logicznie, a nie po łepkach. To wszystko co mam w tej sprawie dopowiedzenia!!!
News z sieci
Home Office rozpoczyna wydawanie dowodów osobistych wszystkim, którzy pochodzą spoza Unii Europejskiej. Na początek dowody odbiorą studenci, a także najbliższe rodziny rezydentów, które złożą wnioski o przedłużenie zgody na pobyt w Wielkiej Brytanii - czytamy w serwisie goniec.com.
Według szacunków brytyjskiego rządu, do kwietnia 2015 roku dowody osobiste odbierze około 90 procent obcokrajowców. Nowe, biometryczne dokumenty zawierają dane personalne, a także odciski palców i zakodowaną zgodę na pobyt na terenie Wielkiej Brytanii.

Do końca marca przyszłego roku planuje się wydać około 60 tys. dowodów.

- Z czasem, nowe dokumenty zastąpią ich papierowe wersje, ułatwiając pracodawcom dostęp do informacji, czy dana osoba ma prawo do zatrudnienia w naszym kraju. Będzie też można łatwiej sprawdzić, czy może tu studiować – mówi minister spraw wewnętrznych, Jacqui Smith.

Opozycja twierdzi jednak, że jest to zupełnie niepotrzebny wydatek.
- Nie tylko nie zatrzyma to nielegalnej imigracji ani nie powstrzyma terroryzmu, ale dodatkowo zostawi podatników z miliardowym rachunkiem, który będą musieli zapłacić. W czasie oszczędzania i walki z kryzysem, to ostatnia rzecz, na jaką podatnik chce wydawać pieniądze - przekonuje Dominic Grieve.

A tak upierali się na swoim, forumowicze!
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2008-11-27 18:05:36 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

"Emigranci, nie wracajcie"
Przewidywana gorsza koniunktura w gospodarce sprawia, że polskim władzom już nie zależy na szybkim powrocie emigrantów. Zwłaszcza że wracają głównie ci, którym się nie udało. Bez oszczędności i perspektyw na pracę, za to z rozbudzonymi oczekiwaniami - pisze "Metro".
Z badań przeprowadzonych przez socjologów wynika, że ponad połowa emigrantów nigdy nie zamierzała wyjechać na stałe. - Należy oczekiwać powrotów zwłaszcza z Wielkiej Brytanii, gdzie pogłębia się dekoniunktura w budownictwie - mówi Janusz Grzyb, dyrektor departamentu migracji w Ministerstwie Pracy. Powroty potwierdzają firmy headhunterskie. - Coraz więcej aplikacji składają ludzie, którzy na Zachodzie podnieśli swoje kwalifikacje - mówi Joanna Kotzian z firmy HRK.

Oburza się na sugestię, że powrót tych gorzej wykształconych może sprawić problemy naszej opiece społecznej. - To, że tuż po przyjeździe emigranci rejestrują się w urzędach pracy, świadczy tylko o tym, że znają swoje prawa i z nich korzystają - dodaje Joanna Kotzian i podkreśla, że nawet ci gorzej wykształceni imigranci przywożą wyższą kulturę pracy i znajomość obcego języka. Nie ulega natomiast wątpliwości, że będą stanowić konkurencję dla tych, którzy z Polski nie wyjechali.

Z badań prof. Krystyny Iglickiej z Centrum Stosunków Międzynarodowych wynika, że oprócz powodów ekonomicznych naszych rodaków do powrotu skłaniają też tęsknota za rodziną, potrzeba stabilizacji życiowej i podjęcia pracy zgodnej ze zdobytym w kraju wykształceniem. Wypowiedzią premiera Tuska w Londynie prof. Iglicka jest zażenowana. - To smutne, co powiedział. Rok temu rozbudził wśród emigrantów wielkie nadzieje, a teraz balon pękł.
News z sieci
Nie może być mowy o konkurencji, jak się nic nie jest wstanie robić dobrze. Ludziom wydaje się że chęci same wystarczą, może by wystarczyły gdy ma się zamiar żebrać, lecz do pracy by przystąpić trzeba jeszcze wiedzieć, jak robić i jakie narzędzia są potrzebne do wykonania zamierzanej czynności. Trzeba być po prostu zawodowcem. Jak podniesiemy jakość usługi w tej samej cenie to można w tym przypadku powiedzieć konkurencja.:-D

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 27-11-2008 18:08 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2008-11-27 18:30:01 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Zestaw aborcyjny" dla nastolatek za 25 funtów
Czołowa brytyjska organizacja proaborcyjna oferuje szkołom film zachęcający do przerywania ciąży. Obrońcy życia są oburzeni - pisze "Rzeczpospolita".
Film nosi tytuł "Dlaczego aborcja?" i został nakręcony przez Stowarzyszenie Planowania Rodziny. Autorzy przekonują, że każda kobieta ma prawo do aborcji. Występujące w nim aktorki opowiadają, dlaczego odgrywane przez nie postacie zdecydowały się na zabieg. Jedna kobieta nie miała pieniędzy na wychowanie dziecka, inne obawiały się, że poród może popsuć ich relacje z rodzicami lub chłopakiem.
Wybory tych fikcyjnych postaci są następnie przedmiotem dyskusji grupy nastolatków z Irlandii Północnej, gdzie przerywanie ciąży jest nielegalne. Przeważają głosy poparcia dla decyzji kobiet. Młodzi ludzie nagrani na filmie argumentują, że aborcja jest całkowicie bezpieczna, a przywódcy religijni nie powinni "moralizować, a tym bardziej dyktować" kobietom tego, co mają robić.
W dołączonej do płyty DVD broszurze Stowarzyszenie Planowania Rodziny przekonuje, że przerwanie ciąży nie zawsze musi być przykrym doświadczeniem. A pogląd, że chirurgiczna aborcja może okaleczyć kobietę i uczynić ją bezpłodną, jest mitem.
"Kobiety mogą poczuć ulgę, mogą mieć mieszane uczucia lub być smutne. Jedynie niewielka ich część doświadcza długoterminowych problemów psychicznych. Kobiety te zresztą na ogół miały już podobne zaburzenia przed zajściem w ciążę" – napisano w cytowanej przez gazetę "Daily Telegraph" broszurce. Cały zestaw (DVD + podręcznik) szkoły mogą nabyć za 25 funtów.
– Nasze materiały przeznaczone są dla osób powyżej 14. roku życia. W brytyjskim społeczeństwie wiele osób nadal ma niewielkie pojęcie o aborcji i uważamy, że należy to zmienić. Szkoła jest doskonałym miejscem, by to robić – powiedział "Rzeczpospolitej" Adam Stevens ze Stowarzyszenia. – Chcemy, by młodzi ludzie mieli dostęp do informacji – dodał.
Film wzbudził protesty katolików i ostre reakcje brytyjskich obrońców życia. – To obrzydliwy materiał propagandowy. Stowarzyszenie Planowania Rodziny jest częścią wpływowego proaborycyjnego lobby. Tu chodzi o wielkie pieniądze, bo przerywanie ciąży to świetny interes – powiedział "Rzeczpospolitej" John Smeaton, szef Towarzystwa Obrony Dzieci Nienarodzonych.Według niego film bagatelizuje problem aborcji i zachęca młodych ludzi do rozwiązłości seksualnej. Smeaton podkreśla, że to tylko fragment szerszego "niepokojącego" zjawiska. Rząd Wielkiej Brytanii zapowiedział, że edukacja seksualna niedługo będzie obowiązkowa we wszystkich szkołach podstawowych.
Grające w filmie nastolatki twierdzą, że aborcja jest całkowicie bezpieczna
Rządowe Narodowe Biuro ds. Dzieci chciałoby, aby w szkołach średnich powstały "kliniki zdrowia seksualnego", gdzie dziewczynki powyżej 13. roku życia miałyby dostęp do środków antykoncepcyjnych, jak zastrzyki czy spirale.
– Niestety, rządząca lewicowa Partia Pracy jest wyjątkowo radykalna w sprawach społecznych. Premier Tony Blair był zdecydowanym zwolennikiem aborcji. Nawet kiedy przeszedł na katolicyzm, nie zmienił poglądów – podkreślił Smeaton.
– Obawiam się, że sprawy zaszły tak daleko, że nawet gdy władzę przejmie Partia Konserwatywna, będzie nam trudno powstrzymać seksualną indoktrynację, której są poddawane w szkołach nasze dzieci – dodał.
News z innego
Zacznijcie rodzić te niechciane dzieci , by dać możliwość adopcji dla związków HOMOSEKSUALNYCH

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 27-11-2008 18:31 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2008-11-27 19:07:47 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

W Londynie najłatwiej się zgubić
Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Nokię wśród 12,5 tys. respondentów z 13 krajów, 1 na 10 badanych miał problem z odnalezieniem się w Londynie – donosi brytyjskie 'Metro'.
Jak się okazuje, brytyjska stolica nie jest wcale pomocna, jeśli chodzi o zabłąkanych turystów. Jeden na trzech londyńczyków przyznaje, że specjalnie kieruje szukających drogi w złym kierunku.
Drugim po Londynie miejscem, w którym najłatwiej się zgubić jest Paryż – przynajmniej tak uważa 9 proc. badanych.
Następne w kolejce są: Bangkok (5 proc. badanych), Hong Kong (5 proc.)oraz Pekin (4 proc.).
Badanie wykazało również, że coraz więcej osób porzuca tradycyjne metody radzenia sobie w obcym mieście na rzecz osobistych urządzeń nawigacyjnych.
Ponad ¼ badanych polega obecnie na urządzeniach nawigacyjnych, a 13 proc. jako głównego narzędzia w znalezieniu drogi używa swojego telefonu komórkowego
News z sieci
Byliśmy parę razy w Paryżu i mogę powiedzieć tylko down może się zgubić a o Londynie nie wspomnę. Te dwa miasta są dobrze oznakowane i mają idealną topografię nie sposób po prostu się zgubić

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2008-11-28 07:14:32 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


Dlaczego wszyscy "przymykali oko"

W Wielkiej Brytanii prowadzone jest dochodzenie w sprawie obojętności służby zdrowia i opieki społecznej na los kobiet, które przez wiele lat były gwałcone przez swojego ojca.
Stało się to niemal natychmiast po zakończeniu procesu mężczyzny zwanego "angielskim Fritzlem". Został on skazanego na dożywocie.
Biciem i groźbami mężczyzna zmuszał swoje dwie córki do uprawiania seksu. Robił to od czasu kiedy dziewczynki skończyły osiem lat. W sumie, w ciągu 20 lat, obie zaszły z nim w ciążę 19 razy i urodziły dziewięcioro dzieci.
Obie wielokrotnie korzystały przy tym z usług służby zdrowia. Żaden z lekarzy nie zainteresował się jednak ich sytuacją, mimo iż liczne poronienia i śmierć dwóch noworodków mogły wskazywać na komplikacje genetyczne i kazirodztwo.
News z sieci
Zdziwienie? Nie, dlaczego? Prosta odpowiedź, około 80% personelu to konowały którzy może mają szkoły, lecz postępują według scenariusza narzucanego przez NHS ciąża do któregoś tygodnia nie jest objęta ochroną. To tak jest tylko w UK kiedyś w USA a o innych bardziej demokratycznych krajów nie będę wymieniał, drugim ważnym aspektem są Ci doktorzy z z dziwnych krajów,
których na pewno nie weryfikuje się. Szkoda słów Brytyjczycy po prostu przez swoją poprawność zapomnieli o swoich korzeniach.



Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2008-12-01 07:19:45 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Holandia zamyka sklepy z trawką
Amsterdam zamknie prawie jedną piątą popularnych coffee shopów , w których można kupić i na miejscu zażyć marihuanę, bo znajdują się zbyt blisko szkół. Taką decyzję podjęła rada miejska Amsterdamu, zgodnie z wytycznymi rządu.
W wytycznych napisano, że "nie może być coffee shopów w promieniu 200 metrów bezwzględnej odległości od szkół, a co najmniej 250 metrów dystansu rzeczywistego" - podały władze miejskie.
Z 228 sklepów znajdujących się w stolicy Holandii, 43 muszą być zamknięte do końca 2011 roku.
- Powinniśmy wprowadzić system, w którym będziemy wiedzieli, skąd pochodzą miękkie narkotyki - możemy przeczytać w oświadczeniu władz miasta.
Burmistrz umywa ręce Ciechanów oczyszczony z trawki
W Ciechanowie zatrzymano 26 dilerów marihuany. Policja ma nadzieję, że... czytaj więcej »
Job Cohen, burmistrz miasta, powiedział w radiu publicznym NOS, że dostosuje się do wytycznych, chociaż sam nigdy by nie wydał takiego zarządzenia, bo coffee shopy nie stwarzają w mieście żadnego problemu.
Ratusz zapowiedział jednak, że wytyczne zrealizuje tylko w szkołach, do których chodzą dzieci powyżej 12. roku życia, bo młodsze praktycznie nie palą marihuany.
Niektórzy Holendrzy obawiają się jednak, że jeśli zostanie zlikwidowanych zbyt wiele coffee shopów, w szkołach zaczną się pojawiać dilerzy narkotyków.
News z innego
A swoją drogą, to praktycznie, czy występuje? jak występuje to na jaką skale. W środowisku gdzie jakaś część społeczeństwa sięga po narkotyki to zawsze istnieje ryzyko w którym znajdą się Ci najmłodsi. A co z tymi,co jadą na zielonym? środkami mechanicznymi, chodzi o kierowców itd.
Swojego czasu widziałem film dok. gdzie za granicą państwa Holandii kontrolowano tych kierowców i mieli się z pyszna gdy dalej musieli opuścić miejsce za kółkiem i udostępnić je komuś kto myśli trzeźwo.

:-]:-]:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2008-12-02 07:17:36 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

"Londyńczycy" budzą niepokój
Serial "Londyńczycy” traci nie tylko widzów, ale także budzi protesty środowisk emigracyjnych. Stowarzyszenie Poland Street sprzeciwia się przedstawianiu przez film "nieprawdziwego obrazu Polaków, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii, aby polepszyć swój stan materialny".
Członkowie stowarzyszenia piszą, że serial ukazuje "Polaków tylko pod kątem patologii społecznej".

- Jak na razie nie ma w nim żadnego wątku ani sytuacji, która pokazywałaby pozytywny aspekt życia, lecz ukazuje nas jako osoby, którym zależy tylko na korzyściach finansowych – zaznacza Monika Tkaczyk, członek zarządu Poland Street. – Myślę, że niektóre historie są zmyślone. Proszę podać mi adres sklepu z bielizną, gdzie Polka pracuje jako ekspedientka w samej bieliźnie – osobiście to sprawdzę.

Tkaczyk zauważa, że Brytyjczycy pokazywani są w serialu tylko w pozytywnym świetle i powołując się na doniesienia prasowe cytuje słowa reżysera "Londyńczyków", który sam przyznał, że film nie stara się być obiektywny.

- Film jest tendencyjny i nieobiektywny. Polacy są bardzo często również ofiarami ataków na tle rasistowskim i ten pełny obraz polskiej "rzeczywistości" nie został przedstawiony – ocenia ostro Tkaczyk.

Poland Street jest zwłaszcza zaniepokojone rzekomymi planami wykupienia praw do serialu przez brytyjskie media. Jak donosi magazyn "Plejada", powołując się na dziennik "The Guardian", duża angielska stacja telewizyjna nosi się z zamiarem zakupienia pomysłu scenariusza serialu "Londyńczycy". Anglicy stwierdzili, że jest to pierwszy serial, który pokazuje prawdę o Polakach na emigracji. Doceniono fakt, że scenarzyści spędzili dużo czasu z imigrantami mieszkającymi w Finchley, uważnie słuchając opowieści o życiu Polaków w Wielkiej Brytanii.

- Prowadzimy rozmowy z kilkoma stacjami telewizyjnymi - powiedziała w rozmowie z "Plejadą" producentka filmu Dorota Kośmicka.

