MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 30.9 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 29.9 | 30.9 | 31.9 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 30.9 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2008-11-13 18:47:40 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Usługi remontowe w cenie
Dochody Polaków podejmujących się kompleksowych remontów domów, łącznie z ich przebudową sięgają nawet kilkudziesięciu tysięcy euro
Pomimo kryzysu w branży budowlanej na brak zleceń nie narzekają rodacy świadczący usługi remontowe za granicą. Solidni fachowcy zarabiają 2000-3000 euro miesięcznie. Nadal wielu rodaków wykonuje tą pracę na czarno.
Coraz więcej Polaków zatrudnionych w sektorze budowlanym za granicą traci pracę. Pracowników zwalniają już nie tylko firmy z Irlandii, ale również z Wielkiej Brytanii i Norwegii. W tych ostatnich państwach występuje obecnie przerost zatrudnienia. Na szczęście problemy te omijają rodaków specjalizujących się remontach mieszkań i domów. Popyt na te usługi od lat utrzymuje się niezmiennie na wysokim poziomie.
3000 euro miesięcznie

– Na żadnej budowie nie zarobisz tylu pieniędzy, co przy remontach mieszkań i domów – mówi Dariusz Mądry, Polak prowadzący jednoosobową firmę budowlaną w Cork (Irlandia). – Pracując na siebie jestem w stanie zarobić 2000-3000 euro miesięcznie. Skupiam się głównie na mniejszych zleceniach, które mogę wykonać samodzielnie.

Dochody Polaków podejmujących się kompleksowych remontów domów, łącznie z ich przebudową sięgają nawet kilkudziesięciu tysięcy euro. Oczywiście nikt od razu nie zleci ci takiej roboty. Na taką pozycję trzeba sobie zapracować. – Znam Polaków, którzy zaczynali od malowania ścian, a teraz prowadzą własne firmy, w których zatrudniają po kilku pracowników – dodaje Polak.

Na własną rękę

Niewielu rodaków wyjeżdżających za granicę zaczyna od pracy na własną rękę. Najszybciej decydują się na to osoby, które od razu trafiły do firmy remontowej. Dzięki temu miały okazję poznać jak funkcjonuje ten rynek od środka, zmierzyć się z oczekiwaniami klientów i zorientować w cenach usług. Osoby, które zdobywały doświadczenie na wielkich budowach będą mieć z tym większy kłopot.

– Ktoś, kto naprawdę zna się na robocie, nie boi się wyzwań i mówi choć trochę po angielsku prędzej czy później przejdzie na swoje, zwłaszcza w branży remontowej – mówi Darek. – Należy jednak pamiętać, że praca na własną rękę to nie to samo, co stały etat w firmie budowlanej. Prowadząc własną działalność sam musisz poszukiwać zleceń, by zapewnić sobie zajęcie.

Nie brakuje obaw
Niestety, wielu znakomitym fachowcom brakuje odwagi, by temu podołać. Innym problemem są pieniądze, które trzeba zainwestować w narzędzia i samochód do ich transportu. – Dużo ludzi poszłoby na swoje, ale boi się, ze nie będzie mieć pracy po wykonaniu pierwszego, czy drugiego zlecenia – mówi Maciej Koziarski, Polak pracujący przy montażu konstrukcji aluminiowych w Londynie. – Z drugiej strony, decydując się na pracę u rodaka musisz się liczyć z tym, że na początek nie dostaniesz więcej niż 4,5-5 Ł na godzinę.

Oprócz przedsiębiorczości ważne jest też dobre zorganizowanie oraz umiejętność oceny czasu realizacji poszczególnych robót. Chodzi o to, by dotrzymywać danych terminów i zdążyć z podjęciem kolejnego umówionego zlecenia. Na osoby świadczące usługi remontowe czekają też pułapki. – Klient, z którym umówiłeś robotę, na dzień przed jej rozpoczęciem może się rozmyślić i zrezygnować z twoich usług. Zwykle nie pozostanie ci nic innego jak przyjąć to po prostu do wiadomości – ostrzega Polak.

Złote rączki poszukiwane

Polacy od lat cieszą się dużym wzięciem w Irlandii, Wielkiej Brytanii, Norwegii i wielu innych krajach Europy. Nasze złote rączki wypierają z rynku miejscowych fachowców, którzy specjalizują się głównie w jednej dziedzinie. – Jesteśmy od nich znacznie tańsi, bo mamy mniejsze wymagania finansowe, a do tego więcej potrafimy – mówi Darek. – Dla przeciętnego Irlandczyka czy Norwega polski fachowiec to idealny zleceniobiorca. Nie dość, że położy płytki, pomaluje ściany to jeszcze wymieni umywalkę i podłączy wodę. Jakby miał skorzystać po kolei z usług glazurnika, malarza i hydraulika zapłaciłby dużo więcej.

Wielu mieszkańców Irlandii, Wielkiej Brytanii czy Norwegii z wielką chęcią skorzystałoby z usług polskich fachowców, ale nie ma pojęcia jak do nich dotrzeć. Można to sobie wyobrazić na przykładzie Polaka szukającego Ukraińca do remontu domu. Wiele się o nich mówi, ale trudno zdobyć na nich jakieś namiary.

Zareklamuj swoje usługi

Rozpoczynając pracę w tej branży musisz się najpierw dobrze rozreklamować. Nie wystarczą ogłoszenia w gazecie i na polskich stronach internetowych. Musisz dotrzeć jak najbliżej Smitha, O'Connora czy Hansona i poinformować ich o swoich usługach. Sprawdzonym sposobem reklamy są ulotki i wizytówki roznoszone po domach. Materiały te możesz zrobić we własnym zakresie. Powinny one zawierać podstawowe informacje o twoich usługach oraz numer kontaktowy do ciebie. Dobrym miejscem na danie ogłoszeń są też witryny sklepów. Ulotki możesz zostawić także w supermarketach, np. Tesco przygotowało nawet specjalne stoiska na wizytówki.

Jak wszędzie najtrudniejsze są początki, ale już po kilku udanych zleceniach, robota sama będzie ci wpadać w ręce. Twoi klienci polecą cię rodzinie i znajomym.


News z innego
Ale czy wszyscy są tacy?:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2008-11-14 07:06:14 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Anglię wykończy nadwaga
Epidemia otyłości w Wielkiej Brytanii atakuje wszystkie klasy społeczne, ponieważ po raz pierwszy w historii kraju tak wielu ludzi o bardzo różnych dochodach nie umie gotować, powiedział posłom w Westminsterze James Oliver.
Ten 33-letni sławny szef kuchni stwierdził przed komisją do spraw nierówności zdrowotnych, że ogólnokrajowy problem otyłości nie ma nic wspólnego z pochodzeniem społecznym czy stopniem zamożności, ale z "wiedzą". Oliver wezwał rząd do zainwestowania w ciągu najbliższych dziesięciu lat 6,5 miliardów funtów w edukację kulinarną – 10 razy więcej niż władze przeznaczyły do tej pory na poprawę jakości szkolnych obiadów.

Wytknął on też niedostatki w rządowych planach włączenia gotowania do programu szkół podstawowych i powiedział, że to "cholerny wstyd", iż do tej pory spośród 125 tysięcy szkolnych kucharek zaledwie 5000 przeszło szkolenie dotyczące zasad zdrowego żywienia. Ostrzegł również parlamentarzystów przed "niezwykle głębokim" kryzysem zdrowotnym spowodowanym przez niewłaściwe odżywianie się i wezwał do roztoczenia kontroli nad branżą fast foodów, by przeciwdziałać reklamie skłaniającej ludzi do hołdowania niezdrowej diecie.
Władze lokalne powinny z większą rozwagą przyznawać zezwolenia na otwieranie placówek z jedzeniem na wynos, dodał.

Oliver zaproponował też swą pomoc w szukaniu kogoś, kto zarządzałby kwestiami dotyczącymi żywności. "Dlaczego nie ma ministra do spraw żywności? – zapytał posłów. – Dlaczego nikt nad tym nie panuje? Czy nie można znaleźć kogoś, kto zajmie się tym problemem w najbliższych latach?"

Po posiedzeniu komisji Oliver powiedział dziennikarzom, że sam nie przyjąłby takiej posady, ponieważ uważa, że skuteczniejszy będzie "pozostając z boku" niż "wewnątrz". Ale zaproponował, że poszuka kogoś odpowiedniego na takie stanowisko.

Podczas spotkania z komisją parlamentarną Oliver odrzucił mniemanie, że niewłaściwe odżywianie się to kwestia klasowa. "Wielu chłopców z City zarabia, no powiedzmy, zarabiało, mnóstwo pieniędzy, ale nie potrafią zapewnić swym dzieciakom odpowiedniej diety, nawet mając złotą kartę – powiedział. – To zdecydowanie nie jest sprawa pieniędzy ani czasu. Tu chodzi o wiedzę".

Dyskusję z parlamentarzystami zdominował kryzys gospodarczy. Oliver zauważył, że w przeszłości, kiedy żyło się biedniej, ludzie wiedzieli, jak przygotowywać tanio pożywne i świeże posiłki, ale obecne "pokolenie młodych rodziców" nie ma głowy do surowych składników i nie potrafi gotować.

