Sprawa 30-latki przez brytyjskie media jest często nazywana „new Baby P”, co ma związek z głośnym zabójstwem małego Petera Conelly’ego, który zginął z rąk opiekunów. Tym razem chodzi o „Baby O”, czyli półrocznego syna 30-letniej Polki, który w styczniu trafił do jednego z londyńskich szpitali. Jego matka zadzwoniła po pogotowie, okazało się, że dziecko ma liczne obrażenia głowy. W ich wyniku „Baby O” zmarło.
Kryminalny „staż” w Polsce
Po przeprowadzeniu sekcji zwłok, 30-letnia Polka i jej partner zostali aresztowani pod zarzutem śmiertelnego pobicia dziecka. Tymczasem media zaczęły sprawdzać przeszłość kobiety. Okazało się, że w Polsce była dobrze znana organom ścigania. Uczestniczyła m.in. w napadzie, podczas którego mężczyźnie poderżnięto gardło, po to, aby ukraść mu telewizor i kurtkę – podaje „Daily Mail”.
Na zdjęciu 30-letnia Polka, która odpowie za śmierć swojego dziecka. Fot. Daily Mail
Kobieta została zatrzyma i skazana na 12 lat. Udało jej się jednak uciec i bez problemu wyjechała do Wielkiej Brytanii, i zamieszkała w jednym z londyńskich mieszkań socjalnych. Wraz z partnerem wychowywali półrocznego syna. Tożsamość dziecka nie jest znana. Wiadomo jednak, że “Baby O” od dłuższego czasu było ofiarą przemocy domowej.
Brytyjskie służby sprawdzają, w jaki sposób kobiecie udawało się wieść spokojne życie w Londynie i uniknąć deportacji. Wiadomo, że na Wyspach spędziła dwa lata, zanim organy ścigania wpadły na jej trop. Ale nawet wtedy system nie działał sprawnie. Kobieta pojawiała się w sądzie aż 14 razy, zanim została aresztowana w związku ze śmiercią swojego dziecka.
Długa odsiadka
Teraz będzie odpowiadać przez brytyjskim wymiarem sprawiedliwości, ale czeka ją również dokończenie odsiadki w polskim więzieniu. W 2002 roku, kobieta wzięła udział w napadzie na dom pewnego mężczyzny w Łęczycy. Ofiara była bita, a potem podcięto jej gardło. Trzyosobowa grupa napastników jako łupy zdobyła telewizor i kurtkę, o łącznej wartości tysiąca złotych.
Brat aresztowanej kobiety, który nadal mieszka w Łęczycy, opowiada, że jej rodzina w Polsce wie tylko tyle, że jej dziecko w UK „zmarło w wyniku wypadku”. O swojej siostrze wie tyle, że na Wyspy wyjechała dwa-trzy lata temu.
– Joanna jest załamana. Twierdzi, że to był nieszczęśliwy wypadek. Siostra zawsze opowiadała o synu w bardzo czułych słowach. Nigdy nie dawała mi żadnych sygnałów, że dzieje się coś złego. Mieliśmy tu ciężkie życie. Pochodzimy z biednej, wielodzietnej rodziny. Kiedy Joanna miała 18 lat, wpadła w złe towarzystwo, alkohol i narkotyki. Dostała wyrok za zabójstwo, bo była razem z dwoma kolegami, którzy śmiertelnie pobili ofiarę – wyjaśnia brat aresztowanej kobiety.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk