W połowie marca inspektorzy północnoirlandzkiego resortu zdrowia skonfiskowali dużą liczbę leków w polskich sklepach dla zbadania, czy są dopuszczone do handlu bez recepty. Jeśli stwierdzą, że leki nie mogą być dostępne w wolnej sprzedaży, są wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem lub mogą być szkodliwe dla zdrowia, to zostaną wycofane. Właścicieli polskich sklepów formalnie ostrzeżono, że nielegalna sprzedaż leków grozi nieograniczoną grzywną lub karą pozbawienia wolności do lat dwóch. Jest to już druga taka akcja w ostatnich tygodniach.
Z końcem lutego poinformowano o akcji inspektorów Medicines and Healthcare Products Regulatory Agency i policji w polskim sklepie Danio w Southampton, który miał sprzedawać legalną w Polsce
Tantum Rosę, wykorzystywaną przez nastolatków do odurzania się Lek zawierający benzydaminę nie jest dopuszczony do sprzedaży w Wielkiej Brytanii. W Polsce stosuje się go m.in. do higieny osobistej i w niektórych schorzeniach, a także przed- i pooperacyjnie w ginekologii. Policja otrzymała doniesienia, że można go kupić na Wyspach, po przesłuchaniu nastolatków, najprawdopodobniej polskich, rozrabiających w styczniu na miejscowym cmentarzu. W trakcie dochodzenia wyszło na jaw, że młodzi ludzie byli pod wpływem leku produkowanego w Polsce.
Działania władz BHP uzasadnia troska o to, że leki, do których instrukcja jest po polsku, mogą być niewłaściwie wykorzystane. Sprzedaż leków, obojętnie, czy szkodliwych, czy nie, w tym preparatów ziołowych, niedopuszczonych do obrotu jest naruszeniem procedury ich rejestracji, a zatem wykroczeniem. Niewykluczone, że wielu polskich sklepikarzy nie zna przepisów lub też nie chce sobie nimi zawracać głowy.
Oprócz leków nieposiadających tutejszego certyfikatu i ulotki po angielsku sklepy spożywcze nastawione na imigrantów z nowych państw UE sprzedają tanie wódki samogonowe, w których nie wiadomo, co jest. Amatorzy takich trunków trafiają do szpitala z objawami zatrucia, a lekarze nie mogą im pomóc, ponieważ nie wiedzą, co wypili. O sprawie pisał ostatnio „British Medical Journal”, choć bez wskazania na polskie sklepy. Sklepy to niewątpliwy sukces polskiej przedsiębiorczości, ale czas, by sklepikarze, których jest coraz więcej, zorganizowali się w związek dla egzekwowania wspólnych standardów i obrony interesów. W przeciwnym razie zostaną rozjechani przez lobby BHP.
Andrzej Świdlicki, Cooltura