MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Strona 29.3 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 28.3 | 29.3 | 30.3 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

Str 29.3 z 91

temat zamknięty | nowy temat | Regulamin

Korba102

Post #1 Ocena: 0

2008-11-04 07:15:42 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Brytania: mały drink dobry dla dziecka?
Czy chłopcy, których matki w czasie ciąży piły niewielkie ilości alkoholu, rozwijają się lepiej niż dzieci abstynentek? Naukowcy z University Collage London twierdzą, że przeprowadzone przez nich badania potwierdziły pozytywny wpływ alkoholu na rozwój dziecka - pisze na stronie internetowej "Metro".
Dr Yvonne Kelly z londyńskiej uczelni twierdzi, że u dzieci, których matki podczas ciąży sporadycznie sięgały po alkohol (do dwóch jednostek tygodniowo, czyli jedno duże piwo lub dwie lampki wina), problemy w zachowaniu występują o 40 proc. rzadziej, mniej jest też problemów z nadpobudliwością maluchów.

Naukowcy przeprowadzili badanie wśród niespełna 13 tys. dzieci. Jak z nich wynika, dzieci popijających matek osiągały lepsze wyniki w testach językowych, lepiej rozpoznawały kształty, kolory i litery! - Powodem tego może być także fakt, że osoby, które piją czasem alkohol, łatwiej odnajdują się w grupie niż abstynenci - tłumaczy wyniki swoich badań Kelly.

Badaczka zastrzega jednak, że nawet jeżeli wyniki jej badań dowodzą, że sporadyczne picie alkoholu może mieć pozytywny wpływ na rozwój w pierwszych trzech latach życia, to nie wiadomo, jak wpływa na rozwój dziecka w późniejszym wieku.

Polscy specjaliści nie wierzą w odkrycie brytyjskich uczonych. - Nie mamy wątpliwości, że alkohol w każdych ilościach pity w czasie ciąży może mieć negatywny wpływ na rozwój dziecka. Szczególnie bulwersująca jest teoria, że dzieci wychowywane przez rodziców, którzy piją alkohol, miałyby łatwiej nawiązywać społeczne kontakty.

Idąc tym tropem, można stwierdzić, że budowania relacji międzyludzkich powinniśmy się uczyć pod wpływem środków psychoaktywnych, bo one hamują nasze emocje. Przecież to absurd - mówi Teresa Jadczak-Szumiło, psycholog z Pracowni Psychologicznej ITEM, ekspert kampanii społecznej "Ciąża bez alkoholu".
News z innego
Już było komentowane to w MW. Jednak pozwolę sobie na przywrócenie tematu. Lecz nie w formie dyskusji a tylko jaklo temat do przemyślenia . Teraz wiadomo już dokładnie że kobiety pijące alkohol w okresie ciąży powoduje to, w mózgu płodu nieodwracalne zmiany włącznie z symptomem choroby alkoholowej, już zaraz po narodzinach dziecka. Dzieci matek sięgających po alkohol w trakcie ciąży są zbyt pobudliwe i nie potrafią się skupić nad prostszymi czynnościami , jednym słowem prawie warzywa w ludzkiej skórze. Lecz czy jest coś w stanie przekonać te kobiety co właśnie sięgają po napój z zawartością alkoholu, od tej decyzji? Wydaje ni się że nie, bo może jej właśnie matka, też sięgała, będąc z nią w ciąży i jej umysł jest również z brakami?

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 04-11-2008 16:54 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #2 Ocena: 0

2008-11-04 19:19:45 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Znajomy z pracy zapytał, jak to jest z tą rolą alkoholu w kulturze polskiej. Jego ciekawość pobudzona została przez monotonny widok ławki w okolicznym parku, na której przesiaduje ekipa rotacyjnie zmieniających się mężczyzn.
Wszyscy mają ok. lat 40, wąsy i palą, a znajomy zna już zestaw polskich słów, których wyższa niż przeciętna częstotliwość używania zwróciła jego uwagę. Jego pytanie nie było jakimś prztyczkiem w stronę Polaków, ale raczej prośbą o podzielenie się uwagami na temat polskiej kultury picia i tego, czego mogą się Brytyjczycy w tej materii nauczyć.
Piszę o tym, gdyż badanie, jakie prowadziłem dla władz dzielnicy Hammermsith & Fulham miało właśnie dostarczyć odpowiedzi na dość palące dla samorządowców pytanie: co robić z wąsatymi, pijanymi Polakami, którzy w południe stoją lub leżą w okolicy, w której ceny domów sięgają miliona funtów. Cały kontekst był arcyciekawy, gdyż nie ulega wątpliwości, iż gdyby Polacy – tak jak np. Włosi – traktowali publiczne upicie się negatywnie i robili to tylko w czterech ścianach z daleka od wzroku społeczeństwa – badanie zapewne w ogóle by nie powstało. Ale to nie tylko widoczność picia była powodem do interwencji, ale jego umiejscowienie i czas – w dzielnicy zamieszkałej przez klasę średnią i o porze, w której ludzie pracują. Gdyby rzecz działa się w blokowiskach po południu, zapewne nie odbiegłaby od normy. Ale może jest tak, że polscy pijacy specjalnie w ten sposób chcą zwrócić na siebie uwagę, chcą interwencji i opieki. I tutaj dotykamy odpowiedzi na pytanie mojego znajomego o rolę alkoholu w kulturze polskiej – według mnie, dla wielu ludzi bycie na cyku w południe to po prostu sposób komunikacji z resztą społeczeństwa i na uzyskanie pomocy. Alkoholizm w Polsce musi być publiczny, gdyż prywatnie jest nań ogromne przyzwolenie – wszak wódka to główna substancja, która w kraju nad Wisłą oliwi wszelkie społeczne interakcje – od chrzcin po pogrzeb. I teraz picie w parku Londynie osiąga ten sam efekt – polską populacją bezdomnych, ludzi zmarginalizowanych, zajmują się sztaby organizacji, samorządy, badacze, organizacje charytatywne. Komunikat, jaki ludzie ci chą przekazać, jest zazwyczaj prosty, ograniczający się do prośby o pracę, pieniądze i pomoc. Ale sposób jego artykulacji jest bardzo polski.
News z innego
O tym mowa i o tym piszą w Brytyjskiej prasie. Polaka hydraulika, niejednokrotnie pijaka i złodzieja. A inni chcą pomniki wznosić, wizerunek pozostanie ten sam. Jak sami tego nie zmienimy, to nawet największy pomnik w historii świata tego nie odmieni.


Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #3 Ocena: 0

2008-11-04 19:26:21 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Polski imigrant, który skradł pieniądze ze skarbony w Lichfield Cathedral, został skazany na pół roku więzienia. W sobotę przed Stafford Crown Court stanął 31-letni Rafał C. z Tipton.
Choć początkowo twierdził, że był w katedrze tylko po to, aby się modlić, to ostatecznie podczas rozprawy przyznał się do winy – podaje serwis expressandstar.com. Nie chciał jednak wyjaśniać, w jaki sposób wyciągał gotówkę. Wiadomo jedynie, że robiła to przy pomocy słomki i taśmy.
30 marca 2008 roku kościelny Simon Ferguson zauważył, że z przezroczystych skarbonek, które stały w katedrze zniknęły pieniądze. Postanowił prześledzić nagrania z kamer, zainstalowanych wewnątrz obiektu. W kolejną niedzielę, 6 kwietnia kościelny pilnował nagrań z kamery i nakrył złodzieja na gorącym uczynku. Zaalarmował policję.
Funkcjonariusze zatrzymali Rafała C., gdy razem z ciężarną żoną wychodził z katedry. Mieli przy sobie ponad 160 skradzionych funtów.
News z innego

To pasuje do tego co wcześniej wkleiłem.

:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #4 Ocena: 0

2008-11-06 18:01:12 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Anglia poluje na Polaków
Dziennik "Polska" pisze, że polskie organa ścigania paraliżują pracę brytyjskich sądów, zarzucając je prośbami o ekstradycję.
Dotyczą one głównie drobnych przestępstw popełnionych w Polsce przez rodaków przebywających w Wielkiej Brytanii. Wysokie koszty ścigania i odesłania podejrzanych do kraju ponoszą brytyjscy podatnicy, a tamtejszym sądom grozi bankructwo.

"Polska" wyjaśnia, że według szacunków brytyjskiej policji do końca roku władze na Wyspach rozpatrzą około tysiąc wniosków o ekstradycję, z tego niemal połowa pochodzi z Polski. To dwa razy więcej niż w ubiegłym roku.

Sierżant Gary Flood z wydziału do spraw ekstradycji w Scotland Yardzie mówi gazecie, że większość wniosków z Polski dotyczy błahych spraw, które w Wielkiej Brytanii w ogóle nie byłyby podmiotem dochodzenia. Europejskim Nakazem Aresztowania ścigany jest na przykład stolarz, który ukradł w Polsce drzwi od szafy
News z innego
To właśnie dowód absurdu. Anglia jest mistrzem a Polska? Nie są ważne pieniądze podatników, ważne że coś się robi.
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #5 Ocena: 0

2008-11-06 18:30:40 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

"Polacy, nie wciskajcie nam swoich wtyczek"
Dlaczego w domach w Wielkiej Brytanii wybucha coraz więcej pożarów? To przez Polaków, którzy na siłę wciskają przywiezione ze sobą wtyczki do angielskich kontaktów - pisze dziennik.pl.
Tak uznała brytyjska Rada Bezpieczeństwa Elektrycznego i dlatego, z pomocą rządu, organizuje kampanię przeciwpożarową dla naszych rodaków. Jej twarzą jest najbardziej znany w Polsce Anglik, strażak Kevin Aiston.

