- Mimo że jesteśmy Polakami, imprezka będzie po angielsku. Po ślubie mamy rezerwację w polskiej restauracji. Powitanie szampanem, potem jeszcze lampka wina do szwedzkiego stołu. Na nim zimne przekąski. Raczej skromnie. Taki tutaj obyczaj i na naszą kieszeń. Płacimy za przekąski, ale potem każdy z gości za dodatkowe drinki musi zapłacić sam. Wszyscy o tym wiedzą, nie ma problemu z adaptacją tego zwyczaju – wyjaśnia Michał, dodając, że około 23 będzie już po wszystkim, a za około tydzień małżonkowie wyjadą na tydzień do Włoch. W planach mają pobyt w Padwie, Wenecji i Weronie. – Wiemy też, co dostaniemy w prezencie. Tutaj jest taka liberalna tradycja, przekazujemy listę potrzebnych nam rzeczy i goście uzgodnią temat między sobą. Nie otrzymamy trzech żelazek, pięciu kompletów pościeli i innych rzeczy, które nie są nam potrzebne i których przede wszystkim nie mamy gdzie trzymać, bo jak większość młodych Polaków na Wyspach – wynajmujemy dwuosobowy pokój. Poprosiliśmy o filiżanki do kawy, śpiwór na dwie osoby i zestaw srebrnych łyżeczek. Co najmniej czterech, bo kiedy będziemy mieli dzieci na każdej z nich wygraweruję imię dziecka i na 18 urodziny podaruje każdemu z nich tę łyżeczkę na pamiątkę – wyjaśnia Aneta.
W bieli i z Mendelsonem
Około 25 tysięcy polskich złotych, nie wliczając kosztów sukni, dodatków, kwiatów i ślubnego garnituru, to średni koszt ślubu i wesela na około 90-100 osób w Polsce. Tyle będzie się bawiło we wrześniu u Beaty i Mirka, którzy sakramentalne tak powiedzą sobie w we wrocławskiej katerze na Ostrowie Tumskim. – Wszystko finansujemy sami. Rodzice ubierają nas do ślubu. Moja suknia, koniecznie z trenem już szyje się u krawcowej. Będzie na miarę, idealna do mojej figury i śnieżnobiała. Hmm... cudna(!). Do kościoła zawiezie nas odkryta limuzyna, a po przysiędze zabrzmi Ave Maryja. Rodzice chcieli Mendelsona więc zagra go orkiestra już na przyjęciu w Domu Weselnym. Już nie mogę się doczekać, ale na razie masa spraw do załatwienia i obowiązkowe nauki dla nowożeńców w polskiej parafii na Ealingu – cieszy się Beata. Jej przyszły mąż, jest mniej podekscytowany wydarzeniem. Mówi, że na ślub i wesele odkładali pieniądze bardzo długo. Wolałby je wydać na coś innego, chciał skromnego przyjęcia, ale przyznaje, że uległ narzeczonej, bo dla Beaty to jego zdaniem uroczystość życia. – Oczywiście, że tak. Raz się rodzę, raz umieram i raz w życiu biorę ślub – przekonuje Bata, dodając, że w jej rodzinie nigdy nie było rozwodów, a śluby zawsze obchodzono bardzo uroczyście. – Zapamiętam ten dzień do końca życia, chcę żeby był wyjątkowy, tym bardziej, że na głowę założę welon, w którym 22 lata temu ślubowała moja mama. Taki dzień wart jest każdych pieniędzy – przekonuje Beata.
Wszystkim nowożeńcom życzymy szczęścia i miłości, takiej na całe życie... I najpiękniejszych ceremonii, takich jakie tylko sobie wymarzyli. Niech się spełniają ich plany i marzenia.
Małgorzata Bugaj-Martynowska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.