Bycie opiekunem to nie tylko nieskazitelny serwis, ale znacznie więcej, niż nakarmienie, umycie, podanie leków. Profesjonalna opieka to troska, to gest, uśmiech, danie poczucia bezpieczeństwa, dobrego słowa, a bardzo często wielu słów. Właśnie tego potrzebują pacjenci: Empatii, bezpieczeństwa i dobrego słowa. Pani Krystyna, oprócz wymienionych niezbędnych cech, posiada coś jeszcze: Magiczną czarodziejską maść. Jaką?
- To taka moja czarodziejska maść, w którą wszyscy pacjenci wierzą, że pomaga, a to jest tylko placebo. Pomaga, bo oni potrzebują zainteresowania, rozmowy, dotyku, ciepła. „Cristina, put cream on me”. Wszyscy z personelu wiedzą, że muszę lecieć z tym kremem i smarować, głaskać, uspokajać. Nawet śmieją się ze mnie, że czarownica na miotle jestem, ale niektóre afrykańskie pielęgniarki patrzą na mnie z szacunkiem – uśmiecha się pani Krystyna.
Maść „Cristyna” naprawdę działa. Oto prosty przykład: - Na nocnej zmianie nad ranem budzi mnie buzzer, nie powinnam spać, ale zmiana była ciężka, oczy same się zamykały, ale nic to, poderwałam się, lecę do pacjentki, a ona płacze: „Tu, w gardle, dławi mnie kartofel, nie mogę oddychać”. A co w tym dziwnego, że nie mogła oddychać i dławił ją kartofel, jeszcze pewno surowy? Mnie by też dławił! Od roku nie mogła się doczekać na wizytę córki. Co miałam zrobić? Wytłumaczyłam, że to tylko zły sen, że kartofli na obiad nie było, więc dławić nic jej nie może, ale posmaruję ją maścią, taką leczniczą i wszystko przejdzie. I przeszło, zasnęła.
Time to sleep
Życie to nieskończoność, ale życie człowieka to krótka chwila, która mija bardzo szybko. Czasami za szybko. Człowiek nie uświadamia sobie, że jest śmiertelny, że jest skończony już na samym początku egzystencji. Nie uświadamia sobie tych faktów, bo są zbyt bolesne. Człowiek boi się przemijania, starości, choroby i wszystkiego, co wiąże się ze śmiercią, nie tylko swoją, ale najbliższych również. Często zapomina lub nie chce pamiętać, że gdzieś na końcówce swojego życia z dala od rodziny, dzieci, wnuków, leży ktoś bardzo bliski.
- Drzewa umierają stojąc. Starzy ludzie umierają leżąc. W bólu, w cierpieniu, w trwodze. Tak, jak się urodzili. Nadzy, w pieluchach i jak niemowlęta niezrozumiali dla otoczenia. Nie są nikomu do niczego potrzebni. Najczęściej umierają nad ranem. Samotni. W poczuciu, że ich starość, to ciężar ponad siły dla ich rodzin. Nie córka, syn, wnuczka trzyma ich za rękę, tylko opiekun, a najczęściej nikt – opowiada pani Krystyna, która nie jedną osobę za rękę trzymała.
W Nursing Home wciąż mieszkają kombatanci z II wojny światowej; ojcowie rodzin, mężczyźni, którym do głowy by nie przyszło, że ostatnie chwile życia spędzą przykuci do łóżka w asyście obcej osoby, a przecież każda z tych osób ma swoją historię, mniej lub bardziej szczęśliwą, radosną; każda z nich kiedyś była silna, niezależna i potrzebna. Niektórzy byli bohaterami, inni politykami, znanymi sportowcami, a dzisiaj? Dzisiaj nie godzą się ze swoim odejściem, krzyczą, płaczą, proszą o więcej światła, wzywają bliskich, walczą do ostatniej sekundy. Im silniejsi byli za życia tym bardziej nie chcą go oddać. Na rękach pani Krystyny umierały nie tylko kobiety; umierali również mężczyźni, którzy ze śmiercią walczyli jak najsilniejsze zwierzęta; nie poddają się do samego końca.