Podczytuję ostatnio brytyjską prasę i co rusz załamuję ręce. Odnoszę wrażenie, że mniejsza odległość od Ameryki naraża Zjednoczone Królestwo na większą dawkę promieniowania głupotą. Mam tu na myśli głupotę w stylu amerykańskim, polegającą na traktowaniu ludzi (przez media, władze, instytucje) jako umysłowo niepełnosprawnych, co w konsekwencji działa na podobnej zasadzie, jak samospełniająca się przepowiednia.
Wiadomo, media w UK mają mocno tabloidową stylówę, ale - jak wszędzie - są one przecież zróżnicowane pod względem jakości „kontentu". A jednak, ogółem rzecz biorąc, z brytyjskich przekaźników wyziera jakiś intelektualny żal.ru. Są to niby przedsiębiorstwa pod wieloma względami sprawne warsztatowo i być może problem nie dotyczy aż tak bardzo tego, czy robią one fachową „dziennikarkę". Chodzi raczej o nacechowany ideologicznie dobór treści, które trafiają do mediów i są przez nie mielone, oraz emocjonalny i podpuszczalski sposób naświetlania tematów.
Może nie powinienem się tak podniecać „absurdami" - kategorią niusów/zdarzeń, która stała się chlebem powszednim infożerki. Ale gdy dostałem ostatnio po głowie welfarestate'owym piarem - cóż poradzę - jakoś mocniej opadła mi kopara. Otóż jeden ze znanych serwisów w domenie .co.uk doniósł, że naukowcy z uniwersytetów w Oksfordzie i Liverpoolu powiązali cięcia socjalne na Wyspach ze zwiększoną liczbą samobójstw, większą zapadalnością na choroby psychiczne oraz większą liczbą recept wystawionych na antydepresanty. Powiązali, opublikowali w szacownym naukowym periodyku „Journal of Epidemiology and Community Health", a następnie puścili to w przekaziory (zapewne w formie informacji prasowej).
Utytułowani goście ze znanych alma mater ustalili (nie grzebałem w metodologii, ale mogłoby być ciekawie), że testy work capability assessment (WCA), sprawdzające zdolność osób żyjących na zasiłkach do (ponownego) podjęcia zatrudnienia, przyczyniły się do 590 „ponadnormatywnych" samobójstw, 279 tys. „dodatkowych" zachorowań na dolegliwości umysłowe oraz wypisania 725 tys. recept na leki przeciwdepresyjne, które w innym przypadku (gdyby nie te straszne WCA) nie zostałyby wypisane.
Oczywiście zarówno badanie, jak i jego medialna obróbka, sprzedawały temat ograniczenia benefitów oraz „werbunku" do pracy jako katastrofę humanitarną i dziejową niesprawiedliwość. Rzekomo koszty społeczne ograniczenia socjalnych zastrzyków dla nierobów mają przewyższyć zyski z oszczędności wygenerowanych dla budżetu.
W charakterze ikonicznej ilustracji tego wielkiego dramatu brytyjskiego społeczeństwa zostało przywołane samobójstwo niejakiego Michaela O'Sullivana - świeć, Panie, nad jego duszą - któremu cofnięto employment support, podsunięto jobseeker's allowance i zachęcająco kopnięto w sempiternę z intencją, żeby pan przestał zbijać bąki i może jednak poszukał roboty.
Gwałt to jednak wielki i urzędnicza perfidia, albowiem O'Sullivan posiadał trzy niezależne orzeczenia lekarskie, stwierdzające, że cierpi na depresję oraz... agorafobię, consequently jest niezdolny do pracy. A skoro mu lekarze w trójcy uczonej orzekli, że nie może pracować, zaś urząd orzekł, że powinien, O'Sullivan doznał dysonansu poznawczego i rozwiązał problem najprościej, jak umiał. Koroner w oficjalnym piśmie do ministerstwa pracy i ubezpieczeń społecznych stwierdził, że bezpośrednią przyczyną samobójstwa był pozytywny wynik testów WCA.
O, mamuniu!
Naprawdę ciężko mi to komentować, bo mam ochotę jednocześnie brechnąć śmiechem, walnąć czołem o klawę i zwyklinać „chory system" produkujący - wyrażając się życzliwie - ofiary losu.
Nie, żebym się chwalił, bo i nie ma czym, ale zjeździłem kilka krajów biedniejszych części globu i wyobrażam sobie, że gdybym zrelacjonował tę historyjkę jakiemuś postsowieckomu cziełowieku, to ten spojrzałby na mnie jak na wariata albo dał w papę, przekonany, że robię sobie z niego jaja.
No bo tak na zdrowy rozum - większość populacji globu żyje w ekonomicznej marności i/lub ciężko haruje, próbując związać koniec z końcem, a w takiej Wielkiej Brytanii rozdają kasę życiowym ofermom, które popadają w depresję prawdopodobnie z tego prostego powodu, że nie muszą zajmować umysłu niczym produktywnym. A gdy okazuje się, że już nie można okradać podatnika na taką skalę, jak dotychczas i rozdawać hajsu jak popadnie w ramach idiotycznych benefitów, to jakieś uczelniane socjaluchy produkują raport, w którym dmą i trąbią o społecznej niesprawiedliwości, zaś faktoidy dostarczają im tuby do propagowania tych głupot.
O, mamuniu!
Pan Dobrodziej