Brytyjski kontakt znacznie różni się od używanego w Polsce i innych krajach kontynentalnej Europy. Zamiast dwóch okrągłych wejść ma trzy płaskie. Ale, podobno, Polakom to nie przeszkadza.

"Wiele razy podczas kontroli mieszkań znajdowaliśmy polskie wtyczki wciśnięte na siłę do kontaktu. Niektórzy używali do tego śrubokrętów! To bardzo niebezpieczne, bo wystarczy zwarcie i pożar gotowy" - opowiada Tomasz, polski strażak pracujący w jednym z miast na południu Anglii. "Problem bierze się stąd, że emigranci, i to nie tylko Polacy, często oszczędzają na zakupie brytyjskich wtyczek do kontaktów" - tłumaczy.

Według Pety Barsby z pozarządowej Rady Bezpieczeństwa Elektrycznego, takich przypadków jest sporo. "Dostawaliśmy wiele zgłoszeń z lokalnych stacji przeciwpożarowych w różnych częściach Anglii, że domy emigrantów z Europy Wschodniej, w tym również Polaków, stanowią duże zagrożenie pożarowe m.in. z powodu używania niewłaściwych wtyczek" - mówi.

Według statystyk brytyjskiej straży pożarnej, wadliwe instalacje elektryczne i przeciążone gniazdka są przyczyną około 8 tysięcy pożarów rocznie. Zjawisko okazało się na tyle powszechne, że przed wakacjami Rada zdecydowała się rozdawać w sieci polskich sklepów specjalne nakładki na europejskie wtyczki. W całej Anglii rozprowadzono ich kilka tysięcy.

Problemem zainteresowało się też brytyjskie ministerstwo odpowiadające za lokalne samorządy. Rozpoczęło kierowaną do wszystkich emigrantów akcję edukacyjną "Fire Kills" ("Ogień zabija";).

Projektem objęto kilkanaście polskich szkół rozsianych po całej Wielkiej Brytanii. Odwiedzający je strażacy mają uczyć dzieci, jak unikać ryzyka pożarowego.

"Chcemy podwyższyć świadomość dzieci i uczulić je na zagrożenie pożarowe. Będziemy m.in. zachęcać ich polskich rodziców do przeprowadzania kontroli przeciwpożarowych w domach oraz instalowania bezpłatnych alarmów" - mówi Ken Knight, doradca rządu do spraw pożarnictwa.

Twarzą kampanii "Fire Kills" skierowanej do Polaków jest znany w Polsce z programu "Europa da się lubić", urodzony na Wyspach strażak Kevin Aiston. Jego twarz widnieje na ulotkach i plakatach, które rozdawane są w polskich sklepach i instytucjach.

"Apeluję do wszystkich Polaków na Wyspach - zainstalujcie alarm i sprawdzajcie czy działa przynajmniej raz w tygodniu. I nie kombinujcie z kablami i wtyczkami. To może uratować życie wam i osobom z waszego otoczenia" - namawia Aiston.
News z innego
Lepszego idiotyzmu niemożna wymyślić. W UK inst elektr są w tak zwanym „ringu” dotyczy to gniazd każde gniazdo może zostać obciążone największym prądem 13 A ponieważ styki wyłącznika i izolacji materiał jaki został użyty do zrobienia ma tylko taką izolację . Przekrój przewodów do tego celu użytych jest 2.5 mm2. Urządzenia jakie my stosujemy i być może wciskamy do gniazd owych nie mogą przyczynić się do powstania ognia w instalacji elektr. By wywołać pożar w wadliwej instalacji musi być obciążenie większe jak 8 amper i spełniony bardzo ważny warunek, a mianowicie zły kontakt. A większa część instalacji elektrycznych w UK jest starsza jak 15 lat i według p/p powinno się taką wymienić gdyż większe prawdopodobieństwo wadliwości takiej inst,.co robi się w mieszkaniach Council' owskich a w prywatnych właściciele nawet używają inst z lat 40. O tym się nie mówi, a łatwo jest powiedzieć, że zasilacz do tel może wznieść ogień, a ja będę się zastanawiał, jak skoro zasilacz obciąża max 500mA/230v
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #6 Ocena: 0