"To jest piąty pod względem bogactwa kraj na świecie, ale pojawiło się tu nowe ubóstwo, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Nie chodzi o nowe adidasy, telefony komórkowe, anteny satelitarne, czy plazmowe telewizory – oni mają to wszystko. To ubóstwo polega na braku umiejętności żywienia swojej rodziny, niezależnie od klasy społecznej. Po raz pierwszy w historii Wielkiej Brytanii mamy tak wielu ludzi, którzy nie potrafią przyrządzać jedzenia" – podkreślił.

Rozwiązanie tego problemu, zdaniem Olivera, to nauka gotowania od wczesnych lat. Poparł on plany rządu zakładające naukę gotowania w szkołach podstawowych, ale powiedział, że wielu uczniów wciąż nie ma żadnych lekcji na ten temat. A ponieważ Ofsted nie zaplanował oceny zajęć z gotowania, w jaki sposób rząd może się zorientować, czy one są sensowne? Dodał też, że nieliczni nauczyciele praktycznych umiejętności przydatnych w domu są "bardzo sfrustrowani, niedoceniani, niepewni własnej wartości" i należy im okazywać "dużo więcej akceptacji".

Oliver powiedział również, że School Food Trust, instytucja powołana w 2005 roku z funduszami rządowymi w wysokości 15 milionów funtów na poprawę jakości jedzenia serwowanego w szkołach, potrzebuje więcej wsparcia. Wyraził uznanie dla tej organizacji, ale dodał, że ponieważ "jest to mimo wszystko instytucja powiązana z rządem, nie zawsze może mówić prawdę… Nie może wypowiadać się tak szczerze, jak ja i nie może tak wiercić dziury w brzuchu".

Oliver skrytykował także władze lokalne, za opieszałość w organizowaniu kursów dla kucharek szkolnych. Od 2005 roku jedynie cztery czy pięć tysięcy spośród 125 tysięcy kucharek szkolnych przeszło taki kurs i nie wróży to dobrze zdrowej diecie w tym kraju, stwierdził. Docenia on wprawdzie fakt obiecania przez rząd 650 milionów funtów na poprawę jakości wyżywienia w szkołach, ale twierdzi, że to wciąż za mało. Przywołując analogię z otwieraniem nowej restauracji, powiedział, że pieniądze te "wystarczą tylko na okna" i że w nadchodzącym dziesięcioleciu potrzebna będzie suma dziesięć razy większa.
News z innego
Są tacy co twierdzą inaczej, a ja zawsze powiem i mówię "ludzie wieprze":-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2008-11-14 07:15:13 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Okładka Nirvany 17 lat później
Noworodek z okładki płyty "Nevermind" grupy Nirvana powtórzył legendarne ujęcie po 17 latach
Spencer Elden, którego możemy podziwiać, jak płynie za dolarem na okładce kultowego albumu, udał się ponownie do Rose Bowl Aquatic Center, aby powtórzyć sesję zdjęciową.

- To w sumie fajne uczucie, świadomość, że się jest na okładce - stwierdził Spencer. - Ale w zasadzie czuję się z tym całkiem normalnie, bo gdy dorastałem, zawsze wiedziałem, że jestem dzieckiem Nirvany. To nie było dla mnie odkrycie: "O kurde, jestem na okładce!"

Podczas oryginalnej sesji 17 lat temu rodzice Elden otrzymali 200 dolarów za zdjęcie wykonane przez Kirka Waddle'a.


Album "Nevermind" ukazał się 24 września 1991 roku. Z wydawnictwa pochodzą takie klasyki, jak "Lithium", "Come as You Are" i "Smells Like Teen Spirit".Nową fotografię można obejrzeć pod tym adresem.
NEWS z innego8-)powtórka

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 14-11-2008 18:22 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

gillian

Post #4 Ocena: 0

2008-11-14 07:21:12 (17 lat temu)

gillian

Posty: 30

Mężczyzna

Z nami od: 14-11-2008

Zarzuć z łaski swojej jeszcze raz tą okładkę, prośba. :)

PS. Jak swego czasu tylko dwieście dolców wzięli, to teraz sobie pewnie nieźle w brody plują rodzice chłopaczka... :)

Edyta mówi: Dobra, znalazłem sam z pomocą wujka Google - mimo to mógłbyś poprawić linka dla reszty zainteresowanych. Co do nowej wersji okładki, będzie krótko i na temat - lipa. :-]

[ Ostatnio edytowany przez: gillian 14-11-2008 07:26 ]

I had me a vision, there wasn’t any television! From looking into the sun, I’m looking into the sun !

