Potencjał nowych technologii w kontrolowaniu jednostek i społeczeństw jest niemal nieograniczony. A jeśli jeszcze nie jest, to niebawem będzie. Jaskółki tych zmian widać na każdym kroku. Ba, nosimy je przecież w naszych kieszeniach w postaci smartfonów, skrzętnie rejestrujących naszą aktywność na rozmaitych polach. Powoli do tych poręcznych gadżetów dołączają rozmaite inne urządzenia służące do kompleksowego opomiarowania człowieka: od smartwatchów, przez gugelglasy, po wszczepiane mikroczipy (to zresztą już rzeczywistość w niektórych częściach świata, jakby kto nie wiedział).
Wszystkie te zmiany następują bez turbulencji i niemal niezauważone, ponieważ są wdrażane metodą małych kroczków. Jeśli zatem ktoś chciałby podnieść larum z powodu niebezpiecznej innowacji, która dziesięć lat temu zostałaby uznana za koncept z gatunku science fiction lub teorię spiskową, z pewnością zostanie uznany za histeryka lub wprost za wariata. Dlatego, bez zbędnego świrowania, ponapawajmy się po prostu kolejnym pomysłem, który niebawem może zmienić sposób, w jaki korzystamy z internetu – oczywiście na niekorzyść naszej prywatności.
Chodzi o technologię opracowywaną przez naukowców z Brigham Young University. Dotyczy ona analizy nastroju użytkownika na podstawie wykonywanych przez niego ruchów myszką. Przykładowo, jak ustalili badacze, internauci będący w stanie frustracji lub poirytowania mają skłonność do poruszania kursorem w sposób przerywany i nieprecyzyjny. Osoby spokojne wykonują natomiast ruchy bardziej płynne. Ponadto wzburzeni userzy – wbrew temu, co można by sądzić – poruszają kursorem raczej powoli. To oczywiście tylko ekstrakt ustaleń opublikowanych na łamach MIS Quarterly, które mogą pomoc deweloperom na stworzenie algorytmów diagnozujących stan emocjonalny internautów w czasie rzeczywistym. W szczególności deweloperom takich firm jak Facebook czy Google, które są jednymi z największych wirtualnych „odkurzaczy” danych osobowych.
„Dzięki wykorzystaniu tej technologii strony internetowe już nie będą 'głupie'. Będą mogły wyjść poza swoją podstawową funkcję prezentowania informacji i zaczną 'wyczuwać' internautów. Zrozumieją nie tylko dane, których internauci dostarczają im względnie świadomie, ale również to, jakie emocje userzy odczuwają w danym momencie” – opisuje możliwości nowej technologii Jeff Jenkins, główny autor badania i profesor systemów informacyjnych w Brigham Young University.
Oczywiście, że funkcję „diagnozowania” internautów da się ładnie sprzedać piarowo. Choćby w ten sposób, że dzięki niej deweloperzy będą mieli świadomość, jakie rozwiązania w projektowanych przez nich serwisach irytują internautów. Pozwoli to na lepszą optymalizację witryn www. Tyle tylko że tego typu technologia umożliwi zbieranie gigantycznej ilości informacji z kolejnego obszaru prywatności, związanego z naszą nieświadomą reakcją emocjonalną na rozmaite bodźce serwowane nam online.
No cóż, aktywnie i pasywnie poniekąd wszyscy się na to godzimy Choć pewnie bardziej pasywnie, bo z jednej strony nikt nas nie pyta o zdanie w podobnych sprawach, a z drugiej mało komu chce się myśleć na temat implikacji wdrażania podobnych rozwiązań.
Pan Dobrodziej