Zarówno w Londynie, jak i Brukseli trwa gorączkowe szlifowanie zarysów treści porozumień, które będą przedmiotem kolejnej rundy negocjacji. Wielka Brytania oczekuje od Unii Europejskiej przynajmniej 21 miesięcy tzw. okresu przejściowego, który zacząłby obowiązywać od marca 2019 roku. Pozwoli on na łagodniejszą adaptację do nowej rzeczywistości i odpowiednie przygotowanie się m.in. ze strony przedsiębiorców.
Teraz okazuje się, że być może Irlandia Północna, która przypomnijmy, w referendum unijnym, głosowała za pozostaniem w UE, pozostanie tak naprawdę unijnym „bastionem” na Wyspach. Po zakończeniu okresu przejściowego, Irlandia Północna mogłaby nadal pozostawać z dostępem do unijnego rynku i działać w oparciu o unię celną i unijne prawodawstwo.
Takie rozwiązanie może jednak wzbudzić spory ferment polityczny – główne między brytyjskim rządem i głównymi siłami w Irlandii Północnej.
– Nie zamierzamy iść na rękę rządowi brytyjskiemu tak po prostu. Naszym celem jest dostosowanie prawa do wymagań ustawowych i chcemy się tego trzymać, zgodnie z postanowieniami i wcześniejszymi rozmowami z UE. To może się spowodować pewne problemy w Londynie, ale to nie my rozpoczęliśmy cały ten bałagan – mówi Philippe Lambert, lider Zielonych w Parlamencie Europejskim.
W Irlandii Północnej podchodzi się raczej podejrzliwie do wspomnianego pomysłu rządu premier May. Zostawienie tego kraju jako unijnej furtki i wzmocnienie infrastrukturą jej granicy może oznaczać spore problemy. Zdaniem szefa policji Irlandii Północnej, wzmocniona granica stanie się celem ataków terrorystycznych.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.