Na trasie zawodnicy stoczyli walkę nie tylko z przeszkodami i lodowatą wodą, z pływającą krą, do której wpadali co chwilę, ale przede wszystkim stoczyli prawdziwą wojną z własnymi organizmami i psychiką. O twardzielach z Polski pisaliśmy
tutaj.
Karol Wojtowski, Bartosz Pundyk i Michał Chrapa z ekipy Rzetelnej Firmy wspólnie z 5 tysiącami zawodników z całej Europy mieli do pokonania 15 kilometrów, choć dystans może nie wydawać się długi, ale to co czekało ich na trasie łamało niejednego twardziela. Przez ponad trzy godziny brodzili w wodzie o temperaturze minus 1, nurkowali pod drewnianymi palami, wdrapywali się na pale, liny. Z kilogramami błota na całym ciele wchodzili na ogromne przypominające fortece plątaniny siatki, drutów kolczastych i drewnianych desek. Wielu włosy stawały dęba, gdy przebiegali betonowym tunelem i wskakiwali do wody a na wysokości ich głów był drut pod napięciem. Potem znowu skok do wody a na grząskim terenie ściana ognia, którą także musieli pokonać.
- Elektryczny pastuch to przy tym nic - mówił po dobiegnięciu na metę, szczękając zębami Bartosz Pundyk. Najgorsza była woda, organizatorzy zaplanowali nam nie tylko darmową kriokomorę, ale też baseny, tylko bez podgrzewanej wody. Gdy wskakiwałem do kolejnego rowu z wodą i zanurzałem głowę, wyłem z bólu, skórcze łapały nas pod koniec kilka razy. Nogi miałem jak z betonu, wydawało mi się, że już dalej nie dobiegnę, a jednak wszyscy wzajemnie się dopingowaliśmy i udało się!! Możemy o sobie powiedzieć twardziele:-)
Jeśli jeszcze któryś ze znajomych będzie narzekać latem, że woda jest za zimna, to wtedy zaproponuje mu start w Tough guys - żartuje Karol Wojtowski. Z tym wyczynem niczego nie da się porównać, jestem szczęśliwy, że udało mi się dobiec do mety, choć w połowie trasy naprawdę miałem dość. Trzęsły mi się nogi, sprawdzałem co chwilę czy mam ręce, bo ich nie czułem. Wiele osób nieprzytomnych ze zmęczenia i zimna wyciągali z wody ratownicy, wtedy powiedziałem sobie, że muszę dobiec do mety. Zajęło nam to trzy godziny - ostatni z zawodników finiszował dwie i pół godziny później, więc nie będę narzekać -dodaje Wojtowski.
Na metę z uśmiechem wpadł Michał Chrapa, on finiszował jako pierwszy z Polaków. - To było coś niesamowitego przygoda życia, tak samo niesamowita jak i straszna - mówił Chrapa. - Brneliśmy w błocie po kolana, kilka osób zgubiło po drodze buty, kiedy wbiegałem do ogromnego jeziora, w którym chwilę wcześniej nurkowie łamali krę było mi już wszystko jedno, nie czułem swojego ciała, starałem się myśleć o mojej małej córeczce i o tym, że pewnie niedługo meta - tak dotrwałem:-)
Na całej trasie kibicowało zawodnikom wielu Anglików, częstowali ciepłymi napojami, okrzykami zagrzewali do dalszej walki. Tegorocznej edycji Tough Guys nie ukończyło jednak ponad tysiąc osób, wiele z nich trafiło do szpitala. To jednak dane nieoficjalne. Ostateczne statystyki i wyniki biegu poznamy dopiero za kilka dni.
inf. pras.