Protest, który rozpoczął się w środę wieczorem, tak naprawdę swoje efekty pokazał w czwartek rano, podczas godzin szczytu. To wtedy ulice Londynu zapełniły się zdezorientowanymi ludźmi, którzy próbowali dotrzeć do pracy zatłoczonymi autobusami, nielicznymi wolnymi taksówkami czy pociągami.
W mediach społecznościowych zaroiło się od relacji na żywo, zdjęć i opisów tego, co przeżywają mieszkańcy Londynu. Dochodziło do wielu awantur z kierowcami autobusów, którzy do przepełnionych pojazdów nie chcieli wpuszczać kolejnych pasażerów. Często w takich wypadach wzywano policję. Inne osoby opisywały na Twitterze, że czekając na przystanku mieli okazję tylko widzieć mijające ich autobusy i ludzi z „przyklejonymi” do szyb twarzami. Kierowcy bowiem równie często po prostu nie zatrzymywali się już na kolejnych przystankach.
Równie ciężko było z taksówkami. Większość z nich była już zarezerwowana w środę wieczorem, dlatego w czwartek mieszkańcy stolicy próbowali ratować się m.in. korzystając z usług kierowców jeżdżących dla Ubera. To jednak nie było zbyt miłe, bowiem okazało się, że kierowcy „z okazji” strajku metra trzykrotnie podnieśli ceny za przejazd. Wywołało to spore oburzenie w mediach społecznościowych i falę niezbyt przychylny Uberowi komentarzy.
Generalnie do autobusów i taksówek stały ogromne kolejki. Wiele osób, gdy dostało się już do autobusu spotykała niespodzianka w postaci odmowy kierowców, którzy nie chcieli ruszyć z powodu przepełnienia. Tu również spory próbowali łagodzić policjanci. Wielu mieszkańców Londynu docierało do pracy spóźnionych.
– Normalnie moja poranna podróż trwa maksymalnie 45 minut. W czwartek dojechałem po dwóch godzinach. To był koszmar. Mam obowiązek otworzyć urząd pocztowy o 8.30, a tymczasem byłem mocno spóźniony – mówi jeden z podróżnych.
Spora część zdecydowała się na dotarcie do pracy piechotą. Niektórym zajęło to wiele godzin. Za wszelkie niedogodności mieszkańców przepraszał wczoraj burmistrz Boris Johnson. – Niestety musieliśmy przez to przejść. Jednak nie zamierzam się poddać w sprawie nocnych kursów planowanych od września. Związkowcy muszą to zrozumieć. Mam wrażenie, że szefowie związków od wielu lat nabierają złych nawyków, a ich ostatnie decyzji to m.in. efekt rozczarowania rezultatem majowych wyborów – mówi Johnson.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.