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2008-11-15 08:43:51 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Niewystarczająco czarny Sean Combs
Sean Combs twierdzi, że był "niewystarczająco czarny", aby zagrać Afro-Amerykanina w komedii "Jaja w tropikach".
Raper przyznaje, że ubiegał się o rolę w nowym filmie Bena Stillera, ale przegrał casting z Robertem Downeyem Jr, który na potrzeby roli musiał nakładać specjalny przyciemniający skórę makijaż.

- Nigdy nie grałem w żadnym filmie Bena Stillera. Przypuszczam, że byłem niewystarczająco czarny, żeby zagrać w "Jajach w tropikach". Robert Downey Jr okazał się czarniejszy ode mnie. Kiedyś obsadziłem Bena w teledysku do mojej piosenki "Bad Boy For Life" i miałem nadzieję, że zrewanżuje mi się podobną przysługą - żartuje muzyk.
News z innego
Moża było dogrylować, a paliwem doskonałym, jest stara opona od polskiego Stara 66:-]:-]:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

vitek

Post #6 Ocena: 0

2008-11-15 14:51:59 (16 lat temu)

vitek

Posty: 3922

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 19-06-2007

Skąd: Yorkshire

Cytat:

2008-11-09 15:36:15, Korba102 napisał(a):
Norwegia: spłonął dom, pełen polskich robotników; 2 osoby nie żyją
Dwóch Polaków zginęło w pożarze drewnianego domu w miejscowości Drammen w Norwegii.
...
:-]:-]:-]

Czyli dla ciebie to że nie żyje 2 ludzi (ostatecznie okazało się że więcej) to jest powód żeby robić tak: :-]:-]:-]

:-o
The Mythbuster

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Strona WWW

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2008-11-15 17:47:04 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

imigrant mógł zarazić HIV kilkaset kobiet
Nielegalny imigrant z Jamajki mógł zarazić setki kobiet z Leicester wirusem HIV podczas przelotnych znajomości – informuje "Daily Mail".
Przedstawiciele służby zdrowia wysłali pisma do ponad 400 kobiet z informacją o niebezpieczeństwie zarażenia śmiertelnym wirusem.

Jamajczyk krążył po nocnych klubach w Leicester, gdzie wybierał sobie kochanki i uprawiał z nimi seks, przeważnie bez zabezpieczenia. Jego ulubionymi lokalami były Dark Club i Burlington Club.

W grudniu ubiegłego roku został skierowany na oddział psychiatryczny w Leicester General Hospital, gdzie również uprawiał seks, prawdopodobnie nawet z pacjentami z oddziału.

Imigrant, który przyjechał do Wielkiej Brytanii w 2002 roku na wizę turystyczną powiedział, że nie pamięta z iloma kobietami spał. W maju wygasła ważność jego wizy i od tego czas ma status nielegalnego imigranta. O tym, że jest nosicielem wirusa HIV dowiedziano się niedawno.

Doktor Philip Monk - konsultant z Health Protection Agency (HPA) East Midlands - powiedział, że istnieje duża obawa, że mógł przekazać wirusa wielu kobietom. Dodał, że z dotychczasowych ustaleń wynika, że stosunki zawsze były dobrowolne.

Mężczyzna leczony jest obecnie poza Leicestershire.

Jeśli wirus HIV zostanie wykryty bardzo wcześnie, odpowiednie leki nie pozwolą na jego rozwój do pełnego stadium AIDS, oferując pacjentom szansę na normalne życie przez wiele lat.
News z innego
Zarażał i do tego jest nielegalnie? Wiedzą i co? Jeszcze jeden dowód na to że UK z reguły deportacji odbiega się w chwili obecnej. A może zatrzymali go na pamiątkę? Jako trofeum Home Office. Co niektóre panie, jak domyślają się że miały bliższy kontakt z tym Tęczowym ludzikiem mają mokro.:-D
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2008-11-15 18:05:23 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London


Zimno, grzanie grzejnikami elektrycznymi, podejrzewam z angielskimi wtyczkami bo z europy przywożą z do UK z europejskimi i wciskają do gniazd w GB na siłę. Teraz gdy Polacy opuścili wyspy zabrali trochę stafu w postaci grzejników do Norwegi To się ma do poprzednich informacji jakie wcześniej wstawiłem. Szkoda słów 20 luda w jednym domku. Zupełnie jak w w UK na spoko flacik dokoptujemy jeszcze 5 kolesiów, jest miejsce w UTYLITY ROOOM
:-]:-]:-]

[ Ostatnio edytowany przez: <i>Korba102</i> 09-11-2008 15:41 ]



Panie Vitku! Jak zdążyłem zauważyć wielu na MW ma problemy, ze zrozumieniem tego co jest napisane, a co jest komentarzem do wcześniejszego tematu. No cóż pozostawię to bez dalszego komentowania takiego zjawiska. Doczekam się w końcu faktu, że zaczniecie wyrywać słowa, z tekstu interpretując później, to jak bym ja stworzył. A odnośnie samego przypadku pożaru, to ja domniemam, że wielu tam było na waleta, gdyż budynek, jak wynikało ze zdjęć nie wygląda na okazały, to zupełnie jak tu w UK, śledzie w puszeczce. Jak zdążyłeś zauważyć następnym newsem, w tej sprawie była msza, bardzo ważny news. A przyczyn nie będzie nikt znał, gdyż ktoś nagiął prawo, umieszczając tylu ludzi, w tak małym budynku.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2008-11-15 22:19:19 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Rewolucja czy łut szczęścia?
Przeszczep szpiku kostnego wykonany w celu wyleczenia białaczki pozwolił 42-letniemu Amerykaninowi nie tylko na wyleczenie nowotworu, lecz najprawdopodobniej wyeliminował także wirusa HIV z jego organizmu. Wielu badaczy twierdzi, że zdobyte doświadczenie stanie się przełomem w walce z "dżumą XXI wieku".
Bohaterami niezwykłej historii są: niemiecki hematolog Gero Huettler oraz jego pacjent amerykańskiego pochodzenia, którego nazwiska nie podano. Niezwykły zabieg, wymagający wykorzystania wiedzy z pogranicza onkologii, transplantologii i genetyki, najprawdopodobniej pozwolił na całkowite wyleczenie mężczyzny z infekcji wirusem HIV. Od momentu wykrycia obecności patogenu do przeszczepu minęło aż 10 lat, lecz od czasu nowatorskiej terapii nie wykryto w jego organizmie obecności wirusa.
Każdego dnia byliśmy przygotowani na złe wyniki - przyznaje Huettler. Na szczęście, pomimo upływu 20 miesięcy od zabiegu, wiadomości na temat zdrowia Amerykanina są optymistyczne. I choć nie ma stuprocentowej pewności, że zakażenie nie powróci, wielu badaczy jest zachwyconych efektem leczenia.
Sekretem powodzenia terapii była mutacja w komórkach macierzystych przeszczepianego szpiku kostnego. Pacjent może mówić o prawdziwym szczęściu w nieszczęściu, gdyż rozwój białaczki w jego organizmie wymusił przeszczep szpiku, który z kolei zapobiegł rozprzestrzenianiu się HIV.
Dawca narządu był nosicielem mutacji w obu kopiach genu CCR5, kodującego białko potrzebne do wnikania wirusa do komórek krwi. Bez interakcji z prawidłową (niezmutowaną) proteiną HIV jest niezdolny do ataku. Oznacza to, że pomimo iż wirus był obecny w organizmie, nie był on w stanie zainfekować komórek. Prowadziło to najprawdopodobniej do stopniowego zaniku zakażenia.
Sam dr Huettler przyznaje, że nie planował takiego rozwoju wydarzeń, lecz postanowił wykorzystać okazję. Przez przypadek przeczytałem o tym [mowa o efektach mutacji - red.] w 1996 roku. Zapamiętałem to i pomyślałem, że to może zadziałać.
Zanim doszło do transplantacji, własny szpik kostny Amerykanina został całkowicie zniszczony za pomocą kombinacji promieniowania jonizującego oraz leków. Gdy unieszkodliwiono układ odpornościowy pacjenta, przeszczepiono komórki szpiku posiadające w swoim genomie zbawienne uszkodzenie informacji genetycznej. Jednocześnie, w trosce o bezpieczeństwo przeszczepianego materiału, całkowicie odstawiono terapię przeciwwirusową.
Ryzykowne podejście do terapii opłaciło się, gdyż po dwudziestu miesiącach od zabiegu w organizmie mężczyzny wciąż nie wykryto śladów wirusa. Trzeba jednak przyznać, że biorca przeszczepu miał szczęście, przy którym nawet "szóstka" w totolotku to drobiazg. Oprócz trudności w dobraniu pary dawca-biorca dodatkową trudnością był fakt, iż zaledwie jeden na tysiąc Europejczyków i Amerykanów nosi mutację w genie CCR5.
To nie pierwszy raz, gdy przeszczep szpiku pozwolił na zwalczenie AIDS lub infekcji HIV. Pomiędzy latami 1982 i 1996 podobny eksperyment udał się co najmniej dwukrotnie. Wówczas jednak przyczyna powodzenia terapii nie była znana. Czy była nią właśnie zbawienna mutacja? Być może nie dowiemy się tego już nigdy.
A co czeka nas w przyszłości? Badacze są ostrożni w ogłaszaniu odnalezienia "lekarstwa na AIDS" i zwracają uwagę na konieczność przeprowadzenia dalszych badań. Mimo to trzeba przyznać, że osiągnięty przez dr. Huettlera sukces jest niebywały. Być może w przyszłości uda się modyfikować materiał genetyczny komórek macierzystych w taki sposób, by przeszczep zawierał wyłącznie komórki odporne na infekcję. Jeżeli jednak kiedykolwiek będzie to możliwe, na pewno nie stanie się to wcześniej niż za kilkanaście lat.
News z innego
Może to będzie szansą?
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2008-11-16 08:58:08 (16 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Śmierć nosi biały fartuch
Brytyjski NHS nie ma najlepszej opinii wśród tych, którym przyszło korzystać z jego usług. Niewiele brakowało, a kilku naszych rodaków zakończyłoby leczenie na tamtym świecie.
To miał być prosty zabieg usunięcia woreczka żółciowego. Małe cięcie, szycie i po dwóch dniach powrót do domu. Ale nie w brytyjskim szpitalu. Małgorzata Kawecka, lekarz dentysta z Londynu, od trzech miesięcy nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. W lipcu trafiła na oddział z kamieniami w woreczku żółciowym. Do zabiegu w ogóle nie doszło, bo nieudolny chirurg w czasie gastroskopii przebił jej przełyk. – Była nawet nie jedną, ale obiema nogami na tamtym świecie – mówi Marek Uszyński, mąż pani Małgorzaty.
Wychodzi jeden na pięćdziesiąt
Kobieta nie jest w stanie osobiście z nami rozmawiać. Przez półtora miesiąca leżała zaintubowana na intensywnej terapii. Po zabiegu tracheotomii (przebicie ściany tchawicy i wprowadzenie do środka rury respiratora) męczy ją każde wypowiadane słowo. O tragicznych przeżyciach opowiada jej mąż. Od 2,5 miesiąca nieustannie czuwa przy jej łóżku. – Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, dwa dni po zabiegu żona wyszłaby ze szpitala. A po dwóch tygodniach mogłaby znowu pracować. Przez niedouczonych lekarzy przeszła gehennę – opowiada.
Szpital początkowo nie chciał się przyznać do błędu. Po tygodniu przeniesiono panią Małgorzatę do innej placówki i dopiero tam rodzina dowiedziała się, co się naprawdę stało. Lekarze powiedzieli, że cudem uszła z życiem – z podobnych obrażeń wychodzi jedna na pięćdziesiąt osób.
Rodzina dentystki już myśli o krokach prawnych przeciwko szpitalowi. Kobieta jest lekarzem, pochodzi z lekarskiej rodziny. Bliscy konsultowali się ze specjalistami wysokiego szczebla – wszyscy są przekonani, że był to błąd lekarski. Dziurę zrobioną podczas zabiegu lekarze leczyli aż trzy miesiące. Woreczkiem żółciowym nie zdążyli się zająć. Organizm kobiety jest skrajnie wyczerpany – pani Małgorzata schudła już do 46 kilogramów, a przed nią kolejna operacja – ta, która miała się odbyć trzy miesiące temu. Rodzina jednak zarzeka się, że nie odbędzie się ona w Wielkiej Brytanii. – Mam wielką nadzieję, że wkrótce uda się wypisać żonę do domu. Chcemy jak najszybciej przetransportować ją do Polski. Na szczęście lekarze pozwolili na lot samolotem. Nie ufamy już brytyjskim szpitalom, chcemy, aby zajęli się nią nasi doktorzy – mówi mąż poszkodowanej. Gdy tylko Polka dojdzie do zdrowia, chce wrócić do pracy w Wielkiej Brytanii. Ma nadzieję, że może już w styczniu będzie samodzielnie funkcjonować i ponownie podejmie pracę.
Matka ocalała, dziecko nie
Anna Pichlewska, na co dzień supervisor w sieci hipermarketów Asda, dostała krwotoku w trzecim miesiącu ciąży. Choć na izbę przyjęć przyjeżdżała aż pięć razy, nikt się nią nie zaopiekował. Dopiero podczas wizyty w prywatnym gabinecie ginekologicznym usłyszała diagnozę. Dla dziecka było już za późno. Dramat pani Anny rozegrał się w tym samym szpitalu, gdzie planowała urodzić swoje dziecko. – Za każdym razem pielęgniarki odsyłały mnie do domu. Słuchałam tłumaczeń, że nie jest to nagły przypadek i nie wymaga natychmiastowej pomocy – wspomina. Do poronienia doszło pod koniec września, tuż przed weekendem. Pierwsze krwawienia pojawiły się u pani Anny w południe. Szpital odesłał ją do domu – tłumaczono, że w 13. tygodniu ciąży to normalne. Polecili przyjechać ponownie, gdy znowu zacznie krwawić. Tak stało się jeszcze tego samego dnia. Tym razem również mówiono kobiecie, że nie powinna się denerwować. Nie uwierzyła i pojechała na wizytę do prywatnego, polskiego lekarza. Dopiero tam zrobiono jej badanie USG. Ginekolog już po kilku minutach wiedział, że ciąża jest obumarła.
