Pod koniec kwietnia odsetek zarejestrowanych bezrobotnych w krajach strefy euro wyniósł 12,1 proc. Oficjalnie bez pracy było 19,21 miliona osób. W najgorszych opałach jest oczywiście Grecja, gdzie stopa bezrobocia w styczniu wyniosła 27,2 proc. I niebawem wzrośnie, bo Ateny zapowiedziały redukcję 15 tys. etatów w administracji publicznej – choć akurat ten krok może przynieść gospodarce więcej korzyści niż strat. Niewiele lepiej jest w Hiszpanii, Portugalii i we Włoszech, a we Francji liczba bezrobotnych sięgnęła 5 milionów – historyczny rekord dla tego kraju. W wymienionych państwach zatrudnienia nie ma grubo ponad połowa młodych do 25. roku życia. Z Irlandii – niedawnej „zielonej wyspy” – w zeszłym roku wyjechało 63 tys. osób. Coraz gorzej przedstawia się też kondycja ekonomiczna Niemiec, które – według bałamutnych diagnoz głównonurtowych „ekspertów” – dotychczas „ratowały” unijną gospodarkę przez udzielanie kredytów europejskim tytanikom. Sytuacja jest dramatyczna nie tylko na Starym Kontynencie, ale w skali całego świata. Według danych Międzynarodowej Organizacji Pracy, w 2012 r. z rynku zatrudnienia wypadło 39 milionów osób.W tych pogodnych okolicznościach przyrody José Manuel Barroso, niegdyś maoista, a obecnie przewodniczący Komisji Europejskiej, obiecuje „przywrócenie nadziei, szczególnie dla młodych ludzi” za pomocą „pakietu przeciw bezrobociu”.
Nadzieja, która ponoć umiera ostatnia, to bezcenny towar – i absolutny „must-have” politycznego PR-u. Zdolność do dystrybuowania nadziei wśród społeczeństwa daje ogromną władzę, szczególnie tym, którzy posiadają formalne narzędzia kształtowania życia publicznego. Z prostego powodu: ludzie zniosą wiele, by móc trwać w słodkim odrętwieniu – bo to, zdaje się, ich naturalny stan. Wystarczy, że mają nadzieję na poprawę swojego bytu, a przynajmniej nieokreślone, lecz pokrzepiające „jakoś to będzie”. Dlatego tak istotne są kolejne obietnice, programy, projekty i inne cuda na kiju. Pomagają one podtrzymać iluzję, że prędzej czy później coś drygnie, zaskoczy i życie – a nie wegetacja – się potoczy. Przykładów na to, jak obietnice polityczne działają w realu jest bez liku. Wystarczy choćby poczytać program wyborczy Platformy Obywatelskiej z początku jej pierwszej kadencji i skonfrontować go z faktycznymi działaniami tej partii. Ale trzymając się rynku pracy – zeszłego lata wierchuszka UE zaplanowała utworzenie „funduszu gwarancyjnego” dla młodych, który miałby poprawić ich sytuację na rynku pracy. Minął prawie rok – i co? Proszę sobie odpowiedzieć – można rzucić nasuwającą się skatologią, której mi nie wypada użyć.
Oczywiście, że żadne fundusze gwarancyjne ani inne fidrygałki ubrane w poezję medialnej nowomowy nie popchną gospodarki, nawet jeśli doczekają się instytucjonalnego urzeczywistnienia. Bo nie o to w całym tym cyrku chodzi. (Gdyby o to chodziło, recepta jest znana od stuleci: standard złota i wolny rynek.) Chodzi o coś wręcz przeciwnego – żeby rozkręcić kryzys na całego, wydoić z ludzi, ile się da, doprowadzić ich do granic cierpliwości i rozpaczy, rozniecić niepokoje, protesty i zadymy. Po co? Bo tylko w ten sposób można przeprowadzić radykalne rozwiązania społeczne i przyspieszyć globalne zmiany, których kierunek i cel powinien być już widoczny gołym okiem dla wszystkich przytomnych. No bo jak można nie dostrzec tej konsolidacji władzy na skalę ponadregionalną i globalną (Unia Europejska, nadchodząca transatlantycka unia gospodarcza, ASEAN, EaWG, Unia Afrykańska, fikcyjne problemy światowe w rodzaju globalnego ocieplenia czy realne, ale sztucznie wywołane, w rodzaju kryzysu finansowego, domagające się „solidarnego”, globalnego rozwiązania)? I jak można nie dostrzec postępującego ograniczania wolności gospodarczej, za które odpowiada sojusz międzynarodowych korporacji i ponadnarodowej biurokracji? W tak niegdyś wolnorynkowym kraju jak USA odsetek osób prowadzących działalność jest obecnie najniższy w historii. Zamiast podejmować realne działania w walce z kryzysem, administracja Obamy mnoży paragrafy i dokręca podatkową śrubę. Kto serio wierzy, że bożyszcze amerykańskiej lewicy próbuje ratować kraj?
Powiedzmy sobie wprost: nie istnieją realne plany walki z kryzysem. Istnieje „waleczna” retoryka antykryzysowa i realne plany wielkiego „skoku cywilizacyjnego” – z rzeczywistości społeczeństwa (wciąż jeszcze) otwartego do rzeczywistości społeczeństwa zamkniętego. Inwigilowanego, kontrolowanego i sterowanego dzięki zdobyczom nowych technologii. I to głównie w tym – technologicznym – sektorze będą powstawać miejsca pracy. Dla młodych, wykształconych przedstawicieli zaplecza technicznego nowego wspaniałego świata.
Pan Dobrodziej