Brak czasu, praca, która wypełnia całe dnie, godziny spędzane w środkach komunikacji miejskiej i wieczory wypełnione obowiązkami domowymi uniemożliwiają spędzanie czasu tak, jakbyśmy chcieli. Mimo tego Polacy nie zapominają o tradycji, ale zdaniem Katarzyny Bednarek, odsuwają ją na bok i nakazują jej czekać.
- W Anglii nie ma kultury obchodzenia tych dni. Polacy pamiętają, uczestniczą w nabożeństwach, wypisują Wypominki parafialne, ale nie odwiedzają cmentarzy tak licznie, jak ich rodziny w Polsce. Nie wszyscy świętują. Tutaj to normalny dzień pracy, zatrzymać się na zadumę o bliskich będzie można się dopiero wieczorem, kiedy wrócę do domu - mówi Katarzyna Bednarek.
Bednarek zwraca uwagę na aspekt wychowania polskich dzieci na Wyspach, które jej zdaniem w większości nigdy nie uczestniczyły w uroczystościach dnia Wszystkich Świętych w Polsce. - Rodzice nie zabierają swoich dzieci 1 i 2 listopada na groby bliskich do kraju. Nie robią tego również tutaj, chociaż na tutejszych cmentarzach leży wielu Polaków, kombatantów i żołnierzy. Obawiam się, że ta tradycja na emigracji umiera, a jest ważna, bo śmierć nieodłącznie wpisana jest w życie. Pamiętam ze szkoły, że w „Nocach i dniach" Marii Dąbrowskiej Barbara Niechcic wysyła swoje dzieci, aby ułożyły swojej babci kwiaty w trumnie. Robi to po to, aby dzieci potrafiły zadbać kiedyś o godny pochówek rodziców. Dąbrowska nie żyła przecież wieki temu, a już tamta tradycja odeszła w cień. Dzisiaj dzieci nawet nie zabiera się na pogrzeb, a przecież nikogo nie uchronimy od śmierci i każdemu z nas jest ona wpisana w kartę życia - komentuje Bednarek.
Kochać i pamiętać za życia
Pięknie jest pamiętać o tych, którzy odeszli, ale jeszcze piękniej pamiętać o nich zanim odejdą. Polacy na Wyspach często mówią o swoich bliskich w kraju, obawiają się o swoją przyszłość tutaj i przyszłość rodziców, którzy są w podeszłym wieku.
- Taki dzień jak dzisiaj, to wielki rozrachunek dla mnie. Rok temu odszedł mój ojciec. Nie widywaliśmy się często, bo nie mieszkam w Polsce. Wiele straciłem. Teraz w Polsce została mi tylko mama. Szukam w sobie siły, by odważyć się wrócić do kraju i tam rozpocząć układanie sobie życia. Warto kochać i pielęgnować więzi z bliskimi zanim odejdą. Dzisiaj mamy czas jeszcze na rozmowy z nimi, ale gdy juz ich nie będzie, za jakiś czas pozostanie już tylko pamięć i symboliczny znicz - uważa Tomasz Stach.
- Jestem pełna podziwu i szacunku dla mojego kolegi z pracy, który na wieść o chorobie sędziwego ojca rzucił wszystko i pojechał opiekować się nim, jak małym dzieckiem. Był dla niego podporą dnia codziennego, pielęgniarką, przyjacielem do końca jego dni. Aby nasze dzieci stać było w przyszłości na taką postawę, już dzisiaj powinniśmy inwestować w ich wychowanie i razem z nami, bez względu na miejsce zamieszkania w takie dni, jak dzisiaj zaprowadzić je na cmentarz, przybliżyć tradycję. Wyobrażasz sobie, że dorosły facet, żołnierz pogrążony w licznych obowiązkach, nagle zostawia wszystko i jedzie, bo ojciec zachorował? Taką postawę trudno sobie wyobrazić. Większość z nas oddałaby rodziców pod opiekę instytucji, często zwykłych umierali, by tam dopełnili żywota w cierpieniu i osamotnieniu, gorszym często niż ból fizyczny. Taka miłość, podziękowanie i szacunek do rodzica, jaką pokazał ku zaskoczeniu innych, mój kolega z pracy już dzisiaj dla wielu są abstrakcjami. Tak jesteśmy wyjałowieni z ludzkich uczuć - podsumowała Sawicka.
Małgorzata Bugaj-Martynowska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.