Nie jest to szczególnie zaskakujące, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że mówimy o narodzie, który identyfikuje się z piwem. India Pale Ale przemierzał cały świat, by zaspokoić pragnienie mieszkańców Indyjskiego Imperium Brytyjskiego, cysterny pełne portera Herculean leżakowano w Tamizie, a w Burton on Trent ważono piwo w ilościach hurtowych. W czasach wojny żołnierzy walczących z dala od domu przy życiu trzymała myśl o lokalnym pubie. Podczas kampanii normandzkiej transportowano beczki piwa samolotami przez Kanał Angielski. W dobie Internetu brytyjskie „ale” króluje na licznych blogach. „Nastały najlepsze czasy dla piwoszy” — pisze koneser prawdziwego brytyjskiego piwa z Taunton, Colin Heapy. „Browary takie jak Tornbridge i BrewDog zmieniają wizerunek piwa, wprowadzając na rynek doskonałe nowe smaki. Mniejsze browary również stawiają na oryginalność. W ten sposób powstają takie perełki, jak czekoladowo-waniliowy porter Titanic, czy Triple Chocaholic browaru Saltaire.
Nawet maturzystki próbują czekoladowego piwa” — dodaje.
W kraju działa ponad tysiąc browarów, mniejszych i większych, od mieszczących się w szopie jednoosobowych fabryczek po długoletnie rodzinne firmy, takie jak Fuller’s czy Hall & Woodhouse. Coraz popularniejsze jest też domowe ważenie piwa. Kiedy Alasdair Large zakończył 20-letnią karierę wojskową w 2006 roku, założył browar Keystone w Wiltshire. Co roku zwiększa liczbę klientów o 30 procent. Sukces firmy przypisuje w dużej mierze lokalnemu etosowi. „Jesteśmy lokalnymi patriotami i podkreślamy to, produkując nasze piwo” — mówi — „w ten sposób trafiamy nie tylko do stałych bywalców pubów, ale też do młodszego pokolenia, które nie chce identyfikować się z tłumem, lubującym się w gazowanych, słodkich jak ulepek, napojach alkoholowych i europejskich piwach”. Podobne podejście można zaobserwować na targowiskach farmerskich i w wiejskich sklepikach — coraz więcej browarów docenia znaczenie regionalności. Browarnicy są też coraz młodsi i coraz nowocześniejsi. Założyciele BrewDogs, James Watt i Martin Dickie, mają po dwadzieścia kilka lat, a piwowarzy z Thornbridge wyglądają jak zespół rockowy. „Nie ma lepszej odpowiedzi na pytanie, czym się zajmujesz w życiu niż: robię piwo” — mówi Simon Webster z Thornbridge. „Chcę, żeby inni widzieli, że ważenie piwa to zajęcie innowacyjne, pełne pasji i wymagające dużej wiedzy. Zatrudniłem fotografa, by pokazać klientom, jak powstaje nasze piwo, co bardzo im się podobało” — dodaje.
Liczba członków organizacji CAMRA wzrosła dwukrotnie od 2000 roku. Nawet celebryci angażują się w jej działalność. Oz Clarke i James May nakręcili program telewizyjny, przemierzając Wielką Brytanię w poszukiwaniu najlepszego „ale”. Punchbowl — sieć pubów należąca do Guya Ritchiego — serwuje takie piwa, jak IPA (Deuchars) i Pedigree (Marston). Chociaż organizacje zdrowotne i politycy martwią się, że naród pije za dużo, piwo wydaje się być napojem, który nie sprzyja „szybkiemu piciu” (ang. binge drinking), bo przecież raczej się je sączy. W 2010 roku ówczesny minister Ben Bradshow uznał, że „brytyjskie piwo i cydr stanowią rozwiązanie problemu, a nie problem”. Być może piwo nigdy nie odzyska swojego królewskiego statusu z XIX wielu (nadal rekordy sprzedaży bije masowo produkowany lager). Z danych Brytyjskiego Stowarzyszenia Piwa i Pubów (British Beer & Pub Association) co tydzień zamykanych jest 40 pubów. Kulturze picia piwa nie sprzyja prawo zakazujące palenia i zaostrzenie przepisów dotyczących sprzedaży alkoholu. Jednak w ogólnym rozrachunku rynek lokalnego piwa i prawdziwego „ale” ma się świetnie. Trudno wyobrazić sobie lepszy sposób na świętowanie niż przy kuflu piwa. Na zdrowie!
Magdalena Gignal, Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.