MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 34.9 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 33.9 | 34.9 | 35.9 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 34.9 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2008-11-23 14:43:20 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Żyć z muzułmaninem
Mam za sobą małżeństwo z muzułmaninem. Kościół uznał je na mój rozpaczliwy wniosek za nieważne. Skoro myślisz o analogicznym małżeństwie, opowiem o swoim. Jeśli Ci w ten sposób pomogę w podjęciu decyzji, będę bardzo szczęśliwa.
Ahmed pochodził z Iraku. Spotkaliśmy się w Niemczech, dokąd spływa większość uchodźców. Byłam tam na stypendium, a on w ośrodku dla azylantów. Handlował używanym sprzętem, a ja potrzebowałam wielu tanich rzeczy na zagospodarowanie się — tak się poznaliśmy.
Jako osoba otwarta, tolerancyjna, bez uprzedzeń wobec odmienności religii, statusu społecznego i koloru skóry nie miałam oporów, żeby z nim rozmawiać i w ten sposób rozwijała się nasza znajomość. Potem on pracował w centrum, sprzedając kebab i karty telefoniczne, miasto było małe, więc okazji do spotkań było wiele.
To, że poważnie traktował sprawy religii, nie tylko mi nie przeszkadzało, ale wręcz odpowiadało, ponieważ moje podejście było podobne. Sądziłam, że człowiek opierający swoje życie na Bogu, niezależnie od tego, czy jest żydem, chrześcijaninem czy muzułmaninem, będzie miłował prawdę, a drugiego człowieka traktował co najmniej z takim szacunkiem, jak siebie samego.
Już w czasie naszych rozmów przy kebabie po obu stronach kontuaru i między jednym głodnym klientem a drugim rodziło się we mnie uczucie do niego, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Rozmawialiśmy o sobie, o naszych rodzinach, o tym, co dla nas ważne, żartowaliśmy. Lubiłam tam przychodzić.
Tymczasem on po paru miesiącach… mi się oświadczył.
Łatwa do manipulacji
Wtedy zdałam sobie sprawę, że coś do niego czuję, ale oczywiście powiedziałam „nie”, wskazując na szereg dzielących nas różnic, których likwidacja oznaczałaby okaleczenie nas samych. Gdyby na tym się skończyło… Ale to był początek. Ahmed był człowiekiem niezwykle inteligentnym i przenikliwym, czytał w myślach innych i umiał na mnie wpływać. Byłam dla niego łatwa do ogarnięcia, a zatem i do manipulacji — miał cztery młodsze siostry i, co wyszło na jaw już po naszym ślubie, wbrew swoim zapewnieniom był już wcześniej żonaty, a ja byłam siedem lat młodszą od niego dziewczyną. Podobałam mu się, on mi też i to na tym, a nie na moich wykładach o różnicach kulturowych i religijnych, skupił się ten smagły człowiek o wielkich, orzechowych oczach. Od tego momentu do dnia naszego ślubu nie upłynęło nawet półtora roku, mimo że przez ten czas jeździłam po świecie. Umiał czekać, przekonywać, mówić właściwe słowa we właściwym czasie i oczywiście w odpowiedni sposób. Nie żałował pieniędzy na telefony, umiejętnie rozwiewał wszelkie moje wątpliwości, uspokajał podejrzenia, naciskał tak, żebym czuła się zobowiązana nie przez niego, ale przez samą siebie.
Bylebyś tylko była szczęśliwa
Po ponadpółrocznej nieobecności przyjechałam do Niemiec na dwa dni odwiedzić przyjaciół ze studiów. Oczywiście natknęłam się na Ahmeda, a on ponowił swoją propozycję małżeńską. Miał już wynajęte mieszkanie, zrobił niemieckie prawo jazdy, kupił auto. Mówił, że brakuje mu tylko mnie.
Wróciłam do Polski, a on dzwonił do mnie codziennie, kiedy zaś pojechałam ponownie do Niemiec, po miesiącu się zaręczyliśmy.
Byłam zakochana bez pamięci. Do dziś nie mogę sobie wyobrazić, że będę kiedyś kochać kogoś mocniej niż jego. Ufałam, wierzyłam, broniłam go przed innymi, a on podsuwał mi trudne do obalenia argumenty. „Co z tego, że większość małżeństw muzułmańsko–katolickich jest zła, a kobiety są źle traktowane? Czy się żenisz ze wszystkimi Arabami, czy tylko ze mną? Każdy człowiek jest inny”. Czyż nie miał racji?
Kiedy pytałam, czy na pewno nie będzie mu przeszkadzała moja niezależność, w przyszłości praca zawodowa, to, że dzieci będę wychowywać na chrześcijan, a dziewczynki i chłopcy będą traktowani jednakowo, mówił: „Kochanie, jeśli ty byłabyś nieszczęśliwa, to ja także. To źle mieć niezadowoloną żonę, wtedy dom staje się piekłem. Jeśli więc będziesz chciała iść do pracy, to sam cię tam zaprowadzę, bylebyś tylko była szczęśliwa”.
Jeśli chodzi o akceptację tego, że jestem chrześcijanką, dowiedziałam się od Ahmeda, iż Koran to akceptuje, a islam wręcz pochwala takie związki. Potem się przekonałam, że dzieje się tak dlatego, iż jeśli nawet po ślubie żona nie przejdzie na wyznanie męża (co w zasadzie nie ma żadnego znaczenia, bo kobieta w małżeństwie muzułmańskim bez zgody męża i tak nie ma nic do powiedzenia), to i tak nie urodzi i nie wychowa chrześcijan, lecz muzułmanów. Jest to więc jedna z pokojowych i najbardziej skutecznych metod szerzenia islamu, taki dżihad bez dział, więc nawet lepszy. Z drugiej strony muzułmanka nie może wyjść za żyda ani chrześcijanina ze względów, o których wyżej wspomniałam.
Będę bardzo dobrym mężem
Wtedy czułam, że jesteśmy wielcy i wspaniali, że z naszą miłością, inteligencją, poczuciem humoru, wzajemnym zrozumieniem nic nie przeszkodzi nam być szczęśliwą rodziną. To sam Bóg prowadził nas do siebie — uważaliśmy — bo inaczej niemożliwe, żebyśmy tak idealnie na siebie trafili.
Modliłam się dużo i każda modlitwa, ba, każdy fakt w moim życiu, każdy ptaszek na drzewie, każdy kwiatek i chmurka, mówiły mi, że to ten, mój ukochany, mój przyszły mąż, że to na niego czekałam całe życie. Takiego ideału, myślałam sobie, nie mogłabym sobie nawet wyobrazić. Nic dziwnego, że jest Arabem i muzułmaninem, gdyby był Polakiem i katolikiem, to byłoby za dużo szczęścia naraz. Wiedziałam — choć inni nie podzielali mojej opinii — że to nie ma znaczenia. „Pokażemy im — mówił Ahmed — że można żyć dobrze z muzułmaninem. Wiem, że narażasz się swojemu środowisku, i jeszcze bardziej cię za to kocham i szanuję. Przysięgam ci, że będę bardzo dobrym mężem, tak, żeby twoje koleżanki zazdrościły ci udanej rodziny”.
Kipiałam ze szczęścia i pękałam z dumy. Kochający, wrażliwy i do tego taki mądry.
Islamski ślub
Potem pojawił się następujący problem: nadal nie miał prawa opuszczania miejsca pobytu — jego sprawa miała być rozpatrzona we wrześniu. Tylko ja mogłam przyjeżdżać do niego i siłą rzeczy u niego się zatrzymywać. Ta sytuacja bardzo mi nie odpowiadała. Popełniłam też inny, wielki błąd.
Otóż Ahmed wybłagał, żebyśmy natychmiast wzięli ślub islamski. Tłumaczyłam mu, że dla mnie to żaden ślub, że dla katolika tylko ten katolicki naprawdę się liczy i pozwala żyć z ukochanym bez grzechu, a załatwienie takiego ślubu trochę potrwa, że to najlepiej już w Polsce, no i razem z cywilnym.
Przytakiwał. Rozumiał. Zgadzał się, popierał i… nalegał. Że tylko tak pro forma, dla niego, żeby wiedział, że naprawdę chcę być razem z nim, że to niczego nie zmieni itd.
Zgodziłam się.
Jeżeli chodzi o ślub muzułmański, to na początku krótki wstęp: kultura arabska jest, według moich obserwacji, bardzo podobna do żydowskiej (chodzi mi o kulturę żydów praktykujących judaizm), a Koran bardzo często jest zbieżny ze Starym Testamentem, szczególnie w kwestiach obyczajowych. Otóż w obu tych kulturach ślub jest jedynie rodzajem umowy cywilno–prawnej, w której główną część stanowią sprawy majątkowe, ewentualnie specjalne uprawnienia dla żony, np. żeby mąż nie żenił się po raz kolejny „za jej kadencji” lub że zastrzega sobie prawo studiowania bądź pracy w wymiarze czterech godzin dziennie etc. Jeśli te ustalenia nie znajdą się na piśmie, nie mają żadnej mocy prawnej, czyli jest tak, jakby ich nigdy nie było.
Nie oznacza to jednak, że młodzi już mogą żyć razem jak małżeństwo. Tym bardziej, że panna młoda to często jeszcze dziecko… pan młody z reguły nie wyposażył jeszcze zapisanego w kontrakcie domu i nie kupił, również ujętego w kontrakcie małżeńskim podarunku ślubnego, którym są z reguły duże ilości złotej biżuterii. To wszystko nabiera znaczenia w momencie rozwodu — chodzi o to, żeby kobieta nie została z niczym. Takich rzeczy pilnują jej męscy krewni — oni zresztą przyjmą ją po rozwodzie pod swój dach, nic więc dziwnego, że dbają o interesy.
Jeśli zapadnie wreszcie decyzja, że młodzi mogą mieszkać razem (bo wszystkie warunki kontraktu zostały spełnione lub renegocjowane), urządza się wesele. I to ono jest przepustką do wspólnego życia.
Zapomniał, ale mi kupi
