Obraz państwowej policji jest fatalny, liczba zdemoralizowanych i zniechęconych funkcjonariuszy w ostatnich siedmiu latach dramatycznie wzrosła. Z badań wynika, że 60 proc. gliniarzy przyznaje się do niskiego morale, dwie trzecie nie czuje się doceniana, 12 proc. marzy o jak najszybszym pozbyciu się munduru. A jednocześnie od 2010 ich pensje spadły o ok. 15 proc.
Deską ratunku miało być przesunięcie z budżetu pól miliarda funtów na policje w Anglii i Walii. Tyle że odbywa się to kosztem formacji w innych regionach. A tam potrzeba od razu 100 mln funtów na sprzęt i mundury.
Skorzystała z tego prywatna policja, która ma w składzie emerytowanych detektywów, ludzi od cyberprzetepstw ze Scotland Yard, National Crime Agency i GCHQ, służby zajmującej się zbieraniem informacji elektronicznych. Ma już biura w Londynie, Manchesterze, Essex i... Mumbai w Indiach, gdzie wyłapuje producentów podróbek odzieży i leków.
Stuprocentowa skuteczność
Jej skuteczność zadziwia, jest porównywalna z wynikami ludzi z organizacji chroniących zwierzęta przed okrucieństwem. Nic dziwnego, że usługa „My Local Bobby” wkracza na rynek. Na razie do bogatych dzielnic Londynu, Belgravii, Mayfair i Kensington i mieszkaniec płaci za nią 200 funtów miesięcznie.
Szefowie TM-Eye mówią, że z bogatszych dzielnic ich ludzie przejdą do biedniejszych. To jak z nowym towarem, na początku drogi, gdy się upowszechni, stanieje. Bo nikt nie wierzy, by policja dostała tyle środków i tak została zmotywowana, żeby Anglicy byli z niej zadowoleni. Trzeba też pamiętać, że policjanci chronią nie tylko przed przestępcami, walczą z terrorem, szukają zaginionych, strzegą przed pedofilami dzieci, a to tych sfer trudno by było wejść prywatnym.
Współzałożyciel TM Eye Tony Nash, były szef Metropolitan Police mówi, że trzeba być bliżej ludzi, bo nic nie zastąpi funkcjonariusza na ulicy. Przy obecnym systemie finansów policja rozwiązuje sprawy zza biurka co stało się to jej kulturą, wyjaśnia.