2008-11-07 07:26:39 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Brytania: kto wypełni pustkę po Polakach
Brytyjskim pracodawcom daje się we znaki odpływ pracowników z Polski – informuje "Financial Times". Jest jednak na to rada. Uważają oni, że na opuszczone przez imigrantów miejsca szybko znajdą się chętni. Zajmą je Brytyjczycy, którzy jeszcze przed rokiem nawet nie pomyśleliby o tego typu pracy - pisze Goniec.com.
W ciągu czterech lat, jakie upłynęły od czasu rozszerzenia Unii Europejskiej, nowe kraje członkowskie stanowiły niewyczerpany rezerwuar taniej siły roboczej. Przybywający ze Wschodu emigranci wypełniali na rynku pracy UK lukę, podejmując się zajęć, których nie chcieli wykonywać rodzimi pracownicy.
"FT" podaje przykład Tesco. Sieć supermarketów zatrudniła w tym czasie ponad 4000 przyjezdnych, między innymi z Polski, Słowacji czy Węgier. "Pracownicy z tych krajów mają wspaniałe podejście do pracy. Przynajmniej setka spośród tej grupy awansowała potem na stanowiska menedżerskie" – zauważa dyrektor do spraw korporacyjnych i prawnych Lucy Neville-Rolfe.
Jak jednak przyznaje, ostatnio to źródło zaopatrzenia w siłę roboczą zaczyna powoli wysychać. "Coraz więcej ludzi zaczyna wracać do swoich domów" – mówi. Dzieje się tak, ponieważ coraz słabszy funt i bezrobocie rosnące najszybciej od 17 lat sprawiają, że brytyjski rynek pracy staje się coraz mniej atrakcyjny.
Również Dave Kaye z First UK Bus stwierdza, że firma zatrudnia coraz mniej kierowców z Europy centralnej i wschodniej. First to duży ogólnokrajowy przewoźnik obsługujący linie miejskie w Londynie i innych miastach Wielkiej Brytanii. Firma zatrudnia ponad 20 tys. kierowców i średnio co roku, ze względu na cyrkulacje stanowisk, zmuszona jest znaleźć ok. 4 tys. nowych pracowników.
Jak jednak zauważa Dave Kaye, coraz mniejszy napływ pracowników z Polski nie stanowi dla przewoźnika zagrożenia. "Ostatnio notujemy coraz większe zainteresowanie naszymi ofertami pracy ze strony obywateli Zjednoczonego Królestwa" – mówi.
"Ludzie, którzy nas opuścili jakiś czas temu, wracają teraz w związku z pogorszeniem się sytuacji w innych sektorach przemysłu, takich jak na przykład budownictwo" – dodaje.
Również sieć Tesco zauważyła ostatnio zwiększone zainteresowanie swoimi ofertami pracy ze strony Brytyjczyków. Przedstawiciele obydwu firm uważają, że wzrastające bezrobocie pozwoli im wypełniać luki w zatrudnieniu bez potrzeby sprowadzania pracowników z zagranicy.
News z innego
My jesteśmy zawsze w złym świetle w UK więc nasze miejsca wypełnią SINIOLE i GRYLOWANI To nic, że oni nic nie umieją, ale są;-D i to w zasięgu ręki. Za lenistwo też im płacą, więc będą to uczciwie zarobione pieniądze
:-]:-]:-]
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #7 Ocena: 0

2008-11-09 10:27:56 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Sprytny Holender i cwana Polka
Mózgiem całego przedsięwzięcia jest Jean Jacques Snelders, przystojny Holender, były komandos. Pomaga mu Polka - Agnieszka Frankowska, młoda, blondynka. Ich idea jest prosta: zatrudniać, zwodzić i nie płacić.
W maju br. zapadł pierwszy wyrok. Sąd Pracy w Bytomiu zobowiązał Spółkę Sadida, której głównymi udziałowcami są Snelders i Frankowska, do zapłaty 7575 euro tytułem zaległych wypłat. Toczą się kolejne rozprawy. Wszystkie o zwrot niewypłaconych poborów. Poszkodowanych może być nawet kilkadziesiąt osób, ale nie wszyscy zdecydowali się wnosić sprawę do sądu i jeździć na rozprawy do Bytomia.
Sprawa trafiła do sądu m. in. wskutek działań Państwowej Inspekcji Pracy w Bytomiu, która wykryła różne nieprawidłowości w ramach działalności spółki Sadida. W obszernym sprawozdaniu datowanym na 4 luty 2008 r. stwierdzono m. in., że "spółka nie prowadziła ewidencji czasu pracy"
9,40 euro netto
"Legalna praca na budowach w Belgii dla murarzy klinkierowych i zbrojarzy. Umowa w języku polskim. Pełne ubezpieczenie ZUS. 9,40 euro netto na godz. wg. wymaganej normy. Zakwaterowanie gratis. Mile widziane brygady. Mówimy po polsku." Tej treści ogłoszenia pojawiały się na różnych, polskich stronach internetowych w 2007 r. i latem 2008 r. Były sygnowane hasłem "Grupa Sadida", jakby chodziło o wielkie, międzynarodowe przedsiębiorstwo.
Sadida Sp. z o.o. została zarejestrowana w czerwcu 2007 r., pod bytomskim adresem ul. Żołnierska 32. Jej udziałowcami są: Jean Jacques Snelders, obywatel Holandii (50 proc. udziałów), Agnieszka Frankowska (49 proc. udziałów) i Rafał Kniaziuk (1 proc. udziałów).
Zgłoszony majątek firmy to 50 tys. zł. I tylko taką kwotą ryzykują udziałowcy, przezornie zarejestrowali bowiem spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, Fortel a la Sadida polegał na tym, że zwodzono zainteresowanych stawką netto (9,40 euro/godz.), ale w praktyce takie zarobki okazały się nierealne, bo mało komu udawało się spełnić określone w umowie normy. Front robót nie był bowiem odpowiednio przygotowany. I o to chyba właścicielom Sadidy chodziło. Aby pod pretekstem niedotrzymania norm mocno zaniżać wypłaty.
Zgodnie z unijnymi zasadami...
...nie ma znaczenia, czy Polak, który pracuje na budowie w Belgii jest zatrudniony przez firmę belgijską, czy polską. W każdym przypadku ma prawo do stawki minimalnej obowiązującej w kraju gdzie faktycznie wykonuje pracę - a więc do owej stawki 9,40 euro/godz. - i to niezależnie czy wykonuje normę czy nie. Na tym właśnie stanowisku oparł się bytomski sąd, który zasądził od Sadidy tysiące euro tytułem zaległych wypłat.
Jean Jacques Snelders
Do Polski przyjeżdża Fordem Mondeo, ale to tylko pozory. Stać go z pewnością na Mercedesa klasy S. Wygląda na 40-50 lat. Chwali się, że w młodości służył w wojsku jako komandos. Czy chodzi mu o to, aby odstraszyć potencjalne ofiary od dochodzenia sprawiedliwości?
J.J. Snelders zakłada firmy gdzie chce i kiedy chce, zależnie od potrzeb. W internecie można znaleźć wzmiankę o jego spółce KADM zarejestrowanej w woj. opolskim w 2006 r. Kolejne tropy prowadzą do spółki S&C Polska, też z opolskiego. Tutaj polskim wspólnikiem do pomocy okazał się niejaki Maciej Nierenberg. Rok temu Snelders podawał jako swoją oficjalną stronę internetową www.jjs-nl.com. Nie dziwi dzisiaj, że wtedy ta strona formalnie ciągle była w budowie, a obecnie nazwa domeny jest na sprzedaż. Czyżby Snelders zacierał po sobie ślady?
Jean Jacques Snelders nie daje jednak za wygraną. Powołał niedawno do życia nową firmę, tym razem w Holandii. Więcej o tym przedsięwzięciu na stronie www.stbcontracting.com. Znamienne, że strona dostępna jest także w wersji polskiej. Po drugie, jak zwykle chodzi o branżę budowlaną i nagabywanie kolejnych frajerów. Oglądając stronę można odnieść wrażenie, że chodzi o duże, holenderskie przedsiębiorstwo, które działa na arenie międzynarodowej. Wszystko po to, by skusić kolejne ofiary.
Nie tylko w Polsce
Snelders działa nie tylko w Polsce. W październiku 2007 r. w belgijskich i słowackich mediach głośnym echem odbiła się demonstracja grupy Słowaków, którzy rozłoszczeni złym traktowaniem urządzili pikietę pod budynkiem, w którym znajduje się biura firmy należącej do Sneldersa. Pomogli im w akcji działacze holenderskiego związku zawodowego FNV.
Poszkodowanych przez Sneldersa i jego firmy może być wiele osób z Polski,Słowacji być może z innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Poniżej adresy, pod którymi być może uda się zastać Jeane Jacques Sneldersa:

- Mortel 1c, 6121 JT Born, Holandia;

- Julianstraat 14, 7586 AW Overdinkel, Holandia;

- Av. Ceramique 211, 6221 KX Maastricht, Holandia (siedziba firmy STB).