Nasz „ślub” wyglądał tak, że poszliśmy w roboczych strojach (Ahmed tylko prosił, żebym miała długie spodnie i golf) do meczetu, w którym jacyś faceci grali w ping–ponga i coś czytali.
Siedliśmy na podłodze, był szejch, my i dwóch świadków. No i piłeczka pingpongowa, która co jakiś czas do nas wpadała. Szejch czytał z gotowego formularza pytania, czy chcę poślubić Ahmeda i czy on mnie, jaki dostałam prezent przed ślubem (nic nie dostałam, ale Ahmed powiedział, żeby wpisać złoty łańcuszek za 200 marek…, że zapomniał, ale mi kupi… prosiłam, żeby tego nie pisać: — Wiesz, my w tej Europie mamy tę oryginalną potrzebę prawdy, zgodności deklaracji z rzeczywistością… Oczywiście łańcuszek został wpisany. I nigdy niekupiony).
Potem nastąpiły szczegółowe pytania o to, co ma należeć do mnie w małżeństwie i po rozwodzie — dom, samochód, może jakaś kwota pieniędzy. Byłam zupełnie na to nieprzygotowana, Ahmed się kajał, że zapomniał mnie uprzedzić. Nasza katolicka mentalność, że ślub po grób, a oni o podziale majątku…
Prosiłam, żeby wpisali, że nic od niego nie chcę. Ani sztabki złota, ani cegiełki. Jeśli się mamy rozstać, to po co mi biżuteria po nim? I do dziś gratuluję sobie tego podejścia.
Oczywiście świadkowie podziwiali moją miłość, cmokali, że czegoś takiego jeszcze nie widzieli.
Potem zaczęli gratulować Ahmedowi, ściskać go, całować. Ja też chciałam, ale… nie, nie wolno. Ostatecznie po krótkiej dyskusji podali mi dłonie, choć z ukrywanym, ale jednak niesmakiem. Potem przeszliśmy do obskurnego sklepiku z arabskimi produktami spożywczymi i tam zjedliśmy po batoniku (potem przekonałam się, że jest to jednocześnie… sala modlitewna dla kobiet, bo one nie mogą modlić się z mężczyznami). Ahmed rozmawiał z kolegami, a ja stałam i czekałam, aż skończą i pójdziemy wreszcie do ludzi.
Wyszliśmy, a Ahmed zaczął przebąkiwać coś o tym, żebyśmy zaprosili gości. I tak w ciągu tygodnia zmontował imprezę. Miało być paru znajomych. W rezultacie była wielka sala, pół miasteczka gości i napisy po arabsku: „Witamy na weselu”, po polsku i po niemiecku: „Uroczystość zaręczynowa”.
Dla niego byłam już halal, czyli „dozwolona”. Mógł ze mną legalnie, w myśl Koranu, współżyć i skorzystał z tego, kiedy tylko pierwszy raz się u niego zatrzymałam.
To oczywiście nie był gwałt, raczej takie posuwanie się krok po kroku aż do skutku. Nie usprawiedliwiam się, chociaż byłam na niego zła i w ogóle załamana. On to w końcu zrozumiał, chociaż podobno kobiety arabskie o niczym innym nie myślą, tylko o współżyciu, i trudno było mu zrozumieć moje opory. Tym bardziej że w głębi duszy nie traktował przecież poważnie moich religijnych obiekcji. No cóż, swoją uległością, niestety, się do tego przyczyniłam…
Ślub kościelny
Pracowałam natomiast nad załatwieniem ślubu kościelnego. Co za głupota!
Ale to był mój pierwszy mężczyzna. Zupełnie mnie ta sytuacja upupiła. W dodatku on w pewnym momencie stwierdził, że ślub cywilny lepiej będzie wziąć później, bo on jest teraz uchodźcą, więc lepiej poczekać, aż jego sytuacja będzie lepsza.
Ślubu kościelnego sam chciał o tyle, że męczył go mój opór przed pożyciem i żale po. Chyba zdał sobie także sprawę, że po tym ślubie nigdy go już nie opuszczę.
Dlatego kupował mi krótkie sukieneczki, które mi się podobały na wystawach, chodziliśmy na plażę i imprezy z moimi znajomymi, nie zabraniał mi picia alkoholu (oczywiście nie mam zwyczaju się upijać, ale lampka wina na przyjęciu to dla mnie coś normalnego), chodziliśmy też w gości do jego znajomych. Styl życia jak w Europie.
Wszystkie wymienione wyżej rzeczy stały się wspomnieniem, od kiedy się po katolicku i przy moich rodzicach pobraliśmy. W czasie ślubu nawet klęknął, żeby przyjąć błogosławieństwo! Wszystko przebiegało normalnie, bez zakłóceń, jak na normalnym ślubie.
Chyba naprawdę bardzo mu na mnie zależało, skoro godził się na taki teatr. Na weselu było tylko trzynaście osób. Ahmed nie zaprosił nikogo ze swojego środowiska, nawet brata, który był już w Niemczech.
Krok po kroku
Zamieszkaliśmy wreszcie normalnie razem, w wynajętym minimieszkanku. Trochę jeszcze jeździłam do Polski, bo studiowałam na dziennych.
Mimo to zrobiło się już tak zupełnie małżeńsko, czyli szarzyzna dnia codziennego: gotowanie, sprzątanie, zarabianie, załatwianie miliona spraw w urzędach — Ahmed uzyskał w końcu prawo do stałego pobytu, potem wyrabiał sobie paszport, a wreszcie wizę do Polski, a także pozwolenie na pracę itd. — Niemcy, papiery, rejestracja, Ausländerbeherde, Arbeitsamt etc. Trzeba było współpracować — i to było piękne, myślę, że gdyby nie te koszmarne różnice środowiskowe, kulturowe, religijne, bylibyśmy tacy szczęśliwi. Ale człowiek nie żyje w próżni. Moich znajomych było już dość mało — stypendia się pokończyły, na stałych studiach było zaledwie parę osób. Poza tym Ahmed krzywo patrzył na moje wyjścia z domu, a gdy spotykałam się z kolegami, był po prostu chory. Robił mi sceny zazdrości (nigdy nie przy ludziach), dawał jasno do zrozumienia, że jego żona nie będzie się spotykała z żadnymi mężczyznami. W islamie wszystko kojarzy się z seksem, jeśli tylko w czymś biorą udział ludzie różnej płci!
Nie było czasu na udawanie. Jedzenie miało być islamskie — na wszelki wypadek Ahmed sam zaczął robić zakupy, żeby nie było szynki, alkoholu. Doszło do tego, że potajemnie kupiłam ojcu buteleczkę rumu w winiarni! No i oczywiście obrazy religijne (jeden przywiozłam z USA i zawiesiłam go jeszcze przed ślubem, drugi dostaliśmy w prezencie), które Ahmed po prostu… zrzucał ze ścian. Na początku nawet wierzyłam, że same spadały! Potem, że Ahmed naprawdę tak się śpieszył, że nie miał czasu ich wydobyć zza szafy! No, ale ile razy? I te argumenty, że nie miał siły odsunąć telewizora (bo tam „spadł” obraz), choć sam go wcześniej wniósł na drugie piętro.
Nie możesz mi ustąpić?
Najgorsze było to ciągłe udawanie, nieszczerość. Wiedział przecież przed ślubem, że te obrazy będą tu wisieć. „Ale muszą? Nie możesz mi ustąpić, być mądrzejsza?”. Jasne, że mogłam. Tylko w gąszczu tych ustępstw poczułam, że mnie już po prostu nie ma! Nie tak jem, nie tak się modlę, rozmawiam, kiedy powinnam milczeć, milczę, kiedy powinnam się uśmiechać! No i złoszczę się, kiedy on wychodzi i nie wiadomo, kiedy wróci. To nienormalne! Tak nie może być! Dzwonię po niego, gdzie jest i kiedy będzie! Jaki wstyd przed kolegami! Tłumaczyłam, że jestem sama w domu, w mieście i w kraju, a poza tym martwię się o niego. Rozumiał, przytulał, całował, podziwiał moją troskliwość i opiekuńczość i… nic się nie zmieniało. Pożyczył mój rower koledze — akurat, gdy wybierałam się do kościoła. Spóźniłam się 20 minut… A potem: „Jaka jesteś nerwowa, ale ja Cię i tak kocham, zmienię Cię tak, żeby już tych nerwów nie było”.
Rower przez tydzień był nie do odzyskania, bo… kolegi nie można było spotkać, ale ponieważ mieszkał w naszej klatce, powiedziałam, że może ja będę mieć więcej szczęścia. Ahmed pociemniał na twarzy: „Nie zrobisz tego!”. Nie zrobiłam. Ze strachu. Zamiast tego złościłam się o drobiazgi, bo czułam się poniżona i potraktowana jak rzecz, która nie ma prawa głosu. Ze strachu przyniosłam z kościoła taką kubistyczną szopkę, żeby się mój arabski mąż nie połapał, że to Święta Rodzina… udało się, nie rozpoznał konturów ludzkich, nie wyrzucił…
Miejsce kobiety
A byliśmy niespełna dwa miesiące po ślubie. To wtedy przyznał mi się, że był już żonaty. Pytałam go o to przed ślubem — zaprzeczył, i to patrząc mi głęboko w oczy spojrzeniem niewinnego człowieka podejrzewanego o świństwa. Był zraniony moimi podejrzeniami!
Był to dla mnie potworny szok. Oczywiście mówił, że pewnie mnie utraci, że jestem jak złoto, a on nie jest mnie wart, że jeśli teraz od niego odejdę, to on straci największy skarb swego życia, przegra je, ale takie są fakty.
Nietrudno sobie wyobrazić, co czułam. Z dala od bliskich — fizycznie i mentalnie, przebywając niby w Niemczech, ale właściwie wyłącznie — poza sklepami i urzędami — w gronie Arabów, i to głównie mężczyzn, z którymi rozmowy były mi coraz bardziej radykalnie zabronione. Byliśmy raz na rodzinnej imprezie. Niestety, wylądowałam z kobietami w kuchni, a on przy stole z gośćmi, czyli z mężczyznami. To wszystko było dla mnie zaskoczeniem. Mogłam ostentacyjnie wyjść albo zostać. Zostałam, bo chciałam się czegoś dowiedzieć o życiu tych kobiet, na szczęście jedna mówiła dość dobrze po angielsku. Jadłyśmy z jednego talerza, one brudne i śmierdzące tłuszczem po całym dniu roboty w kuchni, zmęczone — dla kogo niby się przebierać, skoro mężczyźni w innym pomieszczeniu, a trzeba będzie jeszcze zmywać? Mnie najwyraźniej statusu gościa nie przyznały, a co do mężczyzn, to rzecz jasna nie widziałam ich na oczy.
Teraz wiem, że kobieta w islamie ma pozycję zbliżoną do pozycji dziecka. Dobry mąż jest odrobinę jak dobry ojciec: wychowuje swoją żonę, wyznacza jej granice zachowań, kontroluje ją i zapewnia jej opiekę. Dobry mąż czasem musi nawet okłamać swoją żonę, żeby chronić ją przed złem tego świata i… przed swoim własnym złem (kiedy np. ją zdradza). A także, żeby sprawić jej przyjemność.
To tak jak z dzieckiem i św. Mikołajem (czy to kłamstwo? tak, ale z miłości, bo dla dziecka tak lepiej), z niedopuszczaniem dziecka przed telewizor lub w miejsce, w którym dzieje się coś nieodpowiedniego. Kobieta w islamie jest nie do końca wiarygodna (zeznanie przed sądem jednego świadka mężczyzny warte jest tyle, ile dwóch kobiet!), dziedziczy połowę tego, co jej brat, nie jest też samodzielna — zawsze i wszędzie musi znajdować się pod opieką mężczyzny, czy to ojca, brata, męża czy nawet syna.
To jest oczywiście dość skomplikowany układ i np. matka młodego muzułmanina ma na niego ogromny wpływ, a wręcz władzę nad nim. Tak powiedział mi kiedyś Ahmed: „Z żoną zawsze można się rozwieść, a matkę mam tylko jedną”. Muzułmanka może być jedną z wielu żon swego męża lub — w przypadku rozwodu — może mieć kolejnego małżonka, ale dla swego syna będzie zawsze wyjątkową, jedyną matką. Córka, niestety, będzie się musiała podporządkować teściowej, dlatego matki muzułmańskie mają do synów stosunek szczególny: to oni są ich oczami na świat, opiekunami, i wreszcie to za ich pomocą kobiety sprawują władzę. Chrześcijańskie „i porzuci on ojca swego, matkę swoją, i złączy się ze swoją żoną, i będą jednym ciałem”, ma dość rewolucyjny charakter. Zwłaszcza w świetle tego, że związek małżeński jest święty i wszelkie wtrącanie się teściów jest naganne (choć to bardzo częste i u nas, bo mające — według mnie — taki dość naturalno–biologiczny charakter). Islam niczego takiego nie uznaje, a więzy krwi to więzy krwi.
W kontekście takiej pozycji kobiety nawet karanie jej biciem lub izolacją może być zrozumiałe — tak jak w określonych okolicznościach jest to dopuszczalne w stosunku do nieposłusznego dziecka, dla którego jednak chce się przecież dobrze.
O tym, żeby podobnie traktować męża, nie ma oczywiście mowy. W małżeństwie muzułmańskim nie ma partnerstwa, a małżeństwo muzułmańskie to takie, w którym mąż jest muzułmaninem. Żona, jeśli nawet chodzi do kościoła, musi być mężowi posłuszna.
Kobieta i tak nic nie zrozumie
Spróbuję zilustrować ten protekcjonalny stosunek do kobiety, o którym wspomniałam. Otóż bratowa Ahmeda była u swojego ojca w Jordanii w ostatnich miesiącach ciąży, gdy brat Ahmeda zapragnął podbić świat i przedostać się do Europy. U wybrzeży Libii wsiadł na łódź i wraz setką takich jak on ruszył na rozwalającej się łupince przez Morze Śródziemne do Włoch. Nie wszyscy, zdaje się, przeżyli, bo łódź zaczęła tonąć — szczegółów nie znam, gdyż trudno było mi z tej historii wyłowić spójną wersję wydarzeń, ale on się w końcu przedostał na jedną z włoskich wysp, potem na kontynent, następnie do Francji, Niemiec i wreszcie dotarł do Ahmeda. Trochę to trwało, bo oczywiście łamał wszelkie możliwe przepisy, ciągle go ktoś na tym przyłapywał, uciekał z kolejnych ośrodków (podając, rzecz jasna, za każdym razem inne nazwisko i dane osobowe) etc. W tym czasie zrozpaczona żona dzwoniła do mojego Ahmeda, żeby się dowiedzieć, co się dzieje z jej mężem. On ciągle powtarzał, że już za dwa dni się spotkają i że zaraz potem ona będzie mogła do niego przyjechać. Byłam świadkiem tych rozmów (Ahmed tłumaczył mi potem ich treść) i złościło mnie, że nie mówi prawdy żonie swojego brata, który podjął ryzykowną walkę z morzem, a potem ze wszelkimi możliwymi instytucjami UE; że mogą mu nie dać prawa pobytu, a już ściągnięcie jej będzie na pewno bardzo skomplikowane i czasochłonne. Ale on mówił, że to przecież kobieta, i tak nic nie rozumie, po co ją denerwować etc.
Sugerowałam, że po dwóch tygodniach zapewnień, iż mąż za dwa dni będzie na miejscu, nawet najgłupsza kobieta się połapie, że jest oszukiwana i straci szacunek do osoby, która wprowadza ją w błąd, przestanie jej ufać i wierzyć nawet w innych kwestiach.
Pomijam już fakt podejmowania tego typu działań bez zgody i wiedzy żony, która jest w ciąży i może zostać wdową, nie wiedząc nawet o tym. I ten ich stosunek do naszego prawa…
Mnie to nie będzie dotyczyć
Niestety, obserwowałam wiele takich sytuacji u innych małżeństw arabskich i kurdyjskich. Na początku łudziłam się, że mnie to nie będzie dotyczyć — jesteśmy przecież małżeństwem mieszanym, Ahmed wiedział, że nie wejdę w pozycję arabskiej kobiety, mam aspiracje, wiedzę i podczas rozmowy jestem partnerem, a nie biernym odbiorcą. Rzeczywiście tak było, ale tylko o tyle, o ile nie stało to w kolizji z jego planami. Tzn. mogę pracować, chodzić do kościoła, modlić się czy urządzać dom tak, jak chcę, ale pod warunkiem, że on nie ma wobec mnie innych planów, np. kiedy on jest w domu, ja też mam w nim być.
Oczywiście, nie na zasadzie nakazu czy przymusu. Na początku nawet podobało mi się, że tak szuka mojej obecności, iż jest mu przykro, kiedy nie ma mnie w domu, zniechęca mnie do wyjścia czy do robienia jakichś rzeczy (nawet prania, a tym bardziej np. modlitwy), kiedy on jest i chce być ze mną blisko. Potem zaczęłam się w tym dusić i oczekiwać także od niego pewnej elastyczności: jeśli msza jest w niedzielę o 10, to chcę na niej być, jeśli mam ochotę kupić szynkę, to choć 10 razy dałam się namówić na co innego, ostatecznie chcę wreszcie zjeść tę szynkę, jeśli umawiam się ze znajomymi ze studiów, to nie widzę powodu, by kolejny raz na takim spotkaniu nie być, bo mąż jest wiecznie ważniejszy.
Masz zepsute nerwy
Ahmed nigdy nie podnosił głosu ani tym bardziej ręki. Stosował metodę małych kroków. Mówił, że wszystkie ważne rzeczy będziemy w małżeństwie konsultować, omawiać i dopiero potem podejmować decyzje. W rzeczywistości, jeśli faktycznie o czymś rozmawialiśmy i Ahmed nie przekonał mnie do swej wersji, robił swoje bez mojej aprobaty i nie widział w tym problemu. Raczej widział go po mojej stronie, — bo „przecież rozmawialiśmy na ten temat, więc dlaczego się tak złościsz, masz zepsute nerwy” — kiedy wychodził, np. zostawiając mnie samą w domu (Niemcy, Boże Narodzenie, zero Polaków, a my mamy jeden klucz, więc nawet nie mogę wyjść i z rozpaczy powłóczyć się po opustoszałych ulicach).
Mózg mi się lasował, kiedy myślałam o swojej przyszłości. Wyłam do Polski, ale nie chciałam zostawiać Ahmeda. Wreszcie krótko po sylwestrze, który spędziliśmy w domu sami, smażąc naleśniki (niby bardzo zabawne, raz w życiu tak można, ale czułam, że to ma być tak na zawsze), wyjechaliśmy do Polski. I to był początek końca naszego małżeństwa.
Po przyjeździe do Polski zaczął znikać na dobre. Nigdy nie wiedziałam, gdzie jest i kiedy przyjdzie. Czasem okazywało się, że pojechał do Warszawy, czasem, że jest w Niemczech. Wracał zawsze, jak gdyby wyszedł do sklepu i wrócił po 15 minutach. Nie rozumiał moich nerwów. Doszło do tego, że rzucał śnieżkami w moje okno, żebym mu otworzyła drzwi, kiedy wracał w nocy. Wstydziłam się przed rodzicami, u których mieszkaliśmy. Potem dałam mu swoje klucze i swoją komórkę. Niestety, przestał ją odbierać, widząc hasło „dom”;!
Niewidzialny rozmówca
W Polsce prawdopodobnie Ahmed znalazł (bo też i ich szukał) takich muzułmanów lub też muzułmanina (szejcha), który mówił mu krok po kroku, jak ma ze mną postępować. Czasem miałam wrażenie, że nie rozmawiam z własnym mężem, ale z niewidzialnym rozmówcą, co do którego jednak mąż zawsze dawał mi wymijające odpowiedzi. Jednocześnie prosił, żebym nikomu nie opowiadała o naszych sprawach i problemach, bo ktoś może zechcieć zniszczyć nasz związek, nikomu, nawet własnej siostrze. Rzecz w tym, że nie mam siostry, o czym doskonale wiedział — prawdopodobnie jednak powtarzał jota w jotę to, co usłyszał od swego duchowego mistrza, tłumacząc mi to tylko na polski.
Upłynęło wiele czasu, zanim zorientowałam się, że izolując mnie od mojego środowiska, a nawet rodziny (choć mieszkaliśmy z moimi rodzicami i bratem! Ale oni nic nie wiedzieli, a on był cudownym zięciem, który zmywał gary i okazywał najwyższy szacunek mojej matce!), sam jednocześnie opowiada o wszystkim, co się między nami dzieje, „swoim”.
