Problemy wynikające z awarii pojedynczych satelitów dawały już o sobie znać. W jednym z takich wypadków - problem dotyczył zegara - zanim zorientowano się, że urządzenie działa wadliwie i wyłączono je, błąd w określeniu pozycji przez odbiorniki na ziemi wynosił... 300 km. Zdarza się także, że wadliwie działające urządzenia elektryczne na ziemi zakłócają pracę GPS. Np. na Isle of Man jedna ze źle zainstalowanych kamer przemysłowych uniemożliwiała korzystanie z nawigacji w promieniu kilometra.
Spokój za 20 funtów
Te zakłócenia były wynikiem przypadku. Zespół Thomasa podkreślił jednak także, że podobny mechanizm może być wykorzystywany celowo. Jako najbardziej spektakularny przykład podał możliwość ataku hakerów na cały system. I choć uznał go za bardzo mało prawdopodobny, to jednocześnie wskazał na rosnące zagrożenie dla działania odbiorników GPS, którym w lokalnej skali mają być „jammerzy” korzystający z tanich i ogólnodostępnych urządzeń do zakłócania sygnału.
Rzeczywiście tego rodzaju sprzęt - mimo, że handel nim jest nielegalny w całej Unii Europejskiej - można bez trudu kupić w Internecie za ok. 20 funtów. Na ogół jest on używany przez pracowników, którzy w ramach obowiązków służbowych poruszają się samochodami, a ich pozycja jest monitorowana przez pracodawcę. Dzięki włączeniu „jammera” - który mieści się w kieszeni lub zastępuje samochodową popielniczkę - ustalenie pozycji wyposażonego w GPS samochodu jest niemożliwe. Podobne - choć nieco droższe - gadżety pozwalają też okłamać system i pokazać mu inną pozycję niż ta, w której się znajdujemy.
Już wkrótce, jeżeli zostaną zrealizowane zapowiedzi o wykorzystaniu satelitów do ustalania opłat za poruszanie się po drogach, mogą one także posłużyć do ich unikania. Nie będzie bowiem można ustalić, czy rzeczywiście skorzystaliśmy z płatnej autostrady lub wjechaliśmy do strefy objętej „congestion charge”.
Dostępność „jammerów” oraz uzależnienie wielu sfer gospodarczej aktywności od działania GPS powoduje, że ryzyko ich wykorzystania w znacznie bardziej szkodliwych celach, jest całkiem spore i będzie rosło. Dobrze zaplanowany atak na odbiorniki nawigacji satelitarnej może bowiem - zdaniem ekspertów RAE - spowodować znaczne szkody.
Więcej „wielkiego brata”
Dotychczas udało się uniknąć poważniejszych trudności związanych z tego rodzaju awariami, jednak rosnące uzależnienie ludzi od działania różnych form GPS-ów, może w przyszłości spowodować duże problemy. - Nie mówimy, że niebo spadnie nam na głowy. Nie mówimy także, że katastrofa czeka tuż za rogiem. Mówimy, że wzajemna zależność systemów jest coraz większa, a ludzie myślą, że one się wzajemnie zabezpieczają. A jeżeli kilka z takich systemów przestanie działać jednocześnie, to straty finansowe będą duże. Można też sobie wyobrazić, że ktoś straci życie. Tego wszystkiego można uniknąć - mówił Thomas dla BBC.
Dlatego autorzy raportu RAE postulują kilka rozwiązań, które miałyby zabezpieczyć brytyjską gospodarkę przed stratami. Pierwszym z nich jest dokładna ocena jej zależności od systemów nawigacyjnych oraz wymuszenie na przedsiębiorstwach prowadzenia obowiązkowej oceny ryzyka oraz wpływu, jaki na ich pracę miałaby taka awaria. Chcą, by po prostu brano pod uwagę możliwość, że GPS nagle przestanie działać. Podsunęli też pomysł, by wykorzystać „jammery” do sprawdzenia efektów takiej awarii i gotowości na poradzenie sobie z jej skutkami.
Dopóki nic takiego się nie stanie, my oczywiście nie odczujemy zbyt mocno rosnącej roli GPS. To jeden z kilku systemów, który wywiera spory wpływ na nasze życie, a z działania którego nie zdajemy sobie sprawy. W najbliższym czasie dotknie nas prawdopodobnie przede wszystkim wprowadzenie opartego o niego systemu poboru opłat za drogi oraz - tych pracujących „za kółkiem” - większa możliwość bycia kontrolowanym przez szefa, który na bieżąco może sprawdzać ich pozycję. Ryzyko, że „wielki brat” na nas patrzy będzie coraz większe.
Na poziomie życia codziennego odczujemy też coraz lepszą precyzję działania urządzeń. Mamy to zawdzięczać przede wszystkim uruchomieniu systemu GALILEO. Jednak mimo to - pamiętając o zagrożeniach i ryzyku awarii - warto nie wyrzucać mapy. A w sytuacji, gdy miły głos płynący z samochodowego urządzenia kieruje nas w sam środek lasu lub każe wjechać na autostradę pod prąd, warto przypomnieć sobie historię Roberta Jonesa i jego zawieszonego 30 metrów nad ziemią BMW.
Bądźmy świadomi, że GPS popełnia błędy i mimo, że jest coraz lepszy i dokładniejszy, to i tak w każdej chwili może nas zawieść.
Tomasz Borejza, Cooltura