Kilka minut później, co uchwyciła kamera ulicznego monitoringu nastąpiła jednak powtórka. Polacy znów rzucili się na poturbowanego. Znowu go skopali, zabrali mu wiele rzeczy. Jakby tego było mało napastnicy wrócili do domu przy Albion Road, by zabrać noże, którymi potem dźgali bezbronnego.
W tej sprawie, co podkreślali policjanci pomocne okazały się kamery rozlokowane w wielu punktach tej okolicy. Znaleźli się też przypadkowi ludzie, którzy widzieli przebieg zajścia. Poza tym sami sprawcy znaczyli swoją drogę do domu krwią ofiary, bo podczas ataku poplamili sobie ubrania.
W sądzie policjanci z detalami opisywali, jak dopadli Polaków na strychu i wyciągali pochowane ubrania. Detektyw Massey mówił: - Napastnicy wracali do swojej ofiary, by jeszcze bardziej ją pobić. W końcu mężczyznę zabili - dodawał ten doświadczony śledczy.
Do końca szli w zaparte
Zarówno podczas śledztwa, jak i w czasie rozprawy sądowej, która trwała dwa tygodnie i Sebastian Szlaski, i Dariusz Badek nie przyznali się do winy. Jednak dowody przeciwko nim były mocne. Zapisy z ulicznych kamer i ślady DNA ofiary na ich ubraniach nie pozostawiały wątpliwości, co do winy. Stąd surowy wyrok.
Policja przyznała, że to sąsiedzi wezwali radiowóz do rannego w nocy. Dzwoniono z informacją, że dokonano napadu na przechodnia przy Grove Road w Hounslow po drugiej w nocy w piątek. Kiedy policjanci przybyli na miejsce była tam już karetka pogotowia ratunkowego.
Aisling Hosein z zespołu śledczego londyńskiej policji mówił o okrutnym, niesprowokowanym ataku przed świętami Bożego Narodzenia na bezbronnego, który spokojnie wracał do domu. - Dowody w tej sprawie były jasne, takie dostał do oceny sąd i na ich podstawie wydał wyrok - dodawał.
Mówił on też o butnej postawie oskarżonych, którzy w beznadziejnej dla siebie sytuacji zaprzeczali, by zabójstwo było ich udziałem. Nie wykazywali przy tym żadnej skruchy, cienia żalu po tym, co zrobili. Nie potrafili wytłumaczyć, jak choćby z tego, jakim cudem na ich ubraniach była krew ofiary.
Tomasz Marzec, MojaWyspa.co.uk