Czego to rodzice w UK nie zrobią dla swoich dzieci, a zwłaszcza dla dobrej szkoły, która nie znajduje się bardzo często w rejonie ich zamieszkania. Wyjść mają kilka. Jednym z legalnych jest przeprowadzka do dzielnicy, która należy do rejonu upragnionej szkoły. Ale wielu rodziców kłamie – podają fałszywe miejsca zamieszkania, udają osoby wyznania rzymskokatolickiego, podają jako adres zamieszkania dziecka dom dziadków czy innych dalszych członków rodziny. Rośnie więc liczba mniejszych i większych oszustw, a jednocześnie rośnie też grono rodziców przyłapanych na nielegalnych zachowaniach. Ze statystyk wynika, że w ciągu ostatnich pięciu lat liczba oszustw związanych z zapisywaniem dzieci do szkół wzrosła aż jedenastokrotnie.
Widać więc, że walka o miejsca w najlepszych publicznych szkołach trwa w najlepsze. W ostatnich latach aż trzykrotnie wzrosła liczba przypadków skreślenia dziecka z listy uczniów lub odrzucenia podania, po tym jak kłamstwo rodziców wyszło na jaw.
Zdaniem ekspertów od edukacji, cytowane obecnie przez media liczby, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wynika to m.in. z faktu, że niektóre lokalne władze są bardziej aktywne na polu walki z oszustwami, a inne są bardziej pobłażliwe. Żeby zapobiec oszustwom, aktywne lokalne władze proszą o dołączenie do aplikacji potwierdzenie adresu. Co jakiś czas przeprowadza się też wyrywkowe kontrole, sprawdzając bazę płatników podatku lokalnego lub listy wyborców. Jednak najwięcej sfałszowanych podań wychodzi na jaw po życzliwym donosie przygotowanym przez innych rodziców.
Sposoby na oszukanie są dość podobne we wszystkich rejonach UK. Rodzice najchętniej podają adres dalszych krewnych, jak ten pod którym mieszka ich dziecko. Bardzo często też podawany jest adres wynajmowanej nieruchomości, w której tak naprawdę nikt z rodziny ubiegającej się o miejsce nie mieszka. Zdarza się też, że rodzice „wymyślają” rodzeństwo dla dziecka, bo to również jest brane pod uwagę podczas rekrutacji. Lista sposobów jak bardzo długa, ponieważ są one ograniczone tylko wyobraźnią rodziców, a ta jak wiadomo może być bujna.
- W imieniu wszystkich rodziców, którzy nie posuwają się do kłamstw i oszustów, musimy dalej walczyć z tego typu praktykami. Chodzi głównie o to, aby miejsca w szkołach trafiały do dzieci, którym się to naprawdę należy. Musimy się bronić przed zachowaniami osób bez skrupułów – mówi prof. Alan Smithers z Buckingham University. – Moim zdaniem oficjalne dane to tylko ułamek prawdy. Jeśli lokalne władze przyjrzałyby się głębiej skali zjawiska na swoim terenie, liczby mogłyby być naprawdę powalające – dodaje Smithers.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk