Oczekuje się, że May raczej złagodzi stanowisko i zamiast mówić o twardym Brexicie, zaprezentuje dużo łagodniejszą strategię, opartą na „gładkim, konstruktywnym i uporządkowanym procesie wyjścia z UE”.
Z drugiej strony May jest coraz częściej wzywana do skonsultowania z parlamentarzystami uruchomienia procedury przewidzianej w artykule 50. traktatu lizbońskiego. Wielu publicystów przewiduje, że May w tym wypadku może chcieć zredukować posłów tylko do przypieczętowania zaplanowanych działań.
Jak na razie wiadomo, że do marca przyszłego roku procedura ma zostać uruchomiona, a to oznacza start dwuletnich żmudnych negocjacji. Jeśli wszystko pójdzie z planem, Wielka Brytania wyjdzie z UE latem 2019 roku.
Bez oficjalnych rozmów o Brexicie
Unijny szczyt w Brukseli teoretycznie nie jest poświęcony ani Brexitowi, ani Wielkiej Brytanii, ale w dużej części problemowi imigracji i handlu z Rosją. Źródła z Downing Street mówią o tym, że May w Brukseli może sporo mówić o potrzebie „wspólnej, ciężkiej pracy obu stron”, po to, aby negocjacje szły gładko i zakończyły się sukcesem zarówno dla UK, jak też UE.
Premier May ma również podkreślić, że przez te dwa lata Wielka Brytania nadal będzie „aktywnym, odpowiedzialnym i zaangażowanym krajem członkowskim”. Obie strony podkreślają, że do czasu uruchomiania procedury z artykułu 50., nie będzie żadnych formalnych rozmów na temat Brexitu. Te informacje z pewnością ostudzą niektórych brytyjskich posłów, którzy zarzucają May, że ich rola jest marginalizowana na tym etapie.
- Część posłów powinna zrozumieć, że zapowiedź uruchomienia procedury do marca 2017 roku to tylko początek, formalne przypieczętowanie wyniku czerwcowego referendum. Dopiero wtedy rozpoczną się długie i skomplikowane negocjacje, i wtedy też posłowie będą mogli się wykazać – mówi Owen Paterson, były minister i jeden z liderów kampanii brexitowej.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk