Irlandia, Włochy, Hiszpania, Portugalia i Belgia - załogi Ryanaira z tych krajów
już strajkowały. Kolejni pracownicy, którzy opowiedzieli się za strajkiem, to Holendrzy i Niemcy. Wszyscy domagają się wyższych wynagrodzeń i lepszych warunków pracy: urlopów, benefitów związanych ze stażem, modelu awansów itd. Do tej pory przewoźnikowi nie udało się porozumieć z pracownikami. W grudniu firma zobowiązała się po raz pierwszy do uznania związków zawodowych, ale ma trudności z akceptacją niektórych postanowień układów zbiorowych.
Na konferencji prasowej, która miała miejsce ostatniego lipca w Austrii, szef Ryanaira Michael O'Leary powiedział, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to jest gotów zredukować zatrudnienie „na każdym rynku". - Jesteśmy skrajnie oportunistycznymi liniami - mówił - Dziś Ryanair działa na 20 rynkach, które potrzebują więcej samolotów - powiedział i dodał, że wśród takich rynków jest Polska - Potrzebujemy więcej samolotów na polskim rynku, gdzie stacjonuje Ryanair Sun [spółka córka Ryanaira, oferująca loty czarterowe - przyp. red] - podkreślił.
Dodał, że dopóki po stronie pracowników i związków zawodowych jest zdrowy rozsądek, można dojść do porozumienia. - Jeśli natomiast strajkują dla samego strajkowania, to mogą strajkować, ale muszą się liczyć z tym, że przeniesiemy miejsca pracy i samoloty - powiedział.
Czy taka forma szantażu pracowników zniechęci ich do strajku? I na ile pomysł Michaela O’Leary’ego świadczy o kiepskim stanie związków zawodowych w Polsce…
Opr. kk, MojaWyspa.co.uk