„Liczba Żydów emigrujących do Izraela w ciągu trzech lat zwiększyła się czterokrotnie. Wyjazd rozważa połowa z liczącej ćwierć miliona społeczności” – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”. W 2015 r. Francję opuściło 8 tys. Żydów. Tym razem nie w obawie przed „skrajną prawicą” (jak nomenklatura prasowa określa lewicę o odchyleniu narodowym), ale ze strachu przed islamskim ekstremizmem. Wynik ten jest prawdopodobnie rekordem w powojennej historii Francji. Jak podaje DGP, od lat 70. ub. w. do roku 2012 emigracja do Izraela utrzymywała się na poziomie 1000–2000 osób rocznie.
W dodatku liczba przytoczona przez gazetę jest prawdopodobnie zaniżona, bo dotyczy tylko wyjazdów do Izraela, nie obejmuje natomiast innych kierunków emigracji, takich jak Londyn, gdzie połowa dzieci uczących się w szkołach żydowskich pochodzi znad Sekwany. Czy ucieczka do Londynu to dobry wybór w tym przypadku? Nie najlepszy, lecz prawdopodobnie nieco lepszy niż pozostanie w kontynentalnej Francji, słabiej zabezpieczonej przed niekontrolowanym napływem islamistów.
Na podstawie charakterystyki przedstawionej przez DGP, sytuacja Żydów nad Sekwaną faktycznie wygląda marnie. Według szacunków 95 proc. ataków antysemickich dokonywanych jest przez Arabów. Do eskalacji doszło w 2012 r., kiedy Algierczyk zastrzelił cztery osoby w szkole żydowskiej w Tuluzie, tłumacząc swoje działanie nienawiścią do Żydów. Podobne ludzkie żniwo przyniósł napad na koszerny sklep, do którego doszło po zamachu na redakcję „Charlie Hebdo”. W tym przypadku sprawcą był Turek pochodzenia kurdyjskiego. Liderzy społeczności żydowskiej nawołują do nieafiszowania się ze swoim pochodzeniem, m.in. przez zaprzestanie noszenia jarmułek.
Po raz pierwszy od czasu drugiej wojny światowej Żydzi stali się realnie zagrożoną mniejszością etniczno-religijną. Realnie – w sensie bezpośredniego zagrożenia życia. Bo gazetowyborcze koszałki opałki na temat polskiego antysemityzmu, który rzadko przybiera formy poważniejsze niż forumowy bełkot czy głupawe „murale”, dotychczas jedynie siały szkodliwy ferment i zaciemniały temat.
Ciekawe tylko, co na to brukselscy prawilniacy, specjalizujący się w zaprzyjaźnianiu kultur i etnosów, wbrew wszelkim standardom zdrowego rozsądku, a jednocześnie przodujący na froncie walki z rozmaitymi formami nietolerancji, w tym z antysemityzmem. To nawet bardziej ciekawe niż to, jak godzą oni import islamskiego „maskulinizmu” z ochroną praw kobiet, coraz bardziej zagrożonych gwałtami i przypadkowymi macankami ze strony niezaspokojonych „uchodźców”.
Bo w przypadku napięć arabsko-żydowskich w Paryżu i innych miastach zachodniej Europy konflikt prawdopodobnie nie skończy się na prymitywnych bazgrołach na murach. Muzułmanie – w szybkim tempie pozbywający się statusu mniejszości – w równie szybkim tempie tracą hamulce, powstrzymujące ich przed radykalnym przełamywaniem europejskich „konwenansów”. A do egzekucji innowierców mają wyjątkową skłonność.
Pan Dobrodziej
Fot.:
202 rocznica śmierci cadyka Dawida Bidermana, gm. Lelów, T. Baryła
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.