Kasia1984
Miejsce zamieszkania: Luton
Wiek: 28 lat
Stan cywilny: panna
Dzieci: nie ma
Kaśka faceta przez internet szukała mniej więcej trzy miesiące. Znajoma poleciła jej serwis na stronie dziennika „Guardian”. – Co miesiąc płaci się 30-funtowy abonament, ale okazało się, że warto te pieniądze wydać – zapewnia. W trakcie rejestracji musiała wypełnić niezwykle szczegółowy kwestionariusz. Pytania dotyczyły jej upodobań, doświadczeń, oczekiwań i tysiąca innych rzeczy z jej życia. – Dzięki temu trafiają na siebie osoby o podobnych profilach i nie muszę się martwić, że odezwie się do mnie jakiś mięsożerny kowboj, który głosuje na BNP – wyjaśnia.
Znajomość z Glynem nie zaczęła się tak od razu.
– Zauważyłam, że na mój profil zagląda jakiś facet. Początkowo nie zwracałam jednak na niego żadnej uwagi, ponieważ mieszkał w jakimś miejscu, którego nazwy nawet nie potrafiłam wymówić, a ja szukałam kogoś z Londynu – wspomina. Dopiero kiedy okazało się, że pomimo upływu czasu odwiedziny tajemniczego wielbiciela nie ustają, Kaśka zdecydowała, że to ona wykona ten pierwszy krok. Szybko się zresztą przekonała, że mają wiele wspólnych tematów. Listy, jakie do siebie wysyłali, robiły się coraz dłuższe i pojawiało się w nich coraz więcej nadziei na dalszy rozwój znajomości. W końcu zdecydowali, że się spotkają. – Sprawa od początku była skomplikowana, bo Glyn mieszka w Walii i musieliśmy się dogadać, kto kogo odwiedzi pierwszy – opowiada.
Jego wizyta rozpoczęła się od kłopotliwego milczenia.
– W mojej kuchni stał w sumie obcy mężczyzna. W dodatku obydwoje wiedzieliśmy, po co do mnie przyjechał. Przecież poznaliśmy się na stronie internetowej, która łączy ze sobą ludzi w pary – wyjaśnia. Tym razem to on pierwszy przełamał lody.
– Zapytał się, czy palę trawkę, więc otworzyłam swoje puzdereczko i zrobiłam skręta – śmieje się. Potem był długi spacer za miasto i rozmowy, które bardzo szybko osiągnęły temperaturę, do jakiej rozgrzewały się wcześniej wymieniane pomiędzy nimi listy. Tydzień później Kaśka pojechała do niego.
– Od razu zakochałam się w okolicy. Jego dom otaczają takie same góry jak nasze Bieszczady – zachwyca się. Glyn jest garncarzem i przy domu ma swój warsztat.
– Właśnie tak sobie wyobrażałam swoje życie – rozmarza się Kaśka.
Kiedy rozmawiamy, właśnie pakuje walizki. Na stoliku leży bilet na autobus do Cardiff. Jutro będzie tam na nią czekał Glyn. Potem razem pojadą do jego domu w górach. I będą żyli długo i szczęśliwie.
Jakub Ryszko, Cooltura