Parę razy byliśmy w gościnie u jego znajomych Arabów, którzy osiedlili się w moim mieście. Niektórzy się pożenili się z Polkami, z których część przeszła na islam.
Dla mnie to było coś jak z Procesu Kafki, podziemny świat, który jest jednak tak mocno obecny w moim mieście, że wchodząc do niego, można w ogóle zapomnieć, iż się jest w środku Europy.
Próbowali robić mi pranie mózgu, podważali Pismo Święte, jeden mówił, że przez parę lat podszywał się pod świadka Jehowy, żeby poznać Biblię oraz ich metody działania. Potem udało mu się zwerbować część wyznawców, głównie kobiety, które przyszły na islam i mają muzułmańskich mężów. Ahmed milczał jak zaklęty, był im totalnie posłuszny, nie bronił mnie przed atakami, nawet kiedy z płaczem go o to prosiłam. A oni mówili: „Dlaczego się trzęsiesz, to chyba z nerwów, dlaczego nie odpowiadasz na pytania, dlaczego nie patrzysz mi w oczy???”. Modliłam się w duchu, a oni czuli, że się odcinam. Powiedziałam przez zęby, że teraz rozumiem, jak można bezkrytycznie wsiąść do samolotu i zaparkować w biurowcu pełnym ludzi. Nie wszyscy w końcu są w stanie oprzeć się indoktrynacji. Krzyczeli, że ich obrażam, że jestem niemiła, a oni są przecież mili, że boli ich takie porównanie (w tle non stop jakaś Al–Jazeera czy inna arabska TV, Palestyńczycy piorą się z Żydami), dookoła ciekawskie dzieci, no i ja.
Po jednej takiej wizycie pokłóciliśmy się z Ahmedem, który powiedział, że będę musiała przeprosić tego faceta, że to najlepszy muzułmanin w okolicy (z wykształcenia jest lekarzem, pracuje w kebab–barze, bez obywatelstwa, kompleksy czuje się na kilometr, silna osobowość; żona lekarka, Polka, przeszła na islam, ślepo posłuszna mężowi, nawet umalowana po arabsku i w sandałach, choć to była zima, no i chusteczka na głowie; mieszkają w służbowym mieszkaniu, które przysługuje jej, bo jest kierowniczką wiejskiej przychodni; a wychowała się… dwie ulice od mojego rodzinnego domu!).
Powiedziałam, że nie chcę tego człowieka więcej widzieć, że nikt nigdy nie potraktował go w ten sposób w domu moich przyjaciół, choć to on jest tu obcy.
Dziecko jak noga
W czasie tamtej wizyty rozmawiałam z żoną owego Palestyńczyka o naszych postanowieniach, że dzieci będą wychowane po chrześcijańsku etc. Parę dni potem Ahmed powiedział mi, że to absolutnie niemożliwe, że jego syn będzie recytował Koran lepiej od niego, do kościoła dzieci nie pójdą, w przeciwnym razie nigdy ich nie zobaczę, że jego dziecko, to jak jego noga: jak chce, może odciąć i wyrzucić. Mój Ahmed nie brał poważnie pod uwagę tego, że dzieci mogą nie być muzułmanami. Był przekonany, że Allach mu w tym dopomoże, jeśli tylko on będzie postępował w odpowiedni sposób.
I to był koniec. Mogłabym znieść jeszcze wiele upokorzeń, ale lęk o dzieci — których nie mieliśmy, ale w końcu pożycie prowadzi do ich poczęcia — zadecydował jednoznacznie o tym, że podjęłam decyzję o rozstaniu. Tego wieczoru Ahmed wyjeżdżał do Niemiec.
Powiedziałam mu, że nie będziemy razem sypiać, jeśli nie odwoła swoich nowych ukazów. W głębi duszy wiedziałam, że nie ma już dla nas szans. Wiedziałam, że niczego nie odwoła, bo… to było to, czego on się od początku trzymał, tylko to ukrył. Pokazałam mu nasz protokół ślubny, w którym była mowa o katolickim wychowaniu potomstwa, i jego deklarację, że nigdy przedtem nie był żonaty. Udawał, że pierwszy raz widzi go na oczy!
Ostatnia rozłąka
Potem znów była długa rozłąka. On był w Niemczech, dzwonił, próbował mnie tam ściągnąć. Mówiłam, że tym razem nie będę już jeździć, że teraz ja czekam na niego.
Miałam sesję, zaczęłam chorować z nerwów. Chudnięcie, krwawienie z żołądka, lekarze nie wiedzieli, co mi jest. Kiedyś straciłam przytomność u lekarza, musieli mnie reanimować, bo ustała akcja serca.
Nikt nie wie, skąd takie objawy. A mój mąż wzywa mnie do Niemiec! Nie wytrzymałam, powiedziałam rodzinie. Próbowali z nim rozmawiać telefonicznie, ale mówił, że np. nie może rozmawiać, że zadzwoni za godzinę, no i o 3 w nocy szliśmy wreszcie spać, nie doczekawszy się kontaktu. Mnie mówił, że go sprzedałam. A ja go tak bardzo kochałam! Jakie to byłoby proste, gdyby był mi obojętny!
W końcu przyjechał. Przymilał się. Nocował raz u mnie, raz poza domem. Oczywiście, bardzo mnie kochał, byłam jego skarbem, którego nie jest wart, prosił, żebym się zgodziła na islam w domu, bo on nie może inaczej, nie wolno mu. A mnie wolno?! Oczywiście nie rozumiał, że ja też nie mogę. Nie mogę gwałcić siebie, udawać, że uznaję pewne aspekty islamu, które są dla mnie barbarzyńskie, obrzezanie dzieci, dyskryminacja kobiet, ten tępy, bezkrytyczny absolutyzm, ignorowanie niemuzułman, nie–nas! Nie mogę tłumaczyć dzieciom, że posiadanie czterech żon jest normalne i jednocześnie, że to niewierność! Jak mogę uziemiać swoją córkę nieustającą kontrolą rodziny, a syna nie, bo ona się na pewno puści, a on nie!?
Jak mogę nie uczyć dzieci tego, co dla mnie najważniejsze, a jednocześnie karmić je, przewijać i opierać? I w swoim kraju, przez tyle lat niewolonym z zewnątrz, czuć się jak niewolnica i wstydzić się jedzenia wieprzowiny, która w naszym klimacie jest mięsem bardziej odpowiednim niż wołowina i baranina?
Takie bezpłodne dialogi, przetykane zapewnieniami o miłości trwały około trzech miesięcy. Odchodziłam od zmysłów. Poszłam do sądu kanonicznego, ale tam też nikt nie witał mnie z otwartymi rękami. Nie mogli zrozumieć, że nie znam adresu Ahmeda (zmienił mieszkanie), że nie mamy ślubu cywilnego i całej masy drobnych szczegółów. Ahmed był w Niemczech. Pewnego dnia zaczęłam się modlić, leżąc krzyżem na ziemi, błagając Boga, żeby dał mi odrobinę światła w tej sytuacji, bo czułam, że zaczynam ocierać się o obłęd.
Godzinę później zadzwonił telefon — Ahmed był w Polsce i prosił o spotkanie.
Właściwie do dziś nie wiem, po co się ze mną chciał spotkać. Pytał, czy do niego wrócę. Chciał mieć ze mną dziecko, chciał, żebyśmy pojechali do Niemiec.
Oczywiście nadal obstawał przy islamie i nie potrafił powiedzieć, co robił przez te ostatnie trzy miesiące.
Ale mnie przecież kochał! Powiedziałam mu, że nie czuję się przy nim bezpieczna i że te ciągle kłamstwa sprawiają, że mu nie wierzę. Pokazał mi jakiś adres i pytał, czy nie wiem, gdzie to jest.
Podjechaliśmy w to miejsce razem i wtedy okazało się, że to nowa siedziba meczetu, większa od poprzedniej. Parę osób witało się z nim, ale on natychmiast chciał się zbierać. Dziwiło mnie to… Na drugi dzień, targana jakimś dzikim niepokojem, poszłam do tego meczetu w porze ich modłów z myślą, że muszę coś mu powiedzieć, sama nie wiedziałam co, ale byłam wściekła…
Jaka zła żona, jaki on biedny
Przyszłam wprost… na jego wesele.
Chcieli mnie wyprosić, a potem wyrzucić… Byłam w szoku, ale nie dałam się tym razem zastraszyć i wpędzić w poczucie winy. Pannę młodą zabarykadowano na górze, w kobiecej części. Inne baby, w większości Polki (oczywiście w chustkach), krzyczały „jak go kochasz, to mu nie przeszkadzaj!” albo „jaka zła żona, jaki on biedny”.
Część z nich znałam, byłam u tych ludzi w domach. Ahmed schował się w jakimś pokoju. Krzyczałam, żeby go tu przyprowadzić, żeby nie tchórzył. Ktoś zaczął mi wymyślać po niemiecku. Jakiś wielki Murzyn chciał mnie koniecznie wyrzucić siłą, ale inny maleńki Arab przekonywał go, że lepiej zawoła policję. Zachęciłam go do tego… Ktoś w końcu zepchnął mnie ze schodów, przy okazji pospadało trochę dzieci, których nikt nie zabrał z placu boju.
I w takiej przemiłej atmosferze wymienialiśmy zdania, z których dowiedziałam się lub domyśliłam, że ta kolejna żona mojego męża to też Polka z mojego miasta, która przeszła na islam. Myślę, że nie było tam nikogo z jej krewnych, bo po tym, co usłyszeli na temat Ahmeda, powinni się byli zainteresować kontaktem ze mną. To wtedy dowiedziałam się, że nasza sytuacja była na ustach całego meczetu. Ahmed powiedział szybko coś jak abrakadabra i to, wytłumaczyli, jest rozwód.
W końcu uciekł z tą swoją kobietą. Potem przyjechał po mnie mój brat, którego wezwałam przez komórkę, i natychmiast zadzwonił na policję, mówiąc, że są tu nielegalni imigranci. Ten mały Arab rozpaczliwie próbował go powstrzymać, piszcząc, że on tu jest gospodarzem, a jak mu się nie udało, natychmiast zwiał wraz z całą resztą, która dostała nagłego przyspieszenia.
I wtedy widziałam Ahmeda ostatni raz.

