Czechy to taki kraj, o którym prawie zawsze mówi się dobrze. Nieduży, niepozorny, niezbyt ambitny, za to bardzo wesoły. Czesi nigdy nie mieli wielkich pretensji terytorialnych ani kulturowych. Nie ciągnęło ich do wojaczki – co nie znaczy, że nie tłukli się na wojnach – zyskali sobie nawet łatkę tchórzy, choć nie jestem pewien, czy zasłużoną. To życzliwy, swojski, a w dodatku dosyć liberalny ludek, który lubi brak zaangażowania, dobrą rozrywkę w tradycyjnym stylu (piwo, jadło, seks) i przaśny dowcip. Obok skłonności do przaśności słynie jednak również z humoru ambitnego, o zacięciu surrealistycznym.
Takie właśnie skojarzenie może się nasunąć na wieść o tym, jak czeski rząd, sprawujący przecież swoją władzę pod nadzorem oświeconej eurokracji, postanowił rozwiązać problem napływowych terrorystów. A postanowił go rozwiązać w sposób bardzo nienowoczesny i chyba nieoświecony. Mówiąc nieco anegdotycznie, zaproponował swoim obywatelom, by terrorystów po prostu samodzielnie wystrzelali.
Zwiastunem takiego ambitnego podejścia do walki z bisurmanami był apel czeskiego prezydenta Milosa Zemana sprzed kilku miesięcy. Polityk zachęcił swoich rodaków, by zaopatrywali się w broń palną, bo grozi im „super-holokaust” ze strony dżihadystów. Wypowiedź oczywiście została skwapliwie wyłapana przez strażników bon tonu i odpowiednio wypromowana w światowych przekaźnikach. Fakt, że po tym ekscesie Zeman nie urósł medialnie do formatu monstrum pokroju Orbana czy Kaczyńskiego, wynika głównie z tego, iż nie jest to polityk z „faszystowską” łatą, ale raczej typ „swojego chłopa” – w dodatku socjaldemokraty – który, gdy go swędzi język, zbytnio się nie obcyndala. Tym bardziej że (podobnie jak jeden z gwiazdorów polskiego świecznika) przed publiką czasem stawia się na gazie. W zeszłym roku Zeman zabłysnął zresztą innym „aforyzmem” – gdy podczas spotkania z winiarzami wyraził „życzenia śmierci dla abstynentów i wegetarian”.
Grepsy grepsami, ale w sprawie strzelania do terrorystów rząd Zemana nie poprzestaje na gwałceniu politycznej poprawności, tylko podejmuje konkretne działania. Ministerstwo spraw wewnętrznych szykuje poprawkę do konstytucji, która ma umożliwić obywatelom Czech użycie broni wobec terrorystów. Zdaniem rządu, zmiany w prawie mogą pomóc ocalić życie niewinnych ludzi w sytuacji, gdyby policja była nieobecna na miejscu zdarzenia lub niezdolna do szybkiej interwencji. By przygotowywane obecnie przepisy weszły w życie, muszą zostać przegłosowane przez parlament, co ma nastąpić w najbliższych miesiącach.
Dla osób, którym Czesi kojarzą się z knedlikami, pilznerem i pogodnym obiboctwem, ta inicjatywa musi zakrawać na artystyczny happening – a jednak to wszystko dzieje się na serio. Czeski liberalizm dotyczy bowiem nie tylko sfery seksualnej, narkotykowej i w ogóle obyczajowej, ale również ustawodawstwa dotyczącego użycia broni, które należy do najłagodniejszych w Europie. W całej republice, liczącej 10,5 miliona ludzi, zarejestrowanych jest 800 tys. sztuk broni palnej, a 300 tys. osób posiada pozwolenie na broń. Dla porównania: w niemal 40-milionowej Polsce na koniec 2015 r. zarejestrowanych było 391 tys. egzemplarzy broni (włącznie z łowiecką, sportową i kolekcjonerską), a liczba osób posiadających prawo do posiadania broni wyniosła niespełna 193 tys.
Nie jest też do końca tak, że Czesi to sympatyczne kluchy, które podejmą każdego przyjezdnego piwkiem i otulą tolerancją. Zeman nie jest w końcu ewenementem na tamtejszej scenie politycznej pod względem antyoświeceniowych poglądów. Warto przypomnieć, że jego poprzednik Vaclav Klaus, reprezentant konserwatywnej prawicy, miał pod wieloma względami podobny punkt widzenia na stan rzeczy w Europie, choć wyrażał go w ciut bardziej okrzesany sposób. Najwyraźniej nasi południowi sąsiedzi, mimo że raz głosują na „prawaków”, innym razem na „lewaków”, odznaczają się stałością i wspólnotą przekonań przynajmniej w zakresie dbałości o bezpieczeństwo własne – indywidualne i wspólne. Nawet jeśli nieco histerycznie, to poprawnie identyfikują zagrożenia i starają się im przeciwdziałać na odpowiednio wczesnym etapie.
Można oczywiście robić sobie jaja, że w tej piwnej plamie na mapie żaden szanujący się uchodźca zasiłkowy i tak nie zechce zarzucić kotwicy. Ale lepiej docenić zapobiegliwość tego niepozornego kraju, którego mieszkańcy zwykle wolą oddawać się przyjemnościom życia niż wszczynać polityczne grandy. Tym bardziej że aby móc przeżywać życie w miarę przyjemnie, trzeba je jako tako zabezpieczyć. A w oświeconej Europie Zachodniej bezpieczeństwo staje się towarem coraz bardziej deficytowym. Znakomicie rozwija się natomiast bezpieczniactwo, uprawiane na żyznej glebie zagrożenia terrorystycznego.
Pan Dobrodziej
Czesi wpadli na skuteczny sposób na walkę z islamskimi terrorystami. Podsunął im go ich własny rząd. W skrócie rzecz ujmując, sprowadza się on do prostej, sprawdzonej techniki: bierz spluwę i strzelaj.
