Referenda dewolucyjne zamknęły na blisko 20 lat historię demokracji bezpośredniej w Wielkiej Brytanii. Do idei referendów powrócono dopiero w latach 90. za rządów Partii Pracy pod przywództwem Tony'ego Blaira.
W swoim manifeście przedwyborczym laburzyści zapowiedzieli powrót do idei dewolucji w Szkocji i Walii i poddanie tej kwestii pod referenda. Oba odbyły się we wrześniu 1997 roku i zakończyły zwycięstwem zwolenników dewolucji. W Walii udało się to minimalną większością głosów (za było 50,3 pro głosujących) a w Szkocji tym razem udało się znacząco przekroczyć wymagany próg frekwencji i za dewolucją odpowiedziało się 74 proc. głosujących.
Efektem obu referendów było przyjęcie rok później przez Izbę Gmin ustaw dewolucyjnych i powołanie lokalnych parlamentów o ograniczonych kompetencjach.
W 1998 roku doszło do jeszcze jednego regionalnego referendum, tym razem w Irlandii Północnej. Miało ono przypieczętować tzw. porozumienia wielkopiątkowe z kwietnia tego samego roku dotyczące statusu Irlandii Północnej. Poparcie dla porozumień wyraziło 71 proc. głosujących. Tego samego dnia referendum w tej sprawie odbyło się w Irlandii, gdzie poparło je 94 proc. wyborców.
Wspomniane trzy głosowania nie zakończyły procesu dewolucyjnego. Już w 2004 roku doszło bowiem do referendum w sprawie powołania regionalnego parlamentu północno-wschodniej Anglii. Początkowo miały odbyć się aż trzy referenda dotyczące także Anglii północno-zachodniej oraz w rejonie Yorkshire i Humber. Odrzucenie zdecydowaną większością 78 proc. głosów propozycji powołania lokalnego parlamentu na północnym-wschodzie oraz problemy techniczne z głosowaniem drogą pocztową spowodowały jednak, że dwa pozostałe referenda odwołano a pomysł powołania lokalnych parlamentów upadł na dobre.
Do wykorzystania referendum w celu rozszerzenia uprawnień władz lokalnych doszło jeszcze w 2011 roku w Walii, gdzie 63 proc. głosujących opowiedziało się za umożliwieniem lokalnemu parlamentowi podejmowania decyzji w 20 wyznaczonych obszarach bez konieczności każdorazowego pytania o zgodę Izby Gmin i Lordów.
BĘDZIE
I tak dochodzimy do poprzedniej kadencji parlamentu, która zaowocowała dwoma ważnymi referendami. Pierwsze z nich, przeprowadzone w maju 2011 roku, dotyczyło zmiany ordynacji wyborczej w wyborach parlamentarnych z większościowej na preferencyjną.
Głosowanie takie zapowiedzieli liberalni demokraci w swoim programie wyborczym w 2010 roku. Miał on odpowiadać na rosnące niezadowolenie społeczne dotyczące krytykowanej coraz szerzej obowiązującej ordynacji dającej mandat z danego okręgu tylko zdobywcy największej liczby głosów nawet jeśli wygrał z minimalną przewagą.
Proponowany nowy system przewidywał możliwość głosowania na większą liczbę kandydatów poprzez ustalenie ich preferowanej kolejności. Mandat zdobywał wówczas kandydat, który zdobył przynajmniej połowę wszystkich oddanych głosów. Jeśli żaden z nich nie spełnił tego wymogu wówczas odrzucano tego z najmniejszą liczbą głosów a oddane na niego głosy przekazywano kandydatowi, którego dany wyborca umieścił na drugim miejscu. Ten sposób liczenia powtarzano do momentu kiedy któryś z kandydatów zdobył wymaganą bezwzględną większość głosów.
Taka ordynacja z powodzeniem stosowana jest m.in. w Irlandii, Australii czy na Malcie a także w wyborach samorządowych w Szkocji i Irlandii Północnej.
Po wyborach i utworzeniu koalicji konserwatystów i liberalnych demokratów, referendum znalazło się jako jeden z punktów w otwierającej nową kadencję parlamentu mowy tronowej. W głosowaniu zdecydowaną większość zdobyli jednak przeciwnicy zmiany systemu wyborczego (przeciw głosowało 68 proc. wyborców). Okazało się więc, że Brytyjczycy są wciąż przywiązani do swojego systemu większościowego.
Najświeższym akcentem referendalnym w brytyjskiej historii jest rzecz jasna zeszłoroczne referendum niepodległościowe w Szkocji. Media w całym kraju żyły nim przez dobrych kilka miesięcy a wynik niemal do ostatniej chwili pozostawał niepewny. Ostatecznie przewaga zwolenników pozostania Szkocji w Zjednoczonym Królestwie była większa niż się spodziewano ale nie przeszkadza to szkockim nacjonalistom realnie marzyć o powtórzeniu referendum w najbliższych kilku latach.
W oczekiwaniu na referendum unijne można z historii brytyjskich referendów wyciągnąć ważny i uspokajający wniosek, że Brytyjczycy bardzo ostrożnie podchodzą do wszelkich poważnych zmian i w ich ocenie sytuacji zwykle zwycięża racjonalny interes, który w tym przypadku oznacza pozostanie w Unii Europejskiej pod warunkiem przeprowadzenia niezbędnych reform.
Marcin Szczepański, Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.