News z sieci
Bez komentarza
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2008-11-23 15:32:28 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

"Rosjanie oddali strzały, Lech Kaczyński zachował zimną krew"
Gdy dojechaliśmy do rosyjskiego patrolu, z ich strony rozległy się strzały. Były to przynajmniej trzy serie z karabinów. Prezydent zachował zimną krew - powiedział w TVN24 prezydencki minister Michał Kamiński.
- To były na pewno strzały z rosyjskiej strony, ale nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy zostały oddane w powietrze, czy w naszą stronę - dodał Kamiński. Prezydencki minister potwierdził informacje Mariusza Handzlika, który mówił wcześniej, że nikt z Polaków w ostrzale nie ucierpiał.

Kolumna samochodów, w której znajdował się prezydent Lech Kaczyński i prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili, jechała w stronę obozu dla uchodźców.
Prezydenci Polski i Gruzji jechali w jednym samochodzie, który był odpowiednio oznakowany. Po strzelaninie prezydenci przesiedli się do innego wozu. Zarówno źródła w kancelarii prezydenta, jak i w ministerstwie spraw zagranicznych podkreślają, że wizyta nie zostanie przerwana.

Prezydent Kaczyński przyleciał do Gruzji na obchody 5-tej rocznicy Rewolucji Róż, podczas której od władzy został odsunięty Eduard Szewardnadze, a prezydentem republiki został
News z innego
I były by dwie pieczenie, na jednym ogniu
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Post #3 Ocena: 0

2008-11-23 18:14:57 (16 lat temu)

Uczestnik nie jest zarejestrowany

Anonim

Usunięte

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2008-11-23 19:08:47 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Przemoc w polskiej rodzinie
"Zwykły klaps to przecież nie przemoc!"- takiego zdania jest wiele polskich rodziców, którzy uznają klaps za jedną z metod wychowawczych. Tu, w Wielkiej Brytanii może mieć to jednak poważniejsze konsekwencje niż w Polsce, gdzie prawo nie reguluje tej kwestii.

Statystyki prowadzone przez brytyjskie służby Social Services podają, iż w całej Wielkiej Brytanii około 160.000 dzieci rocznie pada ofiarą przemocy. Czyli 1 dziecko na 69! Co jest również znamienne to fakt, iż w ponad 90% przypadków sprawcami dziecięcego cierpienia są niestety mężczyźni. Tatusiowie, wujkowie, kuzyni, a nawet rodzeni bracia. Przyznaję, że jest to dla mnie jako przedstawiciela płci męskiej bardzo piętnujące, zwłaszcza gdy na szkoleniu na temat Przemocy w Rodzinie jestem jednym z kilku mężczyzn obecnych na sali. Ale niestety takie są realia.

Przemoc przywieziona z Polski

Wielu Polaków emigrujących na Wyspy takie podejście do dzieci przywozi ze sobą. Co jednak w Polsce jest niestety niemalże sprawą kulturową, takie przynajmniej jest ogólne przeświadczenie narodu, tu w Wielkiej Brytanii jest to jeśli nie przestępstwem to na pewno poważnym wykroczeniem według prawa. Zapewne większość rodzin, jeśli nie każda, ma swoje "tajemnice", których nie chciałyby za nic w świecie ujawnić. A i ich wydobycie na światło dzienne bez pomocy i udziału samych zainteresowanych jest bardzo trudne, a czasami wręcz niemożliwe.

Nie są naszą własnością

Jeżeli chodzi o dzieci, to sprawa wygląda diametralnie różnie. Dzieci nie są tylko i wyłączni naszą własnością. To, że daliśmy dziecku życie nie uprawnia nas do tego, aby im je zatruwać czy wręcz odbierać. Dzieci nie są w stanie same podjąć kroków prawnych ani uwolnić siebie samego od przemocy. Dlatego w Wielkiej Brytanii taki obowiązek spada na dorosłych. Każdy, kto z racji pełnionej funkcji czy wykonywanego zawodu zbudował lub jest w stanie zbudować bliski związek emocjonalny, może być tym, który przyczyni się do wyrwania dziecka z przemocy. Kto może być przez dziecko uznany za godnego zaufania. Paradoksalnie są to opiekunowie, nauczyciele, trenerzy czy dalsi członkowie rodziny. Piszę paradoksalnie, gdyż statystycznie te same osoby stanowią największe zagrożenie dla dzieci i to z racji zaufania, jakie mogą zdobyć przez ciągły kontakt z dzieckiem.

Osoby te mają wręcz prawny obowiązek, aby podjąć odpowiednie kroki w kierunku zminimalizowania zagrożenia przemocy w rodzinie. Wiem, że tak powinno być wszędzie, że w Polsce istnieje funkcja Rzecznika Praw Dziecka a z racji przynależności do Unii Europejskiej prawa te także powinny być przestrzegane i w naszym kraju. Tak jest przynajmniej w teorii. Jaka jest praktyka, a zwłaszcza podejście Polaków do tego problemu, można to coraz wyraźniej zobaczyć tu na Wyspach obserwując naszych rodaków w wyraźnym kontraście z brytyjski ustawodawstwem.

Pomoc w zasięgu ręki

Nie jest oczywiście moim celem wychwalać brytyjski system prawny i zapewne wiele jeszcze zostało do zrobienia, ale w tej akurat kwestii na pewno wiele się już robi. Istnieją już takie organizacje rządowe jak NSPCC, która prowadzi swoją darmową gorącą linię Child Protection Helpline (0808 800 5000), lub darmowy i anonimowy Childline (0800 1111). Godny polecenia jest każdy lokalny oddział Social Services, gdzie 24 godziny na dobę specjalnie dobrani i przeszkoleni doradcy są w stanie doradzić co robić dalej w przypadku naszych podejrzeń aktu przemocy względem dziecka. Czy to naszego czy całkiem obcego. Zwłaszcza te obce dzieci często potrzebują naszej interwencji. Strach przed obcymi

News z innego
ilu ludzi, tyle opcji
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2008-11-23 19:16:36 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Polak Polakowi wilkiem
"Przyjechałem z kolegą do Anglii. Na dworcu autobusowym poprosiłem żeby popilnował mojej torby. Jak wróciłem nie było ani torby ani kolegi. W torbie miałem wszystko."

Ten przypadek nie jest odosobniony. Takich historii jest więcej. Wydarzają się wokół nas niemal codziennie. Polacy skarżą się że ich koledzy, nawet najbliżsi przyjaciele oszukują, kradną, wykorzystują. To właśnie nasi rodacy okazują się bardziej niebezpieczni niż obcy. Dlaczego tak jest, dlaczego Polak na emigracji nie jest dla Polaka bratem. Czy prawdziwym okazuje się być powiedzenie Polak Polakowi wilkiem?

Polak łatwy łup

"Mieszkam tu już parę ładnych lat. Nauczyłem się że Polakom nie można ufać. Nikomu, bo jeśli Polak widzi że jego sąsiad ma dom i samochód to pierwsze co pomyśli to nie to, że chce mieć taki sam, tylko jak mu ten dom spalić, jak mu zniszczyć samochód?"

Polacy dostrzegają wśród rodaków taką właśnie postawę. Przyjeżdżając na Wyspy tak naprawdę nikt z nas nie wie, co go tu spotka. Wszystko jest nieznane i nowe. Jedyne co jest pewne to fakt, że spotkamy na Wyspach innych Polaków. To bardzo dużo, bo ten właśnie fakt zapewnia nam poczucie bezpieczeństwa. To drugi Polak będzie dla nas pierwszą deską ratunku, to on opowie nam o tym gdzie szukać pracy, gdzie najtaniej robić zakupy . To od niego możemy "wyciągnąć" jak najwięcej informacji. A jeśli jest naiwny to powie gdzie trzyma dokumenty, gdzie schował kartę bankomatową, ile pieniędzy planuje wysłać rodzinie do Polski. To wszystko bardzo przydaje się na początek, gdy trudno o pracę, gdy nie zna się miejsca, nie jest się jeszcze zorientowanym w nowych warunkach. Naiwny kolega staje się wtedy łatwym łupem. Pojawia się myśl, pokusa: "a może by tak spróbować, ten pierwszy i ostatni raz?nikt się nie dowie?potem znajdę pracę i wszystko będzie ok?"

"Mieszkam z nimi od roku, ja, mój chłopak i jego znajomi. Pracowałam z nim w jednej fabryce. Wszedł do mojego pokoju i pod moją nieobecność ukradł kartę bankomatową i pin. Wyczyścił mi konto! 1500 funtów! Całe moje oszczędności które miałam wysłać siostrze do Polski. Za te pieniądze miała spłacić zadłużone mieszkanie. Teraz nie mam nic. Nie pojadę do Polski na święta" opowiada z żalem Ewa

Nie ufaj nikomu

Wykorzystani Polacy przestrzegają aby nie ufać nikomu. Aby nie opowiadać o swoim życiu w UK, o tym gdzie się pracuje, co się robi i jak nam się powodzi. Twierdzą, że nigdy nie wiadomo tak naprawdę z kim się rozmawia. Osoba może udawać przyjaciela, doskonale wiedząc jaki ma w tym cel. Polacy przyznają, że chodzi nie tylko o zwyczajne życie osobiste, ale także o robienie interesów z Polakami.

"Nie mam zamiaru już współpracować z Polakami. Rozkręcałem swój biznes i niemal każdy z potencjalnych współpracowników chciał mnie wykorzystać. Wiedząc, ze dopiero startuję na rynku próbował wyciągnąć ode mnie różne informacje, tak by zarobić na mnie jak najwięcej."

