Przestałam już liczyć, która by to była z kolei szansa. Ostanie wystarczały na coraz krócej. Nagle taka blokada, niemoc, złość i nienawiść jednocześnie. Pragnęłam tylko, żeby przestał istnieć natychmiast, najlepiej w ułamku sekundy. Odeszłam półtora roku później. A na koniec usłyszałam, że dla nie niego nie jestem już kobietą, że sypiał z innym i że nigdy mnie nie kochał, chociaż żył ze mną przez piętnaście lat i wielokrotnie powtarzał, że jestem tą jedyną, że nie ma dla niego innej na świecie... Kłamał przez te lata, czy konfabulował, bo już na końcu, nie mógł się pogodzić z porażką? – pyta Agata, dzisiaj już siedem lat po rozwodzie. Nie zdecydowała się na kolejny związek. Mówi, że przygląda się mężczyznom, ale boi się zaufać, nie poniesie ryzyka, bo dla niej najważniejsze są dzieci.
Świat runął w jednej chwili
– Tylko mnie „telepnął”. I takiego właśnie użył potem słowa, bo jak mówił, wyjątkowo się zdenerwował. Wówczas często to mu się zdarzało. Kolejny dzień był zły i złe emocje z pracy przynosił do domu. Wszystko było nie tak. Czułam się, jak niewolnik, starałam się go nie rozdrażnić, nie prowokować, wykonywałam tylko swoje obowiązki. Obiad, sprzątnie, zakupy, prasowanie, bo codziennie musiał mieć czystą koszulę do pracy. Awansował, był szefem działu marketingu i zaczął, w swojej opinii, coś znaczyć. Nareszcie był kimś. A ja nadal w jego oczach nadal nikim. Housewife, czyli „kura domowa”, jak przywykł mówić, z tytułem magistra. Znosiłam wiele. Chroniłam przed nim siebie i dzieci. Ciągle je uciszałam, bo tata musiał odpocząć, musi się wsypać... A kiedy nie pracował, potrafił spać całymi dniami. Cierpieliśmy wszyscy – powiedziała Monika, która pół roku temu uwolniła się od swojego rodzinnego oprawcy. Teraz czeka ją sprawa rozwodowa i sprawa o przyznanie opieki nad synami, bo jej partner uważa, że jest nie tylko złą matka, ale przede wszystkim niezrównoważoną osobą. Mimo tego Monika zdecydowała się na ten krok po rozmowie z konsultantem obsługującym polskojęzyczną infolinię. Opowiedziała mu o tym, że bije ją mąż, że już dawno przestała sobie radzić z domową sytuacją, że jest na skraju wyczerpania i nie widzi sensu, by nadal żyć. Monika zapewnia, że gdyby nie ta rozmowa, inaczej pewnie nadal żyła by w przekonaniu, że rozstanie z mężem będzie równoznaczne z odebraniem jej dzieci przez brytyjskich urzędników, pozostaniem bez środków do życia. Od lat nie pracowała, nie miała dochodów i jak wiele Polek na Wyspach, zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem swoich pociech. Dzwoniąc na infolinię przekonała się, że ma jeszcze szansę wieść normalne życie w poczuciu bezpieczeństwa i co najważniejsze, ma prawo do szczęścia. Tam otrzymała pomoc prawną i wsparcie, które pozwoliło jej uwierzyć w lepsze jutro. Dzisiaj zapewnia, że już się nie boi... męża.
Odważyć się, by zacząć mówić...
Monika do decyzji odejścia od męża dojrzewała miesiącami. Bała się o dzieci, o to, że będą musiały wychowywać się bez ojca, a to kłóciło się z wartościami, które wyniosła z domu rodzinnego. Tam nauczono ja, aby „wszystkie rodzinne brudy prać w swoich czterech ścianach”. Prała je latami, jak mówi, „zamiatając problemy pod dywan”, bo łudziła się, że uda jej się stworzyć rodzinę i dom na miarę, tego, jaki pamięta z dzieciństwa. Tylko, że tamten był inny, cichy, spokojny, a w nim kochający się i szanujący rodzice, którzy mają czas dla siebie i dzieci. W rodzinnym domu Moniki wspólnie omawiano problemy, razem szukając rozwiązania. Ten, który stworzyła z Markiem w niczym nie przypominał tego, w którym się wychowała. – Wychodząc za niego nie zdawałam sobie sprawy z tego, że fakt, z jakich pochodzimy rodzin może mieć aż takie znaczenie w naszej przyszłości. Byliśmy młodzi, zakochani, co prawda już wtedy kłóciliśmy się bardzo, i trudno było, aby zwykłej sprzeczce nie towarzyszyły obelgi pod moim adresem ze strony Marka, ale wybaczałam mu, a on zawsze przepraszał, obiecywał, kupował prezenty i kwiaty. Tłumaczył, że jest porywczy, nerwowy, bo nie miał tyle szczęścia w życiu co ja i że jego rodzice rozwiedli się, kiedy skończył siedem lat – mówiła Monika i dodaje, że jej mąż od czasu rozwodu swoich rodziców wychowywał się z despotyczną matką, a swojego ojca prawie nie znał.