– Usłyszałam, że powinnam jak najszybciej wracać do szpitala i udawać silne bóle, by przyjęli mnie na oddział – twierdzi Anna Pichlewska. Udawanie pomogło. Pielęgniarka zjawiła się po dwóch godzinach, ginekolog po następnych trzech. Co ciekawe, badało ją w sumie czterech brytyjskich lekarzy – żaden nie dopatrzył się niczego niepokojącego. Parę chwil później kobiecie odeszły wody i dostała silnego krwotoku. Poroniła w toalecie. Jej życie również było zagrożone. Polka czeka na spotkanie z psychologiem. Po tym, co przeszła, nie może spać. Przyznaje, że nawet nie myślała o wytoczeniu lekarzom procesu, bo nie wie, gdzie szukać prawnika. O swoich przeżyciach opowiedziała znajomym z pracy. Opowieść nie zrobiła na Anglikach większego wrażenia. – Koleżanka powiedziała, że bardzo jej przykro, ale takie rzeczy często się tutaj zdarzają. Trzeba zapomnieć i żyć dalej – wspomina niedoszła matka.
Z daleka od noszy
Polski ginekolog, który udzielał pomocy pani Annie, tak komentuje sytuację: – Rzeczywiście, wiele pacjentek spotkało w Anglii coś takiego. – Samo krwawienie nie jest dla brytyjskich lekarzy wystarczającym powodem przyjęcia do szpitala – dodaje doktor Michał Szelągowski z Polskiej Prywatnej Kliniki w Londynie.
To zupełnie odwrotnie niż w Polsce. Według ginekologa, na Wyspach obowiązuje zupełnie inne postępowanie przy profilaktyce bądź diagnostyce wczesnej ciąży. W Polsce leczone są wszelkiego rodzaju krwawienia, lekarze ciąże ratują zawsze, przepisują leki podtrzymujące. W Anglii takie praktyki są czymś zupełnie obcym. Jeśli dojdzie do poronienia, to znaczy, że tak chciała natura.
Czy takie postępowanie nie przypomina epoki średniowiecza? – To są sprawy dyskusyjne i w pewnym sensie zahaczają o filozoficzne pytanie, czy jest sens ratować wczesną ciążę – wyjaśnia doktor Szelągowski. – Być może to my w Polsce zbyt impulsywnie reagujemy na takie przypadki? Zdania uczonych na całym świecie są podzielone i trzeba patrzeć na to, co jest po środku – dodaje.
Lekarz nie chce jednak oceniać brytyjskiej służby zdrowia. Jak sam mówi, jedne pacjentki są z niej bardziej zadowolone, inne mniej. – Spotkałem się z różnymi opiniami. Ale nie jestem od tego, by wypytywać, tylko pomagać – stwierdza.
Doktor Grażyna Miklewska, właścicielka Polskiej Prywatnej Kliniki, wspomina zaś pacjenta, który uciekł z brytyjskiego szpitala, bo lekarze chcieli mu amputować palec u nogi. Zaczęło się od zwykłego stłuczenia, ale nawet to przerosło umiejętności tutejszych lekarzy. W końcu przyszedł po pomoc do polskiego chirurga i skończyło się na zdjęciu paznokcia.– Gdy patrzę na podobne przypadki, to mocno zastanawiam się, czy w razie choroby dałabym się położyć do tutejszego szpitala. Po prostu się boję – wyznaje doktor Miklewska.
Po nauki nad Wisłę
Aż ciężko w to uwierzyć, ale szefowie brytyjskiej służby zdrowia szukają wzorców w polskim systemie zdrowotnym. Brytyjski minister zdrowia Alan Johnson odwiedził nawet w lipcu warszawskie przychodnie i szpitale, by podpatrzeć, jak funkcjonują sprawnie zarządzane placówki medyczne. Minister dowiadywał się między innymi, jak skrócić kolejki do specjalistów. Nie mógł wyjść z podziwu, że Polacy są bardziej zadowoleni z opieki medycznej niż jego rodacy, choć nad Wisłą przeznacza się znacznie mniej pieniędzy na funkcjonowanie tego systemu.
– Polacy narzekają na ochronę zdrowia, ale nie zdają sobie sprawy, że żaden system na świecie nie jest idealny – mówi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Jacek Grabowski, wiceprezes Narodowego Funduszu Zdrowia. – Ja wiem, że dostęp do konsultacji u specjalisty w Polsce jest dużo lepszy niż w Anglii. Dlatego wcale mnie nie dziwi, że minister Johnson może szukać recept na ulepszenie swojego systemu u nas. Wizytą brytyjskiego ministra w warszawskiej przychodni nie była zdziwiona też jej kierowniczka Maria Anna Fryze. – Gdyby moi pacjenci usłyszeli, kto się chce u nas leczyć, nie uwierzyliby. Na okrągło przychodzą z pretensjami – wyznaje.
Brytyjski NHS już kilka lat temu myślał o wysyłaniu swoich pacjentów na leczenie do Polski. Niestety, pomysł upadł i nikt nie próbował do niego wrócić. Możliwe jednak, że rozwiązanie to okaże się wkrótce nieuniknione.
– To kolejny dowód, że nie ma zależności między wielkością wydatków na ochronę zdrowia a społecznym zadowoleniem – ucina wiceprezes NFZ Jacek Grabowski.