Każdy z nas wie, że powiedzenie "Polak potrafi' sprawdza się w każdym miejscu i w każdych warunkach. Bywa, że jest to naszą zaletą, bo niejednokrotnie udaje nam się znaleźć rozwiązanie problemu gdy inni go nie widzą. Dość często niestety wykorzystujemy nasz spryt i błyskotliwość, by zaszkodzić innym. Przyczynia się to do utrwalenia się negatywnego stereotypu odnośnie Polaków. Inne narodowości zaczynają postrzegać nas negatywnie, mimo iż mamy dużo do zaoferowania. Narasta to do poważnych problemów, wiąże się to z pojawianiem się oznak dyskryminacji ze strony innych narodowości kierowanej w Polaków, pojawiają się przypadki agresji, pobicia, napadów, są ofiary śmiertelne. Napotykając niemal tydzień w tydzień podobne nagłówki w gazetach " Kolejny Polak nie żyje" chciało by się powiedzieć "Wszyscy Polacy są winni ich tragedii". Najsmutniejsze jest to że dotyka to coraz częściej dzieci, które zostają zastraszane i prześladowane. przez swoich kolegów ze szkoły. Dzieci słyszą negatywne opinie na temat Polaków od rodziców i oddają takie zachowania w kierunku polskich kolegów.

Smutno, bo to rodak

To jak traktujemy drugiego człowieka jest tak naprawdę kwestią naszego sumienia. Na pewno ani ta ani inne publikacje nie zdziałają tu cudów i nie wpłyną na postępowanie Polaków. Nie jest to także celem tego tekstu. Słuchając wypowiedzi Polaków, których spotkała krzywda ze strony rodaka, zauważa się ból, rozczarowanie i smutek tych ludzi. Stracili oni wiarę w człowieka, w brata, stracili nadzieję na zwykłą ludzką solidarność, pomocną dłoń, bezinteresowność. Przede wszystkim stracili zaufanie do swoich rodaków. Tak naprawdę, mimo iż Anglik, Hindus czy Niemiec mógł równie dobrze postąpić z nami podobnie, to wielkie znaczenie ma tu fakt, iż był to właśnie Polak. Dlaczego? Dlatego, że nielojalność ze strony przyjaciela, brata, kolegi, kogoś z kim dzielimy cokolwiek nawet wspólny język i obyczaje najbardziej boli i dotyka. W tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego jak zachować czujność, nie chodzi tu o traktowanie każdego Polaka jako potencjalnego wroga lecz zauważenie że taki problem narasta i wzięcie jego pod uwagę nawiązując bliższe kontakty z Polakami.

News z innego
to prawda, nawet odrobiną skorupki trąca na MW, są grający nadętych i szarpanych
:-]:-]:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2008-11-24 07:23:36 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Kto ty jesteś - Anglik mały
Krystyna Bryant czuje się Brytyjką
Polscy emigranci coraz częściej decydują się na założenie rodziny i dalsze, wspólne życie właśnie na Wyspach. Gdy mają już stałą pracę i życiowego partnera, decydują się na dziecko. Oczywiście nadal będzie ono chowane w polskiej kulturze, uczone języka ojczystego. Przecież nie brakuje ani dzieci mu podobnych, ani też polskich szkół, które wpoją w nie odpowiednią tożsamość narodową.
Z pewnością założy rodzinę równie szczęśliwą i przekaże wieloletnie nauki kolejnemu pokoleniu. Ale czy naprawdę tak będzie? Czy to wystarczy, by wychować dziecko na Polaka, nie Anglika? Jak jest w rzeczywistości opowie Krystyna Bryant, 60-letnia córka polskich emigrantów, urodzona w Wielkiej Brytanii.

Krystyno, dlaczego Twoi rodzice wyjechali do Wielkiej Brytanii?
Wyemigrowali tuż po II wojnie światowej, w 1946 roku. Wiadomym wówczas już było, że Polska pozostanie w sferze wpływów radzieckich. Moi rodzice nie chcieli żyć w zniewolonym kraju, postanowili, więc udać się na emigrację i tam też ułożyć sobie życie.
Urodziłaś się na Wyspach, tu też chodziłaś do szkół. Kto uczył Cię języka polskiego?
W domu rodzice mówili wyłącznie w języku ojczystym, gdyż nie umieli angielskiego. Gdy pierwszy raz poszłam do szkoły, nie rozumiałam innych dzieci, ponieważ znałam wyłącznie polski. Następnie, przez kilka lat chodziłam do szkoły z internatem prowadzonej przez zakonnice z Rzeczypospolitej, gdzie uczyłam się obu języków.

Wyszłaś za mąż za Anglika. Czy rozważałaś kiedykolwiek poślubienie Polaka?
Nie, raczej nie. Nigdy nie myślałam tymi kategoriami. Oczywiście jakbym spotkała Polaka i się w nim zakochała, wyszłabym za niego. Ale poznałam Anglika i to on był moim mężem. Moja mama bardzo chciała, żebym poślubiła Polaka. Ja byłam wówczas zbuntowana, przeciwstawiłam się jej woli. Nie chciałam dalej na siłę utrzymywać obcych dla mnie tradycji. To nie miało sensu. Nawet nie czułam się Polką.

Masz dzieci. Czy potrafią one również mówić po polsku?
Nie, nie znają polskiego w ogóle.
Dlaczego?

Moja mama chciała za wszelką cenę zachować tożsamość narodową. Dlatego też byłam wychowywana w duchu polskości. Kiedy dorosłam, rodzice pragnęli, abym również kolejne pokolenie wychowywała w polskiej kulturze. Może i nie zrobiłam im tego na złość, ale nie sądzę, aby dalsze kultywowanie tych tradycji miało jakikolwiek sens. Tak robią Hindusi, czy Arabowie, którzy tu przyjadą i nie widzę celowości tych działań. I jest to główny powód tego, że wychowałam własne dzieci na Anglików.

Czyli zupełnie odcięłaś się od Polski?
Nie, nadal zachowujemy niektóre tradycje, jak choćby polską Wigilię u mojej mamy. Co do reszty, miałam inne zdanie niż rodzice i nie chciałam uczyć dzieci polskiego. Mieszkamy w Wielkiej Brytanii, więc, po co miałam to robić? Teraz trochę tego żałuję, ponieważ wiele osób znad Wisły mieszka w okolicy. Obecnie znajomość dodatkowego języka byłaby dla nich dużym plusem, ale wówczas o tym nie myślałam.

Nigdy nie byłaś w Polsce, nigdy też nie widziałaś na własne oczy kultury i społeczeństwa, z którego się wywodzisz. Jak to się stało? Nie chciałaś tam jechać, czy nie miałaś takiej możliwości?
I jedno i drugie. Miałam okazję jechać do Polski do rodziny taty, ale byłam wówczas młodą matką i szkoda było pieniędzy na taki wyjazd. Nigdy nie pragnęłam wyjechać do Polski, nie czułam takiej potrzeby. Teraz myślę, że chciałabym zobaczyć ten kraj, poznać jego kulturę, zabytki, ale jest to zwykła

Ponieważ całe życie przebywałaś na Wyspach, czujesz się bardziej Brytyjką, czy Polką?
Oczywiście, że Brytyjką!

Czy chciałabyś kiedyś wrócić do Polski i zamieszkać tam na stałe? Czy rozważałaś kiedykolwiek taką możliwość?
Tak, myślałam o tym. Na pewno będąc na emeryturze znacznie godniej żyłabym tam niż tu. Sprzedając dom w Anglii i przenosząc się do Polski, czy Hiszpanii, mogłabym po prostu pozwolić sobie na więcej. W dodatku w przypadku tego pierwszego miałabym dodatkowy plus – znam już przecież język.

Czy uważasz, że imigracja do Wielkiej Brytanii jest dobra?
Osobiście sądzę, że wielu Anglików nie chce, żeby obcych przybywało w takim tempie. Z jednej strony mój kraj ponosi duże koszta płacąc obcokrajowcom studiującym tutaj. My, Brytyjczycy, płacimy podatki nie po to, żeby dostawali je ludzie z Polski, czy Afryki. Z drugiej strony, dobrze, że pomagamy biedniejszym… Natomiast w takich sprawach powinni się już wypowiadać rodowici Brytyjczycy.

Patrząc z perspektywy czasu, myślisz, że Twoi rodzice dobrze zrobili, że tu przyjechali?
Wielokrotnie rozmawiałam z rodzicami o ewentualnym powrocie do Polski. I oni nigdy nie chcieli znów przeprowadzić się w rodzinne strony. Dlaczego tak było, nie wiem. Podejrzewam, że ciężko byłoby im wrócić, kiedy moja mama wyjechała z kraju mając około 16-18 lat.
Rozmawiał Paweł Rogaliński

Decydując się na dziecko za granicą, musimy mieć świadomość, że wychowanie go na Polaka jest o wiele trudniejsze niż w kraju. Bez znaczenia, czy wyemigrujemy do Anglii, Szkocji, Niemiec czy Francji, kultura Zachodu jest bardziej atrakcyjna dla dziecka niż ta ojczysta. Dlatego trzeba nie lada wysiłku, by przekonać pociechę, że nie należy się wstydzić swojej narodowości. Wręcz przeciwnie - ze swojego pochodzenia można być dumnym. W takim duchu chowanych jest wiele polskich dzieci w Stanach Zjednoczonych, które od najmłodszych lat uczą się kultywowania ojczystej tradycji. Z pokolenia na pokolenie przekazywany jest tam patriotyzm i duma narodowa, których "brytyjscy" Polacy muszą się jeszcze nauczyć. Bez nich nasza emigracja bezpowrotnie zaginie, stapiając się z miejscowymi. Jak mawiał Wiktor Hugo, to "duma jest cnotą narodów", bo dzięki niej zachowują one swój charakter.
News z sieci
Tak zwłaszcza Hindusi i Islamiści, odcinają się od swoich korzeni narodowych i wklejają się w kulturę Brytyjską, co widać na każdym kroku.Wcale się nie dziwię że Polonia w UK nie odreagowuje na pomówienia o Polakach którzy w okresie ostatniej wojny współpracowali czynnie z okupantem i pomagali w zagładzie innych kultur i budując, obozy zagłady a po okresie II wojny sami zabijali pozostałych przy życiu Żydów itc.
Ciekawe jaki to Anglik z nią żył może bardziej Tęczak jak Biały. O zgrozo Polka o tożsamości Islamskiej



:-Y

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 24-11-2008 07:31 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2008-11-25 17:18:57 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Oblane kwasem za chodzenie do szkoły

Afgańska policja zatrzymała 10 afgańskich bojowników talibskich podejrzanych o ataki na uczennice i nauczycielki afgańskiej szkoły dla dziewcząt w prowincji Kandahar. Oblewano je kwasem w ramach protestu przeciwko kształceniu sie kobiet.

Jak donosi serwis tvn24, gubernator prowincji Kandahar Rahmatullah Raufi oświadczył, iż większość zatrzymanych przyznała się do przeprowadzania tych ataków.
Atakujący byli opłacani przez talibskich przywódców za atakowanie uczennic. Za każdą ‘udaną’ akcję mieli otrzymywać dwa tysiące dolarów.
Podobne ataki zdarzają się w prowincji Kandahar coraz częściej. Tylko jednego dnia, 12 listopada, w mieście kwasem zostało oblanych 15 dziewcząt, kilka z nich doznało poważnych ran, blizny pozostaną im do końca życia.
Ataki na uczące się kobiety oraz pracownice szkół lub organizacji pomagających afgańskim kobietom są wyrazem protestu islamskich radykałów przeciwko edukacji kobiet w tym kraju.
To news z sieci
Tego to już nawet nie chcę komentować. Nasze panie i tak to nieprzekorna do tego, że ludzie o wyznaniu islamskim, nienależną do wiarygodnych, jako partner do życia a w stosunku do edukacji, to wiadomo, im mniej się wie, tym luźniej się steruje. PRYMITYWY
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2008-11-25 17:58:04 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Koniec z kredytami dla Polaków
Krach finansowy odbija się na kredytach wysokiego ryzyka (Non-standard). Większość imigrantów, którzy są na Wyspach dopiero kilka lat mają problem z uzyskaniem kredytu. Jakie opcje nam pozostały, co zrobić podczas największej recesji finansowej w historii?
Gospodarka UK pogrąża się obecnie w recesji. Bezrobocie w Wielkiej Brytanii wzrasta w zastraszającym tempie, prawie codziennie słyszy się o zwolnieniach tysięcy pracowników. Firmy tną koszty, a nierzadko też ogłaszają upadłość. Wzrastają koszty naszego życia. Firmy budowlane mniej budują, a agencje sprzedają coraz mniej nieruchomości.
Problem na rynku kredytowym
Krach finansowy odbija się szczególnie na rynku kredytowym. Coraz mniej ludzi może pozwolić sobie na zaciągnięcie kredytu. Ci którzy pozwolili sobie na kredyt, często mają problem z jego spłatą. Debet na karcie kredytowej staje się coraz droższy.
Znaczna część przebywających w Anglii Polaków chcących uzyskać kredyt jest klientami zwiększonego ryzyka typu Non-standard lub Sub-prime. Większość naszych rodaków nie ma również dobrej historii kredytowej (credit score) lub profilu płatności, który nabywa się podczas spłaty kredytu konsumenckiego. Dwa czynniki, takie jak krótki okres pobytu i brak historii kredytowej są najczęstszym powodem odmowy przydzielenia kredytu naszym rodakom przez banki.
Kredyty samochodowe (Car Finance)
Kredyty samochodowe były zawsze produktami standardowych kredytów osobistych i można je było uzyskać znacznie łatwiej. O ich atrakcyjności decydowała znacznie mniejsza stopa procentowa w porównaniu do innych kredytów.
Krach finansowy sprawił, że kredyty samochodowe niemalże przestały istnieć.
Jedne z największych firm, takie jak Welcome i The Funding Corporation wycofały się z rynku kredytów samochodowych. Pozostałe firmy, które wciąż świadczą swoje usługi takie jak Blackhorse zaostrzyły swoje kryteria i oferują obecnie kredyty typu Prime (z wysokimi wymogami).
Dostępną dla nas opcją zakupu samochodu pozostaje więc karta kredytowa lub oferta “Samochód w 15 minut” firmy Kredytsamochodowy.co.uk. Firma Gwarantowane Kredyty Samochodowe wprowadziła ofertę na podstawie której klienci uzyskują limit kredytowy do £12000, jednak tylko na zakup w swoich własnych sieciach salonów.
W praktyce wygląda to następująco: klient jedzie do wyznaczonego salonu samochodowego i kupuje tam dowolnie wybrany samochód. Po dokonaniu wyboru upragnionego modelu klient może podpisać umowę kredytową i wyjechać swoim nowo kupionym samochodem w ciągu 15 minut.
Warto tu dodać, że wszystkie samochody dostępne w tej ofercie objęte są roczną gwarancją. Jedynymi wymogami do otrzymania takiego kredytu jest aktualne prawo jazdy, udokumentowana praca (powyżej 30 godzin w tygodniu), ukończone 21 lat, stały adres zamieszkania (potwierdzony rachunkiem) oraz numer National Insurance.
Niestety również Kredyty Samochodowe mogą wkrótce wycofać swoją ofertę. Załamanie na giełdzie i starty firm finansowych powodują, że oferta firmy ważna jest tylko do końca roku. Jeśli więc chcesz jeszcze w tym roku kupić samochód nie zwlekaj, wejdź na stronę Kredytsamochodowy.co.uk i złóż wniosek.
Kredyty gotówkowe (Unsecured loans)
Kredyty gotówkowe otrzymuje się w oparciu o wiarygodność kredytową kredytobiorcy. Zazwyczaj trudniej je otrzymać niż pożyczki zabezpieczone. W obecnej sytuacji kryzysowej w Wielkiej Brytanii banki podwyższają oprocentowanie takich kredytów, zaostrzają swoje wymogi np Black Horse lub wycofują swoje produkty z rynku jak Halifax, który jako jedyny oferował kredyt Sub-Prime. Dodać tu należy, iż wszystkie kredyty niezabezpieczone wymagają 3 letniego okresu zamieszkania i 3 letniego okresu pracy w UK, potwierdzonego numerem National Insurance.
Kredyty hipoteczne (Mortgage)
Kredyt hipoteczny to najczęściej długoterminowy kredyt bankowy, którego zabezpieczeniem jest hipoteka. Otrzymanie takiego kredytu to załatwianie wielu formalności, a następnie długoletnia spłata. Główną zmianą w obecnej sytuacji finansowej jest wprowadzenie większego depozytu, podwyższenie oprocentowania kredytów, a także zmniejszenie limitu maksymalnej wielkości pożyczki w stosunku do wartości domu. Dobrą wiadomością jest to, że ceny nieruchomości potaniały, jednak czy będziemy mogli je kupić zależy to już od naszych indywidualnych możliwości finansowych.
Jest też oczywiście kilka pozytywnych aspektów kryzysu kredytowego. Obecnie wydajemy nasze pieniądze rozważniej i jesteśmy oszczędniejsi. Chętniej zostajemy w domu, aby spędzić czas z najbliższymi. Większość z nas zaczęła się interesować i lepiej poznawać system bankowy. To również dobry czas, żeby zainwestować w siebie, dokształcać się i podnosić swoje kwalifikacje. Dzięki temu możemy bowiem odmienić siebie i swój biznes, być bardziej kreatywni. Wydaje się, że również nadchodzące święta są w tym roku mniej skomercjalizowane, a dzięki temu będą bardziej tradycyjne.


Gwarantowane Kredyty Samochodowe
Unit 33 E-Business Centre
Consett, County Durham, UK
Email: l@gcf.com">pl@gcf.com
Tel: 0845 8620842
www.Kredytsamochodowy.co.uk

News z sieci:-o
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2008-11-26 06:50:58 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Polacy w czołówce najmniej pijących w UE
"Dziennik": z najnowszego raportu Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie wynika, że opowieści o polskim pijaństwie to czystej wody mit.
Polacy zajmują czwarte miejsce w Unii Europejskiej pod względem rocznej ilości spożywanego alkoholu, tyle że... od końca. Mało tego - zamiast wódki piją więcej piwa, a nawet wina.

Rocznie przeciętny Polak wypija w przeliczeniu 6,7 litra czystego spirytusu. To zaledwie trzy czwarte tego, ile wypija Europejczyk (9,1 l), i o połowę mniej od europejskich rekordzistów w piciu, mieszkańców niewielkiego Luksemburga (14,6 l). Mniej niż w Polsce pije się tylko w Szwecji, na Malcie i w Bułgarii. Jeszcze na początku lat 90. na statystycznego Polaka przypadało blisko 9 litrów czystego alkoholu rocznie i wówczas istotnie byliśmy w czołówce. Innym korzystnym zjawiskiem jest spadek liczby pijących. Badania PZH pokazują, że tylko 14 proc. dorosłych Polaków pije częściej niż raz w tygodniu. W Unii odsetek ten wynosi średnio 44 proc.
News z sieci
Tak lecz w oczach Anglików, my zawsze będziemy tymi, co rodzą się z nałogiem alkoholowym i głodem narkotycznym.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2008-11-26 07:05:51 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Nie napisałbyś tekstu o Guns N'Roses? – zapytała mnie kilka dni temu redakcja. Po co wracają, kto ich w ogóle potrzebuje i skąd ten cały szum wokół nowej płyty? Jasne, że bym napisał – odpowiedziałem. I to z przyjemnością. Wracają nie mam pojęcia po co, nikt ich nie potrzebuje, a cały ten medialny szum to wyłącznie efekt zmasowanej kampanii reklamowej. Taki tekst pójdzie mi jak z płatka.
Jak powszechnie wiadomo – wiedzę tę posiedli zwłaszcza najaktywniejsi forumowicze – nic tak dobrze nie robi dziennikarzom jak możliwość wyżycia się na artyście i rozładowania tym samym własnych mniej lub bardziej uświadamianych frustracji. Trafił mi się łatwy kąsek, pomyślałem. Axl Rose od tylu lat wystawia się na strzał, że wykpić go można na tyle sprytnie i przy tak dużym społecznym poparciu, że nikt z czytelników nie połapie się, jak wiele życiowych niepowodzeń dzięki takim kpinom sobie zrekompensuję, a i parę gorszy wpadnie, co w perspektywie nadchodzących świąt nie jest bez znaczenia. W końcu Guns N'Roses to relikt minionej epoki.
Tego się dzisiaj nie słucha, takie granie od dawna jest passé. Z czym nam się kojarzą Gunsi? Z clipem do "Welcome To The Jungle" i natapirowaną fryzurą Axla? Z teledyskiem do "November Rain", w którym Slash gra solówkę na pustyni? Z jego czarnym cylindrem, burzą kręconych włosów i nieodłącznym petem w ustach? Z coverem "Knockin' On Heavens Door" Dylana, skutecznie zamordowanym przez radio i ogniskowych gitarzystów? Nikt, kto ceni sobie swoją pozycję w dobrym towarzystwie, nie przyzna się, że taka muzyczna wiocha mogła mu się kiedykolwiek podobać. Dziś dobrze jest twierdzić, że dzieciństwo spędziło się wśród płyt The Smiths, Joy Division i Jane’s Addiction. Poza tym niemal wszystkie powroty dawnych gwiazd to jedno wielkie nieporozumienie, a o ich motywację nie powinniśmy pytać artystów, ale współpracujących z zespołami księgowych. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Sprawdzony szyld, szumnie reklamowana trasa, bilety wykupione na pniu przez sentymentalnych i lekko podstarzałych fanów, seria rozczarowujących koncertów, potem kilka dokumentujących je wydawnictw, bo na studyjne nagrania nikt przecież nie ma ani ochoty, ani odwagi, i po robocie. Parę milionów wpada do kiesy, więc te dwa-trzy lata jakoś się jeszcze pociągnie. Niektórzy jednak wracają w oryginalnym składzie – jak The Police choćby – inni nie. A kapela, która firmuje "Chinese Democracy", czy to aby prawdziwe Guns N'Roses?

Oczywiście, że nie i wszyscy doskonale to wiedzą. Z najsłynniejszego składu pozostał wyłącznie wokalista, który ma prawa do nazwy. Uzyskane, zdaje się, szantażem i podstępem. Reszta muzyków opuściła go już dawno i to bynajmniej nie dlatego, że chcieli sobie pograć na boku. Axl Rose, oględnie mówiąc, nigdy nie był najłatwiejszy we współpracy. Choć ponoć miał zdecydowanie mniej entuzjastyczny stosunek do gorzały i dragów niż jego koledzy z zespołu, neutralizował tę cnotę kłótliwością, częstymi atakami agresji i niespotykaną nawet w tej branży pogardą wobec własnej publiczności. Za kontynuatorów muzycznej estetyki grupy wypada więc uznać Velvet Revolver. Guns N'Roses – zespół Axla-uzurpatora – znany był do niedawna wyłącznie z przekładania daty wydania nowej płyty. W ciągu kilkunastu lat thriller zamienił się w komedię.

"Chinese Democracy", następcę "The Spaghetti Incident?", zapowiadano już na rok 1994. Od tamtego terminu upłynęło 14 lat, przez zespół przewinęły się tabuny mniej lub bardziej znanych muzyków, przez liczne studia nagraniowe przynajmniej kilku niezłych producentów, a wytwórnia straciła na tym interesie kilkanaście milionów dolarów. Jak tu teraz odzyskać taką furę pieniędzy? Nie ma rady, trzeba zacząć zmasowany atak na media. "The most anticipated album of all times" – perswaduje nam spot w MTV2. Jasne… Jeśli ktoś faktycznie na ten album czekał, to chyba najbardziej ludzie z Geffen.

Tak mniej więcej myślałem do momentu, gdy nie wrzuciłem do odtwarzacza "Apetite For Destruction". Cóż, ze skruchą przyznaję, że dawno nie słuchałem tych kawałków. Ale już po paru taktach "Welcome To The Jungle" uświadomiłem sobie, że ta płyta nie zestarzała się ani odrobinę. I że Guns N'Roses to była naprawdę porządna kapela.

Na tym albumie nie ma słabych momentów. Emanuje z niego prawdziwa energia. W 1987 roku taka dawka mocnego, amerykańskiego grania miała iście ożywczą moc. Światową scenę rockową zdominowały wtedy pudel-metalowe kapele, które celowały w repertuarze ściśle komercyjnym, mocne gitarowe riffy rozmiękczając wielogłosowymi, gładkimi partiami wokalnymi, w tekstach zaś dając liczne dowody na afektowany stosunek do płci pięknej. Na ich tle Gunsi wyglądali jak obrońcy zapomnianych, rockowych ideałów. A że na początku nosili kompromitujące fryzury? Popatrzcie jak jeszcze dobrych parę lat później wyglądali chłopaki z Alice In Chains.

Wiocha? A co to takiego?

Żadna definicja nie pozwala z matematyczną precyzją odróżnić kiczu od arcydzieła. Jeśli przyjmiemy, że kontrowersyjny image zespołu jest efektem nie tylko gustu artystów, ale i czasów, w których przypadło im grać i komponować, musimy dojść do wniosku, że kiczem była sama muzyka. No i co? Riffy z „Nightrain” mają nas żenować, a bezpłciowe plumkanie The Smiths ma nas bezkrytycznie zachwycać? Jedne akordy są "wsiowe", inne nie? Po czym to rozpoznać? Może odrobinę liczą się jednak emocje? Te, którymi buzują muzycy i te, które udzielają się nam, słuchaczom? Jedni z nas to kupują, inni nie, to prawda, ale żeby od razu odsądzać od czci, wiary i dobrego smaku? A teksty? Utwór "You're Crazy" może nie epatuje słuchacza zbyt skomplikowanymi metaforami, ale – na miłość boską – to jest rock and roll. A nie, za przeproszeniem, "gitarowy indie-rock" dla neurotycznych intelektualistów z ostatnich klas liceów. I że powroty z reguły się nie udają?

A nuż ten powrót się uda?

Dajmy artyście szansę. Zgoda, wykopał swoich kolegów. Co prawda poodchodzli niby sami, ale wiadomo, jak to było. Albo raczej – wcale nie wiadomo. Bo komu mamy wierzyć i niby dlaczego Slashowi czy Duffowi? Oni – anioły, Axl – wcielony diabeł? A kto regularnie odwiedzał kliniki odwykowe? A kto urządzał demolki? A kto na wokal do Velvet Revolver zaangażował Scotta Weilanda, człowieka uzależnionego dosłownie od wszystkiego? Mało im było wyczynów pana Rose'a? A może jednak za nim tęsknili? I niby dlaczego to my mamy decydować o tym, kiedy artysta ma zejść ze sceny "niepokonanym", a nie on sam? Pieniądze? Naprawdę wierzycie, że Axl Rose nie ma z czego żyć? Do tych nagrań przygotowywał się koszmarnie długo, tu też zgoda, miało to swój odcień ewidentnie komiczny, ale producentom Dr Peppera już zrzedła mina. Teraz pora na was, bo "Chinese Democracy" to dobra płyta!

Wiem, i tak napiszecie, że Guns N'Roses skończyło się na "Kill'em All", ale uderzcie się w piersi. Naprawdę nie posłuchaliście ani jednego kawałka z tego albumu? Nawet jeśli nigdy nie myśleliście o tym, by go legalnie nabyć, nie ściągnęliście go sobie z sieci? Tak na próbę chociaż? Nie chcieliście sprawdzić, czy Guns N’Roses – prawdziwe Guns N'Roses czy nie, pies drapał – odcina kupony od dawnej sławy, czy stawia na coś zupełnie nowego? Nie? Pozwólcie, że pozostanę sceptyczny. I że serdecznie wam tę płytę polecę, a zwłaszcza tym, którym wydaje się, że do sympatii dla Axla Rose’a wstyd się dziś przyznawać. Zdziwicie się, gwarantuję. A poza tym – i to jest w tym wszystkim najważniejsze – Axl to archetyp, archetyp prawdziwej gwiazdy rocka z wszystkimi możliwymi przypadłościami. Takiej, która ma niepodważalny talent i autentyczne osiągnięcia. Takiej, która potrafi równie często błysnąć ciekawym bon-motem, jak i sprowokować, obrazić, kogo trzeba i kogo nie wypada, oraz takiej, która nie podlizuje się swoim fanom i potrafi perfidnie zagrać im na nosie. Axl Rose to przecież gość, który swoim CV mógłby obdzielić tuziny młodych kapelek, jeszcze niedawno usiłujących robić „nową gitarową rewolucję”, a dziś poświęcających czas i pieniądze na armie fryzjerów i stylistów, co by dobrze wypaść w telewizji. Pete Doherty przy nim to zblazowany maminsynek. Axl to gwiazda pełną gębą, w najlepszym, starym stylu. Kto poza nim nam pozostał? Lemmy z Motörhead? Ktoś jeszcze? Nie widzę.

Szum wokół nowej płyty Guns N’Roses jest więc ze wszech miar uzasadniony i wcale nie wiąże się wyłącznie ze zmasowaną reklamą. Legendarny zespół wraca, bo chce wrócić, Axla zbójeckie prawo, a czekają nań – i potrzebują go – miliony starych i nowych fanów. W tym ja, rzecz jasna. Niczego sobie tym tekstem niestety nie zrekompensowałem, mam więc nadzieję, że honorarium złagodzi mój dyskomfort. Wy możecie wyżyć się do woli, choć niestety nikt wam za to nie zapłaci. Kto pierwszy napisze, że Axl miał nigdy nie zagrać dla Żydów i Polaków? I kto pierwszy z pasją będzie to dementował?
News z innego
Właśnie za tą wypowiedz nie darzę szacunkiem tej grupy, może oni są pod wpływem Brytyjskich brukowców?
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 34.9 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 33.9 | 34.9 | 35.9 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,