News z innego
Z tym byłym Landlordem co chciał nas wyrzucić, też był układ partnerka, że tak powiem Polka a partner? oczywiście Grylowany
Polskie " jones venture" a wcześniej Pani E.B. Działaczka w kręgu Poloni w UK, również kombinuje na krajanach.



:-Y
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #8 Ocena: 0

2008-11-09 15:36:15 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Norwegia: spłonął dom, pełen polskich robotników; 2 osoby nie żyją
Dwóch Polaków zginęło w pożarze drewnianego domu w miejscowości Drammen w Norwegii. Dwie kolejne osoby przewieziono w stanie krytycznym do szpitali. W chwili wybuchu pożaru w domu było ok. 20 osób - głównie polskich robotników.
Ok. 5.00 w nocy z soboty na niedzielę w trzypiętrowym, drewnianym budynku w Drammen wybuchł pożar. Mieszkańcami domu byli w większości Polacy pracujący w oddalonym o kilkanaście kilometrów Oslo. Na razie nie znane są przyczyny wybuchu ognia.
13 osób, które uratowały się z płonącego domu, jest w hotelu. Kilku osób nie udało się jeszcze odnaleźć, być może uciekły. Monica Hanoe, rzecznik miejscowej policji mówi, że z dwóch osób, które przewieziono w stanie krytycznym do szpitali, jedna odniosła obrażenia w wyniku skoku z trzeciego piętra, a druga uległa poparzeniu.
Policja obawia się jednak, że liczba ofiar śmiertelnych może wzrosnąć, dom wciąż się dopala.
Jak mówi Piotr Kobza z polskiej ambasady w Oslo, ofiary pożaru to robotnicy pracujący na kontrakcie. Pochodzili z okolic Płocka.
Zdaniem policji w domu tym stale mieszkało ok. 20 polskich obywateli, chociaż oficjalnie zarejestrowanych było w nim tylko czworo lokatorów.
MSZ uruchomiło specjalny telefon dla rodzin ofiar i poszkodowanych w pożarze. Dzwonić można pod numer: (22) 523 90 00 lub do konsulatu w Oslo: +47 21 03 72 05
News z innego
Zimno, grzanie grzejnikami elektrycznymi, podejrzewam z angielskimi wtyczkami bo z europy przywożą z do UK z europejskimi i wciskają do gniazd w GB na siłę. Teraz gdy Polacy opuścili wyspy zabrali trochę stafu w postaci grzejników do Norwegi To się ma do poprzednich informacji jakie wcześniej wstawiłem. Szkoda słów 20 luda w jednym domku. Zupełnie jak w w UK na spoko flacik dokoptujemy jeszcze 5 kolesiów, jest miejsce w UTYLITY ROOOM
:-]:-]:-]

[ Ostatnio edytowany przez: Korba102 09-11-2008 15:41 ]

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #9 Ocena: 0

2008-11-10 07:15:23 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Utrata pamięci: katastrofy z danymi

Październik 2008: Ministerstwo Obrony gubi płytę ze szczegółowymi informacjami na temat 100 tysięcy pracowników Sił Zbrojnych.
Wrzesień 2008: Dokumenty 200 pacjentów zgubione przez zakład NHS w hrabstwie Durham.
Sierpień 2008: Podwykonawca Home Office gubi przenośną pamięć z danymi 84 tysięcy więźniów.
Czerwiec 2008: Urzędnik rządowy zostawia ściśle tajne dokumenty w pociągu.
Kwiecień 2008: Kapitanowi armii podczas posiłku w McDonald’s skradziony zostaje laptop.
Styczeń 2008: Dane 600 tysięcy potencjalnych rekrutów marynarki giną w Birmingham.
Grudzień 2007: Znikają szczegółowe informacje dotyczące trzech milionów kandydatów na prawo jazdy.
Listopad 2007: Urząd Celno-Skarbowy traci bazę zasiłków na dzieci ze szczegółowymi danymi 25 milionów osób.

Dane, które lubią znikać
Rząd ma powody do wstydu
Niedawno na parkingu przed pewnym pubem znaleziono przenośną pamięć zawierającą nazwiska użytkowników i hasła z rządowego systemu informatycznego. Wszczęto już w tej sprawie dochodzenie, a w ramach środków zapobiegawczych strona internetowa została chwilowo zamknięta.
Najnowszy spośród całej serii kompromitujących przypadków zaniedbania ochrony danych przez rząd dotyczy strony Gateway, umożliwiającej ludziom dostęp do dziesiątek usług takich jak deklaracje należnego podatku, uprawnienia emerytalne i zasiłki na dzieci. Ma ona 12 milionów zarejestrowanych użytkowników.
Krytycy ostro potępiają to naruszenie przepisów bezpieczeństwa; głos zabrał też premier, który powiedział, że Ministerstwo Pracy i Zabezpieczenia Społecznego podejmie stosowne kroki, a firma Atos Origin, która zgubiła dane, musi liczyć się ze zmianą warunków pięcioletniego kontraktu o wartości 46 milionów funtów.
"To zachowanie było niedopuszczalne. Myślę, że zapobieganie takim wypadkom powinno być w przyszłości priorytetem", powiedział Gordon Brown.
Rząd ma jeszcze większe powody do wstydu po ujawnieniu informacji, że minister pracy James Purnell – którego resort odpowiada za Gateway – musiał przepraszać za to, że na początku października zostawił w pociągu poufne listy związane z zapytaniami wyborców laburzystowskiego deputowanego sir Geralda Kaufmana. Dokumenty zostały zwrócone do ministerstwa trzy dni później przez jednego z pasażerów.
Zagubiona tym razem przenośna pamięć została znaleziona na parkingu samochodowym przed pubem Orbital w Cannock w Staffordshire, gdzie siedzibę ma Atos Origin. Firma stwierdziła w oświadczeniu, że jeden z pracowników musiał wynieść przenośną pamięć poza teren jej budynku, co było "bezpośrednim naruszeniem" procedur. Jak czytamy, "firma traktuje zgubę sprzętu bardzo poważnie i przeprowadza pełne śledztwo w kwestii okoliczności incydentu i zawartości danych w pamięci. Atos Origin współpracuje z rządem i policją. Spółka bierze pełną odpowiedzialność za tę zgubę i ukarze winną jej osobę".
Rzeczniczka Ministerstwa Pracy powiedziała, że system Gateway został wyłączony "na krótki czas w ramach środków zapobiegawczych". Podkreśliła, że przenośna pamięć zawierała dane "tylko garstki" osób, a wszystkie hasła były zaszyfrowane.
– Naszym absolutnym priorytetem jest bezpieczeństwo danych. Choć były wątpliwości co do danych na przenośnej pamięci, należało tymczasowo zamknąć Gateway. Jesteśmy zadowoleni, że bezpieczeństwo Gateway oraz jego użytkowników nie zostało narażone, a system znów działa w sieci – podkreśla.
Deputowany Liberalnych Demokratów Norman Baker stwierdził, że najnowszy incydent każe spojrzeć krytycznie na plan wprowadzenia przez rząd dowodów osobistych. – Trzeba przeprowadzić śledztwo, ale nie może ono zastąpić stosowania właściwych procedur – mówi. – Sądziłem, że podstawowym środkiem bezpieczeństwa jest pilnowanie, by nie przetrzymywać przenośnych pamięci ze wszystkimi tymi informacjami. Dlaczego mielibyśmy powierzać nasze szczegółowe dane rządowi, by trzymał je w bazach albo kodował w dowodach osobistych?.
Shami Chakrabarti, dyrektor organizacji Liberty monitorującej przestrzeganie praw obywatelskich podkreśla, że jej organizacja przeprowadziła audyt, z którego wynikło, że rząd w zeszłym roku zgubił 30 milionów pojedynczych danych. – Realizują swoje plany rodem z Wielkiego Brata, takie jak elektroniczne dowody i przerażające centralne bazy danych komunikacyjnych. To nieuchronnie doprowadzi do katastrofy, której ofiarami będziemy my – mówi
NEWS jak zwykle z innego
Muszę przyznać, że nie ma rzeczy ważnej, której w UK nie można było by zagubić.

Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Korba102

Post #10 Ocena: 0

2008-11-10 07:28:41 (17 lat temu)

Korba102

Posty: 1331

Mężczyzna

Konto zablokowane

Z nami od: 16-02-2008

Skąd: London

Jaki kolor przyciąga mężczyzn?
Jakiego koloru sukienkę założyć na randkę, jeśli chcemy olśnić partnera? Odpowiedź na to proste pytanie przynosi najnowsze wydanie pisma "Journal of Personality and Social Psychology". Amerykańscy naukowcy potwierdzili, że mężczyźni za bardziej atrakcyjne uznają te panie, które ubierają się wyłącznie na czerwono - pisze dziennik.pl.
O tym, że kolor czerwony ma związek z miłością, wiadomo nie od dziś. W wielu kulturach różowy kojarzy się z romantycznym uczuciem, a bardziej intensywny czerwony - z pełną namiętności pasją. Nie bez powodu w walentynki zalewają nas czerwone serca, a niektóre szczególne dzielnice miast oświetlone są wyłącznie na purpurowo. Ale na pytanie, dlaczego tak jest, postanowili znaleźć odpowiedź badacze z University of Rochester. I czy faktycznie kolor ma wpływ na to, jak postrzegamy innych ludzi?
By wyjaśnić te kwestie, naukowcy pod wodzą profesora psychologii Andrew Elliota przeprowadzili serię testów. Nie były one wymyślne - badanym pokazywano po prostu zdjęcia kobiet. Najpierw znajdowały się one w białych i czerwonych ramkach. Później dołożono również obramowania szare, zielone i niebieskie. W każdym przypadku oglądający mieli odpowiedzieć tylko na jedno pytanie - czy twoim zdaniem osoba, którą widzisz na zdjęciu, jest ładna?
Co istotne, we wszystkich przypadkach zdjęcia miały taką samą jasność i nasycenie. "W ten sposób rezultaty badań nie mogły mieć związku z niczym innym poza barwą" - wyjaśnia Daniela Nesta, jedna z psycholożek prowadzących badania.
W kolejnym doświadczeniu naukowcy zmienili na fotografiach kolor bluzki kobiet. Raz była ona niebieska, raz czerwona. Mężczyźni, którzy oglądali zdjęcia, musieli nie tylko ocenić atrakcyjność przedstawianych na nich pań, ale również zdecydować, ile pieniędzy przeznaczyliby na randkę z nimi.
Jak rzadko w przypadku badań naukowych, wyniki wszystkich tych eksperymentów okazały się spójne. Niezależnie od tego, czy czerwony pojawiał się na zdjęciach w tle, czy był kolorem ubrania, kobiety z "czerwonych" fotografii zawsze oceniane były jako atrakcyjniejsze i budziły większe pożądanie. Jak można się domyślić, planując randkę z ubraną w purpurę damą, mężczyźni zamierzali też wydać większą sumę pieniędzy - czytamy na stronie dziennik.pl.
Co istotne, barwa nie wpływała na to, jak kobiety oceniają inne panie albo mężczyzn. Nie miała również znaczenia dla określenia inteligencji sfotografowanych przedstawicielek płci pięknej. Decydowała tylko i wyłącznie o atrakcyjności.
Co takiego jest zatem w czerwonym, że budzi takie, a nie inne skojarzenia u mężczyzn? Naukowcy przyznają, że nie potrafią w pełni odpowiedzieć na to pytanie. Wskazują tylko, że zafascynowanie purpurą może mieć głębokie, ewolucyjne korzenie. Badania pokazują bowiem, że u małp naczelnych samce wybierają te samice, które w jakiś sposób afiszują się z czerwonym. I tak np. samice szympansów czerwnieją, gdy zbliża się owulacja - co wskazuje, że są gotowe do zapłodnienia.
"Nasze badania potwierdzają to, co większość kobiet od dawna podejrzewało" - zauważa Anrew Elliot, autor badań. "Jeśli chodzi o wybór partnerki, mężczyźni przypominają zwierzęta. Wydaje im się, że patrzą na kobiety w sposób złożony, jednak, przynajmniej do pewnego stopnia, ich reakcje i preferencje są dość prymitywne" - dodaje.
Opisane powyżej badania nie oznaczają, że kolor czerwony niesie wyłącznie pozytywne konotacje. W swoich poprzednich badaniach ta sama grupa naukowców wykazała, że w niektórych sytuacjach - np. w czasie testów purpurowa barwa może mieć negatywny wpływ na wyniki egzaminowanych. Okazało się, że nawet błysk czerwonej lampki przed rozpoczęciem testów powoduje, że ludzie gorzej sobie z nimi radzą. Dlaczego? Zdaniem uczonych dlatego, że podświadomie purpura kojarzy im się z błędami i pomyłkami.
"Kolory mają oczywiście wartość estetyczną" - wyjaśniał przy okazji tamtych badań Andrew Elliot. "Ale mają też konkretne znaczenie w zależności od tego, w jakim kontekście społecznym się pojawiają. Chociaż rzadko zdajemy sobie z tego sprawę, mają wpływ nie tylko na nasze zachowanie, ale i motywacje" - tłumaczył
News z INNEGO
Jak zwykle dołożę trochę, z garści, a mianowicie zapomnieli o „pilocie do TV” ;-)
Nigdy nie byłem wazeliniarzem, wolę nagą prawdę od szydzącego pochlebstwa. Nikt nie jest doskonały ale trzeba być zawodowcem w tym co się robi. Nie oceniam za wygląd tylko za przekaz

Do góry stronyOffline

Temat zamknięty

Numer AIMNumer gadu-gadu

Strona 29.3 z 91 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 28.3 | 29.3 | 30.3 ... 89 | 90 | 91 ] - Skocz do strony

« poprzednia strona | następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,