Firmy produkują szmelc, by zmusić nas do nieustannego kupowania. Towar projektowany jest w taki sposób, by psuł się tuż po upływie okresu gwarancji. Oszustwo? Owszem. A zarazem fundament nowoczesnej gospodarki.
Zaczęło się od żarówki. Niegdyś – solidnego towaru. Najstarszy działający egzemplarz świeci bez przerwy od 1883 r., obchodzi więc właśnie swoje 130. urodziny. Sprawy poszły w złym kierunku w Wigilię 1924 r. Tego dnia w genewskim hotelu Noble doszło do spotkania potentatów branży oświetleniowej. Szefowie firm General Electrics, Osram i Philips zawarli tajny układ, któremu nadali nazwę Phoebus. Przewidywał on zwiększenie obrotów branży przez zaprojektowanie produktów o mniejszej trwałości. Konkretnie – uradzono, by czas działania żarówki skrócić z 2500 do 1000 godzin. Cel osiągnięto po niespełna 20 latach. Firmy, które wyłamywały się z umowy, płaciły wysokie kary lub wypadały z rynku. O wpływach tego układu świadczy fakt, że gdy w 1942 r. wybuchła afera związana z ujawnieniem dokumentów potwierdzających istnienie „projektu” Phoebus, postępowanie sądowe wlokło się do lat 50. i zakończyło... wygraną członków kartelu.
Tak wygląda początek historii planowanego postarzania produktów (planned obsolescence). Jej ciągu dalszego doświadczamy na co dzień. Przedwcześnie zdechła bateria w laptopie, monitor z martwymi pikselami, silnik w blenderze spalony miesiąc po wygaśnięciu gwarancji, kieszenie w spodniach przecierające się po kilku dniach noszenia w nich kluczy, „dwutygodniowe” podeszwy w chińskich trampkach. Litania sprzętów i patentów, przy użyciu których jesteśmy robieni w balona, wypełniłaby książkę telefoniczną. W internecie aż roi się od opisów „przypadłości” rozmaitych cudów technologii, mechanizmów awaryjności zastosowanych przez producentów, a w niektórych przypadkach sposobów na ich obejście lub zneutralizowanie. Sprawa została wnikliwie przedstawiona w dokumencie „Spisek żarówkowy – Historia zaplanowanej nieprzydatności produktów” koprodukowanym przez francuską i hiszpańską telewizję, a także w książce „Made to break. Technology of obsolescence in America” autorstwa kanadyjskiego dziennikarza Gilesa Slade’a. Wnioski są ponure – współcześni inżynierowie na korporacyjnym wikcie główkują nie tylko nad tym, jak wyprodukować lodówkę z fejsbukiem czy pralkę z playstation, ale również, jak zmajstrować do takiego cacka tajny mikrokomponent, który padnie tuż po upływie okresu gwaranycjnego, czyniąc cały sprzęt niezdatnym do użytku. To dłubanie w śrubkach wcale nie rozgrywa się pod osłoną nocy i w obawie przed nalotem inspektorów z UOKiK-u. Planowane postarzanie produktu to może i dyskretny mechanizm gospodarczy, lecz usankcjonowany „uzusem” na tyle, że jego omówienie wchodzi w skład kanonu nauczania w szkołach dla projektantów i inżynierów.
Można się dziwić, że temat wypływa późno i z mozołem. Ale przecież pierwsze jaskółki donosiły o przekręcie ponad pół wieku temu. Tyle że opinia publiczna ma krótką pamięć i inne problemy na głowie, by zajmować się sprawami zahaczającymi o abstrakcję. Obecnie, dzięki łatwości wymiany informacji, jaką jeszcze przez pewien czas będzie zapewniał internet, sprzysiężenie psujów powoli dociera do świadomości społecznej. Jednak by nastąpiła konkretna instytucjonalna reakcja w tej sprawie, potrzebny jest rozgłos co najmniej taki, jakiego dorobił się temat ACTA. Okazja do rozbębnienia producenckiego spisku nadarzyła się w 2009 r., gdy Unia, Stany Zjednoczone i kilka innych postępowych państw zaczęło wycofywać z obiegu tradycyjne żarówki. Tym intrygującym działaniom przyświecał – jak zawsze – szczytny cel: ochrona środowiska. Ekolampy, mające zastąpić wolframowe żarówki, ponoć żrą mniej prądu, a więc emitują mniej dwutlenku węgla. Oczywiście, lichym żartem byłoby pytanie, czy biurokraci obliczyli, ile CO2 generuje namnażanie towarów – w tym żarówek – z zaprogramowaną datą przydatności. I ile zgubnego CO2 oszczędzilibyśmy atmosferze, gdyby z taśm schodziły produkty zaprojektowane do jak najdłuższego użytku. Planned obsolescence jest najlepszym dowodem na to, że urzędowa troska o środowisko to zwykłe tupeciarstwo. Walenie obywatela w łeb propagandową pałką w bezczelnym przekonaniu, że obywatel nie tylko skutecznie nie podskoczy, ale nawet nie zada skutecznie pytania. Skutecznie, czyli w taki sposób, by któryś z pałkarzy na wysokim stołku pofatygował się z udzieleniem wyjaśnień.
