Kto dostrzeże związek, zwęszy prowokację? Margines oszołomów z nadmiarem wolnego czasu? Masa łyknie to jak bobofruta, bo masa zbytnio przypomina psa Pawłowa – reaguje na dzyń-dzyń i mryg-mryg ze srebrnych ekranów, ale związki przyczynowoskutkowe w obszarze życia publicznego pojmuje z równą łatwością co szympans fizykę kwantową. Ale masa składa się z jednostek, z których wiele całkiem sprawnie manewruje w obszarze zabiegania o swoją korzyść. Bo jednostki, zanim zleją się w szarą breję pod wpływem instynktów stadnych, uruchamianych m.in. za pomocą przekazów medialnych, potrafią wytężyć umysł – gdy leży to w ich bezpośrednim interesie. Problem pojawia się, gdy trzeba zużyć trochę kalorii i włączyć myślenie długodystansowe. Łatwiej sięgnąć po wnioski podtykane pod nos przez manipulatorów, niż pofatygować umysł i sprawdzić, jakie licho czai się za rogiem. Nie bądźmy matołami (taki nieśmiały apel). Zamiast wściekać się na czarnych, „ciapatych”, „beżowych”, wściekajmy się raczej na tych, którym nie chce się ruszyć mózgiem, by zrozumieć taktykę władzy. Władzy, która „rozgrywa” nas niemal na każdej płaszczyźnie życia społecznego. Stopniowo – choć coraz szybciej – pozbawia nas wolności, prywatności, możliwości samostanowienia, zarządzania swoim losem i odbiera coraz większą część wypracowanego przychodu. A wybuchowa mieszanka kulturowa, stworzona w imię multikulturalizmu, jest jednym z narzędzi do tego celu. Bo idea multikulti od początku do końca wymyślona została w gabinetach think tanków, pracujących dla naszych „sterników”. I u swoich źródeł nie miała nic wspólnego z tolerancją, rekompensatą za lata kolonializmu i tym podobnymi bredniami. Rozdmuchiwaniem takich łzawych historyjek przez dekady zajmowali się lewicowi „intelektualiści”, aktywiści społeczni z aspiracjami zbawiania świata i inni zmanipulowani sentymentaliści (z wydatnym udziałem celebrytów), którzy pojmują rzeczywistość przez pryzmat piosenek Beatlesów.
Faktyczną inspiracją i celem multikulti była i jest socjotechnika. Sterowanie społeczne przez wywoływanie napięć, podsycanie ognisk zapalnych. No bo jaki odpowiedzialny rząd, któremu zależy na silnym państwie, zdrowej gospodarce, zadowolonym społeczeństwie, które zagwarantuje mu reelekcję, otwierałby granice kraju dla ludzi z kompletnie odmiennej kulturowo części globu? Niezbędna siła robocza? W Polsce zapotrzebowanie na taką „niezbędną siłę” realizują m.in. pracownicy kontraktowi z Chin i Korei Północnej, którzy uwijają się z robotą, a po wykonaniu zadania wracają do domu. Jeśli w UK brakowało rąk do pracy, wystarczyło wcześniej sięgnąć po „swojskich” Polaków, zamiast na oścież otwierać furtkę dla muzułmanów i innych szamanów z Trzeciego Świata. Trzeba być ciężkim idiotą, by decydować się na takie posunięcie w nadziei na asymilację ludzi przeszczepionych na brytyjską ziemię z kompletnie innej bajki.
Ale władza nie jest głupia – bezdennymi durniami są natomiast ci, którzy wyzywają decydentów od kretynów, by ulżyć swoim frustracjom, zamiast starać się przebić przez stek kłamstw, pichconych dla ociężałego umysłowo społeczeństwa, i dostrzec faktyczne intencje pozornie chaotycznych i „głupich” działań władzy. By zrozumieć, co naprawdę dzieje się w państwie, regionie i na świecie, trzeba postrzegać politykę i przemiany społeczne w perspektywie długofalowej, przez pryzmat ich dynamiki i kierunku rozwoju. Do tego nie trzeba mieć głowy jak kredens – wystarczy zrozumieć prosty mechanizm: że władza nie chce dobrze, że władza to nie demokratycznie wybrana większość parlamentarna, że władza to najwyższa, najbogatsza kasta społeczna, skryta za parawanem oficjalnych instytucji, jadąca na grzbiecie większości w dążeniu do ostatecznego zabezpieczenia swojej pozycji i poddania ostatecznej kontroli wszystkich, którzy nie zaliczają się do jej wąskiego kręgu. Jeśli tego nie pojmiemy, będziemy bełtać się w doraźnych emocyjkach, okładać pustymi sloganami i polować na fantomy. Aż władza zamknie nam buzie na siedem spustów, do reszty wyjałowi umysły i zapuszkuje w elektronicznych więzieniach.
Pan Dobrodziej