- Serialem interesuje się nie tylko Wielka Brytania, ale też i inne kraje. Na razie jesteśmy w trakcie bardzo poważnych negocjacji. Zobaczymy, co z tego wyniknie -dodaje.

- Jedno jest pewne, film ten nie przynosi niczego dobrego, wręcz przeciwnie – ocenia Tkaczyk i prosi o zainteresowanie tą sprawą inne organizacje polonijne, które protestują przeciw propagowaniu fałszywego obrazu polskiej emigracji w brytyjskich mediach.
News z sieci
Dla mnie ten obraz dodatniej koniunktury stracił wizję po II odcinku przestałem tą chałę śledzić, jako dowód na sukces Polskiej społeczności w UK. Jest to bardziej obraz Polaka cwaniaka.
Nie będę już nic komentował na temat filmu. Wypowiedź jest krótka, jak chcesz kopnąć polaka to zrób emisję w Brytyjskiej TV „Londyńczycy” (już widzę tłumy z pałami za Polakami)
To po prostu, kolejny gwoźdź do trumny, widać prasa Brytyjska ma rację, odnośnie imigracji z UE a konkretnie z polski, nie dziwcie się jak zaczną dawać cytaty z filmu, oryginalne świadectwo przeciwko POLAKOM. Zamiast podnieść polski image!
" Londyńczycy "szklana chała

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 02-12-2008 07:20 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2008-12-03 18:40:43 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Wojna wyjechanych z pozostałymi
Szpanują tym, że mieszkają na Wyspach, są światowcami i ciągle zadzierają nosa – mówią ci, którzy nie zdecydowali się na wyjazd za granicę
– Mieliśmy na tyle odwagi, żeby zmienić nasze życie, bo w Polsce byśmy zgnuśnieli – odparowują ci, którzy tu przyjechali. Wzajemne opinie popadają ze skrajności w skrajność. Najwyraźniej jesteśmy w stanie wojny domowej: emigracja kontra pozostali w kraju.
Wystarczy prześledzić wypowiedzi na portalach internetowych, żeby dojść do wniosku, że coś jest nie tak we wzajemnych relacjach Polaków znad Tamizy i znad Wisły. Nagle pojawiła się bariera, o którą zupełnie bez sensu rozbija się zdecydowana większość Polaków po obu jej stronach. Jedni zarzucają tym na Wyspach wywyższanie się i szpanowanie, a drudzy mają za złe tym, którzy zostali w kraju, że kierują nimi zazdrość i zawiść.

Klasyczna pyskówka na odległość

"Kibelek, zmywak i szczota, to odpowiednie dla nich zajęcie" – oto klasyczny internetowy wpis Polaka znad Wisły, rzucony w stronę "wyjechanych".

"A ja mam cię gdzieś. Wczorajsza nocka i 350 funi" – typowa odpowiedź emigranta. Potem rusza lawina...

"Ja, podobnie jak kolega z góry, też mam cię gdzieś. Prawdopodobnie jesteś zdesperowany, że gnijesz w tym śmiesznym kraju, jakim jest pl. Ja 45000 rocznie, praca w banku, wakacje kiedy i gdzie mam ochotę, mieszkanko przytulne..."

"Ten, kto pogardza ludźmi, którzy ciężko pracują, nie jest wart nawet splunięcia. Tego się nauczyliśmy na emigracji, miernoto polska. Ja jestem sprzątaczką i wcale się tego nie wstydzę. Mam 15 euro na godzinę i też mnie stać na godne życie. Wakacje dwa razy w roku to podstawa".
"A co jeszcze robisz za te 15 euro/h? Z tego, co wiem, to sprzątaczkom płacą dużo mniej".
"Pewnie sam to robisz, tępy buraku!" (...)

To, że ogromna grupa mieszkających w Wielkiej Brytanii rodaków wie wszystko lepiej, nie jest żadną nowością. To, że większość z nich nie ma pojęcia, o czym mówi i co krytykuje, też jest oczywiste. Dlaczego zatem tak się dzieje? Dlaczego jesteśmy wobec siebie tak pełni zawiści i dlaczego aż tyle w nas jadu? Dlaczego pojawiają się ironiczne opinie w rodzaju: "Każdy Polak mówi płynnym angielskim i ma wyższe wykształcenie. Każdy Polak pracuje w typowych angielskich pracach zarabiając minimum po 20 funtów na godzinę. Każdy Polak robi zakupy w najlepszych supermarketach, omijając Lidla i Aldiego szerokim łukiem. Każdy jeździ nowym modelem auta rocznik najdalej 2006. Każdy wynajmuje samodzielnie obszerny penthouse nad linią brzegową morza, minimum 3 bed. Każdy Polak często odwiedza kina, teatry, restauracje, często można ich spotkać w galeriach sztuki i muzeach. Rozprawmy się w końcu z mitem Polaka-zmywaka albo dresia Mariana, pokażmy, jak naprawdę żyje i co robi 95 proc. Polaków".

Zerwani z łańcucha

To, że ktoś zdecydował się na emigrację i pokazuje "tym w Polsce", że jest lepszy, wynika z kilku czynników. Okazuje się, że najczęściej robią to osoby o znacznej dysproporcji samooceny wobec opinii, jaką mieli o nich inni – w domu, w swoim rodzinnym mieście, w swoim środowisku. Myśleli o sobie, że są doskonali, ale inni uważali inaczej. Znaczącym czynnikiem jest też ocenianie otaczającego nas świata według własnych kryteriów. Krótko mówiąc, każdy, kto myśli inaczej, jest "zły". Dla wielu Polaków w Wielkiej Brytanii rywalizacja jest także ważniejsza od współpracy, co z założenia musi prowadzić do niepotrzebnych konfliktów. Co ciekawe, częściej nosa zadzierają mężczyźni niż kobiety.

– Nie bez znaczenia pozostaje także to, skąd kto pochodzi, a także dotychczasowa pozycja zajmowana w rodzinie i najbliższym gronie – mówi pedagog i terapeuta Bogumiła Salmonowicz. – Ludzie, którzy pochodzą z tak zwanej "prowincji", częściej muszą pokonywać różne bariery i kompleksy, a osiągany awans mierzą inną miarą. To, co dla kogoś z dużego miasta jest normą, dla osoby z małej miejscowości może być kosmosem. Jeśli do tego dochodzi stosunkowo niska pozycja w rodzinie, nagle może wyzwolić się postawa w stylu: "Ja wam pokażę" – dodaje.

Kompleksy, ale też niskie lub zawyżone poczucie własnej wartości również mają wpływ na jakość i styl wzajemnych relacji. Oczywiście, każdy potrzebuje i ma prawo myśleć o sobie w samych pozytywach, bo bez tego wszyscy by zwariowali. Ale jest też kilka innych wymiarów osobowości, które mogą przyczynić się do kształtowania negatywnych postaw wobec siebie.

– Jednym z wyznaczników jest tak zwane umiejscowienie kontroli – mówi Bogumiła Salmonowicz. – Tu pojawiają się dwie opcje: poczucie kontroli wewnątrz i umiejscowienie jej na zewnątrz siebie. Ludzie z poczuciem kontroli na zewnątrz siebie to najczęściej pesymiści, osoby z wysokim wskazaniem do reakcji lękowych, często reagujący bezradnością, uznający zależność swoich sukcesów i porażek głównie od okoliczności zewnętrznych. Kiedy doznają porażki, najczęściej stosują strategię ucieczkową.

Tego typu zachowanie zazwyczaj można zauważyć w szkołach, choć przenosi się ono i na dorosłe życie. Jeśli uczniowi coś nie idzie, wybiera wagary, chce zmieniać klasę albo nauczyciela. Tacy ludzie wychodzą z założenia, że nic od nich nie zależy. To wszyscy dookoła są do niczego, a zatem to oni są ofiarami i poszkodowanymi. Takie osoby sukces za granicą podświadomie przypisują zmianie miejsca zamieszkania, sytuacji, a przede wszystkim nowemu krajowi, w którym się znaleźli. Zdarza się zatem, że gardzą tymi, którzy pozostają w "gorszym miejscu". Nadmierna swoboda nie jest w takich przypadkach niczym nowym. Najczęściej objawia się ona w sytuacjach, kiedy przed przyjazdem do Wielkiej Brytanii dana osoba pozostawała pod stałą kontrolą innych. Takie ograniczenia mają podstawę zarówno rodzinną, środowiskową, prawną, moralną, jak i ekonomiczną.

– Pojawia się wtedy syndrom osoby "zerwanej z łańcucha". Najczęściej przejawia się on chełpieniem się tym, co teraz może zrobić, kiedy jest wreszcie "wolna" – dodaje terapeutka.

Tego typu sytuacje mają zastosowanie w obie strony. Zawiść, zazdrość, brak wiedzy, niska samoocena czy też brak empatii tak samo wpływają na opinie Polaków, niezależnie od tego, gdzie oni mieszkają.
Przestańcie wreszcie szpanować

Niezależnie od tego, czy darzymy się wzajemnym szacunkiem, czy też nie, jedno cały czas będzie przeszkadzało tym, którzy w Polsce pozostali: to, że "brytyjscy" Polacy ich zdaniem zadzierają nosa. 32-letnia Karolina planowała przyjechać do Londynu cztery lata temu. Okoliczności jednak zdecydowały, że pozostała w Polsce.

– Jestem ciekawa tego, co dzieje się na Wyspach, śledzę polskie portale internetowe w Wielkiej Brytanii, ale czasami mam serdecznie dość tego polskiego zadzierania nosa – mówi. – Zdecydowana większość z nich nie pozostanie tam na zawsze. Przyjechali popracować, bo im się tutaj nie układało. Gdybym miała się stać jedną z tych, którzy tak naprawdę niewiele osiągnęli, a robią z siebie alfę i omegę, to Bogu dziękuję, że nie wyjechałam.

Podobnego zdania jest 25-letni Marek, który planował wyjazd do Londynu w ubiegłym roku. – Celowo nie wyjechałem, kiedy otworzyły się granice. Nie chciałem. Wolałem poczekać, zobaczyć, jak się wszystko układa, jak ludzie reagują. Wielu z moich znajomych odbiło. A przecież są w Londynie zaledwie cztery lata. Już nie mają czasu na rozmowy, już nie mają czasu dla nikogo. I nie dlatego, że pracują, a wiem, że pracują ciężko i chwała im za to. Teraz na Gadu-Gadu albo w mailach dostaję krótkie informacje, że nie mogą rozmawiać, bo właśnie idą na otwarcie jakiejś wystawy, bo właśnie się spieszą na autobus do Soho na lunch ze znajomymi, bo właśnie czekają na telefon od nowych znajomych, którzy mają ich zabrać gdzieś na West End – mówi z żalem. – Ani Soho, ani West Endu nie będzie, jak wrócą do Polski. Będą ci sami mało znaczący teraz znajomi sprzed lat i trzeba będzie się znowu przyzwyczaić do tego, z czego się wyjechało. Wolność i wielki świat niektórym uderzyły do głowy i obawiam się, że powrót do rzeczywistości będzie dla wielu bardzo bolesny.

Podobnego zdania wydają się być ci, którzy w Wielkiej Brytanii nie zagrzali miejsca i po jakimś czasie wrócili do kraju. W takiej sytuacji są Damian i Monika, którzy mieszkali w Londynie tylko dwa lata. – Dłużej nie potrzebowaliśmy. Osiągnęliśmy cel i wróciliśmy do naszego rodzinnego miasta. Tam, w Londynie, otarliśmy się o wielu ludzi. Z wieloma z nich nigdy nie będziemy utrzymywać żadnego kontaktu, bo nie widzimy w tym sensu – mówi Damian.

