„Prywaciarze” biorą się za patrolowanie ulic, ochronę mienia, ale i za najtrudniejsze sprawy. Zwracają się do nich ludzie, których bliscy zginęli w tajemniczych okolicznościach, by pomogli wyjaśnić sprawę, bo państwowi policjanci nie chcieli.
Prywatni gliniarze działają nie tylko na „scenie” (w patrolach), zajmują się robotą śledczą w laboratoriach, używają najnowszych technik kryminalistycznych. I mają sukcesy. W ciągu dwóch lat dzięki nim postawiono zarzuty 400 kryminalistom, z których ponad 40 trafiło za kraty. Wśród nich byli rabusie, szantażyści, gwałciciele i inne męty.
Zapewnić… święty spokój
Ludzie ci odgrzebują stare sprawy np. o gwałty, którymi nie zawracali sobie głowy zwykli policjanci. Oficerowie nowej formacji, w niebiesko czerwonych uniformach stają się elitą, która ma zapewnić Brytyjczykom… święty spokój.
Jednym z nich jest Adam Barnard, oficer TM-Eye, ( pierwszej prywatnej policji), który patroluje ulice Londynu, na których są sklepy Gucci’ego, Laury Ashley i Versace. Ma za sobą m. in. siedem lat pracy w Londyńskiej Policji Metropolitalnej. Ale dziś 36-latek nie żałuje, że zaciągnął się do prywatnych.
Youcef Mokhtari i Adam Barnard, fot. The Sun
Mówi, że wszystko polega na patrolowaniu, na obecności funkcjonariusza w rejonie, bo tym właściwe służby odpuściły. Jego partnerem jest Youcef Mokhtari, który spędził dekadę w algierskiej żandarmerii. Obaj patrolują ulice, dodajmy – bogatych dzielnic Londynu. Gdy przechadzają się po rewirze, właściciele sklepów chcą z nimi pogadać, inni pokazać się z nimi, by ludzie widzieli, kto ich chroni.
W tle tych z pierwszej linii są emerytowani detektywi i spece od cyberprzestępstw, dzięki którym możliwe było oskarżenie Feroza Khana o sprzedaż podróbek towarów na ulicach czy Courtney’a Birda, skazanego na 60 godzin prac na rzecz miasta za handel fałszywymi torebkami Louis Vuitton i bransoletkami Pandora.
Boom na prywatnych gliniarzy
Tony Nash, szef My Local Bobby, mówi że początki wejścia na „rynek” prywatnych były trudne, dziś jest boom na ich usługi. Bo podstawą pracy jego ludzi jest przede wszystkim prewencja i ochrona. – Nam chodzi o słuchanie ludzi, którzy nie zawsze chcą być widoczni, ale chcą, by ktoś ich odwiedził, zadzwonił do nich, mówi.
Prywatni wykonują to, co powinni robić zwykli policjanci, tylko że ci ostatni z nadmiaru obowiązków lub innych powodów stali się „odporni” na działanie.
Krytycy nowej służby: tworzymy dwupoziomowy system ochrony. Ale szef Metropolitan Police Federation Ken Marsh przyznaje: powstawanie tych firm to „szokujący akt oskarżenia” pod adresem państwowej policji.