Tak oto Brexit stał się kołem zamachowym do dyskusji o zasadach funkcjonowania Unii Europejskiej nie tylko w społeczeństwie Zjednoczonego Królestwa, ale też właściwie wszystkich państw europejskich. Kołem zamachowym, które pchnęło ogólnokrajowe debaty w sferę krytyki wszystkiego co z Unią związane. Urabianie opinii publicznej przez środki masowego przekazu, które rozpoczęło się jeszcze w latach 90-tych XX wieku. W owym „urabianiu” swoją cegiełkę ma też obecny PM Boris Johnson, gdy jako brukselski korespondent po prostu wymyślał artykuły – po co się trudzić zbieraniem danych (bazy) pod artykuł. Co prawda szybko zakończył karierę pisania „fake” newsów, ale mechanizm okazał się skuteczny.
Mechanizm, który na krytyce wszystkiego co z Unią związane, buduje społeczne poparcie i elektorat w wyborach lokalnych, krajowych i europejskich. Skuteczny, bo dający obywatelom wspólnego wroga – winnego wszelkich nieszczęść, kłopotów. Nieprzyjaciel jest – siedzi okopany w budynkach Komisji i Parlamentu w Brukseli, Strasbourgu… Setki eurokratów, zarabiających krocie z krwawicy Europejczyków, nieustannie pracują nad wymyślaniem absurdalnych dyrektyw, uchwał, aby z narodów europejskich uczynić bezwolną masę głupców. Idiotów dających się kierować będącemu ciągle „na gazie” Junckierowi, bezwolnemu Tuskowi – którego zadaniem jest przywrócenie roli Rzeszy Niemieckiej na kontynencie. Na dodatek brukselski mechanizm jest poza wszelką kontrolą i pasożytuje na zdrowym ciele państw narodowych.
Ile w tym prawdy, ile kłamstwa, to nieistotne – nakłady prasy się sprzedają, rośnie oglądalność programów tv, popularność sieciowych nadawców na YouTube, a do urn wpadają głosy poparcia na Brexit Party, na Front Narodowy Le Pen, na Ligę Salviniego, na Alternatywę dla Niemiec… . Bez względu na narodowość, tzw.programy, to mianownik jest wspólny – rozwalić ten nonsensowny blok europejski, przywrócić ład i porządek, zwłaszcza przed imigrantami.
Co interesujące, to pojęcie „
imigrant” jest tutaj bardzo szerokie i ewoluuje w zależności od doraźnych potrzeb. Imigrant to zarówno Afrykańczyk na pontonie zamierzający dokonać inwazji na Sycylii lub Malcie, Polak w holenderskich kwiaciarniach, Ukrainka na kasie w „Biedronce”. Tak czy inaczej – „
obcy”.
Tak, w zależności od kraju hasła od obśmiewania po agresję wobec Unii i symboli unijnych padają na mniej lub bardziej podatny grunt. 46 lat po akcesji w Wielkiej Brytanii, jakże łatwo jest powrócić do świetnej przeszłości Imperium „nad którym nigdy nie zachodzi słońce”. To się sprzedaje i buduje samozadowolenie Brytyjczyków z wielkości – zarówno gospodarczej, ekonomicznej, jak i politycznej.
Co do Wielkiej Brytanii, to w mediach wszelakich, nie znajdziemy informacji, że w latach 50-tych, 60tych – przed akcesją – Wielka Brytania była ekonomicznym, powojennym bankrutem (!) z najniższym wskaźnikiem wzrostu gospodarczego w porównaniu do ówczesnych krajów Wspólnot Europejskich:
- Niemcy zachodnie,
- Belgia,
- Holandia,
- Luksemburg,
- Włochy,
- Francja.