Swoje opinie o Polakach mieszkających w Wielkiej Brytanii szybko wyrabiają sobie także ci, którzy przyjeżdżają tu jedynie w odwiedziny, na kilka dni. I nie są to miłe opinie. – Byłam u siostry tylko trzy dni. Miałam trochę czasu na to, żeby porozmawiać z jej współdomownikami. Przepraszam, ale "burak" to jedyna opinia, jaka mi przychodzi do głowy – opowiada Beata. – Każdy Polak jest tu tylko gościem, a większość zachowuje się, jak gdyby to państwo należało do nich. Wszystko im przeszkadza, wszyscy dookoła są beznadziejni, tylko oni są doskonali. Takich rasistów i homofobów, takiej nietolerancji i nienawiści nie ma nawet w Polsce. Owszem, Polska nie jest doskonała i jeszcze długo nie będzie, ale przynajmniej nad Wisłą wiemy, o czym mówimy. Tu wszyscy jesteśmy tacy sami. Niektórzy zachłysnęli się swobodą i zapomnieli przy okazji, że kultura anglosaska nigdy nie będzie ich udziałem. Oni wrócą do Polski. Tu tej swobody nie będzie. Tu są inne realia. Czy tak trudno o tym pamiętać? – pyta.

Korzystamy ze swobody, jak nam pasuje

Niektórzy Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii przyznają, że życie na obczyźnie pozwoliło im na znacznie więcej swobody, niż mieli w swoich rodzinnych domach i miastach.

– Robię to, na co mam ochotę – mówi Michał. – Mam tyle pieniędzy, ile mi potrzeba na życie i na przyjemności. Nigdy tego nie miałem w domu. Tu poznałem wolność, tu doświadczyłem swobody. Tu nauczyłem się, jak bardzo Polska jest do tyłu, jeśli chodzi o jakiekolwiek wolności obywatelskie. Czemu mam z nich nie korzystać, skoro tu mieszkam i płacę podatki?

Marek wychował się bez ojca w niewielkim mieście na wschodzie Warmii i Mazur. Skończył szkołę zawodową i kiedy pojawiła się możliwość, wyjechał do Londynu.

– Nie mam żadnych kompleksów. Robię, co lubię i na co mnie stać. Jeśli komuś się to nie podoba, to nie mój problem. Polacy w Polsce nam zazdroszczą. Komentują nasze zachowanie, ale nie mają pojęcia o tym, co robimy, gdzie chodzimy. Korzystamy ze swobody tak, jak nam pasuje. I nic nikomu do tego. Co z tego, że wrócę do domu za rok, za pół roku? To moja sprawa. Wrócę i będę znowu takim samym chłopakiem, jakim byłem przed wyjazdem. Na razie robię to, na co mam ochotę.

To, co historia w nas ukształtowała

W wielu przypadkach na wzajemne relacje Polaków w Wielkiej Brytanii i Polsce ma wpływ obowiązujący i praktykowany nad Wisłą od pokoleń model wychowania. Przez wiele lat utrwalały się w Polsce wzorce wychowania nieasertywnego. Te z kolei ukształtowały u młodych ludzi postawę albo uległą, albo agresywną. Ma to także związek z historią polskiego narodu, gdzie bez przerwy o coś trzeba było walczyć, czegoś bronić, komuś się podporządkowywać, a także ukrywać swoje prawdziwe poglądy, przekonania, potrzeby czy też preferencje. W efekcie nie ma żadnych wzorców ani tradycji do nabywania postaw asertywnych. Reagujemy albo agresją, albo biernością. Tylko po co...?
News z sieci
To jest nie nowina, Polactwo rozpycha się łokciami szpanując, a z wyglądu jak ze zwioski, bucior sprt biały koniecznie, spodnie jeans niebieski wytarte, bluza również, pod spodem sportowa z kapturem Adik lub Kicia itp. chód w lekkim rozkroku. Wiele innych atutów które podkreślają, jam z Polska.
Brakuje słomy tylko. A na nosie podróba GUCCI za piątaka. Rozmawiając przez tel ręka wysoko podniesiona łokieć na wysokości oczu. Tak prezentują się POLACZKI na wyspie, a w Polsce??? nie mam zielonego pojęcia, gdyż dawno już nie byłem w tym dziwnym kraju.
:-]:-]:-]:-]:-]:-]

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 03-12-2008 18:42 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 35.9 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 34.9 | 35.9 | 36.9 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,