Oczywiście i na taką niewygodną okazję istnieje narracja strawna dla publiki. Mianowicie: postarzanie produktu to fundament nowoczesnej gospodarki i rynku pracy – bez zaprogramowanych na zepsucie towarów fabryki by stanęły, a bezrobocie poszybowało. Przecież spisywanie sprzętów AGD i RTV na straty po dwóch, trzech latach użytkowania to gwarancja zatrudnienia nie tylko dla ludzi przy taśmie czy projektantów, ale również m.in. dla sprzedawców, logistyków, a przede wszystkim tuzów z branży reklamowej, którzy dwoją się i troją, by przekonać Kowalskich, że nowa plazma mruga o 1000 herzów cudniej niż ta sprzed pół roku. Cały ten interes przypomina roboty publiczne, w ramach których jedna brygada kopie doły, a druga je zasypuje. Jednak tylko osoba obdarzona niezwykłą poczciwością umysłu może uwierzyć, że istotą „żarówkowego spisku” są miejsca pracy. Bo poza tym, że chodzi o pieniądze, chodzi – przede wszystkim – o władzę. Korporacje zrzeszone w kartelu, tworzą de facto monopol, który wsysa lub wycina konkurencję, regulując wszelki postęp na swoim terenie. Dotyczy to nie tylko branży oświetleniowej, ale każdej innej kontrolowanej w ten sposób. Jeśli więc jakiś błyskotliwy młody technik wpadnie na pomysł, jak stworzyć lampę zasilaną azotem z powietrza, to raczej nie będzie miał szans, by wejść na rynek – a tym bardziej się na nim wymościć – ze swoim genialnym wynalazkiem. Bo nad wszystkim sprawuje pieczę kartel, który kontroluje i dozuje postęp w trosce o zachowanie własnej pozycji. A nam pozostaje kopać i zasypywać doły, z pogodnym przeświadczeniem, że tworzymy wartość dodaną i pomnażamy bogactwo.
Na szczęście istnieje sposób, by zatrzymać pieniądze przy sobie, zamiast wydawać je na zamiennik zepsutego towaru. Wystarczy zadbać o to, by sprzęt padł przed wygaśnięciem gwarancji. Przykładowo – jeśli chcemy przedłużyć żywotność młynka do kawy, dojeżdżamy go na wysokich obrotach, aż poczujemy swąd spalonego silnika. Oczywiście żywotność tego konkretnego młynka przeminęła z wiatrem, ale fortel polega na dokonaniu podmianki żywotności młynka A na żywotność młynka B. W tym celu idziemy ze zdechlakiem (młynek A) do autoryzowanego serwisu i tłumaczymy pani serwisantce, że towar odmówił współpracy. Pani serwisantka kiwa głową ze zrozumieniem wynikającym ze znajomości mechanizmu planowanego postarzania produktów i podsuwa nam do wypełnienia stosowny druczek. Podajemy dane kontaktowe i mniej więcej po dwóch tygodniach odbieramy identyczny młynek – tyle że funkiel nówkę. I cieszymy się towarem przez kolejne niespełna dwa lata. No bo przed upływem okresu gwarancji powtarzamy czynność przedłużenia żywotności.
„Spisek żarówkowy nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności”
Andy, chcesz wyeksplatować TV, włącz na jakąś idiotprodukcję (90% oferty programowej), zaproś wszystkich sąsiadów i ... niech patrzą z całej siły, niech patrzą... coś musi pierdyknąć... :-)
@Mazury - Ciekawa informacja z tym open source przedmiotów, szczególnie ta permakultura. Problemem jest pewnie samodzielna produkcja, ale jeśli drukarki 3d się rozpowszechnią, to to faktycznie może być niezły sposób wykorzystania tego typu os.
Ja tez nie czytam Onetu, ale akurat ktos przyslal mi ten artykul w piatek. Napisalam, ze brzmi jak plagiat, nie ze jest na 100%. Byc moze nagle wszyscy zaczeli to samo walkowac i brzmi bardzo podobnie. Tam tez bylo na poczatku o tych zarowkach.
Richmond -masz rację.
tylko, że ja to czytałem nie na onecie (bo tam nie zaglądam).
mowa była o oszukiwaniu klienta.
Pan dobrodziej...
nie jestem pewien -ale chyba chodzi mi o artykuł o telewizorach - chyba na WP.
ale nie będę się zakładał -bo to parę miesięcy temu było...
@Andypolo - Najłatwiej ten patent zastosować do prostych urządzeń AGD (jasne, mogłem doprecyzować - mój błąd:), ale myślę, że również w przypadku bardziej zaawansowanych sprzętów może się sprawdzić. Jeśli różne próby "przeeksploatowania" czy "przegrzania" się nie sprawdzą, zawsze można zajrzeć na stronę w rodzaju ifixit i postępować odwrotnie do wskazówek:) W serwisach mają ogromny przemiał sprzętów, poza tym zdają sobie sprawę z całego mechanizmu, więc raczej nie robią problemów z wydaniem nowego egzemplarza
@Richmond - Nie osłabiaj mnie. Nigdy w życiu nie popełniłem świadomie plagiatu. Fakt, że piszę we wstępie o projekcie Phoebus, o którym wspominają chyba wszystkie ostatnie opracowania na ten temat, naprawdę nie znaczy, że popełniam plagiat. Tym bardziej, że cały tekst ma charaker, jak to felieton, jednoznacznie autorski.