Brytyjską akcesję wówczas blokowała Francja pod przywództwem Generała de Gaulle, który uważał, że brytyjski czynnik „imperialny” będzie szkodził Europie i był przeciwny wstąpieniu UK do Wspólnot. Dopiero śmierć Generała w 1970 roku – otworzyła Brytyjczykom drogę do akcesji wraz z Danią i Irlandią. Zatem obecną pozycję ekonomiczną Wielka Brytania wypracowała przez 40 lat członkostwa w strukturach europejskich. Ani Winston Churchill, ani Margaret Thatcher nie byli przeciwnikami jednoczenia się Europy. To Winston Churchill był autorem sformułowania o „Stanach Zjednoczonych Europy”. Tak, tak – brytyjski premier był zwolennikiem zwartej i silnej Europy. Również w obliczu globalizacji i konieczności konkurowania z gospodarką USA czy Chin. Margaret Thatcher w swojej polityce chciała ograniczania angażowania się Wielkiej Brytanii w projekty polityczne, utargowała słynny „brytyjski rabat” w składkach do wspólnego budżetu. Zatem do dzisiaj składki brytyjskie są niższe od tych jakie do wspólnego budżetu wpłacają Niemcy czy Francja. No ale o tym milczy nie tylko „Daily Express”, ale też BBC czy „The Times”. Szczegół… .
Gdy w 2004 roku do Unii Europejskiej przystąpiły kraje A8: Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Czechy, Słowacja, Słowenia, Węgry a także Malta i Cypr, to rynek pracy otworzyły od razu trzy państwa: Irlandia, Wielka Brytania i Szwecja. Każde z państw członkowskich miało prawo do zachowania – maksymalnie – 7 letniego okresu przejściowego w dostępie do rynku pracy. Z tego maksymalnego wydłużenia skorzystały np. Niemcy (2011-otworzenie rynku). Nic w tym nadzwyczajnego nie było. Wielka Brytania wprowadziła jedynie system rejestracji WRS. Opłata i konieczność rejestracji dla każdego pracodawcy. Zakończony system rejestracji został w roku 2011. Wszyscy znamy chyba tę historię – zwłaszcza Ci, którzy mieszkają w UK od lat wcześniejszych. Nie zmienia to faktu, że w roku 2016, to zwłaszcza Polacy, jako najliczniejsza grupa, byli i są „imigrantami”, których napór należy powstrzymać – co tak naprawdę zaważyło na wyniku opuszczenia Unii, zaważyło na Brexicie… .
Historia ruchu wizowego, bezwizowego, kontroli granicznej również została tak skutecznie przetasowana z podstawowym prawem Unii o swobodzie przemieszczania się, że niwiele osób jest w stanie rozróżnić układ z Schengen, z prawem do pracy, nauki, z układem o Unii Europejskiej. Schengen daje możliwość podróżowania po krajach członkowskich Schengen bez kontroli granicznej (stąd w układzie nie ma na przykład Irlandii, choć jest członkiem Unii, a jest Szwajcaria – która członkiem Unii nie jest, lub Islandia czy Norwegia).
Niemniej system, który teraz w Europie dominuje, który jest symbolem pewnej stabilizacji i POKOJU – jest z pewnością układem powojennym. Układem, który ewoluował przez kilkadziesiąt lat. Był budowany i do dzisiaj działa. Wszelkie ruchy, które tak naprawdę bazują na hasłach populistycznych, rasistowskich, antyeuropejskich to partie „niszczycielskie”. Po prostu zmierzające do zburzenia układów paryskiego i rzymskich i przetransportowania Europy do początku lat 50-tych.
Taki skok w czasoprzestrzeni, tylko dokąd? Do państw narodowych, poprzecinanych granicami i wzajemnie rywalizujących? Gdzie ostatecznie i tak usadowią się rządy podporządkowane najsilniejszym – Stanom, Rosji lub Chinom. Ano tak, bo nie żyjemy w globalnej próżni, a żadne państwo – oprócz może Niemiec – nie jest w stanie nawiązać jakiejkolwiek gospodarczej konkurencji z wielkimi na tym globie.
Eksperyment „ładu wersalskiego” po I Wojnie w Europie działał do 1933 roku – do roku, gdy w Niemczech, drogą demokratycznych wyborów – do władzy doszło NSDAP. Nie wiem czy, szczególnie z punktu widzenia Polski pomiędzy Odrą a Bugiem, ten system państw narodowych byłby spełnieniem marzeń „eurosceptyków”. Eksperyment można powtórzyć, może tym razem się uda? Poprzedni kosztował Polskę 6 milionów obywateli, utratę połowy terytorium i but niemiecki, a potem sowiecki na karku. Chcecie eksperymentować?

[ Ostatnio edytowany przez: Kanonier30 13-09-2019 18:57 ]