Jak ubiegać się o odszkodowanie za błędy lekarskie?
Nie lekceważ niekompetencji lekarza. Zapomnienie o sprawie nie gwarantuje, że niedouczony doktor nie skrzywdzi kolejnego pacjenta.
Zacznij działać – im szybciej, tym lepiej. Pamiętaj, aby zabezpieczyć dokumentację medyczną. Zanotuj, kiedy dokładnie zostałeś przyjęty do szpitala oraz nazwisko lekarza, który przeprowadzał wstępne badania. Musisz podać dokładne okoliczności zdarzenia, kiedy lekarz wyrządził krzywdę. Jeśli próbowałeś na bieżąco interweniować u jego przełożonego, zapamiętaj, kim on był i co dokładnie odpowiedział. Czas gra na twoją niekorzyść – termin dochodzenia roszczeń upływa w Wielkiej Brytanii sześć miesięcy po wypisaniu ze szpitala. Właśnie dlatego skargę najlepiej złożyć od razu. Należy powiadomić o tym fakcie brytyjski NHS, który jest oficjalnym zwierzchnikiem placówek zdrowia. Działa przy nim Health Care Commision – komisja rozstrzygająca skargi na lekarzy. Adres najbliższej siedziby można znaleźć na ich stronie internetowej.
Nie daj się
Komisja odrzuciła skargę? Walcz dalej i odwołaj się do sądu zwanego Judical Review. Nie musisz robić tego samemu, można poprosić o pomoc prawnika. Bezpłatnych porad udziela stowarzyszenie adwokatów Carmine Procaccini w Londynie. Najłatwiej skontaktować się z nimi przez internet, wypełniając prosty formularz. Jeśli prawnicy stwierdzą, że są podstawy, by występować przeciw lekarzowi bądź szpitalowi, mogą wytoczyć w naszym imieniu proces bez pobierania od nas żadnych pieniędzy. Wynagrodzenie dla naszego pełnomocnika zostanie potrącone z wywalczonego odszkodowania.
Przydatne adresy:
Healthcare Commission FREEPOST NAT 18958 Complaints Investigation Team, Manchester, M1 9XZ, tel.: 0845 601 3012, e-mail: <a href="mailto: complaints@healthcarecommission.org.uk " target="_new"> complaints@healthcarecommission.org.uk </a>. Website: www.healthcarecommission.org.uk

Stowarzyszenie Carmine Procaccini, www.publiclawproject.org.uk
News z innego
A ktoś tu kiedyś wyrażał pozytywną opinię o NHS.
Ja znam na swoim przypadku, przykro mi to stwierdzić, lecz konował to jest za małe określenie, w przypadku brytyjskiej służby zdrowia i personelu medycznego. Zatrudniony zulugula jako doktor, bo we wiosce w Afryce czy też w ą Azji trudnił się odczynianiem. Tu w UK nikt ich nie sprawdza. To samo większa część brytyjskich lekarzy. A póżniej zagubi się dane osobowe i tak z pielęgniarki staje się lekarz
:-]

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 16-11-2008 09:05 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 30.9 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 29.9 | 30.9 | 31.9 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,