36-letni James Hassell zmarł podczas wypadku, do którego doszło na trasie A417 w pobliżu Farringdon w marcu ubiegłego roku. Śledztwo potwierdziło, że motocyklista zderzył się z samochodem podczas manewru wyprzedzania auta. Sąd próbuje teraz ustalić, czy winę za zderzenie ponosi motocyklista, czy Polak kierujący samochodem – czytamy w serwisie BBC News.
Jeszcze pięć lat temu Hassell, jako instruktor lotów helikopterem szkolił księcia Williama w wojskowej bazie w Yeovilton. 10 marca ubiegłego roku 36-latek i jego kolega wybrali się na przejażdżkę motorami. Kolega Hassella, który jechał za nim, jest naocznym świadkiem wypadku. W procesie zeznał, że obaj jechali z prędkością około 70-80 mil na godzinę, ponieważ planowali wyprzedzić ciężarówkę jadącą przed nimi. Podczas tego manewru, samochód skręcił w prawo uderzając w motor Hassella.
– Nie widziałem włączonych kierunkowskazów ani przed zakrętem, ani podczas skręcania. Samochód był w ciągłym ruchu, tak jakby kierowca nie widział Jima – twierdzi Matthew Coverley
Swoją wersję przed sądem przedstawił też Marek Kucała. Kierowca ciężarówki twierdzi, że widział w lusterku jednego z motocyklistów i przed rozpoczęciem manewru skręcania włączył kierunkowskaz. - Sygnalizowałem skręt dużo wcześniej przed wjazdem do Manor Farm, bo dobrze znam tę trasę i wiem gdzie trzeba skręcić. Za pierwszym razem w lusterkach nie widziałem nikogo. Kiedy byłem już na środku drogi, spojrzałem drugi raz i wtedy dostrzegłem motocyklistę. Próbowałem go ominąć, a potem uciec na pobocze. To wszystko jednak działo się w ułamkach sekund. To trudne do opisania – mówi Polak.
Kolejna rozprawa już wkrótce.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk